Przepraszam, że tak długo to trwało ale Magia miała gorszy tydzień wiec jest też mniej humoru. Dedykacja dla pierwszej osoby, która to skomentuje.
Budzę się w dziwnie wyglądającym pokoju. Na jednej z purpurowych ścian namalowana jest różowa róża. Biała, marmurowa podłoga jest przyjemnie zimna. Okazuje się że leże w szerokim łóżku, przykryta w kremową kołdrom w małe różane bukieciki. Meble w kolorze kości słoniowej miały na brzegach fioletowe plamki. Do tego poduszka miała kształt tego kwiatu. Ktoś musiał mieć obsesję z tymi kwiatami ponieważ poduszki, obraza, biurko oraz kanapa na przeciwko łoża miały ten kształt.
Powoli wstawał ignorując mocny,pulsujący ból w głowie. Rozglądam się po pomieszczeniu. Chyba mam Jasonową Pamięć, pomyślałam, bo nie wiedziałam gdzie jestem. Miejsce wydawało się jednak znajome.
Z zaskoczeniem spostrzegłam, że koc na sofie się porusza. Ogarnął mnie strach. Jakie było moje zaskoczenie kiedy odsłoniłam materiał.
Leżała tam mała siedmiolatka.Śliczne, złote włosy opadały na szczupłe ramiona. Małe, koralowe usta otwierały się mówiac coś przez sen. Ubrana w ciemnoniebieskie ogrodniczki i zielonkawą koszulkę.
W tamtej chwili przed moimi oczami pojawia się wizja:
Sierociniec w Nowym Jorku, dziewięć lat wcześniej , Boże Narodzenie.
W szarym, przygnębiającym korytarzu pojawia się kobieta i mężczyzna, którzy trzymają za ręce chłopca. Od razu widać, że to ich syn. Po ojcu odziedziczył cynamonowe włosy i lekko orli nos, a po mamie głębokie, pistacjowe oczy.
Podchodzi do nich otyła kobieta w czarnej sukni.
– Miło mi państwa widzieć- powiedziała basowym głosem.
– Nam tag że- odparła kobieta, po czym mówi do synka- Conni, a może pójdziesz do innych dzieci?
Chłopczyk pokiwał powoli i poszedł w stronę Bawialni. Nie było tam prawie nikogo. Prawie. Na oknie siedział dziewczyna w jego wieku podśpiewując jakąś piosenkę i jednocześnie bawiąc się sztuczną lilią.
– Cześć- przywitał się z nieznajomą, która zauważyła jego obecność. Patrzy na niego paryskoniebieskimi oczami z zdziwieniem po czym odpowiada:
– Hej.
– Jak masz na imię?
– Nie wiem.
– Czemu nie wiesz?
– Dasz mi spokój?!
– Nie.
– Moja mamusia nie napisała jak mam na imię. Zostawisz mnie teraz w spokoju?
– A jak do ciebie mówią?
– Mead. A ty?
– A co ja?
– Jak się nazywasz?
– Connwater, ale wole jak wołają na mnie Conn- blondyneczka uśmiecha się rozbawiona. Nigdy nie słyszała tak śmiesznego imienia. Natomiast szatynek przewraca oczami.
– Bardzo śmieszne- prycha z urażenia przez co słychać jeszcze głośniejszy śmiech tych dwojga.
– Chciałbym mieć taką siostrę- wyznaje cicho, gdy się opanował.
– Nie masz rodzeństwa?- zaprzecza ruchem głowy- Wiesz co ja też nie mam.
Po jej słowach do pokoiku wchodzi wcześniej wspomniana para oraz babochłop w ciemnej sukni.
– To jest ta dziewczynka?- czterdziestolatek z krótkimi włosami pyta opiekunki domu dziecka. Odpowiada skinieniem głowy.
– Mead. Zaśpiewaj coś.
– Ale nie chce mi się.
– Śpiewaj!-krzyczy w stronę trzpiotki. Rudowłosa matka posyła jej mordercze spojrzenie. Wychodzi jej to perfekcyjnie jak Małgorzacie Rozenek sprzątanie .
– Proszę na nią nie krzyczeć!
– Nic się nie stało- uspokaja ją Mead.- Co mam zaśpiewać?
– Może, hymn .
Wychowanka zamyka oczy. Wciąga powietrze do płuc. Z jej gardła wylatują czyste, delikatnie akcetowane słowa:
-Say can you see, by the dawn’s early light,
What so proudly we hailed at the twilight’s last gleaming?
Whose broad stripes and bright stars, through the perilous fight,
O’er the ramparts we watched, were so gallantly streaming?
And the rockets’ red glare, the bombs bursting in air,
Gave proof through the night that our flag was still there.
O say, does that star-spangled banner yet wave
O’er the land of the free and the home of the brave?
Mina małżeństwa była nie do opisania. Było tam zdziwienie, powidz, niedowierzenie, radość i itp.
– Moja droga- odezwała się starucha- idź do pokoju.
– A mogę iść z nią?- zrobił słodką minkę.
– Jasne, zmykajcie.
Kiedy dzieci wchodziły na schody jasnowłosa zauważyła że matka Conna uśmiecha się do niej życzliwie.
Następne co widziałam to wielkie, błękitne oczy w które uderzyła pięścią z całej siły.
leże – leżę
kołdrom – kołdrą
miały na brzegach fioletowe plamki. Do tego poduszka miała kształt – powtórzenie
poduszki, obraza – obrazy
na przeciwko – naprzeciwko
Powoli wstawał ignorując mocny,pulsujący ból w głowie. – ale kto? Znowu mieszacie czasy, wybierzcie jeden, bo to wygląda naprawdę nieprofesjonalnie. Czy wy je czytacie przed wysłaniem czy na żywca?
Ubrana w ciemnoniebieskie ogrodniczki i zielonkawą koszulkę. – UBRANA BYŁA.
Nam tag że – załamujecie mnie. TAKŻE.
siedział dziewczyna – obojniak?
Przecinków albo nie ma, albo są w złych miejscach…
powidz – co to jest powidz?
Nawet zbytnio nie mogłam skupić się na tekście, bo błędy po prostu raziły mnie w oczy. Naprawdę, przeczytajcie je przed wysłaniem…
Popieram. Ciekawe, ale mogło być ciekawsze… Mało słów, które ubarwiłyby ten tekst. Mam wrażenie, ze boicie sie długiego opisu, wszystkiego, co rozwinięte. Szkoda… Popracujcie, a będzie fajnie.