Rozdział trochę dłuższy niż zwykle. Mam nadzieję, że się nie obrazicie
Kolejny dzień upłynął im na treningach i planowaniu strategii. Dopiero pod wieczór mieli czas dla siebie. Ginny i Jack leżeli na dywanie przed kominkiem. Córka Ateny odpisywała na list od ojca, a chłopak bawił się jej włosami. Przed nimi spali Hige, Blue, Balto i Adamai, rozkoszując się od ciepłem płomieni. Eva siedziała na fotelu z Aryą oraz Leią po bokach i rysowała w szkicowniku. Rozi zajęła kanapę, żeby móc dokończyć książkę. Po chwili w drzwiach salonu pojawił się Jamie. Popatrzył na przyjaciół i zapytał:
– Czemu jesteście tacy spięci, co?
Herosi podnieśli na niego zdziwione oczy.
– No wiesz, jutro czeka nas całkiem poważna bitwa, więc… napięcie jest chyba całkowicie naturalne – odparła Eva, nie przerywając szkicowania.
– Mam o tym trochę inne zdanie Evo. Misiek, możesz przynieść!
Nagle za jego plecami pojawił się syn Aresa trzymający drewnianą skrzynkę z ogromną tubą.
– Gramofon! – zawołał Jack i podbiegł do chłopaków. – W domu mam identyczny – na twarzy pojawił mu się uśmiech zachwytu.
– Działa? – zapytała córka Chloris, patrząc na sprzęt z zaciekawieniem.
– Zaraz się przekonamy – odpowiedział jej Misiek i postawił gramofon na stole. Zakręcił korbą, położył delikatnie igłę na płycie, a po chwili zaczęła lecieć muzyka. Chłopaki posłali sobie tryumfujące spojrzenia. Syn Posejdona przybrał poważną minę i dostojnym krokiem podszedł do, nadal leżącej, Ginny.
– Można prosić? – zapytał z szelmowskim uśmiechem i radosnym błyskiem w oczach. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i podała mu rękę. Ze śmiechem zaczęli tańczyć parodię walca, dając się ponieść melodii. Rudzielec postanowił pójść w ślady przyjaciela. Zrobił kilka kroków w stronę córki Apolla i zerknął na nią prosząco. Zielonooka wywróciła oczami, ale podała dłoń chłopakowi, mówiąc:
– Tylko nie waż się podeptać mi stóp!
– No wiesz Evo! Wbrew pozorom jestem dobrym tancerzem – puścił jej oczko i obrócił dwa razy.
Rozi patrzyła na przyjaciół z uśmiechem, nagle obok niej pojawił się Jamie z wyciągniętą ręką.
Dziewczyna zarumieniła się i wyjąkała:
– Nie… ja nie… emm…
– Daj rękę.
Brunetka spojrzała na niego niepewnie.
– Dobrze – powiedziała w końcu.
Kiedy o dziesiątej profesor stanął w drzwiach salonu, zastał swoich uczniów, tańczących bez pamięci. Uśmiechnął się pod nosem i odszedł do gabinetu. „Niech się zabawią. W końcu jutro ważny dzień.” – pomyślał.
Rano nie wiele mówili. W milczeniu i skupieniu zjedli śniadanie, a potem zaczęli się szykować. Profesor znalazł im zbroje i właśnie zaczęli się w nie ubierać. Każdy dostał napierśnik i tarczę. Rozi miała dodatkowo długie rękawice bez palców ze smoczej skóry. Włosy splotła w ciasny warkocz, a Ginny zostawiła je rozpuszczone. Równo o dziesiątej wyszli z posiadłości i udali się na polanę za sadem. Na przedzie kroczył profesor z Fraxinusem u boku. Whippety szły koło swoich państwa. Rzymscy herosi pojawili się dziesięć minut później. Każdy uzbrojony i z maską na twarzy. A prowadziła ich kobieta ze zdjęcia. Uśmiechnęła się szyderczo, po czym powiedziała:
– Witaj John. Minęło wiele lat.
Profesor zacisnął pięść.
– Owszem.
Nastała chwila ciszy, podczas której herosi mierzyli się twardymi spojrzeniami.
– To sprawa między nami Mary. Załatwmy to raz…- wyciągnął miecz z pochwy – na zawsze.
Córka Merkurego zaśmiała się szaleńczo z obłędem w oczach.
– Miałam nadzieję, że to powiesz – wysyczała i rzuciła się na mężczyznę. Nagle zza jej pleców wyskoczył wielki łaciaty dog niemiecki. Na jego widok wilczarz zawarczał groźnie i szczeknął ostrzegawczo. W mgnieniu oka, psy znalazły się przy sobie i zaczęły gryźć się, szarpać i drapać pazurami. Znikąd nadbiegły mechaniczne skorpiony wielkości odkurzacza. Whippety odsłoniły zęby i zaatakowały maszyny. W tym samym czasie, natarli na siebie herosi.
Rozi uchyliła się przed kolejnym atakiem. Znów walczyła z dziewczyną w fioletowej masce. Dopiero po chwili zobaczyła jak oddaliły się od polany. Były prawie przy krawędzi lasu. A wokół nich nie było nikogo. Rzymianka zamachnęła się mieczem, a córka Chloris zablokowała cios nadgarstkiem. „Kocham te rękawice” – pomyślała i odskoczyła. Wyczarowała gruby pęd i strzeliła nim w stronę przeciwniczki. Ta błyskawicznie wyciągnęła z kieszeni cieniutki i krótki flet. Przyłożyła go do ust i dmuchnęła. Roślina pod wpływem muzyki zatrzymała się oraz zwiotczała. Brunetka wydała z siebie dźwięk niedowierzania. Dziewczyna w masce zaśmiała się z tryumfem.
– Zawiedziona? – powiedziała słodkim głosem. – Wybacz, że musiałaś się rozczarować. Widzisz… ja też panuję nad niektórymi roślinami. Głownie nad winoroślą, ale cóż… – wzruszyła ramionami. – Tak też się da.
Rozi zmarszczyła brwi.
– Córka Dionizosa.
Dziewczyna syknęła groźnie.
– Bachusa greczynko! Na twoje nieszczęście, właśnie udało ci się mnie zdenerwować – znów przyłożyła flet do ust i zagrała dziwną, wariacyjną, obłędną melodię. Rozi poczuła, że wszystko dookoła się kręci. Nie mogła ustać na nogach. Zaczęła słyszeć jakieś jęki, krzyki… Bardzo bolała ją głowa. Upadła na kolona i z jękiem pochyliła się, by dotknąć czołem ziemi. Blondynka zachichotała szyderczo.
– Widzisz greczynko, Bachus to nie tylko bóg wina. To również bóg szaleństwa.
Wtedy Rozi resztką podświadomości wykonała cios w brzuch dziewczyny. Córka Bachusa zgięła się w pół i wybałuszyła oczy. Greckiej półbogini udało się wstać, po czym zadała jej kilka szybkich uderzeń w ramię i udo. Rzymianka zesztywniała, a następnie upadła na trawę.
– Coś ty mi zrobiła?! – wrzasnęła z wściekłością, próbując wstać, ale brunetka już zadała kolejne ciosy. Uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
– Och, nie martw się. To minie… za jakiś czas. A na razie… – pochyliła się i zabrała dziewczynie miecz oraz flet – to nie będzie ci potrzebne. Po tych słowach odbiegła w stronę największego hałasu.
Jack biegł. Biegł przed siebie, oglądając się raz po raz. Sprawdzał czy facet w lisiej masce go nie zgubił. Nie. Cały czas go gonił. Białowłosy uśmiechnął się z zadowoleniem. „Zgodnie z planem” – pomyślał i przyspieszył. Nagle usłyszał strzał z pistoletu i kula przeleciała mu tuż nad głową. Nie był to pierwszy raz. Choć musiał przyznać, że ta broń zrobiła na nim wrażenie. Strzelać kulami z niebiańskiego spiżu? Pomysłowe. Wtedy zauważył upragnioną studnię do nawadniania sadu. Odwrócił się twarzą do przeciwnika i uniósł miecz. Zdecydowanie czuł się pewniej mając za sobą źródło wody. Chłopak również zatrzymał się i nacisnął spust pistoletu. Syn Posejdona zasłonił się tarczą i natarł na rzymianina. Ten posyłał teraz kulę za kulą. Jack uchylał się przed pociskami, aż jeden z nich trafił go w nadgarstek lewej ręki. Upuścił tarczę i grymas bólu pojawił się na jego twarzy. Kula jakimś cudem nie utknęła mu w ręce. Ciemnoczerwona struga krwi spływała mu po dłoni. Zacisnął zęby i zaklął pod nosem. Lisia maska zaśmiała się triumfalnie. „O nie. Nie dam ci powodów do radości” – pomyślał i zamknął oczy. „Woda. Skup się na wodzie.” Ze studni dobiegło ciche pluskanie, a w żołądku powstał mu znajomy supeł. Przeciwnik powoli zbliżał się celując w serce Jacka. „Jeszcze chwilka.” Chłopak uniósł rewolwer. Wtedy Jack otworzył oczy i z wrzaskiem natarł na rzymskiego półboga. Woda ze studni wytrysnęła niczym z gejzeru i uderzyła w pierś zamaskowanego herosa. Ten zachłysnął się i zaczął krztusić. Upadł na plecy, a wtedy pistolet wypadł mu z ręki. Kiedy spróbował się podnieść, Jack uderzył go rękojeścią w głowę. Chłopak zemdlał. Syn Posejdona uciszył wodę i opuścił miecz. Zerknął na nadgarstek, a oczy rozświetliły mu się z zachwytu. Rana zniknęła.
– Świetnie.
Wtedy usłyszał głośny wybuch. Zaniepokojony tym dźwiękiem, ruszył w tamtą stronę.
Ginny wystrzeliła kolejną lodową strzałę, a chłopak z łatwością uniknął pocisku. Wydobył z pasa kolejny nóż i rzucił go w jej stronę. Uchyliła się, a broń utknęła w pniu drzewa. Spojrzała rzymianinowi w twarz. Z jego oczu biła czysta nienawiść i odraza. Obrzydzenie wręcz. Poczuła jak wzrasta w niej frustracja.
– Słuchaj to, że się nie lubimy to jedno, ale… żeby się mnie brzydzić?
Heros uniósł brwi i posłał jej pogardliwe spojrzenie.
– Typowe. Każde dziecko Ateny jest takie samo.
Teraz blondynka zrobiła zdziwioną minę.
– Skąd ty…?
Chłopak wzruszył ramionami.
– Wyczułem. Jako syn Bellony czuję do ciebie naturalną niechęć.
Ginny zacisnęła pięści. Ten gość zaczynał ją poważnie irytować. Ze złością naciągnęła cięciwę. Strzała musnęła ramię rzymskiego półboga, drąc mu koszulę. Ten zmrużył oczy i w odpowiedzi, rzucił kolejnym nożem. Ginny zasłoniła się tarczą i cofnęła o kilka kroków. Przez kilka chwil strzelali do siebie, aż córka Ateny musiała odchylić się do tyłu, żeby uniknąć lecącego w jej ostrza. Dziewczyna poślizgnęła się i upadła. Rzymianin pochylił się nad nią z nożem skierowanym w jej skroń. Serce jej zamarło i… wpadła na pomysł. Zgarnęła w garść piach, po czym błyskawicznie sypnęła nim w oczy przeciwnika. Chłopak upuścił broń, przytknął dłonie do twarzy i zaczął wrzeszczeć. Córka Ateny poderwała się i odbiegła. Wdrapała się na drzewo, wyciągnęła łuk i wyczarowała paraliżującą strzałę. Rzymianin uspokoił się i rozejrzał wokół, zaczerwienionymi oczami. Odwrócił się i jedyne co zobaczył to strzała lecąca w jego stronę. Synem Bellony wstrząsnął elektryczny dreszcz, a następnie osunął się na ziemię. Ginny westchnęła i zeskoczyła z drzewa. Wtedy niebo rozdarł przeraźliwy krzyk:
– Nie!
Jamie stał naprzeciwko zamaskowanego chłopaka. Teraz przyjrzał mu się dokładnie. Czarne krótkie włosy, dziwnie sterczące z tyłu, skóra koloru popiołu, ni to biała, ni to szara, a oczy były dziwnej barwy szarości. Zupełnie inne niż Ginny. Jego były po prostu mroczne. Mierzyli się wzrokiem aż rzymianin powiedział:
– Z góry uprzedzam. Nie obchodzi mnie ten cały spór między naszymi mentorami. Zależy mi tylko na tobie – mocno zaakcentował ostatnie zdanie.
– Domyśliłem się – odparł blondyn.
Czarnowłosy zaczął go okrążać.
– Mam nadzieję, że poznałeś przepowiednię.
– Owszem.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
– Jakiś mało rozmowny jesteś – spojrzał na niego czujnie. – Nie chcesz się czegoś dowiedzieć? O naszej przeszłości?
Jamie posłał mu podejrzliwe spojrzenie.
– Jak to naszej przeszłości.
– No wiesz… czemu nas porzucili? Co się stało z naszymi matkami…
Syn Eteru zacisnął wargi i spuścił wzrok.
– Co o tym wiesz?
Rzymski półbóg uśmiechnął się wyraźnie zadowolony.
– Kiedy nasi ojcowie usłyszeli przepowiednię zareagowali dość… odmiennie. Mój się strasznie podniecił. Od razu chciał załatwić sobie potomka. Za to twój ojczulek… no cóż pogratulować mu wytrwałości. Aż zjawiły się nasze matki. Co najlepsze… dalekie kuzynki.
Jamie rozszerzył oczy, a chłopak kontynuował:
– Urodziły nas tego samego dnia, miesiąca i roku. Stąd wers: „bliźniaczo urodzeni.” Moja matka zmarła tuż po porodzie. Ojciec oddał mnie do sierocińca, zostawiając mi przepowiednię i książkę. Na tym się wychowałem – wzruszył ramionami. – Całe życie marzyłem o tym żeby cię znaleźć i zniszczyć – ton jakim powiedział te słowa, wywołał u Jamiego dreszcze.
– Twoja mama umarła, kiedy miałeś rok. Więcej nic o tobie nie wiem.
– Tyle ci wystarczy – Jamie zacisnął pięści. „On miał jakiś kontakt z ojcem… A ja?”
Syn Erebu przechylił głowę.
– Nie wystarczy. Jestem Adam – wyciągnął do blondyna rękę.
– Jamie – odpowiedział, ale nie uścisnął dłoni.
– Jak chcesz – Adam spojrzał na niego obojętnie. – Więc, żeby już nie przedłużać – oczy zaszły mu czernią – zakończmy ten spór!
Czarne macki wystrzeliły ku jego twarzy. Jamie wytworzył świetliste kule i „spalił” cienie. Adam stworzył smolistą włócznię i spróbował ugodzić chłopaka. Blondyn wyciągnął miecz, który momentalnie rozbłysnął i zablokował cios. Oboje uwolnili z siebie wewnętrzną energię. Między nimi wytworzyło się tak napięcie. Jamie poczuł, że opuszczają go siły. Nagle mrok i światło zderzyły się i odrzuciły chłopców do tyłu. Blondyn jęknął, a Adam zmrużył oczy.
– To nie… – szepnął.
Nagle usłyszeli przeraźliwy dziewczęcy krzyk.
Syn Erebu westchnął.
– Widzę, że dziś tego nie załatwimy. Do zobaczenia jutro, Jamie.
Po tych słowach wokół niego pojawił się cień, który go pochłonął. Adam zniknął.
Misiek powalił dziewczynę z biczem. Heroska wiła się, wierzgała i klęła siarczyście. Chłopak zabrał jej broń i związał dziewczynie dłonie oraz nogi. Rzymianka tak się rzucała, że maska spadła jej z twarzy. Michael zrobił zaskoczoną minę.
– To ty?
Jego oczom ukazała się dziewczyna, która zaatakowała go w jego rodzinnym mieście. Już miał o coś zapytać, kiedy usłyszał niesamowity huk. Instynktownie pobiegł w tamtą stronę. Na miejscu zobaczył Evę ,która walczy z „żelaznym gościem.” Posyłała w jego stronę świetliste strzały, a te odbijały się od jego zbroi. Nagle facet zaczął rosnąć. To znaczy… tak jakby. Zbroja zaczęła się rozrastać tworząc żelazny pancerz. Kiedy transformacja się zakończyła, chłopak miał ponad dwa metry, ramiona grubości kłody i małe karłowate nogi. Córka Ateny ścisnęła mocniej łuk i nałożyła na cięciwę kolejną strzałę. Facet podniósł rękę i wystrzelił w jej stronę zielony promień. Ze strzały został złoty pył. Heros podniósł rękę w celu uderzenia Evy. Misiek nie wytrzymał. Zanim ramię opadło, syn Aresa podbiegł i zablokował je mieczem. Blondynka zamrugała przestraszona.
– Misiek?
Chłopak zdołał się tylko do niej uśmiechnąć. Ciężar robota zaczął mu doskwierać. Powoli zaczął ryć nogami w ziemię, żeby móc utrzymać prostą postawę.
– Evo, uciekaj! – zawołał.
– Misiek on jest zbyt silny. Błagam, przepuść go!
Wtedy rzymianin zdołał odepchnąć wojownika. Michael poturlał się kilka metrów, aż zatrzymał się z jękiem. Córka Apolla wydała z siebie zduszony okrzyk, ale zacisnęła zęby i nałożyła nową strzałę na cięciwę. Włożyła w nią całą swoją półboską energię i wystrzeliła. Trafiła w podbrzusze. Grot przebił pancerz, a rzymski heros krzyknął z wściekłości. Ponownie uniósł ramie i przyszykował się do strzału. Evie ze strachu zwęziły się oczy. Wiedziała, że nie zdąży uciec. Zamknęła oczy, a półbóg uwolnił promień. Ku jej zdumieniu usłyszała huk, ale nie poczuła bólu. Wokół niej panowała cisza. Uniosła powoli powieki. Kilka kroków przed nią stał Misiek. Jego koszula uległa całkowitemu rozpadowi, a miecz tkwił w ciele robota, który zaczął się chwiać. Uśmiech ulgi zagościł na jej twarzy.
– Niezły refleks Misiek. Ale teraz chodźmy znaleźć resztę.
Chłopak jej nie odpowiedział.
– Misiek, chodź już – powiedziała z naciskiem.
Rudzielec zwiotczał i osunął się na kolana.
– Nie! – córka Apolla chwyciła chłopaka tak, że leżał jej na ramionach. Syn Aresa uśmiechnął się słabo i zamknął oczy.
– Nie! Nie, nie, nie! Nie waż mi się tu umierać! Otwórz oczy, proszę. Misiek… Nie! – Eva poczuła, że łzy spływają jej po twarzy. – Misiek błagam cię! …Przecież to niemożliwe, żeby jakiś cholerny rzymianin pokonał mojego rudzielca!
Chłopak drgnął. Uśmiechnął się delikatnie i wycharczał:
– Jakie to było słodkie.
– Misiek! – zawołała Eva i przytuliła się do niego.
Nagle za nimi rozległ się mały wybuch. Odwrócili się i zobaczyli rzymskiego herosa, nad którym stoją ich przyjaciele. Jack zrobił bardzo groźną minę i powiedział:
– Twoi kompani już wrócili do domku. Dobrze ci radzę. Zrób to samo.
Herosowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Upuścił na ziemię stalową kulkę i zniknął w chmurze dymu.
– Nic wam nie jest? – zapytała z troską Ginny.
Misiek pokręcił głową, a Eva przytaknęła. Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie.
– Nawet nie próbuj wstawać! Musimy zanieść cię do profesora i…
– Właśnie – przerwała jej Rozi. – Gdzie jest profesor Cuthbert?
Naprawdę niezłe. Fajny opis walki, ciekawe zakończenie. Do ortografii nie będę się przyczepiać, bo się tego nie zauważa, kiedy czyta się fajne opowiadania 😀
Nie zabijesz Miśka, prawda? Proszę, nie. On jest za dobry. Nie, nie, nie. Jak ja nie lubię, jak coś się staje moim ulubionym bohaterom.
A właśnie, co z profesorem? Pisz szybko ciąg dalszy. Może Mary go porwała? No dobra, kończę myślenie…
Podobało się mi bardzo (wiem, zły rozkład zdania… Chyba?). Tylko myśle, że nie musisz ciagle mówić Misiek, tylko real name. Ale jak uważasz 😉
Extra. Fajne opisy i akcja leci normalnie. Nie mogę się doczekać CD! I nie nie obrazimy się 😉
uniknąć lecącego w jej ostrza- albo zapomniałaś dopisać ,,stronę”, albo niepotrzebnie napisałaś ,,jej”
Opko takie jak zwykle, czyli łał, ekstra, cudo, boskie itd. :D. Czekam i to bardzo niecierpliwie na CD 😉
Chłopaki posłali sobie tryumfujące spojrzenia – triumfalne spojrzenia 😀 Ręki nie dam, ale tak mi się wydaje i brzmi lepiej 😉
Whippety szły koło swoich państwa. – koło swoich panów.
Wciąż masz minimalne problemy z przecinkami, pomyśl o tym, gdzie przerwałabyś zdanie podczas mówienia czegoś, może ci pomóc 😉
greczynko – Greczynko, z Grecji (prawdopodobnie z dużej, bo nie wiem jak z odmianami, ale co tam … 😀 )
rzymianinowi – Rzymianinowi
Między nimi wytworzyło się tak napięcie – niepotrzebne tak 😀 Znaczy, nie jest to błąd, ale jakoś nie pasuje 😛
ramie – ramię
NIEEEE! NIE ZABIJAJ MIŚKA!!!! :C Jest taki … oryginalny 😀 I … I….
To opko ….
Łał.
Niesamowite
Po prostu niesamowite. Zawsze się uśmiecham, gdy widzę „Connected by war” na rr 😉 Mogę zostać zlinczowana, ale według mnie to jest jedno z najlepszych opek na blogu 😉 Pisz szybko i wysyłaj następną część 😉
I co do pierwszego, to nie jest błąd, ale taka maluteńka uwaga, nie patrz i się nie przejmuj 😀
Powiem tak: Melia i Hestia wypisały błędy, więc ja mam tylko do powiedzenia, że … CD ma być natychmiast! Po raz kolejny ci to mówię: twój styl jest tak <3 Naprawdę, to jedno z najlepszych opek na blogu.
Czasem byly błędy rzeczowe i stylistyczne, ale zostały w dużej mierze wymienione w poprzednich kom. 😀 Pomysł ciekawy, oryginalny, ale brakuje trochę opisów uczuć. Taka drobna rade na przyszłość. Masz genialny styl a Misiek rozwala system