To lato zapowiadało się cudownie. Żadnych wojen, bitew, kłótni… Zero problemów. Do czasu.
Pierwsza zachorowała Tara, córka Afrodyty. Na początku nikt się ni zorientował, że coś jej dolega. Choroba wyszła na jaw dopiero tamtego czerwcowego wieczoru…
W pawilonie jadalnym jak zwykle panował chaos. Ludzie przekrzykiwali się, ktoś wylał na siebie całą szklankę soku, jeszcze ktoś inny podpalił sobie talerz. Całkiem normalna kolej rzeczy. Siedziałam przy stoliku domku Ateny i starałam się słuchać tego, co mówi do nas Chejron. Jednak całą swoją uwagę skupiłam na Rozi, która usiłowała mi coś przekazać. Moja przyjaciółka machała rękami i robiła miny, a ja mogłam jedynie rozłożyć bezradnie ręce. Nic nie rozumiałam. Córka Chloris wywróciła oczami i już otworzyła usta żeby mi wytłumaczyć, kiedy przy stoliku Afrodyty podniósł się krzyk. Chejron przerwał ogłoszenia i podbiegł sprawdzić o co chodzi. Tara leżała na trawie. Była strasznie blada i nie oddychała.
– Odsuńcie się! – wrzasnął centaur i wszyscy zrobili dwa kroki do tyłu. Jakiś syn Apolla klęknął przy dziewczynie i delikatnie poklepał ją po twarzy. Gdy to nie poskutkowało, rozpoczął reanimację. Nie wiem jak reszta, ale ja byłam jak skamieniała. Jasne, omdlenia zdarzały się często, tylko że… W powietrzu było czuć grozę. Nie umiem tego wytłumaczyć. Odszukałam wzrokiem Jacka. Syn Posejdona był zaledwie parę metrów ode mnie i spoglądał z niepokojem na całe zamieszanie. Przedarłam się przez tłum herosów i stanęłam koło swojego chłopaka. Po chwili, koło nas pojawiła się Eva, a zaraz po niej Jamie, Misiek i Rozi. Wtedy Tara otworzyła oczy i zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Wszyscy odetchnęli z ulgą, po czym zaczęli się rozchodzić. Córka Afrodyty złapała się za głowę.
– Niedobrze mi… – jęknęła. – Kręci mi się w głowie, chyba zaraz… – nie dokończyła, tylko zwymiotowała na trawę. Większość herosów cofnęła się z obrzydzeniem i wróciła do stołów, ale i tak wszyscy stracili apetyt. Tara została zabrana do skrzydła szpitalnego, a Chejron zwrócił się do Ellen, jej najlepszej przyjaciółki:
– Dolegało jej coś? Skarżyła ci się?
Blondynka pokręciła głową, a w jej oczach widać było przerażenie.
– No właśnie nie… chociaż – córka Afrodyty zamyśliła się. – Ostatnio w ogóle nie miała apetytu. Praktycznie nic nie jadła! Myślałam, że jest na jakiejś diecie, ale zaprzeczyła.
– Miejmy nadzieję, że to od tego – Chejron spojrzał z troską w stronę szpitala. – No nic moi drodzy! Takie sytuacje się zdarzają. Przypominam, że ognisko jest dzisiaj odwołane! Możecie się już rozejść.
Siedzieliśmy w szóstkę przy jeziorku kajakowym. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, barwiąc całe niebo na pomarańczowy kolor. Oparłam głowę na ramieniu Jacka, a chłopak zaczął kreślić kółka na mojej dłoni. Tylko my z naszej paczki byliśmy oficjalną parą. Ale moim zdaniem to tylko kwestia czasu.
– Dziwna sprawa z tą Tarą – powiedziała Eva.
– Racja. Kiedy dzisiaj miałam z nią trening, wyglądała na całkiem zdrową – przyznała Rozi.
Misiek wywrócił oczami.
– Rany… Nie ma co drążyć tematu. Zupełnie jakby omdlenie było czymś nadzwyczajnym. Serio, dziewczyny. Założę się, że jutro już wszystko będzie z nią w porządku.
Jednak nie było. Tara cały czas miała nudności, do których doszły dreszcze i zimne poty. Chejron uspokoił ją, że to z pewnością zwykła grypa, ale mówił to jakoś bez przekonania. Po trzech dniach, córka Afrodyty dostała wysokiej temperatury. Jej brzoskwiniowa skóra była zaczerwieniona, zielone oczy szkliste, a czarne włosy przetłuszczone. Chyba po raz pierwszy w życiu, Tara zupełnie nie przejmowała się wyglądem. Jedyne co robiła to spanie, przyjmowanie leków i picie, od czasu do czasu. Następnego dnia zachorował kolejny heros. Bob, syn Demeter, został przyniesiony do szpitala przez swoich braci, ponieważ nie był w stanie ustać na nogach. Chłopakowi kręciło się w głowie i choć nie zemdlał, był naprawdę bardzo słaby. Nazajutrz pojawiła się u niego gorączka. Dwa dni później przyprowadzono kolejnych chorych. Williama, syna Erosa oraz Heather, córkę Apolla. Oboje już mieli gorączkę, a dziewczyna dodatkowo wymiotowała. Zaczęliśmy się denerwować. To z pewnością nie była zwykła grypa.
Po dwóch tygodniach nie było domku, w którym ktoś nie zachorował. Prawie codziennie do szpitala dochodziły nowe osoby. Zaczynało im brakować łóżek.
– Dość tego! – wrzasnęłam, kiedy kolejny z moich braci trafił do skrzydła. Skierowałam się w stronę Wielkiego Domu. Szłam z zaciśniętymi pięściami, zdecydowanym krokiem i zaciętą miną. Chyba wyglądałam dość groźnie, bo wszyscy odsuwali mi się z drogi. Nie zaprzątając sobie głowy pukaniem, weszłam do środka. Pana D. i tak nie było teraz w Obozie. Idąc korytarzem, nie mogłam nie zatrzymać się przy „ścianie pamięci.” Uwielbiałam ją. Każde zdjęcie znałam chyba na pamięć. Ale te najnowsze były moimi ulubionymi. Słynny Percy Jackson obejmujący Annabeth Chase. Obok nich, Jason, Piper i Leo, wszyscy szeroko uśmiechnięci do obiektywu. Trochę niżej znajduje się zdjęcie całej Wielkiej Siódemki. Percy, Annabeth, Leo, Jason, Piper, Hazel oraz Frank. Nasi bohaterowie. Troszkę dalej, na prawo, wiszą fotografie przedstawiające Nica di Angelo i Thalię Grace. No i oczywiście, zdjęcie zrobione całkiem niedawno. Wysoki, czarnowłosy chłopak o szarych oczach to Logan Jackson. Stojąca obok, zielonooka blondynka z przepięknym uśmiechem to jego siostra bliźniaczka, Rose. Oboje opuścili Obóz Herosów zaledwie dwa lata temu. Rose była grupową domku Posejdona, a Logan Ateny. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych dwojga. Byli wspaniali. Kiedy odeszli, Jack został jedynym mieszkańcem domku numer trzy, a ja objęłam dowództwo nad szóstką. Według zasad nie powinnam, ale Logan się uparł i nikt nie był na tyle głupi żeby mu się sprzeciwić. Z tego co wiem, to pozostała piątka też ma dzieci, ale nie wiem o nich za wiele.
– Ginny?
Odwróciłam się i zobaczyłam Chejrona, który właśnie wszedł do Wielkiego Domu. Szybko przybrałam zacięty wyraz twarzy, założyłam ręce i powiedziałam:
– Chejronie, żądam…
– Wyjaśnień zapewne – dokończył za mnie, zamykając mi tym samym usta. Skinęłam głową. Centaur potarł skroń, usiadł w swoim wózku i zaprowadził mnie do salonu. Klapnęłam na kanapę i zamieniłam się w słuch. Chejron jeszcze raz się zamyślił, a po chwili zaczął:
– Zapewne już się domyśliłaś, że to nie jest taka zwykła choroba. Nazywamy ją Gorączką półkrwi. Otóż dosięga ona tylko i wyłącznie herosów od dziesiątego do osiemnastego roku życia. Dzieli się na trzy fazy – Chejron pokazał trzy palce. – Brak apetytu, nudności i osłabienie oraz najgorszą część, gorączkę.
– Dlaczego najgorszą – oparłam głowę na dłoni.
– Temperatura ciała ciągle wzrasta i bardzo trudno ją zbić – wyjaśnił centaur. – Do tego wywołuje ona dreszcze, drgawki, a nawet halucynacje – dodał smutno. Spojrzałam na niego uważnie.
– Jest coś jeszcze, prawda?
Chejron posłał mi załamane spojrzenie.
– W większości przypadków jest śmiertelna.
Te słowa mnie poraziły. Ręce mi opadły, a ja sama bezwładnie opadłam na oparcie kanapy. W uszach cały czas dźwięczało mi słowo „śmiertelna.” Przełknęłam ślinę.
– Jak… jak długo to trwa? – zdołałam w końcu zapytać.
Chejron pokręcił głową.
– Nie potrafię ci powiedzieć. To zależy od odporności organizmu, u każdego przebiega to inaczej. Z tego co pamiętam, najkrótszy czas chorowania to były dwa tygodnie, a najdłuższy ponad dwa miesiące.
Nagle dotarło mnie to, co powiedział Chejron.
– Zaraz, jak to… z tego co pamiętam?! To już się kiedyś wydarzyło?! – wrzasnęłam przerażona i podniosłam się z siedzenia. Serce zabiło mi szybciej. Centaur ukrył twarz w dłoniach. Zrozumiałam. Czułam, że mi słabo. Z tego co wiem chorych była dwudziestka dwójka. I właśnie tylu miało wkrótce umrzeć.
Tej nocy praktycznie spałam. Chejron zabronił mi mówić o tym co usłyszałam. Postanowił, że jutro zwoła zebranie grupowych domków i wyjaśni całą sytuację. Potem… zastanowimy się co robić dalej. Łzy napłynęły mi do oczu. „Oni nie mogą zginąć” – pomyślałam. „Nie mogą!” – pojedyncza łezka spłynęła mi po policzku.
– I tak to właśnie wygląda – zakończył ponuro Chejron. W sali obrad zrobiło się całkiem cicho. Na twarzach wszystkich zebranych malowało się przerażenie i niedowierzanie. Ja czułam to samo. Jack ścisnął mnie za rękę. Byłam mu wdzięczna za ten gest. Podniósł mnie trochę na duchu.
– Ale… tak nie może być! – powiedział Nathan Whitten, wysoki blondyn o krzaczastych brwiach i brązowych oczach. Grupowy domku Demeter pokręcił głową. – Nie może! – powtórzył bezradnie. Irene, córka Nyks położyła mu rękę na ramieniu.
– Da się to jakoś wyleczyć? – spytała rzeczowo Eva.
Centaur westchnął smutno i spojrzał gdzieś w przestrzeń.
– Drzewo życia – powiedział wreszcie.
Spojrzeliśmy na niego zdziwieni. Po twarzach moich przyjaciół zrozumiałam, że żadne z nich nie ma pojęcia o czym centaur mówi. Mi coś tam świtało, ale nie do końca.
– Chodzi o to drzewo, które rośnie w… – zastanowiłam się chwilę. – Edenie, tak? Rajskim ogrodzie.
Chejron przytaknął i zaczął nam tłumaczyć:
– Gdy Chaos stworzył świat, cześć jego egzystencji, mocy właściwie, skumulowała się w malutkim ziarenku. Chaos zrzucił je na ziemię, a wtedy wyrosło z niego ogromne drzewo o rozłożystych gałęziach. Po krótkim czasie pojawiły się na nim owoce. Nikt nie wie jak wyglądają, ale podobno są to najsmaczniejsze i najokazalsze owoce na świecie.
– I co w związku z tym? – spytał Arthur, grupowy domku Hermesa.
– Te owoce… – ciągnął dalej Chejron. – A właściwie całe drzewo, ma niezwykle lecznicze właściwości. Jego liście uśmierzą każdy ból. Sok zagoi każdą ranę. Zaś owoce – nauczyciel spojrzał na nas uważnie. – Wyleczą z każdej choroby.
W sali znów zrobiło się cicho. Nagle ktoś uderzył pięścią w stół.
– Więc znajdźmy to drzewo i uleczmy chorych! Dom Aresa zgłasza się na ochotnika! – Debra Rodriguez, córka przesławnej Clarisse spojrzała każdemu po kolei w oczy. – Michael, zajmiesz się domkiem kiedy mnie nie będzie!
Rudzielec, który był jej zastępcą i również uczestniczył w obradach wyszczerzył do niej zęby.
– Naprawdę sądzisz, że pozwolę by taka okazja przeszła mi koło…
– Nie rozpędzajcie się tak – przerwał im stanowczo Chejron i spuścił wzrok. – Wszystko pięknie, tylko…
– Nikt nie wie gdzie ono jest – dokończyła za niego osoba, która do tej pory cały czas milczała. Rachel Elizabeth Dare, nasza wyrocznia była bardzo spokojna. Jej głos był opanowany i patrzyła na nas poważnym wzrokiem. Pomimo tego, że miała już czterdzieści pięć lat, nadal ubierała się w popaprane farbami dżinsy, kolorowe topy i czarne trampki. Wpatrywaliśmy się w nią, nie wiedząc co powiedzieć. Wszyscy myśleliśmy to samo: „Czyli, że nie ma ratunku?”
– Ale… – zaczął niepewnie Jamie. – Przecież musi istnieć coś, bo ja wiem… jakaś mapa? Albo, no przecież Chaos chyba wie gdzie to jest!
– Oh, świetnie! – zawołała sarkastycznie Nelly, córka Hekate. – To kto chętny żeby pójść do najważniejszego z bogów, uciąć sobie z nim miłą pogawędkę, wytłumaczyć mu całą sytuację i poprosić o wskazówki jak dojść do Drzewa Życia?
Milczeliśmy. Sytuacja wyglądała fatalnie i taka zresztą była. Chejron chrząknął i z zakłopotaniem powiedział:
– Tak właściwie to mapa istnieje.
Szczęki nam opadły. Dosłownie, staliśmy z otwartymi buziami i gapiliśmy się na Chejrona. Zapewne wyglądaliśmy jak jakieś bezmózgie krówska. Centaur podrapał się po brodzie.
– Chaos faktycznie zapisał drogę do Edenu, po tym jak wygnał z niego ludzi… Powierzył ją mnie i powiedział, że wskazówki znajdę w księdze zwanej przez chrześcijan Biblią.
Debra uśmiechnęła się szeroko.
– Fantastycznie! Więc wystarczy, że nam ją dasz, a my uratujemy Obóz! No, to kiedy ruszamy? – dziewczyna zatarła ręce.
Centaur uciszył ją gestem ręki i dopowiedział:
– Nie każdy może odczytać tę mapę, ja osobiście nie potrafię. Więc… – pstryknął palcami, a na stole pojawił się ogromny zwój. – Pójdzie ta trójka, która jest w stanie ją odczytać.
– Nie – Rachel wbiła wzrok w pergamin. – Nie trójka, szóstka.
Wtedy jej oczy rozbłysły zielenią, a z ust wydobyły się słowa:
Szóstka pójdzie szukać legendy,
Dopóki nie nadejdą lipcowe kalendy.
Gdy kwiat miecza dobędzie,
Śmiertelna rana wybawieniem będzie.
Los herosów na próby skazany,
A strażnik zaśnie zapachem ukołysany.
Rachel dotknęła skroni i po chwili znów była normalna.
– I co? Fajną dałam przepowiednię?
– Chyba nie do końca – powiedział Jack.
Rachel oklapła i zrobiła zawiedzioną minę.
– Powinnam się już przyzwyczaić – westchnęła. – A jednak wciąż mam nadzieję, że choć raz przepowiem coś pozytywnego.
Uśmiechnęłam się do niej, a potem zwróciłam do Chejrona:
– Jak wybierzemy wspomnianą szóstkę?
Centaur ostrożnie rozwiązał cienki sznurek, którym związana była mapa, a ta rozwinęła się na całą szerokość stołu. Wszyscy, cała dwudziestka, nie licząc Chejrona i Rachel, pochyliła się nad papierem.
– Ja nic nie widzę. Dla mnie tu jest pusta kartka – powiedział Jay, czarnowłosy syn Hadesa. Irene, Nathan, Arthur, Nelly i jeszcze kilka innych osób powiedziało to samo. Jedynie ja, Jack, Jamie, Eva, Misiek, Rozi, Debra oraz Tommy, grupowy domku Hefajstosa nic nie powiedzieliśmy. Pochyliłam się nad mapą, a oczy błyszczały mi z zachwytu. Widziałam starożytne znaki, rysunki na brzegach, dziwne, pozakręcane słowa, wijące się po papierze niczym węże. Tommy, potężny mulat o czarnych oczach, potarł kark i powiedział:
– Ja w sumie widzę tylko jakieś czarne plamy – wzruszył ramionami. – Chyba to nie o to chodzi.
Chejron skinął głową i spojrzał pytająco na naszą siódemkę. W końcu Debra nie wytrzymała.
– No dobra! Też nie umiem tego odczytać!
Centaur pokiwał głową z politowaniem.
– Taka sama jak matka – westchnął, po czym spojrzał uważnie w moją twarz. „Dlaczego właśnie mi, zawsze posyła to spojrzenie?” – przemknęło mi przez głowę.
– A więc dobrze. To wy wyruszycie na tę misję.
Spojrzeliśmy po sobie. Misiek już zacierał ręce na myśl o nadchodzących bitwach, Jack i Jamie uśmiechali się do siebie porozumiewawczo, Eva puściła mi oczko, a Rozi ścisnęła mnie za ramię. Nie musieliśmy nic mówić. Skinęliśmy głowami, wyrażając swoją zgodę.
Wieczorem siedzieliśmy na pomoście. Przed nami leżała mapa i fragmenty Biblii, które dał nam Chejron. Pochylałam się nad kartką i starałam się cokolwiek odczytać. Pokręciłam głową i westchnęłam.
– Prawie nic z tego nie rozumiem. Wiem jedynie, że… – zmarszczyłam brwi, – że początek sam nas odnajdźcie, czy coś w tym stylu.
– To i tak nieźle – Jamie uśmiechnął się lekko. – To nie będzie łatwa misja – dodał po chwili.
– Dlatego się do niej nadajemy! – zaśmiał się Misiek.
Eva przytaknęła.
– Kiedy tak właściwie ruszamy?
Jack przejechał dłonią po włosach.
– Chyba mamy tylko jedno wyjście – spojrzał na nas uważnie – musimy wyjechać jutro.
CUDO CUDO CUDO CUDO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! W końcu napisałaś kolejne opowiadanie z Evą, Miśkiem i pozostałymi!!!!!!! Znalazłam kilka błędów, ale po chwili o nich zapomniałam. 😀 To opko jest przecudne!!!!!!!!! Kiedy będzie CD?????????????????????????
Dzięki, postaram się napisać jak najszybciej 😉
Heh, Adminka się pomyliła. Napis „Ginny” miał być na górze, przed tekstem, bo to ona jest w tym rozdziale narratorem… a wyszło na to, że jest autorką 😀
The BEST Według mnie super, uwielbiam takie historie, mam nadzieje że CD szybko nastąpi 😀
Kira, wymiatasz! Kolejne części z naszą cudowną szóstką! Yeah!
Wow! Ale opko! Umiliłaś mi ostatnią historię w szkole. Wciągnęłam się od drugiej linijki. Nie czytałam Twoich opowiadań (mam straszne zaległości w nadrabianiu opek na blogu :/ ), ale to jest po prostu świetne! Podoba mi się pomysł z chorobą, drzewem i misją. Fajnie opisałaś dzieci Annabeth i Percy’ego. W ogóle wszystko fajnie opisałaś!
Jest!!! Jupi!!! Powrócili!!! Nie mogę się doczekać!!! Pisz szybko CD!!!
A tak z innej beczki żadnych błędów nie zauważyłam ^^
Czad. Jedyne moje zastrzeżenie to: co ma Biblia do Chaosu? xD
Podoba mi się to, że akcja dzieje się w przyszłości: w większości opek wkurza mnie to, że wg autorów a OH nagle roi się od herosów, nie wiadomo, skąd przybyłych. A Ty zgrabnie uniknęłaś tego błędu, a nawet wymyśliłaś przyszłość dla P&A. Pomysł choroby też jest oryginalny, wg mnie mogłaby mieć tylko kapkę cięższe objawy (chyba, że to właśnie było jej cechą:z pozoru niegroźne objawy, prowadzące do śmierci).
Jedna mała literówka: odnajdźcie-odnajdzie 😉
Czekam.
– Dlaczego najgorszą – oparłam głowę na dłoni. – to pytanie, więc znak zapytania 😀
cześć – część
i tak wgl to *pisk radości* moi bohaterowie, my precious! Noowee opkoo będzie nowee opkooo, opkooo Kiiiryyyyy, taaak, oł yeeeaaahh xD Tylko pytanie, bo to może ja jestem nieogarnięta, ale Connected by War było w czasach II wojny światowej, a to jest z tymi samymi bohaterami wiele lat po Percym i przyjaciołach. Gdzie jest sens? 😀
Zapowiada się zadżemiste opko 😀 Czekam na więcej 😀