O wy! Znam waszą techniką >.< jak jakieś opko mi nie wyjdzie to max 4 osoby go komentują (nie licząc mnie). A więc czy to zasługuje na Wasze komenty? 😛 Jeszcze taka zła/ dobra informacja, że możecie mnie hejtować, a nawet w ogóle nie komentować (będzie to dla mnie przykre, ale jakoś to przeżyje xD), a ja i tak będę wysyłać te opka, bo wygląda na to, że piszę je dla siebie i czterech osób, które dotrwały do 4 części. Dedykacje właśnie dla tych osób, czyli: sandry11, Elli, Melii (także za sprawdzenie) oraz magiap ;). Aby się Wam wszystkim, którzy zechcą to przeczytać spodobało ;D.
PS (dla tych, którzy fragment wcześniej czytali)Teraz też musicie to skomentować i przeczytać, bo pozmieniałam trochę rzeczy ;).
We śnie byłam obserwatorem. Unosiłam się w postaci ducha z mgły nad polami, lasami, morzami, górami i wieloma innymi krajobrazami. Piękno zapierało dech w piersiach. Nigdy nie wyobrażałam sobie tego miejsca, w taki sposób. Chciałam stanąć na ziemi, poczuć zapach kwiatów, popływać w słodkiej wodzie, dotknąć białego puchu, lecz… coś mnie powstrzymało. W moich myślach pojawiło się nieme ostrzeżenie. Przestroga rodzica przed złem i iluzją. Zbyt mocna pokusa, nie do wytrzymania. W wizji byłam w tak samo opłakanym stanie, jak spragniony, którego pozbawili wody. Schyliłam się, przestałam racjonalnie myśleć. Przed moimi oczami widniał jeden cel. Zachowywałam się jak szaleniec, a może po prostu nim byłam. Wyciągnęłam rękę, lecz palce zatrzymały się na niewidzialnej barierze. ,,Spłynęłam’’ na coś w rodzaju szkła, lecz nie na szkło. Kiedy pochyliłam się nad nieszybą, zobaczyłam w dole zupełnie inny obraz.
Zza kwitnących wiśni wypełzły węże, a trawa pokryła się srebrną nicią. Ogromne, inne od wszystkich jakie znałam, pająki wylazły z kwitnących pąków róż. Działo się z nimi coś nieprawdopodobnego. Z każdym krokiem rosły i stawały się, o wiele bardziej ohydne. Ich czerwone oczy utkwione były we mnie. Owłosione odnóża, chwiały się pod ciężarem ciężkiego cielska, lecz pozostawały szybkie, zwinne i … zdolne udusić dorosłego mężczyznę. Moje serce zabiło mocniej. Ręce zaczęły mi się trząść. To nie może być prawdziwe. Potwory przerosły mnie już, co najmniej dwa razy i zaczęły wspinać się na siebie. Nie rozumiałam co robią, aż w końcu olśniło mnie. Te, przebrzydłe kreatury próbowały zniszczyć niewidzialną zaporę. Nie sądziłam, że może się im to udać. W końcu to mój sen i nie może stać mi się krzywda, prawda? Do moich uszu dobiegło ledwie dosłyszalne CHRUP, a ,,szkło” zaczęło powoli pękać. Wydałam z siebie cichy jęk. Włochate odnóża były o centymetr ode mnie, szczypce i czerwone oczy, znajdowały się o minimalną odległość, od mojej twarzy. Poczułam jak słabnę, ale w następnej chwili wydawało mi się, że mój żołądek, zmienił się w węzeł, chociaż nie…. Magnes! Tak to jest właściwe określenie! Z przerażającą szybkością przed oczami przepłynęła mi ciepła zieleń, czerwone liście, białe chmury i ,,słodziutkie zwierzaczki’’ .To nie było prawdziwe. Już nie. Nie w tej chwili.
Popychana przez silny wiatr i tajemnicze żelazo, dotarłam do centrum nieznanego mi z opisów miasta. Wojna, niszczyła wszystko na swojej drodze. Widziałam sześciolatka, który płakał i wołał ,,Gdzie jest mama! Mamo, tato!’’. Ten dzieciak zaraz zginie! ONI nie mają litości dla nikogo. Znów zmieniłam miejsce położenia. Teraz unosiłam się nad polem bitwy. Przed oczami przebiegł mi jakiś nastolatek, może czternasto/ piętnasto latek. W ręce niósł karabin i mamrotał pod nosem: ,, Zginę za ojczyznę, za rodzinę, za przyszłą wolność. Nie dla nich, nie jestem ich ofiarą , nie zamierzam nią być…’’ Uniósł wzrok do góry, a mi przez chwilę wydawało się, iż mnie dostrzegł.
– Uciekaj, ciebie nie może dostać- wyszeptał, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Ten niebieskooki chłopak, o wzroku dużo bardziej zmęczonym, niż spojrzenie starca, musiał bredzić. Dodatkowo pod jego dolnymi powiekami widniały tak wyraźne, ciemne paski, że nie wyglądał w żadnym wypadku na zdrowego i wypoczętego. On nie mógł rozumieć tego, co powiedział. Twarz miał wychudzoną i brudną. Nie było widać jakiego koloru posiada włosy, gdyż większą część głowy miał zasłoniętą hełmem. Żołnierski strój i glany zostały mocno poturbowane, a kombinezon przez błoto, zmienił kolor na brązowy . Wyglądał w dużym przybliżeniu jak, młoda śmierć, która dobrze zdaje sobie sprawę, ze swojego losu.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, gdyż okazało się, że to nie koniec mojej wędrówki. Zatrzymałam się na dość dużej wysokości, lecz dopiero po chwili zrozumiałam, co takiego miałam zobaczyć. Na kilometrach kwadratowych ziemi, rozłożony był dywan z ludzkich szczątków, który w znacznej mierze był koloru mocnego szkarłatu. Krew pokrywała prawie wszystko, a to ogromne oblicze niepotrzebnej nikomu rzezi, było zbyt realistyczne, abym mogła Wam je opisać. Nie da się tego tak po prostu wyobrazić. Ludzie żyjący w czasach pokoju , nie mogą sobie tego tak wyobrazić. Musieliby tam być, aby przekonać się, do czego jest zdolny chciwy egoista, zwany człowiekiem. Mimo że unosząc się nad gruntem nie mogłam zobaczyć wszystkich szczegółów, to do moich uszu dobiegał zbiorowy jęk. Każdy dźwięki tworzyły osobną historię, o losach umierającego. Nie mogłam tego już wytrzymać. Starałam się dotrzeć do swojego ciała. Dać jakiś sygnał, że chce się już obudzić. Spróbowałam się uszczypnąć, ale duch nie czuje bólu. Wierciłam się jak mogłam, ale na próżno. Nie, nie, nie! Zaczęłam wrzeszczeć najgłośniej jak umiałam i poczułam się jak balon porywany przez huragan.
Obudziłam się kaszląc i wrzeszcząc, w małej łodzi ratunkowej. Przez pierwszy moment nie wiedziałam gdzie się znajduję, czemu tutaj jestem i co właściwie się stało, a podwójne widzenie mi w tym, wcale, a wcale nie pomagało. Poczułam szorstki dotyk na mojej łydce i zdobyłam się na blady uśmiech. Zwierz wskoczył mi na kolana, porządnie mnie przy tym śliniąc. Odchyliłam się w proteście, ale Kaban był nie ubłagany.
– Piesku już dobrze- zaśmiałam się szczerze.- No nie musisz mnie lizać, jestem czysta.
– Co do tego mogę mieć wątpliwości- usłyszałam głos Samanty za plecami i podskoczyłam ze zdziwienia. Obróciłam się powoli, aby nie zakręciło mi się w głowie. Szesnastolatka miała kręcone, kruczo czarne włosy, sięgające jej za łokcie i niesamowite oczy. Tęczówki dało się doskonale odróżnić od źrenic, po mimo tego, że były tego samego (lub ciemniejszego) koloru. Mały, zadarty nos podkreślał jej charakterek, a usta wykrzywione były w ironicznym uśmiechu. Na policzkach ukazały się rumieńce od dłuższego wysiłku. Dziewczyna zawsze nosiła te samą, bladozieloną suknie, dość luźną, aby nie przeszkadzała ona w siadaniu i pracy. Jedynymi ozdobami, na ubraniu były wyszyte czarne róże i podkreślenie tali, specjalną techniką szycia, która dla mnie była bardziej skomplikowana niż chiński. O ile dobrze pamiętam, to Samanta stworzyła tą suknię razem z matką, która zmarła pięć lat temu na raka płuc. Nie dziwiłam się, że zawsze nosiła to ubranie. Był to jej własny, namacalny dowód, na to, że ona całkiem nie odeszła.
– Byłaś nieprzytomna dwa dni, więc trochę się zakurzyłaś- spojrzałam na swój strój i musiałam przyznać dziewczynie rację. Drobinki brudu unosiły się wokół mnie ilekroć się poruszyłam. Pies w końcu przestał okazywać mi swoje zadowolenie na mój widok i postanowił się zdrzemnąć leżąc mi na kolanach.
– Co się właściwie stało?- Samanta spojrzała na mnie nie pewnie.
– Cross zaatakował naszą załogę. Wszystko to sobie dokładnie rozplanował! Na początku wyeliminował ciebie i Erica, bo wiedział, że wy możecie… pokrzyżować mu szyki. Następnie postanowił wysłać część swojej kompani na statek i…- urwała szukając odpowiedniego określenia, a ja czułam, jak momentalnie wysycha mi język.
-Niektórych wzięli do niewoli jako zakładników, inni uciekli …
– Co się stało z Ericiem?- spytałam wbrew sobie. NIe byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź.
– Uciekł zanim zdążył cokolwiek wyjaśnić. Kazał przekazać tobie te listy- dziewczyna podała mi pożółkłe kartki papieru. Uznałam, że nie będę miała siły ich teraz przeczytać.
– Dokąd płyniemy?
– Na ląd, rzecz jasna. A skoro mowa o ,,płynieMY’’, to teraz będziesz musiała mi pomóc z tym wiosłowaniem, bo sama dłużej chyba nie dam rady.
Byłam pewna, że moja twarz przybrała odcień purpurowy. Że też nie pomyślałam, o tym wcześniej! Ujęłam drewniany koniec w dłoń i dopasowałam się do rytmu Samanty .
Na niebie pojawiło się już wiele gwiazd, a ja kazałam dziewczynie odpocząć, bo zaraz i tak by pewnie zasnęła. Nastolatka z lekkim ociąganiem ułożyła się do snu i po chwili, słychać było jej miarowy oddech. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Musiałam przeczytać listy, które nie wyglądały w żadnym stopniu na nie dawno pisane. Obracałam je w palcach, a kiedy już miałam je otworzyć poczułam delikatne szarpnięcie. Łódka dobiła do brzegu. Zaczęłam się przyglądać nowemu otoczeniu. Wokół mnie rozciągała się ogromna plaża. Spróbowałam wytężyć wzrok, lecz dopiero, kiedy spojrzałam na północ, zobaczyłam ślady cywilizacji.
Uznałam, że nic nie może złego wydarzyć się przez krótki spacer. W końcu nigdy nie stanęłam na ziemi, a tak bardzo chciałam chociaż spróbować. Podniosłam się ostrożnie, ale natychmiast się zachwiałam i upadłam. Nie była to taka amortyzacja, jaką chciałam sobie zapewnić, gdyż zamiast bezpiecznie usiąść, ja wylądowałam na białym piasku, obsypana różnego rodzaju muszlami. Klnąc pod nosem złapałam się najbliższej gałęzi, aby stanąć na nogach. Po kilku próbach utrzymywałam się, prawie o własnych siłach. Pies za moim przykładem wypełzł z łodzi, lecz też miał niemałe kłopoty ze złapaniem równowagi. Czworonóg pomógł mi wepchnąć drewniany pojazd na brzeg, na tyle, żeby przypływ nie zabrał go ze sobą.
Czy kiedykolwiek mieliście chorobę lokomocyjną lub morską? Fatalnie się wtedy czuliście, czyż nie? To teraz wyobraźcie sobie odwrotną sytuacje. Od najmłodszych lat zostajecie przyzwyczajeni do kołysania i utrzymywania się na ,,ruchomej’’ powierzchni. Jeśli całe życie spędziło się na morzu, to zejście na ląd jest jednym z największych koszmarów. Bóle głowy, migrena, zataczanie się jak po pijaku, ciągłe upadki i ogółem mówiąc zły humor. Bardzo nieswojo się czułam, kiedy nie mogłam utrzymać się na nogach. Nie dlatego, że były słabe, tylko dla tego, że zaszła zbyt nagła zmiana. Stała powierzchnia- dla mnie horror. Nie byłam nigdy aż tak pijana, aby znać to uczucie. W pewnym momencie chciałam zawołać Samantę, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu. Niech lepiej śpi.
Zostawiając za sobą pijacki szlaczek, ruszyłam w stronę świateł latarni i ledwie dosłyszalnych odgłosów bytowania. Nie miałam takiego szczęścia jak mój zwierzak i moje nogi nadal odmawiały mi posłuszeństwa. Po najkoszmarniejszych dwudziestu minutach mojego życia dotarłam do portu. Można by powiedzieć, że ktoś tak doświadczony jak ja i tak znający się na różnych sytuacjach morskich, powinien wiedzieć jakie wielkie potrafią być statki. W moim przypadku, chyba nie da się wymyśleć większego głupstwa.
Przed mymi oczami kotwiczył ogromny, prawdopodobnie ponad dwustu metrowy w długości i statek pasażerski, o wysokości ponad pięćdziesięciu m. Zadarłam głowę i dojrzałam tysiące bulajów poustawianych w równych rzędach i lśniących w blasku ulicznych latarni. Zaparło mi dech w piersiach. Nie wiedziałam co powiedzieć. Coś tak ogromnego nie powinno utrzymywać się na wodzie! Widocznie ludzie na lądzie, mieli to gdzieś. Podeszłam bliżej. Starałam się przedrzeć przez ciemności i zobaczyć przynajmniej jego nazwę. Na dziobie olbrzyma złotą farbą, na czarnym tle wymalowany był napis, wielkości dorosłego człowieka. ,,RMS Gigantic’’. Poczułam się taka mała, nic nie znacząca. Ja przy tym czymś byłam prawie nie zauważalna!
– Jak jeszcze raz, tak mnie zostawisz, to pożałujesz tego. Uroczyście ci to obiecuję- obróciłam się. Wściekła Samanta łypała na mnie spode łba. Jej czarne włosy były w nieładzie. Zaciśnięte w pięści ręce, stały się bardzo blade. Uśmiechnęłam się przepraszająco, a wyraz twarzy dziewczyny złagodniał.
– Chodź do centrum- nastolatka wskazała głową na prawo.
– Łatwo ci mówić.- Sam zaśmiała się i objęła mnie w taki sposób, że mogłam prawie normalnie iść wsparta na jej ramieniu. Po wyczerpującym marszu dotarłyśmy pod witrynę sklepową. Przez słabe światło ulicznej latarni niewiele dało się zobaczyć. Dziewczyna zapukała w drzwi, lecz nie dało to żadnych rezultatów. Zniecierpliwiona zaczęła walić pięścią w wyjątkowo mocną szybę, a po chwili z wnętrza dobiegł nas odgłos kroków. Zamek szczękną, a w wejściu stanął starzec. Miał on zupełnie siwe włosy i niezwykle niebieskie oczy. Elfie rysy, szpiczaste uszy i chytry uśmieszek kogoś mi przypominały. Jego strojem był brązowy garnitur, błyszczące buty i kapelusz, który trzymał w ręce. Na widok Samanty, skłonił się niemalże dotykając swoim haczykowatym nosem, kolan.
– Cóż cię tu do mnie sprowadza o tak późnej porze?- mówił on z delikatnym akcentem, którego nie rozpoznałam.
– Tylko ty mógłbyś nie spać, o tej godzinie, a jakżeby ta sprawa nie była poważna, to możesz nas na ulice wyrzucić.
– Oh, skądże znowu, przecie ty to prawie moja wnuczka, jakbym tak śmiał uczynić, bogowie brońcie. Wejdźcie, wejdźcie- cofnął się o dwa kroki do tyłu, a ja nadal lekko pijackim chodem, weszłam do małej, przytulnej izby. Moja przyjaciółka dziwnie zmieniała swoją mowę, kiedy z nim rozmawiała, a on też był chyba nie lada dziwakiem. ,,Bogowie brońcie’’? To naprawdę musiał być szaleniec.
Nie było tam zbyt wiele mebli, lecz wyglądało to bardzo elegancko. Każdy drewniany element był wykonany z brązowego drzewa o czerwonym połysku, może mahoniu. Na toaletce z lustrem stało kilka czarno-białych fotografii i mała figurka baletnicy, na jakimś złotym pudełku. Wpatrywałam się w nią jak urzeczona, ale po chwili opanowałam się i spojrzałam na resztę pokoju. Znaczną część podłogi pokrywało futro zwierzęcia, wydawało mi się, że niedźwiedzia. W centralnym punkcie pokoju stało dość duże biurko, na którym leżał stos różnych papierów. Łabędzie, a może gęsie pióro leżało na blacie brudząc wszystko atramentem. Na ścianach wisiały majestatyczne obrazy i ozdobne dywany. Nie jeden bogacz chciałby posiadać taką pracownie. Oprócz tych mebli, były tam tylko drzwi do innego pomieszczenia. Kaban otarł się o moją nogę. Zapewne nie wiedział co się dzieję, tak jak ja. Przelotnie spojrzałam na Sam, a dziewczyna, jakby zachęcona moim spojrzeniem zaczęła mówić.
– Cross zaatakował i nie miałam wyboru. Musiałam przyspieszyć proces.
– Oj moja droga, uruchomiłaś tykającą bombę, tyle ci powiem.- Staruszek usiadł w fotelu i wskazał oskarżycielsko palcem na moją przyjaciółkę.-Oni się o tym nie długo dowiedzą, a wiesz co on może zdziałać.
-Tak wiem, ale Topielec, został… spalony- moje serce na chwilę stanęło. Mój statek, mój jedyny dom… spalony?! Nie to musiało być złudzenie. To musiał być jeden wielki kawał!
– A Eric…- spojrzałam z nadzieją na Samantę, lecz ona nagle zaciekawiła się stanem swoich paznokci.- Eric zostawił, tylko to.
Dziewczyna pokazała gestem, że mam mu pokazać koperty. Starszy pan pobladł, a jego źrenice rozszerzyły się, jak wyciągnęłam listy.
– Miał to wam oddać tylko w ostateczności… a więc, czy..
– Tak, na Nieugiętym rozbrzmiała pieśń…- Nie mogłam uwierzyć moim uszom. Nieugięty był jedynym żaglowcem, którego naprawdę nie dało się pokonać. Jego kapitan był najlepszym wojennym strategiem. Załogę miał bezlitosną, żądną krwi i władzy. Ich łupy były większe niż wszystkich innych statków razem wziętych. Jeśli to oni zaczęli wojnę, to nikt nie wyjdzie z niej żywy. A jeśli to nie byli oni… to w bitwie pojawił się potężniejszy statek. Był tylko jeden. Postrach mórz, od wieków wyłaniający się z wody podczas sztormów. Uważany już za mit, przez ludzi, którzy nie mogli sobie wyobrazić nigdy nie pokonanego statku. Ja widziałam go raz i do końca mojego pirackiego życia, ta noc pozostała mi w pamięci.
Był to jeden z największych sztormów widzianych na całym świecie. Fale wielkości ośmiu metrów wyglądały przy nim jak nieszkodliwe, wzbudzane lekką bryzą podrygi oceanu. Miałam wtedy jedenaście lat, lecz do dziś to wspomnienie budzi we mnie dreszcze. Widzieć furię oceanu i to przeżyć, mieli zaszczyt tylko nieliczni, do których ja też się zaliczałam. Woda, która miażdży skały w drobny mak, która pochłania statki. Niepowstrzymany żywioł, przed którym nikt się nie ukryje. Z czternastego, na piętnastego kwietnia. Noc zatonięcia Titanica. Wszyscy nadal myślą, że było to przez górę lodową. Niestety nikt z nich nie ma pojęcia, jakie szkody może wyrządzić morze bez niczyjej pomocy. Nikt nie wie, że byłam wtedy na pokładzie.
Nikt nie sądził, że mogłam być tak głupia. Moje szaleństwo osiągnęło poziom prawie niemożliwy. Nie dość, że wyszłam ze swojej kajuty, prosto w sam gniew oceanu, to jeszcze wspięłam się na sam szczyt masztu. Oddychałam pełną piersią. Kochałam niebezpieczeństwo. Patrzenie na przerastające statek fale. Bycie obmywaną przez śmiertelnie zimną wodę i ten wiatr. Podmuchy, które mogły porwać nawet największe domy, najdoskonalsze wieżowce, najpotężniejsze parowce. Coś, co powinno przerażać mnie do szpiku kości, co u normalnego człowieka pozostawiłoby fobię do końca życia. Wrzeszczałam z całych sił zagłuszana przez ryk oceanu. Czułam, że nic mnie nie pokona, że jeśli przeżyje coś tak potwornego, to nic nie stanie mi już na przeszkodzie.
Właśnie wtedy pojawili się oni. Spomiędzy wód wypłynęła Królowa Niezwyciężonych– żaglowiec czarny jak noc. Pływający pod czarną banderą. Na podwyższeniu stał najbardziej przerażający ze wszystkich kapitanów. Śmiertelnie blady, bardziej okrutny niż kat, niewrażliwy i niepokonany. Czerwone oczy, długa do pasa czarna broda, tylko jedna ręka i cała jego fizjonomia każdego przyprawiała o dreszcze. Ubrany był w płaszcz do kolan i czarny, przemoczony krwią kombinezon. Trzymał szablę, której nie można było pokonać. Na jej ostrzu tańczyły iskry, klinga błyszczała i rzucała złotą poświatę, na ostrą, pomarszczoną i przerażającą twarz wilka morskiego. Dowódca Czerwonooki, którym straszy się niegrzeczne dzieci. Nikomu nie przyśnił się nigdy ktoś tak okrutny jak on.
Jego nozdrza rozdęły się, a wzrok stał się dziki. Po jego prawej stronie zatrzymały się dwa kościotrupy. Ich puste oczodoły skierowane były prosto na mnie. Dziurawe, osmalone, morskie marynarki łopotały na wietrze, uderzając głucho, o puste kości stworów. Wstrzymałam oddech. Mimo iż byłam najbardziej szalona z całej załogi, to nawet ja dostrzegłam grozę sytuacji. Jeżeli ktoś taki chciałby zniszczyć swojego wroga, zrobiłby to prawie z obojętnością. Jego pewność siebie była tak niezłomna, że nic by go nie powstrzymało. Mężczyzna wyszczerzył swoje pożółkłe, krzywe zęby w przerażającym uśmiechu. Złoty kieł zalśnił w blasku błyskawicy. Kapitan zamachnął się szablą, a koło niego zaczęły krążyć duchy, kościotrupy i wiele innych halucynacji, które wytworzył mój chory umysł.
Czerwonooki nagle pobladł jeszcze bardziej, a z jego ust spełzł uśmiech. Najwyraźniej coś, co zobaczył zmusiło go do odwrotu. Na koniec wyraźnie pstryknął palcami. Kule armatnie wystrzeliły w naszą stronę, a Topielec zaczął się dziko obracać. Objęłam maszt i przez resztę nocy błagałam, żeby starczyło mi sił. Wir wodny na pewno nie był zwykłym zjawiskiem przyrodniczym. To było coś o wiele bardziej potężnego. Taniec na wodzie, w blasku błyskawic i opadających kurtynach wody, nie należy do rzeczy, które wykonuje się codziennie. Rankiem, kiedy ocean uspokoił się, a burza przynajmniej na chwilę ustała. Ledwie żywa, starając się zostać niezauważoną, przemknęłam przez pokład i wślizgnęłam się do mojej kajuty. Mój tata ani nikt inny nie wiedzieli o mojej małej przygodzie i zostało tak już na zawsze.
~~~
Mam nadzieję, że się podobało i im więcej będzie komentów, tym szybciej pojawi się następny rozdział 😉
Hestia
TO zasługuje na komentarze. Po prostu łał. Naliczyłam trochę błędów, ale to Melia jest do wymieniania. Rób kolejny rozdział, bo czekam z niecierpliwością.
Och, akcja się rozkręca! O co z tym wszystkim chodzi? Pogubiłam się trochę, a ciekawość mnie zżera. Wiec pisz szybko cd, proszę 😀
PS Dzięki za dedykację
Ja też czytam 😀
i gdzie podział się Eric ? O co chodzi z tą pieśnią ?
i kogo córką jest
W ogóle to Eric jest bratem Luke’a o.o
Tyle pytań i żadnych odpowiedzi….
Mogłabyś to zmienić 😀
niecierpliwe czekam na następną część ;*
jest Isabell*
Niepewnie razem
Jeśli Samantha nigdy nie zdejmowala sukni, to chyba jest ona (suknia) trochę brudna… Chyba że w nocy miała piżamę i wtedy ją prała 😉
Niedawno razem
A tak to wspaniale. Uwielbiam ten piracki klimat 😉
I dziękuje za dedyczkę. Pisz szybko CD i nie przejmuj się ilością komentów, niektórzy może nie wiedzą, co tracą.
Błędów było sporo, jednak nie będę ich wymieniać. Ale, ale, ale mam swojego ulubieńca, którego tutaj zamieszczę. Jak to możliwe, że ona usłyszała, jak łopotają ich marynarki, jeśli morze (czy tam ocean, kto wie) zagłuszało jej krzyk? czy to może ja źle zrozumiałam? A opko jak zwykle trzyma klimat 😛 nie przejmuj się małą liczbą komentarzy, pod moimi jest podobnie 😀 jest cudne 😉
No nie, to jest…no…świetne, no 😀 pisz szybko cd, prooooszę 😀
Hah no i jak się Was trochę zastraszy to efekt przynajmniej jest widoczny :D. :
sandra11- spryciara >.< xD i bardzo dziękuje już go piszę 😉
Magiap- bardzo dziękuję i nie ma za co 😀
Werks- w jednej części tego nie wyjaśnię, a wręcz pytań będzie więcej 3:D, ale jak przeczytasz CD to może coś więcej zrozumiesz ;). Poza tym Ci co dobrze kojarzą fakty mogą trochę podejrzewać, że jest córką… hahahha jeszcze wredna Hestia tego nie oznajmi xD
Ella- uznajmy, że uszyła dwie takie same suknie (z jej mamą), i że ma śpi w piżamie czy tam co oni nosili w XX wieku 😛
Melia- Dzięki za pocieszenie i uznajmy, że to było BARDZO głośne te NIE marynarki, tylko kostki trupów :3
Ann24- może napiszę :), a może nie.., Nie no sama bym nie mogła tego przestać wysyłać (jak pisałam) Bardzo dziękuje i swoje opko też pisz szybko 😛
~~
Z pozdrowieniami dla komentujących Hestia 😉
PS tak piszę CD 😉