Silver Star
Smutne melodie lecące z odtwarzacza zakłócały panującą w tunelu ciszę.
Blondyn złożył ciało Cody’ego na ziemi, wstał, otarł z policzka ostatnią łzę i spojrzał na Marcusa. Chłopak stał w cieniu i w milczeniu obserwował całe zdarzenie. Nie atakował. Po prostu stał. Wyraz jego twarzy był obojętny. Nie uśmiechał się już kpiąco.
– Nie wiem co takiego stało się w Twoim życiu, że tak bardzo nienawidzisz ludzi, ale bardzo Ci współczuję. – powiedział nagle Danny
Mówił spokojnie. Był twardy. Już nie płakał.
– Widać, że nigdy nie miałeś przyjaciół. Nie znasz tego uczucia. – oznajmił blondyn, a Marcus prychnął
– Nic o mnie nie wiesz.
– Wiem, że jesteś sam. Nie masz nikogo i czujesz się niepotrzebny.
– Zamknij się dobra?! Skoro jesteś taki obeznany w tych sprawach, to dowiedź, że byłeś jego przyjacielem i pomścij go! Pomścij swojego przyjaciela! – krzyknął wściekły
Danny odwrócił się i spojrzał na ciało Cody’ego. Jego skóra była zimna, blada i poraniona, a niebieska koszulka ubabrana krwią.
– Nie. Zemsta nie jest rozwiązaniem. To nic nie da. On by tego nie chciał.
– Walcz ze mną i pomścij go!
– Nie.
– Walcz!
– Nie!
Marcus rzucił się na blondyna. Chłopcy zaczęli się szarpać. Bili się na pięści. Danny mógł się choć trochę wyżyć. Uwolnił swoje emocje i poczuł się z tym lepiej.
– Moje strzały są wspaniałe, prawda? – spytał retorycznie Marcus – Trucizna w nich zawarta to krew Erynii. Podobno jest odtrutka. Niesamowite antidotum zdolne nawet do przywrócenia zmarłego do życia. Nie wiem, czy to prawda. Wątpię, by istniało coś silniejszego niż krew tych demonów.
– Antidotum? – spytał Danny
Gdyby udało mu się takie zdobyć, Cody mógłby… Nie. Nie może robić sobie nadziei.
– Wy herosi jesteście beznadziejni. Uważacie się za lepszych od ludzi. Ja udowodniłem, że to nieprawda. Mogę być tak samo silny!
– Ty tylko widzisz przez Mgłę. Broń, którą walczysz nie robi Ci krzywdy. Tak naprawdę, nie jesteś silny. Jesteś zły i nieszczęśliwy, bo nie masz nikogo, komu by na Tobie zależało.
– A po co mi ktoś taki?! Przyjaciele tylko Cię dekoncentrują. Ograniczają Cię. Przez nich zapominasz o sobie i swoich celach! – krzyknął Marcus unikając ciosu blondyna
Danny oparł się o ścianę i odetchnął głęboko. Patrzył na stojącego dwa metry od niego chłopaka.
– Nieprawda. – rzekł poważnie – To właśnie przyjaciele dają Ci siłę.
Blondyn rzucił się na Marcusa i obaj upadli. Danny przygwoździł go do zimnej i mokrej ziemi.
– Dzięki przyjaciołom świat jest lepszy. Wspierają Cię, pomagają i zawsze są obok. To dzięki nim życie ma sens. Przykro mi, że nigdy tego nie doświadczyłeś. Ja też nie mam za dużego doświadczenia, bo ludzie w przeszłości śmiali się ze mnie i nie czułem się akceptowany. Nienawidziłem ich za to. Ale teraz, powoli to się zmienia. – wyznał spokojnie, patrząc w oczy Marcusa
– Teraz już za późno. – odparł lekceważąco Marcus i odepchnął blondyna
Śmiertelnik zwinnie podniósł się na nogi.
– Nie chcę dłużej walczyć. Wygrałeś. – powiedział szybko i wybiegł z tunelu, nim blondyn zdążył zareagować
Tak, on po prostu wybiegł. Nawet nie przeprosił…
Danny westchnął głęboko, odwrócił się i spojrzał na ciało Cody’ego. Wiedział co musi teraz zrobić.
„Lana… Jak ja jej to powiem? Przecież ona tego nie przeżyje…”
Blondyn wstał, spuścił głowę i wolnym krokiem ruszył w kierunku Lany i staruszki. Wiedział, że to będzie bardzo trudne. Bo przecież Lana… Ona będzie tak cierpieć…
– Już idą! Wracają! Widzę Danny’ego! – krzyknęła dziewczyna
Blondyn powoli podniósł głowę i zobaczył ją uśmiechniętą, szczęśliwą i pełną nadziei. Nadziei, którą on będzie musiał w niej zabić…
Lana stała kilka metrów od niego.
– Danny! A gdzie Cody?! – krzyknęła uradowana
Blondyn spuścił głowę. Nie mógł spojrzeć jej w oczy. Ona zrozumiała. To wystarczyło. Na jej twarzy pojawiło się wiele uczuć. Przerażenie, niedowierzanie, ból, cierpienie… Przestała się uśmiechać.
– Nie… – szepnęła cicho i zaczęła biec
Ominęła Danny’ego niczym ducha. Jakby był niewidzialny. Nawet na niego nie spojrzała. Przemknęła obok i pobiegła w głąb ciemnego tunelu…
* * *
Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. Cały czas stałam z panią Marią przed wejściem do tunelu. Coraz bardziej się martwiłam. Miałam coraz gorsze przeczucia. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Korciło mnie, by pobiec do chłopaków, ale widziałam, że to zły pomysł. Bez broni byłam bezużyteczna. Tylko bym tam zawadzała. Nie mogliby przeze mnie walczyć. Mogłabym jeszcze zostać zakładniczką. W niczym bym nie pomogła.
Pani Mariah zaproponowała, żebyśmy poszły na policję, ale ja nie chciałam ruszyć się z miejsca.
Nagle zobaczyłam wyłaniającą się z tunelu sylwetkę. Wytężyłam wzrok.
– Już idą! Wracają! Widzę Danny’ego! – krzyknęłam głośno
Byłam bardzo szczęśliwa. Udało się! Chciało mi się skakać! Tak się przecież bałam! Blondyn szedł wolno, jakby mu się nie śpieszyło.
– Danny! A gdzie Cody?! – krzyknęłam do niego
Chłopak spuścił głowę. I to mi wystarczyło za odpowiedź. Zrozumiałam. Przestałam się uśmiechać. Tłumiło się we mnie tyle emocji. Przez chwilę miałam jeszcze nadzieję. Myślałam, że może Cody przeszedł na drugą stronę tunelu i czeka na nas przy pensjonacie…
– Nie… – szepnęłam cicho
Zaczęłam biec. Nie obchodziło mnie nic innego. Minęłam blondyna. Nawet na niego nie spojrzałam. Jakby był duchem. Przemknęłam obok niczym cień i puściłam się biegiem w głąb ciemnego tunelu.
Nie wiem ile biegłam. Może wieczność. Słyszałam chlupot wody za każdym razem, kiedy wpadałam w kałużę. Tunel był naprawdę długi i ciemny. Moje serce biło jak szalone. Oddech przyśpieszył. Usłyszałam jakąś bardzo smutną, dołującą, wzruszającą, spokojną, delikatną, pełną bólu, piękną melodię. Spostrzegłam leżący na ziemi odtwarzacz Danny’ego.
„Gdzie on jest? Gdzie on jest?! Ja muszę go znaleźć!”
Chciałam krzyczeć. Bałam się. Tak bardzo się bałam.
Nagle zatrzymałam się i z krzykiem upadłam na kolana.
– Cody!
Przede mną, na ziemi leżał… Leżał martwy Cody!
Jego twarz… Jego piękna twarz była taka blada! Oczy miał zamknięte, koszulkę całą zakrwawioną, a w ciele… A w ciele miał powbijane jakieś strzały!
Rzuciłam się na niego z płaczem i zaczęłam je wszystkie wyrywać. Nie weszły głęboko. Tylko groty były pod skórą. Wzięłam je wszystkie i rzuciłam gdzieś na bok.
Płakałam. Płakałam bardzo mocno…
Wzięłam jego ciało w objęcia i przytuliłam do siebie. Robiło się już zimne. Czułam, jak ulatuje z niego ciepło. Serce Cody’ego nie biło. Chłopak nie oddychał.
Płakałam i krzyczałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież jeszcze dzień wcześniej śmiał się, rozmawiał! Jeszcze kilka minut temu stał przy mnie, obiecał, że wróci! Żył! Jak to możliwe, że… To było takie straszne… Najgorsza chwila w moim życiu. Dużo gorsza od tej, w której dowiedziałam się, że jestem adoptowana.
Chciałam umrzeć… W tamtym momencie niczego tak nie pragnęłam jak śmierci… Jeśli Cody nie żyje, ja nie mam po co. Bez niego nie chcę żyć. Nie potrafię…
Cody był wszystkim. Był sensem mojego życia. Bez niego zostaje tylko ból, cierpienie, rozpacz, smutek, nicość… Jakaś część mnie umarła razem z nim. Moje serce umarło. Pękło na miliardy kawałeczków.
Dlaczego? Dlaczego musiało się to stać? Dlaczego musiało mnie to spotkać? Dlaczego mam takie życie? Dlaczego utraciłam ukochaną osobę? Nie wiem, czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie, co w tamtej chwili czułam…
– Cody! Nie, nie, nie! Proszę nie! To tak boli! Zabierzcie ten ból, proszę! Cody! – krzyczałam zrozpaczona
Oczami pełnymi łez spojrzałam na jego twarz. Dotknęłam jego policzka i odgarnęłam z czoła kilka niesfornych kosmyków. Myśl, że już nigdy nie ujrzę jego pięknych, czarnych oczu zabijała mnie od środka.
Już nigdy… Te słowa wwiercały mi się w głowie. Już nigdy nie zobaczę jak się uśmiecha, już nigdy nie zobaczę jak Danny i Cody się kłócą, już nigdy nie zobaczę jak patrzy gdzieś w dal swoim zamyślonym wzrokiem. Już nigdy…
Z moich oczu ciekły ogromne, krystalicznie czyste łzy. Kropelki kapały na Cody’ego. Pogłaskałam jego twarz i przytuliłam go do siebie jeszcze mocniej. Trzymałam w ramionach swoją miłość i nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. To takie niesprawiedliwe… Dlaczego on, a nie ja? Mogłabym zginąć, byleby on żył. Oddałabym życie, za choćby jeszcze jeden dzień spędzony z nim.
To nie tak miało być! To za wcześnie! Za wcześnie!
– To tak boli! Nie mogę! – krzyknęłam wtulając twarz w jego włosy – Cody!
Łzy bólu kapały na ciało Cody’ego. Mojego Cody’ego…
Nagle… Spostrzegłam, że stało się coś dziwnego…. Wszystkie zadane przez strzały rany… Zaczęły się zabliźniać, a po chwili całkowicie… zniknęły! Nie było nawet zadrapania. Patrzyłam na to kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziałam co się dzieje. Jeszcze bardziej wtuliłam się w chłopaka. I nagle coś usłyszałam. Jakieś uderzenie… Jakby… Bicie serca… Ale nie mojego. Moje się rozpadło…
Przyłożyłam ucho do klatki piersiowej Cody’ego i zaczęłam nasłuchiwać.
Tak! To było bicie serca. Z początku wolniejsze, ale potem szybsze i bardziej zdecydowane.
Cody zaczął oddychać!
Patrzyłam na niego i myślałam, że śnię. To cud! Chłopak wziął powoli wdech, potem wydech. Klatka piersiowa zaczęła się poruszać.
Cody otworzył oczy! Znów je ujrzałam! Duże, piękne, czarne jak węgiel oczy. Chłopak patrzył wkoło zdezorientowany.
(Jeśli chcecie, to włączcie sobie to:
http://www.youtube.com/watch?v=5eerxMhvkuQ . Albo jak macie coś pasującego do klimatu, to polecam zapuścić. Ja niestety, nie jestem w stanie podzielić się z wami utworami, które towarzyszyły mi przy pisaniu tego.)
– Cody! – krzyknęłam głośno i jeszcze bardziej go do siebie przytuliłam – Cody, Ty żyjesz!
– Lana? – spytał cicho
– Jestem tu… – wyszeptałam, patrząc mu w oczy
– Co się stało? – spytał cicho
– Jesteś bardzo zimny. Trzeba Cię ogrzać. – powiedziałam i wzięłam go za rękę
Przytuliłam go i zaczęłam pocierać mu ręką plecy, by go ogrzać. Czułam jak na policzkach pojawiają mi się różowe rumieńce, ale nie obchodziło mnie to. Wciąż płakałam, ale tym razem ze szczęścia. Cody żył i nic innego się nie liczyło. Nieważne jakim cudem to się stało, tylko to, że był ze mną.
Trzymałam go w ramionach. Nie wiem ile trwaliśmy w tej pozycji. Może wieczność… Nie miało to żadnego znaczenia. Dla nas czas się wtedy zatrzymał.
– Lana… Jesteś Aniołem… – wyszeptał Cody patrząc mi w oczy
Uśmiechnęłam się tylko, a z mojego policzka spłynęła kolejna łza.
– Dziękuję… – szepnęłam
– Za co? – spytał, ocierając mi policzek wierzchem dłoni
– Za to, że żyjesz… – odparłam wciąż patrząc mu w oczy
Byliśmy sami. W tym strasznym tunelu. Trwaliśmy w ciszy i patrzyliśmy sobie w oczy. Pomogłam chłopakowi usiąść. Podtrzymywałam go tylko, pomagając w utrzymaniu równowagi.
Nagle przypomniałam sobie o czymś ważnym.
– Danny! Danny! Danny! – krzyczałam z całych sił, by blondyn mnie usłyszał
Po chwili usłyszałam, że biegnie. Razem z panią Marią stanęli przed nami.
– Danny, spójrz! Cody żyje! – krzyknęłam uradowana
Na twarzy blondyna rozkwitł uśmiech. Jego oczy ożyły, a twarz nabrała koloru.
– Cody! Ty żyjesz! – wykrzyknął szczęśliwy i rzucił się na oszołomionego bruneta
Pani Mariah zaśmiała się, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy wzruszenia.
Danny i ja pomogliśmy chłopakowi wstać. Trochę się zachwiał, więc razem z blondynem go podtrzymywaliśmy.
– To niesamowite! – ucieszył się Danny
– Nie rozumiem jak to się stało. Ja tu tylko siedziałam i płakałam, a Cody nagle zaczął oddychać. – powiedziałam, ledwo wypowiadając słowa, bo wciąż byłam w wielkim szoku
– To łzy. – rzekła pani Mariah, a my spojrzeliśmy na nią pytająco – To antidotum.
– Nie rozumiem. – przyznałam
– Ten koleś zatruł strzały. Powiedział, że to krew Erynii i że istnieje magiczna odtrutka, która jest w stanie zwrócić życie. – wyjaśnił mi szybko Danny
– Nie dokładnie. – wtrąciła się staruszka – Przemyślałam, to co mi powiedziałeś Danny i przypomniałam sobie coś ciekawego. Istnieje trucizna, w której skład wchodzi krew Erynii. Bardzo rzadko ma się z nią do czynienia, bo trudno zdobyć krew. Trucizna jest bardzo silna i niebezpieczna, ale nie zabija.
– Hę? Jak to?
– Wprowadza ciało w jakiś stan pomiędzy życiem, a śmiercią. Erynie to złe istoty, więc to jasne, że pokonać je można tym co dobre. Szczere i silne uczucie. Erynie żyją złem, zemstą, zniszczeniem i śmiercią. Nie mają pojęcia co to miłość, przyjaźń, dobro, szczęście i poświęcenie. Cody’ego wyleczyły łzy Lany. Szczere i prawdziwe uczucie ma naprawdę wielką moc. – wyznała pani Mariah, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem
– Wow… – szepnął Danny – Ale odjazd! Lana ma magiczne łzy!
Ja i Cody westchnęliśmy.
– Ty już się nie zmienisz, prawda głąbie? – spytał Cody
– Nie. – oświadczył dumnie Danny i podniósł z ziemi swój odtwarzacz
– Ścieżka dźwiękowa na wysokim poziomie. Wspaniałe kompozycje. – przyznałam z uśmiechem, a blondyn się wyszczerzył
– Chodźmy już. Meredith pewnie się martwi. – stwierdziła staruszka, a my przytaknęliśmy
Ruszyliśmy ku wyjściu. Zobaczyliśmy jasne światło. Wyszliśmy na zewnątrz i odetchnęliśmy świeżym powietrzem. Słońce mnie oślepiło. Rzeczywiście tunel wychodził po drugiej stronie pensjonatu.
„Ból utraconej miłości, strumień łez odegna…”
I tak oto spełnił się ostatni wers przepowiedni.
– Zaraz… To Ty wcale nie umarłeś?! – krzyknął Danny, kiedy szliśmy w stronę pensjonatu
– Eee… No chyba nie… – odparł Cody drapiąc się po głowie
– Oszukałeś mnie!
– Ale się dałeś, co?! – zaśmiał się Cody
– Jak się wtedy czułeś?
– Nie wiem, to było takie dziwne… Chyba coś jak śpiączka. – odparł cicho syn Hadesa
– Bardzo zaawansowana. Ale czekajcie… Czy to znaczy, że wszyscy herosi, których Marcus postrzelił strzałami, przeżyli? – spytał blondyn
– Niestety, nie. – odparła smutno pani Mariah, otwierając nam bramkę prowadzącą do pensjonatu – Trucizna może sama w sobie nie prowadzi do śmierci, ale po pewnym czasie ciało samo umiera z braku żywności lub tlenu. Poza tym, wiemy, od czego był ten olbrzym Lalo, czy jak mu tam było. – dodała słabym głosem
Kiedy weszliśmy do środka, Meredith przyrządziła nam ciepły posiłek. Kazałam chłopcom się wykąpać, a sama w tym czasie zajęłam się niebieską koszulką Cody’ego. Uprałam ją, wysuszyłam w suszarce i próbowałam zacerować. Nie szło mi to najlepiej, bo koszulka była w naprawdę kiepskim stanie.
– Zostaw ją. I tak już z niej nic nie będzie.
Odwróciłam się gwałtownie. Za mną stał Cody. W samych spodenkach! Jego włosy były mokre, a woda spływała strużkami po jego nagim torsie, na którym miał przewieszony biały ręcznik. Chłopak oparł się o krzesło i pochylił w moim kierunku. Wyglądał tak…. Tak cudownie…
„O bogowie… Lana! Lana oddychaj! Wdech, wydech! Umiesz to! Oddychaj do cholery Ty głupia krowo! Nie patrz tak na niego! Nie patrz się, mówię! No słuchaj mnie!”
Wzięłam głęboki wdech, bo poczułam, że robię się fioletowa na twarzy.
– Nie. Lubię ją. Ładnie Ci w niej. Jak wrócimy, to ktoś od Ateny się nią zajmie. – powiedziałam, siląc się na normalny i obojętny ton
* * *
Wracaliśmy tą samą drogą. Wieczorem zatrzymaliśmy się w tym samym miejscu co wcześniej. Chłopcy wspólnie i bez kłótni rozpalili ognisko, a ja rozłożyłam śpiwory. Usiedliśmy razem, usmażyliśmy kiełbaski i żartowaliśmy sobie. Było cudownie. Tak normalnie. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Potem położyliśmy się w śpiworach. Rozmawialiśmy bardzo długo. Danny zmusił Cody’ego do przerobienia opisu przeżyć wewnętrznych, a potem po raz kolejny opowiadaliśmy o sobie, by się lepiej poznać.
– Danny, wyglądasz jak robak w tym śpiworze. – stwierdził Cody
Spojrzałam na syna Apolla. Leżał w czarnym, wąskim śpiworze. Był szczelnie opatulony. Chłopakowi widać było tylko niebieskie oczy i trochę jasnych włosów. Danny zaczął się nagle rzucać. Chyba chciał czołgać się jak jakaś dżdżownica, ale mu nie wychodziło. Wyglądało to bardziej, jakby był pacjentem psychiatryka chorym na padaczkę. Zaczęłam się z niego śmiać.
– Dziś jest pełnia. – oznajmił Cody
Spojrzeliśmy w górę. Niebo było przepiękne. Takie magiczne. Wokół szum lasu, świeże powietrze, ciepłe płomienie ogniska i niesamowite niebo.
Danny nagle zaczął wyć jak wilk. Roześmialiśmy się, a blondyn zaczął naśladować odgłosy leśnych zwierząt.
– Skończ już, bo zwierzyna się zleci i Cię zgwałci. – poradził mu Cody
– Mówisz z doświadczenia? – spytał Danny, wyswobadzając się ze śpiwora
– Chyba Ty! – ożywił się brunet i rzucił w niego szyszką
Blondyn wziął swój odtwarzacz. Puścił te same melodie co wtedy, w tunelu. Momentalnie wszyscy posmutnieliśmy. W milczeniu wsłuchiwaliśmy się w grane utwory. Patrzyliśmy w niebo.
– One są piękne… – szepnęłam cicho
Chciało mi się płakać. Utwory były bardzo poruszające.
– Nie mają tytułów… Przy tej… Przy tej zostałeś ranny i… umarłeś… – szepnął Danny
– Nazwij ją… „Sen”. – zaproponował Cody, a Danny przytaknął
– Ładnie… – powiedziałam cicho, a blondyn włączył kolejną melodię – Przy tej płakałam. – dodałam trochę głośniej
– „Łzy Anioła…” – szepnął Cody, a Danny i ja uśmiechnęliśmy się pod nosem
Blondyn przełączył na kolejny utwór.
– Przy tym… – zaczęłam i mimowolnie się uśmiechnęłam – Wróciłeś. „Powrót…”
– Pasuje. – przytaknęli
– Miałeś rację Danny. – rzekłam, odgarniając włosy z twarzy
– Fajnie, a w jakiej sprawie? – spytał i posłał mi jeden ze swoich popisowych szczerych uśmiechów
– Muzyka naprawdę odgrywa dużą rolę w naszym życiu.
– To dlatego, że wszędzie chodzisz z tym odtwarzaczem. – rzucił do blondyna Cody
– Z muzyką jest lepiej. Łatwiej… – powiedział poważnie Danny
Wysłuchaliśmy do końca jeszcze kilka melodii. Potem postanowiliśmy zasnąć. I w moim przypadku na postanowieniu się skończyło Męczyłam się i zmieniałam pozycje, ale nijak nie mogłam usnąć. Kiedy zamykałam oczy, znów widziałam tunel… Ciało Cody’ego… Mój krzyk… To było takie straszne. Nie chcę drugi raz przez to przechodzić. Nie chcę…
Chłopcom udało się zasnąć. Danny jak zwykle mamrotał coś przez sen i wiercił się. Wiem, że ponoć często zdarza mi się mówić przez sen i mam nadzieję, że nigdy nie powiedziałam czegoś nieświadomie przy chłopakach.
Cody nagle zaczął się wiercić, mruczał coś pod nosem. Chyba śniło mu się coś złego. Wygrzebałam się ze śpiwora i podeszłam do niego. Uklękłam obok. Chłopak miał dreszcze. Odgarnęłam mu z czoła kilka niesfornych, czarnych kosmyków. Pogłaskałam go po twarzy i zaczęłam szeptać do ucha.
– Nie wyobrażam sobie, że mogłabym Cię stracić… Nigdy więcej mi tego nie rób, bo następnym razem nie przeżyję.
Nie ważne, że nie byliśmy parą, nie ważne, że byłam mu obojętna. Liczyły się moje uczucia do niego. A moje uczucia uratowały mu życie. Taka była prawda i byłam pewna, że on też to wiedział. Wiedział i to ukrywał. Starał się to ignorować, ale musiał zdawać sobie sprawę, co do niego od zawsze czułam…
Chłopaka chyba naprawdę coś męczyło. Zastanawiałam się jak mu pomóc. Nagle sobie coś przypomniałam. Piosenka! Kiedy byłam mała, mama mi ją często śpiewała. Mi to pomagało…
Wzięłam wdech i zaczęłam cicho i delikatnie śpiewać. Kołysanka była bardzo ładna, spokojna i wolna. Twarz chłopaka się uspokoiła. Zaczął normalnie oddychać. Przestał się wiercić. Uśmiechnęłam się i położyłam we własnym śpiworze.
W myślach nuciłam kołysankę. Bardzo ją lubię. Uwielbiałam jak mama mi ją śpiewała. Nie wiem dokładnie skąd ją zna. Kiedyś ją o to spytałam. Powiedziała, że to ja ją jej nauczyłam. Pewnie musiałam ją sama jako dziecko wymyślić.
Moje powieki zaczęły robić się ciężkie. W końcu zasnęłam.
Byłam w jakimś pokoju. Pomieszczenie było duże i kwadratowe. Ściany miały kolor bladego różu, tak samo jak gruby, puchaty dywan leżący na podłodze. Meble były białe. Mała komódka, stoliczek, półeczki i szafki. Pokój oświetlała tylko malutka, nocna lampeczka. Podeszłam do dziecięcego łóżeczka, nad którym wisiał różowy baldachim. Pod pościelami w tym samym kolorze, leżała mała, drobna, słodka, urocza dziewczynka. Miała czarne loki, okalające jej bladą twarzyczkę, duże, jaskrawoniebieskie oczka, mały nosek i różowiutkie usteczka. Dziewczynka wyglądała na jakieś pięć, sześć lat.
To byłam… ja.
– Mamo! – zawołała mała Lana
Ja byłam gdzieś z boku, tylko jako obserwator. Nie mogłam w żaden sposób wpłynąć na to, co widziałam. W pokoju było ciepło i pachniało czymś słodkim.
Po chwili drzwi się otworzyły, a w progu stanęła szczupła, średniego wzrostu kobieta. Miała ładne, blond loki, niebieskie oczy, jasną cerę i kilka piegów na nosie. Ubrana była w flanelowy, niebieski szlafrok. Była bardzo ładna i uśmiechała się promiennie.
– Co się stało skarbie? – spytała i usiadła na brzegu łóżka dziewczynki
– Znów nie mogę zasnąć. – powiedziała i założyła ręce na piersi
Zrobiła naburmuszona minę, a blondynka westchnęła. Podeszłam bliżej i usiadłam w nogach łóżeczka.
– Ech… Znów jadłaś żelki przed snem? – spytała
– N-nie… Może jedną, czy dwie… paczki. – odparła niepewnie dziewczynka
– Oj Lanuś, co się stało? – spytała i poprawiła włoski córeczki
– Mam dylemat. – odparła wciąż naburmuszona
– Dylemat? – powtórzyła blondynka
– Tak. Natury egzystencjalnej.
– O! Poznałaś dziś nowe słowo! Brawo, jestem z Ciebie dumna!
– Mamo! – krzyknęła Lana i zamachała rączkami
– No już, już, bo jeszcze Jake’a obudzisz. – uspokoiła ją kobieta – Jakiż to moja sześcioletnia córka ma dylemat?
– No, bo… Ja chcę się zakochać! – wypaliła, a kobieta zaczęła się krztusić śmiechem – No mamo!
– Przepraszam Lanuś, ale skąd… taki pomysł? – spytała ciekawa i poprawiła swój szlafrok
– Bo Ty mówisz, że miłość to najwspanialsza rzecz na świecie, że dzięki niej życie staje się lepsze i piękniejsze.
– Aha… Chyba za dużo mówię…
– Ale przecież to prawda! Bo to prawda, nie? – spytała już całkiem skołowana
– Prawda, prawda. – przyznała blondynka
– No widzisz! – uśmiechnęła się Lana
– Ale skarbie, nie uważasz, że to za wcześnie na miłość?
– Nie. – odpowiedziała uparcie
– Ech… – westchnęła kobieta i poprawiła włosy – To inaczej… Jaki masz problem?
– Mówiłam już.
– No tak, chcesz się zakochać. To wiem. Ale co Ci stoi na przeszkodzie?
– Bo ja nie wiem jak. I nie wiem w kim.
Lana zaczęła się bawić palcami. Wyglądała na naprawdę strapioną. Mama patrzyła na nią z czułością i rozbawieniem. Jej niebieskie oczy pełne były miłości.
– Widzisz, najwyraźniej nie spotkałaś jeszcze tego wyjątkowego chłopca.
– Oh! Jak trudno jest być mną?! – krzyknęła dziewczynka, wyciągając ręce do góry w geście rozpaczy, a potem zasłoniła sobie nimi twarz
Blondynka zaczęła się śmiać.
– Opowiadałam Ci o mojej przyjaciółce, prawda? Pamiętasz, że jutro przyjeżdża? – spytała, a Lana pokiwała główką – Znamy się od dziecka, mieszkała tu dawno temu. Byłyśmy nawet razem na porodówce. Długo chorowała i nie było jej tu, ale teraz wraca. Znów zamieszka w domu obok. Ma syna w Twoim wieku.
– Mówiłaś. Dlatego robimy jutro babeczki. Na powitanie. Myślisz, że on lubi babeczki? – spytała przejęta dziewczynka
– Na pewno! – przytaknęła jej kobieta – Więc może się zaprzyjaźnicie?
Lana zamyśliła się na chwilkę. Widać było, że nad czymś intensywnie myśli.
– Wiesz mamo… Ja się w nim zakocham. – oświadczyła poważnie Lana, a jej mama zaczęła się śmiać
– Ojej i co ja mam teraz z Tobą zrobić?
– Możesz dać mi żelki. – zaproponowała niewinnie mała półbogini
– O nie! Żadnych więcej żelek.
– To chociaż zaśpiewaj mi kołysankę. – poprosiła zawiedziona
– Na pewno?
– Chcę moją gwiazdę! – zawołała dziewczynka, unosząc ręce ku górze
– Ale na pewno?
– Tak! Kocham Silver Star!
Kobieta wzięła wdech i zaczęła śpiewać.
Czemu jesteś smutna Srebrna Gwiazdko?
Oświeć mi drogę w ciemności i poprowadź przez mrok.
Pokonaj ból i odpędź złe sny.
Ocal mnie przed samotnością.
Czemu płaczesz Srebrna gwiazdko?
Ty, co jasno lśnisz na nocnym niebie.
Powierniczko ludzkich marzeń, wspomnień, snów i lęków.
Patrząc na Ciebie mam jedno życzenie.
Pragnę choć na chwilę zapomnieć o bólu i odnaleźć miłość.
– Ślicznie… – szepnęła cicho Lana
– Śpij już kochanie. – powiedziała kobieta i czule ucałowała córkę
– Kocham Cię mamo. – wyznała dziewczynka, posyłając blondynce buziaka
– Ja Ciebie też Lanuś. Dobranoc. – pożegnała się kobieta, wyszła z pokoju i zamknęła drzwi
Lana zgasiła lampkę, wtuliła się w swoją poduszkę i zamknęła oczy.
Obudziłam się bardzo gwałtownie. Poderwałam się do pozycji siedzącej. Oddychałam bardzo ciężko. Zaczęłam się rozglądać. Było już bardzo widno. Cody i Danny już wstali. Zdążyli już wszystko posprzątać. Siedzieli naprzeciw mnie i spoglądali z zaciekawieniem.
– Dzień dobry Lanuś! – przywitał się Danny
– Cześć. – dodał obojętnie Cody
– Hej. – odparłam krótko – Co wy robicie? – spytałam składając śpiwór
– Zanim się obudziłaś, patrzyliśmy jak spałaś. Coś Ci się śniło, prawda?
– Tak, Danny. Miałam… bardzo dziwny sen. To chyba było wspomnienie. – powiedziałam niepewnie
– Wspomnienie? – spytał cicho Cody
– Tak… Nie jestem za bardzo pewna. Nieważne. Lepiej się zbierajmy.
Nie chciałam za bardzo o tym mówić. Sama nie byłam pewna tego snu. Czułam się dziwnie, tak jakbym ominęła w życiu coś bardzo ważnego. Coś istotnego. Odgoniłam od siebie te myśli, by zając się nimi później.
Ruszyliśmy w drogę. Do Nowego Jorku dojechaliśmy autobusem. Potem złapaliśmy taksówkę, która zawiozła nas pod samo wzgórze. Idąc słuchaliśmy melodii Danny’ego. Te były wesołe i pogodne.
Najpierw poszliśmy do Wielkiego Domu. Opowiedzieliśmy centaurowi historię z przebiegu misji. Ominęliśmy tylko tę część z tunelem. Wspólnie ustaliliśmy, że to zostanie naszą tajemnicą. Potem pożegnaliśmy się i każde z nas wróciło do swojego domku. Miałam nadzieję, że Jake znów nie urządził imprezy.
Weszłam do środka. Mój brat leżał na łóżku i odbijał piłką o sufit.
– Lana! – krzyknął i zerwał się z łóżka
– Cześć Jake!
Przytuliłam do siebie brata. Dziwne, ale stęskniłam się za nim.
– Wróciłaś! Jak misja?!
– Eee… W porządku. Opowiem Ci później, ok? Chcę coś zrobić.
Najpierw wypakowałam wszystkie swoje rzeczy. W plecaku znalazłam podziurawioną koszulkę Cody’ego. Przejechałam po niej dłonią, a potem wtuliłam się w nią.
„Dziewczyno! Przytulasz się do koszulki! Ogarnij się!”
Wyszłam na zewnątrz, przeszłam kilka metrów, stanęłam przed drzwiami jednego z domków i zapukałam. Otworzyła mi Annabeth.
– O, Lana! – wykrzyknęła poprawiając swoje długie blond loki
– Fajnie, że to Ty. – wypaliłam na wstępie, a dziewczyna uśmiechnęła się – Umiesz szyć, prawda?
– Tak, a o co chodzi? I kiedy wróciłaś? – spytała trochę skołowana
– Kilkanaście minut temu. Mam do Ciebie wielką prośbę! Możesz się tym zająć? – zapytałam, pokazując jej koszulkę
– Jej… Co się z nią stało?
– To Cody’ego. Chciałabym, żeby znów była cała. Jemu nie zależy, ale mi tak. Próbowałam sama, ale…
– Spoko, zajmę się tym. – przerwała mi ze śmiechem – Koszulki Percy’ego też tak często kończą. – dodała porozumiewawczo
– Dziękuję! Będę Ci bardzo wdzięczna! – powiedziałam i rzuciłam się córce Ateny na szyję
– To nie problem. Idź wypocznij, wykąp się, zjedz coś, a ja Ci ją przyniosę, kiedy skończę, ok? – zaproponowała uśmiechnięta
Wzięłam długi i relaksujący prysznic. Ubrałam się w czerwoną bluzkę na ramiączkach, jeansowe, krótkie spodenki i japonki. Wracając z łazienki bawiłam się mokrymi włosami. W domku czekała już na mnie niebieska koszulka Cody’ego. Była prawie jak nowa! Annabeth jest niesamowita!
Żwawym krokiem skierowałam się w stronę domku Hadesa. Westchnęłam i zapukałam. Otworzył mi Cody. Uśmiechnęłam się na jego widok.
– Cześć! Mam coś dla Ciebie! – wypaliłam na wstępie i pokazałam mu koszulkę
– Ooo, nie ma dziurek!
– Jest cała. Tak jak mówiłam. Oddałam ją w ręce Annabeth. Prawda, że wspaniale się spisała?
– Tak, jest nieźle. Dziękuję.
– Nie ma sprawy. Miałam zamiar też odwiedzić Danny’ego. Idziesz ze mną? – spytałam niepewnie, a on kiwnął głową i odłożył koszulkę
– Tak dawno go przecież nie widziałem… – mruknął wychodząc, a ja się uśmiechnęłam
Razem ruszyliśmy do domku boga sztuki. Drzwi otworzył nam… Jessy… To się nazywa mieć farta. Dlaczego zawsze on?
– Lana! – wykrzyknął rozpromieniony – Miło Cię widzieć! Jak było na misji?! – spytał ożywiony
– Eee… Misja… A Danny Ci nie mówił? – spytałam z nadzieją, że nie będę musiała o tym opowiadać
– Danny? My ze sobą nie rozmawiamy. A to on też był z Tobą? – spytał zdziwiony i zmarszczył brwi
– Tak. – odparłam jakby to było oczywiste
– Naprawdę? Jesteś pewna? – spytał wciąż nie dowierzając
– Tak!
– Nawet nie zauważyłem, że go nie ma. Słyszałem tylko, że Ty wyjechałaś. I nawet się nie pożegnałaś. – powiedział z wyrzutem
– Jakoś nie było czasu. – wyjaśniłam rozkładając ręce i siląc się na uśmiech
Nagle Cody chrząknął znacząco.
– Możemy wejść i się z nim spotkać? – spytał
– Taa, jasne. Wchodźcie.
Jessy przepuścił nas, a sam opuścił domek.
– Rozgośćcie się, ja idę pobiegać. – oznajmił blondyn
Podeszliśmy do drzwi. Zaczęłam kręcić pokrętłem. Kiedy wyświetliło się imię Danny’ego, zapukałam, ale oczywiście nie otworzył. Weszliśmy do środka. Danny… spał.
– No Ty chyba sobie żartujesz?! – krzyknęłam mu do ucha
Blondyn zaczął krzyczeć i ogłuszony spadł z łóżka.
– Lana?! Cody?! Co wy tu robicie? – spytał wstając z podłogi
– Przyszliśmy, żeby Ci sprzedać mikser, a jak myślisz? – spytał Cody z sarkazmem
– Nudziło mi się. – odparłam obojętnie – O! Właśnie! Możesz mi przesłać nasze, to jest Twoje utwory? – spytałam
– Chcesz je?! – spytał z niedowierzaniem i zrobił wielkie oczy
– No pewnie.
– Ja też chcę. – dodał Cody
Danny podbiegł do nas przez cały swój zagracony pokój. Zgraliśmy sobie od niego muzykę, a potem całą trójką poszliśmy na spacer. Cody’ego bardzo trudno było na to namówić. Jeszcze nie przywykł do spędzania z nami czasu. To jest dziwne dla nas wszystkich. Chejron miał rację. Drużyny nas łączą. Zbliżają do siebie.
Wróciłam do swojego domku. Włożyłam słuchawki w uszy, puściłam melodie, wzięłam pamiętnik i zaczęłam pisać. Dokładnie opisałam to, co wydarzyło się w tunelu. To co czułam i jak cierpiałam… Zaczęłam płakać, gdy usłyszałam „Sen” i „Łzy Anioła”. Wspomnienia z wcześniejszych wydarzeń wróciły… Potem opisałam mój sen. Bardzo chciałabym przypomnieć sobie więcej. Czy ten sen był prawdą? Czy taka była moja mama? Czy to ona nauczyła mnie kołysanki? I co działo się potem? Gdzie mieszkałam wcześniej? Jak dokładnie wyglądało moje życie przed tym… Przed tym, jak mama umarła, a ja straciłam pamięć… Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
– Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!
)
CODY ŻYJE! Normalnie święto narodowe! 😀 Mam nadzieję, że CD jutro? Bo po prostu nie mogę żyć bez tego! Dzięki Tobie znów mam wenę na opowiadanie konkursowe! Nawet nie wiem jak Ci dziękować!
Hahahaha, Boginko, rozwalasz system! 😀 Ok, to wysyłam zaraz rozdział VI.
Aha, zapomniałam wczoraj przed wysłaniem tego rozdziału dopisać, że dedykuję go wszystkim kochanym histeryczkom, które tak przeżywały rozdział IV. :*
Czy mi się wydaje czy ten rozdział był krótszy niż ostatnie? W każdym razie to nie jest ważne, bardziej interesuje mnie moje biedactwo (czyt. Cody). Czyli znowu mogę patrzeć na świat przez różowe okulary bo ten mój misiek (wszystkich, których uwielbiam nazywam miśkami, więc się nie zdziw jak jeszcze kiedyś usłyszysz z mojej strony takie określenie) powrócił do świata żywych. Lubię niebieski, więc jego koszulka też musi być fajna.
Danny jest kompozytorem, jak fajnie. Tak jakoś teraz to do mnie głębiej dotarło. Uwielbiam rozmowy drużyny szóstej, są takie wesołe.
I osobiście uważam, że Cody powinien przejść ponowną terapię emocjonalną. Może spodoba mu się jakiś dywan albo inne dziadostwo z pokoju? W każdym razie zacząłby wyrażać emocje.
W każdym razie jak może zacznie używać przymiotników odnosząc się do swoich uczuć to powie Lanie, że ją kocha. W każdym razie ja wiem, że on ją uwielbia, mój pluszowy misiek to wie i nawet tymbark, którego w tej chwili piję.
Nie było reklam A ja lubię reklamy w opowiadaniach. Mam nadzieję, że powrócą.
Fajne wspomnienia ma Lana. Sześć lat to taki fajny wiek.
Trochę się rozpisałam (jak na mnie).
Pozdrawiam i przypływu weny życzę.
Annetti, może Ci tego jeszcze nie mówiłam, ale uwielbiam Twoje komentarze. Dla takich ludzi chce się pisać. I nie, nie wydaje Ci się, ten rozdział był krótszy. Cody ma powód, dla którego jest taki oziębły w stosunku do ludzi. Ale jeszcze nie zdradzę jaki. :p
Lubię pluszowe misie i tymbarki ^ ^
Mi tez brakowało reklam… Takie swojskie się już zrobiły. Biedny Danny, ci barani, jego bracie nawet nie zauważyli jego nieobecności… Totalna załamka -.-
Widzę, że Cody się zaczyna robić zazdrosny. Dobrze, dobrze, ale o
Danny’ego tez zadbaj .
I, bez urazy, mogłaś te nazwy nadać piosenkom bardziej ambitne. Ale spoko,,,
Wiem, ale nie mam głowy do tytułów :p
A rodzeństwo Danny’ego… Tak, dobrze to ujęłaś. Barany.
CODY ŻYJE!!!!!!!!! 😀 Nie wiesz jak ja się cieszę 😀 Czekam na część VI z utęsknieniem 😀
Cody żyje!!!!! Ależ cudownie *.* Kiedy wyślesz kolejną część? 😀
Wyślę ją jeszcze dziś 😀 Planuję też wysłać na jutro coś innego, ciekawa jestem, czy się wyrobię
AAAAAA KOCHAM. Nawet nie wiem co napisać XD Ale kocham, kocham kocham! Cudowne, to jest meeega!
O jeny… Bardzo Ci dziękuję To naprawdę miłe