Dla wszystkich, którzy nienawidzą tak jak ja chemii. Przepraszam za błędy, ale znów musiałam posłużyć się tabletem a tam rządzi moja ukochana autokorekta… -,-I przepraszam za dziwne odstępy, jeżeli takowe znów się pojawią…
Miłego czytania 😀 Mam nadzieję, że się spodoba tej nielicznej grupce, która wytrwale brnie, prze moje wymysły XD Dziękuję!
[Miranda]
Apollo wysadził nas jakiś dzień drogi od celu. Było już ciemno i dość chłodno. Podobno dalej nie może, bo Kronos jak jeszcze istniał, stworzył ‘ant-boską’ barierę i Apollo mógłby doznać poważnych urazów, jakby spróbował się zbliżyć albo ingerować w to, co dzieje się wewnątrz. Tłumaczył się jeszcze tym, że nie wie, gdzie jest obóz i woli się tam nie zbliżać, wygnańcy mogliby nas przez to źle przyjąć. I tak to zrobią…
Z żalem i smutkiem patrzyłam jak Apollo wsiada do swojego auta i zaczyna migać. Odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. Jakoś nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Teraz, jak już odzyskałam Mika, zaczęłam się głowić jak przywrócić Jane. Ale i tak najpierw musiałam ustalić, co ja do cholery powiem tym wygnanym.
Szliśmy przez las. Wokół panował półmrok. Drzewa, delikatnie kołysały się na wietrze. Każdy pień, był dość cienki, ale było ich tyle, że wyglądały jak kilka długich ścian. Słuchać było tylko nasze kroki, szelestu poruszanych przez nas liści i łamanie gałązek pod stopami. Co jakoś czas słyszałam jak ktoś się wywala, czasem klnie pod nosem.
Co jeżeli oni od razu nas zabijają? Przeciera nas jest tylko pięcioro a ich podobno około setki. Nie wejdę tam i nie powiem im, że bogowie są fajni i mają i ich znowu kochać i szanować. Wyśmieją nas i pozabijają zanim znów otworzę jadaczkę. Bogowie, wysłaliście nas na pewną śmierć. Celem naszym jest wytłumaczenie buntownikom, że bogowie się o nas troszczą. Przecież jedno wyklucza drugie.
Westchnęłam cicho i na chwilę zamknęłam oczy. Poczułam jak ktoś wsuwa swoja rękę w moja dłoń. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na chłopaka. Obok mnie szedł Mike. Widać, też nie wie, co robić i o tym myśli. Pod jego brązowymi oczyma, które rozczulały mnie od zawsze pojawiły się sińce. Przez chwile dreptał obok i nic nie mówił. Ceniłam sobie to, że mogę sobie z nim tak po prostu pomilczeć.
-Mir, chciałem ci podziękować.
-Weź przestań. Zrobiłbyś to samo dla mnie, prawda?- odpowiedziałam mu.
-Tak, oczywiście, ale dziękuję ci, że się nie poddałaś. Tylko starałaś się mi pomóc.
-Mike, nie ma za co- uciekam krótko. To oczywiste, że mu pomogłam, wiec nie widziałam potrzeby, aby on mi dziękował.
-Kocham cię, wiesz?
-Naprawdę? Nie wierzę.
Uśmiechnął się.
-Mir, wybacz, ale muszę się o to ciebie w końcu zapytać.
-Co chcemy zrobić, jak już dojdziemy?- uprzedziłam jego pytanie. Brunet kiwnął głową . -Nie wiem- przyznałam. – Na prawdę nie wiem. Nie mam pojęcia- Uśmiechnęłam się. Nagle to wszystko wydało mi się śmieszne. To, że muszę nawracać jakiś buntowników, to, że moja siostra komuś uległa i jest zaczarowana, że jakaś mitologia jest, a raczej istnieje w świecie rzeczywistym, że muszę zabijać potwory, właśnie jechałam na słońcu a mój tata to bóg złodziei i podróżników. No, sami powiedzcie, czy to jest normalne? Nie, to jest komiczne… Niczym połączenie wielu snów, tych najdziwniejszych i bezsensownych. Sen, to tylko sen…
-Mir, dobrze się czujesz?- z zadumy wydawał mnie ten troskliwy głos. Zatrzymałam się. On też. Staliśmy naprzeciw siebie. Inni oddalali się coraz bardziej.
-Nie, Mike, nie czuję się dobrze- szepnęłam patrząc mu się w oczy. –Czuję się potwornie. Najchętniej położyłabym się na ziemi, nawet tu i teraz i bym zasnęła, mając nadzieję, że jak się obudzę, to, to wszystko się skończy. Mam wrażenie, że to wszystko, całe te ostatnie tygodnie to tylko sen. Dziwny sen. Wydaje mi się, że to nie może być prawdą. To, co się dzieje jest jak jakaś historia. Albo właśnie tylko sen. To wszystko, jest jak jakaś historyjka z książki, którą czytałam. Wiesz, tylko, że wtedy nigdy nie pomyślałam, że mi też coś takiego się może przydarzyć. Choć nie… W tych książkach, wszystko kończyło się happy end’em- przerwałam i spuściłam wzrok. –Mike, przykro mi…ta historia się chyba tak nie skończy- szepnęłam. Chłopak milczał, więc ciągnęłam swój zaiste cudowny monolog.- Nawet gdyby to byłoby snem, to nie byłby dobry sen. Mam wrażenie, że ten stres, przerażenie i ból, który tworzy Emily to koszmar. Ale wiesz- z każdego snu kiedyś da się obudzić…- szepnęłam. Poczułam jak coś mokrego spływa mi po policzkach.- Po jutrze mam szesnaście lat, pamiętasz? Po jutrze minie szesnaście lat, odkąd ja i Jane żyjemy. Żyjemy bez rodziców ale z tysiącem pytań. Nienawidzę pytań. Chciałabym się obudzić. Tak, obudzić się jak normalna piętnastolatka. Czemu w takim wieku? Bo wtedy było normalnie. A wtedy miałam piętnaście i było normalnie. Była babcia, były pytania, na które szukałam odpowiedzi a teraz pragnę jej nie znać, byłeś ty- nie Mike Abreem, grupowy domku Apolla, wspaniały heros, była babcia a nie bogini Nike, albo ciocia Wiktoria. Mike, ja chce się obudzić- miałam wrażenie, że zaraz się rozpłynę. W rozpaczy, strachu- byłam bez silna. Miałam dość. Gdzieś głęboko, czułam, że może mijam się z prawdą, jednak na razie tak myślałam. Otarłam łzy z policzka końcówką rękawa jego bluzy. Mike dzielnie znosił moje spojrzenie. To spojrzenie pełne rozpaczy i przerażenia. Chłopak delikatnie złapał mnie za ramiona i pochylił się tak, że nasze twarze znalazły się prawie na tym samym poziomie.
-Nawet tak nie mów, proszę cię.
-Niby czemu?
-Bo jesteś zmęczona i nie wiesz co myślisz. Może i masz rację- jest ciężko. Możemy zginąć. Ale czy na pewno chciałabyś zapomnieć o Obozie Herosów? Nie chcesz pamiętać tych chwil, jakie tam przeżyłaś, przyjaciół, kawałów twoich braci i tych, które ty zrobiłaś?
-Przepraszałam cię już za tą piankę do golenia na naleśnikach…
-Nie o to chodzi- wywrócił oczami.- Powiedz mi, na pewno chciałabyś usunąć z życia te chwile?
Zapadła cisza.
-Nie chciałabym, taka jest prawda. Ale gdyby ich nie było, nie byłoby tych, które będą. Wiem, dziwnie to brzmi, ale to fakt. Nie musiałabym się martwic o jutro, ani o Jane oraz o ostatnie wersy przepowiedni.
Znowu się rozkleiłam. Mike objął mnie i przez chwilę ściskał mocno.
-Będzie dobrze- powiedział. Zabawne, dokładnie to samo powiedziałam Jane a ona mi odpowiedziała, że nie, nie będzie dobrze. Chciałam mu to samo powiedzieć, ale się powstrzymałam. Zamiast tego pokiwałam głową i delikatnie się od niego odsunęłam na tyle, aby móc mu spojrzeć w oczy.
-Czy ja wariuję?- spytałam łamiącym się głosem. On tylko się zaśmiał i pocałował mnie w czoło.
-Tak, najwyższy czas. Każdy dobry heros, kiedyś musiał zwariować. Inaczej nie dałby rady. Bo jakby sobie wytłumaczył otaczającą go rzeczywistość?
-Każdy?- chlipnęłam i znowu się w niego wtuliłam. Pachniał, tak jak przeszłość. Jak szkoła i jak moje wspomnienia.
-Acha, bez wyjątku- uśmiechnął się.- Mir, nie płacz mi już, tylko rusz się, bo przestałem słyszeć przekleństwa twojej siostry, kiedy się wywala.
-To na prawdę, musimy być daleko… Już jestem spokojna- odetchnęłam głęboko i ruszyłam przed siebie. Mike dogonił mnie i splótł swoje palce z moimi.
Widm, że to banalne stwierdzenie, ale kocham go, dlatego, że jest. Uśmiechnęłam się do siebie i założyłam za ucho jeden z kosmyków moich brązowych włosów. Nagle zobaczyłam jakieś światełko. Pewnie tamci postanowili rozpalić ognisko.
Tak jak przypuszczałam zastałam Nathana bawiącego się ogniskiem a dziewczyny leżały w swoich śpiworach i gadały. Kiedy zobaczyły nas przestały rozmawiać, jednak tylko na chwilę. Może po prostu zmieniły temat rozmowy. Usiadłam na jednym ze śpiworów i zaczęłam wpatrywać się w płomienie. Skakały wokół grubszego kawałka drewna, paląc go. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę gdzie jestem. To nie była nawet polana, co tylko odstęp pomiędzy drzewami, który stworzył przewrócony konar drzewa. Wszystko było porośnięte mchem i jakimiś porostami. Możliwe, że bym je rozpoznała podczas dnia, ale teraz było zbyt ciemno. Nade mną widać było skrawek nieba, tym razem bez gwiazd. Chmury zasłaniały wszystko i tylko czasem przez tą warstwę szarości przebijał się księżyc, który za dwa dni, będzie okrągły. Pełnia. Czas, marzeń, ważnych decyzji, zmian. Przynajmniej ja tak sobie to utożsamiałam.
Katem oka dostrzegłam, ze Emily mnie obserwuje. W tej niebieskiej sukience, wyglądała tak nie pozornie. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że ja też jej się przyglądam, wstała. Powiedziała coś Jane i wzięła swój plecak, ten, z którym ją spotkaliśmy. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie jak dziewczyna ruszyła w kierunku, do którego zmierzaliśmy. Co ona- idzie sama?
-Jane, gdzie idzie Emily?- spytałam niby obojętnie.
-Eee, ten, ona idzie…idzie się wykąpać, bo kiedyś tu już była z Nathanem i się orientuje co i jak… no, gdzie jest jakiś strumyczek- wyszczerzyła się zdenerwowana.
Już w to wierzę. Lecę pędzę normalnie. Jednak byłam zbyt zmęczona, żeby się tym zamartwiać. Wiem, zero odpowiedzialności.
[Jane]
Wiem, nie umiem kłamać. No, może umiem, ale to dotyczy wszystkich poza Miri. Jak mam zmyślać osobie, która zna mnie od dziecka? No, może mnie nie zna. Ona jest tak perfekcyjna, tak świetna, że nie zaszkodzi jej czegoś nie wiedzieć. To byłaby miła odmiana. Ona zawsze zna na każdą rzecz odpowiedź i umie wymyśleć wszystko. Typowe dziecko Ateny. Do tego dochodzi spryt po tatulku i nie ma na nią mocnych.
Miranda tylko westchnęła i położyła się tyłem do mnie. Nie miałam ochoty z nią gadać, wiec odetchnęłam z ulgą. Mike też już zasnął więc siedziałam sama wpatrując się w płomienie. Sama, do pewnego momentu.
-Mogę się dosiąść?- usłyszałam głos za plecami.
-Jasne, siadaj- uśmiechnęłam się do Nathana. Chłopak nadal z tą swoją ponurą i poważną twarzą klapnął na śpiwór obok mnie.
-Co tam?- zapytałam, żeby zacząć rozmowę.
-Serio nie wiesz?- mruknął.- Podejrzewam, ze tak samo jak ty, niedawno jechałem limuzyną i gadałem z bogiem sztuki.
-Faktycznie- poczułam się głupio, że zadałam takie banalne pytanie.
-Skąd jesteś?- spytał.
-Jeszcze niedawno mieszkałam w domu na Manhattanie, ale teraz mieszkam w Obozie Herosów. No, mieszkam, jeżeli przeżyję- zasępiłam się.- Musicie tam też zamieszkać. Po misji wrócimy do obozu. Co ty na to?
-Nie wiem- powiedział cicho.
-Czemu? Masz gdzie mieszkać?
-Nie, odkąd pamiętam włóczyłem się z Emily po świecie.
-To znacie się dłużej?- spytałam zdezorientowana.- Emi, mówiła, że dwa lata.
-Nie, no co ty- świetnie, teraz nie mam u niego szans, jeżeli znają się dłużej niż myślałam.
-Emily znam od tygodnia.
Zatkało mnie. Ale…przecież, Emi mówiła, że… No dobraaaa… Pewnie się pomyliła. Każdemu się może zdarzyć, nie? Nawet komuś tak zajefajnemu jak ona, może się to przytrafić.
-Co?!- zapytałam wytrzeszczając oczy.
-No, tydzień. Wcześniej…- zmarszczył brwi. Kilka razy zamrugał.- Nie pamiętam. Nigdy nie myślałem o tym.
-Nigdy nie myślałeś o tym, co robiłeś tydzień temu? Bez jaj, chłopie.
-Ale ja serio nie wiem- mruknął i przeczesał swoje czarne włosy. Jejciu, jaki on jest przystojny…
-Nie ważne. Po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Tylko słuchałem się Emi. Ona zawsze wiedziała, co mam chcieć i co mam zrobić.
-Tak-przytaknęłam uśmiechając się.- Ona jest świetna, co?
-Acha, ale wiesz- chłopak spojrzał na mnie. Poczułam dziwne ciepło w brzuchu. Przysunęłam swoje nogi pod siebie. Objęłam je rękoma i nadal przyglądałam się Nathanowi.
-No nie wiem.
-No, może to dziwnie zabrzmi, ale jakoś tak przy tobie zacząłem zwracać uwagę na takie drobne szczegóły. Na przykład, czemu ona była taka wredna dla Apolla. Przecież to spoko koleś, nie?- popatrzyłam się na niego i przechyliłam głowę- No tak, tobie zepsuł spodnie. Ale gdyby nie ty, nadal bym…był takim pomiotem. Nic bym nie myślał sam i tylko tępo wykonywał polecenia Emily- zwrócił się do mnie. Ładny był, jak mam być szczera. Co? Nie, ja się wcale nie zakochałam. Wszyscy tylko o jednym, co? Nathan, to tylko mój przyjaciel. Siedzimy sobie, gadamy i nic więcej- niestety… Albo, zapomnijcie o tym, oki?
-No co ty, wcale tak nie było. Emily cię nie wykorzystuje. Bardziej bym bała się o to, że ulegniesz mojej siostruni- pokiwałam głową, bo chłopak zrobił wielkie oczy. Widać jeszcze nikt go nie uprzedził.- Ona myśli, że wszystko kręci się wokół niej. Niby ona jest najważniejsza i nikt poza nią. Zawsze przy niej czułam się niechciana i nic nie warta. No a potem poznałam Emi. Nienawidzę mojej siostry- szepnęłam i odwróciłam się w stronę Miri. Leżała spokojnie wtulona w Mika. Następna perfekcja- idealny związek.
-Nie chcę się mieszać, ale nie wierzę ci. Kochasz swoją siostrę- powiedział. Nadal siedział w tej samej pozycji. Jego wyraz twarzy nie ulegał zmianie. Był taki kojący i dawał wrażenie, że jest się bezpiecznym. Jakby hamował moja nadpobudliwość. Nagle zdałam sobie sprawę, że usiedziałam juz w jednym miejscu dłużej niż piętnaście minut. Nowy rekord normalnie.
-Ona ci pomagała. Wspierała, jak miałaś problemy.
-Nie- pokręciłam ze smutkiem głową.-Mam jej dość. Zawsze tylko ona się liczyła i wszyscy zwracali tylko na nią uwagę. A poza ty, czemu wysuwasz takie wnioski i czemu wiesz, ze mi kiedyś pomagała?
-N-nie wiem- powiedział a w jego słowach słychać było zmieszanie.-Tak jakoś pomyślałem, że mogłoby tak być.
Zapadła cisza. Czemu on tyle o mnie wie? Skąd u niego informacja, że jak byłam mała Miri mi pomagała w problemach. Przecież ja mu tego nie mówiłam… Nathan znów zaczął gapić się w płomienie. Jakby one były ciekawsze ode mnie. Przez długi czas żadne z nas nic nie mówiło. Mijały minuty aż w końcu chłopak niepewnie spytał:
-Na prawdę?
-Ale co?
-Bystra, jak na wnuczkę Ateny- mruknął i uniósł znacząco brwi.
-Ej, to nie ja zapominam, co robiłam tydzień temu- naburmuszyłam się. Nathan pokręcił głową i mogę dać sobie ściąć głowę, że kąciki jego ust wykrzywiły się w uśmiechu. Jednak potem znów spoważniał.
-Mówiłem, a raczej pytałem się, czy na prawdę nienawidzisz Mirandy.
-Tak- uciekam krótko. No co? Nie cierpię tej wiedźmy. Mam do tego prawo. Poza tym, Emily też jej nie lubi. A ona wie wszystko najlepiej wiec moje uczucia nie są samotne i bez poparcia.
Zamknęłam na chwile oczy. Czemu ja się oszukuję. Przecież Miri jest najważniejszą osobą w moim zakichanym życiu. Bez niej nie dałabym sobie rady w dzieciństwie. A teraz się od niej tak bezczelnie odwróciłam.
Pokręciłam głową. Durna ty, przecież jedyną osobą, którą powinnaś szanować jest Emi. Tylko ona jest ze mną szczera, tylko ona mnie szanuje i dba o mnie. Jeżeli już, to chyba tylko jej bym się słuchała.
-Spojrzałam się na Nathana. Ten to ma cierpliwość od pół godziny ani drgnął. Nadal siedział w tej jednej pozycji i przyglądał się mi uważnie.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?- spytałam rumieniąc się.
-Masz śmieszne oczy-wypalił bez wstępów. Moje oczy? Śmieszne?
-Pff… No wiesz co… Ja nie krytykuje tego, że się prawie nigdy nie uśmiechasz.
-Ty też nie. Tylko czasem. I to nie jest szczery uśmiech. Tylko jego cień.
-Przestań- szepnęłam ze złością. On miał rację. Ja… ja przestałam się szczerze uśmiechać. Tylko czasem, na mojej twarzy gościł ten wredny grymas przypominający uśmiech.
-Nie uśmiechasz się. Myślisz pewnie, że nie masz po co. Że uśmiechać się to ty się możesz tylko do niektórych osób a nie do każdego. Nie uśmiechasz się, bo zapomniałaś jak to jest być szczęśliwym, beztroskim i radosnym człowiekiem.
-Jakbyś czytał mi w myślach. No, bo po co, mam suszyć zęby do każdego? Śmiać się mogę tylko z przyjaciółmi, tymi, którzy mają na względzie moje szczęście- poprawiłam sobie włosy. Czułam się jak u dyrektorki na dywaniku. Tyle, że tym razem mogłabym tak siedzieć godzinami.
-To czemu nigdy nie uśmiechasz się tak szczerze do Emily?- zapytał a mnie zatkało. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Po pierwsze nigdy o tym nie myślałam i mało mnie to obchodziło. Po drugie skąd on to wie? Przygląda mi się 24h na dobę? Nie mam nic przeciwko…
Chłopak prychnął i delikatnie się uśmiechnął.
-Uśmiechasz się-powiedziałam. Natychmiast przestał
-Nie.
-Uśmiechałeś się, widziałam!
-Może-powiedział na odczepnego. -Słuchaj, pamiętasz, co powiedziałem jak cię zobaczyłem.
-Nie, to było tydzień temu. Zbyt daleko w przeszłości…- zaczęłam przedrzeźniać chłopaka.- No, załóżmy, że pamiętam. Mówiłeś, że mnie kojarzysz. Nadal nie wiem skąd, ale to ty, to mówiłeś.
-A ja nadal jestem pewny, że cię widziałem. Tylko ty nie widziałaś mnie…
Nagle usłyszałam za sobą głos Emily.
-Wróciłam, tęskniliście?- zaszczebiotała przerywając Nathanowi.
Uśmiechnęłam się do niej. Spojrzałam się na chwile na Nathana, który kręcił głową z dezaprobatą i jego spojrzenie ewidentnie mówiło: „To nie jest szczere”.
-No jasne- zignorowałam chłopaka. Przyniosłaś to przeciw-koszmarowe coś?
-No oczywiście- wyszczerzyła się do mnie.- Sorka, że tak długo, ale wypadł mi jeden składnik i musiałam się cofnąć szukając go. Nathan, weź sobie jednego cukierka, proszę cię.
Chłopak kiwnął głową i posłusznie wsadził sobie do buzi landrynka. Jednak szybko go wypluł.
-Czemu go wyplułeś?- wrzasnęła Emi i szybko spojrzała, czy przypadkiem nie obudziła Mirandy czy Mika. Kiedy się upewniła, że oboje śpią, znowu zaczęła się wpatrywać w Nathana. Miałam wrażenie, że jest w stanie go uderzyć, co było do niej nie podobne.
-Przegrałem zakład- powiedział spokojnie. Przyjrzałam mu się. Miałam wrażenie… nie, przecież nic się dziwnego nie stało. A jednak czułam, jakby się zmienił. Nie umiałam powiedzieć dokładnie dlaczego, ale wydawał się znowu taki, no…niedostępny? Jakby na nowo się oddalił i zamknął w sobie.
-Trudno, załóżmy, że nie widziałam tego- puściłam do niego oko.
-Dobra.
-Co? Nie!- zawołała Brunetka. -Nathan, masz zjeść tego cukierka!
-Nie chce mi się -powiedział z tym swoim uroczym spokojem i ziewnął kładąc się. Kilka sekund później dało się słyszeć ciche chrapanie.
Spojrzałam na Emi, która usiadła obok mnie i wyciągała właśnie z plecaka butelkę z tym czymś, co tak mi pomagało.
-Tylko mi nie mów, że ty też nie chcesz- powiedziała patrząc się na mnie ostro.
-No co ty. Marzę o tym przez cały dzień- przyznałam szczerze.- Wiesz, jesteś wspaniałą przyjaciółką – powiedziałam i wzięłam od niej butelkę.
-Dziękuję ci, miło mi niezmiernie- rzekła, patrząc jak piję. Wzięłam dwa łyki, tak jak Emi mi radziła i rzuciłam jej napój. Dziewczyna złapała go zręcznie i odłożyła do plecaka. Popatrzyła się na mnie a ja poczułam nagłą fale nienawiści. Nienawiści do mojej siostry. Ona nie zrobiła nic żeby mi pomóc z koszmarami.
-Dobrze, że to wypiłaś- powiedziała cicho i wygładziła swoją sukienkę.
-Niby czemu?- zapytałam ostatkiem sił, kładąc się, bo nagle poczułam się strasznie senna.
– Bo nie muszę budzić Nathana, żeby cię odwiedził we śnie. Poza tym, nie wiem czy by to zrobił- usłyszałam zasypiając. Nie wiem, o co jej chodziło, ale rano już nic nie pamiętałam.
AHA, nie acha!
Tak to jak zwykle okej, co ja gadam, wiecej niż okej 😉
Dobrze przedstawiłaś sytuację Jane, ale monolog Miri… Szacun XD
Ech, dedyczka nie dla mnie, chemii nie mam
Podobał się monolog? A bałam się, że wyszło za krótko i nijak. 😛
Nie no ludzie! Nikt tego nie komentuje?! Takiego arcydzieła? Opowiadanie ma coś takiego w sobie jak książki Riordana, wciąga i otacza cieplutką, przyjemną kołderką słów, tak że pozostawia takoe piękne uczucie niedosytu.
Aha, i nie mogę się doczekac jak złapiesz Emily za szyję i wykopiesz ją z glana do Tartaru. 😀 robi się coraz bardziej interesująco, więc czekam na jak najszybszy ( bo jak nie… ) CD 😀
Sorry zaczem pisać komenta zanim Ella dodała komentarz. Mam nadzieję że nikogo nie uraziło. Gupi ja XD
Robi się coraz ciekawiej! Dziwię się, że tak mało osób komentuje. Przecież to arcydzieło! Dawaj szybko następną część!
Wiec tym cieniem był Nathan. Twoje opko znajduje się na drugim miejscu na liście moich ulubionych opek. Pisz jak najszybciej.
PS: Panka do golenia na naleśnikach
PSS: Mam nadzieje, że Emily dostanie bilet w jedną stronę do Tartaru.
PSSS: Ja nie nawiedzę chemii z całego serca (ale panią lubię)
Wow, drugie miejsce? Nie sądziłam, że zajmę choć przedostatnie a co dopiero drugie! Dziękuję 😀
Nie masz za co dziękowac. Dziękuj twojemu talentowi nie mnie.
Było kilka literówek, które były baaaaardzo podobne do moich ipadowskich, ale mam jedną ulubioną. ,,Katem oka” xD. Bogowie to opko naprawdę bije rekordy świetności. Po pierwsze: epitetów mi brakuje. Po drugie: Jak szybko się nie pojawi CD to nwm co zrobię. Po trzecie: To jest…Awwwwww nie do wyrażenia jest mój zachwyt *-* pianka wymiata i to ciepełko i humorek ^^. I love it <3
Dziękuję Wam baardzo! Nie sądziłam, że tak to postrzegacie i strasznie mnie cieszy, że Wam się podoba. Następna część w weekend najpóźniej, obiecuję! No, chyba, że będą wyniki z fizyki i mama znowu zabierze mi kompa, którego dziś odzyskałam!!!
Moje zdanie jest takie jak zawsze. Kocham to opko!!!! Było kilka literówek, a po za tym jak zwykle super!!
Więc tak…pozwól, że wymienię to w punktach
-pan koleżka jest mega, dziękuję za rozpatrzenie i przyjęcie swojej nowe ksywy. Nie ma bata, teraz już bezkarnie będę cię nazywać pani koleżaneczka 😀
-fragment z Miri i jej wypowiedzią zwala z nóg, naprawdę szacun
-proponuję, żebyś wykopała Emily na dno Tartaru albo wysłała ją do mnie na weekend
-Napisz szybko cd, skoro masz już kompa
-nigdy więcej nie pokazuj mi tego wcześniej i nie mów o czym będzie bo to psuje efekt, gdy czytam to dopiero teraz.