Dedykacja dla Annetti, Boginki, Elli, magiap, Annabeth1998, Adminki, i dla reszty histeryczek, które tak przeżywały ostatnie rozdziały :* Jesteście dla mnie wsparciem, dla takich osób chce się pisać.
Dwie dusze
Leżałam w łóżku, słuchałam utworów Danny’ego i próbowałam zasnąć. Liczyłam, że znów przyśni mi się mój wcześniejszy sen. Starałam się, ale nic z tego nie wychodziło. Długo się nad tym zastanawiałam. Jeśli sen okazałby się prawdą, to czy była szansa na odzyskanie moich wspomnień? Wcześniej o tym nie myślałam, ale skoro pamiętam kołysankę, to…
– LANA! LANA!
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je i wyjrzałam na zewnątrz.
– CZEŚĆ ROSE! – zawołałam
– CO ROBISZ?!
– NUDZĘ SIĘ, A TY?!
– JA TEŻ! IDZIEMY NA SPACER?!
– NO PEWNIE!
I tym oto sposobem, cały obóz dowiedział się, że idziemy na spacer.
Wyszłam z domku i spotkałam się z córką Afrodyty. Zaczęłyśmy spacerować po całym obozie i lesie wokół. Rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Nagle natknęłyśmy się na Danielle. Blondynka siedziała na kocu koło areny treningowej. Ściskała swoją pandę i obserwowała poczynania innych obozowiczów.
– Cześć Danielle. – przywitałam się siadając obok
– Cześć Lana.
– Co tu tak sama siedzisz? – spytała Rose
– Moje rodzeństwo ciężko trenuje, więc nie mają dla mnie za bardzo czasu.
– Dlaczego nie trenujesz z nimi?
– Nie wolno mi. Mam bardzo słaby organizm. Mogę trenować tylko z Travisem i Connorem, ale oni bardzo się o mnie martwią i nigdy nie ćwiczą ze mną na poważnie. – odparła zasmucona – Chciałabym być silniejsza i sprawniejsza. Wtedy Atena byłaby ze mnie dumna. – dodała ciszej
Zrobiło mi się szkoda Danielle. Widać było, że bardzo jej na tym zależało. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne. Znam dobrze to uczucie bezradności i niemocy. Sama wciąż zadręczam się myślą, że nie nadaję się na córkę Zeusa, że zawiodę, kiedy będę potrzebna, że tylko zawadzam…
– Skoro nie masz co robić, to możesz mi w czymś pomóc. – powiedziała nagle Rose, a my spojrzałyśmy na nią pytająco
– O co chodzi?
– Jutro Mary, córka Demeter ma czternaste urodziny. Zawsze na obozie urządzamy imprezy. Często są to niespodzianki. Zajmujemy się tym i przyda się każda dodatkowa para rąk.
– Bardzo chętnie pomogę. – ożywiła się Danielle
– Ja też. Drużynowy trening mamy mieć o osiemnastej. – oznajmiłam
Poszłyśmy do domku Afrodyty, gdzie zaczęłyśmy przygotowywać dekoracje. W środku było bardzo tłoczno. Było po kilka osób z każdego domku. Oczywiście nie pomieściliśmy się wszyscy, więc podzieliliśmy się na grupy. Część zajęła się prezentami od domków, część oświetleniem, jedzeniem, piciem, efektami specjalnymi, miejscem imprezy itd. Ja zajmowałam się dekoracjami. Praca tak mnie pochłonęła, że nie poszłam nawet na obiad.
Później wróciłam do domku, by się przebrać i ruszyłam na grupowy trening. Cody i Danny byli już na polanie.
– Cześć Lanuś! – zawołał Danny
Pomachałam im i podeszłam bliżej.
– Czemu nie było Cię na obiedzie? – spytał ciekawy blondyn
– Byłam zajęta. – odparłam wymijająco i zabrałam się za rozgrzewkę
Zaczęliśmy trenować. W ciągu pierwszych pięciu minut, manekin, na którym ćwiczyłam nadawał się już tylko do wyrzucenia. Niszczenie sprzętu zawsze sprawiało mi radość. Mogłam się wyżyć, nie robiąc nikomu krzywdy. Oczywiście, nie było to lepsze od bicia Danny’ego, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Nie było z nami centaura. Zazwyczaj ćwiczyliśmy sami. On nie był już nam potrzebny. Czasem tylko przychodził, żeby zobaczyć jak nam idzie. Coś poradzi, zmotywuje i sobie odchodzi. Ze mną wciąż prowadzi lekcje z Mgłą.
Po treningu dalej pomagałam w przygotowaniu przyjęcia.
Potem poszłam się wykapać. W łazience spotkałam Cassidy. Była bardzo zamyślona i zmartwiona, bo dzień wcześniej David wyruszył na bardzo poważną misję. Nie znała szczegółów. Chciała z nim jechać, ale jej nie pozwolił, bo powiedział, że to zbyt niebezpieczne. Pojechał z nim syn Morfeusza i córka Hermesa. Cassidy była zaniepokojona, bo David się długo nie odzywał. Wiedziałam co czuje. Ja sama dzień wcześniej przeżywałam to samo. Ta niepewność i bezradność jest straszna.
Pocieszyłam córkę Hekate i poradziłam, by napisała na kartce wszystkie swoje obawy, przeczytała je, a potem poszła spać.
Wróciłam do swojego domku. Jake siedział w łóżku w piżamce i bawił się plasteliną.
– Mama nie pozwala Ci się bawić w łóżku plasteliną. Wszystko będzie później posklejane. – zauważyłam, siadając na łóżku
– Oj tam, oj tam. – odparł obojętnie
Na spokojnie opowiedziałam bratu o przebiegu misji i o moim śnie. Jake, tak samo jak ja, był bardzo ciekawy, czy był on prawdą.
Usiadłam po turecku na łóżku, wyprostowałam się, wyciągnęłam ręce, zrelaksowałam się i zaczęłam medytować. To mi bardzo pomaga. Jest też ważne w kontroli Mgły.
Jake otworzył okno. Słyszałam, że ktoś się kłóci.
– JESTEŚ IDIOTĄ!
– ALE MÓWIŁAŚ, ŻE MNIE KOCHASZ!
– BO KOCHAM! ALE I TAK JESTEŚ IDIOTĄ!
– JA TEŻ CIĘ KOCHAM!
– OJ, ZAKMKNIJ SIĘ JUŻ!
– HEJ! – krzyknął Travis – KTO CHCE GRAĆ W KARTY?
– JA!
– JA TEŻ!
– I JA! A W CO?!
– NO W KARTY!
– TO WIEM! CHODZI MI O GRĘ!
– POKER! – odkrzyknął Travis
– O, TO FAJNIE! – ucieszyli się zainteresowani
– ROZBIERANY! – dodał syn Hermesa
– ŚWINIA!
– ZBOCZENIEC!
– LECZ SIĘ!
– NIE GRAM!
– JA TEŻ!
Usłyszałam głośne trzaskanie okien i przekleństwa kilku dziewczyn.
– TO NIE MOJA WINA, ŻE NIE UMIECIE GRAĆ!
– MOŻECIE SIĘ JUŻ ZAMKNĄĆ?! – spytała Clarisse
– NIE! – odkrzyknęli obozowicze
Westchnęłam zrezygnowana, zeszłam z łóżka i podeszłam do otwartego okna. Ustałam obok Jake’a i wychyliłam się na zewnątrz. W każdym oknie siedzieli obozowicze. Dostrzegłam Cody’ego i uśmiechnęłam się na jego widok. Na dworze było ciemno, ale ciepło.
– HEJ! POMÓŻCIE MI! „ODKRYŁ AMERYKĘ” NA SZEŚĆ LITER!
– IDIOTA! – krzyknęła Clarisse
– KOLUMB!
– TO KOLUMB, CZY IDIOTA?! ZDECYDUJCIE SIĘ!
– KOLUMB!
– DZIĘKI! „JEŹDZIECKA CZAPECZKA!”
– TOCZEK!
– NIECH KTOŚ PUŚCI JAKĄŚ MUZĘ, BO DRĘTWO SIE ROBI!
– MÓWISZ MASZ!
Z domku Apolla zaczęła lecieć głośna, żywa muzyka, a obozowicze zaczęli tańczyć w oknach.
– „MOMENT KULMINACYJNY W CIĄŻY!”
– PORÓD!
– „PIERWSZA CYWILIZACJA!”
– MEZOPOTAMIA!
– CHOLERA, ALE Z WAS KUJONY! – krzyknął chłopak, a my zaczęliśmy się śmiać
– TO KTO GRA W KARTY?!
– ALE NIE W POKERA?! – spytała dla pewności córka Ateny
– NO NIE W POKERA, NIECH WAM BĘDZIE! – zgodził się Connor
– A SZKODA! – krzyknął syn Aresa
Kilka osób poszło do domku Hermesa. Nasze okienne pogaduchy trwały jeszcze jakąś godzinę. Potem przyszedł Pan D., zaczął krzyczeć i grozić. Ogólnie zrobił trudne sprawy i musieliśmy iść spać.
Obudziło mnie głośne śpiewanie. Poderwałam się z łóżka i razem z bratem podeszliśmy do okna. Dzieciaki od Afrodyty siedziały w oknie i śpiewały „Happy Birthday”. Inni obozowicze zaczęli otwierać okna. Po chwili wszystkie domki dołączyły do śpiewania.
– DOBRA, KTO MA URODZINY?! – spytał Danny
– MARY! – krzyknął domek Demeter
– WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
W znakomitych nastrojach poszliśmy na śniadanie. Pan D. jeszcze trochę się czepiał, za to, że wieczorem tak hałasowaliśmy, ale nikt go nie słuchał. Dzień minął dość zwyczajnie. Po południu zaczęło się przyjęcie dla Mary. Bardzo sympatyczna dziewczyna, strasznie się ucieszyła, kiedy dowiedziała się o imprezie.
Nagle pojawił się pewien problem z muzyką. Niemal wszystkie dzieci Apolla były zaangażowane w przygotowanie przedstawienia i nikt nie zajął się muzyką. Zaczęli się między sobą kłócić. Chyba nieźle się posprzeczali. Nie bardzo mnie to obchodziło, bo akurat w tym czasie poszłam do domku się przebrać, po tym jak Jake wylał na mnie jakiś nadzwyczajnie klejący, lepki napój. Założyłam bardzo krótką i bardzo obcisłą, niebieską sukienkę bez ramiączek i czarne buty na obcasie. Poprawiłam rozpuszczone włosy i umalowałam usta.
Zadowolona wyszłam z domku i wróciłam do pawilonu jadalnego na imprezę. Ludzie stali po kątach i na coś narzekali. Na ustawionej scenie stał… Danny. Blondyn grał coś na perkusji i podśpiewywał. Całkiem nieźle mu szło, tylko nikt go nie słuchał.
– No cześć śliczna. Zatańczymy? – spytał Travis, który nagle się obok mnie pojawił
– Travis, to ja! – krzyknęłam i walnęłam go
– Poznaję ten prawy sierpowy. To Lana. – wybełkotał Hood
– Wyglądasz magnetycznie. Czujesz to przyciąganie? – spytał uwodzicielko Connor, poprawił kołnierzyk koszuli, a ja potraktowałam go, tak jak wcześniej jego brata
– Ale ostra!
– A z was są głąby!
Odeszłam od nich. Zobaczyłam synów Hadesa jak stali pod sceną. Obok Nico stał Jake. Podeszłam do nich.
– Po pierwsze! Jak znów mnie czymś oblejesz, to Cię skrzywdzę! – wypaliłam, gdy tylko ustałam obok, a brat uśmiechnął się przebiegle
– Ładnie wyglądasz siostrzyczko. – powiedział słodko
– Cicho lizusie. – syknęłam do niego – Dobra, teraz druga sprawa. Co Danny robi na scenie?!
– Dzieciaki od Apolla pokłóciły się. W końcu wyszło na to, że nikt nie wystąpi. – wyjaśnił Nico
– I wtedy Danny postanowił zainterweniować. – dodał Cody
– Ale coś mu nie idzie. – podsumował Jake
– I nikt nie ma zamiaru mu pomóc? Ma tyle utalentowanego rodzeństwa. Powinniśmy z kimś pogadać.
– Idź do tego, który uczył nas strzelać, zanim zostaliśmy określeni. – poradził Jake
– Kogo? – spytałam przekręcając głowę
– No tego, który tak na Ciebie leci. – powiedział, przewracając oczami
– Jessy! – załapałam, a synowie Hadesa spojrzeli na mnie uważnie – Idę z nim porozmawiać!
– Idę z Tobą. – oświadczył Cody, co mnie bardzo zszokowało
„Cody chce iść ze mną! O jeny! Ciekawe, czy podoba mu się moja sukienka? On wygląda tak cudownie! Ta czarna koszulka tak wspaniale eksponuje jego mięśnie!”
Idąc przez tłum, zauważyłam, że kilku chłopaków się za mną oglądało. Było to dość krępujące, gdyż nie przywykłam do takiego zachowania.
Przeciskaliśmy się przez rzeszę obozowiczów, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć Jessy’ego. Wpadłam jednak na jego siostrę. Znałam ją z widzenia. Powiedziała, że całe jej rodzeństwo się zmyło, bo podobno domek Apolla popadł w konflikt z domkiem Aresa. Naprawdę nieźle się pokłócili. Rodzeństwo Danny’ego oznajmiło, że nie będzie uczestniczyło w imprezie i wszyscy sobie poszli. Dziewczyna, z którą rozmawiałam właśnie zmierzała do wyjścia. Rozmawiając ze mną, cały czas patrzyła na Cody’ego i rumieniła się. Ewidentnie na niego leciała. Oczywiście się jej nie dziwiłam. Za to Cody nawet na nią nie spojrzał. Rozglądał się na boki i pewnie nawet nie słuchał co mówiła. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana i odeszła.
Wróciliśmy do Nico i Jake’a. Danny wciąż produkował się na scenie.
– I co? – spytał blondyn, upijając łyk soku
Na wszelki wypadek się od niego trochę odsunęłam.
– Nic. Jego rodzeństwo sobie poszło.
– Bez muzyki nie ma imprezy! Trzeba coś zrobić!
– Może włączyć radio? – zaproponowałam
– Żartujesz? – spytał z niedowierzaniem Travis, który nagle się koło mnie pojawił – Na żadnej naszej imprezie nie było radia! To by była porażka!
– Tak. Musi zagrać zespół. – poparł go brat
– To niech ktoś idzie zaśpiewać. – rzuciłam luźno – Zaraz będzie zespół. – dodałam i poprawiłam palcami loki
– To idź. – palnął Jake, a my spojrzeliśmy na niego jak na idiotę
– Że co? – spytałam, bo naprawdę myślałam, że się przesłyszałam
– No przecież Ty cały czas śpiewasz. – odparł, jakby to było oczywiste
– Nie prawda! – niemal krzyknęłam
– Prawda! Rano, w drodze na śniadanie, w kuchni, w samochodzie, w łazience! Ty ciągle coś śpiewasz albo nucisz. Nawet dziś rano!
– To się nie liczy. – zaprzeczyłam speszona – To nie jest śpiewanie.
– Liczy się! – uparł się brat – Od dawna grasz też na gitarze. Grałaś i śpiewałaś w szkolnych przedstawieniach!
– I śpiewasz nawet na klatce schodowej. – wtrącił Percy, który się do nas dołączył
– Nie wyjdę tam! – krzyknęłam stanowczo
– Wyjdziesz! – rzekła zdecydowanie Rose, która też się obok nas pojawiła – Lana, śpiewasz w drodze do łazienki, w łazience, wracając z łazienki, malując paznokcie, a nawet czytając! Aha, rozmawiałam z solenizantką. Jest przybita, bo ludzie nie bawią się na jej imprezie. Trzeba coś zrobić!
Rose upiła łyk soku i uśmiechnęła się, kiedy spostrzegła stojącego obok mnie Cody’ego. Chłopak trzymał ręce w kieszeni i nic nie mówił. Córka Afrodyty poprawiła swoją czerwoną, świecącą sukienkę.
Westchnęłam zrezygnowana.
– Ok, coś wykombinuję. – powiedziałam i dopchałam się pod samą scenę
– A mówiłam Ci jak sexy wyglądasz?! – krzyknęła Rose, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce
Musiała powiedzieć to akurat wtedy, kiedy Cody był obok? To krępujące…
Weszłam na scenę.
– Lanuś! – krzyknął do mikrofonu Danny
Cała sala zamilkła i spojrzała na mnie.
– Co tu robisz? – spytał cicho blondyn
– Ratuję Cię kretynie. – szepnęłam i wzięłam mikrofon – Cześć, nazywam się Lana!
– CZEŚĆ LANA! – ryknęła cała sala i wszyscy się zaśmialiśmy
– Dobra, to jak się bawicie?
– Byłoby lepiej z muzyką! – krzyknął ktoś
– No przecież gram! – oburzył się Danny
– Z normalną! – uściślił ktoś z tłumu
– Ok, to co powiecie na karaoke? – zaproponowałam, ale nie było odzewu – No las rąk! Zgłaszajcie się po kolei! Sala jest duża, więc się zmieścicie! – dodałam z sarkazmem
Sala się zaśmiała. Spojrzałam na nich. Wszyscy mieli na sobie imprezowe ubrania. Jedli, pili, rozmawiali, uśmiechali się.
– Ja tak poważnie. Zapuścimy muzykę, a wy zaśpiewacie. No dalej!
Brak odzewu.
– Nie współpracujecie. Czuję z waszej strony złe wibracje. Ta aura jest bardzo, bardzo zła. I nie chuchajcie tak, bo mnie zwieje!
Wszyscy zaczęli znów się śmiać. Chyba nieźle mi szło, ale ktoś tu miał śpiewać. Spojrzałam błagalnie w górę i szybkim ruchem ręki poprawiłam włosy.
– Dobra, dość! Miarka się przebrała! Zaraz Danny zagra Bimbera i się skończy! I żeby nie było wątpliwości, to była groźba!
– Nie zagram tego! – krzyknął do mikrofonu Danny, a obozowicze się zaśmiali
– Danny i popsułeś! – powiedziałam, odwracając się w jego stronę
– To sama coś zaśpiewaj! – zawołał ktoś z tłumu
– Ej! Kto to powiedział?! Odważny w grupie, co?! To może wyjdziesz na scenę?!
– Tak, na gołe klaty!
– Jak z nią, to ja chcę! – krzyknął jakiś chłopak
Sala się zaśmiała, a ja poróżowiałam na twarzy.
– Ej, ej! Uważajcie sobie! – powiedział Danny do mikrofonu i groźnie zamachał pałeczkami
Westchnęłam głęboko.
– Ok, ja sama nie zaśpiewam, nie myślcie sobie! – powiedziałam zdecydowanie
– Eee… Dobra! To kto na ochotnika?! – zawołał Travis
– To ja idę! – zawołał Connor i wszedł na scenę
Tłum zaszalał.
– Connor I Odważny! – krzyknęłam do mikrofonu
Hood podszedł do mnie, objął mnie pewnie w pasie, poprawił swoją koszulę i uśmiechnął się do widowni.
– Fajny przydomek. Connor I Odważny. – powiedział z dumą i jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie
– A umiesz grać na gitarze? – spytał Danny – Albo na czymkolwiek? – dodał
– Eee… Nie. – odparł krótko – Ale mogę sobie pośpiewać. – dodał i wyszczerzył się
– To kto umie tu na czymś grać? – spytałam
– Ja umiem na harfie! – krzyknęła dziewczyna od Ateny
– Mamy tylko kogoś na gitarę, bas i klawisze. Ewentualnie trąbka i tamburyn. – oznajmił Danny, podnosząc leżące na ziemi instrumenty
– A marakasy macie? – spytała jakaś dziewczyna
– Eee… A są! – zawołał Danny, wyciągając instrument z pudełka koło perkusji
– To ja idę! – zawołała dziewczyna i przecisnęła się przez tłum
Dziewczyna weszła na scenę. Miała typowo latynoską karnację, długie, gęste włosy i duże, ciemne oczy. Ubrana była w świecącą bluzkę i jeansowe spodenki. Nie wiedziałam, czyją była córką, ale wyglądała sympatycznie. Powiedziała, że nazywa się Pepita. Wzięła od blondyna marakasy i zaczęła się nimi bawić.
– Widzicie? – zwróciłam się do widowni – Da się. To kto na gitarę?
– Cody gra! – krzyknął Nico
Moje oczy się zaświeciły. Ja i Danny spojrzeliśmy na niego. Wszyscy zaczęli go wypychać. On się opierał i wyrywał. W końcu Danny siłą wyciągnął go na scenę. Chłopak podszedł do nas niechętnie.
– Cody II Odważny! – powiedziałam do mikrofonu
– Raczej Cody II Zmuszony. – powiedział, biorąc ode mnie mikrofon – Nie piszę się na to!Nie dam się w nic wrobić! – powiedział do nas
– Masz! – Danny wcisnął mu w ręce gitarę – Przecież umiesz grać. Śpiewać też. Ten jeden raz. Jesteśmy drużyną!
Ja i Cody wymieniliśmy spojrzenia.
– Wisisz nam przysługę! – powiedzieliśmy równocześnie
– Czyli się zgadzacie?! – spytał Danny
– Connor, puść Lanę i stań tam. – zwrócił się Cody, do syna Hermesa, który wciąż stał obok i trzymał rękę na mojej talii
Chłopak szybko wykonał jego polecenie. Ustał z boku sceny.
– Jeszcze dalej! – zawołał Danny i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z synem Hadesa. Nie, chyba musiałam coś źle zarejestrować. Oni i porozumienie?
Danny wrócił na koniec sceny i usiadł za perkusją. Pepita i Connor stali po jego dwóch stronach. Cody z gitarą i ja na środku.
– Ok, przyda nam się jeszcze jedna dziewczyna i proponuję solenizantkę.
– MARY! MARY! MARY!
Na scenę wyszła niewysoka szatynka. Uśmiechała się speszona i ze zdenerwowania bawiła się zieloną sukienką.
– Ok, to myślę, że mamy skład. Co zagramy?
Sala zaczęła nas poganiać. W końcu sami nam coś wybrali. Nie znam tytułu, ani autora, ale piosenka była znana. My znaliśmy słowa, a chłopacy mogli to bez problemu zagrać. Naprawdę świetnie im szło. Zsynchronizowali się. Współpracowali ze sobą. Potem zaczęłam śpiewać. Poczułam się taka wolna! Razem z Mary i Connorem śpiewaliśmy i tańczyliśmy na scenie. Ludzie klaskali i na nas patrzyli. Nie ważne było, że Connor czasem fałszował albo potykał się o kable. Razem z Mary tworzyłyśmy fajny duet. Cody i Danny też zaczęli śpiewać. Publika wreszcie się ożywiła, a my naprawdę dobrze się bawiliśmy. Potem na scenę weszli inni obozowicze. Byli też tacy, którzy na niczym nie potrafili grać, więc Danny puścił muzykę z głośników i było prawdziwe karaoke.
Zabawa skończyła się bardzo późno. Wszyscy się wspaniale spisali. Włożyliśmy wiele pracy w to przyjęcie.
Na drugi dzień wszyscy byli zaspani i nieogarnięci. Chejron powiedział, że nie musimy szczególnie ciężko trenować. Danny, Cody i ja poszliśmy na naszą polanę. Cody zaczął ćwiczyć szermierkę, ja usiadłam pod drzewem i zaczęłam medytować, a Danny wspiął się na wysoką gałąź, puścił muzykę i obserwował.
Cody w końcu zrezygnował z ćwiczeń i usiadł koło mnie pod drzewem. Uśmiechnęłam się i podałam mu butelkę wody.
– Dziękuję. – powiedział cicho i wziął ją ode mnie
Na powrót zaczęłam medytować. Wiedziałam, że mogłabym się rozgadać i paplać bez sensu, a Cody tego nie lubi, więc siedziałam cicho. I tak uważał, że jestem wkurzająca. I szurnięta. Wolałam milczeć. Tak było bezpiecznie.
– Co robicie? – spytał w końcu Danny
Żadne z nas się nie odezwało, więc na kilka minut znów zapadła cisza. Wiedziałam jednak, że długo to nie potrwa.
– Fajnie, że jako drużyna spędzamy razem czas.
– Spędzamy, bo musimy. – rzekł cicho Cody
– Tak tylko mówisz. Prawda jest taka, że Tobie też się to podoba. – stwierdził Danny, rzucając z góry zielone listki – Zaczynam się do tego przyzwyczajać. Wcześniej zazwyczaj byłem sam. Cieszę się, że jesteś tu ze mną Lanuś. – dodał
„A ja się cieszę, bo obok jest Cody. Cały i zdrowy. Jest tu i to mi wystarcza. Ale… Gdyby tak rzucił się na mnie i namiętnie zaczął całować, to byłoby jeszcze lepiej. Usta Cody’ego na moich ustach, jego ciepły oddech na mojej szyi, jego ręce na…. Aaa! Lana weź Ty się do cholery ogarnij!”
– Może się gdzieś przejdziemy? – zaproponował Danny, a ja dotknęłam swojej czerwonej twarzy i zaczęłam się wachlować
– Gdzie? – spytał Cody
– Po obozie. Obczaimy co się dzieje. – odparł i zszedł z drzewa
Kiedy Danny nauczył się tej mistycznej sztuki? Jeszcze niedawno spadał za każdym razem, kiedy próbował zejść. Chyba musiał trochę poćwiczyć.
Zaczęliśmy spacerować. Danny, który szedł na środku, włączył jakąś nową melodyjkę, założył ręce za głowę i wyszczerzył się radośnie. Cody włożył ręce w kieszenie i rozglądał się spokojnie. Ja szłam z boku i ukradkiem na nich spoglądałam. Chłopcy byli swoimi przeciwieństwami. Bardzo wiele ich różniło, ale też wiele łączyło…
– Co to za melodia? – spytałam blondyna
– Jest nowa. Wczoraj się za nią zabrałem i stworzyłem ją z myślą o nas. – odparł zakłopotany, a Cody i ja spojrzeliśmy na niego pytająco – Wiecie… O naszej trójce… Chodziło o utwór, który by nas odzwierciedlał i do nas pasował… – dodał, drapiąc się po głowie
– Podoba mi się. Ma fajny rytm, łatwo wpada w ucho i jest taka pogodna. – wyznałam – Jak się nazywa?
– Nie ma nazwy. Liczyłem na was.
Zamyśliliśmy się, a Danny spojrzał na nas wyczekująco.
– „L.C.D.” – powiedziałam cicho
– Jak te telewizory?! – spytał zdziwiony Danny
– L.C.D. Lana, Cody, Danny. – oznajmił Cody, a ja się uśmiechnęłam
– Aaa! Zarąbczasta nazwa! – ucieszył się blondyn
Pokręciliśmy się trochę po polanie z domkami, potem poszliśmy nad jezioro, a na koniec ruszyliśmy drogą do bramy obozu. Usiedliśmy sobie na kamiennej ławeczce i wsłuchiwaliśmy się w szum drzew.
– Fajny dziś dzień. – stwierdził Danny – Chyba nic nie może mi go zepsuć. – dodał
– Nie chwal dnia o poranku. – mruknął obojętnie Cody
– Przecież jest południe. – powiedział Danny, a ja i Cody zrobiliśmy zażenowane miny
– Jesteś kretynem. – rzekł Cody
– Ale przecież jest południe!
– Danny, zamknij się już! – krzyknęłam i walnęłam go pięścią w głowę
„O jeny, jak fajnie! Dawno go nie biłam i już zapomniałam jak to jest. Nie powinnam sobie robić takiej przerwy. To niezdrowe. Powinnam go bić regularnie, tak profilaktycznie.”
– Ała, Lanuś! Ale jesteś silna. – poskarżył się, masując głowę
– Nie jęcz!
Nagle zobaczyłam jak w naszą stronę zmierza Cassidy. Ubrana była w kolorową sukienkę. Wyglądała na bardzo przejętą, zniecierpliwioną i rozpromienioną. Przeszła koło ławki, na której siedzieliśmy i chyba w ogóle nas nie zauważyła, bo poszła dalej przed siebie i zaczęła się wspinać na wzgórze prowadzące do bramy.
– Cassidy! Hej, Cassidy! – zawołałam
Dziewczyna zatrzymała się, zamrugała i odwróciła w naszą stronę.
– Lana! Cześć! W ogóle Cię nie zauważyłam! – zawołała rozbawiona całym zajściem i podeszła do nas w podskokach
– Co się stało, że jesteś taka radosna?
– David dziś wraca! – pisnęła szczęśliwa
– Ale Ci zazdroszczę! – powiedziałam i przelotnie spojrzałam na Cody’ego – Odwzajemniona miłość to coś pięknego! – dodałam głośniej
– Też tak myślę… – mruknął Danny, a ja szturchnęłam go łokciem i spojrzałam wyczekująco na Cassidy
– Wczoraj się ze mną kontaktował. Powiedział, że misja skończyła się powodzeniem i już dzisiaj będą. O tej godzinie powinni już być. Chejron pozwolił mi na nich poczekać przy bramie. Idziecie ze mną?! – spytała na jednym tchu
– Pewnie! – zadecydowałam
Podnieśliśmy się z ławeczki i razem z córką Hekate ruszyliśmy w stronę bramy. Chłopcy nic nie powiedzieli. W kwestii towarzyszenia Cassidy nie mieli nic do powiedzenia. Zdecydowałam, że idziemy to idziemy.
– Tak dawno go nie widziałam! No… Wczoraj rozmawialiśmy przez Iryfon, ale to się nie liczy. Miał się ze mną skontaktować jeszcze dzisiaj rano, ale pewnie zapomniał.
Stanęliśmy przy bramie i czekaliśmy. Cody i Danny stanęli z boku, a Cassidy i ja kawałek dalej. Spojrzałam na jej rozpromienioną twarz i westchnęłam.
– Ale Ci zazdroszczę! Masz takie szczęście! Pewnie nie możesz się już doczekać, co? – spytałam, szczypiąc ją lekko w ramię
– No! Po prostu masakra! – pisnęła i złapała mnie za rękę – A Ty co? – spytała i spojrzała na coś za moimi plecami
Odwróciłam się i zobaczyłam Cody’ego. Szybko odwróciłam wzrok i zarumieniona spojrzałam na Cassidy.
– Ale się fajnie rumienisz!
– Cicho głupku!
– Oj tam, oj tam! Mów!
– Nie ma o czym mówić. – wyznałam niechętnie
Skrycie wierzyłam, że po tym co wydarzyło się na misji, coś się między nami zmieni. Wtedy w tunelu, kiedy byliśmy sami…
– No, co Ty? Kurde. Bo jesteście razem w tych takich śmiesznych drużynach, nie? – zapytała, zagarniając długie włosy za ucho
– Tak, jesteśmy w Drużynie Szóstej.
– No właśnie! Razem trenujecie, razem byliście na misjach, razem spędzacie czas, a wczoraj razem śpiewaliście! Czego więcej?!
– Miłości? – podsunęłam jakby to było oczywiste
– Hhmm… porozmawiamy o tym dziś u Ciebie, jak przyjdę wieczorem na paznokcie. – powiedziała z cwanym uśmieszkiem
– Dobra. – ucieszyłam się i obie się przytuliłyśmy
Czekaliśmy jeszcze jakiś czas. Stałam i przyglądałam się śpiącemu smokowi. Nie był straszny. Sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego. Bardzo byłam ciekawa jakie w dotyku są jego śliczne łuski.
Nagle zobaczyliśmy zbliżające się do nas dwie sylwetki. Jedna należała do chłopaka, druga do dziewczyny.
– Hhmm… Nie widzę Davida… – mruknęła Cassidy stojąc na palcach i podpierając się o mnie
Cody i Danny podeszli do nas. W milczeniu i niepewności wyczekiwaliśmy dwójki obozowiczów. W końcu przeszli przez magiczną bramę i stanęli naprzeciw. Oboje byli cali brudni od ziemi i błota. Mieli też opatrunki i zadrapania. Wyglądali na wykończonych.
– No wreszcie! Co wam się stało?! Gratuluję ukończenia misji, chyba naprawdę było trudno. A gdzie jest David?! – spytała zniecierpliwiona Cassidy
Dziewczyna i chłopak wymienili między sobą spojrzenia. Wyglądali na bardzo smutnych, przygnębionych i niewyspanych. Szatynka nagle zaczęła szlochać.
– Cassidy, bardzo nam przykro, ale… David nie żyje… – wyznał drżącym głosem chłopak
Czułam jakby uderzyła we mnie jakaś niewidzialna siła. Ścisnęło mi żołądek. Z początku w ogóle to do mnie nie dotarło. Jakby to, co powiedział syn Morfeusza było żartem albo snem.
Cody i Danny podeszli bliżej mnie. Zrobiło mi się słabo. Spojrzałam na Cassidy. Jej twarz… jej twarz była taka pusta…
Dziewczyna nagle upadła na kolana. Nie zdążyliśmy jej złapać.
– Wiedziałam… Czułam to… – szepnęła
Wróciło wspomnienie. Ciemny, długi tunel… Okaleczone ciało Cody’ego leżące na tej zimnej ziemi… Mój krzyk… Czułam to samo… Dokładnie to samo…
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny płacz Cassidy. Dziewczyna krzyczała i trzęsła się. Uklękłam przy niej i mocno objęłam. Tak bardzo jej współczułam. Rozumiałam ją. Wiedziałam co przeżywa. Cody i Danny byli w szoku. Żadne z nas nie wiedziało do końca co się dzieje. Próbowałam uspokoić Cassidy, ale ona była tak zrozpaczona, że rzuciła się na ziemię i nie chciała wstać.
– Trzeba ją zabrać do lecznicy. – oznajmił Danny
Siłą ją podnieśliśmy. Zaczęliśmy ją prowadzić. Powoli cała sytuacja zaczęła do mnie docierać. Momentalnie zaczęłam płakać.
– Lana, usiądź na ławce i uspokój się. My zajmiemy się resztą. – powiedział Danny, a ja bez protestów usiadłam na kamiennej ławeczce
Zaczęłam się trząść. Od kiedy byłam na obozie, nikt nie zginął na misji. Zawsze było spokojnie. Biedna Cassidy. Tak bardzo go kochała. Ja miałam to szczęście, bo Cody przeżył. Odzyskałam go. Nie ważne, że mnie nie kochał. Dla mnie liczyło się to, że po prostu był. A Cassidy… To takie niesprawiedliwe! Przecież byli tacy szczęśliwi!
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam wzrok. Przede mną stał Cody. Jego twarz była spokojna, ale w czarnych oczach dostrzegłam smutek.
– Cassidy jest w lecznicy. Zemdlała. Tamci są opatrywani i zdają Chejronowi relacje. Danny kazał mi do Ciebie przyjść. On też tu za chwilę będzie. Poszedł do domku Ateny… – oznajmił cicho i usiadł obok mnie
Podkuliłam nogi i schowałam w nich twarz.
– Wtedy w tunelu… – szepnęłam – Czułam to samo co ona… – dodałam
Cody nic nie odpowiedział.
– Dlaczego przez miłość tak cierpimy..? – spytałam retorycznie
Czułam jak się trzęsę. Łzy piekły mnie w policzki.
Nagle poczułam coś na swoich ramionach. Podniosłam głowę. Byłam przykryta grubą, ciemnoniebieską bluzą Cody’ego. Chłopak stał naprzeciwko, trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na mnie swoim obojętnym wzrokiem. Jak zwykle, nie pozwalał sobie na okazanie emocji.
Opatuliłam się jego bluzą i wstałam z ławki. W milczeniu ruszyliśmy w stronę domków. Idąc upajałam się zapachem bluzy Cody’ego. Pachniała nim. Cudowny zapach…
Po drodze spotkaliśmy Danny’ego. Szedł ze spuszczoną głową w naszą stronę i kopał kamyczki. Kiedy nas zobaczył, zatrzymał się i poczekał, aż do niego dojdziemy. Całą trójką szliśmy dalej.
– Rozmawiałem już z Annabeth. Jako grupowa domku, przekaże reszcie informację. – oznajmił Danny
Zatrzymaliśmy się na polanie z domkami. Oddałam synowi Hadesa bluzę.
– Pójdę do domku… – szepnęłam cicho
Nie czekając na reakcję chłopców, ruszyłam przed siebie. Weszłam do domku. Jake siedział na swoim łóżku z podkurczonymi nogami.
– Więc to prawda? – spytał cicho, patrząc na moją zapłakaną twarz
– Już wiesz? – odpowiedziałam pytaniem
Jake zeskoczył z łóżka, podbiegł i przytulił się do mnie.
– Jakiś chłopak zginął na misji, tak?
– Yhm. Syn Ateny.
– I nie wróci? Tak jak wszystkie nasze chomiki? – spytał braciszek
Uśmiechnęłam się blado i zmierzwiłam mu włosy.
– Czasami zapominam, że masz dopiero dziesięć lat. Choć, położymy się.
Wzięłam Jake’a za rękę, położyliśmy się na moim łóżku i przykryliśmy kołdrą.
– Tęsknię za rodzicami. Chcę do domu. – wyznał blondynek
– Ja też za nimi tęsknię. Chcesz po wakacjach wrócić do domu?
– A mogę? – spytał zdziwiony
– Oczywiście. Rozmawiałam o tym z nimi. Bardzo, by chcieli, żebyśmy wrócili.
– Hhmm… Ucieszyliby się, ale… będę tęsknić za obozem.
– No i szkoła. – dodałam
– To akurat nie problem.
– Jak to? – zmarszczyłam brwi – Przecież musimy do niej chodzić. – dodałam, jakby to było oczywiste
– A wcale nie. Rozmawiałem na ten temat z wieloma osobami.
– I co?
– Bardzo dużo półbogów zostaje na obozie cały rok. Nie chodzą do szkoły. Mgła załatwia sprawę. – wyjaśnił brat
– Mgła? – spytałam zaintrygowana
– Yhm. Ty tylko wybierasz szkołę, a resztę załatwia Chejron. Dzięki Mgle, WSZYSCY myślą, że chodzisz do szkoły, w której każdy Cię zna, masz stuprocentową obecność i najlepsze oceny.
– Super…
– No, ze szkołą nie ma problemu. Nie musielibyśmy wracać. Tęskniłbym za obozem. I drużyny… Jakbym wrócił do domu, miałbym zaległości w treningach.
– Zgadzam się. Mamy zobowiązania. Cody i Danny zostają tu, bo nie mają dokąd wracać. A ja… bym bardzo tęskniła… – dodałam i poczułam rumieńce na twarzy
– Musimy to przemyśleć siostra. Zaśpiewasz mi? – spytał Jake, przytulając się do mnie
– Co?
– Naszą kołysankę.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam śpiewać Silver Star. Po chwili oboje zasnęliśmy.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Podniosłam się, przeciągnęłam i wstałam. Jake wciąż spał. Dalej było widno. Podrapałam się po głowie i otworzyłam drzwi. W progu zobaczyłam Danny’ego.
– Cześć… – przywitał się smętnie – Wszyscy mamy się zaraz spotkać w pawilonie jadalnym. Chejron chce coś ogłosić. – oznajmił
– Dzięki. Zaraz obudzę Jake’a.
Podeszłam do brata i zaczęłam nim delikatnie potrząsać. Blondynek otworzył oczy.
– Co jest? – spytał sennie
– Chodź. Musimy iść.
Jake wstał z łóżka i założył buty. Wyszliśmy na zewnątrz. Przed domkiem czekał na nas Danny.
– Chodź mały, wezmę Cię na barana. – zaproponował syn Apolla
Jake przetarł oczy, ziewnął i wskoczył blondynowi na plecy. Ruszyliśmy w stronę pawilonu. Z każdego domku wychodziły tłumy obozowiczów. Wszyscy byli smutni. Najbardziej przygnębiony był domek Ateny. Widziałam jak Annabeth idzie przytulona do syna Posejdona. Percy obejmował ją ramieniem. Było mi jej bardzo szkoda. W końcu David był jej bratem. Na pewno to przeżyła.
Weszliśmy do pawilonu i zajęliśmy swoje miejsca.
Wszyscy milczeli. Spojrzałam na stolik Hekate. Cassidy szlochała cicho, a jej rodzeństwo próbowało ją pocieszać. Wyglądała na zdruzgotaną.
Chejron zastukał kopytem.
– Witajcie moi drodzy. Zapewne wiecie, czemu się tu spotkaliśmy. – rzekł zasmucony – Straciliśmy na misji jednego herosa. Syna Ateny Davida. – dodał
Cassidy momentalnie zaczęła głośno płakać. Wszyscy spuściliśmy głowy. Serce mi się krajało.
– Kiedy wczoraj wracali z misji, zostali zaatakowani. Dzielnie walczyli, jednak jad skorpiona był silniejszy. David został ranny. Był bardzo odważny. Cierpiał… Niedługo potem odszedł. Musimy tylko mieć nadzieję i wierzyć, że walczył do końca…
Cassidy zaczęła jeszcze bardziej i głośniej płakać. Położyła głowę na stole i zakryła się rękoma.
– Jego ciało zostało przekazane ojcu. Całun zostanie spalony po pogrzebie. Teraz chciałbym, abyśmy uczcili pamięć Davida minutą ciszy.
Wszyscy wstaliśmy z miejsc i wyprostowaliśmy się. Trwaliśmy w ciszy. Spoglądałam na twarze obozowiczów. Wszyscy byli poważni, zadumani i zamyśleni. Każdy z nas miał wiele tematów do refleksji. W obliczu tragedii, zjednoczyliśmy się. Nie ważne były sprzeczki pomiędzy domkami. W tej chwili byliśmy jednością.
Wyszliśmy z pawilonu jadalnego. Zastanawiałam się, czy nie podejść do Cassidy i dzieci Ateny, ale… po co? „Wszystko będzie dobrze.” „Czas leczy rany.” „Wszystko się jakoś ułoży.” To nie prawda. Takie teksty wcale nie pomagają. Jest tylko gorzej. To nie pocieszenie. Oni powinni sami to przeżyć, potrzebują spokoju. Ja nie chciałabym, żeby wszyscy mi tak nadskakiwali i na siłę pocieszali. Nie twierdzę, że Cassidy nie potrzebuje wsparcia. Potrzebuje. Jej rodzeństwo powinno jej pomóc.
Wszyscy wróciliśmy do swoich domków. Położyłam się na łóżku i zaczęłam pisać w pamiętniku.
REKLAMA
(Studio z telezakupów Mango, kuchnia. Przed kamerą stoi ubrany w babciny fartuszek Hermes. Bóg uśmiecha się i macha. W tle słychać brawa widowni.)
– Witam serdecznie naszych kochanych widzów! Ostatnio dostaliśmy od was sporo e-maili. Dotyczyły one pewniej kwestii, którą wypowiedział Cody w poprzednim odcinku. Cytuję „Przyszliśmy, żeby Ci sprzedać mikser, a jak myślisz?” Otóż wielu z was pragnęło zobaczyć Cody’ego w tej roli. Mam tu nawet karteczkę, nie myślcie sobie, że się nie przygotowałem.
(Bóg wyciąga z kieszeni fartuszka karteczkę. Odchrząka i zaczyna czytać.)
– „Droga redakcjo Pamiętnika Heroski! Bardzo chciałabym ujrzeć Cody’ego w roli sprzedawcy miksera, gdyż jest on sexy (Cody, nie mikser). To pewnie wyglądałoby zabawnie. – SexyCodyFan z Alabamy!” „Hahaha! Cody sprzedający miksery! Chcę to zobaczyć! – Penny z Florydy!” „Nie wiem co to za koleś, ale słyszałem, że sprzedaje miksery, a mój się właśnie zepsuł i chcę kupić nowy. – Paul z Montany!”
(W tle słychać brawa i śmiechy, a bóg z uśmiechem wyrzuca za siebie kartkę.)
– Tak więc zapraszam! Przed państwem Cody Carter!
(Hermes klaszcze i wychodzi z kadru. Do kuchni wchodzi Cody. Jest w samych jeansach, bez koszulki. W tle słychać bardzo głośny pisk dziewczyn. Chłopak pewnie podchodzi do blatu kuchennego, wyjmuje z szafki mikser, stawia go przed sobą i patrzy z uśmiechem w kamerę.)
– Nie wiem za bardzo o co chodzi, zapłacili mi, żebym tu przyszedł.
(Publika się śmieje, a Cody wyciąga z szafek i lodówek różne składniki.)
– Jeśli nie macie czasu, by wyjść do cukierni po ciasto, ale macie czas na to, by stać w kuchni, piec, zrobić bałagan, a potem go sprzątać, to oto produkt dla was! Przedstawiam państwu wyje*any w kosmos mikser SuperUltraMikserX3000500V!
(Cody prezentuje produkt przed kamerą, ale ta skupia się na jego nagiej klatce piersiowej, a nie na mikserze. Widownia krzyczy. Ktoś rzucił stanik. Chłopak udaje, że tego nie zauważa.)
– Babeczki! Potrzebne będą dwa jajka, mąka, olej i woda.
(Chłopak umieszcza w misce wszystkie składniki.)
– Można wszystko wymieszać osobno, ale nasz produkt SuperUltraMikserX3000500V jest tak wspaniały, że bez problemu poradzi sobie ze wszystkim naraz! A poza tym, nie chce mi się tu dłużej siedzieć.
(Cody bierze do ręki podłączony do prądu mikser.)
– Obsługa jest bardzo prosta! Wystarczy wpisać kod, który składa się z piętnastu cyfr, potwierdzić zgodność linii papilarnych, przeprowadzić skan siatkówki oka i włączyć przycisk START. Prawda, że proste?
(Syn Hadesa z uśmiechem włącza mikser i ustawia go na specjalnej podstawce, by mógł się kręcić.)
– Widzicie to?! Nie trzeba go trzymać! Magiczny mikser będzie kręcił się sam! Oprócz kręcenia się w kółko jak Danny po zjedzeniu chińszczyzny, produkt ten posiada jeszcze funkcję odbierania wiadomości e-mail! To magiczne urządzenie SuperUltraMikserX3000500V możecie kupić po okazyjnej cenie 1500 dolarów! Nie zwlekajcie ani chwili dłużej! Pierwsze dwie osoby otrzymują kilogram mąki gratis!
(Rozbrzmiewają głośne wiwaty.)
– Ooo proszę, przyszedł pierwszy e-mail!
(Cody pochyla się nad mikserem i zaczyna czytać.)
– „Kupię to, jak Cody’ego dorzucicie gratis. – Macy z Chicago…”
(Chłopak robi przerażoną minę. Obok niego pojawia się uśmiechnięty Hermes i macha do kamery.)
– To wszystko na dziś! Dziękujemy za uwagę!
(Cody i Hermes machają, a chwilę potem ganiają się z mikserem po kuchni.)
PO REKLAMACH
Staliśmy i w milczeniu czekaliśmy na resztę obozowiczów. Dziś był pogrzeb Davida, ale tylko dzieci Ateny, Cassidy, kilku jego znajomych i Chejron na niego poszli. Centaur nie chciał, żebyśmy wszyscy na niego szli. My zostaliśmy na obozie i przygotowaliśmy wszystko do spalenia całunu. Palenisko było już gotowe. Ustawiliśmy się i czekaliśmy. W końcu ujrzeliśmy grupę wracającą z pogrzebu. Spojrzałam na Cassidy. Wciąż było z nią źle. W ogóle nie wychodziła z domku. Cały czas płakała. Nawet nic nie jadła. Jej rodzeństwo dawało jej tabletki na uspokojenie. Po nich zasypiała.
Kiedy wszyscy się już ustawili, rozpoczęła się ceremonia. Dzieci Ateny przygotowały naprawdę piękny całun. Całość wydarzenia nadzorowały dzieci Apolla. Grały na instrumentach żałobną pieśń. Cassidy i Annabeth jako grupowa domku wygłosiły przemówienie. Córka Hekate ledwo mówiła. Była bardzo blada i wychudzona. Wyglądała tragicznie.
Potem obserwując jak płomienie trawią całun, uczciliśmy pamięć Davida minutą ciszy. Następnie ustawiliśmy się w kolejce i pojedynczo podchodziliśmy do ołtarza. Spoglądałam na twarze zebranych. Wszyscy byli zasmuceni.
Kiedy nadeszła pora na mnie, podeszłam do ołtarza, na którym stało zdjęcie Davida. Chłopak był wesoły i uśmiechnięty. Przez ramkę była przewieszona czarna wstążka. Zrobiło mi się słabo. Uklękłam przed ołtarzem, złożyłam kwiaty i otarłam wciąż spływające mi po policzkach łzy.
Wróciliśmy do swoich domków. Przebrałam się w rurki i ciemną, granatową, prostą, obcisłą bluzkę na grubszych ramiączkach. Zastanawiałam się przez chwilę, gdzie podziała się moja obozowa koszulka. Dawno jej nie nosiłam. Niby to było obowiązkowe, ale tak naprawdę nikt tego nie robił. Danny zawsze ją nosił. Nawet poza obozem.
Wyszłam z domku. Nie mogłam siedzieć w środku. Te cztery ściany mnie tłamsiły. Dusiłam się w środku. Zmierzałam właśnie w stronę polany treningowej, kiedy spotkałam idących w tą samą stronę chłopców. Kiedy już doszliśmy, Cody i Danny zaczęli ćwiczyć szermierkę, a ja w milczeniu usiadłam pod drzewem. Skoncentrowałam się i medytowałam. Kontrola Mgły przychodziła mi teraz z łatwością. Mogłam bez problemu stwarzać na ludziach drobne iluzje.
Chłopcy usiedli obok.
– Jak się czujesz? – spytał z troską Danny
Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na blondyna.
– W porządku. Martwię się trochę o Cassidy. Ma teraz trudny okres. – odparłam
– Taa… Ledwo się trzyma.
– To się stało tak nagle. Dzień wcześniej ze sobą rozmawiali, mieli tyle planów… Wszystko to w jednej chwili stracili. A przecież tak się kochali… – powiedziałam, czując jak głos mi się łamie
– Chodźmy gdzieś! – zarządził Danny wstając
– Gdzie? – spytałam
– Nie wiem. Gdziekolwiek!
Cody i ja niechętnie wstaliśmy. Zaczęliśmy spacerować po obozie. Herosi mieli w tym czasie trening. Będąc koło domków spostrzegłam jedną z córek Hekate. Zmierzała właśnie do swojego domku. Poprosiłam chłopców, byśmy do niej podeszli. Spytałam ją jak trzyma się Cassidy.
– Nie najlepiej. – odparła – Cały czas leży w łóżku. Właśnie idę zobaczyć, czy wszystko w porządku.
Dziewczyna weszła do środka, a my dalej staliśmy w miejscu.
– Chyba wracam do domku. – oznajmił obojętnie Cody
– Ej, no weź, nie moglibyśmy spędzać ze sobą więcej czasu? – spytał z wyrzutem Danny
– Jakoś mi się nie chce.
Zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno. Cody zawsze wolał spędzać czas w samotności. Byłam pewna, że gdybyśmy nie byli w jednej drużynie, nie zamienilibyśmy ze sobą, ani jednego słowa.
Nagle wpadła na mnie wybiegająca z domku Hekate dziewczyna, z którą chwilę wcześniej rozmawiałam. Wyglądała na bardzo zdenerwowaną.
– Hej, co się stało? – spytałam, przytrzymując ją za ramiona, by nie upadła
– Cassidy… Nie ma jej… – wydukała
– Może jest w łazience? – spytałam spokojnie
– Nie! Zostawiła to! – krzyknęła roztrzęsiona i podała mi zgiętą na pół białą kartkę
Wzięłam ją, rozłożyłam i zaczęłam czytać.
Jeśli to czytacie, to znaczy, że się udało. Przepraszam, że to zrobiłam, ale bez Davida nie potrafię żyć. On był wszystkim. On jako jedyny mnie rozumiał. To z nim mogłam o wszystkim porozmawiać. Z nim wiązałam swoją przyszłość i wszystkie plany. To nie było zauroczenie. Mieliśmy się pobrać po skończeniu szkoły. Chcieliśmy mieć rodzinę. Z Davidem umarło wszystko. Bez niego życie nie ma sensu.
Jeszcze raz przepraszam
Cassidy
Zaczęłam się trząść.
– Boję się, że coś sobie zrobiła. – wyznała dziewczyna i zaczęła szlochać
– Poczekaj, spokojnie. Oddychaj. Zaraz coś wymyślimy. – starałam się być silna
– Dobrze. – dziewczyna pokiwała głową
– Chejronie! Chejronie! – zawołałam
– Trening. – przypomniał mi Cody
– Biegniemy.
Ruszyliśmy w stronę głównej areny. Znaleźliśmy Chejrona i opowiedzieliśmy całą historię. Centaur w skupieniu przeczytał list i natychmiast wezwał WSZYSTKICH obozowiczów. Wyjaśnił sytuację i zarządził poszukiwania. Podzieliliśmy się na grupy, na wszelki wypadek wzięliśmy broń i ruszyliśmy do lasu. Młodsi obozowicze przeszukiwali obóz.
Percy miał iść nad wodę. Pytaliśmy driady, czy niczego nie widziały. Zobowiązały się do pomocy. Satyrowie też pomagali.
– Jake, Ty nie idziesz! – powiedziałam ostro
– Czemu?! Każdy domek ma iść razem!
– Młodsi mają przeszukiwać obóz, starsi idą do lasu.
– Ale wtedy pójdziesz sama!
– Percy też sam poszedł nad jezioro. Jak chcesz to idź do niego, ja sobie poradzę.
– Dobrze, uważaj na siebie.
Pomachałam bratu i wbiegłam do lasu. Nie wiedziałam co robić. Po prostu biegałam i rozglądałam się na wszystkie strony. Słyszałam kroki i nawoływania obozowiczów. Wszyscy byli postawieni na nogi. Sytuacja była bardzo poważna. W głowie wciąż siedziały mi słowa napisane przez Cassidy.
„Mam nadzieję, że tego nie zrobiłaś! David by tego nie chciał. A co jeśli ona naprawdę… Nie! Nie wolno mi tak myśleć! Trzeba mieć nadzieję.”
– CHEJRONIE! O CHOLERA! CHEJRONIE!
Usłyszałam czyjeś głośne wołanie. Po głosie poznałam, że to chłopak. Zaczęłam biec w tamtą stronę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Po drodze mijałam innych obozowiczów. Wszyscy wyglądali na równie przestraszonych.
– Czuję śmierć… – rzekł cicho Nico, który przez chwilę biegł obok mnie
Jego głos zmroził mnie od środka. Włosy zjeżyły mi się na głowie. Moje przeczucia były coraz gorsze.
Zobaczyłam grupkę herosów. Stali w kółku. Podbiegłam tam i zaczęłam się przepychać. Udało mi się dostać na sam przód. Spojrzałam w dół i mimowolnie krzyknęłam.
Na ziemi leżała Cassidy. Wyglądała jakby się przewróciła. Jej długie, czarne włosy były rozwiane. W klatkę piersiową miała wbity sztylet. Z ust ciekła jej krew, a skórę miała bladą. Była… martwa…
Zaczęłam się trząść. Koło mnie pojawił się Jessy. Chciał mnie objąć. Próbowałam się opierać, ale chłopak siłą przyciągnął mnie do siebie. Widziałam Danny’ego i Cody’ego. Syn Hadesa odwrócił od nas wzrok i udawał, że nic nie widzi. Danny był wyraźnie zezłoszczony.
– Co tu się dzieje?! – krzyknął Chejron, przeciskając się do przodu
Zrobiło mi się słabo. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
– Chejronie, to nie ja! – wypalił potężny syn Aresa – Ja ją już taką znalazłem! – dodał
– Spóźniliśmy się. – rzekł centaur, sprawdzając dziewczynie puls – Nie żyje…
* * *
Dwaj synowie Apolla przynieśli nosze i zabrali ciało Cassidy. Chejron kazał wszystkim nam się rozejść. Byłam bardzo roztrzęsiona. Jessy uparł się, że mnie odprowadzi, a ja nie mogłam mu odmówić. Idąc zaczęłam szlochać. Chłopak opiekuńczo objął mnie ramieniem. Podziękowałam i weszłam do domku pierwszego. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Tego było już za dużo. Jej ciało… Ta krew…
Po jakiejś godzinie poszliśmy do pawilonu jadalnego.
– Witajcie. Niestety znów spotykamy się w tych tragicznych okolicznościach. Kilka godzin temu odbył się pogrzeb syna Ateny, a wkrótce odbędzie się pogrzeb córki Hekate. Cassidy wbiła sobie sztylet w serce. Zgon nastąpił natychmiastowo. Było to oczywiście samobójstwo. Powiadomiłem o tym jej ojca, który odebrał ciało córki. Powiedział, że da nam znać, kiedy odbędzie się pogrzeb… Składam szczere wyrazy współczucia jej rodzeństwu. Z pewnością wszyscy zastanawiamy się, co zmusiło ją do tak drastycznego kroku. Jest to trudne. Jeszcze nie mieliśmy na obozie takiej sytuacji. Samobójstwo… To straszne… Co sprawia, że młodzi ludzie posuwają się do czegoś takiego? Pewnie po tym, co się wydarzyło, nie czujecie się zbyt bezpiecznie. Obóz miał was chronić, a tymczasem mają miejsce takie rzeczy… Pożegnaliśmy w tym tygodniu dwójkę wspaniałych herosów. Dwie dusze… Wróćcie teraz do siebie i nie wychodźcie bez potrzeby. Przemyślcie to, co powiedziałem. Zastanówcie się nad sensem życia. To tyle.
Wstaliśmy, uczciliśmy minutą ciszy pamięć Cassidy i wyszliśmy z pawilonu jadalnego. Wróciliśmy do swoich domków. Robiło się już ciemno. Nie miałam zamiaru już wychodzić, więc przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.
„Cassidy! Coś Ty zrobiła?! Jak mogłaś?! Przecież miałam Ci pomalować paznokcie. Ech… A Ty o jednym… Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!”
Kurczę, też chcę tak dobrze pisać!!! Dawaj mi tu ciąg dalszy! *.* Cody bez koszulki… *.*
Reklama z mikserem dobra
Ale ta smierć Davida… I Cassidy… Przygnębiające. Zamordowałaś taką wspaniałą parę. Ale dobrze, że nie Lanę i Cody’ego czy Danny’ego.
Ugh, a ten baran pozwala sobie na coraz więcej. No ja nie mogę, niech Cody Lanie wreszcie wyzna miłość, bo Jessy mnie wkurza -.-
Eh, i ta obojętność o Cody’ego… Moim faworytem nie jest, ale jak już Lana go kocha, to niech się stanie bardziej uczuciowy!
Fajnie, że piszesz długie rozdziały, a nie jakieś krócizny.
I bardzo dziękuję za dedykację 😉
Dzisiaj robię komentarz chronologicznie! (Ale niczego nie gwarantuję)
No popatrz! Ja też nie mogłam się bawić plasteliną w łóżku! A przynajmniej nie przypominam sobie, żebym to robiła. Urzekły mnie rozmowy przez okna. Przecież to cudowny sposób spędzania czasu. Na pewno się zintegrowali. Sama bym sobie chętnie tak pogadała. A ci herosi z pewnością przydaliby mi się do rozwiązywania krzyżówek. Jak ktoś kiedyś powiedział: „– CHOLERA, ALE Z WAS KUJONY! – krzyknął chłopak, a my zaczęliśmy się śmiać”. Rozbierany poker też jest w porządku, ciekawa jestem jakby wyglądał w wykonaniu Cody and Danny (znaczy może nie tyle co sama gra, ale dochodzenie o to czy mają grać czy też nie).
Ojej! Travis i Connor, Travis i Connor… ! Mam głupawkę. Osobiście ich uwielbiam, a podryw na braci Hood jest rozwalający. Biedny Danny, nikt go nie słucha. Na całe szczęście Lana wzięła się do roboty (tak swoją drogą to ja mam jakiś opóźniony zapłon, bo dopiero w szóstym rozdziale skapłam się, że ona jest córką Zeusa. Nie ma to jak dobry przepływ informacji 😀 ) i rozbujała towarzystwo. Oprócz tego Danny i Cody (zauważyłaś, że jeszcze nie piszczałam na wspomnienie o nim w tym komentarzu?) wspaniale robili za rycerza w lśniącej zbroi broniąc Lanki przed Connorem (i jego fałszowaniem). A tak swoją drogą to wesoło, że Carter umie grać na gitarze 😀 I do tego karaoke! Oni tam mają chyba wszystko! Sama pamiętam jak całą klasą w gimnazjum śpiewaliśmy na lekcjach karaoke (które sobie zorganizowaliśmy sami) przyprawiając księdza o ból głowy.
Fajnie tak od czasu do czasu mieć taki leniwy dzień. I do tego ciepły. Nie taki jak w zamarzniętej Polsce… Jak czytałam to wyznanie Danny’ego, że fajnie że Lana z nim jest, a później jak Lana powiedziała a raczej pomyślała że super, że obok jest Cody to brakowało mi tylko jakiegoś super zapewnienia syna Hadesa, że bardzo ale to bardzo uwielbia Danny’ego. Taki uśmiech miałam na twarzy jak sobie o tym pomyślałam że hoho. Jak widać Cody jednak nie przeszedł jeszcze terapii uczuciowej i nie mówi co mu leży na sercu. Ale ja go jeszcze nauczę. A Danny mi pomoże, prawda?
Cassidy i Davida łączyło takie piękne uczucie. Aż się łezka w oku kręci. Ale do tego jeszcze dojdziemy, powoli. Nie mogłam się doczekać tego babskiego spotkania, naprawdę liczyłam na to że się odbędzie i będę mogła sobie w myślach popiszczeć z Laną na temat tego jaki to Cody jest słodki (nie, jeszcze nie piszczę. Powstrzymuję się. Chcę pobić swój życiowy rekord 😀 ). Oprócz tego syn Hadesa mógłby sobie wziąć do serca słowa wypowiedziane przez Cassie i Lanę. A tak w ogóle to on non stop ma ręce w kieszeniach. To prawie tak jak ja. Tyle nas łączy 😀
Przy śmierci Davida było mi strasznie smutno (ale nie byłam do niego tak przywiązana jak do Cody’ego więc było mi znacznie łatwiej). Biedna Cassidy, przecież to była miłość jej życia!
Co do tego wszystkiego jedyną pozytywną rzeczą w całej śmierci była rozbrajająca szczerość Jake’a. Chłopiec szybko łączy fakty, nie ma co. Przynajmniej nie opisywał spuszczania zwierzątek w kiblach albo innych form pogrzebów.
No dobra. Fajna była jeszcze bluza Cody’ego. Ale jak ta gburowata, nieczuła pierdoła, która nie wyraża swoich uczuć mogła stać z rękami schowanymi w kieszeni. Ta cholera (przez te wszystkie inwektywy wyrażam moją bezgraniczną miłość do Cody’ego. O, aż wkleję znaczek serduszka <3 ) powinna ją chociaż objąć ramieniem, przytulić, cokolwiek. Co prawda do piszczenia (tak, już piszczę, skaczę i w ogóle na wspomnienie o nim) wystarczyło zdjęcie bluzy ale to i tak mało!
A teraz jedna z moich ulubionych części: REKLAMA
Hermes! Mikser! Cody bez koszulki! To ostatnie zdobyło moje serce! Mikser jest wspaniały, z chęcią bym się w taki zaopatrzyła. Miałam jednak cichą nadzieję, że Cody mimo wszystko zapomni założyć pokrywkę na urządzenie czy coś i cała papka wybuchnie. Ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma (tak, wiem, że to zdanie pojawiło się u ciebie w rozdziale) a Cody bez koszulki rekompensuje wszystko.
Jak Cassidy mogła się zabić?! No dobrze, wiem jak i dlaczego, ale to nie zmienia faktu, że to straszne. Biedactwo… Nie jestem w stanie więcej się wypowiedzieć na ten cały temat. Łączę się z Laną w smutku, w końcu miały sobie malować paznokcie.
Miałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam.
W każdym razie L.C.D. rządzi (ekhem, jakże fajnie sobie dopowiedziałam, że Cody oddziela Lanę od Danny'ego choćby w tych literkach. Niby Danny powinien się smucić, że tak mówię ale mówi się trudno i żyje się dalej. W każdym razie może tylko ja to zrozumiałam ale po prostu musiałam to napisać).
O! Przypomniałam coś sobie.
A może mogłabym narysować twoje postacie z opowiadania? Co ty na to? Mogę ich nabazgrać?
I tak na marginesie dziękuję za dedykację. Ja do histerii to zawsze i wszędzie 😀
I przepraszam za tak długi komentarz, bije mi dzisiaj na głowie. Chyba pobiłam swoje wszelkie rekordy.
Pozdrawiam (piszcząc na wspomnienie o Codym 😀 Nie moja wina, że tak go sobie ukochałam)
Ojej, nie sądziłam, że to będzie takie długie O_o
To źle?
Jak dla kogo 😀 Nie no, to chyba dobrze. Ja się tam nie znam.
Hahahaha! Spoko, spodziewałam się tylko euforii z Twojej strony spowodowanej występem Cody’ego w reklamie (bez koszulki) :p
Dwa zgony w jednej części? Ciężko. Ale odpowiednio napisane. Bardzo dobre opowiadanie. Tak czy siak, dziękuję za dedykację.
😀
PS http://magiap.wordpress.com/ Może byś wpadła? Opublikowałam ze dwa opowiadania, może któreś ci się spodoba?
A i Hermes ganiający się z Codym z mikserem- strzał w dziesiątkę 😀
Bardzo fajny blog! Podoba mi się styl w jakim go prowadzisz i Twój luźny, lekki, przyjemny język
Chomiki mnie dobiły! Ale opko cały czas pozytywnie zaskakuje. Samobójstwa i tak dalej, a dla mnie pozytywnie. Fajna sprawa.
Proszę następnym razem Danny’ego bez koszulki!
Trzy razy tak, przechodzisz dalej!
Aha, ważna rzecz, o której zapomniałam wspomnieć.
Chciałabym przeprosić Dawida.
To że David to… no właśnie DAVID i to, że to blondyn to czysty zbieg okoliczności. To nie była jakaś… Em… Nie chciałam Ci zrobić na złość, czy coś, więc jak to przeczytasz, to nie bierz tego do siebie. My się chyba jeszcze wtedy nie znaliśmy. Chociaż nie wiem. :p
Czy mi się wydaje czy ty masz za dużo ero myśli?
Ale mi to nie przeszkadza XD