Moja praca konkursowa, ale przed kilkoma przeróbkami. Tak, zdaję sobie sprawę, że nazwa już nie pasuje, bo w opku obowiązuje czas teraźniejszy. Nie ma też daty. Po prostu potraktujcie tytuł z przymrużeniem oka, o takim: 😉 Proszę, zostawcie po sobie komentarz (szczery najlepiej ^^), bo to według mnie jedna z moich najlepszych prac i chcę wiedzieć co o niej myślicie.
Stoję i patrzę. Na jezioro. Tej nocy zdaje się, że woda umarła. Przestała oddychać. I tylko ledwo widoczne, mikroskopijne fale obmywające brzeg świadczą o ostatniej walce. Jakby ktoś złapał nimfę tego zbiornika za szyję i przypierał do muru, a ona ostatnim tchnieniem, prawie niezdolna do ruchu próbowała się ocalić.
Zamieniłabym się z tą wodą. Chętnie oddałabym jej moje życie, a sama umarła.
Wcześniej wyszłam poza granicę Obozu, więc drżę z zimna. Środek lutego. Kiedyś ten miesiąc kojarzył mi się z Walentynkami, miłością. Teraz kojarzy się ze śniegiem. Mrozem. Przeszywającym wiatrem. Zdradą.
Zsuwam z siebie płaszcz i całkiem naga wchodzę do wody. Jest lodowata. Nie mogę powiedzieć, że nie przeszkadza mi to. Dawna ja czym prędzej wyskoczyłaby z niej, założyła ten cholerny płaszcz, wróciła do domku i przykrywając się kocami rozmyślała o kosmetykach. Dawna Silena była płytka. Teraźniejsza Silena tylko wchodzi głębiej. Po pas. Po piersi. Po szyję. Zimno przenika każdą komórkę mojego ciała jak lodowe igiełki. Trzęsę się tak bardzo, że może to już uchodzić za jakiś erotyczny taniec. Trudno.
Odbijam się stopami od mulistego dna i, drżąc jeszcze bardziej, kładę na powierzchni wody. Wdychałam nocne i, a jakże, zimne powietrze i wydaje mi się, że przestałam drżeć. Na sekundę, może dwie.
Wyraz mojej twarzy jest obojętny. Przerażająco obojętny. Nawet nie płaczę. Dawna ja by płakała. Pewnie zwijałaby się pod tą stertą koców i szlochała. To naprawdę dziwne, że nie uroniłam ani jednej łzy.
…przerażająco obojętna.
Ale to tylko pozory, jedwabna zasłona okrywająca moje wnętrze. Bo moje wnętrze nie jest obojętne. Nie jest złe ani smutne. Moje wnętrze chce umrzeć.
Ale ja nie mogę umrzeć. Dla dobra Charliego lepiej żebym żyła. Dla dobra Obozu lepiej żebym umarła. Utonęła.
Nie zamierzam tonąć. Chcę tylko pływać w jeziorze, które jest tak zimne, że ryby chyba uciekły. Nie wiem, nigdy nie słuchałam na biologii. W każdym razie leżę tutaj, na przerażająco lodowatej powierzchni przerażająco lodowatej wody. Jak to się stało, że nie zamarzła? Głupia Silena nie słuchała na lekcji.
To moja kara wymierzona, oczywiście, przeze mnie. Znowu drżę…
Nie tylko z zimna, ale też z emocji. Moje wnętrze nie jest smutne. Moje wnętrze jest zrozpaczone. Chętnie wylałoby kilka łez, ale za mocno przeżywa, żeby cokolwiek zrobić. To tak jak wtedy, gdy jesteś tak cholernie zmęczony, że nie możesz zasnąć.
…I się trzęsę. Boję się, że powierzchnia nie utrzyma mnie, jeśli będę się tak ruszać. Nakazuję sobie więc spokój. Zimno mi. Jestem tu, całkiem naga w lodowatej wodzie, w lodowatą noc. Nie wytrzymuję i przysuwam ramiona bliżej tułowia. Dłonie i łokcie przylegają do mojego sinego ciała. I nadgarstki.
Z mojego gardła wydobywa się okropny, ogłuszający krzyk. Nie, to jest wycie. Zwierzęce wycie. A dlatego, bo przypominam sobie, że jednak nie jestem całkowicie naga. Na moim nadgarstku wisi cienka, srebrna bransoletka z zawieszką sierpa.
Zginam się w pół, a woda już nie utrzymuje mojego ciężaru. Zanurzam się, zwinięta w kłębek. Już nie czuję zimna. Więc czemu trzęsę się jak nawiedzona? Nawiedzona. Jakby moje ciało opanował demon. Ale demonów nie ma. Co najwyżej mógł mnie opanować Kronos. Ale on już ma ciało, którego tak pragnął.
Przez zmrużone oczy widzę moje włosy, unoszące się we wszechobecnej wodzie. Wyglądają jakby chciały ode mnie uciec. Nie dziwię się, na ich miejscu też próbowałabym to zrobić. Poruszają się rytmicznie. Gęste i czarne.
Potrwało jeszcze kilka sekund zanim zorientowałam się, że jednak tonę. Nie jestem przerażona. Jedynie zaciekawiona. Moje płuca wypełnia ogień, wspinający się też (chyba) po moim przełyku. I kolejna sekunda minęła, zanim zorientowałam się, że za chwilę naprawdę umrę.
Lepiej żebym nie umierała. Lepiej dla Charliego, gorzej dla świata.
Ale Charlie przysłania mi cały świat. Chociaż już nie jestem tak szczęśliwa przy jego boku jak kiedyś, dalej bardzo go kocham. To przeze mnie nie czuję się z nim dobrze. Ledwo udaje mi się patrzeć w jego oczy. Jak każdy oszust i zdrajca.
Luke–Kronos powiedział mi, że jeśli zrezygnuję, zabije mojego chłopaka. Mój chłopak. Jak to banalnie brzmi.
Te rozważania zajęły mi niecałą sekundę, ale podjęłam decyzję.
Przez jedną dziesiątą tego czasu jednak dalej ociągam się z wynurzeniem, choć ogień pali moje ciało. Zabawne. Ogień pali moje ciało, ale jest mi zimno. Cholernie zimno. Oczywiście nie chodzi mi o prawdziwy ogień, tylko o uczucie braku powietrza. Taka przenośnia. Tak samo jak dusząca się woda. To też była przenośnia. Umieranie odbiera mi chyba rozum… W każdym razie, życie zobojętniało. Nie chce mi się żyć, zwłaszcza jako szpieg. Wolę spać… Otrząśnij się!
Twój sen przecież zabije Charliego. Nie chcesz chyba, żeby przez twoje lenistwo odszedł do Krainy Umarłych?
Czy to sumienie się we mnie odezwało? Drogie sumienie, trzeba było przyjść, kiedy zawierałam układ z Lukiem-Kronosem. Dlaczego wtedy cię nie było?
Umieranie naprawdę zabiera mi rozum.
Umieranie naprawdę pozbawia cię zdolności jasnego myślenia. Jestem panią tego jeziora. Nimfą, która podobno jest duszona i przypierana do muru.
Ujrzałam przed sobą nastoletnią dziewczynę z długimi, kasztanowymi włosami rozsypującymi się w wodzie. Wypowiadając ostatnie słowa uniosła brew w drwiącym geście.
Wracaj na powierzchnię. Nie chcę tu żadnych sierpowych bransoletek.
Ta dziewczyna miała rację. Muszę odbić się od dna. Muszę wyjść na powierzchnię. Muszę, ale… nie mogę. Jestem za ciężka. Ogień zżera mój organizm od środka, a lód pokrywa go od zewnątrz. Skierowuję błagalne spojrzenie w stronę nimfy.
Ostatnie co widzę przed straceniem przytomności to grymas wyrażający brak cierpliwości na jej twarzy. A ostatnie co czuję przed straceniem przytomności to woda unosząca mnie ku powierzchni.
Budzę się gdy już świta. Leżę na plaży, niedaleko granicy Obozu Herosów. Pewnie nabawiłam się hipotermii. Czuję piach przyklejony do mojego ciała niczym kombinezon. Wchodzi w każdą szparkę. Jest w oczach, ustach, nosie, pod paznokciami, a także w intymnych miejscach. Obkleja zawieszkę sierpa. Znowu zadrżałam. Z zimna. Rozpaczy. Bezradności. A może jednak umrzeć? Pozbawić Kronosa szpiega i przechylić szalę na stronę bogów?
Lepiej nie… dla Charliego.
Jak zgaduję, powtórzenia są celowe jak np. w przedostatnim akapicie „przed straceniem przytomności”.
Nie wiem czy w pamiętniku pisze się takie głębokie rzeczy, ale spoko. Nigdy nie prowadziłam pamiętnika więc nie zabijajcie!
Nawet fajne. Nigdy nie zastanawiałam się nad przemyśleniami Sileny, ale na pewno, z mojej strony, nie byłyby takie. Sama, jak na razie, nie napisałam czegoś tak głębokiego, więc się już nie wypowiadam, bo nie mam po co :). Może wyśle też moją prace? Zobaczę.
Skomciane na Twoim blogu 😀
Czytałam, dziękuję bardzo 😉
Luke – Kronos – Luke/Kronos
To jest chyba rzeczywiście jedno z twoich najlepszych opowiadań, mimo tego, że sporo ich jest o Silenie. I pytanko, czy można tonąć tak szybko? Potrzebowałaby więcej czasu, nawet jeśli wcześniej krzyknęła 😉
To moje pierwsze opowiadanie o Silenie o.O
A co do tego czasu tonięcia: Właściwie nie napisałam jasno ile czasu minęło od wpadnięcia pod wodę, akapit o wszechobecnych włosach, po następny, zaczynający się od „Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że tonę…” Te kilka sekund nie dotyczy dwóch poprzednich akapitów, tylko tego, co było po nich. Masz zwierzęce wycie + Tamte dwa akapity od wpadnięcia pod wodę + jeszcze sporo utraconej energii na trzęsienie się + Tamten akapit „Dopiero po kilku sekundach…” = ciało jak kamień i zero powietrza w płucach 😀
Fajne xD Silena biedna Silena…
Łooo…. Pierwszy raz w życiu czytam takie opowiadanie o Silenie. Zawsze ją lubiłam i przeżywałam jej śmierć.
Naprawdę dobra praca. Pełna emocji, odczuć i głębokich przemyśleń, a takie bardzo cenię i lubię.
Jestem z Ciebie dumna Dresie! 😀 :*
Podoba mi się sposób w jaki to opisałaś. Taki… spokojny, który pasuje do śmierci, że tak to ujmę. Lubię czytać takie opowiadania, z przemyśleniami i takie po prostu … no wiesz. Z sensem.
Kurde, nie umiem się dobrze wysłowić, ale to nie zmienia faktu, że mi się podoba.
Kilka zdań napisałabym inaczej, ale to ja. Błędów raczej nie ma, a jak są, to ja w ich szukaniu najlepsza nie jestem. Ostatnio nie mam czasu dużo czytać.
Nananana. Niech Wielka Panda nad tobą czuwa.
Zdecydowanie dzień smutnych opek. Mama się o mnie martwi, bo znowu ryczę…
Zgadzam się z magiap – dzień smutnych opek. To chyba będzie mój ukochany dzień ^^ Ja nie płakałam, ale nie martw się opko jest smutne i takie… inne (w pozytywnym sensie), ale mnie trudno doprowadzić do łez. Jak na razie udało to się tylko jednej książce, a dokładniej jednemu rozdziałowi tej książki.
A opko nieziemskie. Podobało mi się, że stara Silena tak, ale nowa już inaczej. Praca naprawdę dobra 😉
Bardzo fajne. Lubie opka o Silenie 😀
napisałaś to wspaniale. Czytałam to jak wolna piosenkę, melodie, która wzrusza. Nigdy id myślałam tak o Silenie. Nie myślałam jak ona sie czuła i czy nie chciała się zabić. Podziwiałam ją. Teraz też tylko bardziej 😀 cudowne, jestem pod wrażeniem