Przepraszam wszystkich za moją kilkumiesięczną nieobecność. Po prostu narysować nic nie umiem, straciłam wenę, a od grudnia nie mogłam wymyślić tytułu dla tego opowiadania, więc wyszła taka banalna nazwa.
Zapraszam wszystkich do czytania i wybaczcie, że nie jest wystarczająco interesujące, nie mam talentu.
Rozdział 1
Dookoła roznosił się zapach truskawek zmieszany z wonią wilgotnego lasu. To ciepłe, letnie południe wydawałoby się wspaniałe.
Bawiłyśmy się właśnie z satyrami. Gonili nas i próbowałyśmy uciekać. Wszędzie słyszałam chichot pozostałych.
Kim jestem? Nimfą, oczywiście. Nazywam się Dalia i mieszkam w Obozie Herosów. Żyję tu od narodzin, więc prawie 17 lat.
Cudownie? Może jednak nie. Codzienne usługiwanie do stołu roześmianym herosom i „zabawa” z satyrami? Nuda! Kto w ogóle to wymyślił? To dyskryminacja! Zero przygód, zero podróży…
Najgorszy jest fakt, że żadna inna nimfa tego nie zauważa. Kiedy tylko o tym wspomnę machają rękami i odpowiadają „Daj spokój! Takie życie to raj!” i oddają się obgadywaniu najpopularniejszych półbogów.
Ech. W takim razie jestem jakąś pomyłką. Wolałabym urodzić się człowiekiem niż żywą roślinką. Może ktoś miałby do mnie szacunek i nie rozkazywałby co chwilę. Nie wiedziałabym też nic o tym pokręconym świecie bogów.
Niestety szczęście się do mnie nie uśmiecha. Nigdy.
Oddaliłam się od reszty. Miałam dość tych naiwnych dziewczyn. Słodkie i łagodne.
Żwawym krokiem udałam się nad jezioro. Możliwe, że chociaż z najadami uda się miło spędzić czas.
Woda błyszczała delikatnie w świetle słońca. Wiedziałam, że mogę ją tu znaleźć.
Weszłam na drewniany pomost. Natychmiast z wody wynurzyła się znajoma twarz.
– Jak tam życie, siostro? – Karen posłała życzliwy uśmiech. – Nadal walczysz o prawa nimf?
Prychnęłam ze zdenerwowaniem. Od pewnego czasu systematycznie zjawiam się u Pana D. z prośbą o pozwolenie pobierania nauki walki oraz uczestniczenie w uroczystościach obozowych. „Może… Pomyślę o tym. Napijesz się?” – odpowiedź, którą słyszę za każdym razem.
– Nie obrażaj się! Wiedz, że Cię popieramy… – zanim zdążyłam się rozpromienić nastąpił koniec zdania. – Częściowo.
– Czyli jednak tchórzycie, bo macie „lepsze rzeczy do roboty”? – oburzyłam się. Super, nawet one są przeciw.
Szafirowe włosy Karen zafalowały, gdy pokręciła głową.
– Nie, to nie do końca tak – przewróciła oczami i zaczęła tłumaczyć. – Jeśli będziemy zdolne do walki, to w razie wojny musiałybyśmy iść na front. Dobrze wiesz, że populacja najad maleje.
Poklepała mnie po ramieniu i przeczesała palcami błękitne włosy.
– Poza tym, jak tam on? – zaśmiała się, a ja natychmiast się zarumieniłam. Martin. Mieszka w domku Aresa i jest ideałem! odważny, waleczny, zawsze staje w obronie słabszych i młodszych. Jego oliwkową skórę zdobi wiele blizn nabytych podczas potyczek. Konkuruje z Clarisse. Niestety, nimfy go w ogóle nie interesują, ale przynajmniej nimi nie pomiata.
– Cicho, jest tam! – wskazałam na płynące na zachodnią stronę jeziora kajaki. Poruszały się ze zdumiewającą prędkością. Natychmiast spuściłam wzrok.
– Nie lepiej, żeby się dowiedział? – zapytała. Uśmiechnęłam się lekko, ale natychmiast radość zniknęła z mojej twarzy, ustępując miejsca rozdrażnieniu.
– Nie żartuj! Chcesz, żebym była pośmiewiskiem?- wstałam ze zdenerwowania. Obróciłam się już, lecz Karen chwyciła mnie za kostkę. Wyglądała na obrażoną, a jej włosy falowały nieregularnie ze wzburzenia. Usta mocno zacisnęła, zielone oczy przypominały teraz oszlifowane szmaragdy, które błyszczały w świetle letniego słońca.
– Z miłości się nie żartuje- te słowa zabrzmiały jak szum wydawany przez fale.
Miałam już zawalić ją toną argumentów dlaczego plan powiedzenia mu prawdy by się nie powiódł, ale rozległ się dźwięk wzywający na obiad.
– Och, nadchodzą męki – westchnęłam i wstałam. – Trzymaj kciuki, żeby żaden wredny dzieciak dziś nie zginął z moich rączek.
– Oj, nie morduj mi adoratorów – zawołała Karen, puściła oczko i zanurzyła się w wodzie.
Niechętnie podreptałam do pawilonu jadalnego. Z przygotowanymi potrawami stało już kilka nimf głośno gawędzących. Gdy zauważyły, że się zbliżam, natychmiast zaczęły robić wyrzuty.
– Dalio, gdzież się podziewałaś, dziecko drogie? – przyczepiła się Aronia. Rudowłosa była tylko trzy lata starsza ode mnie i miała denerwujący zwyczaj nazywania młodszych od siebie „dziećmi”.
– Pewnie znowu polazła do najad! Same mówiły, że mają dość – prychnęła Magnolia. – Nawet nie bawiła się z satyrami, prawda Daleńko?
– Ona po prostu nie dojrzała jeszcze do tego! – szyderczo zaśmiała się Forsythia.
Gniewnie zmrużyłam rubinowe oczy. Mogłabym się założyć, że wyglądały jeszcze bardziej ogniście niż zwykle.
Tak, te kobiety są wyjątkowo irytujące. Och, ile ja bym dała, żeby tylko urodzić się człowiekiem…
Herosi zaczęli się złazić. Ta arogancka i niekulturalna gromada robiła więcej hałasu niż zwykle. Wiedziałam, że pewnie znów zeżrą więcej jedzenia niż ich żołądki na to pozwalają.
Jedynym pocieszeniem był „on”. Tylko dzięki Martinowi mogłabym przeżyć ten obiad bez ataku gniewu.
Jak zawsze część żarcia przeznaczyli na ofiarę dla bogów, a następnie zaczęli zamawiać, co sobie wymarzyli, oczywiście drąc się przy tym wniebogłosy.
– Więcej budyniu! CHCĘ MALINOWEGO BUDYNIU! – wrzasnął Ben, syn Aresa.
– Zamknij się, Joseph –mruknęła Yakusa od Apolla. Miała denerwujący zwyczaj uciszać wszystkich po kolei, a drażniąc tym dzieciaka Aresa rozpoczęła wtorkową bójkę na jedzenie (tak, w każdy wtorek, kiedy pojawiały się produkty z malin, na które Ben miał uczulenie, tłukli się, aż Chejron ich nie rozdzielił).
Pięść chłopaka wylądowała na głowie Apollinowej córki, a ona odpowiedziała ciosem w bok z użyciem widelca. Ben zamachnął się butelką po soku malinowym, ale Yakusa uchyliła się, naczynie wypadło z ręki 14-latka i poleciało wprost na grupową jego domku. Szkło rozbiło się na pięści Clarisse, a odłamki wbiły się w skórę. Rozległa się cisza. Mimo, iż La Rue była niezwykle impulsywną i agresywną osobą, całkiem spokojnie wstała i podeszła do Bena. Położyła mu rękę na ramieniu i westchnęła.
-ALE JUŻ MI STĄD, TY SMARKACZU! SZLABAN NA MALINY I CZEKOLADĘ NA CZAS NIEOKREŚLONY I IZOLACJA OD RESZTY OBOZOWICZÓW! – warknęła ranna. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w tak fatalnym nastroju. Zdziwił mnie fakt nałożenia na chłopaka tak niesurowej kary jak na jej standardy. Nie mogłam nie uśmiechnąć się z powodu sytuacji. Oczywiście z przestrachu widocznego w oczach syna Aresa i jego trzęsących się nóg, przecież nie z Clarisse. Zerknęła jeszcze raz. – JESZCZE TU STOISZ?! SPRZĄTASZ PO KOLACJI, SZCZENIAKU! POMÓŻ TYM MARNYM NIMFOM!
– Ale to jest właśnie ich wina! Nic nie robią, tylko sobie biegają i !@#$%^&* robią! – poprał Bena jakiś chłopak od Hermesa.
To było ostatnie zdanie, które padło z jego ust zanim zainterweniowałam.
Niemal poczułam jak czerwienieję ze złości i wrze we mnie prawie jak w kociołku gotujących herosów na zajęciach kulinarnych (nawiasem mówiąc te próby zawsze kończyły się przypaleniem lub gorszą tragedią).
Strzeliłam w policzek chłopaka, po czym wdrapałam się na stół i najgłośniej jak mogłam wyraziłam swoje uczucia:
– NIC?! A KTO PRZYGOTOWUJE POSIŁKI, POMAGA WE WSZYSTKIM WAM, NAJBARDZIEJ BRUDNYM I HAŁAŚLIWYM BACHOROM NA CAŁEJ ZIEMI, I SPRZĄTA RAZEM Z HARPIAMI?! – wykrzyknęłam z furią. Nie mogłam się powstrzymać od wyduszenia wszystkiego, co dręczyło mój umysł od dawna. – PRZEŻYJĘ MARUDZENIE, KRZYKI A NAWET BAŁAGAN I BÓJKI, ALE JEŚLI JESZCZE RAZ POWIECIE, ŻE NIE MA Z NAS POŻYTKU TO POŻAŁUJECIE, „KOCHANI”!
Kilka osób z domku Demeter i Ateny zaczęło klaskać, ale natychmiast uciszono je jadowitymi spojrzeniami.
Nie czekałam na reakcję innych. Delikatnie zeskoczyłam ze stołu i stanowczym krokiem przepchnęłam się między kilkoma półbogami o zaskoczonych twarzach.
Stanowczym krokiem wyszłam z pawilonu jadalnego zostawiając z tyłu szepty i pomruki niezadowolenia.
Super 😀 Też podczas czytania PJ myślałam o tym jak prze**** mają nimfy. Tylko sporzątają i niby się bawią, a herosi traktowali je jak służbę a nie wolne istoty :/ Mam nadzieję na CD
Haha, ma dziewczyna charakterek 😀 Zawsze lubiłam nimfy 😀 Chyba nie zostanie ukarana, nie? Opko przyjemne
Zbuntowana przeciw herosom nimfa? Tego jeszcze tutaj nie widziałam. Opko bardzo fajne.
Pozdrawiam 😀
Uhuhuhuhu, zua nimfa jest zua 😀
Opko nie posiada jakiejś większej akcji, jest takim raczej małym wtrąceniem. Z całym szacunkiem, ale dupy nie urwało 😀
No, no tego jeszcze nie grali! Dalia atakuje! Nie mogę się doczekać CD. Na pewno będzie zajefajne ^^
Kocham bohaterów, którzy walczą o swoje prawa. I ty to zawarłaś w swoim opku. Zgrubsza przedstawiłaś to co ja chciałbym zrobić czasami w małpiarni (przepraszam, szkole) 😀 Opowiadanie jest zabawne i napisane lekkim stylem. Chociaż jakiś szczyt szczytów to nie jest, ani inne cudo, to jednak czytało się je przyjemnie, więc czekam na CD.
Też kocham takich bohaterów :p. Super, pisz szybko CD 😀
Jak dla mnie spoko. Nawet bardzo.
Dziękuję bardzo wszystkim 😀
Ano wiadomo, mistrzem pisania nie jestem, nawet talentu nie mam, ale jakoś tak wyszło ;D
Mam już 2 rozdział, co prawda trochę nudniejszy, ale później akcja się rozwinie (cała historia już wymyślona ^^).
Mam nadzieję, że przeczytacie CD kiedy je wyślę i jeszcze raz dziękuję każdemu za komentarz!
Podoba mi sie pomysl z osadzeniem nimfy w roli glownej bohaterki.
Bledow raczej nie ma,tylkk na koncu powtorzylo Ci sie „Stanowczym krokiem” pod rzad ;D
Cieszę się że, to opko jest o nimfie. Wreszcie coś innego 😀 Mam nadzieję że będziesz pisać dalej
Super