O to jest moje ostatnie opko przed wyjazdem na snowboard, więc oby wam się czytało je jak najlepiej :D. Dedykacja dla wszystkich co skomentowali poprzednią część. Z góry przepraszam za błędy, długość i za brak porywającej akcji.
Do zobaczenia za tydzień Hestia.( hah ciekawe czy będziecie tęsknić 😛 )
-Pani – po raz kolejny odezwał się głos.
-No, gadaj.
– Oni zawracają.
– Szlag! Przeklęci tchórze- obróciłam się na pięcie i zaczęłam wrzeszczeć na korsarzy.- Nie umiecie stanąć do prawdziwej walki z piracką łajbą?! Tchórze, cykory, świnie morskie, co uciekają się poskarżyć do mamusi, tak?!
– Kapitanie.
– Odwagi za grosz nie mają, durni zadurzeni w sobie udający honorowych ludzi, mordercy…
-Kapitanie- przerwał mi kolejny raz głos.
– Ja im kiedyś pokarzę, że aż im się te ich białe peruki zapalą!
-Kapitanie!- gościu się naprawdę wkurzył
– Do stu okrętów, czego?!- odpowiedziałam z rządzą mordu w oczach.
– Uspokój się, bo tym ich nie zatrzymasz- zmierzyłam Erica wzrokiem od stóp do głowy. Następnie przyjrzałam się tłumowi wpatrującemu się we mnie. Nie no, oczywiście, że jak robie coś głupiego i kompromitującego to nagle wszyscy mnie widzą, a jak chcę, żeby zwrócili na mnie uwagę to już żaden się nie kwapi.
– Wracać do roboty- rozkazałam i ruszyłam do mojej kajuty.
Zeszłam w dół bardzo stromymi schodami ( no co? Jakoś trzeba oduczyć marynarzy pijactwa). Na ścianach wisiały obrazy i szklane gabloty, za którymi wisiały czapki wszystkich byłych kapitanów. Było ich dużo, bardzo dużo. Powoli podeszłam do czapki wiszącej na samym końcu. Na szkle nie zdążył jeszcze osiąść kurz, więc nakrycie głowy było widać wyraźnie. Stary, brudny, brązowy kapelusz z czerwoną wstążką, za którą wetknięte były trzy ptasie pióra. Dotknęłam złotej tabliczki z wyrytym napisem: ,,Jack Scott, 18,08.1914’. Nienawidziłam tej przeklętej daty. Śmierć najbliższej mi osoby, ten dzień wyrył się mi w pamięci i pozostanie w niej aż do końca.
***
Nie zapowiadał się on szczególnie. Był to kolejny dzień upalnego lata, który zaczął się jak każdy poprzedni. Załoga o wschodzie słońca szykowała się na śniadanie. Nie zabrakło tam gwaru śmiechu i rodzinnej atmosfery. Ja i Eric jak zwykle zaspaliśmy, ale stanowiło to już tradycje tego statku. Ledwie żywa o mało co nie zafundowałam sobie kąpieli w misceu z wodą. Tata uważał, że w takim naczyniu szlachcice myją dłonie przed posiłkiem, więc żeby było śmieszniej zawsze stawiał go przede mną.
-Śpiąca królewna wciąż w zaświatach?- zapytał Harry, który tego dnia wyjątkowo nie był upity.
– Harry ja cię błagam! Dajżesz ty mi święty spokój, ja się tylko chcę wyspać.
-Ej złociutka, podasz mi piwo?- z niechęcią wyciągnęłam rękę po ogromny kufel i puściłam go tak, aby przebył cały stół i zatrzymał się w rękach Michaela. Oczywiście po drodze wylała się połowa zawartości naczynia, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Przez resztę posiłku starałam się nie zasnąć i mi to nawet wyszło. Po godzinie obudziłam się już zupełnie i stałam opierając się o pseudobarjerkę. Dość silna bryza rozwiewała moje grube, długie, ciemnobrązowe włosy. Czułam się wspaniale, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Cieszyłam się tym i byłam przekonana, że nic nie zepsuje mi mojego humoru. Jednak zdarzenia postanowiły zakpić sobie z mojej niezachwianej pewności. Kiedy James miał wołać na obiad, Harry ogłosił niespodziewany alarm.
-Panie kapitanie- zdyszany wpadł do czegoś typu salonu.
-Co się dzieję?
– Korsarze pojawili się z nikąd i…- zrobił długą przerwę na oddech.-I zaraz tutaj wtargnął.
-Wielkie nieba- mój ojciec zerwał się z fotel.- Zawiadom resztę załogi. Niech będzie przygotowana na atak. Kochanie ty tutaj zostań, może być naprawdę niebezpiecznie. Eric ciebie przypilnuje, a my się ich pozbędziemy.
-Ale, tato…
-Żadnych ,,ale’’. Wszystko będzie dobrze –pocałował mnie w czoło i wybiegł z pomieszczenia. Naburmuszona siadłam w fotelu i założyłam nogę na nogę. Chwile potem chłopak zszedł pod pokład. Widocznie zauważył, że jeśli spróbuje mnie pocieszyć to oberwie mu się za wszystko, więc siedział w milczeniu. Z góry zaczęły dochodzić nas odgłosy walki. Uderzanie stali o stal, krótkie wystrzały i krzyki, które bynajmniej nie należały do moich przyjaciół.
-Nie mogę tu tak bezczynnie siedzieć!- nagle wstałam i rzuciłam wyzywające spojrzenie nastolatkowi. Jego oczy wydawały się potwierdzać każde moje słowo. On nie należał do tchórzy, ani leniwych. Chciał działać, tak samo jak ja. Spojrzałam na drugie drzwi. Prowadziły one jeszcze głębiej w stronę spiżarni, ale ten statek był moim domem, więc znałam tajne przejście na pokład. Podbiegłam do nich i nacisnęłam klamkę. Miałam szczęście, gdyż nie były zamknięte. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie mijając kilkanaście beczek z piwem i rumem kosze owoców, ryb i innych rzeczy do jedzenia. Za sobą słyszałam kroki i przyspieszony oddech. Stanęłam naprzeciwko ściany i zaczęłam niecierpliwie szukać.
Gdzie to może być, gdzie to- zaczęłam mamrotać do siebie.-Jest!
Oderwałam deskę od ściany i moim oczom ukazały się skrzynie, stół i worki wypchane… nie wiem czym. To miejsce znajdowało się prawie pod sterem i dawało gwarancje, że nikt niepożądany cię nie zobaczy. Przeszłam przez wąski otwór i kucnęłam tuż przed wyjściem. Nad uchem usłyszałam przyspieszony oddech Erica. Wiedziałam, że jest to dla niego takie samo niebezpieczeństwo jak dla mnie. Powoli ruszyłam w stronę walki, ale nie zamierzałam pokazywać się zbyt wcześnie. Zaczęłam obserwować wrogie poczynania. Wszystko wskazywało, na to, że wygrywamy. Czekałam na dogodny moment. Nie zrozumcie mnie źle, ale wolałabym uniknąć dania korsarzom możliwości przewagi nad moim ojcem w postaci jeńca. W końcu mogłam być pewna, że oddałby wszystko za moją wolność. Walka układała się bardzo pomyślnie, ale ostatni korsarze byli chyba najbardziej doświadczeni, gdyż nie walczyli ,,na oślep’’. Dwójka z nich popędziła schodami w dół, a mój tata za nimi.
Jaka ja jestem tępa! Przecież on uważa, że ja tam jestem- zdałam sobie po chwili sprawę z grozy tej sytuacji, ale było już za późno. Korsarze wynieśli mojego ojca w strasznym stanie. Nie był on przytomny, a po jego twarzy spływała czerwona posoka. Jego ciało było skrępowane grubymi linami. To byli ostatni z żyjących na tym statku wrogów. Stanęli oni na pseudobarjercę i zaczęli kołysać ciałem mojego taty w lewo i w prawo. Kiedy poluźnili chwyt mój ojciec zapadł się w głębiny oceanu. W tej samej chwili z moich ust wydarł się przeraźliwy krzyk, a moim ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Mordercy długo nie pożyli, gdyż jeden z członków załogi zepchnął ich do wody, ale mnie to nie obchodziło. Ogromna pustka w moim sercu, ziała mrokiem. Nie zdążyłam się z nim pożegnać ani nic mu powiedzieć. To się stało tak nagle i nieoczekiwanie. Uświadomiłam sobie, że tego dni mijają moja czternasta rocznica urodzin i wiedziałam, że do końca życia będę jej nienawidzić.
***
Obudziłam się z transu i postanowiłam przestać myśleć o tamtym dniu. Przeminęło z wiatrem, albo raczej z bryzą. Nie mogłam się tym ciągle zadręczać, ale niestety nadal to robiłam. Korsarze już nigdy nie wtargnęli na mój statek, ale zawsze widziałam jak pojawiali się i znikali na horyzoncie o zachodzie słońca. Poczułam mokre ,,coś’’ na mojej łydce. Spojrzałam w dół i zobaczyłam merdającego ogonem czworonoga, który patrzył na mnie jakbym jadła jakiegoś smakołyka. Uśmiechnęłam się do psa i potarmosiłam jego czekoladową sierść. Zwierzak wyglądał jakby ktoś wylał na niego farbę, bo wszystko miało kolor brązowy. Sierść, oczy, rzęsy. Dostałam go na trzynaste urodziny, żebym miała się o kogo troszczyć. Można mi zarzucić wiele rzeczy, ale powiedzenie, że nie obchodzi mnie Kaban byłoby po prostu kłamstwem. Całe godziny potrafiłam go głaskać siedząc na dziobie i patrząc jak statek pruje przez falę lub czesząc go i mówiąc do niego. Był moim oczkiem w głowie, a ja byłam jego. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć i zmienić łzy smutku, na łzy radości.
Czworonóg pobiegł na pokład, a ja ruszyłam w dalszą drogę do mojej kajuty. Minęłam kilka korytarzy aż w końcu dotarłam do mojego kochanego pomieszczenia. Otworzyłam pięknie rzeźbione drzwi i usiadłam na łóżku z baldachimem. Pokuj był bardziej luksusowy niż inne, gdyż mieszkałam tu przez całe życie. Nie było w nim żądnych okien, ale za to świecę umieszczone w specjalnym czymś, żeby nie podpaliły statku. Koło łożą umieszczona była szafka nocna, na której były praktycznie wszystkie moje książki do czytania. W rogu stało ogromne biurko ze lśniącego drewna. Były na nim wszystkie moje prace pisemne i zeszyty od nauki. Mój nauczyciel zawsze narzekał, że tu jest strasznie ciemno, ale w końcu i on do tego przywykł. Na środku pokoju rozłożony był dywan w przepiękne wzory, a na wprost biurka wisiało ogromne zwierciadło.
Podeszłam i spojrzałam na siebie. Byłam wyprostowana i miałam dumnie uniesioną głowę. Od ciężkiej pracy na statku, miałam bardzo dobrą figurę i widoczne wcięcie w talii. Nie nosiłam żądnej sukni, bo byłaby ona prawdziwą męką. Tę modną, ale niewygodną część garderoby zastąpiłam kremową, lekko zmiętą bluzką z dekoltem odsłaniającym ramiona oraz czarnymi prostymi spodniami. Na wysokości pępka zapięłam brązowy pasek, a na swoje ciało narzuciłam długi do kolan bordowy płaszcz. Na głowię zawsze nosiłam kapelusz taki sam jaki miał tata, ale ja na wstążkę nawlekłam jeszcze jeden koralik. Nie wiedziałam czy taki strój był modny w tamtych czasach, ale nie obchodziło mnie to.
Poczułam się dziwnie senna i zmęczona. Nie zastanawiałam się długo nad przyczyną. Położyłam się w ubraniu i zasnęłam kamiennym snem. Obudziłam się parę chwil przed północą. Miałam świadomość , że już nie uda mi się zasnąć, więc poszłam się przejść po pokładzie. Od początku kiedy było mi smutno przychodziłam popatrzeć na nocne niebo i po wspinać się po linach. Tak zrobiłam i tym razem. Wędrówka do góry zajęła mi zaledwie kilka sekund. Nie spostrzegłam się, kiedy stałam na najwyższym maszcie, ale nie przeszkadzało mi to. Zaczęłam spacerować bez celu w tę, i we w tę, żeby po chwili zapatrzeć się w gwiazdy.
Domyślam się, że gdy myślicie o gwiazdach, przed oczami stają Wam tę imitację świetlnych kul, które Wy widzicie, ale mi chodzi o prawdziwe gwiazdy. Nie te za spalinami i dymami z miasta, tylko tę naturalne, których w tych czasach prawie nigdzie nie da się zobaczyć.
– Co tu robisz w środku nocy?- zaskoczył mnie głos Erica za moimi plecami.
– Nic, a ty?- nie odpowiedział mi na moje pytanie tylko usiadł koło mnie. Bardzo blisko mnie. Spojrzałam w jego przerażająco niebieskie oczy i na rozwiane przez wiatr średniej długości (jak na faceta) włosy. Powoli przeniosłam wzrok na jego usta. Nie wiem kiedy to zrobił. Nie wiem dlaczego, ale on najnormalniej w świecie mnie pocałował. Nie był to namiętny pocałunek, było to krótkie zetknięcie warg. Ponownie spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy i się szeroko uśmiechnęłam. Inni wolą jakieś wymyślne randki, czy oficjalne spotkania, o których każdy z ich znajomych wie, ale ja nadal wolę nocne siedzenie na maszcie i rozmowę.
-Jak się miewa dziecie morza i gwiazd?- zapytał mnie wesoło, a ja przypomniałam sobie jak siadałam z ojcem właśnie w tym miejscu, a on właśnie tak mnie nazywał.
-Isabell?- spytał się łagodnym głosem, a mi po plecach przebiegły ciarki. Od dobrych paru lat nikt nie mówił do mnie po imieniu. Większość zapewne nie znała mojego imienia.
-Tak?- kolejny raz utonęłam w bezkresie błękitu jego oczu, a w moim brzuchu zaczęły krążyć motylki. Nic nie powiedział, tylko pocałował mnie po raz drugi tego wieczoru. Tym razem namiętnie, jakby był to jego ostatnie zetknięcie warg, przed zabrzmieniem pieśni.
Znalazłam sporo błędów, ale nie będę ich wypisywać 😀 (leeeń) no i dość dużo przecinków się zgubiło. A teraz pozytywy – zakończenie jest świetne, uczucia też, opisy też 😀 a Kaban wymiata!
Ja tam błędów nie zauważyłam. Świetne, czekam na CD>
Super! Bardzo fajne !
Dobre. Nic dodać, nic ująć.
WRESZCIE, dobrze że musiałąm krótko czekać.
To było takie piękne że znów się prawie popłakałam ( jestem mięczakiem ale kij z tym ) za tego kissa masz u mnie wielkiego plusika xd Ja romantyk hie hie hie. Na błedy uwagi nie zwracałam ale literówki na pewno widziałam.
Dawaj CD ;D
Dawaj CD. TERAZ ;D
Zgadzam się z Luną. Bo ukradniemy Kabana 😀
Super opko!
Jej Kaban 😀 słodziak
To jest wspaniałe. Błędy się zdarzały, ale to nic złego. Cudownie to przedstawiłaś i świetnie wystylizowałaś język aby dało się poczuć, że jest taki piracki :3 Nie widzę tylko jeszcze powiązania z mitologią ale i tak kocham twoje opko XD