soundtrack : Florence + the machine. Breath of life, albo Seven devils.
Rozdział XIII
Gdy Matka Ziemia zdecydowała się w końcu okazać litość, i podarować życie, które sama wcześniej dała, Annabeth od razu wiedziała czyja to sprawka.
Alfa. To dziwne, ale dziewczyna tak właśnie o nim myślała. Słowa Page tylko ją w tym przekonaniu utwierdziły. Percy być może gdzieś tam był, głęboko schowany, ale to Alfa do nich przemawiał, z nimi walczył. To on pojawił się w obozie, gotów go ratować, nie syn Posejdona.
I może właśnie tak było lepiej? Annabeth nie była pewna, czy byłaby gotowa na konfrontację z Percy’m, jako takim, byłym chłopakiem, a co ważniejsze : byłym przyjacielem. O wiele bardziej odpowiadał jej Alfa, syn Chaosu, nieśmiertelny Wojownik.
I właśnie wtedy, gdy wynurzył się zza Sosny Thalii i usiadł dokładnie pośrodku wzgórza, Annabeth ogarnął dziwny spokój. Nagle, w jednej chwili, wszystko się zatrzymało, a ona nie zakwestionowała ani jednej z tych rzeczy. Mogłoby się teraz wydarzyć cokolwiek, gdziekolwiek, a ona nawet by nie drgnęła. Wierzyła, że cokolwiek Alfa chciałby, albo musiał zrobić, było właśnie tym, co powinno się zdarzyć. Nie miała zielonego pojęcia, skąd bierze się u niej ta całkowita akceptacja i wiara, ale przyjęła ją z wdzięcznością. Dziewczyna miała już serdecznie dość strachu i paranoi, podstępów czyhających na nią z każdej strony.
Ale wszystko co się zdarzyło potem przekraczało wyobrażenia Annabeth.
W jednej chwili dookoła niej wyzwoliły się dwie potężne energie. Córka Ateny miała ułamek sekundy na zarejestrowanie wydarzeń, a potem już wszystko ruszyło. Zdążyła zobaczyć tylko błysk światła, a po chwili coś ugodziło w nią ze zdwojoną siłą.
Gdy się obudziła, leżała na ziemi, a dookoła niej setka obozowiczów, w tej samej pozycji co ona. Co się właśnie stało? Annabeth z jękiem uniosła się na łokciach, a wtem jej oczy dostrzegły czyjeś bezwładne ciało, leżące dokładnie pośrodku wszystkich. Alfa.
Nie musiała się długo zastanawiać. Ignorując ból, poderwała się i ruszyła w stronę chłopaka. Była już metr od niego, gdy zatrzymał ją czyiś zaniepokojony głos.
– Annabeth, nie!
Odwróciła się z niechęcią i ujrzała Chejrona, który co prawda wstał, ale jeszcze nie ruszył się z miejsca.
– Co? – Jęknęła wręcz. Palce ją świerzbiły, musiała dotknąć Alfy.
– Cofnij się! To zbyt niebezpieczne.
– Z powodu Alfy? – Warknęła.
– Nie. – Centaur pokręcił głową, a w jego oczach na ułamek sekundy, zadrgał strach. – Z powodu jej.
Annabeth odwróciła się z powrotem w stronę Alfy, ale niczego nie zauważyła. Zniecierpliwiona zrobiła krok w kierunku chłopaka, i wtedy poczuła pod sobą drzemiącą energię. Dziewczynę natychmiast ogarnął spokój, i w jednej chwili lepiej się poczuła, zupełnie jak nowonarodzona. Spojrzała w dół i zobaczyła kobiecą twarz.
Natychmiast odskoczyła, a z gardła wyrwał jej się zduszony okrzyk.
W ziemi tkwiła kobieta, obrzucona błotem. Dopiero po chwili Annabeth zdała sobie sprawę, że błoto było kobietą.
Zamiast skóry widać było tylko warstwę ziemi. Długie ramiona z początku mocne i gęste, zaczęły robić się coraz mniejsze, aż w końcu zupełnie zniknęły. To co można byłoby uznać za sukienkę, było zbitą masą liści, trawy i kwiatów. Tam gdzie powinna była zaczynać się głowa, widać było ziemistą twarz, wymieszaną tu i ówdzie z korą. Zobaczyć można było wyrzeźbiony w niej nosy, usta, policzki, zamknięte oczy… U góry kwiaty wiły się na kształt włosów, tworząc skomplikowaną mieszaninę barw.
Ale pomimo tego wszystkiego istota była piękna. Każde przejście w ciele, z kory na ziemię, z ziemi w gałąź, było subtelne i prawie niezauważalne. Sama „kobieta” wtapiała się w grunt, tak idealnie, że Annabeth nie była do końca pewna, czy z niej nie wyrasta. Ale pomimo tego, to wszystko jakoś do niej nie docierało. Czuła tylko tą bijącą energię, tą siłę, to życie… Miała ochotę uklęknąć i wtopić się w ziemię, by być jeszcze bliżej, i bliżej, i bliżej … Już uginała kolana i niemal widziała, jak Piękna Pani, wyciąga do niej dłoń zachęcająco, kusząco… A jakże kusząco!
– ANNABETH!
Usłyszała tętent kopyt, i już po sekundzie unosiła się w powietrzu. Zaraz uderzyła z głuchotem w ciało centaura, i w jednej chwili wyrwała się z zamroczenia.
– Chejronie, możesz mnie już postawić – wymamrotała. Centaur spojrzał na nią przez ramię, a gdy upewnił się, że wszystko jest już w porządku, zgiął pęciny, tak by dziewczyna mogła się bezpiecznie zsunąć po jego zadzie.
Gdy córka Ateny postawiła już stopę na ziemi znowu poczuła tą przepływającą energię. Nie tak mocno, jak poprzednio, owszem, ale jednak. Wbiła wzrok w Chejrona, czekając na potwierdzenie. Aż w końcu, po nieskończenie długiej chwili, ich oczy spotkały się, a stary centaur niemalże niezauważalnie skinął głową.
Obozowicze zaczęli się powoli wybudzać, i teraz rozglądali się nieprzytomnie po otoczeniu. To był najlepszy moment.
– Obozowicze! – krzyknęła Annabeth, skupiając na sobie wzrok zebranych, a skutecznie odwracając go od Alfy. – Fauny! Satyrowie! Wojownicy! Pozbierajcie ciała poległych! Opatrzcie rany! A o zachodzie słońca wszyscy spotkamy się przed Wielkim Domem, i stamtąd pójdziemy na Wielką Polanę!
Rozbrzmiały krzyki radości i podekscytowania, ale też niepewności i strachu. Czy wojny już nie było? A jak tak, to dlaczego? A co się stało z Gają? Czy poległa? W jaki sposób? A może wygrała, a to jest uczta pożegnalna?
Te i inne pytanie rozbrzmiały na Wzgórzu, a Annabeth instynktownie przymknęła oczy, od nadmiaru hałasu.
– IDŹCIE!
Naraz rozpoczęła się krzątanina. Rannych zanoszono do szpitala. Ciała martwych zabierali satyrowie. Wielu nie było, jak znaleźć. Unikano patrzenia w szczeliny i przepaście. Nikt nie chciał dostrzec tam swoich bliskich.
Po godzinie wzgórze w końcu opustoszało. Annabeth przez cały ten czas pilnowała, by nikt nie zbliżał się do Pięknej Pani, ani co gorsza do Alfy. Nawet ona sama do niego nie podeszła. Wszystko w niej krzyczało, żeby sprawdzić czy żyje, co mu jest, czemu się nie budzi. Ale Chejron stanowczo jej tego zabraniał, a ona nie mogła go winić. Cokolwiek się tam stało, jedno było pewne. Stał za tym Alfa, a przeciw niemu: Piękna Pani.
W końcu na wzgórzu została tylko ona i Chejron, oraz grupka niedawno odzyskanych przyjaciól : Grover, Nico, Page i Thalia.
– Co z Alfą? – Córka Ateny usłyszała za plecami czyiś szorstki głos. Natychmiast się odwróciła przestraszona, by zdać sobie sprawę, że stoi przed nią dwóch Wojowników : Ethan i Tanya.
– Ja… – wyjąkała, czując, jak nagle ogarnia ją strach.
– Co z. Alfą. – powtórzył chłopak, z utkwionym w nią natarczywym spojrzeniem.
Zaalarmowany Chejron, stojący na brzegu wzgórza, odprawił ostatniego obozowicza i natychmiast przykłusował do niej z powrotem.
– O co chodzi? – zapytał, marszcząc brwi, w charakterystycznym dla niego geście.
– O Alfę. – Odparła Tanya, bez cienia strachu w głosie. – Co z nim jest?
– Moja droga, nie jestem pewien, czy to odpowiedni czas i miejsce na takie…
– Och, oszczędź sobie. – Przerwała mu dziewczyna, machając niecierpliwie ręką. – Rozumiem, że nie chcieliście wprowadzić w obozie zamieszania, wywołanego pytaniami o Alfę i Gaję. Uszanowaliśmy to i grzecznie czekaliśmy z boku, podczas gdy nasz dowódca leżał nieprzytomny. Ale teraz wszyscy już sobie poszli i sądzę, że czas wyjaśnić parę spraw.
Patrzyła na nich z taką pasją, z takim przekonaniem, że ma rację, że Annabeth odwróciła wzrok.
– My nie wiemy… My…
– My nie mamy wobec was tego obowiązku. – Przerwał jej jęki Chejron. – Zawarliśmy sojusz na czas wojny z Gają. Ale wojny już nie ma, Gaja została pokonana. Uznaję, że sojusz pomiędzy Obozem Półkrwi i Wojownikami Chaosu został rozwiązany.
Centaur wyraźnie oczekiwał jakieś sygnału, potwierdzenia przez bogów, jak to oni zwykle mieli w zwyczaju. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Ethan uśmiechnął się złośliwie, a na jego bladej twarzy pojawiła się kpina.
– A niby skąd wiesz, co się stało z Gają? Skąd wiesz, że została pokonana? – Chłopak uniósł brwi, a centaurowi wyraźnie zabrakło odpowiedzi. – Nie wiesz. Nie masz bladego pojęcia. A o tym wie tylko Alfa i sam Chaos. Dlatego proponuję, żebyśmy sprawdzili co. Z nim. Jest. – Ostatnie słowa zostały wyraźnie podkreślone.
Chłopak wyraźnie chciał przejść, ale mężczyzna zagrodził mu drogę.
– Sojusz…
– Sojusz wcale nie został rozwiązany! Ty o tym nie decydujesz! Gaja…
– Nie. – odpowiedź Chejrona była tak ostra, że Annabeth aż się wzdrygnęła. – Perseusz należy do nas.
– Nie, to Alfa należy do nas! – Wyrwała się Tanya. – Jest Wojownikiem Chaosu, a nie jednym z waszych obozowiczów! Należy do nas, jest naszą częścią, naszą rodziną. I to co potrafi zrobić jest dla was zbyt niezrozumiałe! Nie macie bladego pojęcia, co mógł zrobić, żeby pokonać Gaję! Jakie to ma skutki! A my, owszem!
Bez większych ceregieli przepchała się pomiędzy centaurem, a Annabeth, która nawet nie zaprotestowała, gdy została brutalnie odepchnięta. Tanya miała rację. I choć córka Ateny wiedziała już, że Alfa to nie Percy, a Percy to nie Alfa, to to wszystko uderzyło w nią raz jeszcze ze zdwojoną siłą. A teraz, gdy zdała sobie sprawę, że to wszystko z Gają, i z chłopakiem, i z tym wybuchem energii może być jeszcze bardziej niebezpieczne niż myślała, ogarnęło ją otępienie.
Nieruchomo patrzyła, jak Ethan i Tanya pochylają się nad ciałem chłopaka i przewracają je na plecy, szepcząc przy tym gorączkowo.
Córka Ateny przełknęła ślinę i zmusiła się do skupienia wzroku na twarzy Alfy. Zrobiła jeden krok do przodu, a potem kolejny i jeszcze jedny. Usłyszała strzępki rozmowy.
– … nie myślisz chyba, że…
– … ty…
– … pamiętasz…
-… biblioteka…
– … Chaos…
– … po Rafindyllii…
– …Gaja…
W pewnym momencie na twarzy obojga pojawiło się przerażenie, gdy najwyraźniej coś sobie uświadomili. Chłopak skinął głową i odszedł w kierunku miejsca, w którym Annabeth natknęła się na Piękną Panią.
Annabeth nie zważając na to, w milczeniu kucnęła przed ciałem Alfy i wyciągnęła rękę. Tanya jak na znak przerwała oględziny i wbiła w nią wzrok.
Ale Nieśmiertelna myślała tylko o tym, że chłopak przed nią leżący, mógł być wszystkim, tylko nie żywym.
Z jego twarzy odeszły wszelkie kolory; była biała, jak śnieżny puch, który dopiero co zleciał z nieba. Czarne włosy leżały porozrzucane wokół głowy, a szyja wykręcała się pod nienaturalnym kątem. Annabeth chwyciła zimny nadgarstek Wojownika.
Pulsu nie było.
Jej ręce znieruchomiały. Jak w zwolnionym tempie, nadgarstek chłopaka wysunął się z jej rąk. Przez sekundę dziewczyna tkwiła tak po prostu, jakby nie było w stanie do niej dotrzeć, to co było oczywiste. Ale po chwili wstała i odwróciła się, a gdy w końcu przemówiła, jej głos był zimny jak tafla lodu.
– Zabierzcie go stąd.
„Pulsu nie było” – i od razu zrobiło się smutno
Żądam CD nawet bez Alfy, bo piszesz magicznie 😛
I tak nadszedł koniec Alfy Szkoda…
Kolejny raz czytam ten rozdział i myślę, że jest extra. Najlepszy jednak i tak jest ostatni i epilog, bo wszystko tak jakby się wyjaśnia.
Ten genialny rozdział *-* Przyślę Ci na emaila ocenę Twoich późniejsze rozdziałów, gdyż, bo, ponieważ, iż folę nie wnikać w technikę ff.. no dobra po prostu tego nie ogarniam :P. A więc do tego się nie mam przyczepić… niedobra Ty nie mogę wypisać błędów, których nie ma/ nie zauważam xD. 😀
Cudo. Jestem cholernie ciekawa, jak rozwiniesz to dalej oraz co sie stanie. Pisz szybko CD
PLUSIK ZA FLORENCE <3 Kocham ją!
Czemu on nie żyje? Czemu nie ma pulsu, jak możesz go usmiercqc njeehehe ;____; będę płakać. Dobra nie będę bo nie mam uczuć. Będę na ciebie zła jeżeli mi go nie ozywisz jasneee!?!?