Zemsta Gai
Cz.2
Zaginiony Trójząb (9)
Z dedykacją Hestii i Chione:)
Żadnych snów… totalne zero, naprawdę. Pierwszy raz w życiu nie miałem nawet najmniejszego bezsensownego snu.
Wiecie, jakie to uczucie, gdy ktoś budzi was wcześnie rano, tak bardzo wcześnie? Tak zimno, nieprzyjemnie… aż dostałem gęsiej skórki. Charlott potrząsała mnie lekko za ramię, gdy to nie podziałało ściągnęła ze mnie kołdrę. Brrr. Szybko przetarłem oczy i włożyłem koszulkę patrząc na nią błagalnie.
-Nie musiałaś aż tak brutalnie mnie budzić- mruknąłem.
Ale ona nawet się nie uśmiechnęła.
-Wkładaj zbroję – oznajmiła- widzimy się na placu treningowym za dziesięć minut, pośpiesz się.
-Dobra, za chwilę tam będę- powiedziałem.
Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem coś, czego wcześniej nie widziałem. Leżała tam zbroja, tylko taka trochę inna niż te, które tu widziałem. Podniosłem hełm z błękitnym pióropuszem i obejrzałem go dokładnie. Był srebrny, lśniący i taki „solidny” w dotyku. Zbroja była tego samego koloru, co hełm, miała dodatkowo błękitne ozdobniki, na barkach i klatce. Na części chroniącej brzuch widniał lekko już starty błękitny trójząb. Pasowała jak ulał, co do milimetra, jakby była robiona specjalnie dla mnie. Wydawała się odrobinę lżejsza od tych obozowych „kamizelek” wszystko odpornych.
Z plecaka wyjąłem batoniki Nektar&Ambrozja i włożyłem je do kieszeni.
Trochę dziwnie się czułem w tych takich „spódnicach” dla hoplitów… wiecie, o czym mówię.
Podniosłem białą tarczę, na której widniała błękitna litera V. Przypiąłem stalowe nagolenniki i założyłem sandały, takie drewniane.
Szybko pobiegłem w stronę placu treningowego.
Dwustu żołnierzy w jednym miejscu plus oddział obywatelski wyposażony w widły i kosy… Było nas mnóstwo. Mieliśmy około czterdziestu łuczników, stu sześćdziesięciu hoplitów i dwudziestu pięciu inżynierów od maszyn oblężniczych. Pozostała setka hoplitów i oddział obywatelski będą bronić miasta w razie gdybyśmy my… zawiedli.
-Żołnierze!- krzyknął jeden ze strategów- Dziś odbijemy Atlantydę! Za Posejdona!
-Za Posejdona!- krzyknęli wszyscy.
-Zając pozycje przed murami miasta!- krzyknął inny strateg.
W tłumie odnalazłem Johna i Charlott. Ruszyłem za nimi do bramy miasta.
* * *
Przed murami czekały wozy z załadowanymi balistami i katapultami. Żołnierze ustawili się w grupach, które w razie potrzeby miały utworzyć falangę. Czekaliśmy tylko na moment, w którym statki ostrzelają tylną część fortecy wroga.
Cisza przed burzą. Nikt się nie odzywał, jedyne, co było słychać to rżenie koni i podmuchy wiatru.
Stanąłem u boku moich przyjaciół. Jeśli mam zginąć, to tylko walcząc ramię w ramię z tymi, których cenię najbardziej.
W oddali rozległ się dźwięk rogu. Wróg ogłosił alarm bojowy… Sami dali nam znak do ataku.
Wszyscy ruszyli w stronę zamku. Gdy od jego murów dzielił nas niecały kilometr, inżynierzy zaczęli rozkładać dalekosiężne maszyny oblężnicze, które miały utorować nam drogę do wnętrza.
…
Pierwsze pociski wystrzeliły w powietrze i uderzyły w mury miasta. Po kilku salwach w murach było tyle dziur, co w serze szwajcarskim. Hoplici rzucili się naprzód i unieśli tarcze nad głowy, aby przynajmniej częściowo uchronić się przed łucznikami.
Pobiegłem za jednym z oddziałów, oddzielając się tym samym od moich przyjaciół. Serce waliło mi jak Big Ben. Wyostrzył mi się też wzrok, dzięki czemu dostrzegałem każdego zagrażającego mi przeciwnika. Było już jasne, że nie zwycięży tu taktyka, a rządza krwi i walki. Wokół mnie od strzał ginęli moi towarzysze. Opanował mnie gniew. Wskoczyłem do miasta przez jedną z dziur… Ujrzałem falangę, która powoli posuwała się naprzód, zabijając kolejnych piratów. Skręciłem w jakiś boczny korytarz między budynkami. Na ulicach również roiło się od naszych hoplitów, którzy w dwu, lub trzy osobowych grupach walczyli z wrogiem.
Drogę zastąpili mi dwaj umięśnieni piraci, trzymający w rękach metrowe maczety. Dobyłem Atlanta i przyjąłem postawę bojową. Skupiłem się i po chwili otaczał mnie wodny wir. Jeden z przeciwników zamachnął się i gdyby nie to, że zasłoniłem się tarczą, byłoby po mnie. Odbiłem kolejne urzeczenie i ciąłem Atlantem w udo przeciwnika. Warknął z bólu, ale ustał na nogach i rozwścieczony zasypywał mnie uderzeniami. Drugi starał się mnie zajść od tyłu. Przeturlałem się obok rannego pirata i wbiłem mu miecz w plecy. Tym razem padł w kałuży krwi. Został jeszcze tylko jeden. Sprawnie wymachiwał swoją bronią, trzymając mnie na odległość.
-Wyglądasz na zdenerwowanego- powiedziałem głosem pełnym pogardy- ah, no tak, nie fajnie być brzydkim, kobiety krzyczą, dzieci uciekają nie?
Wściekły rzucił się na mnie i ciął maczetą prosto w moją tarczę, rozcinając się na pół i raniąc mnie w lewą dłoń. Spojrzałem na strumień krwi, który ciekł mi po palcach.
Wściekły natarłem na niego, ale każde moje uderzenie było parowane. Przeciwnik wolną dłonią uderzył mnie w twarz. Na moment straciłem obraz sytuacji, ale szybko się pozbierałem i udało mi się ugodzić go w prawą rękę, a następnie w żebra. Padł zwijając się bólu, a ja pobiegłem w stronę bogatej dzielnicy, tam na sto procent musiał znajdować się trójząb.
Jednak los chciał abym jeszcze trochę się pomęczył, jedna z katapult uderzyła w budynek stojący kilka metrów przede mną, zasypując mi drogę do mojego celu.
-Cholera- mruknąłem wściekły.
Zawróciłem, żeby znaleźć inną przejście.
Po drodze usłyszałem dźwięk konchy… To umówiony sygnał odwrotu… Wycofują się?! Niech to szlag.
Skręciłem w ten sam korytarz i wybiegłem kilka metrów za cofającą się pod naporem potworów falangę. Rozejrzałem się i dostrzegłem łaźnie, znajdujące się kilkanaście metrów przede mną. Byłem wyczerpany, ale mimo to skupiłem się i sprawiłem, że woda wystrzeliła rozsadzając budynek zalewając potwory, przynajmniej mieliśmy czas do ucieczki.
-Odwrót- Wrzasnąłem- przegrupować się!
Wszyscy zaczęli wybiegać przez dziury…
Piraci gonili nas tylko przez chwilę, potem musieli odpuścić, bo naraziliby się na kontratak naszych rezerw zamkowych.
* * *
W mieście zostawiliśmy dziesiątki zabitych żołnierzy, a tutaj leżało mnóstwo rannych. Całkowicie sprawnych do walki hoplitów zostało stu, plus stu z naszych rezerw, mięliśmy piętnastu rannych i naprawdę dużo zabitych.
Właściwie to ja też leżałem na kocu z dłonią w bandażach i twarzą w opatrunku. Miałem rozciętą skórę na czole i obok oka. Charlotta miała złamany palec lewej ręki, a John złamane żebro.
W każdej chwili mogliśmy się spodziewać kontrataku… Właśnie teraz, gdy jesteśmy osłabieni. Na szczęście z raportów naszych agentów wynika, że wróg poniósł ogromne straty i na pewno na dzień dzisiejszy nie musimy obawiać się ataku.
Jedna z pielęgniarek przyniosła mi wody.
-Wszystko porządku? Nie ma pan zawrotów głowy?- zapytała.
-Wszystko dobrze, oprócz tego, że jestem cały obolały… gdzie moja zbroja?- spytałem, bo właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mam na sobie napierśnika i hełmu.
-Jest bezpieczna, u mnie przy biurku herosie… Na razie i tak nie masz, co myśleć o walce, nawet z waszymi zdolnościami regeneracji nie będziesz w stanie walczyć w najbliższym czasie- oznajmiła- masz lekkie wstrząśnienie mózgu.
-To by wyjaśniało rozmazany obraz- mruknąłem.
Czułem jak mój organizm regeneruje rany, ale mimo to wiedziałem, że ta pielęgniarka może mieć rację, co do mojego dalszego udziału w walce.
-Dużo pani wie o medycynie…- mruknąłem.
-Bo nie jestem zwykłą pielęgniarką, jak to przed chwilą pomyślałeś- powiedziała- jestem kapłanką Apolla- mówiła wskazując na inne kobiety w białych strojach.
-Aha, czytasz w myślach?- zapytałem.
-Gdy czegoś potrzebuję, owszem, mam taką umiejętność- oznajmiła spokojnie.
-Dzięki…
-Tina
-Dzięki Tina- mruknąłem.
Położyłem się wygodnie i po chwili poczułem odpływ adrenaliny. Dopiero teraz zauważyłem zmęczenie i poczułem wszechobecny ból. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
Siedziałem na klifie wpatrując się w błękitne wody oceanu…. Tak, pierwszy raz w życiu moja wyobraźnia zaprowadziła mnie w odpowiednie miejsce.
-Hej Maxiu- usłyszałem kobiecy głos.
Odwróciłem się i zobaczyłem Nyks. Wyglądała dziś… olśniewająco. Rozpuszczone brązowe włosy delikatnie opadały na jej ramiona. Była ubrana w czarną togę… nie, nic nie prześwitywało.
Przysiadła się do mnie.
-Co cię sprowadza do mojego snu?- zapytałem z lekkim uśmiechem.
-Trochę mi ciebie brakowało, wiesz, że rzadko mam potrzebę porozmawiania z herosem?- oznajmiła.
-To jakieś wyróżnienie?- spytałem.
-Taaak, to dla ciebie wielki zaszczyt- zaśmiała się.
-Zdecydowanie tak- mruknąłem uśmiechnięty, ale nagle spochmurniałem.
-Coś się stało?- spytała.
-Ja nie wiem, co zrobiliśmy dziś źle-oznajmiłem- a jeśli to się powtórzy podczas drugiego ataku? Kolejni zabici i ranni? A może to niema sensu? A może to przegrana sprawa, w której nie warto brać udziału?
-Nie mów tak, wierzę w to, że dasz sobie radę- powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu- płynie w tobie krew Tezeusza, legendarnego herosa, pamiętaj o tym.
Kiwnąłem głową i sen rozmazał się.
Otworzyłem oczy, stała nade mną Charlotta, dłubiąc nową dziurkę w moim pasku od zbroi.
-Co ty robisz?- mruknąłem.
-A nie, nic takiego…
-Po, co mi nowa dziurka w pasku? Sugerujesz, że jestem gruby?- zapytałem smutnym głosem.
Zaśmiała się widząc moją minę.
-Max zlituj się, jesteś prawie tak szczupły jak ja, porostu nie mam co robić- oznajmiła.
-Że niby ty jesteś szczupła?- zapytałem uśmiechając się.
-Sugerujesz coś?- warknęła.
-Wyluzuj, to był żart- powiedziałem.
-Widzę, że humor cię nie opuszcza- mruknęła, a uśmiech znów zagościł na jej twarzy.
-Mnie? Nigdy mnie nie opuszcza, za to widzę, że ty coraz częściej chodzisz smutna- powiedziałem- jeśli chcesz mi coś powiedzieć… to śmiało.
Usiadłem i wskazałem na miejsce obok mnie.
– To nic takiego Maxiu, zwyczajnie wkurzyłam się ostatnio na parę osób i tyle…- oznajmiła.
Przytuliłem ją do siebie.
-Wierzysz w to, że wrócimy z tej misji żywi? Bo po tym, co zobaczyłem tam.. w mieście.. zaczynam powątpiewać-mruknąłem
-Damy radę.
Poruszałem palcami mojej „uszkodzonej” dłoni, już nie bolały.
Zobaczyłem idącego w naszym kierunku Johna, który podpierał się laską. Złamane żebro potrafi być uciążliwe. Uśmiechnął się widząc nas razem, ale chwilę potem znów zrobił zawiedzioną minę.
Podszedł bliżej.
-Jutro jest mobilizacja wszystkich ludzi, którzy są w stanie walczyć- oznajmił- szykuje się batalia…
Standardowo w moim stylu koniec rozdziału was wkurzył, bo skończył się w najciekawszym momencie, prawda? ^^
Chciałem wam wszystkim oznajmić, że za kilka rozdziałów jest koniec tej części… no i będę chciał dołożyć trzecią ostatnią część tego opka.. tyle, że na razie to mam tylko temat.
Podobało się ?
Tak, podobało się i owszem, wkurzył. Żarty Maxa i Charlotty fajne, takie niewymuszone, tylko zwyczajne… Wielki plus za to. Chociaż bitwę mogłeś opisać bardziej.
Teraz tak, przy bitwie, było dużo powtórzeń słowa „wściekły”. I raz (chyba) było tak, iż w dialogu po myślniku zrobiłeś wielką literę. : „-Odwrót- Wrzasnąłem- przegrupować się!” Tej wielkiej litery nie powinno być. Do tgo było powtórzenie słowa „złamany”. Lwpiej by było zamaist jednego takiego napisać „uszkodzony”. Zmieniałeś też czasami czas z przeszłego na teraźniejszy np. „W każdej chwili mogliśmy się spodziewać kontrataku… Właśnie teraz, gdy jesteśmy osłabieni. Na szczęście z raportów naszych agentów wynika, że wróg poniósł ogromne straty i na pewno na dzień dzisiejszy nie musimy obawiać się ataku.” Czas powinien być jeden. Znalazłem też błędy interpunkcyjne. Na przykład nieoddzielenie imiesłowa czasownikowego, który traktujemy jak czasownik, od drugiego czasownika. No i błąd logiczny: o ile pamiętam to Nyks miała czarne włosy. Ale moja pamięć nie jest nieomylna, więc… Nie musisz się tym za bardzo przejmować. I jeszcze jedna rada ode mnie : Więcej opisów. A teraz przechodzimy do pozytywów, skoro się tak rozpisałem na temat błędów. 😀
1. Twoje opko jest przegenialne.
2. Masz bardzo fajny styl.
3. Niesamowite pomysły.
4. Zaskakujesz czytelnika.
5. Dawaj CD, bo nie ręczę za siebie! XD 😀
PS: Na Atenę Sowiooką, jaki długi komentarz. Aż sam z siebie jestem dumny, że mi się chciqło taki długi pisać. XD
ah- ach
Się pytasz czy się podobało? Phi przecież wiesz xD. Bardzo, bardzo dziękuję za dedykacje i tak koniec mnie wkurzył… :D. Wredoto jedna, teraz muszę czekać z zżerającą mnie od środka ciekawością na CD, który czy tego chcesz, czy nie ma się niedługo pojawić ;D. Już nie czytaj tego komentarza, tylko pędź pisać CD 😛
Tak już pędzę:D
No fakt, sporo powtórzeń;(
No ale dzięki za wypomnienie błędów;)
Nie nie, ja piszę po swojemu i u mnie Nyks ma brązowe włosy;)
Wszyscy wiemy dlaczego <3
Podpisuję się pod Nożownikiem, bo nie chce mi się pisać własnej krytyki. Opko przegenialne, świetny pomysł, który bardzo mi się podoba. Resztę pochwał sam sobie wybierz, bo muszę iść się już teraz uczyć. I oczywiście bardzo dziękuję Ci za dedyczkę ;*
No w koncu leniu napisałeś kolejna czesc! (Dobra kto tutaj nazywa kogoś leniem) Wiesz ze lubie czytać to opowiadanie więc co sie głupio pytasz!!
Pisz dalej dalej dalej!!!
Bardzo mi sie podoba ze znowu napisałeś coś o Nyks 😉 tak jak juz ci wczoraj to wypomnialam i dziękuje Ci za to ;*
No to pisz kolejna czesc i przyjezdzaj mi tu do Krakowa bo Ci inaczej łeb ukręce.
No właśnie <3
Przeczytałam, ale obecnie jestem na cb wkurzona, więc nie powiem, co o tym sądzę. Trolololololololo
Mówi się trudno