Jamie
Argus zatrzymał się w mieście Linden. Pomógł nam wyciągnąć bagaże, a potem uniósł oba kciuki w górę i odjechał z powrotem do Obozu.
– No… to co teraz? –spytał Misiek.
Rozejrzałem się dookoła. Po obu stronach drogi, znajdowały się małe, ponure domki z zaniedbanymi ogródkami, zamknięty sklep spożywczy, stary ratusz, a w oddali świeciły się światła motelu. W całym mieście było cicho. Żadnych samochodów, spieszących się ludzi i biegających dzieci, psów, kotów. Nic. Ani żywej duszy.
– Dziwne miasteczko – stwierdziła Ginny.
– Też to zauważyłem – zgodziłem się z przyjaciółką. – Tu jest tak… – zastanowiłem się, szukając odpowiedniego określenia. Wyczuwałem mrok tego miejsca. Brakowało w nim światła. – Ciemno – powiedziałem w końcu.
– Wiecie, im dłużej tu stoimy, tym bardziej się z tobą zgadzam, Jamie – Jack rozejrzał się niespokojnie. – Lepiej chodźmy do motelu. Dzisiaj i tak już nic nie zrobimy.
Przytaknęliśmy i ruszyliśmy w drogę. Gdy mijaliśmy jedno z mieszkań, Rozi niespodziewanie złapała mnie za rękę. Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona wskazała na dom. W ogrodzie, na sznurkowej huśtawce, bujała się ośmioletnia dziewczynka. Długie, czarne włosy zasłaniały prawą stronę jej bladej twarzy. Usta rozciągnięte były w przerażającym, szerokim uśmiechu, a brązowe oczy były dziwnie puste. Ze strachu serce zabiło mi szybciej. Nie wyczuwałem w jej sercu światła. Przełknąłem ślinę i pociągnąłem córkę Chloris , żeby dogonić przyjaciół. „To jest naprawdę dziwne miasto.”
Motel okazał się być obskurną dziurą. Pachniało w niej starym mięsem i odświeżaczem powietrza z serii „Świeżość sosny.” Chyba próbowali zneutralizować smród zgniłego jedzenia. Z sufitu zwisała pajęczyna, wszędzie walały się koty z kurzu, a podłoga skrzypiała tak przeraźliwie, że myślałem, iż zaraz zapadnie się pod moim ciężarem. Ściany pokryto ponurą brudnoszarą tapetą i powieszono na nich kiczowate obrazki. Gdy podeszliśmy do recepcji, kobieta, która tam stała, bez słowa rzuciła na ladę dwa kluczyki. Potem wróciła do przeglądania starej gazety. Recepcjonistka miała dziwnie szarą skórę, choć wyglądała na jakieś czterdzieści lat. Ciemnorude loki były jakieś oklapnięte, a wzrok miała obojętny. U niej również nie wyczułem ani odrobiny światła. Oprócz nas, w motelu było jeszcze osiem osób. Leniwy barman, który co chwila nalewał piwa do kufla jakiegoś drobnego staruszka, dwie babcie grające w warcaby oraz czterech sześćdziesięciolatków jedzących w milczeniu, podejrzanie zielonobrązową zupę.
– Wiecie, jakoś straciłem apetyt – powiedział Misiek, który jeszcze przed chwilą narzekał, jak bardzo jest głodny.
– Spoko, mam zapas obozowych jabłek w plecaku – odparła Rozi.
– To może chodźmy na górę i… no wiecie, po prostu chodźmy na górę – Jack popchnął nas w stronę schodów.
– Ci ludzie wyglądają jak zombie – szepnęła Eva wspinając się na piętro. – Jakby nie mieli bladego pojęcia, co tak właściwie robią.
„Raczej jakby nie posiadali duszy” – pomyślałem, ale nie powiedziałem tego na głos.
Ginny wyjęła z kieszeni dżinsów kluczyk i otworzyła drzwi do pierwszej sypialni. Trzy łóżka, lustro, szafa. Oto i całe wyposarzenie. Chyba, że śmierdząca firanka w oknie też zalicza się do wyposarzenia. Łazienka została wyłożona kremowymi kafelkami. Prysznic wyglądał całkiem nieźle, ale spływ w umywalce był cały pokryty rdzą.
– Milutko – powiedziała Rozi, patrząc na to wszystko z niemałym obrzydzeniem.
Drugi pokój nie był lepszy. Za to zawierał dodatkową atrakcję, w postaci braku żarówek w łazience. Stwierdziliśmy, że dziewczyny dostaną pierwszy pokój, a my weźmiemy ten. Rosalinda wysypała na podłogę obiecane jabłka, które od razu chwyciliśmy. Misiek natychmiast zatopił zęby w soczystym owocu. W sumie mu się nie dziwiłem. Mi też nieźle burczało w brzuchu. Ginny wyciągnęła mapę. Pochyliliśmy się nad papierem. Nagle litery zaczęły się przemieszczać. Wszyscy wstrzymaliśmy oddech, wpatrując się w to dziwne zjawisko. Znaki i symbole „płynęły” po mapie, a po chwili zatrzymały się niespodziewanie. Wszyscy zmarszczyliśmy brwi. Napis głosił:
„Uwolnijcie światło”
– Rozumiecie to? – spytał Jack.
Pokręciliśmy głowami, a w pokoju zapanowało milczenie.
– Wiecie co – powiedziała w końcu Eva. – Ja mam dosyć na dzisiaj.
– Ja też – Ginny podniosła rękę. – Najlepsze co możemy dzisiaj zrobić to pójść spać.
– Jak tak o tym mówicie… – Misiek ziewnął – to aż poczułem się zmęczony.
– Ty? Przecież spałeś najdłużej z nas wszystkich! – zawołałem.
Syn Aresa rozłożył bezradnie ręce.
– Taki już jestem.
Eva pokręciła głową i wstała z podłogi. Ginny i Rozi zrobiły to samo. Dziewczyny powiedziały nam dobranoc i poszły do siebie. Kiedy wyszły, zajęliśmy się brakiem światła w łazience. Stworzyłem jasną kulę wielkości tenisowej piłeczki i próbowałem ją zamontować w lampie. Jack rzucił się na łóżko. Nagle zerwał się z materaca. W pośpiechu zdjął trampka z nogi i walnął nim o ścianę. A po chwili znowu.
– Pogięło cię? – Misiek posłał mu zaskoczone spojrzenie.
Syn Posejdona uderzył trzeci raz, a na ścianie pojawiła się brązowa plama.
– Karaluch – stwierdził i z powrotem założył buta.
– Lepiej nie mówmy dziewczynom, że są tu też robale, bo… – zacząłem, ale przerwał mi przeraźliwy pisk.
– Już wiedzą – powiedział Jack.
Choć byliśmy pewni, że nie uda się nam zasnąć, zmęczenie wzięło górę. Wkrótce w pokoju słychać było jedynie nasze spokojne i miarowe oddechy.
Cień przemykał się przez miasto, zaglądając co jakiś czas przez okna domostw. Nie znalazłszy tego czego chciał, odlatywał natychmiast. Cień był szybki. Bardzo szybki i wyraźnie zniecierpliwiony. „Gdzie ona jest? Gdzie ona jest?” – powtarzał cicho. Tak długo jej szukał, przez tyle lat… Aż wreszcie sama do niego przyszła. „Widzisz ją?” – spytał nagle kobiecy głos. „Nie moja droga. Jeszcze nie… chociaż.” Cień zatrzymał się przed motelem. „Tak… Tak! Mamy ją kochana!” „Nareszcie!” – kobiecy głos był wyraźnie zachwycony. Cień wspiął się po ścianie budynku i zajrzał do jednego z pokoi. Jakieś staruszki. W następnym trójka chłopców. Trochę poddenerwowany, podleciał do kolejnego okna. „Jest! To ta, która sprawi, byśmy w końcu mogli być razem.” Cień uśmiechnął się i pogładził ogromny, fioletowy pierścień na palcu wskazującym jego prawej ręki. „Teraz… muszę ją tylko zabrać.” Po tych słowach odleciał w stronę srebrnej tarczy księżyca.
Brzdęk tłuczonego szkła. Dziewczęcy krzyk. Jakieś pojękiwania. Właśnie to usłyszałem, gdy obudziłem się o jakieś trzeciej w nocy. Zerwałem się na nogi, dokładnie w tym samym czasie co Jack i Misiek. Nie zastanawiając się nad tym, że jesteśmy w samych bokserkach i podkoszulkach, chwyciliśmy miecze i pobiegliśmy do pokoju przyjaciółek. Syn Aresa walnął nogą w drzwi i wparował do środka. W sypialni trwała zacięta walka. Grupka jakiś dziwnych, przypominających zombie postaci próbowała złapać i unieruchomić dziewczyny. Ginny i Eva, posyłały w te pokraczne cielska dziesiątki strzał, a Rozi okładała ich pięściami. Już mieliśmy wkroczyć, kiedy nagle córka Ateny złapała dwa najbliżej stojące zombiaki i posłała je na ziemię, a potem wyrzuciła przez wybite okno. W tym samym czasie Eva podcięła trzech kolejnych i również wykopała z pokoju. Wykorzystując zamieszanie, Rozi wyswobodziła się z uścisku potworów. Zadała każdemu cios pod żebra, a następnie wywlekła na zewnątrz. Otrzepała ręce i posłała nam karcące spojrzenie.
– Nie dało się szybciej?
Wzruszyłem ramionami.
– Przecież i tak poradziłyście sobie bez nas – odpowiedziałem.
– Co racja to racja – uśmiechnęła się Ginny i dziewczyny przybiły sobie „piątkę.”
Jack oparł się o framugę drzwi i ziewnął przeraźliwie.
– Skoro już po wszystkim, to może wrócimy do łóżek, co? Jestem padnięty.
Wtedy na parapecie okna pojawił się cień. Zaś sekundę potem, ukazał się właściciel. Był to wysoki, szczupły, ale dobrze zbudowany mężczyzna. Miał nienaturalnie bladą cerę. Biała, a jednocześnie szarą niczym popiół. Jego niebieskie oczy były surowe i kpiące zarazem. Czarne włosy miał zaczesane do tyłu. Ubrany był w czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę i buty, a na plecach powiewała ciemnopurpurowa peleryna. A na palcu wskazującym prawej ręki, błyszczał duży pierścień z fioletowym kamienieniem.
Szybkim ruchem wyciągnąłem przed siebie miecz. Jack i Michael zrobili to samo. Roz i przyjęła bojową postawę, a Eva i Ginny naciągnęły strzały na cięciwy. Nieznajomy uniósł ręce w obronnym geście.
– Spokojnie. Czemu od razu tak nerwowo? – jego głos był głęboki i bardzo melodyjny. W odpowiedzi wyżej unieśliśmy broń. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i pokręcił z niezadowoleniem głową.
– Ach ci herosi… wszyscy tacy sami.
– A kim ty jesteś? – spytała gniewnie Eva.
– Vagnar. Książę tego miasta i… wampir – czarnowłosy ukłonił się posyłając nam znaczące spojrzenie.
– Acha! – wrzasnął syn Aresa. – Mówiłem, że tu będą wampiry!
– Daj spokój Misiek – Ginny nie spuściła wzroku z Vagnara. – Wampiry nie istnieją. Jeśli już to empuzy.
Wtedy rozległ się kobiecy chichot. Ku naszemu zdumieniu dobiegał on z fioletowego pierścienia.
– Bystra jesteś. Faktycznie, Vagnar nie jest czystej krwi wampirem… Stał się taki dzięki mnie!
– I z całego serca ci za to dziękuję, kochanie – mężczyzna uśmiechnął się do klejnotu.
– Co? – blondynka zmarszczyła brwi.
– Długa historia. Nie mam teraz czasu na pogaduszki – wampir spojrzał na Rozi. – Tylko ty jesteś mi potrzebna. Córka Chloris wybałuszyła oczy.
– Że słucham?
– Tylko ty możesz sprawić, że moja ukochana wróci do swojej dawnej postaci. Oddasz jej swoje ciało, a ona nareszcie będzie żyć jak kiedyś!
– Chyba śnisz! – zawołała brunetka i zacisnęła pięści. We mnie się zagotowało. Mój miecz rozbłysnął światłem.
– Po moim trupie – wycedziłem przez zęby.
Vagnar posłał mi znudzone spojrzenie. Nagle wyciągnął rękę z pierścieniem w stronę Rozi. W ciągu ułamka sekundy wystrzelił z niego cieniutki promień i uderzył w czoło dziewczyny. Głowa córki Chloris opadła jej bezwładnie na pierś. Mężczyzna pstryknął palcami.
– Chodź do mnie – nakazał.
Dziewczyna przesunęła się o centymetr, a ja błyskawicznie złapałem ją za rękę. Wtedy moi przyjaciele rzucili się na wampira. Ten znów pstryknął palcami. Wszyscy z krzykiem bólu wypuściliśmy broń. Nasze miecze i łuki dymiły z gorąca. Vagnar machnął ręką. Dziwny podmuch wiatru pchnął nas na przeciwległą ścianę. Niestety, puściłem wtedy dłoń Rosalindy. Siła uderzenia była tak mocna, że nie byliśmy w stanie wstać. Mężczyzna rozłożył ramiona, a brunetka dosłownie mu w nie wleciała. Vagnar nachylił się i wciągnął jej zapach.
– Udałaś mi się – szepnął zadowolony. Chwycił pelerynę, uniósł ją i zniknął w chmurze pyłu.
– Rozi! – wrzasnęliśmy wszyscy razem.
Dopiero teraz zdołaliśmy się podnieść. Podbiegliśmy do okna, ale nikogo już nie było.
– Ruchy! Musimy ich odnaleźć! – krzyknął Jack. Zacisnąłem pięść i pierwszy wybiegłem z sypialni dziewcząt. Błyskawicznie naciągnąłem na siebie jakiekolwiek ubrania i rzuciłem się do wyjścia z motelu. Czułem wściekłość zmieszaną z niepokojem. Myślałem, że zaraz wybuchnę.
Stanęliśmy na zewnątrz. Noc była ciemna, chmury zasłoniły gwiazdy oraz księżyc. Rozprostowałem palce, a na mojej dłoni pojawiła się kula jasnego światła.
– Jak my ich znajdziemy? – zapytał Misiek.
– Wampiry zazwyczaj mieszkały w zamkach, co nie? – Jack patrzył gdzieś w przestrzeń.
– Zazwyczaj – przytaknęła Ginny. – A co?
– Tam jest jeden – syn Posejdona wskazał na coś przed nami.
Zmrużyłem oczy. Po chwili mój wzrok przeniknął przez Mgłę. W miejscu, gdzie wcześniej był ratusz, teraz znajdował się mały, skromny zameczek z wieżą.
Skinęliśmy znacząco głowami i pobiegliśmy w jego stronę.
No! W końcu kolejna część! I moje ulubione wampiry! Dawaj cd!
Nie lubie wampirow xD Teraz wiem,dlaczego 😀
Tego bym sie nie spodziewala :3
wyposarzenie – wyposażenie
Tylko ty jesteś mi potrzebna. Córka Chloris wybałuszyła oczy. – powinien być myślnik.
I łał. Było świetne, szkoda że tak późno przeczytałam (a niech was, pieczarki!). Misiek ma takie same zainteresowania, co ja – jedzenie i sen xD
Biała – Białą
Opowiadanie całkiem fajne. Wampiry jakoś mnie nie przekonują, ale jestem ciekawa o co chodzi z tą jego dziewczyną/żoną/kochanką zaklętą w pierścieniu. Chyba taki miałaś zamiar.
Pozdrawiam. 😉
Co rozdział to zaskoczenie! Zadziwiasz na każdym kroku. Aż nie chcę myśleć, co będzie w następnym 😀
To jest wspaniałe! Ale, sorry, bo jestem tu od… dzisiaj i nie orientuję się- bohaterowie są dziećmi jakich bogów? Bo szukam i szukam i nie mogę znaleźć!
Z góry dzięki.