Tak, więc tutaj mam drugą część opka, na które czekaliście, myśleliście o nim bez przerwy, tak mocno, że nie mogliście jeść 😀 Nie zaprzeczajcie, ja to wiem 😀 Wyszła gorsza niż poprzednik, ale mam nadzieję, że wam się spodoba 😉
Nie pozwoliłem im mnie zatrzymać. Nie teraz. Nie w takiej chwili. Nic tego nie zrobi. Nikt. Prawie nikt. Tylko ona.
Oszalałem.
Po 48 godzinach bez snu, ciało domaga się odpoczynku. Umysł nie. Mój był zbyt skołatany. Nawet nie mogłem zamknąć na dłużej oczu.
A to wszystko przez Niego. To wszystko przez tego cholernego potwora. Zabrał ją, a ja nawet nie mogłem nic zrobić.
Znowu podczas bitwy o sztandar. Tym razem byliśmy w osobnych drużynach, jej domek dołączył do Aresa.
To ja go pierwszy ujrzałem. Stał za nią. Nie widziałem dokładnie jego kształtu, byłem daleko. Gdy przestała uważać, zbliżył się i po prostu porwał.
Nie pozwolili mi do niej dobiec. Uważali, że kłamię i chcę tylko przejąć sztandar. A potwór przerzucił ją sobie przez ramię i oddalił się. Oni go nie widzieli. Nie potrafili patrzeć przez mocniejszą mgłę. A on ją wytwarzał.
Nie pozwolili mi jej ratować. Miałem to gdzieś. Tego samego dnia wyruszyłem.
Dokładnie dwa dni temu. Nie mam pojęcia nawet, gdzie ona może być. Prawdopodobnie błądziłbym po tamtym lesie jeszcze dłużej, gdyby nie ta nimfa. Nawet nie powiedziała, jak ma na imię. Wysłała mi małe światełko, które mnie poprowadziło.
Teraz szukam jakiegokolwiek śladu. Nie sądzę, żeby ukrył ją daleko. On się ze mną bawi. Chce, żebym tak myślał. Albo zupełnie odwrotnie.
Nie mogłem już ciągnąć tego dłużej. Usiadłem zrezygnowany pod drzewem. Ta bardzo chciało mi się spać, ale nie zrobiłem tego. Musiałem iść dalej. Musiałem ją uratować. Schowałem głowę w kolanach.
-Powstań i walcz dalej, synu Hermesa – usłyszałem. Podniosłem głowę. Naprzeciw mnie stała bogini. W ciemnym lesie roztaczała jasną aurę. Miała surowy wyraz twarzy.
-Atena?
Bogini kiwnęła lekko głową.
-Wiedz, że nie pojawiłam się tutaj z własnej woli. Byłam winna Erosowi przysługę… – urwała. Wskazała ręką na małą sosnę, która rosła parę metrów dalej. – Dojdziesz do Megan. A ty mu w tym pomożesz!
-Ja?! – Zapytałem zdziwiony.
-Nie ty, ona!
W momencie, którym to powiedziała z drzewa wychyliła się biała nimfa. Ukłoniła się przed Ateną.
-Co mam zrobić, pani?
-Poprowadzisz tego syna Hermesa do cyklopa. Tego cyklopa – bogini rzuciła jej znaczące spojrzenie i znikła.
-Podążaj za mną, a spotkasz cel swej podróży – powiedziała cicho.
-Okej – odpowiedziałem, lekko otumaniony. No bo wiecie, rzadko zdarza się, żeby w środku nocy, w ciemnym lesie pojawiła się jedna z najważniejszych bogini z Olimpu, wskazała na drzewo i kazała mu cię poprowadzić. Jednak wstałem, otrzepałem spodnie z ziemi i podążyłem za nimfą.
– Nazywają mnie Ailyn, a ciebie?
– Jo.
– Jo? Co to znaczy? – zapytała.
– Chyba nic, to tylko imię..
Nimfa odwróciła się.
-Tylko imię… – powtórzyła. – To smutne, że w dzisiejszych czasach tak mało o sobie wiemy. Teraz skręcamy w prawo.
po paru godzinach
Nie mam pojęcia jak długo chodziliśmy/biegliśmy/czołgaliśmy się po tym cholernym lesie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Ailyn cały czas coś mówiła, ja tylko kiwałem głową. Nie zwracałem zbytnio na nią uwagi. Myślami byłem gdzieś indziej.
-Teraz już musisz iść sam – nimfa wskazała ręką na prześwit w lesie. Kiwnąłem głową.
-Dziękuję – powiedziałem, ale Ailyn już znikła.
Westchnąłem głośno i poszedłem dalej. Odgarnąłem ręką krzaki, które nie pozwalały mi przejść dalej i poczułem, jak serce zatrzymuje mi się w piersi.
Wciąż byłem w lesie, tyle, że przede mną znajdowała się mała polana. Stał tam jeden wielki gar, zawieszony pomiędzy dwoma drzewami. Woda w nim bulgotała. Obok niego krzątał się cyklop. Był łysy. Jego oko było całkowicie czarne, żadnej tęczówki czy białka. Miał na sobie stare, poszarpane ubrania. Był przeraźliwie gruby, ale jego ruchy były szybkie i sprawne. Mruczał coś do siebie cicho, chociaż Mógł też coś podśpiewywać. Cofnąłem się bardziej, żeby mnie nie zauważył. Rozglądałem się dalej. Do jednego drzewa przywiązana była Megan. Jej głowa leżała na piersi, tak, jakby spała.
Albo umarła, podpowiedział mi cichy głosik w głowie. Zamknij się, odpowiedziałem. Cyklop spojrzał w moim kierunku i podrapał się po głowie zdziwiony. Nie zauważył mnie. Byłem zbyt daleko, albo on był zbyt ogromny. Mógł mieć około 20 metrów.
Spojrzałem na Megan jeszcze raz. Po twarzy spływała jej krew. Jedno oko miała podbite. Jej ręce związane były za drzewem, w ogóle cała była przywiązana. Jej ręce i nogi były całe obdrapane, jakby próbowała się oswobodzić. Cyklop roześmiał się złowieszczo.
-Jeszcze chwila…
Przeraziłem się. Nie miałem żadnego planu działania. Żadnej ochrony czy niezawodnej broni. Nie myślałem też zbyt logicznie. Nie spałem i nie jadłem od dwóch dni. Ale zaatakowałem. Dla Megan.
Zacząłem biec w stronę cyklopa, ale zanim zdążyłem się chociaż zbliżyć ten podniósł mnie do góry za koszulkę. Znalazłem się na wysokości oka, ale jednak zbyt daleko, żeby w nie ukłuć.
-Kolejny mały herosek do zjedzenia na kolację, pysznie – powiedział i znowu się roześmiał. – Wy wszyscy chyba jesteście tak samo …
Ale urwał, gdy obciąłem ku kawałek wystającego nosa. Puścił mnie i złapał się za nos. Upadłem i poczułem przeszywający ból w którejś z kostek. Nie pamiętam, w której dokładnie, nie to się wtedy liczyło. Cyklop zatoczył się i popatrzył na swoje ręce. Były całe we krwi.
-Ty mały herosku! – Wrzasnął.
Wyciągnąłem szybko tabliczkę czekolady z ambrozją i zjadłem kawałek. Ból ustał, ale kostka wciąż była wygięta pod dziwnym kątem. Podbiegłem do cyklopa i spróbowałem dźgnąć go w stopę, ale ten tylko odtrącił mnie ręką. Odleciałem dwa metry w tył.
-Cholera – mruknąłem.
Cyklop odwrócił się, najwyraźniej próbując znaleźć coś, co mogłoby mu pomóc, ale to był błąd. Wstałem i wbiłem mu miecz w łydkę. Ten ryknął potężnie. Z rany wypłynął ciurkiem ichor, złota krew nieśmiertelnych. Cyklop odwrócił się i kopnął nogą w mój kierunek. Oj, leciałem długo. W końcu uderzyłem z łoskotem w jakieś drzewo. Cudem było to, że przeżyłem.
Spróbowałem wstać i chwycić miecz, ale ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Była najwyraźniej złamana, ale ja nie czułem niczego. Do teraz zastanawiam się, jak to możliwe. Spojrzałem na swoje ręce. Świeciły się na jasno niebiesko. Poczułem się silniejszy, bardziej gotowy do walki niż kiedykolwiek. Błogosławieństwo Hermesa ; szybkość i precyzyjność.
Ponowiłem atak, tym razem udany. Cyklop odwrócił się zdziwiony.
-To powinno cię zabić, jak to… – urwał.
Wbiłem mu miecz w stopę, a ten przewrócił się. Zawył z bólu. Wdrapałem się na niego i dobiegłem do twarzy. Wcelowałem miecz w jego czaszkę i pchnąłem. Zamknąłem szybko oczy. Usłyszałem krzyk i brak gruntu pod stopami. Potwór zamienił się w kupkę popiołu. A ja upadłem – znowu.
-Cholerny cyklop
Przypomniałem sobie o Megan. Podbiegłem do drzewa, do którego była przywiązana. Zacząłem przecinać węzy. Gdy już większość była przecięta, zacząłem zdejmować pozostałe. Gdy byłem już przy jednym z ostatnich lin, jej ciało zaczęło przechylać się niebezpiecznie do przodu. Złapałem ją i położyłem na ziemi.
-Meg, wstawaj – powiedziałem i potrząsnąłem nią za ramiona. Może nie było to najinteligentniejszą rzeczą, jaką można było zrobić w tamtej chwili, ale wciąż byłem w szoku.
Nektar w plecaku, podpowiedział mi głos w głowie. Uderzyłem się w czoło i pobiegłem po mój plecak. Musiałem go zostawić gdzieś przy drzewie, na które rzucił mnie ten wredny cyklop. Pobiegłem w tamtym kierunku. Tak! Był tam – mój stary, niebieski, wysłużony plecak. Rzuciłem się w jego kierunku i wyciągnąłem z niego termos. Był ciepły, mimo, że włożyłem go tam 2 dni temu. Podrzuciłem go w dłoni i wróciłem do Meg.
Ale ona już się przebudziła. Stała niepewnie na dwóch nogach opierając się od tyłu rękami o drzewo, jak osaczone zwierzę. Drżała. Jej źrenice były maksymalnie zwężone. Zbliżyłem się do niej powoli.
-Spokojnie – powiedziałem.
– Jo? – zapytała.
Kiwnąłem głową w odpowiedzi. Ona podbiegła do mnie bez zastanowienia i wtuliła się w pierś. Zaczęła płakać. Przytuliłem ją.
– Nawet nie masz pojęcia, co ten cyklop… – łkała. – On się ze mną bawił. Zmieniał moje wspomnienia. To była ta starożytna magia. I… I w końcu…
-Dobrze, już dobrze. Jesteś bezpieczna – pocieszałem ją. Ona przytuliła się jeszcze mocniej. Po chwili odsunęła się.
-Jesteś ranny – stwierdziła i pociągnęła nosem. – Potrzebujemy nektaru…
Uśmiechnąłem się. To wciąż była ona, ta sama wiecznie martwiąca się o innych bardziej niż o siebie dziewczyna. Ta sama wiecznie roześmiana i wesoła dziewczyna. Megan.
-Ty potrzebujesz go bardziej.
-Po połowie – dziewczyna poszła na kompromis. – Ale ty pierwszy.
Wzruszyłem ramionami i odkorkowałem termos. Gdy zacząłem pić, poczułem ciepło rozchodzące się powoli po moim ciele – od gardła aż po stopy. Ręka przestała boleć. Noga zaczęła się prostować.
-Twoja kolej – stwierdziłem. Megan sięgnęła po nektar i zaczęła pić. Rany na nadgarstkach i nogach zaczęły znikać. Opuchlizna z oka zmniejszyła się odrobinę. Po chwili odrzuciła termos i zbliżyła się do mnie.
-Jo, jesteś najwspanialszym facetem, jakiego w życiu poznałam – i pocałowała mnie. To był najwspanialszy pocałunek w moim życiu. Znowu byliśmy razem – Megan i ja. Nie mogło być lepiej. Ponieważ ją kocham. A ona kocha mnie.
To już koniec? Szkoda. Mogłaś wydłużyć jego wędrówkę i w ogóle, ale to twój pomysł, twoje opko i sama układasz texty 😉
Był łysy. Jego oko było całkowicie czarne, żadnej tęczówki czy białka. Miał na sobie stare, poszarpane ubrania. Był przeraźliwie gruby, ale jego ruchy były szybkie….- był, był i był… powtórzenie 😛
..gdy obciąłem ku kawałek- literówka 😛
No ciesz się bo Hestia- wredota wyłapała tylko te błędy, a mało brakowało, żebym ich też nie przeoczyła :D. Oczywiście Ty też możesz wypisywać wszystkie błędy jakie znajdziesz w moich opkach, ale będziesz miała o wieeeele więcej roboty.. (tak ostrzegam, a o interpunkcji już nie wspomnę xD) Opko cud, miód i orzeszki (nwm czyj to tekst, ale bardzo mi się spodobał). Szkoda, że to były tylko 2 części… 😀
Ciekawe, ale mieszasz czasy. Jak wspominała Hestia, powtórzenia. Ale i tak lubię Meg 😉 i opko, naturalnie
OŻESZ W MORDĘ! (nie, nie wiem jeszcze kogo, Melio) Jak ty mogłaś powiedzieć, że to jest gorsze?! No wiesz co?! Bo będzie foch! Przecież to jest: cudne, że słów nie mam/ piękne, że słów nie mam/ ekstra, genialne, że słów nie mam!
Pisz kochana szybciutko, już nie mogę się kolejnego opka doczekać! 😀
Usłyszałem krzyk i brak gruntu pod stopami. -usłyszał brak gruntu pod stopami???
Oprócz tego było parę powtórzeń, ale generalnie bardzo fajne. Napisz coś jeszcze!
Oj, nie! Usłyszał krzyk, ale rzeczywiście powinnam napisać to inaczej 😀 dzięki za to, że jesteście uważni 😀
Pomieszałaś czasy, zrobiłaś parę powtórzonek, ale chrzanić to!
Treść jest świetna <3
Komentarz nie będzie długi, bo mnie już palce bolą od pisania innych ;). A więc: hasta la vista! Do następnego opka ;). Ma być ONO SZYBKO! Ogarniasz? Jeśli nie, to w szkole Cię uduszę :P.
Pozdrawiam
jak zwykle szczera
Chione 😀
Ten olbrzym nie mógł mieć dwudziestu metrów, wątpię żeby Giganty Gaji tyle miały. Raz piszesz, że noga go nie boi, a za chwilę, że przestała boleć. Pobiegł jej z pomocą, „robił to dla niej”, ale na jakiś czas zapomniał o Meg, bo potem sobie przypomniał. Na mój gust powinien cały czas myśleć o tej swojej ukochanej ^^ Miałam jeszcze jeden błąd, ale zapomniałam :C
Taak, chciało mi się po północy czytać opko jakiejś trzynastolatki. Jest chaotycznie i bez ładu i składu (Jak u mnie 😀 ), ale całkiem miło się czyta.
Nie może zasnać i nagle jest w podróży. Opisz bardziej sytuację.
-Poprowadzisz tego syna Hermesa do cyklopa. Tego cyklopa – bogini rzuciła jej znaczące spojrzenie i znikła.
-Podążaj za mną, a spotkasz cel swej podróży – powiedziała cicho.
Może …-powiedziała cicho NIMFA? Bo to trochę wyglada, jakby mówiła to Atena.
Wyciągnąłem szybko tabliczkę czekolady z ambrozją i zjadłem kawałek. Ból ustał, ale kostka wciąż była wygięta pod dziwnym kątem. Podbiegłem do cyklopa i spróbowałem dźgnąć go w stopę, ale ten tylko odtrącił mnie ręką. Odleciałem dwa metry w tył.
No tak, wyciagnał tabliczke, zjadł i po sprawie. I jeszcze kostka była wygięta. Jak on mógł biec z wygięta kostka?! Mogłabyś dopisać, że kuśtykał lub coś, bo bieganie z wykrzywiona noga nie jest łatwe.
Spojrzałem na Megan jeszcze raz. Po twarzy spływała jej krew. Jedno oko miała podbite. Jej ręce związane były za drzewem, w ogóle cała była przywiązana. Jej ręce i nogi były całe obdrapane, jakby próbowała się oswobodzić.
„w ogóle cała była przywiazana”- to brzmi tak nieestetycznie. Może: Jej ręce były przywiazane z tylnej części drzewa, tak jak i reszta ciała albo Całe jej ciało było przywiazane do grubego pnia drzewa. Nie musisz opisywać, że to było zwiazane z tyłu drzewa czy z przodu. To nie jest tu zbytnio ważne. No chyba, że jak będzie próbował jej obciać te więzy to napiszesz z której strony on to zrobił. Jeszcze te słowo „obdrapane”, nie mogłaś po prostu napisać, że jej ręce i nogi były całe PODRAPANE? Według mnie, byłoby wtedy o wiele lepiej.
Cyklop odwrócił się, najwyraźniej próbując znaleźć coś, co mogłoby mu pomóc, ale to był błąd. Wstałem i wbiłem mu miecz w łydkę. Ten ryknął potężnie. Z rany wypłynął ciurkiem ichor, złota krew nieśmiertelnych. Cyklop odwrócił się i kopnął nogą w mój kierunek. Oj, leciałem długo. W końcu uderzyłem z łoskotem w jakieś drzewo. Cudem było to, że przeżyłem.
Cyklop odwrócił się, cyklop odwrócił się-powtórzenia. Gdzieniegdzie się tu pojawiaja. Poza tym, gdy masz to zdanie „Cyklop odwrócił się i kopnał noga w MÓJ KIERUNEK” jak już to nie w MÓJ KIERUNEK tylko w MOIM KIERUNKU.
Spróbowałem wstać i chwycić miecz, ale ręka odmówiła mi posłuszeństwa. Była najwyraźniej złamana, ale ja nie czułem niczego. Do teraz zastanawiam się, jak to możliwe. Spojrzałem na swoje ręce. Świeciły się na jasno niebiesko. Poczułem się silniejszy, bardziej gotowy do walki niż kiedykolwiek. Błogosławieństwo Hermesa ; szybkość i precyzyjność. Ale, ale…-powtórka.
Jasno niebiesko, JASNONIEBIESKO jak już. Jeżeli nie wiesz jak to się pisze, sprawdź w internecie lub w słowniku, to naprawdę nie zajmuje wiele czasu, a sprawia, że masz mniej błędów. Między HERMESA a SZYBKOŚĆ nie powinno być średniku, co najwyżej zwykły dwukropek lub przecinek.
Wdrapałem się na niego i dobiegłem do twarzy. – dobiegłem do twarzy. Wątpię, żeby po ciele jakiegoś cyklopa się BIEGAŁO. Trudno by było. Lepsze by było- DOTARŁEM do twarzy.
Zacząłem przecinać węzy. Gdy już większość była przecięta, zacząłem zdejmować pozostałe. Gdy byłem już przy jednym z ostatnich lin, jej ciało zaczęło przechylać się niebezpiecznie do przodu. Złapałem ją i położyłem na ziemi. – Zaczałem przecinać…większość była przecięta, Zaczałem…zaczałem-powtórki.
Na dodatek CZASY. Placzesz sie w tych czasach, a wystarczy przed wysłaniem przeczytać 600 razy i zrobić ta korekte. Mogłabyś się poradzić u innej koleżanki, na pewno by to zauważyła, chociaż… Jak u góry widać, mało kto zauważył jakiekolwiek błędy. No cóż. Hestia już wymieniła parę rzeczy do poprawy i ja dorzuciłam ten spory kawał. Nieźle to wymyśliłaś. Cały pomysł był do zrealizowania, ty to zrobiłaś, ale jak sama widzisz, jest tych błedów tyle i wypisaliśmy, a jakby to jeszcze przeczytała Eirena to możliwe, że by wychwyciła pareset innych błędów, ale ja nie jestem w tym tak dobra, jak ona. Mimo tych błędów(które co chwilę mnie zatrzymywały w czytaniu) dobrze wyrażasz emocje bohaterów. Mnie to czasem nie wychodzi, za to chwała ci. Ogólnie to biorac pod uwagę moje wypisane błędy, powinnaś przed wysłaniem kolejnej części przeczytać jeszcze raz opko. To naprawdę pomaga. Badź pozdrowiona.