Od Nem: Nareszcie wena, nie spodziewałam się! 😀 Z dedykacją dla Ani, mojej super deski na którą zawsze mogę liczyć, bo jest taka miła dla swojego szwaba, Arte – Jesteś super siora! .___.
Dla Świerszcza – Konrada, oraz Eir – Jesteś super papo! ._________.
Mam nadzieję, że nie shejtujecie mnie tak od razu, to moje opko od…eeee…7 miesięcy? Coś koło tego, dlatego proszę o wyrozumiałość, jak ktoś przyuważy błędy czy niepoprawną składnię. Ogólnie pisane pod wpływem Fort Minor – Slip Out The Back, jakby ktoś był zainteresowany posłuchaniem tego, a podczas czytania tej „opowieści” proponuję Linkin Park – Blackout, piosenka raz wspomniana w monologu bohaterki. Za stracony czas nie odpowiadam. <użyte są niecenzurowane słowa, bardzo brzydkie jak te które wymawiał pan Kapuleti do swojej córki w „Romeo i Julii” XD >
Rozdział. I
„… Wtuliła się w jego ciepłe ciało a potem wplotła swoje palce w jego gęste, kasztanowe włosy. Oboje, uśmiechnięci, siedzieli na jasno oświetlonej łące, otoczeni wysokimi trawami i kolorowymi kwiatami. Nikt na nich nie patrzył, nic ich nie obchodziło, bo wszystko co mieli, było obok nich. Chłopak ucałował dziewczynę w rękę, lecz ta, nagle ją zabrała.
– Stało się coś?
– Nie, skąd… Ale…
– Ale co?
– Boję się.
– Czego?
– Co będzie jutro? Nasz czas kiedyś dobiegnie końca i ty… Opuścisz mnie prędzej czy później. – Dziewczyna założyła włosy za ucho i spuściła wzrok.
– Nigdy cię nie zostawię. – Chłopak przyciągnął ją do siebie i zaczął delikatnie całować po szyi. Dziewczyna tylko go objęła i godziła się na to, co przyniesie chwila.
– Obiecaj, że będziesz. – Szepnęła.
– Obiecuję…” ~ „Ta. Takie rzeczy tylko u mnie.” pomyślałam i rzuciłam długopisem o ścianę. Jednak nie ma to jak dobra wena, dwudniowa kawa i kolorowa bielizna porozrzucana w całym pokoju. Spojrzałam na zegarek stojący tuż obok – „Cholera, 11.52”, ruszyłam do przedpokoju, wzięłam torbę i komórkę ze słuchawkami, założyłam szybko moje ukochane, zabłocone martensy w kolorze „navy”, wbiłam się w płaszcz i nawet go nie zapinając, wybiegłam z domu. Właśnie zaczęła się moja „bajka”, a mówiąc „bajka” mam na myśli szarą monotonię. Wkładam słuchawki do uszu, włączam Linkin Park „Blackout”i prosto z akademika biegnę na uczelnię w towarzystwie spadających płatków śniegu. Kim jestem? Nazywam się Dallas, mam 21 lat i aktualnie studiuję. Brakuje mi kasy, bo przyjechałam do College’u z Kanady i dorabiam jako dziennikarka w lokalnej gazecie. Moje studia? Bez przyszłości. Czarno-różowa chołota w stylu EMO przebija się codziennie korytarzami Art Center College of Design w Pasadenie do której „uczęszczam”. Jak tu trafiłam? A wiecie co to talent? Moi starzy uparli się, że mój talent, objawiony już w czasach dziecięcych, jest darem od Boga i po prostu nie można go zmarnować. Wypatrzyli sobie najdroższą szkołę z możliwych i tak oto się tu znalazłam. Dallas Maria Virgo Davis na kierunku ilustracja i grafika użytkowa właśnie marnuje 6 dobrych lat swojego życia. Studia jednak nie mają samych minusów, jest pełno plusów. Nie muszę mieszkać ze starymi, mam świetnych znajomych, cotygodniowe imprezy i zero innej nauki tylko najprzyjemniejsza rzecz, jaką jest malowanie.
Tego „poranka” myślałam nad pracą na zaliczenie, którą, o losie, jutro do 14:00 trzeba oddać, lecz nagle mój wzrok wędruje do żarówiastej, perfidnie różowej kurtki i fioletowego płaszcza. To moje koleżanki – Agatha i Alice, stojące przed budynkiem, palące papierosy „dorosłe”. „Szkoda, że jeszcze flaszki nie przytaszczyły” mruknęłam i szybkim krokiem poszłam, alby umilić im towarzystwo.
– Tobie nie zimno? – Agatha zmierzyła mnie wzrokiem i jeszcze bardziej dopięła różową kurtkę. Poprawiła swoje falujące, brązowe włosy i rozsmarowała błyszczyk który iskrzył się na jej wąskich wargach.
– Też się cieszę, że cię widzę. – Mruknęłam. – Chodźcie do środka, bo mnie szlag jasny trafia jak widzę was ze szlugami.
– Spoko, wyluzuj. – Alice rzuciła papierosa pod nogi, przydeptała go i otrzepała ręce. Brązowowłosa dziewczyna z ciemną karnacją i różową kurtką zrobiła to samo, westchnęła, pociągnęła nas za ręce i wbiegła do budynku. Nie rozbierając się z kurtek weszłyśmy szklanymi schodami na 2 piętro na zajęcia z rzutowania właśnie w chwili, kiedy profesor otwierał drzwi do największej klasy na uczelni. Usiadłyśmy w tym samym rzędzie pierwsze, co przykuło moją uwagę, to wyjście profesora tuż po wpuszczeniu całej tej hołoty do klasy. Otworzyłam zeszyt z notatkami, kiedy Agatha szturchnęła mnie w ramię.- Słyszałaś?
– Co takiego?
– No zgadnij.
– Hm… Hayley znowu w ciąży?
– Nieee, ale to jej drugie dziecko było dobre. – Agatha zaśmiała się pod nosem. – Dzisiaj przyjeżdża nauczyciel przejściowy. – Spojrzała na mnie z podnieceniem.
– Kto do cholery? – Zachłysnęłam się śliną. Nie wiem czemu, skojarzyło mi się to z kobietą lekkich obyczajów.
– Koleś, który pouczy nas czegoś przez 2-3 dni a potem pojedzie do następnej szkoły. – Powiedziała Alice wywracając swoimi szarymi oczami. No, czyli trafne do moich skojarzeń. Facet przychodzi, robi swoje, zgarnia kasę i odchodzi. Taki męski mężczyzna lekkich obyczajów.
– Claire już go widziała. – Szepnęła brązowowłosa. Popatrzyła wprost, ale profesora dalej nie było. Pewnie poszedł po tego „nauczyciela”. – Ponoć jest nieziemsko przystojny!
– Aha… No, Claire zawsze lubiła starszych przed emeryturą… – Przypomniałam sobie jak zaczęła flirtować z dyrektorem, a ten, mało co jej nie wyrzucił. – Dobra, a co z „Underground Gig”?
– Jesteśmy w fazie projektowania sali, ale dekoracjami zajmą się studenci Designu. Tak naprawdę to pozostało nam tylko czekać na maj.
– To spoko.- Westchnęłam, odgarniając moją blond grzywkę. -Macie już partnerów? – Zapytałam oglądając się po sali. Agatha szepnęła coś do karmelowowłosej Alice i szepnęła:
– Ja idę z Markiem a Alice prawdopodobnie z Joe’m.
– Czemu prawdopodobnie?
– Bo Alice jeszcze nie wie, czy pójdzie… – Obie spojrzałyśmy na szarooką, ale ta spuściła wzrok. – Jej matka wraca do Azji i chce z nią spędzić jak najwięcej czasu.
– Ouuu….
– A ty? Z kim idziesz? – Brązowowłosa spojrzała na mnie z ekscytacją.
– Z nikim, jeszcze. – Spojrzałam w zeszyt. Jestem nienormalna. Wszyscy z kimś chodzą, tylko ja się separuję. Tak naprawdę mi trudno dogodzić. Chciałabym się z kimś umówić, ale pełno jest takiego szajsu, że nie wspomnę już o charakterze. Potrzebuję kogoś, kto mnie podtrzyma na duchu a nie, odgarnie grzywkę i będzie się martwić tylko o swoje Vansy… Naprawdę potrzebuję chłopaka.
– Lukas chce cię zaprosić. – Szepnęła Alice.
– Ten przychlast? Nigdy. – Wzdrygnęłam się z niesmakiem. O to mi chodziło. Przyciągam nie tego chłopaka co trzeba.
– I Peter.- Dodała Aga.
– Lubię go, ale jest taki trochę, eeee przymulony. – Powiedziałam z zadziornym uśmiechem.
– Bo z nikim nie pójdziesz, co wtedy? – Brązowowłosa spojrzała na mnie z irytacją.
– Przeżyję. Pójdę z misiem.
– Miś z tobą nie zatańczy.
– Zdziwisz się.
– No dobra, to ty będziesz miała schrzaniony początek wakacji, nie ja…
– Jestem usatysfakcjonowana, że się rozumiemy. – Mruknęłam i odsunęłam się bliżej Alice, gdy drzwi do sali się otworzyły. Wszystkie rozmowy nagle ucichły, było słychać nawet obcasy mokasynów naszego starego profesora. Za nim wszedł żołnierskim krokiem mężczyzna o krótkich, jasnobrązowych włosach, szarych, dużych oczach i uśmiechu, który powalił wszystkie dziewczyny na sali. Ja patrzyłam z niepokojem, jakbym kiedyś już widziała tego mężczyznę, ale wspomnienia były raczej przez mgłę. Nie wiedziałam, skąd przyszedł i ile ma lat. Na 100% miałam pewność, że gdzieś go kiedyś widziałam. Przedstawił się jako pan Clarks, rozejrzał się po całej klasie i zatrzymał się na mnie. Mimo, że nie chciałam, również się na niego patrzyłam i trwałoby to znacznie dłużej, gdyby jakaś idiotka – chyba Analis, nie wydarła się na całą salę podskakując „AAAAAAAAAAAA! KOCHAM PANA, PANIE CHODZĄCA SEKSBOMBO!!!”. Facet spojrzał na nią, podnosząc brwi, uśmiechnął się i pstryknął palcami.
– Więc tak w Pasadenie ukazujecie swoje uczucia? Ciekawe… Wykorzystam ten motyw do swojej pracy. – Powiedział i zapisał to gdzieś na kartce, po czym włożył ją do granatowej marynarki. Szepnął coś do naszego starszego profesora i ten, kiwając głową odprowadził faceta do drzwi. Potem była zwyczajna lekcja, na której rysowaliśmy szkice jabłka z różnych perspektyw, ale nie mogłam się skupić, ten koleś dla mnie cały czas tam stał i się na mnie gapił. Jeszcze ta cholerna Agatha… Chrzaniła tylko o tym, a jej jabłko przypominało bardziej na hamburgera, w którego ktoś wdepnął. Policzyłam do trzech i jak gwiazdka spadająca z nieba, profesor kazał nam wyjść na przerwę. Szybko wrzuciłam wszystko do torby i biegiem rzuciłam się do drzwi, wywracając się na przedostatnim schodku, co mnie nie zraziło, bo biegłam dalej. Zeszłam na parter i korytarzem przedostałam się do sali numer 201, sali od zajęć z designu. Odetchnęłam z ulgą, bo ten facet na pewno nie będzie prowadzić zajęć dodatkowych, a ja jako jedyna ze studentów ilustracji chodziłam na dodatkowe. Zamknęłam oczy i oparłam się o ścianę, gdy ktoś dotknął zimną ręką mojego ramienia. Instyktownie wykręciłam ją w nadgarstku, złapałam za bark rzekomego „napastnika” i przycisnęłam wykręconą rękę do jego pleców. Z początku myślałam, że to jeden ze szkolnych zgrywusów, którzy dotykają najpierw ramienia, a potem, nawet się nie zorientujesz, a zaczynają klepać albo szczypać cię w tyłek, ale to był zupełnie inny chłopak. Nie widziałam go ani na designie, ani nawet nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek mijała go na korytarzu. Granatowe włosy, piękne, duże, czekoladowe oczy i delikatna, bardzo jasna cera – Sam seks. Chłopak wykrzywił się z bólu, piszcząc tylko „auu”, a ja, że jestem taka miła, puściłam go bez słowa. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wyglądało to jak zwykle.
– Cholera… Prze-Przepraszam, myślałam, że to cepy z równoległej klasy… – Wyjąkałam, zasłaniając usta dłonią. Granatowowłosy poruszał trochę ręką, spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
– Nie ma sprawy… Masz niezły uścisk. – Przyznał, patrząc na moje ręce. – Chciałem się zapytać, czy to tu są konsultacje z designu?
– Tak. Dobrze trafiłeś. Jesteś nowy, nie? Nie miałam przyjemności jeszcze cię w coś wrobić. – Spytałam. Koleś spojrzał mi w oczy, potem na drzwi i potem znów wrócił do moich oczu.
– Jestem, jestem. Moi starsi zapisali mnie tutaj, bo w innej szkole byłem za dobry. – Powiedział ze śmiechem. – Jestem Kenji Evans. – Podał mi rękę, którą przyjacielsko uścisnęłam.
– Kenji? Jesteś Japońcem?
– Niee, mój tata jest, ale przeprowadził się do mamy do Ameryki, zmienił nazwisko i tak się tu znalazłem…
– Hm…. Kenji, to się skraca?
– Tak.
– Na?
– Ken.
– W porządku, Ken. Fajne masz przezwisko. Jak męska Barbie. – Stwierdziłam, a ten wybuchł śmiechem.
– 5 osoba ma te same skojarzenia. – Powiedział. – A tobie jak na imię?
– Dallas.
– To się skraca?
– Raczej nie. Chyba, że powiesz do mnie DJ i dostaniesz w pysk.- Palnęłam i zaraz zrobiło mi się głupio i żal tego chłopaka, że spotkał taką debilkę jak ja.
– Po tym, co zrobiłaś mojej ręcę, chyba zostanę przy Dallas. – Uśmiechnął się tak słodko, że zmiękły mi kolana, po czym spojrzał na nauczyciela, otwierającego drzwi do klasy. – Idziemy? – Wskazał na mnie i na drzwi.
– Tak… Jeszcze raz bardzo przepraszam. Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje.
– Nie ma sprawy. Serio. Usiadłabyś dzisiaj obok mnie? Tylko na dzisiaj! Jeszcze nie bardzo ogarniam… – Spojrzał na mnie pytająco tymi swoimi cudownymi oczami. Jak ja mogę odmówić takiemu chodzącemu ideałowi?
– Jasne, chętnie. – Ugryzłam się w język. – Chodź za mną. Będziemy się obściskiwać w ławce na samym końcu. – Powiedziałam cicho.
– Słucham?
– Chodź za mną. – Pociągnęłam go za rękę do klasy i zaprowadziłam na sam koniec sali i posadziłam obok siebie. Nauczyciel podał nam małe karteczki i ołówki do szkiców, powiedział, jaki jest temat pracy i kazał przystąpić do działania. Przez chwilę nic nie robiłam, tylko patrzyłam na kolejne ruchy Kenji’ego. Pomagałam mu, przy rozplanowaniu kolorów a potem sama zabrałam się do tworzenia, gdy ON wszedł do klasy.
– Dallas Davis? – Zapytał, rozglądając się po jasnooświetlonej sali. Powoli wstałam i podniosłam rękę. Z góry czułam, jak Ken patrzył na mnie z zainteresowaniem. – Proszę ze mną na korytarz. – Facet machnął zachęcająco ręką i wyszedł za drzwi. Doszłam do drzwi i spojrzałam ostatni raz na Kenji’ego. Pomimo tych dziesięciu metrów, które nas dzieliło, dalej patrzył z tęsknotą, zmartwieniem, albo zwykłym smutkiem prosto w moje oczy. Z trudem oderwałam się od gapienia się na niego i wyszłam za drzwi. Ten koleś stał tam, z założonymi rękoma na klatce piersiowej. Na twarzy miał malowane niezadowolenie.
– Dallas, Dallas, Dallas… Co ja mam z tobą zrobić? – Zapytał.
– Czy to podchwytliwe pytanie?
– …
– Jeżeli chodzi o to z tą ręką kolegi Kena, to my to wyjaśniliśmy i jest wszystko dobrze. – Westchnęłam.
– Ale nie o to chodzi…
– A o co?
– Dallas… Nie poznajesz mnie? – Spytał otwarcie. Spróbował dotknąć mojego ramienia, ale szybko odskoczyłam. – Czyli nie poznajesz.
– Niby skąd…
– Dobra, to powiem to normalnie. Uznasz mnie za idiotę i tak dalej…. Dallas, ja jestem twoim prawdziwym ojcem. – Oznajmił z całkowitą powagą. Zmierzyłam go od dołu do góry, dalej niespokojna. On, moim ojcem? Nawet do mnie niepodobny. Nie ma takiej opcji… W tyłku mu się poprzewracało chyba prędzej. On mógł być moim bratem, nie starym jeśli już. Poza tym, ja byłam pewna swego. Mój tata, Jones, 52 lata, z zawodu optyk a z wykrztałcenia ilustrator. Odziedziczyłam po nim oczy i sarkazm, a ten koleś pojawił się z nikąd i kurde co? Chce, żebym wierzyła mu na słowo? „Niech się w …. cmoknie” ~ Pomyślałam.
– Nie wierzysz mi… W takim razie, odwróć się na chwilę. – Powiedział. W sumie nie miałam nic do stracenia. Ken pewnie teraz robi dziurę w stole od kolorowania markerami, żeby tylko jak najszybciej wybiec z klasy i więcej mnie nie widzieć. Odwróciłam się wzdychając i na ścianie zobaczyłam swój bardzo wyraźny cień w otoczeniu jasnego światła. Gdy usłyszałam hasło „Już”, spojrzałam w oczy innemu mężczyźnie. Miał takie same niebieskie oczy jak ja, oraz jasne, ale płowiejące już złote włosy. Coś mi się nie zgadzało, zupełnie się pogubiłam. Dalej mu nie wierzyłam, dalej dla mnie był nikim, ale intrygował…Miałam w głowie tylko trzy pytania: Kim on był? Czego chciał? I czemu akurat teraz?
– Kim ty… – Zmrużyłam oczy i wskazałam na faceta palcem. Pewnie jakiś kosmita, ewentualnie obojniak…
– Pamiętasz, jak w pierwszej klasie szkoły średniej wygrałaś konkurs mitologiczny?
– Tak….
– On jest naprawdę. I tak postawisz na swoim, ale chociaż mnie wysłuchaj. Te modlitwy, które pisałaś niby dla zabawy, zostały wysłuchane. Jesteś moją córką. Jesteś córką Zeusa. – Ogłosił z dumą. „Jakie modlitwy? O czym ten szajbus gada?” – Zastanawiałam się w swojej wyobraźni. Ale jakby nie było, to skąd wiedział o konkursie? Pisałam modlitwy… do Aresa, tego boga wojny, bo wydawał mi się uroczy po przeczytaniu „Percy’ego Jacksona”. Czyli to wszystko istnieje? Bez jaj…~ Tak się nad tym zastanawiałam, a ten facet, Zeus, podający się za mojego ojca, dalej się na mnie gapił. Jestem córką kosmity, ja pierdzielę…
– No dobra, czyli spłodziłeś mnie z moją starą, a ten tata, którego uważałam za prawdziwego tatę, jest tylko przybranym?
– Tak.
– Dobra… A czemu, Wielki Zeusie, pojawiasz się dopiero teraz? Co to, nie łaska na piknik rodzinny przyjść, czy jak? – Mruknęłam. – Wiesz co, ja w to nie wierzę. To jest tylko sen, iluzja mojej podświadomości. Teraz ja się od ciebie odwrócę i pójdę w swoją stronę, cały czas szczypiąc się w ramię. – Powiedziałam. Zdjęłam bluzę i zaczęłam mocno uciskać palcami skórę na ramieniu
– Ehh, dobra, to nie działa, ale skoro to sen, to pewnie umiem latać. – Skoczyłam na brzuch, ale niestety boleśnie upadłam, zgniatając sobie żebra i cycki.
– Skoro to sen, czemu nie latasz? – Zapytał.
– Zakłócenia pewnie jakieś.
– Czyżby? Spójrz na zegarek. – Facet wskazał okrągłą tarczę. – Która jest godzina?
– 13:14. Co to ma do rzeczy?
– Jakby to był sen, widziałabyś dziwne cyfry albo znaki. To jest jedno z praw działania podświadomości istot żywych podczas snu. – Odpowiedział. Ostrożnie wstałam, ciągle wpatrzona w niego swoim zabójczym tygrysim wzrokiem.
– Czego chcesz?
– Muszę cię ostrzec.
– Przed?
– Przed tym twoim chłoptasiem.
– Kim?
– Nim. – Zeus skierował rękę na ścianę, za którą była sala, w której mieliśmy zajęcia, podszedł do niej, chuchnął na kawałek ściany, przetarł ją ręką i ukazał się mój granatowowłosy kolega, który chyba nie widział, że właśnie jakiś dziwny facet zdmuchnął połowę ściany.
– Ken jest fajny. Przed czym ty chcesz mnie ostrzec?
– Pamiętasz te modlitwy?
– Tak…
– Mówiłaś, że gdyby bogowie żyli naprawdę, poślubiłabyś jednego z niebian. Kiedyś poszedłem z Aresem na spacer, by pokazać mu, jak wyglądasz, bo po tylu, jak on to ujął „składnych” modlitwach musiał cię zobaczyć. Później przegrałem z nim zakład i musiałem spełnić jego trzy życzenia.
– Już się boję…
– Pierwszym było, abym po 20-tce objawił ci się i wyjawił całą prawdę. Drugim, abyś dostała się do Obozu Herosów.
– A trzecim?
– Mmmm…..eeee…. Dowiesz się w swoim czasie
– Super… Jak mnie sprzedałeś, osobiście dam ci w pysk, prędzej, czy póżniej.
– Radzę ci się nie zbliżać do Kenji’ego.
– Bo?
– Bo on też jest herosem.
– To wspaniale! Co w tym złego?
– Dowiesz się niebawem. Na razie trzymaj się od niego z daleka. Ares…
– Co ty z tym Aresem? Mam w tyłku wasze ******** zasady! Objawiasz mi się po 21 latach żeby powiedzieć „ACH, JESTEM WIELKI, WSZECHPOTĘŻNY, MASZ SIĘ MNIE SŁUCHAĆ BO INACZEJ MARNIE SKOŃCZYSZ”. Sory, jestem już pełnoletnia, będę robić to, co mi się podoba.
– Nieważne co o mnie myślisz. Obiecaj mi, że pomiędzy nim a tobą nic nie zajdzie.
– Nie mogę ci tego obiecać. To moje życie. Nie możesz wchodzić tu tak o i mówić mi co mam robić, a co nie, bo ten twój przydupas Ares ma jakieś cholerne plany! I oddaj już ciało i życie temu śmiertelnikowi, od którego sobie ciało profesora porzyczyłeś, bo on przynajmniej chce czegoś nauczyć, a ty tylko zrzędzisz! – Wydarłam się, podeszłam do drzwi, otworzyłam je i zatrzasnęłam za sobą.
A teraz pytanie do Was: Jak myślicie, po co Zeus zabrania Dallas spotykać się z Kenem i jakie było ostatnie życzenie Aresa?
Może… Ares chciał zostać Kenem. Bo jakby ten tego się z nim hajtnęła to poślubiłaby niebianina. Zeus nie chce po prostu do tego dopuścić.
Genius normalnie -,-
Pozdrawiam 😉
Ares chce wyjść za nią i no nie wiem… jest Kene”m lub ten ludzik jest jego synem, albo ma ją doprowadzić do obozu herosów. Opko genialne – ostatnie zdanie powala. Córeczka tatusia normalnie!
Osądzam, że to dzisiaj jedno z najprzyjemniejszych opek, jakie czytałam, umiliłaś mi przerwę :3 Bardzo, bardzo miło się zaczyna, ale tam (nie chce mi się szukać) napisałaś chyba „wykrztałcenie’ zamiast „wykształcenie” 😛
Bo Aresowi spodobała sie Dallas?;)
Fajne opko, ciekawa fabuła:D
Fort Minor najlepsze siostra;*
Podoba mi się! Oryginalna fabula, a bohaterka ma fajny charakter
I nie mam pojęcia o co może chodzić z Aresem. Czekam na kolejną część, aby się dowiedzieć
Nanana, uwielbiam. Fajnie się zaczyna i oryginale. I z pewnością Ares chce mieć Dallas za żonę, a przynajmniej tak mi się wydaje. Mylę się, mylę? Mam nadzieje, że nie.
Bo Ares chce hajtnąć Dallas, a Ken jest jego synem i wyszłoby niezręcznie? xD Bo Ken jest synem Zeusa, czyli braciszkiem DJ, a uroczy Ares weźmie ją na żonę? Bo Ken jest synem Afro, kochanki uroczego Aresa, która w zemście za ślub Aresa i Dallas namąci Kenowi w głowie? Każe ją zabić, albo sama go zabije, bo wie, że Dallas coś do niego czuje? Bogowie, jaką ja mam zrytą banię…
Swietne opko, pośmiałam się. Początek mnie rozwalił ^^
Z.A.J.E.B.I.O.Z.A.
Hmmm…Ares i jego zachcianki? Sorka, mam skojarzenia xD
A Ken…hmm, może jest synem Posejdona/Hadesa? W końcu Pan Piorunów nie przepada za braćmi.
Zastanawia mnie tylko, jak to możliwe, że dożyła tylu lat i nie zaatakowały jej potwory, zwłaszcza, że Zeus jest jej papciem…
Podpis^^
super super super jak zawsze <3 mam nadzieje, że następną część też mi wyślesz zanim na rr bym miała szybciej mwahaha 😀
Super! Takie szczere i prawdziwe 😀 Pomysł oryginalny. Stawiam na to, że Ken jest synem Aresa, czy kimś pod jego władzą jakkolwiek to zabrzmi 😀