Hej, to znowu ja. Mam nadzieję, że nie macie mnie dość i choć trochę pamiętacie. 24 rozdział (moja ulubiona cyfra) więc dłuższy i po nim, już zacznie się zabijanie wiecie kogo 😛 Ale nie zdradzam innych momentów XD Dal wszystkich, którym spodobał się dialogo-opis Jane i Miri, dla wszystkich, którzy postanowili w ostatnim czasie nadrobić moje opko oraz dla Moniki.m, Grupowej, Hestii i Nozownika7
Szliśmy przed siebie. Kroczyłam pierwsza. Myślałam. O czym? O wszystkim i o niczym. Myślałam o Jane, o Emily, przyłapałam się na rozmyślaniu o kolorze butów Julii a także o tym, jak ją zabiję. Choć nie, ja nie chcę zabijać. Ale oni zabrali mi siostrę. Trzeba ich zabić. Muszą ponieść karę. Byłam przerażona, zła, było mi nie dobrze i czułam jak w gardle narasta wielka gula. A ona rosła wraz z przypływającym strachem. Jednak musiałam być dzielna. Gdyby była tu Jane, zaczęłaby się ze mnie śmiać, że jestem za miękka oraz, że takiej pierdoły jak ja, nie widziała nigdy. To by mnie zmotywowało i dałabym rade. Jednak teraz jej tu nie było. Nikt nie powie jakiegoś optymistycznego komentarza, ani nikt nie poklepie mnie po plecach i powie „Siostra, razem się wpakowałyśmy w to bagno i razem wyjdziemy. Najwyżej zginiesz. Nie ma się czego obawiać! Kocham ten świat!”.
Niestety nie było jej tu.
Co jakiś czas rozglądałam się, ale nikogo nie było widać. Włóczyliśmy się bez celu. Czemu nie poszłam do Jane, zanim będzie za późno? Bo oni na to liczą, czekają. A tak to mogę ich lekko zaskoczyć. Szłam przed siebie i jednym uchem przysłuchiwałam się rozmowie Nathana i Mike.
-Jestem lepszy, nie rób sobie wiochy i to przyznaj.
-Prędzej zjem coś, co ugotuję sam, niż przyznam, że jesteś lepszy.
-To smacznego- zaśmiał się drwiąco Nathan.
-Spadaj, to ja jestem lepszy.
-Niby w czym?
-We wszystkim. Jestem ładniejszy, silniejszy, bardziej wytrzymały.
-Pff… Ja przynajmniej jestem chudy.
-Ja też, to tylko mięśnie!- zaprotestował Mike i uniósł koszulkę w górę, jakby chciał się upewnić, czy jego (muszę przyznać, że imponujący) kaloryfer jest na swoim miejscu.
-Coś ci się pomyliło, stary. Zazdrościsz mi i tyle.
-Co?! Ja ci niczego nie zazdroszczę!
-Yhmy, już ci wierzę.
-No może jednej rzeczy ci zazdroszczę…
-No mówię przecież. A czego?
-Że jak skaczesz ze swojego IQ na zero, to się nie zabijasz.
-Miałem się zaśmiać, tak?
-Nawet śmiać się nie umiesz.
-Spadaj.
-Sam spadaj.
A ja myślałam, że tylko dziewczyny tak się kłócą. Cóż, zwracam honor, drogie panie.
-To gdzie idziemy?- zapytałam odwracając się i stając obok Nathana. Mike stanął naprzeciw nas i podrapał się po głowie.
-Ja to bym poszedł na basen.
-Nie, idziemy na siłownie.
-Ale ja mówię serio.
-No to może się zabawimy- powiedział Mike uśmiechając się łobuzersko. Uniosłam pytająco brwi.
-Mam skojarzenie- mruknęłam.
-To bardzo dobrze, tego nigdy nie za, wiele, ale ja mówię o czymś innym- odparł i wskazał na coś za naszymi plecami. W alejce siedziała grupka herosów ubrana w przyduże zbroje. Westchnęłam zrezygnowana i poczłapałam się do nich. Mam walczyć z takimi maluchami? Serio? Nic bardziej niebezpiecznego? No nie wiem, nawet mogliby dać kogoś w moim wieku, a nie bandę piątoklasistów na oko.
-Stać!- krzyknął najwyższy z nich.- Poddajcie się póki możecie.
-O mamo, jakie to oklepane- westchnęłam opuszczając miecz.- Nie stać was na coś bardziej twórczego?- zapytałam. Szczerze? Miałam po prostu dość. Nie chciało mi się teraz kłócić z dzieciakiem, który ubrał zbroje, większą od siebie i myśli, że jest straszny.
Chłopak wzruszył ramionami i zaatakował a za nim pozostali. Prychnęła i pokręciłam z pogardą głową.
Kiedy małolat dobiegł do mnie, nie wspominając o tym, ze kilkakrotnie prawie sam się nie zabił o tą zbroje, to od razu chciał uderzyć mieczem w szyję. Bardzo amatorskie. Zablokowałam cięcie i odepchnęłam go nie za mocno, jednak malucha odrzuciło do tyłu. Z podziwem patrzyłam jak się podnosi. W trakcie natarło na mnie kilku innych żołnierzyków, jednak szybko ich ogłuszyłam. Trzeba być albo mega pewnym siebie albo głupim, żeby walczyć ze mną jak jestem zła. Jane może potwierdzić…a, nie… Chwilowo nie może. Chłopak podbiegł znowu i tym razem również próbował mnie zranić w szyję. Wytrąciłam mu miecz z ręki i ogłuszyłam. Następny dzieciak podbiegł. Ten przynajmniej umiał walczyć. Jednak po kilku minutach leżał nieprzytomny na ziemi. Inny żołnierzyk uciekł przerażony jednak wpadł na słup i sam się ogłuszył. Katem oka dostrzegłam, że chłopcy jeszcze żyją. Nathan bawił się z jednym małolatem, mianowicie trzymał go na długość wyciągniętej ręki, a dzieciak uparcie machał mieczem, nie robiąc mu żadnej krzywdy. Mike, strzałami przygwoździł za rękawy i rzemienie zbroi, czterech półbogów do drewnianej tablicy i ci, teraz, próbowali się wyszarpać. Mike odłożył łuk i gestem ręki zawołał Nathana. Ten zrobił smutną minę i puścił dzieciaka, który zamachnął się na niego mieczem po raz ostatni i wykonał to na tyle silnie, że ciężar miecza pociągnął go za sobą. Mały zrobił obrót i upadł na ziemie. Nie wstał, wiec albo coś mu się stało albo bał się pokazać, że jeszcze żyje. W tym czasie chłopcy unieśli tablice z przyczepionymi do niej dzieciakami wyżej, tak, że stopy dzieciaków przestały dotykać podłogi. Nathan i Mike oparli tablicę o dwa drogowskazy kończące się na wysokości, do której mogli sięgnąć. Pozostała trojka, która do tej pory wpatrywała się w to z przerażeniem chyba zdała sobie sprawę, że teraz ich kolej. Dzieciaki odwróciły się i wykonały taktyczny odwrót: zwiały póki mogły. Mike westchnął i sięgnął po strzałę zapalającą żeby odciąć im drogę. Pokręciłam głową i za pomocą miecza opuściłam jego łuk w dół.
-Starczy- powiedziałam. -Niech uciekną i powiedzą Emily, że idę po moja siostrę.
-Idziemy- poprawili mnie jednocześnie. Pokiwałam smętnie głowa i odwróciłam się do nich przodem. Bałam się im spojrzeć w oczy.
-Wiecie…Bo nie musicie iść ze mną- powiedziałam. Nie wiem, czego się spodziewałam. Miałam nadzieję, że nie zostawią mnie samą, ale z drugiej strony wiedziałam, że idziemy prawdopodobnie na śmierć.
-Mówiłem, że Mir ma poczucie humoru- odezwał się Mike i w mało delikatny sposób poklepał mnie po plecach.- Kobieto, że niby nie chcemy iść się zabawić?
-Właśnie. Zawsze marzyłem, żeby sprawić, aby tamci debile zasnęli i się nie obudzili. A ty chcesz mi to zabrać? Spadaj.
-Właśnie. Choć jestem tu od kilku godzin, to już mam kilku wrogów- powiedział i wskazał łukiem na Nathana.- A, stary, zaklepuję Julię.
-No weź. Ona mnie dłużej wnerwiała niż ciebie.
-Poza tym Mir, oni mają coś, co należy do nas. Coś, co jest mega ważne dla czegoś, co jest mega ważne dla mnie. Nie opuszczę mojej przyjaciółki. Wytrzymałem z nią kilka lat i to dość dużo zmieniło w moim życiu. Nie wyobrażam sobie życia bez niej- powiedział i objął mnie ramieniem. Nathan podszedł bliżej chowając swój miecz.
-Ja też idę z wami. Opuściłem ją już raz i więcej tego nie powtórzę. Jestem jej coś winien.
-Dziękuję- odparłam na prawdę szczęśliwa. To dawało mi punk zaczepienia- oni na mnie liczą, ufają. Spojrzałam się na jedną z uliczek wiodących do Areny. Słońce powoli zachodziło.
– Myślę, że tamci już dobiegli.-Spojrzałam na dzieciaki leżące lub dyndające przed nami.- Nie zabiliśmy ich, co?
-Nie, żyją- odparł Mike. – Jako lekarz nie wyczuwam śmierci- dodał poważnym głosem i poprawił kołczan na plecach.
-I zamierzacie nas tu tak zostawić?- usłyszałam cichy głos za sobą. Odwróciłam się niechętnie i podeszłam do czwórki dzieciaków dyndających nad ziemią.
-Tak na serio, to właśnie taki mam zamiar- powiedziała. Dziecko, które zadało to pytanie spuściło smętnie głowę.
-Dobra, rozumiem, że nie fajnie tak wisieć, ale czy fajnie jest się odwracać się od rodziców?- zapytał Mike podchodząc.
-To on się ode mnie odwrócił. Zostawił mnie i mamę i nawet nie uznał. Tylko dzięki mamie, wiem, kim jest – skrzywiła się i spróbowała wyszarpać rękę z potrzasku. – Nienawidzę go.
Już miałam zapytać się, kim jest jej ojciec, ale Nathan ubiegł mnie.
-To jest Violetta, córka Erosa.
-Kochaniutki szkrab, nie ma co. Prawie mnie nie zabił- zauważył Mike.
Podeszłam bliżej do dziewczynki. Nachyliłam się do niej. Kiedy wisiała przyczepiona jak szmaciana lalka do drewna, była mniej więcej mojego wzrostu. Spojrzałam się jej w oczy, ona mi też. Miała twarde, pewne siebie spojrzenie, ale czuć było, że się boi.
-Nienawidzisz go?- spytałam cicho, a ona polowała powoli głową.- I tu masz problem. Nie umiesz wybaczać. Nie wybaczyłaś Erosowi i zobacz, gdzie cię ta nienawiść zawiodła-Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam dłonie na swych strzałach, które trzymały ją w górze, za rzemienie przy łokciach.- Spójrz na mnie. Zginę. Jak nie ja, to moja siostra, która jest dla mnie wszystkim. Teraz jest omamiona i mnie poznaje, ale widzi we mnie swojego wroga. Przykre, prawda?- Dziewczynka znów polowała głową.-Ale ja się nie obraziłam. Nie. Jestem tu dla olimpijczyków. Powinnam zachować się tak jak ty? Nie, ja umiem wybaczać- szepnęłam i energicznie wyrwałam strzały. Dziewczynka upadla na podłogę. Wyciągnęłam strzały uwalniając pozostałą trójkę.
-D-dlaczego?- zapytała Violetta podnosząc się z ziemi. Podałam jej rękę, jednak dziesięciolatka była zbyt dumna, by dać sobie pomóc.
-Uraza niszcz-odparłam spokojnie i podałam jej miecz, który upuściła. Violetta niepewnie chwyciła za rękojeść.- Wiesz, gdzie trzymają moją siostrę?
Dziewczynka Kiwnęła niepewnie głową. Widać było, że jest bliska płaczu. Bała się, rozumiem ją. Ale byłam za bardzo rozdrażniona, by jej współczuć.Chwilowo, jedyną rzeczą, która mnie obchodziła, była Jane.
-Wiem. Ale…-zawahała się. -Na prawdę, mogę zawrócić? Ojciec mi wybaczy?
-Myślę, że tak- wtrącił się Mike.- Mi wybaczył, jak prawie nie rozebrałem jego kabrioletu na części- uśmiechnęłam się niezauważalnie.
-Tak, wybaczy ci. Zawsze masz szanse, się musisz chcieć.
-Ja nie chcę!- pisnął jakiś malec za córką Erosa. -Bogowie są głupi!
-To ty jesteś głupi, że nie zrozumiałeś- zawołała do niego Violetta.- Twoja siostra jest w Arenie, w podziemiach. Przepraszam- mruknęła- ale nie łatwo jest pozostałych tak przekonać, jak mnie. Ja po prostu nigdy nie chciałam tu trafić. Mój rodzony brat, Romek mi kazał. Jemu kazała jego dziewczyna. Romek nie umiał jej odmówić i trafiliśmy tu.
-Kim jest ta dziewczyna?- zapytałam. Dziewczynka schowała miecz do pochwy.
-Julia z rodziny pięknych.
Na te słowa chłopcy wybuchli śmiechem. Każdy po swojemu oczywiście. Mike prawie tarzał się po podłodze a Nathan uśmiechnął się i zasłonił twarz ręką.
-Mogę wiedzieć, co was tak śmieszy?- spytałam.
Mike opanował się na chwilę i złapał Nathana za rękę.
-Och, ma Julio, damo mego serca. Czy ja, twój ukochany Romeo, to znaczy- Romek, nadal pozostaję ci luby jak kiedyś?- powiedział podniosłym tonem i rzucił się na kolana przed oniemiałym Nathanem. Chłopak wywrócił oczami i pokręcił zrezygnowany głową.
-Robię to tylko dla tego, że możesz zaraz zginąć- odparł.-Mój Romeczku, mój kochany, nigdy tego nie czytałem…
-Czytałam- przerwał mu Mike.- Czytałam, moja Julio.
Nathan wywrócił oczami.
-Nigdy nie czytałam, jak różnica.
-Moja Julio, moja kochana, sensie mojego istnienia. Czemuż to, odzywasz się do mnie tak oschle i bez uczucia.
-Mój Romeczku, mówię tak, bo to żałosne- stwierdził Nathan. Mike podniósł się z klęczek i objął jeszcze bardziej zszokowanego chłopaka.
-Nie wierzę w to, moja droga. Nie… Nie wierzę. To zbyt piękne było by istnieć przestało. Czy już mnie nie kochasz?
Stłumiłam chichot. No co? Nie na co dzień widzi się dwóch siedemnastolatków, z czego jedne obejmuje drugiego, a ten próbuje do udusić.
-Jesteś chory.
-Julio, owszem jestem chory na najgorszą za wszystkich chorób. Jestem chory, bo cię kocham. A ty mnie nie. Dla kogo mnie odrzuciłaś? Och, Julio, czyżby dla pewnej osoby o szarych oczach i czarnych jak noc włosach?
-Zamknij się i mnie puść wreszcie.
-A więc tak. To dla niej! Ach Julio! Me serce płonie z rozpaczy a ma dusza ucieka do Tartaru, bo nic nie będzie boleć bardziej niż cios, który mi zadałaś.
-Mike, ty naprawdę masz nie równo pod sufitem- powiedziałam. Kątem oka dostrzegłam, że córka Erosa energicznie kiwa głową, próbując się nie roześmiać.
-Cna niewiasto, czy oskarżasz mnie, szlachetnego Romka, o szaleństwo?
-Yhmy.
-A może po prostu zazdrosna jesteś- uśmiechnął się. Nie sposób było nie oddać mu uśmiechu.
-Może. Trochę- odparłam. W tym czasie Nathan wykorzystał sytuację i wyrwał się z objęć Mike.
-Julio, już cię nie potrzebuję. Jak sama widzisz, białogłowe mnie uwielbiają.
-I chwała im za to.
-Dobra, chłopaki…
-Chłopaku i Julio- poprawił mnie Mike szczerząc się do Nathana.
-Tak, niech ci będzie. Chodźmy już.
Pokiwali głowami a Nathan podszedł do Wioletty i kucną przed nią.
-Mała, miałabyś coś przeciwko temu, by Julia zasnęła takim bardzo długim snem?- spytał. Dziewczynka zmarszczyła brwi.
-O bogowie, Julio! Czy ty planujesz samobójstwo?!- zawołał Mike, ale zignorowali go.
-Jak długim?- spytała a w jej oczach pojawił się błysk.
-Bardzo, bardzo długim. Takim, z którego się nie obudzi.
-Tylko pod warunkiem, że z koszmarami- powiedziała uśmiechając się chytrze.
-Oczywiście- zgodził się chłopak i podniósł się.- Możemy iść.
-Julio, ale pamiętasz, że ja miałem zabić tę dziewczynę, która nas oprowadzała?- spytał Mike.
-Ojć, zapomniałem.
-Ja ją rezerwowałem.
-Za późno.
Matko, oni zachowują się jak przedszkolaki…
-Bo cię kopnę.
-Bo cię ugryzę.
-Bo cię rozjadę samochodem Apolla.
-Bo cię uśpię.
-Bo cię znów przytulę.
-Wygrałeś!- zawołał Nathan i odsunął się na bezpieczną odległość od szczerzącego się Mike.
-Już przywykłem do wygrywania- powiedział i schylił się po leżący u jego stup miecz. Podniósł go i obejrzał. Kilka razy podrzucił jakby sprawdzał jego wagę, po czym zwrócił się do dzieciaków.
-Czyj to miecz?- zapytał poważnym tonem. Z gromadki wystąpił chłopak niższy od pozostałych o blond włoskach i elfach rysach.
-Mój. Dostałem od siostry z rodziny pięknych. Julii…- powiedział i schylił głowę.
-Spoko. To mogę go wziąć?- spytał pogodnie Mike i nie czekając na odpowiedź wsunął miecz za pasek do swoich spodni.
-Tak. Ten miecz zdobyła pokonując syna Apolla, więc sądzę, że możesz- mruknęła Violetta.
Mike nie odpowiedział tylko pokiwał smętnie głową. Ukrywał coś, to na pewno, ale nie dopytywałam się. Jednak już po chwili na jego twarzy pojawił się ten wnerwiając uśmieszek.
-Choć Julio, idziemy po twoją Jane.
-Odwal się.
-Weźcie się ogarnijcie i chodźmy. Mam siostrę do uratowania- powiedziałam i złapałam Mike za koszulkę ciągnąc go za sobą. Chłopak dogonił i objął mnie ramieniem.
-No a więc, zacne damy, gdzie mamy zamiar uwolnić Jane?
-Zabiję go, mogę?- spytał mnie Nathan uśmiechając się lekko rozbawiony.
-Jesteś już…szósta w kolejce do zabicia mnie, moja droga Julio- zauważył Mike odwracając głowę w stronę syna Hypnosa.
-Ale najbliżej.
-Ups, no to mamy problem- powiedział Mike i spojrzał się na mnie.- Uratujesz mnie, jakby co, prawda?
-Owszem. Zakończę twe cierpienia szybciej. Przecież jestem pierwsza w kolejce.
-Z deszczu pod rynnę. Ach te kobiety!
-Ten męski się odezwał- mruknął Nathan, który człapał za nami.
-Wiesz Mike, masz jakiś problem ze sobą- powiedziałam zadzierając głowę by spojrzeć mu w oczy.
-Dlatego mnie kochasz, wiem.
-Hahahaa, tak, jasne.
-No i kochasz mnie jeszcze za to, że dbam o twoją figurę…
-Zjadając mi wszystkie zapasy żelek i nutelli z pokoju- dopowiedziałam, ale Mike wyliczał dalej.
-Bronię cię przed ślimakami, pająkami, jaszczurkami i żabami.
-A na widok węża pierwszy gramolisz mi się na ręce.
-Trauma od ojca. Pyton nie był łatwym przeciwnikiem.
Szliśmy dalej drocząc się o wszystko i o inne pierdoły. Było by całkiem miło, gdyby nie Arena rosnąca na horyzoncie. Tamte dzieciaki musiały już dawno dobiec i powiadomić Emily o naszym przybyciu. Kwestią czasu było, kiedy będziemy musieli walczyć. Spojrzałam na chłopaków. Nathan nie rozstawał się ze swoim mieczem, ale widok Mike z łukiem na plecach i mieczem przy pasie był niecodzienny. No, z łukiem go widziałam, ale jeszcze nigdy nie miałam okazji patrzeć jak radzi sobie z walką w ręcz. Podczas bitew o sztandar, razem z rodzeństwem siedział na drzewach i bombardował innych strzałami. Miałam nadzieję, że wie, co robi.
Zbliżało się południe. Zostało nam do niego jakieś… dwie godziny? Nie wiem, nie mam zegarka. Im byliśmy bliżej, tym bardziej się bałam. Ta przerażająca suchość w ustach, powietrze rozsadzające brzuch i gula rosnąca w gardle. Bałam się i to bardzo. Nie da się tego opisać. Wątpię, czy ktokolwiek z was, szedł sobie na Arenę, gdzie siedzi uwięziona wasz siostra, która was nie do końca pamięta, ale nienawidzi, w uszach dźwięczy wam przepowiednia o śmierci jednej z was i do tego narażasz życie przyjaciół. Wszystkich, bo jak ci się nie uda, to nie ma ratunku. Oni nie zostaną już nigdy zatrzymani.
Przede mną pojawił się mały plac. Mały, ale długi. Ciągnął się w dal, prawdopodobnie okrążając całą budowlę areny. Zatrzymaliśmy się, ale nikogo nie było widać.
-Dobra, zaczynam się niepokoić- powiedział Mike, zdejmując z pleców łuk.
-A czemu dopiero teraz?- spytał Nathan.
-Bo gdzieś tam jest Jane, a w okolicy nie widać rannych i jest za cicho.
-Mike, pamiętaj, że to moja siostra- uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie.
-Dla mnie też jest prawie siostrą- dodał chłopak i sięgną po strzałę, którą sprawnie założył na cięciwę.
-Idziemy?- zapytał Nathan. Chłopak stał nieruchomo wpatrując się w nas czarnymi oczami. Włosy zasłaniały mu je lekko, ale i tak widać było jak się niebezpiecznie błyszczą. Choć nie był jakiś bardzo muskularny, wręcz przeciwnie, dość lichy, tak jak Mike, to nie chciałabym być jego wrogiem. Ogólnie Nathan był bardzo przystojny i w ogóle. Nie mogę zaprzeczyć, że Jane ma jednak trochę dobrego gustu, ale ja wolę takich Mikowatych chłopaków. Śmiesznych, nieposłusznych, łamiących zasady i mało rozważnych. Chyba, że w poważnych sytuacjach. Nathan nie wyglądał na takiego. Był zbyt spokojny i opanowany jak na swoich rówieśników, co dodawało mu uroku. Jednak chwilowo, jego twarz pokryta była strachem i poczuciem winy. Nie potrzebnie.
-Tak, chodźmy Julio- powiedział Mike i obaj powoli ruszyli w stronę
-Jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci coś zrobię.
-Sprawisz, że zasnę? Spoko, lubię spać, a szczególnie rano, kiedy miałem chodzić do szkoły.
Stałam przez chwilę w miejscu a w mojej głowie tłukło się miedzy sobą milion myśli. Każda chciała, jako pierwsza mi się pokazać, ale ich spór, hamował każdą. Nie mogłam myśleć racjonalnie. A zresztą, po co? Nie lepiej iść na żywioł? Lepiej.
Ścisnęłam w ręku mocniej mieć i dobiegłam do chłopaków. Właśnie próbowali otworzyć drewniane drzwi do jednego z wejść.
-Inne też zamknięte?- Spytałam i kopnęłam jedno ze skrzydeł przeszkody.
-Tak- sapnął Nathan i po raz kolejny naparł ramieniem na drewno.
Podeszłam bliżej drzwi i zaczęłam okładać je mieczem. Gdy na to teraz patrzę musiało to wyglądać dość dziwnie. Ale byłam wściekła! Tyle przeszłam i zatrzymają mnie jakieś durne drzwi. To nie sprawiedliwe. Temido, zrób coś! Bo strzelę focha i wrócę do domu!
-To bez sensu. Nic tego nie ruszy- powiedział Mike i odrzucił swój nowy miecz na bok a sam usiadł opierając się o ścianę budynku.
-Nie!- krzyknęłam i bezsilnie zaatakowałam ogromną klamkę.- Nie możemy zostać pokonani przez stertę drzazg!
-Dość wytrzymałych drzazg- zauważył Nathan.
-Ale drzazg. A drzazgi to takie nie godny przeciwnik. Czemu nie otworzą tych drzwi? Boją się? Tchórze!- wrzasnęłam najgłośniej jak potrafiłam. Mój głos echem poniósł się po dolinie, ale szybko ucichł.
-Mir, to nic nie da. Spróbujemy zaraz to wysadzić czy coś.
-Nie, to za długo potrwa. Musi być jakiś sposób, cholera jasna!
Mike prychnął i wstał z ziemi. Poszedł po miecz, który upadł niedaleko, po czym stanął obok mnie przed drzwiami. Nathan oparł się o ścianę i wpatrywał się w niebo. Jego wyraz twarzy był jak zawsze nieodgadniony.
-No Mir, czego się spodziewasz, że powiesz czary- mary i drzwi się otworzą?- spytał i położył mi rękę na ramieniu.- To tak nie działa. To jest prawdziwe życie.
-Nie bawię się- naburmuszyłam się.-Nie chcę takiego życia. Chcę moją siostrę! Słyszysz mnie Emily!? Idę po moją siostrę! Idę!- zawołałam i dodałam ciszej zrezygnowana.- Tylko najpierw, kurde, otwórz mi drzwi…
-Sezamie otwórz się- mruknął Nathan. Rozległ się huk i zgrzyt nienaoliwionych nawiasów. Drzwi zaczęły się powoli otwierać ukazując pusty, oblany cieniem korytarz.
Oboje z Mikiem wpatrywaliśmy się oniemiali w drzwi, potem na siebie a na końcu na Nathana. Ten wyprostował się i podszedł do nas.
-No co? Ważne, że otwarte, nie?
-Jak ty to…?- zaczęłam, ale Mike wciął mi się w połowę zdania.
-Julio, wiedziałem, że jesteś geniuszem! Może głęboko ukrytym, ale zawsze coś!
Nathan spojrzał się na Mike i zamknął mu jadaczkę wzrokiem. Przydatna umiejętność, muszę się nauczyć.
-No dobra, domyśliłem się. Zawsze było tu jakieś hasło, tylko zazwyczaj było bardziej, hmm… inteligentne. No ale co tydzień hasła są zmieniane a w ty tygodniu przypadała kolej na takiego jednego geniusza, który lubił bajkę o magicznym sezamie. Proste.
-Dobra, idziemy- zarządził Mike i chwycił mnie za rękę.- Prowadź, Miri. Twoja siostra, twój zaszczyt- uśmiechnął się szeroko, choć w oczach tańczył mu strach.
-Jaki dżentelmen- westchnęłam lekko rozbawiona. -Dobra, damy przodem- powiedziałam i ruszyłam przed siebie Mike za mną nadal trzymając mnie za rękę.
-Skoro tak, to Julio, idziesz przede mną- wyszczerzył się do Nathana, który uderzył go płaską częścią miecza w ramie.
-Zamknij się- wysyczał chłopak.
Weszliśmy do środka a wokół panowała kompletna ciemność.
Świetne! Co prawda wkradło się kilka błędów (nawet do przewspaniałego dialogu Julii!):
stup – stóp,
punk – punkt,
kilku przecinków ubyło, kilka przybyło, ale w sumie się zerują na zasadzie -2+2=0 xP,
a imię Mike się nie odmienia?
Coś tam jeszcze było, ale ze względu na znakomitość humor tego opka (które wkrótce zasłuży sobie na miano książki) zapomniałam, co xD Nie wiem, jak ty to robisz, ja nie mam cierpliwości do takich długich historii (które i tak zwykle wychodzą bez sensu) – podziwiam cię! A skoro dotarłaś już tak daleko, będziesz musiała dobrnąć do końca (o bogowie, koniec ‚bliźniaczek’?! Pojawiają się tu od tak dawna, że stały się nieodzownym elementem RR! To tak, jak z kołem – ono nigdy się nie kończy!).
Dobra, to by było na tyle. Pozdrawiam i na sam koniec pytam: Kiedy cd? (czyli również nieodzowny element połowy komentarzy ;D)
CD się pisze 😀 Tylko na majówce nie miałam komputera a telefon zrekfirowała mi mama. Strasznie mi miło, że bliźniaczki stały się fragmentem RR. Większej pochwały nie mogłam dostać 😀
Yyy…
No, dobra… Były błędy, ale wypisała je Mari, więc mi pozostają tylko pochwały. Humor jest wyśmienity (Romeo i Julia mnie rozwalili), akcja jest ekstra, postacie są fajne, naturalne, NORMALNE, no i zabawne. Jak zwyczajni nastolatkowie. No oprócz przepowiedni, magii i herosostwa. 😛
Akcja nie oędzi, opisy są pełne, wydarzenia ciekawe, no i żeż no! CD ma byc jak najszybciej. Bo nie wytrzymam. Whatever. Pochwaly nad niebiosa. I’m lovin it. I dziękuję za dedykację.
polowała powoli głową – dlaczego ja nie umiem polować głową? – pokiwała jak mniemam (choć nie wiem, bo znalazłam to 2 razy, więc może to specjalnie)
Uraza niszcz – Uraza niszczy
wasz siostra – wasza siostra
Choć nie był jakiś bardzo muskularny, wręcz przeciwnie, dość lichy, tak jak Mike, to nie chciałabym być jego wrogiem. – Dzięki zbyt wielkiej ilości przecinków wychodzi na to, że to Mike jest lichy xD
Ścisnęłam mieć – Ścisnęłam miecz
Było by – Byłoby
dla tego – dlatego
Opko mimo błędów całkiem fajne. Pisajże nadal ma umiłowana Julio!
Pozdrawiam 😉
W trzy dni nadrobiłam zaległości. Trwałoby to krócej, ale ciągle coś lub ktoś mi przerywał. Złośliwość rzeczy martwych naprawdę czasami potrafi być wkurzająca. Pól dnia nie miałam netu, a właśnie wtedy czytałam najciekawsze rozdziały. No normalnie szlag trafia. Połknęłam Bliźniaczki i jestem nimi zachwycona. Najbardziej lubię Jane, chociaż Miri też nie jest jakaś zła. Czasami nie rozumiałam o co chodzi ze względu na błędy – kto ich nie popełnia? jesteśmy tylko ludźmi. – ale gratulacje cierpliwości pisania na telefonie lub tablecie. Ja bym chyba nie wytrzymała. To wszystkie błędy wynagradzały dialogi, bo opisów na początku było bardzo mało. Ale co rozdział to było lepiej. W pewnym momencie jak był opis jej walki z wężem i później wilkiem to czekałam z niecierpliwością na dialogi. W każdym rozdziale coś się działo. Jeśli nie było jakieś super akcji to pokazanie osobowości, charakteru lub przeszłości bohaterów w zupełności wystarczało. Co do bohaterów to najbardziej podoba mi się Jane i Nathan. I Mike od tego rozdziału. Bogowie ten człowiek ma gadane. 😀 Julia mnie rozwaliła. Nie było chyba momentu gdzie nie śmiałam się do monitora. No dobra, początek miał w sobie coś refleksyjnego.
Co do zmiany Nathana – o mamamija mam nadzieje, że będzie z Jane i nie zniknie z opoka. Znaczy się nie zniknie z życia Bliźniaczek, nie rozejdą się w dwie rożne strony czy coś w ten deseń.
Podsumowując to ja jestem zachwycona tym opowiadaniem. Nie wiem gdzie ja miałam głowę, że nie zauważyłam wcześniej Bliźniaczek, ale trudno. Lepiej później niż później.
P.S Mam nadzieje, że nie zraziłaś się długością komentarza.
P.S2 Kim jest Julia bo ja nie ogarniam. Mam słabą pamięć do imion niestety.
Pozdrawiam i weny życzę.
Julia to ta Pani Prezes, która oprowadzała ich po Domie (obóz wygańców, czy jak to chcesz nazywać). Ten plastik na szpilkach. 😀
Cieszę się, że Ci się podoba i jeszcze bardziej, że nadrobiłaś :3 a co do Nathana, to że tak to ujmę: Chłopak się jeszcze na coś przyda, więc Mike będzie mógł go trochę pownerwać ;p
Chyba ominęłam jeden rozdział O.o Za chwilę skomentuję „poprawnie”, ale muszę nadrobić zaległości 😛
Katem oka- ,, Katem oka mego zostaje Ann24 popełniając taki błąd xD”
punk- punkt 😉
powiedziała- przy tym słowie zjadłaś ,,m” albo ogólnie zapomniałaś, że jeszcze jakaś dziewczyna oprócz Mir idzie odbić Jane 😛
nie fajnie- nie z przymiotnikami razem 😀
polowała powoli głową- albo pokiwała, albo ja o czymś nie wiem xD
No prostu leżę i nie wstaję :3. To jest napisane z takim humorem, że ryłam się na cały głos podczas ich kłótni <3. Masz naprawdę, G_E_N_I_A_L_N_E pomysły !!!! Oddawaj talent ;P. Uwielbiam to opko :3
Katem oka zostanie chyba moim znakiem firmowym >.< Wszystko przez pisanie tego na telefonie… Ale trudno, i tak poprawiam co drugie słowo potem na komputerze, więc chyba nie jest bardzo źle tylko minimalnie….
Dzięki XD
Aaaa!!! Nareszcie cd! Nie zauważyłam go wcześniej >.<
No więc błędy zostały wypisane, ale moje uwagi nie 😀
Od dziś Mike zostaje moim mistrzem. Ma gadane. Nie dziwię się Miri dlaczego go kocha. Ryłam na głos podczas ich kłótni 😀 To jest meeega! Ja osobiście najbardziej lubię Mirandę, ale Jane też jest spoko 😀 Pisz szybko cd!!!
Haha, dzięki 😀
No piszę cd i piszę ale coś się nie klei i nie mam weny :C
Zaiste dowcip twój zawarty w tym opku jest przewyborny! Mój zacny brzuch przez śmianie się z Mike wyrobił sobie piękne mięśnie brzucha. (Jeszcze trochę i może zrezygnuję z wf w szkole?? XD ) Super! Pisz dalej bo rozwalasz. Jak już mówimy, kto kogo woli to ja jestem za Miri! Ona jest mega tylko chwilowo martwi się o Jane <3 I pasuje do Mika.
Zaiste zacny komantarz. Jam ci Pani D. pozostaję dłużniczką i jużci pędzę dziękować :3
Mówiłem, że Mike to ja. xD Mam dowody… Więc nie zaprzeczaj, tylko się przyznaj. Opko super