– Czy czujesz się lepiej? – spytał Alessio z troską w głosie.
– Tak – powiedziałam słabym głosem.
– Dobrze, dobrze – powiedział zamyślony podchodząc do mnie.
– Co się stało zanim … no wiesz… – spytałam zakłopotana
– Zemdlałaś? – śmiech – Zostałaś uznana. Opowiadałem ci o tym. I… miałem rację, Śmieszko – wyszczerzył się do mnie.
Przewróciłam oczami. Czyli jestem córką Tyche. Śmieszka. Zaśmiałam się w duchu. Teraz to takie trafne określenie.
– Chyba musimy iść – powiedział po chwili Alessio. Znów wziął mnie za rękę i wyprowadził z pokoju na stary korytarz, wyłożony drewnem.
– Jesteśmy w Wielkim Domu – odpowiedział na nie zadane pytanie.
A więc tak to wygląda. Wyszliśmy przez wielkie drzwi na zewnątrz. Młodzież w różnym wieku plątała się po całym terenie Obozu. Było ich niewielu, ale to pewnie dlatego, że trwał rok szkolny.
– Muszę wracać do domu.
– Nie teraz – powiedział chłopak.
Nie chciałam się kłócić, wiec milczałam. Alessio zaprowadził mnie nad jezioro. Czekał tam na nas Chejron. Mogłam go zobaczyć w pełnej okazałości. Koński tułów był śnieżnobiały, a broda i włosy – brązowe. Na twarzy zamiast uśmiechu miał dziwny grymas. Coś musiało się stać. Alessio też musiał zauważyć tą zmianę, bo od razu zapytał:
– O co chodzi?
– Nie nic – musieliśmy wyrwać go z zamyślenia. Kiedy spostrzegł, że mu się przyglądamy, trochę sie rozluźnił i przybrał swój nieodłączny, przyjacielski uśmiech. Zmarszczyłam brwi.
– Ja muszę iść do domu – powiedziałam, zwracając się do centaura.
– Teraz? – stuknął palcem w brodę – To chyba dobry pomysł, masz przecież szkołę i tata będzie się martwił. Trwa rok szkolny, a Alessio ci wszystko wyjaśnił. Co znaczy, że wrócisz do nas w ferie lub w wakacje – uśmiechnął się
– Tak, z pewnością – powiedziałam również się uśmiechając. już miałam sie żegnać, kiedy przypomniałam sobie, że nie mam jak wrócić do domu. Chejron musiał wyczytać dezorientację z mojej twarzy.
– Alessio, odwieziesz ją?
– Oczywiście – powiedział ochoczo chłopak.
– Do widzenia – zdążyłam jeszcze powiedzieć, nim Alessio pociągnął mnie w stronę bramy.
***
Godzinę później siedziałam już u siebie w pokoju, popijając kakao. Spojrzałam za okno. Padał śnieg. Jest jesień, a już pada śnieg. To nie wróży nic dobrego. Odstawiłam pusty kubek na biurko i wykręciłam się z krępującego mnie koca. Zadrżałam. Było bardzo zimno. Zbiegłam na dół. Tata był u siebie w gabinecie – tak nazywał pokój w którym komponował. Tak, mój tata był muzykiem. Ale robił to raczej dla przyjemności – co nie znaczy, że mało zarabiał. Nie chciałam mu przeszkadzać więc ostatecznie wróciłam do siebie. Odrobiłam zadanie i nim się obejrzałam była już 23:00. A jutro szkoła z której się dzisiaj zerwałam. Na szczęście Rose podrzuciła mi pracę domową. Westchnęłam zrezygnowana i poszłam się przebrać w piżamę. Od razu po wyjściu z łazienki rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Szłam wzdłuż rzeki, na której unosiły się jakieś przedmioty. Było gorąco i ciemno. Jedynym oświetleniem były ogniska znajdujące sie prawie wszędzie. Spojrzałam na swoje dłonie. Trzymałam w nich, tak już znaną, złotą nić. Jednak teraz była ona grubsza i dokądś prowadziła. Nie umyślnie szłam tam gdzie prowadziła. Nagle poczułam piekący ból w prawej stopie. Stanęłam na rozżarzonym kamieniu. Byłam boso, ubrana tylko w czarną zwiewną sukienkę do kostek. Włosy powiewały luźno, poddając się niewyczuwalnemu powiewowi. Po jakiś dziesięciu minutach wędrówki otoczenie zaczęło się zmieniać. Nadal było gorąco i ciemno, ale już nie szłam po luźnych kamieniach tylko po wybrukowanej drodze. Zatrzymałam się gwałtownie wyczuwając czyjąś obecność. Rozejrzałam się pospiesznie, ale nikogo nie zobaczyłam. W tym momencie ze wszystkich stron rozległo sie wycie psa. Zaczęłam biec…
Zlana potem wyprostowałam się gwałtownie na łóżku. Odetchnęłam z ulgą, kiedy uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. Ale był to najbardziej świadomy sen jaki miałam. Sprawdziłam również w co byłam ubrana: piżama ze Scoobym, zero czarnych sukni. Nic mnie też nie bolało. Spojrzałam na zegarek – 7:35. Szybko stoczyłam sie z łóżka i pobiegłam się umyć. Przy ubieraniu przypomniałam sobie, że dzisiaj jest jakaś akademia. Nawet nie wiem na jaki temat, ale kazali być ‚ w pełnym umundurowaniu’. Więc niechętnie założyłam spódniczkę, białą koszulę i marynarkę w barwach szkoły i z logo. Wyjrzałam przez okno. Dużo śniegu. Zadrżałam na samą myśl o wyjściu na zewnątrz w tej spódniczce. Rozczesałam włosy i zostawiłam je w stanie naturalnym – spływające, brązowe fale.
Wyskoczyłam z pokoju i pobiegłam do kuchni, żeby coś zjeść. Po śniadaniu chwyciłam jabłko i wróciłam sie do pokoju po torbę. Kiedy schodziłam po schodach usłyszałam śpiewającego tatę. Znowu coś pisze. Przystanęłam na chwilę, żeby posłuchać. Całkiem niezłe.
– Wychodzę!! – krzyknęłam przy drzwiach i już mnie nie było.
Miałam spory kawałek do szkoły, ale mimo to wybrałam się na piechotę. Rozmyślałam o wczorajszym dniu i dzisiejszym śnie. Nim się obejrzałam wchodziłam na teren szkoły. Znajomy samochód stał w odległym miejscu na parkingu. Alessio kiedy tylko mnie zobaczył, wyskoczył z wozu i skierował się w moja stronę. Uniosłam brwi, kiedy już szedł obok mnie.
– Ładna spódniczka – uniósł brew.
Zbyłam go prychnięciem i przyspieszając kroku, szłam w stronę głównego wejścia do szkoły.
Kiedy już przekroczyłam próg mojego liceum, przypomniałam sobie o mojej ‚zdolności’. Obejrzałam się na Alessia i uśmiechnęłam się konspiracyjnie. Zmarszczył brwi.
– Właściwie co tu robisz?
– Uczę się – uśmiechnął się, pokazując dołeczek.
– Zapisałeś się do tej szkoły?!
– Jest praktycznie początek roku, a ja jestem tylko o rok wyżej od ciebie.
Westchnęłam. I właśnie wtedy poczułam bolesne uderzenie w brzuch. Zgięłam się wpół i gwałtownie wypuściłam powietrze. Podniosłam wzrok i napotkałam spojrzenie niebieskich oczu.
– Rose, co do…
– Przepraszam, ale musisz przyznać, że ci się należało – zamrugała kilkakrotnie. Wyczuwałam, ze jest bardzo zła.
– Szczęście Rose, bądź szczęśliwa – powiedziałam i poczułam silne ramiona oplatające moja talię i pomagające mi się wyprostować. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Alessia. Przez chwilę zatraciłam się w czerni jego oczu, ale tylko przez mała chwileczkę.
– Ach, jaka jestem szczęśliwa! Ale Aria, dlaczego jestem taka szczęśliwa? – zapytała radośnie Rose.
Alessio spojrzał mojej przyjaciółce prosto w oczy, a Rose skrzywiła się boleśnie i przestała się uśmiechać. Zerknęłam na niego pytająco.
– Nie tylko ty masz specjalne umiejętności – wyszeptał mi prosto do ucha. Uśmiechał się smutno.
Kiedy tak na niego patrzyłam, poczułam, że jak najprędzej muszę mu opowiedzieć mój sen.
– Ejj, nie przeszkadzam? – spytała wściekła Rose wyrywając nas z odrętwienia.
– Musimy porozmawiać, poważnie. Ale proszę po szkole. Wszystko ci wyjaśnię, tylko nie teraz. Proszę – spojrzałam na nią błagalnie.
– Dooobra, ale pod jednym warunkiem – jej spojrzenie złagodniało. Kiwnęłam głową – Musisz, ehkm… musicie, mi wyjaśnić czemu się obejmujecie i… kto to jest?!
– Alessio Ville, miło mi – chłopak wyciągnął rękę do mojej przyjaciółki.
Rose uśmiechnęła się błogo i ścisnęła wyciągniętą rękę Alessia.
– Aaa, przepraszam bardzo, ale muszę iść się przygotować do przedstawienia. – pomachała mi na odchodne.
– To było interesujące. Twoja przyjaciółka jest bardzo podatna – powiedział cicho Alessio
– Muszę ci coś opowiedzieć – powiedziałam bez wstępów nie zwracając uwagi na to co powiedział – To ważne – dodałam nacisk na ważne, mając nadzieję, że zrozumie w jakim sensie ważne. Zrozumiał.
– Nie tutaj.
Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów prowadzących do piwnicy. Jęknęłam z protestem. Alessio nie zwrócił na to uwagi. Poprowadził mnie do tego samego pomieszczenia w którym walczył z erynią < tak, to też mi powiedział> . Kiedy już zamknął drzwi spojrzał na mnie wyczekująco. Opowiedziałam mu wszystko. Z każdym fragmentem jego oczy robiły się coraz większe.
– A i chciałabym wiedzieć co ty masz wspólnego z tą nicią – powiedziałam od razu, nie dając mu dojść do słowa. – No wiesz, to w centrum i wczoraj.
– Mój ojciec kazał mi cię odnaleźć i wskazać ci drogę. Właśnie tak powiedział: ‚ wskazać drogę’. I dał mi tą nić. Kiedy się go zapytałem po co powiedział tylko, że tylko ty możesz Jej pomóc.
– Jej?
– Mhm, tak powiedział. I zdaje się, że to coś o czym nawet jego Pan nie wie. – znacząco uniósł brwi. – Może to co ci się śni to przyszłość. Nie mam pojęcia. Może będziesz musiała zejść do Podziemia – wzruszył ramionami.
– Skąd wiesz, że to Podziemie – spytałam podejrzliwie.
– Po twoim opisie, nie zapominaj kogo synem jestem. Często tam bywam.
Byłam pełna podziwu dla niego. Chciałam mu nawet coś powiedzieć, ale poczułam, że zaraz upadnę. Alessio szybko do mnie podbiegł i nie pozwolił mi upaść.
Już nie byłam w piwnicy z Alessiem.
Zaczęłam biec. Szybko dotarłam pod bramę do wielkiego, czarnego zamczyska. W tym miejscy nic skręcała w lewo. Biegłam dalej aż byłam u wejścia do przyległego, do zamku budynku. Nić prowadziła do środka skąd wydobywały sie żałosne wrzaski…
Wróciłam do pokoju.
– Nie mam pojęcia co się właśnie wydarzyło – powiedziałam tylko i zaczęłam wyplątywać się z uścisku Alessia. Podeszłam chwiejnie do drzwi i chwyciłam za klamkę. Nie chciała ustąpić. Odwróciłam się z wyrzutem do Alessia, ale zamiast rozbawienia na jego twarzy malował się strach. Uniosłam brew i kiedy odwróciłam się, żeby jeszcze raz spróbować otworzyć drzwi stanęłam oko w oko z duchem.
Świetne! Przeczytałam całe, przysięgam! Końcówka mi się podobała. Ciekawe, co będzie dalej…
Ciekawe. Ja także przeczytałam całe. Jestem pewna, że to ma jakiś związek z Ariadną (tą od Minotaura). Więc spróbuj mnie zaskoczyć ^^
Cudowne! Chyba nie muszę mówić, że przeczytałam całe Po prostu świetne. Pisz szybko następny rozdział.
super teraz to jedyne opowiadanie które czytam w całości i coś w ogóle rozumiem (bez obrazy blogowicze) 😀 Alessio och rozpłynąć się można
PS jego też trzeba dodać do listy NAJ przystojniejszych mężczyzn świata
Świetne 😀