~~Jak dojść do tego,czy zjadłam psycho grzyba?~~
Weszłam do pokoju. „Tylko nie płacz, tylko nie płacz…”Powtarzałam sobie to ciągle w myślach.
Nie mogłam stawić sobie oporu. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Wczołgałam się do łóżka.
Wzięłam misia do ręki i objęłam go mocno i zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Od kiedy zmarła mama…
on jest moim jedynym przyjacielem. A ojciec? On nawet nie chce nim być! Tak bardzo chciałam od niego
uciec. Od całego, szarego świata.
-Nie chcę…-Szepnęłam misiowi do ucha.-Proszę, tak bardzo proszę! Nie chcę tu żyć! Chcę do mamy.
Płakałam jak małe dziecko. A przecież mam już 13 lat. Zgasiłam lampkę nocną, a po chwili otulił mnie
sen.
Dryfowałam na środku oceanu. Rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam kawałek wyspy. Płynęłam w jej stronę.
Woda była przyjemnie ciepła. Aksamitna… kojąca… no i do tego krystalicznie czysta. Gdy tylko dotknęłam
stopami ciepłego piasku obróciłam się za siebie. Widok był piękny. Schyliłam się i zaczerpnęłam wody.
Zbliżyłam ręce złożone w miseczkę do ust i niepewnie wzięłam łyka. Była przepyszna! Smakowała jak prosto
z górskiego źródła. Dopiero teraz zauważyłam, że mam na sobie niebieską sukienkę. Nie miałam butów.
W snach czasem się to zdarza. Dotknęłam włosów. Poczułam że były związane w kucyk. Był splątany dużą kokardą.
Ruszyłam wgłąb wyspy. W powietrzu unosił się zapach wiśni. Trawa była idealnie zielona. Żadnego żółtego
źdźbła! Większą część wyspy pokrywały wielkie, grube i potężne drzewa dębu i wiśni. I wielkie… Grzyby?!
Tak. Różno kolorowe wielkie grzyby halucynnogenne. Może to dla tego to miejsce jest takie dziwne?
Usłyszałam dźwięk dzwoneczka gdzieś w trawie. Za pierwszym razem się przestraszyłam. Rozejrzałam się,
ale wokół nie było żadnego dzwonka. I znów ten dźwięk. W tym samym czasie coś niebieskiego przeskoczyło z
miejsca na miejsce. Podeszłam bliżej, TO się przestraszyło. Zdążyłam zauważyć, że to była żaba. Z każdym
skokiem wydawało się że coś dzwoni. Zaczęło się zciemniać. Nikt tu nie mieszkał więc nie miałam gdzie się
schronić. Oby tu nie było jakiś bestii.
Księżyc był już w zenicie. Siedziałam na pagórku i oglądałam okolicę. Przyglądałam się też pięknym płatkom
wiśni. Opadały powoli na ziemię. Mój wzrok jednak przykuł motyl. Był biały i dziwnie świeciał. Może jadł te grzyby?
Podleciał do mnie i usiadł mi na kolanie. Zatrzepotał skrzydełkami. Czułam że chciał mi powiedzieć:
„Dobry wieczór.” Uśmiechnęłam się serdzecznie.
-Witaj maluszku.-Powiedziałam.
Przy ramieniu usłyszałam trzepot skrzydełek. To był drugi motyl, tylko pośpiesznie zmierzał w jedną stronę.
Zaczęła rozbrzmiewać harmonijna muzyka. Jakby grana na kieliszkach. Chmara takich samych owadów leciała w jakby
wyznaczone miejsce. Popędziłam za nimi. Zebrały się w jakimś kamiennym kręgu. A one same stworzyły okrąg.
Niepewnie wkroczyłam do kamiennego kręgu. Wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Jakby wszystko poza kręgiem
przyspieszyło. Dzień trwał 5 sekund, tyle samo noc. czasem pojawiły się chmury, te zwykłe, jak i te deszczowe.
Postanowiłam wkroczyć pośród motyle. Z sercem bijącym w rytmie dubstepu postawiłam stopę do okręgu.
Owady poleciały w górę, i utworzyły słup. Wszystko pojaśniało. Leżałam otulona trawą. Otworzyłam oczy.
Byłam po środku totemów przypominających… jakieś kreatury.
Niebo było jakby lekko różowe a ziemia przybrała ten sam kolor, tylko mocniejszy. Były dwa wyjścia:
1. Umarłam, i trafiłam do różoffego piekła.
2. Nieświadomie skosztowałam tych psycho grzybów.
Gdzieś w oddali zobaczyłam posturę kobiety. Postanowiłam do niej podejść, i zapytać gdzie jestem.
-Przepraszam, ja…-Kobieta odwróciła się. To była moja matka. Nie wierzyłam swoim oczom.-Ma-mama!
-Cieszę się, że cię widzę, ale ty się już budzisz. Proszę weź to.-Wręczyła mi naszyjnik z mglista perłą.-Spotkamy się jutro.
Usłyszałam brzęk budzika. Byłam w moim szarym pokoju. To był tylko sen… Ale taki reali–
Dotknęłam gardła. Poczułam naszyjnik.
różoffego – różowego
W jednym akapicie było jak dla mnie trochę za dużo był, była. Akapity robiły się też w środku zdania. Opko jest nawet fajne, a tytuł daje do zastanowienia. Masz też u mnie + za długość. Zwykle prologi mają dziesięć zdań -.-
Rużoffego to jest specjalnie 😀 Chyba dla tego, że sama tak często mówię :I Niestety, ale nad akapitami władzy nie mam :/ A za te powtórzenia najmocniej przepraszam
Hmm… Wszystkie błędy wymieniła carmel. Pomysł fajny. Grzybki halucynogenki?
Ano Grzybki Halucynki 😀 Taka fachowa nazwa. Trochę się pisemnie „przejęzyczyłam” Miało być: Halucynogenne :/
Opisane fajnie, z błędów to to właśnie rożoffego i halucynki 😀 We wstępie, pogrubioną czcionką powtarza się często „i” 😉 Ale opko mi się podobało 😉
Różoffe piekło wymiata 😀 Czy mogłabym przygarnąć sobie to sformułowanie do użytku codziennego 😀
Opowiadanie zapowiada się świetnie. Nastrojowo, ale z humorkiem 😀
Wzięłam misia do ręki i objęłam go mocno i zaczęłam płakać jeszcze bardziej.- gdybyś zamieniła pierwsze ,,i” na przecinek lepiej by brzmiało 😉
Płakałam jak małe dziecko. A przecież mam już 13 lat.-zmieniłaś czas (kiedy piszesz w przeszłym nie wyskakuj mi tu z ,,mam”, bo będzie z Tobą źle :P, nie no żartuje 😉 ), a poza tym liczbę pisze się słownie 😛
płynęłam- w tym akurat wypadku chyba podpłynęłam lub jak wolisz popłynęłam byłoby lepiej.
raz było w sąsiadujących zdaniach ,,krąg”, ,,okrąg”, ,,krąg” itd.
~~~ no z błędów to te, i te które zauważyła carmel 😉 duży + za serce w rytmie dubstetu i długość ;). Czekam na cd, a pomysł naprawdę oryginalny 😀
Bardzo fajne opko. Tak jak napisała magiap : ” nastrojowo, ale z humorkiem” Były co prawda powtórzenia ” był „, ktore lekko przeszkadzały. Można to zastąpić „został”, „rósł”, „widniał” itp. Ale poza tym jest to prolog idealny.