Dedykacja dla Melii i Chione, czyli Wielkich Pogromczyni Testu Szóstoklasisty, Moniki za poddanie pomysłów i za wspólne wymyślanie oraz dla Lumimo (jak przeczytasz to będziesz już wiedziała za co). I dla Hestii i Królowej Chorwacji(Nateny).
Spotkało mnie coś nienormalnego. Zamiast jak zwykły heros mieć koszmary, prorocze sny i inne dziwactwa co to wszyscy półbogowie ich nie chcą mieć, nic mi się śniło. Absolutnie NIC. Taka czarna pustka. Naprawdę dziwaczne. Czułem się przez to trochę skołowany, jak osoba, którą bez przerwy wali się linijką po głowie i nagle się przestaje. Wtedy jest jakieś takie zdziwenie. Nie było to przyjemne, ale przyzwyczaiło się już do tego. Niezły zamęt w głowie.
Kiedy mój mózg przestał sobie zadawać pytania: „Co się stało?”, „Jak to możliwe?, „Czy to jakaś choroba?”, wstałem z łóżka i spojrzałem na zegar w metalowej oprawie wiszący na ścianie. Cienkie, ozdobne wskazówki pokazywały wpół do dwunastej, czyli trzydzieści minut do zbiórki przed pokojami Agathy i jej przyjaciół. Mieliśmy tam przejść we trójkę i stamtąd rozpocząć naszą misję w misji. Pomyślałem: „Sprawdzę czy wszystko mam i czy jestem gotowy.”. Miecz, o którym prawie zapomniałem nadal był przypięty do plecaka, w którym znajdowały się moje ubrania. Trochę tęskniłem za nimi, bo mimo że chiton był bardzo miękki, to jednak trochę niewygodny do biegania i chodzenia. Erates i łuk pojawiały się na moje zawołanie, więc wychodziło na to, że mogłem iść. Ponownie zerknąłem na czasomierz i zobaczyłem, że te czynności zajęły mi minutę. Chwyciłem plecak, założyłem go i wyszedłem z pokoju, a raczej zamierzałem, bo klamka nie dała się obrócić.
-To są chyba jakieś żarty- szepnąłem i zacząłem szarpać się z gałką. Ani drgnęła.-Oni nas zamykają na noc w pokojach?- zapytałem z niedowierzaniem. Sfrustrowany sięgnąłem do uda i przywołałem sztylet. Na spiżu srebrnymi literami wypisane było kilka słów po starogrecku. Skupiłem się z niewiadomego powodu i poczułem mrowienie w mojej głowie, które ścieżką mojego wzroku doszło do broni. Znaki na chwilę rozbłysły, zmieniając położenie i kształty. Przekształciły się w… instrukcję. „Otwieram każdy zamek.” Wierząc prezentowi od Ateny, uderzyłem nim w metal. Mechanizm zaklikał i drzwi stanęły otworem. „Przydatna funkcja.” oceniłem i wyszedłem z pokoju.
Na korytarzu stały Monika i Nicole, obie przygotowane do walki. Oczy córki Hekate płonęły mocą. Po jej ukrytych ostrzach, wysuniętych w ten sposób, że można ich było używać jako noży, pełzały iskry. Druga dziewczyna nie zamieniła jeszcze bransolet w oręż, ale jej szata pokryta była szronem i wokół dłoni szalały miniaturowe śnieżyce. Włosy falowały jakby rozwiewane zimowym podmuchem, a oczy były przygotowane do wysyłania mrożących spojrzeń. Dosłownie.
-No, już myślałyśmy, że nigdy nie wyjdziesz, leniuchu- powiedziała i pogroziła mi palcem.
-Ja leniuchem?- spytałem udawanie zaskoczony. Sprowadziłem na twarz bezbrzeżne zdziwienie, co było nie lada wyczynem, bo walczyłem z uśmiechem. „Jak stare małżeństwo”, stwierdziłem w myślach.
-Tak, ty- zakończyła dyskusję najstarsza z drużyny.- Idźmy już. Nie chcę sie spóźnić na swój pierwszy skok.
-Na pewno pierwszy?- odezwała się nieco złośliwie Nicole. Tamta zignorowała tą wypowiedź i poszła do dużego przejścia. Szybko ruszyliśmy w jej ślady.
Korytarz był bardzo ładny. Posadzkę wykonano z beżowego marmuru, a ściany obwieszono różnorakimi gobelinami. Pomiędzy nimi znajdowały się pochodnie palące się wielokolorowymi płomieniami. Monice najwyraźniej bardzo sie tu podobało i zaczęła nam opowiadać.
-Wiecie, nie mogłam spać, więc czytałam czarodziejskie księgi, które znalazłam w biblioteczce. Akademia została założona w szesnastym wieku przez Exylię, córkę Ateny. Chroniła ona półbogów i śmiertelników o magicznych zdolnościach. Obszar szkoły otaczają potężne bariery ochronne. Nawet bogowie nie mogą się tu dostać bez pozwolenia. Prawie każdy przedmiot w tym budynku jest zaczarowany. Na przykład te pochodnie są obłożone Zaklęciem Pyris, które sprawia, że zapalone nim obiekty w zależności od koloru pełnią różne funkcje. Żółte podają plan lekcji, jeśli zapali się świecę od niebieskich to uzyskamy najlepszego korepetytora, a różowe udzielają porad sercowych.
-Łał- wyszeptałem. Zawsze interesowała mnie magia, Harry Potter i inne takie, a to miejsce przypominało mi Hogwart.
-Gobeliny są szyte z nici galicjeńskich, czyli zrobionych z galicjeny, potężnej magicznej rośliny. Właściwie nie są znane ich wszystkie właściwości. Sceny na nich przedstawione się ruszają, a postacie mogą się z nami kontaktować. Na tych akurat nie ma niczego konkretnego, są to jakby abstrakcje- wyjaśniła nasza przewodniczka.
Faktycznie, na najbliższym arrasie ukazane było coś przypominającego ocean. Użyto tam granatowych, niebieskich i białych nici, a wrażenie trójwyramiowości było niesamowite. Morze ruszało się i kłębiło, przypominając trochę atrament, który ktoś wlał do wody.
-Ale piękne- zachwyciła się potomkini Chione.- To takie niezwykłe, jak… trochę jak okno…- stwierdziła. Jej ręka niczym w transie zaczęła się zbliżać do powierzchni materiału. Smukłe palce znajdowały sie coraz bliżej.
-Ej, uważaj!- ostrzegłem ją zaniepokojony. Miałem straszne przeczucie.
-Nie dotykaj! Niewiadomo co się może stać!- krzyknęła cicho czarodziejka. W tej samej chwili dłoń Brytyjki zetknęła się z gobelinem. Ocean na nim przedstawiony zafalował i rozbłysnął, jakby wybuchła w nim bomba. Morze wystrzeliło z nici i chwyciło dziewczynę za nadgarstek. Przestraszona wrzasnęła i spróbował się wyrwać, ale uścisk był za silny. Wpadła do dzieła sztuki. Rzuciłem się za nią, ale jej lewa dłoń właśnie zniknęła z naszego świata, a ja zawisłem w powietrzu, otoczony magicznym cieniem. Zobaczyłem jeszcze tylko jak blade palce znikają między falami.
-NIE!- chciałem wrzasnąć, ale macka mocy mnie zakneblowała. Kątem oka zobaczyłem, że Monika przyciąga mnie czarami i wypuszcza dwa metry od miejsca zniknięcia Nicole. Smutek zalał mój umysł niczym smoła. Bezsilna wściekłość po chwili go odsunęła. „Nie! To niemożliwe! Jakim prawem! Nicole! Wracaj!”. Oczy zaczęły się robić mokre, łzy próbowały się wydostać. Drgałem, zszokowany tym wydarzeniem. Chciałem krzyknąć, ale zaczarowany knebel zablokował mi usta.
-Cicho! Obudzisz całą szkołę- skarciła mnie Monika.- Zaraz to załatwię, a ty sie nie ruszaj. Możesz najwyżej użyć swoich umiejętności, żeby się czegoś dowiedzieć- poleciła i ostrożnie podeszła do ściany. Następnie uniosła rękę i zatoczyła nią kilka kręgów, zostawiając ślad z płomyków. Te wleciały do dzieła, ale zaraz znikły. Miałem nadzieję, że tak miało być. Ona jednak zaraz temu zaprzeczyła.
-Zbyt potężna magia. Nie jestem w stanie nic zrobić- oznajmiła grobowym tonem. Zgasiła mnie tym niczym strażak. Szybko spróbowałem coś zrobić. Skupiłem się na obrazie z całej siły, aż zrobiłem się czerwony. Nic się jednak nie stało.
-Wyglądasz jakbyś miał zatwardzenie- powiadomiła mnie córka Hekate. Zirytowało to mnie.
-Tak? To pięknie! Po prostu pięknie!- wylewałem z siebie całą złość.- Ona znikła, a ty się przejmujesz, że wyglądam jakbym miał problemy gastryczne?
-No mniej więcej- odparła.
-Przecież ona była naszą przyjaciółką, nawet nie wiemy co się z nią stało. Może nigdy nie wróci!- rozpaczałem, pamiętając przy tym by być cicho.-No wiesz, jak tak…
-Staś…- spróbowała mi przerwać.
-można! To takie wstrętn…- znowu nie pozwoliła mi dokończyć.
-Staś!-
-Co?!- spytałem, ciężko wydmuchując powietrze.
-Patrz!- rozkazała i wskazała w lewo. Obejrzałem się, a szczęka mi opadła. Arras przedstawiający plątaninę różowych macek zaczął świecić! Wici falowały i ruszały się jak jakieś węże z kolekcji Hello Kitty. Nagle rozległo się pyknięcie, gobelin zaświecił niczym refelktor. Wypadła z niego Nicole. Poczułem taką ulgę, jakby całun smutku opadł ze mnie.
Rzuciłem się do przodu i ją uściskałem zanim zdążyłem pomyśleć, co mi się nie zdarza często. Kiedy dotarło do mnie co zrobiłem, odskoczyłem i zobaczyłem, że córka Chione jest jakaś inna. Przebrana. Na stopach miała jaskrawoczerwone szpilki. Spodnie były niesamowicie obcisłe i w kolorze pudrowym. Ale najgorsza była góra.
T-shirt był biały, tak samo jak czapka z daszkiem, a to co było na nich napisane… Horror. Widniały na nich litery układają sie w napis „I <3 J.B.”. Czyli, że… czyli, że… To skrót od…
Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać I Którego Sam Voldemort Się Boi. Straszliwy Justin Bieber! W ręku biedaczka trzymała transparent z napisem… „MARRIE ME, J.B.”, a na jej policzkach widniały różowe serduszka.
-Co ci się sta…- zacząłem, chociaż domyślałem co się wydarzyło.
-Wy NIE chcecie wiedzieć przez co ja przeszłam- wyjąkała roztrzęsionym głosem. W jej fiołkowych oczach było przerażenie. Zresztą każdego by to pewnie spotkało.
-Ale powiedz co się stało- poprosiła Monika, zafascynowana.
-Dwa słowa: polska Rosja- uchyliła rąbka tajemnicy.- A teraz: proszę przebierz mnie- domyśliłem się, że ta prośba skierowana była do licealistki. Ta machnęła ręką, a strój zamienił sie z powrotem w białą tunikę.- Ruszajmy, nie chcę tego dalej wspominać.
-Ty naprawdę…- rozpocząłem pytanie kiedy poszliśmy dalej.
-Tak!- warknęła, wyraźnie rozdrażniona. Po chwili odetchnęła i uspokoiła się.- Sorry, ale to było naprawdę straszne i nie chcę o tym mówić.
-Dobrze, całe szczęśćie, że wyszłaś z tego cało- zachichotałem. Monika już dawno nas wyprzedziła i musieliśmy ją dogonić.-Idziesz za szybko- oskarżyłem ją.
-Oj, tam, oj, tam- odparła z uśmiechem.
-Nigdy nie mów „oj tam, oj tam”! To zabija jednorożce!- wtrąciła się trzecia z drużyny. Wszyscy powstrzymaliśmy rechotanie.
-A może ja lubię zabijać jednorożce, co?- odparowała czarodziejka. „Jak fajnie jest mieć przyjaciół.” pomyślałem. Takie ciepłe uczucie rozlało się w moim brzuchu, wywołując podniesienie kącików ust.
Wyszliśmy z korytarza, który zdążył mi się już znudzić. Napotkaliśmy kwadratowe, duże pomieszczenie. Zamiast posadzki był trawnik, a na nim stało dużo rzeźb bogów i sławnych czarodziejów, a nawet abstrakcji, których w tej szkole był naprawdę dużo. Pod każdą znajdowała się informacja, kogo lub co przedstawia. Przed rozpoczęciem ogródka był jeszcze trochę marmuru, a na lini łączącej rośliny z kamieniem stała mosiężna tabliczka o owalnym kształcie. Napis na niej głosił „Ogrodek Rzeźbów”.
-„Ogrodek Rzeźbów”?- zdziwiłem się.- I to nawet po polsku.
-Co ty- odpowiedziała Nicole, kręcąc głową.- Tu jest napisane „Gardon of Sculpturies”. Ale te błędy. To specjalnie?
-Chyba tak. O ile wiem to ten napis jest w ojczystym języku tego kto go czyta- rozwiała nasze wątpliwości Monika.- Tylko czemu z błędem?
-Abstrakcja słowna- mruknąłem pod nosem. „Tutaj jest mnóstwo abstrakcji, chyba mają naprawdę dziwną dyrektorkę.”- To co? Wchodzimy? To chyba jedyna droga.
-Tak. Idziemy- zadecydowała wnuczka Boreasza.
-Ale nie dotykamy rzeźb…- zaczęła wyjaśniać moja przyjaciółka.
-Rzeźbów- sprostowałem.- Tak było na tabliczce.
-Dobra, rzeźbów. Nie dotykamy rzeźbów, bo są obłożone jakimś zaklęciem, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Weszliśmy więc pomiędzy pomniki i zaczęliśmy się skradać. Postacie były wykonane naprawdę dokładnie i fajnie wyglądały. Nagle rozbrzmiały jakieś dźwięki. To było takie: „Dam-dam-dam-dam-dam-dam-dam-dam-dam-dam-daaaam”. Przypominało mi to muzyczkę z Różowej Pantery.
-Co to na gacie Hadesa jest za muzyczka?- wyszeptałem trochę zdezorientowany i się zatrzymałem, a dzieweczyny razem ze mną.
-Moja- przyznała się Monika i wyjęła z kieszeni komórkę. Dźwięk się wzmocnił.
-Ale po co ci?- chciałem poznać odpowiedź. Córka Chione narazie milczała.
-Lepiej się skrada z odpowiednią muzyką- odparła wielbicielka Ewy Farnej.
-No dobra, jak chcesz. Tylko może to trochę ścisz- zaproponowała młodsza heroska. „Całkiem rozsądna sugestia.” pomyślałem.
-Jeśli muszę…- zgodziła się i nacisnęła przycisk. Muzyczki nie było już tak słychać. Ruszyliśmy dalej. Po chwili wywiązała się rozmowa.
-Stan, o tym, że jesteś błogosławiony, dowiedziałeś się nie dawno, prawda?- zapytała mnie Nicole. Jej wielkie, fioletowe oczy błyszczały, a czarne, długie włosy opadały na ramiona i wyglądała naprawdę bardzo ładnie. Była pełna wdzięku i zdawała roztaczać wokół siebie srebrzystą aurę. Musiałem się powstrzymać, by gęba nie opadła mi do Chin.
-Tak, a właściwie to trzy dni temu. Tego samego dnia jak z Willem nas odbierałaś- odpowiedziałem nieco zdziwiony pytaniem.
-Serio? Nawet nie byłeś taki zdziwiony tym wszystkim.
-Och, dzięki- podziękowałem i spróbowałem z założenia uwodzicielsko mrugnąć okiem i oprzeć się o coś. Najbliższym obiektem właściwym do tego rodzaju wybiegów była rzeźba. RZEŹBA.
-Nie! Nie dotykaj pomników!- ostrzegła córka Hekate. Za późno. Moje ramię spoczęło na jakiejś abstrakcyjnej macce. Natychmiast zaczęło się coś dziać. Rozbłysły różnokolorowe światła, rozległa sie dudniąca muzyka. Jednak miałem wrażenie, że widać to i słychać tylko w obrębie ogródka. Nagle trzy pomniki wokół nas zaczęły się zmieniać. Ten naprzeciw Moniki zmniejszył się i przybrał kształt kostki. Kostce wyrosła głowa i nogi. Stała się kolorowa i zaczęła lecieć w kierunku swojej przeciwniczki. Ciągnęła za sobą tęczę. I zawodziła.
-Nianianiananyanyannyannyannyan!- byłem taki zdziwiony, że szczęka mi opadła. To był Nyan Cat! I zaczął gonić moja przyjaciółkę. Ona odskoczyła i spróbowała walnąć go czarami. On jednak zrobił unik i nadal zmuszał ją do ucieczki.
Naprzeciw Nicole pojawił się mały i żółty stworek. Miał ogon w kształcie pioruna i wołał:
-Pika-pika-pikachu!- „Pokemon. No dobra…” pomyślałem. Pikachu zaczął gonić brunetkę i strzelać piorunami.
-Co ty robisz?- zapytała potworka. On podskoczył i odpowiedział:
-Pikachu!
-Czy ty mi grozisz?
-Pikachu!- odpiknął i w kilku susach do niej podbiegł.
-Zostaw mnie!- krzyknęła i lodowe tornado go pochłonęło. Wiatr odepchnął stwora kilka metrów w tył.
-Pikachu!- ze środka wystrzeliło wyładowanie elektryczne, a huragan się rozsypał. Pokemon ruszył za Nicole.
Rzeźba, o którą się oparłem, obniżyła się i poszarzała. Wyrosły jej duże uszy, pomarańczowe oczy i puszysty ogon. Obok pojawiło się radio grające głośną, dudniącą muzykę.
-Wyginam śmiało ciało! Wyginam śmiało ciało! Bo to dla mnie… mało!- wykrzyknął Król Julian, kręcąc tyłkiem i zeskoczył z podestu.
-O bogowie, cofnij się, Ogoniasty- powiedziałem. Mój mózg został w tamtej chwili trwale uszkodzony. „Król Julian? Serio?” zadałem pytanie Tej Wielkiej Dwunastce co to powinna niby panować nad porządkiem.
-Nie cofnę się, ponieważ zaprzeczyło by to mojej doskonałej perfekcji i odwadze. Nie zapominajmy o mych delikatnych, lecz męskich konturach. Kręć ze mną swoim zadencjuszem, tak rozkazał król!- oznajmił i zaczął tańczyć jakiś bardzo ruchliwy i energiczny taniec.
-Nie zrobię tego, Narcyzie- odparłem i wyjąłem Eratesa. Litery na nim rozbłysły i pokazał się napis: „Król Julian? Serio? Twoi wrogowie są mocno porąbani.”
-Tak, wiem- mruknąłem.-Pomożesz mi czy nie?-pojawiło się kolejne zdanie: „Atakuj i wymyśl jakiś plan po drodze, będę starał się ci pomóc”. „Sztylet, który pisze ze mną na boskim chacie… Tak, ten świat jest naprawdę dziwny.” pomyślałem. Uniosłem mojego korespondenta w pozycji bojowej, gotów do odesłania Króla do Krainy Pradawnych Bogów.
-Yyy, po co ci ten ostry tenteges? Hańba ci, Staś!- wrzasnął kiedy zamachnąłem się na niego sztyletem. Lemur dostał szału.
-Zaraz ci powyrywam te szpanerskie jedynki prosto z jamy gębowej!- krzyknął i uderzył mnie drapaczką, która pojawiła się znikąd. Trafił mnie w klatkę piersiową i upadłem. Tępy ból przeszył moje ciało. Potylicą uderzyłem w trawę i na chwilę mnie zamroczyło. Wiem, że to wstyd- zostać pokonany przez postać z kreskówki, ale jakbyście się czuli, gdyby zaatakował was Król Julian? Zgaduję, że dziwnie. Ssak nie próżnował. Teraz celował drapaczką w moją szyję.
Nagle poczułem się jakby ktoś oblał mnie kubłem zimnej wody. Strużki tego czegoś spłynęły po mojej twarzy i masa pomysłów pojawiła się w mojej głowie. To olśnienie, bo była to idealna nazwa, sprawiło, że każda moja komórka zareagowała, jakby każda wpadła na coś i teraz mi to przekazała. Usłyszałem jeszcze łagodny głos :”Trzymaj się, Staś. I wymyśl coś mądrego.”
-Ej, patrz. Mort tyka ci stopy- powiedziałem w przebłysku geniuszu. No bo co lemura najbardziej irytowało w serialu? Mort. Na to zdanie „władca” odwrócił się, a jego stopy skamieniały. Zaklęcie zaczęło szwankować, co wzbudziło moje nadzieje.
-Gdzie?! Czy ja mu nie mówiłem, że nie wolno nikomu tykać moich stóp?- spytał w poszukiwaniu Morta. W tej chwili kopnąłem go, odrzucając do tyłu. Aż mu korona z liści spadła.
-Jak śmiałeś kopnąć mnie w mój zadencjusz?!- wrzasnął. Ale jego tyłek zamienił się w kawałek rzeźby. „Dobrze mi idzie.” oceniłem. Zacząłem szukać w pamięci, co takiego mogłoby jeszcze go zdenerwować, zaburzuć działanie czaru.
-Ej, uważaj! Pingwiny za tobą!- ostrzegłem go.
-Co, jak to?- zapytał, a tułów już mu przekształcił się w kamień. Dzieła dokończyłem nożem. Ostrze chlasnęło głowę Ogoniastego, a on sam rozpadł się na drobniutkie kawałki. Rozejrzałem się i dostrzegłem czarno-żółtego niby-kota grającego ostrzejszą muzykę, niż jego tęczowe przeciwieństwo. W końcu oba stwory zderzyły się, wybuchając miriadą iskier i chwilę po tym znikły. Monika najwyraźniej poradziła sobie ze swoim ożywionym memem internetowym. Wokół Nicole szalała zamieć, tak że nie można było nic zobaczyć. Byłem jednak pewny, że to ona wygrywa walkę. Po chwili zobaczyłem jak coś przypominającego latającego sopla z wielkimi oczami uderza Pikachu strumieniem lodowych sztyletów, rozwalając na malutkie kawałeczki. Następnie dziewczyna odwołała stworka, którego stworzyła swoją mocą i podeszła do mnie i mojej przyjaciółki z Polski.
-Nareszcie- powiedziała córka Hekate.- Idźmy i NIE dotykamy rzeźb- spojrzała na mnie nieprzychylnie.
-Rzeźbów- poprawiłem ją, ale ona posłała mi kolejne mordercze spojrzenie. Zjeżyły mi się od niego włosy na głowie, a ubraniem targnął wiatr. Najwyraźniej, jej złość szkodzi nie tylko jej urodzie, ale także innym ludziom.
Ruszyliśmy i tym razem bez przeszkód przedostaliśmy się do następnego korytarza. Aż to dziwne było, bo zacząłem się przyzwyczajać do takich odpałów jak walka z Królem Julianem.
Przejście było bardzo podobne do tego, którym dotarliśmy do Ogrodka Rzeźbów. Te same gobeliny, pochodnie i posadzka. Na szczęście tym razem potomkini bogini śniegu nie wpadła do arrasu. Naprawdę nie miałem nerwów na takie sztuczki. Poza tym pewnie by wróciła w stroju fanki One Direction, a nie wiem czy to bym przeżył.
-Ta szkoła jest naprawdę dziwna. Król Julian i Nyan Cat? Serio, nie spodziewałabym się tego- skomentowała Monika i zanuciła cicho muzyczkę niby-kota. Nicole zachichotała delikatnie, zarażając mnie.
-Tak, zgadzam się. Ciekawe co jeszcze tu będzie? Edward Cullen z wyszczerzonymi kłami?- zapytałem retorycznie.
-Mam nadzieję, że nie. Może uda nam się dojść do ich pokoi bez innych przygód godnych jakiegoś filmu komediowego- wyraziła swoją nadzieję Nicole.- Ale… co to?- zdziwiła się kiedy zobaczyła drzwi do następnego pomieszczenia lub korytarza. One same były normalne, ale po lewej i prawej stronie znajdowały się dwa postumenty, na których siedziały dwa żywe kruki. Tylko, że było coś nie tak z ich piórami. Były białe! Kruki Albinosy na nasz widok zamrugały i załopotały skrzydłami.
-Co mamy zrobić?- zapytałem moje przyjaciółkę. Odpowiedziały mi ptaki.
-O tej porze nie wolno wam tu być.
-Co?- nie dosłyszała. Córka Hekate nachyliła się ku nim. Te spojrzały na nią czujnie czerwonymi oczami i znowu się odezwały.
-O tej porze nie wolno wam tu być.
-Mówicie coś poza tym?- chciała wiedzieć Nicole, ale chyba wszyscy wiedzielśmy jaka padnie odpowiedź.
-O tej porze nie wolno wam tu być.
-Chyba po prostu przejdźmy, bo one nic innego nam nie powiedzą- stwierdziłem. Moje koleżanki kiwnęły głowami i Nicole pierwsza dotarła do drzwi. Na to stworzenia zagrodziły jej drogę skrzydłami i uniosły szpony w jasnym przekazie: Dalej nie idzecie. Brytyjka machnęła dłońmi i spróbowała zamrozić ptaszydła, ale się jej nie udało. Potwory wywołały wiatr, który zdmuchnął śnieg, nie pozwalając mu dolecieć do podestów. Dziewczyna odsunęła się i zdjęła bransolety. Po chwili przełamała je i tym samym przywołała dwa lodowe noże. Cięła sztyletem przez dziób kruka po lewej stronie, ale on podleciał aż pod sufit i zapikował na mnie. „Czemu na mnie? To Nicole go zaatakowała.” pomyślałem, ale uchyliłem się przed ciosem i uderzyłem go otwartą dłonią, posyłając na Monikę. Potomkini bogini czarów, uniosła palec w geście „Jedna chwilka.”. Albinos był tak zaskoczony, ze usłuchał. W tym czasie licealistka wyjęła z kieszeni telefon i włączyła jakiś kawałek. Było to chyba „Highway to hell” AC/DC. Spojrzałem na nią pytajaco.
-No co? Bez muzyki nie walczę- odpowiedziała i wysłała strumień mocy na ptaka. Odepchnął on go na kilka metrów i pokrył gumkami recepturkami. Obciążony ptak opadł na ziemię z głuchym tąpnięciem. Skorzystałem z okazji i zamachnąłem się Eratesem. W ułamku sekundy dostrzegłem na nim dwa zdania: „Kruki Albinosy? Agatha by się ucieszyła.”. „Dobra…” skomentowałem w duchu i wbiłem broń w szyję potwora. Ten zamienił się w duże, białe jajo, któremu po chwili wyrosły nogi. Następnie dziwactwo uciekło w głąb korytarza. Obejrzałem się do tyłu, żeby zobaczyć jak sobie radzi wnuczka Boreasza. Była przyparta do muru. Dosłownie i w przenośni. Na ramieniu miała długie rozcięcie i płytką ranę na policzku. Ptak nurkował z góry, za każdym razem z innej strony, a czasami wywoływał podmuchy, oślepiając i dezorientując swoją przeciwniczkę.
Spojrzałem na Monikę porozumiewawczo, mając nadzieję, że będzie wiedziała o co chodzi i wskazałem na pochodnię płonącą blisko walczących. Pokiwała głową. Wyczarowałem więc łuk i wyjąłem jakąś normalną strzałę. Naciągnąłem ją na cięciwę i wypuściłem. Śmignęła kilka milimetrów od głowy ptaszydła. Ten odwrócił się, chcąc zobaczyć kto go próbuje ukatrupić i dostał łatwoplanym pociskiem w skrzydło. W tej chwili czarodziejka wskazała dłonią na pochodnię, a ta rozjarzyła się mocniej. Następnie dziewczyna szarpnęła ręką, przesuwając ją w kierunku potwora. Płonący kij oderwał się od ściany i walnął kruka w skrzydło przebite strzałą. Nasączoną benzyną. Płomienie wybuchły oślepiająco i natychmiast strawiły ciało, barwiąc pióra na czarny, smolisty kolor. Po chwili już nic nie zostało ze strażnika drzwi. Odwróciłem wzrok na Nicole, która zdążyła już ochłonąć i pokryć uszkodzenia kojącym szronem.
-Nic ci nie jest?- zapytałem z troską, patrząc na jej rany. Nie wyglądąły poważnie, ale z ranami zadanymi przez potwory nigdy nic nie wiadomo.
-Nie, te rozcięcia są tylko powierzchowne, ale jednak wolę byś je uleczyła, Moniko- poprosiła uzdrowicielkę. Ta mruknęła coś pod nosem i zbladła nieco, ale wszystko się już zagoiło.- Dzięki.
-Nie ma za co. Możemy teraz przejść do ich pokojów bez żadnych walk? To się zaczyna robić irytujące- Polka chwyciła klamkę i otworzyła z rozmachem drzwi. Ukazał się nam widok schodów prowadzących piętro na dół i okrągłego pomieszczenia z transparentem z literą „E”.
-Nareszcie- westchnąłem z ulgą.- Jeszcze tylko schody i dochodzimy do nich.
-No- przyznała mi rację Nicole.- A potem kradzież czegoś, czego nie wiemy co to dokłądnie jest. Po prostu ekstra.
-Myśl pozytywnie- odparłem. Na to ona nienaturalnie się wyszczerzyła. Zaśmiałem się cicho. Bylimy już przy najwyższych stopniach. Postawiłem ostrożnie stopę na pierwszym, bojąc się, ze jest zaczarowany czy coś w ten deseń. To samo uczyniły moje przyjaciółki. Nic się nie wydarzyło. Weszliśmy więc na kolejny. Też nic. Uspokoiliśmy się i swobodnie zaczęliśmy schodzić coraz niżej. Zdziwiło mnie, że pochodnie na ścianach były czerwone. Wcześniej taki kolor nie występował, a Monika nie powiedziała do czego one służą. Kiedy byliśmy mniej więcej w połowie, ogień wybuchł bardzo mocno, tak mocno, że aż oczy bolały. Zaraz wydobył się z niego kobiecy, surowy głos. Głośny jakbym go słyszał przez słuchawki.
-Intruzi! Intruzi obok pomieszczenia „E”! Intruzi! Proszę przyjść i ich złapać!- i tak w kółko.
-O nie!- próbowałem przekrzyczeć alarm.
-Włączam system obronny! Włączam system obronny!
-Że co?- Monika wytrzeszczyła oczy. W tej samej chwili schody się schowały i zmieniły w zjeżdżalnię. Bardzo śliską zjeżdżalnię. Sturlaliśmy się w kilka sekund i głucho uderzyliśmy w posadzkę. Ból spraliżował moją prawą nogę i bok. Usłyszałem kroki. Głos cały czas wywrzaskiwał groźby i ostrzeżenia. Nagle na szczycie schodów ukazali się uczniowie i nauczyciele. Z pokojów wyszli inni młodociani czarodzieje. „To koniec.” pomyślałem. „Zostaliśmy złapani.” Poczułem jak magiczne łańcuchy owijają moje ciało.
I właśnie w tej chwili się obudziłem.
Zrozumiałem jedno: to był sen.
CD nastąpi.
PS: Trololololo.
PS2: Proszę o jak najwięcej komentarzy.
Miałam dwa błędy, a odświeżyłam stronę xD Chyba szczęśćia i coś z dziewczynami, coś tam przekręciłeś w literach 😛 Jest jeszcze :
gonić moja – moją
idzecie – idziecie
Nie wyglądąły – wyglądały
dokłądnie – dokładnie
I jak sen?! Jak śmiesz? xD A najfajniejsze było to, że właśnie słuchałam ACDC XD Uwielbiam twoje opka kocie, są pisane tak humorystycznie, że nie da się nie śmiać. Polszcząc angielskie powiedzenie „zrobiłeś mi dzień” 😀
O my fu***** goodnes! Od początku
Nie ogarniam o co chodzi z tą linijką.
Błędy znalazłam, ale nie chce mi się wypisywać. Leń ze mnie do kwadratu.
Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze ma tak spaczony mózg jak ja, by wcisnąc do opka Pikachu i Króla Juliana. W dobrym sensie.
Pozdrawiam 😀
Moje biedne dziecko skazane na przebywanie razem z fankami Tego, Którego Nie Wolno Wymawiać W Dwudziestym Pierwszym wieku? O.O BOGOWIE. TO HORROR.
A opko zadżemiste. Pisz CD, albo zaduszę. 😀
Haahahahhahah mów co chcesz, ale ja chciałabym być w takim domu :3. To co, że jakieś potwory, ale przynajmniej byłoby tak odjazdowo :D. Mel błędy wymieniła, a mi się szczerze ich nie chciało szukać :P. Takie zakończenie CD wymaga. Przez cb się już pogubiłam gdzie się Stan obudzi i co miał zrobić xD. Nie martw się nadrabiasz stylem ciepłym jak ogieniek, humorem i niepowtarzalną akcją xD 😀
Albinosy? Na serio? -.-” Dobra, teraz tak na serio. Opko jest no… ym… *ERROR 404 Epitet not found please try to refresh my brain*
______________________________________________
| ERROR [-.-„] |
| Przepraszamy za usterkę. Mózg Agaty przestał działać |
|Nie wykryto epitetów opisujących to Opko. |
|Zalecane zainstalowanie programu anty albinosowego |
|”Melanos” __________________ __________ |
| |Wyślij raport o błędach| |Nie wysyłaj| |
| „”””””””””””””””””””””””””” „””””””””””””” |
|_____________________________________________|
A tak w ogóle, to czy ja jestem Wielką Pogromczynią Testu Szóstoklasisty? Czy ja wiem? 31 punktów chyba nie pasuje do tego miana xD