Tak, możecie zacząć klaskać – napisałam kolejną serię tej porażki… Więc miłego czytania. Aha i wprowadzam nową zasadę: CZYTASZ = KOMENTUJESZ. Dla… hm… Kto sobie zasłużył? Może Hestia >Pigiel<. Tak, Hestia to dobry patent na dedykację.
Chione
Uśmiecha się czy śmieje się z nas?
Przewrotny los, wszystkiego na raz,
Nie uda się podstawić pod wzór,
Umiera Król i rodzi się Król,
Kochajmy to,
To wszystko, co nasze,
Zostawmy to,
Co ginie jak zasięg,
To czego brak niech będzie jak sekret,
Chce czytać to z oczu Twych codziennie!
Liber & Natalia Szroeder – „Wszystkiego na raz”
Stałam sama na ciemnym peronie metra. W oddali słychać było odgłosy, jakie wydaje na co dzień Warszawa – huk przejeżdżających ulicą samochodów i głośne trąbienia klaksonów należących do zdenerwowanych kierowców. Nawet to, że znajdowałam się pod ziemią, ani trochę nie odcinało mnie od tego zgiełku. Wręcz przeciwnie – powiększało go, gdyż uderzające o jezdnię koła pojazdów i inne dźwięki wracały do mnie z potrójnym echem.
Z moich ust przy każdym oddechu wydobywał się obłoczek pary. Chłodne, poranne powietrze wdzierało się przez cienką kurtkę, sprawiając, że drżałam.
Spojrzałam na zegar wiszący pod sufitem. Właśnie wybiła piąta nad ranem. Ziewnęłam. Spytacie zapewne, co robiłam tu, o tak wczesnej porze. Odpowiedź jest prosta i zwięzła – próbowałam być NORMALNA. Od roku nie zaatakował mnie ŻADEN potwór. Skończyłam już osiemnaście lat. Mieszkałam w Warszawie i było mi dobrze. Cały ten mitologiczny świat zniknął za Mgłą. Nie pamiętałam już nawet, jak nazywał się mój były chłopak. Ani jak wyglądał. Pozostało tylko wrażenie, że był. Nic więcej…
Otarłam z policzka samotną łzę. Straciłam to wszystko. Dobrowolnie oddałam. Teraz zostałam sama. Nikt ze świata śmiertelników nie byłby w stanie mnie zrozumieć. A przysięgłam sobie, że już nigdy powrócę do Obozu Herosów. Nigdy…
Wokół mnie trwała cisza. Usiadłam na jedynej, w miarę czystej, metalowej ławce. Spojrzałam na swoje długie, pomalowane na głęboką czerń paznokcie. Na nogach miałam obcisłe, różowe rurki. Nudziło mi się. Dla zabawy zastukałam obcasami w szare płytki, którymi wyłożono stację metra „Wierzbno”.
Miałam się zmienić, prawda? Miałam udawać kogoś innego… Doskonale poradziłam sobie z tą rolą. Jeszcze dwa lata temu za Chiny nie zmusilibyście mnie do ubrania szpilek, czy pomalowania paznokci. A teraz…? Stałam się plastikiem.
Podniosłam wzrok znad butów i… przeraziłam się na widok tego, co zobaczyłam. O, cholera. W moją stronę zmierzała trójka brzydkich wyrostków, ubranych w szare dresy.
Rozejrzałam się wokoło. Nikogo tam nie było… NI-KO-GO. Może przejdą obok mnie i tyle, pomyślałam, równocześnie próbując w to uwierzyć. Jednak jak z moim szczęściem, te żule miały przejść obok obojętnie, no jak?!
Otoczyli mnie. Wpadłam w dziką panikę, ale nie zamierzałam tego okazywać. Byli najwyraźniej pijani, a to znaczy, że powolniejsi. Tylko jak się walczyło…? Jak się walczyło bez broni…?
– Ej, chodź z nami – zawołał, a właściwie „wydyszał” mi prosto do ucha jeden z nich, osiłek o czarnych, tłustych, zapewne długo niemytych włosach.
– Do mnie mówisz? – zapytałam, próbując wyglądać na zbulwersowaną, zamiast wrzasnąć ze strachu. – Do mnie?
Moja ręka sama wystrzeliła do przodu i zaryła paznokciami w jego nieogolony policzek. Wrzasnął z bólu i odskoczył.
Koledzy czarnowłosego spojrzeli na mnie z rządzą mordu w oczach.
– Mogło być miło – warknął pryszczaty rudzielec – ale będzie niemiło.
– Chyba mamy zupełnie różne definicje tego słowa – odpyskowałam.
Zanim zdążyłam cokolwiek uczynić, rzucili się na mnie. Powiem szczerze – zatkało mnie. Kompletnie nie wiedziałam co robić. Pustka. W ręce jednego z dresiarzy błysnął nóż. Pisnęłam i odskoczyłam gwałtownie w bok. Rudzielec zaszedł mnie od tyłu i poczułam uderzenie w głowę. Otępiło mnie do reszty. Upadłam na ziemię, zupełnie nie mogąc utrzymać się na nogach. Poczułam ręce na ramionach, ale nie miałam siły ich strząsnąć. Ktoś odciągnął mnie w bok. Gdzieś obok słyszałam odgłosy szamotaniny i… czyżby greckie przekleństwa?
Nagle wszystko ucichło.
Nad sobą zobaczyłam zatroskaną twarz. Zamrugałam. Ta twarz była znajoma… Chłopiec o jasnych blond włosach z opaloną skórą, niebieskimi oczami i ładnym, delikatnie zakrzywionym nosem. Wpatrywał się we mnie przestraszony. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że coś mówi. Spróbowałam się skupić, aby wyłonić z ciszy choćby jedno słowo.
– …Ewa
Dokładnie tyle usłyszałam.
Moje imię.
On mnie znał…
Nie zdążyłam skojarzyć nic więcej, bo po chwili zapadłam się w czarne otchłanie nieprzytomności.
**********
– Ewa, stój! Ewunia, proszę stój! Nie rób tego! Proszę, nie rób tego! – kto tak krzyczał? Co ja niby robiłam?
Rozejrzałam się wokół siebie. Śniłam, to było pewne. Przed sobą wyraźnie widziałam swojego klona. Minął mnie, jakbym była niewidzialna. Cóż… Może i byłam. To przecież sen, a w nim wszystko mogło się zdarzyć. Za nim wpadli na czarną jezdnię, na krawędzi której stałam, dwaj chłopcy i dziewczyna. Dwaj czarnowłosi i blondynka.
Klon przesadził kilkoma susami autostradę i pognał do lasu.
Nie pozostawiło mi to żadnego wyjścia. Musiałam zrobić to samo. Rzuciłam się biegiem przed siebie, co chwila naprowadzana dźwiękiem łamiących się pod stopami drugiej mnie, gałązek. Za sobą słyszałam odgłosy pogoni. Byłam szybka. Udało mi się dogonić drugą wersję Ewy Holt, akurat, gdy zaczęła zwalniać. Dotrzymując sobie kroku, niespiesznie weszłyśmy na wielki most. Wokół niego rozciągały się gigantyczne wody Missisipi. Była ciemna noc. Dało się słyszeć tylko oddalone nieco odgłosy miast. Wyglądałyśmy identycznie. Różniła nas tylko jedna rzecz – ubiór. Mój wylansowany, drogi. Jej zwykły, chłopięcy. Miała na sobie zwyczajne dżinsy-rurki, nie powleczone żadnym kolorem, nieco za dużą, pomarańczową koszulkę z Obozu Herosów, białą bluzę i podniszczone converse’y. Ot, zwykła chłopczyca… Jak ja, kiedyś.
Westchnęłam.
I zobaczyłam co robi mój klon, a właściwie klonica… Wspięła się na barierkę. I spojrzała w dół.
Na most wpadli blondynka i czarnowłosi chłopcy. Zaczęli wrzeszczeć, wymachiwać rękami, kazać jej schodzić. Rzecz jasna – bez skutku.
– Odsuńcie się, albo skoczę – powiedziała histerycznym głosem przyszła samobójczyni.
– Kochanie, błagam cię! Wrócę do ciebie, tylko zejdź! Wszystko będzie jak dawniej! Zapomnisz, że Mateusz istniał kiedykolwiek! – krzyczał jeden z chłopców, ten wyglądający bardziej na Emo.
Skądś go znałam… Ale skąd?!
– Proszę, siostrzyczko, zejdź! – zaczęła blondynka. – Ja cię tak kocham…
– Wcale mnie nie kochasz! Jesteś potworem! – wrzasnęła klonica. – Zabrałaś mi jedyną osobę, którą kochałam… Mateusza. Percy’ego też wtedy zraniłaś! Już nie pamiętasz?
Drugi chłopak stał cicho, nie odzywając się. Jego oczy patrzyły z takim smutkiem…
– Jeszcze raz proszę, nie rób tego… – zaoponował ostatni raz Emo.
– Po co…? Dlaczego mam tego nie robić…? Przecież was nie obchodzę.
I skoczyła.
Obudziłam się z krzykiem.
***********
-AAAAAA!!!
Spróbowałam wyplątać się z kołdry. W rezultacie udało mi się zepchnąć głową poduszkę, gdy ciało cały czas tkwiło uwięzione między poszewką, a puchową pierzyną. Nie mogłam otrząsnąć się ze strasznego snu, miotałam się panicznie, jak głupia. To tyle, co do mojego porażającego intelektu. Po jeszcze kilku próbach wydostania się z pościeli, wylądowałam na podłodze w jeszcze bardziej ciasnym kokonie, niż poprzednio.
– Może ci pomóc? – Podskoczyłam, jak oparzona, gdy nad moim uchem rozległ się łagodny głos.
To był ten chłopiec, który uratował mnie przed dresami. Mój wybawca.
Zamrugałam.
– Chętnie skorzystam – uśmiechnęłam się niepewnie.
Po pierwsze: co on robił w moim domu…? Po drugie: skąd go znałam? Po trzecie: czy miał coś wspólnego z moją mitologiczną, można powiedzieć, przeszłością? Chłopak podszedł do mnie i pomógł mi wyplątać się z tej strasznie pozwijanej kołdry.
Wyglądał uroczo, po prostu jak śliczne uosobienie łagodności. Był mniej więcej w moim wieku. Idealna osoba.
Dobra, teraz przejdźmy do tego co zrobiłam. Wiem, zdziwicie się: wspięłam się na palce (był ode mnie wyższy) i mocno go przytuliłam. Możecie nazwać mnie idiotką. Pozwalam. Tym razem nie pozbawię Was za to głów. Ale tylko tym razem! Za następnym polecam rezerwować sobie już miejsce na cmentarzu…
Po chwili wahania mocno mnie do siebie przycisnął.
– Dziękuję ci za ratunek – szepnęłam.
– Nie ma za co. Pokonanie jakichś dresów nie było dla mnie problemem. – Po tych słowach zrobiło mi się jakoś dziwnie… głupio. – Poza tym tęskniłem za tobą – dodał po chwili.
Taaa. Boski chłopak w moim domu, który właśnie wyznaje mi, że umierał z tęsknoty za mną (no okej, może przesadzam), a ja nawet nie pamiętam, jak miał na imię… Brawo, Ewuniu.
Odchrząknęłam.
– A tak w ogóle, to kim ty jesteś? – zadałam kluczowe pytanie.
Odskoczył, jak oparzony.
Możecie zacząć oklaskiwać moją głupotę.
– To jakaś twoja gra? Nie pamiętasz mnie? Byłaś wtedy przymulona i smutna, ale myślałem, że mnie zapamiętasz… Najwyraźniej się myliłem.
– Moment. Jesteś moim byłym chłopakiem? – zaczęłam zgadywać.
Wytrzeszczył oczy.
– Wierz mi, że chciałbym być… – Nagle zorientował się, co palnął i zasłonił usta ręką, jakby próbował zatrzymać w buzi słowa, które wypowiedział. – …ale nie jestem – dokończył.
– Okej. To może… zaraz, czyim byłeś dzieckiem w tym Obozie Herosów?
– Apolla – powiedział smutno. – Co się stało, że prawie nic nie pamiętasz?
– Nie chciałam pamiętać. Zresztą Mgła była silniejsza niż moja pamięć… – odparłam krótko.
– Poczekaj, może mam coś oszukującego mgłę – mruknął pod nosem i odszedł w głąb mieszkania.
Miałam chwilę dla siebie. Spojrzałam w lustro… i prawie wrzasnęłam. To byłam JA?! Czerwono-rude, mokre od potu włosy opadały tłustą zasłoną na twarz. Zza tej kurtyny widać było moją śliczną, umazaną czarnym tuszem do rzęs, różem, kredką do oczu i podkładem, twarz. No nic, tylko się we mnie zakochać. Tak cudnie wyglądałam, o ubraniu już nie wspominając. A może wspomnę. Moje drogie, różowe rurki szlag trafił – rozdarcia na kolanach świadczyły same przez siebie, że tandety nie da się już uratować. Kurtka… No kurtki nie było. Niegdyś biała, cienka bluzka była po prostu czarna. Nie polecam wywalania się na środku dworca w drogich ciuchach, gdy przed chwilą minęła ulewa. Z ubrań nic się nie ostanie.
Wsunęłam palce we włosy, by choć trochę je ułożyć i zamarłam. Pod palcami poczułam zaschniętą krew. Jednak nie czułam żadnego bólu. Co do cholery się tam stało? Na razie nie miałam czasu nad tym rozmyślać.
Zegar na ścianie wskazywał szóstą trzydzieści. Mogłam jeszcze zdążyć do szkoły…
Syna Apolla wrócił do pokoju. W ręce trzymał fiolkę z płynem o pięknej, srebrzystej barwie.
– Wypij to – polecił mi.
Miałam zapomnieć. Ale sobie przypomnę. Ból po odsunięciu się od przyjaciół, miał powrócić. Nic miało nie być już takie samo, jak było przez dwa lata. Ale czy nie tego chciałam? Nie chciałam znów być Ewą z Obozu Herosów? Czy nie chciałam znów znaleźć się wśród mych kolegów i koleżanek? Będą chcieć znów się ze mną przyjaźnić? Będą chcieć w ogóle zadawać się z kimś, kto ich opuścił? Nie miałam półboskiego pojęcia.
– Czas powrócić do naszego świata – oświadczyłam i gwałtownie wyrwałam synowi boga sztuki flakonik z ręki.
Wypiłam do dna.
Wiem, że to była porażka, ale mam nadzieję, że podobało się choć jednej osobie. Powtórzenia na końcu były celowe.
Pozdrawiam
Chione
TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NAPISAŁAŚ KONTYNUACJĘ!!!!!!!!!!!!!! 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 OCZYWIŚCIE OPKO PRZEBOSKOCUDOWNE!!!! DAWAJ SZYBKO CD!!!!!!!!!!!!!!!! CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ
Super miszczu 😀 Tylko że… ona ma na sobie tyle plastiku… 😛 Dawaj CD
Bez zastrzeżeń.
Ewcia wraca. Bardziej epicki powrót może mieć tylko tylko Chuck Norris, ewentualnie Batman lub Naruto. Wiedziałam, że nie opuścisz „Córki Ateny” 😀 Nie wiesz jak się ucieszyłam na jej widok. Pisz szybciutko dalej, bo nie mogę się doczekać reakcji wszystkich na jej powrót do Obozu 😀 Jupi!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
PS Ale zrobienia z nie plastika to ja NIE WYBACZĘ…
Członkini klubu Dresów czuje się urażona xD
Włosy myjemy codziennie, a od piwa się wstrzymuję xD Ten opis jest wysoce niepoprawny xD
No i nie wiem, jak z różowych rurek można zostać plastikiem? Ja mam czerwone to jestem pąłkię? Nat będzie wiedziała o co chodzi, nieważne.
zaoponował – zaproponował
i powinnaś zrobić przerwę przed zakończeniem a tym „Mam nadzieję…” itp.
Ja już czytłam i znasz mą opinię 😀
a tak PS – uwielbiam twoje poczucie czasu „robię sobie przerwę na rok et cetera…” a opko… ile minęło? Miesiąc? Moooże dwa 😀
-,- Znowu genialne. Znowu świetne. Znowu boskie. Znowu herosowe. Znowu ciekawe. Znowu zabawne. Znowu emocjonujące. Znowu niebiańskie. Znowu realistyczne. Znowu piękne. Znowu wspanaiłe. Znowu wpadam w deprechę. ZNOWU. -,- Chio, wiesz co? Gdzie ty kupujesz tyle weny i talentu? Bo w Piotrze i Pawle jej nie ma, w Biedronce nie ma, w Dino nie ma, we wszystkich sklepach jakich byłem nie ma. Masz taki genialny styl, epitety. I wogóle : EVA COME BACK! 😀 Wejście smoka. Twoje opowiadanie wprowadza mnie w taki stan zamyślenia, że cały czas zastanawiam się co dalej. Jak w Igrzyskach Śmierci. No i Mateusz nadszedł. Mam nadzieję, że będą parę. Wolę go niż Chrisa Emo Co Jest Mroczne I Jakieś Takie Fajne Innovilusa. W każdym razie, proszę o CD na wczoraj i dobudowuję twój kolejny posąg na Ołtarzu Pisarstwa w moim pokoju. Brawo, siostra :*
*Mhroczne, on był Mhroczny xD
Jak możesz nie kochać Christiana?!
NO FOCH! 😛
On jest przecież takim ROMANTYCZNYM udekorowaniem opowiadania… [maślane oczy]
No tak… jesteś chłopakiem. xD
Kocham to. Nie wiesz jak mnie ucieszyłaś tym opkiem. Czekałam na powrót. A ten powrót to cos.
Ja wolałam Chrisa, ale kontynuując – OPKO ŚWIETNE. Nieziemskie, cudowne itp. Dziwi mnie to jak Ewa się zmieniła. A ta historyjka z samobójczynią może się spełni – herosowe sny są przecież tak jakby wizjami, no nie? Jestem ciekawa, czy jak Ewa odzyska świadomość dostanie zawału jak zobaczy siebie umalowaną i w rurkach, czy zostanie przy tym stylu. Ja mam nadzieje, że nie, bo sama, kierując się tym opkiem uznaję, iż ubieram się czasem jak chłopczyca 😉
Szczerze? Nie wiem co napisać. Dawno nie czytałem Twoich opowiadań, więc wielu rzeczy nie kojarzyłem. Pomimo to, czytałem to z wyraźną przyjemnością. Aż przyjemnie było patrzeć na te delikatnie wtrącone opisy, których było ani nie za dużo, ani nie za mało. Doświadczenie przeszło stu opek daje o sobie znać
Ogólnie, tak jak napisałem już wcześniej, bardzo dobrze napisane, aczkolwiek końcówka wydała mi się odrobinę niedopracowana. Nie umiem tego deokreślić, ale o ile wszystko czytało się naprawdę dobrze, to fragment pod koniec już gorzej, ale może to tylko moje urojenia
Celahir Amras Falassion
PS. Daj mi kontakt do Twojego dostawcy weny, bo mój coś nawala. Ale może, podkreślam, MOŻE w przyszłym tygodniu wsadzę „Syna Wiatru”, o którego mnie tak męczyłaś 😉
Jestem jedyna osoba,ktora nie czytala pozostalych czesci?xD Wyobrazam sobie,ze musialy byc megaepickie xD
Napisalas to tak,ze mogloby to stanowic osobna historie :3
Czekam na cd 😀
Kocham Cię za kontynuację. 😀
Moje zdanie? Jak zwykle takie samo – genialna część. Każde wydarzenie można sobie dokładnie wyobrazić, styl sprawny i przyjemny. Aż się zaczynam zastanawiać, czy Ciebie aby już nie nudzą te moje komentarze… opinia ciagle ta sama. xD
Ale tym plastikiem to mnie zaskoczyłaś. :O Żeby Ewcia? Shok.
Nareszcie Ewa come back! Jestem równie zbulwersowana jak Mel! Jak mogłaś nami wytrzeć podłogę metra? :c
Trochę jestem na ciebie zła, bo ja się tak czasem ubieram i to wcale nie jest styl „chłopczycy”. Według mnie prędzej w dresach.
Nie znalazłam błędów. Zbyt wciągnęło. Strasznie się cieszę na kontynuację!
Pozdrawiam 😉
No mnie na blogu nie ma przez 2 dni i tu taka niespodzianka <3. Cudownie Ci wyszło i (jak to mawiają w tap madel xD) no nie bądź już taka skromna, przecież wiesz, że wszystkim się spodoba ;3. Nie wiem co powiedzieć. Strasznie dziękuję za dedykę 😀
Naprawdę świetne 😀 Baaardzo mi się podoba
Widziałam fragment już wcześniej, ale powtarzam. Super. 😀
Fajne