Witajcie… Kolejne opowiadanie Znowu, mam nadzieję, że nie macie mnie już dość, co? 😀 Dedyka dla… (perkusja!) Perseusza Jacksona przede wszystkim! Za to, że przekabacił swoją siostrę na „moją stronę” i mam teraz trzech fanów :D. Zapamiętaj sobie jedno Rafale! Ja ZAWSZE dotrzymuję słowa i tak jak mówiłam, zadedykowałam Ci to Opko. Ale hola, hola! Jest jeszcze jedna BARDZO ważna osoba, dla której obowiązkiem jest mi to zadedykować! Dla Meli, za to, że nie zawodnie potrafi pocieszyć w naprawdę trudnych chwilach i to dzięki niej nie odeszłam z tej strony. I chcę powiedzieć jedno, dziękuję…
P.S. Kochani, to opowiadanie ma morał, może się nie rymuje, jest to bardziej rada. Nigdy w życiu się nie poddajcie, nie ważne jak bardzo wywróciło się ono do góry nogami. Trzeba je spróbować znów przywrócić na właściwą stronę i nie poddawać się, mieć nadzieję na lepsze jutro!
Nie ma kolorów, jest tylko czerń i ta przerażająco jasna biel. Wszystko straciło sens, nie mam po co żyć. Moje życie, życie herosa. Och, Zeusie! Czemuż spotkał nas taki los?! Czy nie możemy spokojnie żyć? Zapomnieć i cieszyć się życiem, przecież tak powinno być!
Zapomniałam, tak jest tylko w filmach. Rzadko, kiedy pójdziesz do kina i zamiast happy endu zobaczysz smutne zakończenie. Nie pokażą prawdziwego życia? Przecież nie wszystko jest kolorowe, czasem wszystko kończy się tragicznie. Nie dla ludzi, dla nas, herosów, tak!
A teraz mogę tylko siedzieć na parapecie. Wpatrywać się w szybę i spoglądać na spowite snem miasto. Niebo płakało, krople wody powoli spływały po drugiej stronie okiennicy. Na ich miejsce natychmiast przybywały nowe.
Tak samo moje łzy. Jedne moczyły moją koszulę, inne dopiero wypływały ze spuchniętych od płaczu oczu. Wpatrywałam się w nieboskłon i roniłam wielkie, krwiste łzy. Która to już była? Nie wiem, nie liczyłam ich, pozwalałam im płynąć i pozostawiać po sobie szkarłatne ścieżki na bladych polikach.
Niebiosa płaczą,
Przyglądam się.
Łapiąc łzy w swoje ręce.
I cisza, czy tak miał wyglądać mój koniec? Wprawie żadne z nas nie otrzymuje tak niepowtarzalnej szansy. Dożyć czasu, w którym wymarzone brzdące bawią się w berka, a ty byś patrzyła na nie z niepowtarzalnym szczęściem. Marzenie ściętej głowy, dla herosa…
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy.
Przez niego, tego potwora. Tak, to dobre określenie. Ubzdurał sobie, że to ja powinnam z nim chodzić. Przejmował się urodą, moimi długimi do pasa, blond włosami. Jak toń oceanu oczyma, które zawsze wierzyły, że nie umrą młodo. Roześmianą buzią zawsze pokazującą swoje dwa rzędy białych zębów.
Czy musisz sprawiać, że czuję się jakby
Nic ze mnie nie zostało?
Ale ja miałam chłopaka, tętniącego życiem i cieszącym się z każdej chwili. Syn Apolla, pisał dla mnie wiersze, rymował, kiedy tylko się dało. Oprócz grania na lirze, umiał też grać na pianinie. A na imię miał Bruno. Pamiętam, jak przesuwał palcami po klawiszach i robił obrażoną minę, kiedy nie pozwolono mu zagrać na instrumencie. Jego spokojne rysy twarzy, ciemne oczy tak zawsze nastawione do życia jako żart. Średniej długości miedziane włosy. Och, jego kochać się nie dało. Był wspaniały, miły, przezabawny. Wygłupiał się i niezawodnie pocieszał. Kochałam tego wariata.
A więc czemu pojawił się on?
Ten chytry uśmiech, zielone oczy i piegowata twarz. Rudzielec uważał mnie za lalunię, na chama próbował sobie mnie przywłaszczyć. Kiedy już zaczęłam chodzić z Brunem, on próbował rozbić nasz związek. Jednak nie udało mu się tego zrobić, ale gdybym wiedziała do czego on potrafił się dopuścić!
Wtedy, rano przy poduszce zauważyłam zapisaną karteczkę. Przeczytałam ją.
„O północy, w lesie. Jeszcze mi podziękujesz :)”
Nie wiem czemu to zrobiłam, umysł podpowiadał, że trzeba tam iść. Choćby nie wiem co. Długo się zastanawiając siedziałam na łóżku, aż w końcu się odważyłam. Ruszyłam na spotkanie.
Nigdy mu tego nie wybaczę. Tego widoku, kiedy Bruno wił się i krzyczał z bólu, a ja bezradna nie mogłam NIC zrobić. Pamiętam wielką, czerwoną plamę na jego brzuchu, kiedy rudzielec wypuścił mnie ze swoich objęć i przestał rzucać na niego zaklęcia. Zakichany synalek Hekate.
Biegłam do niego z nadzieją, że jeszcze żyje. Niestety, przed śmiercią zdążył jeszcze tylko wyszeptać „Kocham Cię”, a potem… odszedł.
Nawet nie mogłam myśleć o tym imieniu, gorsza sprawa z wypowiadaniem go. Louis, syn Hekate, który zabił herosa tylko dlatego, że chciał mieć za dziewczynę jego ukochaną.
Wtedy obojętne mi było wszystko, chciałam, by mnie też zabił. Zaprowadził moją duszę do Hadesu, nieważne czy na Pola Kary czy Elizjum. Czułam się też tak w tym momencie, siedziałam na parapecie i patrzyłam jak z mojej żyły wypływa krew. Więc czemu nie umieram?
Możesz zabrać wszystko, co mam!
Możesz zabrać wszystko, czym jestem!
Jego nie obchodziły moje uczucia. Patrzył się w moje przepełnione bólem oczy i żądał, abym mu podziękowała. Byłam dla niego jak plastikowa laleczka bez emocji, którą otrzymała na urodziny rozpieszczona dziewczynka.
Jakbym była ze szkła,
Jakbym była z papieru.
Zaczęłam się zastanawiać. Czy ja bym tego chciał? Aby wciąż pamiętał ten dzień? Aby się o to obwiniał? Abym popadł przez to w depresje? Aby… umarł?
– Nie…- Szepnęłam przez łzy.
Myślałam, że to nie może być koniec. Przede mną całe życie. A ja mogę się przeciwstawić swojemu losowi, przynajmniej spróbować. Nie obchodził mnie ten zapchlony rudzielec, mógł sobie robić ze mną co chcę, ale nie na darmo.
Wstałam z parapetu i usłyszałam głos mojej matki w głowie.
„Wścieknij się”
Uśmiechnęłam się, kolory, których przez cierpienie nie widziałam zaczęły wracać. Otworzyłam zadowolona okno. Zamiast deszczu była już tylko mżawka zwilżająca moje czerwone policzki. Zrobiłam krok do przodu i wychyliłam się czując przypływ powietrza. Siła woli wróciła, czułam, że mogę zrobić wszystko. Zamknęłam oczy i poczułam złość. Złość na rudzielca, za to co zrobił. Wrzasnęłam ile miałam sił w płucach. Byłam gotowa przeciwstawić mu się i nie dać pomiatać sobą.
No dalej, podejdź do mnie i próbuj mnie zburzyć!
A ja powstanę z ziemi!
Mógł mnie zniszczyć psychicznie, mógł śmiertelnie zranić, ale ja się nie poddam. Będę walczyć do końca, puki jeszcze jestem na tym świecie i żyję! Podniosę się i przeciwstawię mu się!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
A kiedy już go przepędzę wszystko będzie w porządku. Tak sobie to przynajmniej wyobrażałam. Zeszłam z parapetu i złapałam zakurzoną i porcelanową wazę po czym cisnęłam nią w ziemię. Zaśmiałam się z zadowolenia i pomyślałam, jakby śmiał się ze mnie Bruno.
Pomyślałam, jak rudzielec ucieka przede mną z zaskoczeniem na twarzy.
Dalej, biegnij, biegnij, biegnij!
Ja zostanę tutaj,
Patrząc jak znikasz, tak!
Dalej, biegnij, biegnij, biegnij!
Tak, to długa droga w dół!
Lecz jestem bliżej chmur…
I nie obchodziło mnie to, co czuł do mnie ten dupek. Czułam się jak…
– Tak. Jestem jak drapacz chmur…
~*~
Tekst pisany pochyłymi literami to tłumaczenie piosenki Demi Lovato- Scyscraper
Jestem pierwsza 😀 fajne opowiadanie
Extra 😀 bardzo fajnie napisane tylko pÓki
Extra. Super dobrana piosenka. Robisz niesamowite postępy! Możesz mnie zaliczyć jako czwartą fankę ^^
Piosenka bardzo dobrze dobrana, a co do nie poddawania się to też tak uważam 😉 jak w piosence ,, (…) Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie „. Kocham Twje opka 😉
Ciekawa historia, dobrze przedstawione emocje bohaterki. Fajne 😀
Czymże ja zasłużyłam dedykacją w tak zacnym opku? Zauważyłam, że piosenki w nich są modne, też muszę umieścić, ale odchodzę od tematu. Jest świetne!!! Lecę czytać jeszcze raz! 😀 (męczy mnie tylko to „puki”, poprawnie jest „póki” 😛 )
Przepraszam Cię za to póki, pisałam po boli z biedronki, co u mnie zdarza się bardzo często 😀 Wiesz, jakie są jej skutki Oj, nie udawaj, że nie wiesz za co jest ta dedykacja! Kochana, bo się obrażę! A tak w ogóle… ta piosenka jest modna? Ja jej nie znałam do wczorajszego wieczoru godziny 20.00. Po godzinnym słuchaniu jej i sprawdzeniu tłumaczenia postanowiłam napisać opowiadanie bo miałam ogromną wenę Wybrałam ją po prostu bo dzięki niej w 2011 zmniejszyła się liczba samobójczych nastolatków, kiedy sprawdziłam tłumaczenie, dowiedziałam się czemu.
P.S. Kochana! Wysłałam ci dwa dni temu wiadomość na chacie, czemu nie odpowiadasz?!
Ty geniuszu…
Piękne *.*
Nie mam się do czego przyczepić. Uczyniłaś wielkie postępy w pisaniu, wieli krok w naprzód. Gratulacje.
A tak na marginesie „Skyscraper” to jedna z moich ulubionych piosenek. 😀
„Och, jego kochać się nie dało (…) Kochałam tego wariata.”- rozterki jak u Belli Swan. To go kocha czy go nie kocha?
Do tego czemu rudzielca nie spotkała kara za morderstwo? Jest świadek, jest motyw, do tego zbrodnia popełniona chyba w Obozie Herosów, co? Chyba jestem za twarda sztuka, bo mnie to opowiadanie ani nie ziębi, ani nie grzeje. A to dziwne, bo ja płaczę nawet przy „Tarzanie”. Chociaż myślę, że to pewnie przez to, co wymieniłam powyżej, gdyż prawie zawsze chłodno analizuję to, co czytam.
Jednak widzę, że masz dobry gust do piosenek, bo „Skyscraper” to naprawdę piękny utwór, a Lovato wykonała go nieziemsko.