Dwudziesty rozdział, to już coś. Dziękuję tym co wytrwali i nadal śledzą losy Miri i Jane. Potwornie się ciesz, że komuś to się podoba oraz, że komentujecie moje wymysły, tak miłymi komentarzami na których widok uśmiecham się jak głupia do ekranu. Więc dziękuję i uprzedzam, że tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Choć w tym rozdziale, skończy się ich wędrówka to ja już mam plan na następne dziesięć rozdziałów. może nawet na więcej, ale już się nie zdradzam bardziej. Dla Elli, Nozownika7, Gosi_l., Wenus1999, Hestii i Monisi.m.
Miłego czytania 😀 i sorka za błędy >u<
[Miranda]
Nie muszę chyba opisywać pobudki. Każda w domku nr. 11 wygląda tak samo. Wiadro wody i człowiek na nogach.
-Aaaaaa!!!- wrzasnęła Jane, kiedy wylałam na nią zawartość wiadra.- Kobieto, powaliło cię?
-Może. Po prostu zatęskniłam za domem- powiedziałam. Pstryknęłam palcami i wiadro napełniło się na nowo. Jak ja kocham te boskie gadżety!
Emily właśnie usiadła, obudzona wrzaskami i wyzwiskami Jane, które były skierowane do mnie.
Ooo, szkoda, ze się obudziła. Tak bardzo chciałam ją oblać wodą.
-Jane, przestań- powiedziała. -Nie mog…- przerwała, bo skorzystałam z okazji, że jej jadaczka była otwarta i ‚niechcący’ przechyliłam nad jej głową naczynie z wodą. Dziewczyna wrzasnęła i zaczęła się na mnie drzeć jeszcze głośniej i bardziej obraźliwie niż moja siostra. Widzicie jak gniew zaślepia? Przestała udawać miłą i otwarcie wygarnęła mi, co o mnie myśli.
-Ojć, przepraszam- uśmiechnęłam się milusio rozkładając w bezradnym geście ręce.- Niechcący.
Emily posłała mi zabójcze spojrzenie i zwróciła się do Jane, która posłusznie zamilkła, gdy dostała takie polecenie i teraz tylko wpatrywała się z nienawiścią we mnie.
-Choć Jane, muszę iść się przebrać- rozkazała.
Z przerażeniem patrzyłam jak moja siostra posłusznie wstaje bierze czyste ubrania dla siebie i brunetki. Jak niewolnik. Westchnęłam i zetknęłam na Nathana. Chłopak już nie spał i z tą powoli doprowadzającą mnie do szału poważną miną, przyglądał się całej scenie. Pstryknęłam palcami, co poskutkowało natychmiast. Wiadro się napełniło a chłopak zerwał się na równe nogi. Uniosłam znacząco brwi podnosząc wiadro.
-Nawet o tym nie myśl- powiedział cofając się i podnosząc ręce w obronnym geście. Uśmiechnęłam się lekko i zamiast niego, woda z wiadra zgasiłam resztki paleniska.
-Dobra, jak wrócą dziewczyny to idziemy. To nie może być daleko.
-Nie jest- usłyszałam głos za sobą. Oniemiała odwróciłam się i ze zdumieniem spojrzałam się na Nathana. Chłopak wyglądał na równie zdziwionego co ja.
-J-jak… Skąd ty to wiesz?- zapytałam. Przez moją głowę przepłynęło tysiące przypuszczeń a trybiki zaczęły pracować w tempie ekspres.
-Nie wiem- odpowiedział cicho.- Na prawdę nie mam czarnego pojęcia, czemu to powiedziałem. Po prostu nagle tak…
-Dobra, nie tłumacz się- mruknęłam. Pewnie przypomina sobie coś z przeszłości. Skąd to wiem? Proszę… Czy myślicie, że jestem taka naiwna i spalam zamiast słuchać ich rozmów? Więc wszystko staje się jasne.
On celowo utrudnia mi życie, czy serio nic nie pamięta?
Westchnęłam i postanowiłam pójść się przebrać. Wyciągnęłam z plecaka mój stary top, który wepchnęłam tam wychodząc z naszego starego domu. Wiedziałam, że babcia by mi go nie spakowała, bo była to podkoszulka, którą zakładałam, kiedy siedziałam w domu, malowałam czy robiłam coś ciekawego i dlatego bladoniebieska bluzka była cała upaćkana farbą. Chwyciłam jeszcze krótkie szorty i poszłam się przebrać.
Kiedy wróciłam, rzez około następne dziesięć minut pakowaliśmy nasze rzeczy, aż w końcu pojawiły się dziewczyny. Jane przebrała tylko bluzkę, bo chyba nic jej nie zmusi do zdjęcia tych spodni. Teraz miała na sobie czarny podkoszulek i czerwoną bandanę na głowie. Jej pocieniowane, czarne włosy sterczały na wszystkie strony. Oczy oczywiście podkreślone czarną, wodoodporną kredką sprawiały wrażenie jakby ich właścicielka w każdej chwili mogła zabić. Moja siostra w ogóle nie przypominała swojego rodzeństwa- radosnych i mocno walniętych nastolatków, ani dziecka Ateny- poukładanej, wzorowej, czasem roztargniętej i trzeźwo myślącej dziewczyny. Bardziej przypominała córkę władcy Podziemia. Bez obrazy dla dzieci Hadesa.
Emily dla odmiany wyglądała zupełnie inaczej. Zamiast mojej delikatnej sukienki założyła fioletową bluzkę odkrywającą ramiona i błękitne szorty. Do tego obwiesiła się chyba całą biżuterią, jaką posiadała. Choinka Bożonarodzeniowa wyglądałaby przy niej ubogo. No, skoro opisałam ubiór (ratunku, zmieniam się w durną nastolatkę, która tylko na to zwraca uwagę), to mogę przejść do dalszego ciągu podróży.
-To co, możemy już iść?- zapytał Mike i podniósł jeden z plecaków a Nathanowi podał drugi.
-Dobra, chodźmy- mruknęłam.
Nie chciałam iść. Wiedziałam, że najpóźniej w południe dotrzemy do celu. Nie bałam się drogi. Jak to by wyglądało- córka boga podróżników boi się podróżować. To aż śmieszne. Ale było coś, czego się bałam. Tych pytań, które pojawiały się w mojej głowie. Jak to będzie wyglądało? Jak nas przyjmą? Ilu ich jest? Czy ktoś zginie? Jeżeli tak, to kto? Ateno, czemu jest tyle niewiadomych?!
Przez całą drogę nikt nic nie mówił. Kiedy się odwracałam widziałam dramatycznie przygnębiający widok. Za mną szedł Mike. Patrzył się pod nogi i tylko co jakiś czas podnosił głowę żeby się rozejrzeć. Kiedy spojrzał mi w oczy ujrzałam smutek. Nic więcej. Tylko smutek i strach. Widać, bał się tego co ja, czyli tego co będzie. Za Mikiem szła Emily, pewna siebie, ale też zamyślona. Co jakiś czas łapała się za tylnią kieszeń spodni upewniając się, że ma tam coś, czego nie chciała zgubić. Jane, maszerowała tym swoim władczym krokiem za nią, niczym jej poplecznik czy asystent. Patrzyła się przed siebie i na jej twarzy panował zamęt. Dziewczyna raz wydawała się przerażona a raz zniesmaczona. Czasem nawet stawała się tak blada, że miałam wrażenie, że przypomniała sobie coś mega ważnego. Jednak nie mówiła nic i zaraz na powrót stawała się dziewczyną, która wyglądała jak zjawa. Jednak był moment, kiedy moja siostra traciła swój prawie, że biały odcień skóry. Było to moment, kiedy odwracała się i spostrzegała, że Nathan przygląda jej się uważnie. Wtedy natychmiast uciekała spojrzeniem do przodu i poprawiała włosy. Jej policzki rumieniły się a kąciki jej ust próbowały uciec w stronę uszu. Naszą ‘wycieczkę’ zamykał Nathan. Chłopak nie okazywał zbytnio emocji, ale dało się z jego mimiki odczytać o wiele więcej niż pierwszego dnia naszej znajomości. Może da się mu jeszcze pomóc…
Przed nami widać było tylko drzewa. Drzewa, drzewa i drzewa… A nie, przepraszam. Oprócz drzew dało się widzieć jeszcze krzaczki! No to, poprawa: Wszędzie rosły drzewa, drzewa i krzaki. Widząc taki wspaniały i spokojny krajobraz, nie mogłam uwierzyć, że w mojej głowie jest inaczej. Natura podobno uspokaja, co? Nie mnie… Patrząc na zarośla, zaraz widziałam wyskakującego z nich wygnańca, który nas zabija. Wszędzie gdzie spojrzałam, widziałam albo pułapkę albo naszą śmierć.
Byłam przerażona. Cała ta afera… Czemu my? Czemu ja? I jeszcze to, że muszę narażać przyjaciół… Nie możemy tam przecież wejść i powiedzieć, że mają się zbierać, bo jedziemy do Obozu Herosów. Przecież oni znają i nienawidzą tego miejsca. Jeszcze ten dzisiejszy sen… On tak strasznie zmienił postać rzeczy… Chyba dopiero teraz się zorientowałam, jak ważna i jak niebezpieczne jest to, co próbujemy zrobić.
Śnił mi się obóz Wygnańców. A tak dokładniej jedno pomieszczenie. W środku panował półmrok, ale doskonale widziałam osobę, stojącą w cieniu. Widziałam, że była to dziewczyna. Twarz miała schowaną po kapturem szaty. Przed nią, stał chłopak, ubrany w czarny napierśnik ze spiżu z mieczem w dłoni. Kiedy przemówiła jej głos wydawał się dochodzić z innego wymiaru.
-Nasza Przywódczyni, wydała rozkazy- rzekła.
-Jakie rozkazy?
-Na razie małe. Masz być gotowy. Twoi ludzie też. Oni…oni już idą- powiedziała a ja mogłam przysiąc, że dostrzegłam uśmiech, spod ciemnego kaptura. Chłopak, który na oko miał jakieś siedemnaście lat, podrapał się w rude włosy.
-Oni? To znaczy… te laski, które mają nas zabić?
-Nie durniu! One nic nam nie zrobią- wrzasnęła dziewczyna.- Mamy je w garści. Nawet lepiej… przyjdą tu, a my będziemy czekać. Nie, nie zabijemy ich od razu. Zobaczymy, jak są silne…
-Czyli będzie nawalanka czy nie?- zapytał z nadzieją w głosie chłopak.
-Hmm… Można tak powiedzieć. Mój drogi pamiętasz naszą Przepowiednię Odnowy?
-Ten wierszyk, który powiedział Kazik? To znaczy, nasz Najwyższy Wróżbita…
-Wierszyk?! Ty ignorancie! To wielka przepowiednia!
-No, tak pamiętam. A po co ci to?
Widać, chłopak nie był zbyt błyskotliwy.
-Przepowiednia mówi, że córy Hermesa i wnuczki Ateny tu przyjdą tak?
-Tak. Idą już- zauważył rudzielec. Zakapturzona postać popukała się w czoło, a tak właściwie w szatę.
-Zamknij się łaskawie, co?- powiedziała i wyrecytowała fragment tej jakiejś Przepowiedni Odnowy:
„Razem pokonać nasz lud zdołają,
zaś jeśli jedna z nich swój los wypełni,
ten, co podpisany już mają,
to nic nas ku władzy pełni,
nie odciągnie i bardziej pogłębi”
-Czyli, że co?
-To durniu, że jeżeli się ich pozbędziemy, władzę mamy jak w banku!
-Więc będzie zabijanka?- zapytał uradowany wymachując mieczem nad głową.
-Wstrzymaj się, mój drogi. Sprawimy im więcej cierpienia, przed śmiercią…
Wtedy mój sen się zmienił.
Stałam w jakimś pokoju. Nie, nie jakimś. To był dość duży pokój, z tą szarą kanapą i mnóstwem książek na półkach. To był mój dom… Widziałam kobietę siedzącą na sofie i czytającą jakieś pismo o wojnach na świecie. Była młoda, miała czarne włosy i okulary na nosie. Widocznie przyzwyczaiła się do nich, kiedy była naszą babcią. Przy stole obok, rozłożyła swoje książki i stare pergaminy inna kobieta. Siedziała i notowała coś na zwojach. Ta miała brązowe włosy i szare oczy. Obydwie milczały i wyglądały na pochłonięte swoimi zajęciami. Słychać było tylko cykanie dużego zegara na ścianie i skrobanie pióra na kartkach.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i do przedsionku wbiegła inna postać. Minęła mnie nie zauważając, że stoję tuż obok. Widać, że biegła, bo kiedy wpadła do salonu, nogi się pod nią ugięły i przybysz usiadł na podłodze. Chciałam podbiec i pomóc, ale nie mogłam się ruszyć. To tylko sen…
Obydwie kobiety zaniemówiły. Szybko wymieniły spojrzenia i podbiegły, aby pomóc kobiecie, która przybiegła. Nieznajoma, miała na sobie łachmany, które kiedyś musiały być czarnymi spodniami i czarną bluzą. Brązowe włosy, sterczały jej na wszystkie strony świata i zasłaniały jej prawie całą twarz.
-Boże drogi, dziecko!- wykrzyknęła bogini Nike pomagając wstać i usiąść na kanapie kobiecie.- Co ty tutaj robisz?!
-Ja, ja…Ja już wiem- szepnęła z przejęciem na oko dwudziesto-cztero latka.
-Naturalnie, że wiesz- odpowiedziała ze spokojem Atena i wręczyła jej szklankę wody.
-Gdzie…?- powiedziała drżącym głosem kobieta.- W-w obozie?
Nike pokręciła głową. Atena usiadła obok brunetki czule odgarnęła jej włosy z czoła.
-Przykro mi. Z tego co wiemy, dziś, dotrą do celu.
Kobieta wzięła głęboki oddech i opadła na kanapę. Przez kilka sekund leżała z zamkniętymi oczami.
-Wiem, jak im pomóc. Można to cofnąć…- wyszeptała po chwili.
-Wątpię, moja droga…- powiedziała cicho Nike i spojrzała się na ścianę obok, aby ukryć łzy w oczach.
-Da się!- krzyknęła kobieta, jednak po chwili dodała ciszej i już z mniejszą wiarą w to, co mówi.- Da się. Przez ostatnie prawie szesnaście lat, błąkałam się po całym świecie, odwiedzając bogów, zacząwszy na Zeusie a kończąc na nimfach. I w końcu znalazła odpowiedź…
-Ja wiem- odparła Atena uśmiechając się blado.- Tylko zastanów się, czy ta odpowiedź ci choć trochę pomogła.
Kobieta, która przybyła, zalała się łzami. Dreszcze szarpały jej ciałem i policzki miała już całe mokre.
-Wikuś, nie płacz- powiedziała ciocia Wiktoria i podała kobiecie paczkę chusteczek.
-Nie nazywaj jej tak- wtrąciła Atena.
-Będę ją tak nazywać. Zawszę ją tak nazywałam, i zawszę będę uważać, że tak powinnaś ją nazwać, kiedy się urodziła. Mówiłam już, że Wiktoria to piękne imię?- spytała, ale obie panie zignorowały ją.
-No już, sówko, nie płacz- powiedziała Atena i pogładziła kobietę po potarganych włosach.
-To da się zrobić- powtórzyła cicho trzęsąc się.- Da się, na pewno. Tylko trzeba znaleźć tą osobę, która to zrobi.
-Dwie osoby- poprawiła ją Nike.
Zapadła cisza. Nieznajoma wstała i podeszła do regału. Przez chwile przyglądała się zdjęciom, aż w końcu podniosła jedno z nich. Nie widziałam jakie, ale czułam, że jak ujrzę to zdjęcie to się przerażę.
-Wybaczcie mi, ale ja to zrobię- powiedziała i odchyliła tak ramkę ze zdjęciem, że mogłam dostrzec, co a nim było. Na fotografii, siedziała kobieta, która trzymała na ręku noworodka a obok niej stał mężczyzna trzymając drugie dziecko. Uśmiechali się, ale na policzkach kobiety widać było łzy i to nie były łzy szczęścia. Nigdy nie wiedziałam czemu…Jedyne moje i Jane zdjęcie, kiedy jesteśmy z mamą i tatą. Ze smutkiem spojrzałam się na zdjęcie. I wtedy kobieta odsłoniła swoją twarz, odgarniając włosy do tyłu. Zamarłam.
-Musze uratować moje córki.
[Jane]
Mokra, zła i niewyspana. Tego mi do szczęścia potrzeba. Jeszcze teraz muszę iść i nawracać jakiś debilów, którzy mnie chcą zabić. Jak jakiś ksiądz, który został świętym, bo zginął śmiercią męczennika. Ja też będę święta?
Szłam za Emily. Moja przyjaciółka, była zdenerwowana. Bidulka, pewnie nie wie, jak nas obronić. Czułam się tak potwornie, że ją w to wplątałam. Ona nie musi iść z nami i ginąć. Jednak ona chce nam towarzyszyć. Jest wspaniała, nie? Najpierw ratuje mnie przed piekielnym ogarem, potem pozbawia koszmarów. I robi to na tyle skutecznie, że nie pamiętam, co mi się śniło! Nic, żadnych strasznych wspomnień! Potem jeszcze ratuje nas wszystkich przed spiżowym trąbiaczem, zwanym słoniem, załatwia nam transport i cały czas mi pomaga. Takiej to ze świecą szukać.
Nie to, co Miranda. Ona nie zrobiła zupełnie nic. Nigdy mi nie pomogła. Tylko się ze mnie śmiała, jak w szkole mnie dręczono. Potem łaskawie pomagała i pokazywała, jaka jest świetna. Nienawidzę jej. Jak już załatwimy tych odwróconych półbogów, to idę zmienić nazwisko. Nie mam zamiaru nazywać się jak ten śmieć. Nazwę się nazwiskiem Emily. Przecież to ona jest dla mnie jak siostra. Będę się nazywać Jane… Dobra, nie wiem jak Emi się nazywa, ale i tak zmieniam.
-Emi jak masz na nazwisko?- zapytałam a dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie.
-Brzydko- odparła zmieszana.
-No co ty, nie ma brzydkich nazwisk.
-Wiem, lubię swoje nazwisko i jestem z niego dumna. Ale to nie twój biznes i twojej siostrze by się nie spodobało- powiedziała.
-Tak, nie mój biznes. Przepraszam.
Nagle Emily stanęła. Już się przestraszyłam, że ją rozgniewałam, ale ujrzałam, że pozostali też stoją. Kiedy podszedł do nas Nathan, zorientowałam się, że wszyscy patrzą się w dół. Odwróciłam głowę i nogi się pode mną ugięły. Kilkanaście metrów pod nami widać było ziemię. A raczej stertę kamieni na ziemi. Jeżeli mielibyśmy tam zejść, to tylko ześlizgując się po rumowisku skał. Zero szans na przeżycie.
-To co, idziemy dalej?
-Nie Jane- powiedział Mike.- Nie mamy po co iść dalej.
-Czemu?- prychnęłam.
-Bo dotarliśmy do celu- szepnęła Miri.
-Te kamyczki to ich obóz?
-Mgła jest wszędzie i zasłania go nawet przed herosami. Kronos ją stworzył, tak jak anty-boską barierę- powiedziała Emily wpatrując się w dół.
-No to, co schodzimy?- zapytałam z ironią.
-Tak- opowiedziała mi Miri. Uśmiechała się szeroko a jej oczy błyszczały.-Idziemy- powiedziała i jak gdyby nigdy nic skoczyła w dół. Co miałam robić? Zamknęłam oczy i skoczyłam…
Trzy słowa: cud, miód i maliny. Nie mogę uwierzyc, że w dedykacja w ty cudzie jest mój nick. Ja się za chwile popłacze ze szcześcia.
Ps. Mnie tak samo obudziła klasa rok temu na wycieczce (zamiast wody wylali coca cole)
Pss. Ja żądam CD!
Pss. Pierwsza!
Dzięki za dedyczkę opowiadanie extra, jej, już 20. cześć! Gratuluje, ja nie dotrwalam do drugiej XD
Błędów chyba nie było, pierwszy akapit Jane jest tak zejabisty, że takich to ze świecą szukać…
Biedna Jane, jakby mi ktoś powiedział, że coś jest nie moim biznesem, to cóż… (Dobra, nie zdradzam, co robię z ciałami XD).
A pobudka GENIUS, zazroszczę 😉
Więc myśle, że wiesz, co było najważniejszym celem tego komenta (tak apropo, to się strasznie rozpisałam, zwykle nie piszę takich długich): rozkazanie Ci, nie, zmuszenie Cię do napisania szybko CD *zastanawia się, jakie tortury bedą najlepsze*
Pozdrawiam,
Ella
Jak zwykle opko przeeeeecudowne!!! Podziwiam cb, że tak szybko dodajesz takie fajne opowiadanka ;D.
Wyciągnęłam z plecaka mój stary top, który wepchnęłam tam wychodząc z naszego starego domu. – powtórzenie
-To co, możemy już iść?- zapytał Mike i podniósł jeden z plecaków a Nathanowi podał drugi.
-Dobra, chodźmy- mruknęłam.
Nie chciałam iść – przecinek przed a i powtarza się „iść”
tą osobę – albo tę osobę, albo tą osobą – końcówki w obydwu wyrazach muszą być takie same
Westchnęłam i zetknęłam na Nathana. – literówka
Sorry, że się czepiam, ale od tego, że udam, że nie było błędów nic ci nie przyjdzie, więc wolałam wypisać błędy. Ale tak ogólnie to zgadzam się z Wenus: cud, miód i maliny No i bardzo dziękuję za dedyczkę. No i podziwiam Cię za wytrwałość: 20 części to jest coś. No więc zostaje Ci tylko pisać szybkie Cd 😀
Pozdrawiam, Gosia
No mam nadzieję, że się tak szybko nie znudzisz ;). Tylko spróbuj mi nie wysłać CD, a nafaszeruję Cię cukierkami Emily i rozkarzę udawać koguta przed całą Twoją klasą, tak długo aż zgodzisz się napisać CD 😀 buahahahaha nie masz szans przestać wysyłać tego cuda 😉
PS Twoje opka widocznie komentuje po 22, gdyż najlepsze zostawiam na dobranoc (podświadomie xD)
ooo, jak miło. Też zostawiam najlepsze na koniec :3 i nie musisz mi kazać udawać koguta, już to musiałam robić przed całą szkołą na przedstawieniu. Jak ja kocham moją polonistkę i jej przedstawiania dla starszych dzieci -,- A następna część jest już pisana więc najpóźniej w weekend będzie 😀 Chyba