Witam, to znowu ja. Tym razem postaram ograniczyć się do kilku słów na wstępie ;p. Rozdział dłuższy od poprzednich, żeby wynagrodzić tym, który brakowało choć trochę tego opka. Dawno mnie nie było i mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętacie. Dedyka dla wszystkich, którzy pamiętają i choć trochę tęsknili oraz w szczególności dla trzech osób:
1. Moniki.m, która zawsze jest przy mnie i pomagała mi przez ostatni czas. Dziękuję.
2. Pegaza, za cudowne rysunki, które zaliczają się do tych najbardziej wspaniałych i zapierających dech w piersiach cudów artystycznych *.*
3. Mosgua, za moje ukochane opko „Alfa i Omega”. Czar tego opka sprawił, że kiedy na RR pojawia się następny rozdział jestem prawie tak szczęśliwa, jak kiedy w księgarni pojawia się nawa część przygód Percy’ego.
PS Przepraszam za błędy ale większość tego rozdziału pisałam na telefonie (auto korekta trochę bardzo namieszała), więc jeżeli jakieś słowa będą zupełnie od czapki i będą bez sensu to baaaardzo przepraszam ;/
Miłego czytania, Annabeth24
[Miranda]
Musiałam być dzielna. Nie mogłam się poddać tylko dlatego, że zostałam sama z bandą zaczarowanych przyjaciół, którzy zrobią wszystko co im każe Emily. Czy można chcieć czegoś więcej od życia? A tak właściwie… to czemu ja nie wzięłam tego cukierka? Szłam za czwórką herosów, myśląc, nad tym co mogę zrobić by im pomóc. Przecież najpierw chciałam. Nic nie podejrzewałam, wręcz przeciwnie- starałam się jej zaufać i pozbyć wątpliwości.
Odporna na czary… przypomniałam sobie. Asklepios mnie uratował. Tak to bym wzięła tego cukierka.
-Ludzie, ma ktoś jakieś żarcie?- spytała Jane chłopaków. –Emily jest głodna.- A więc już Emily jest głodna a nie moja siostra…- Ja zresztą też.
Nathan zręcznie ściągnął z ramienia plecak i otworzył go. Zatrzymaliśmy się na drodze pomiędzy polem, pełnym rosnącego zboża a lasem. Wokół panowała cisza. Nie było słychać nawet ptaków. Tylko nasze kroki po wysuszonej ziemi. Podeszłam bliżej do reszty grupy. W końcu Nathan wyciągnął z bagażu kanapki i podał dziewczyną. Następnie wyciągnął jeszcze trzy i podał Mikowi i mi. Pokręciłam głową, na znak, że nie mam ochoty. Mike również odmówił, więc chłopak schował dwie kanapki i zarzucił na plecy plecak. Poszliśmy dalej. Byłam trochę zdziwiona, bo od kilkunastu godzin, nic nie próbowało nas zabić a jesteśmy coraz bliżej celu.
Uwaga, pytanie za sto punktów: Co się stało, gdy o tym pomyślałam? Tak, zza krzaków wyskoczył trzy metrowy spiżowy słoń. Wielki to on nie był, ale wyglądał potwornie. Nie pytajcie, czemu słoń, bo nie wiem. Może twórca zbudował go po uroczym weekendzie w Afryce? Mniejsza o to. Wszyscy stanęli w miejscu. Emily wrzasnęła i sięgnęła do swojego buta (tak właściwie to mojego, ale darujmy sobie szczegóły). Kiedy już zaczęłam myśleć, że dziewczyna będzie teraz poprawiała sznurówki, ona wyciągnęła z buta szminkę, która po odetkaniu stała się dość długim sztyletem o czarnej rękojeści. Nathan stał w miejscu i bez strachu, bez zdziwienia w oczach spokojnie sięgnął po swój miecz, które zawsze miał przy pasie. Spiżowe zwierze rzuciło się w naszą stronę. Mike w mgnieniu oka zrzucił plecak na ziemię i wyjął swój portfel, który przemienił się w łuk i strzały.
Pierwsza strzała odbiła się o pancerz bestii, nie robiąc mu krzywdy. Jane, porywczo, rzuciła się na słonia i zaczęła ciąć go w nogi. Zwierze odwróciło głowę w jej stronę i trąbo odrzuciło ją do tyłu, jakby była tylko małym, nic nieważącym robakiem. Emily spojrzała się na Nathana, który skinął głową i powoli podszedł do słonia. W tym samym czasie ja, zerwałam pióro i zmieniłam je w miecz. Podbiegłam do słonia i kiedy ten, zajęty odpychaniem ciosów Nathana i zdenerwowany uderzeniami twardych grotów o ciało, mnie nie dostrzegał. Może jego mały móżdżek nie zarejestrował mnie albo jaka córka boga złodziei umiałam się zakradać, skorzystałam z okazji i pod wpływem ataku ADHD podciągnęłam się na jego uchu i wdrapałam się na grzbiet bestii. Kiedy spiżowy olbrzym poczuł, że coś siedzi mu na karku podniósł trąbę aby mnie zepchnąć. Cięłam uparcie w jego głowę, ale kiedy trąba owinęła się wokół mnie jak żelazna lina doszłam do wniosku, że nie przeżyję upadku z ponad trzech metrów. W ułamku sekundy spojrzałam się na przyjaciół. Chłopcy walczyli, Jane leżała bezwładnie na ziemi. Tylko Emily, stała ze skrzyżowanymi rękoma i patrzyła się na bitwę. Nawet nie kiwnęła palcem…
Nagle przez moją głowę przeleciała mega głupia i niebezpieczna myśl. Korzystając z okazji, że zwierz, na razie tylko mnie trzymał, a nie unosił w powietrzu, zamierzając zmienić mnie w twórczą plamę krwi na drodze, wstałam szybko i nim słoń zdążył zareagować, przebiegłam mu po głowie i zeskoczyłam na ziemie. Jednak nadal byłam trzymana przez jego trąbę. Siła, z jaką skoczyłam rozhuśtała potworowi trąbę jak huśtawkę i wraz z trąbą znalazłam się od jego brzuchem. Słoń, puścił mnie. Siła skoku i ‘bujnięcia się’ na jego trąbie spowodowały, że udało mi się wykonać ślizg pod jego cielsko. Poczułam ostry ból w kostce. Bałam się na nią spojrzeć, więc skupiłam się na moim szalonym pomyśle. Ostatkiem sił, sterowana nadpobudliwością, szybko wbiłam mu miecz w szparę pod pancerzem, która znajdowała się w okolicach szyi. Potwór zamarł i rozpadł się w stertę pyłu. Oczywiście, wszystko spadło na mnie. Krztusząc się i dławiąc pyłem spróbowałam się podnieść, ale zaraz upadłam na twarz.
Od razu podbiegł do mnie Mike i pomógł wstać. Delikatnie złapał mnie za ramie i podciągnął do góry. Z trudem utrzymałam się na nogach. Najwyraźniej skręciłam kostkę. Zacisnęłam zęby i pokuśtykałam do siostry. Oczywiście obok niej już klęczała Emi starając jej się pomóc.
-Jane, kochana nic ci nie jest?- pytała zdenerwowana.
-Normalnie nigdy się tak świetnie nie czuła- burknęłam.- Nathan, podaj proszę ambrozje, czy nektar.
-Trzymaj- powiedział wręczając mi batonika a ja szybko wpakowałam go do ust Jane, która tępo wpatrywała się we mnie. Byłam przerażona, że coś poważnego jej się stało a jednocześnie wściekła, że Emily, wszystko uchodzi płazem. Jane zamrugała powiekami.
-Który mamy rok?- spytała.
-Nie, nie masz jeszcze osiemnastu lat- powiedziałam. Zawsze się o to pytała, kiedy traciła przytomność. Moja siostra uśmiechnęła się kwaśno. Mike, ukląkł przy niej i zaczął sprawdzać ile kości sobie połamała. Jane w tym czasie rozpaczała, że znów zemdlała i nie pomogła. Mogłabym przytoczyć ten jej monolog, ale praktycznie cały czas powtarzała tylko, że jest to niczego. Naprawdę- nic ciekawego.
-Połamała sobie kości w obydwu nogach. Ironia losu, nie?- powiedział Mike.
-A od kiedy, ty się tak dobrze znasz na takich bajeczkach o złamaniach?- spytała Emily.
-Jego ojciec jest patronem lekarzy- odparłam za Mika chłodno.
-Apollo, tak? To wyjaśnia twoją urodę- zaszczebiotała. –To może, poprosisz ojczulka, aby nas przetransportował na miejsce. Z tymi obrażeniami dotrzemy tam za rok.
Spojrzałam się na bruneta. On tylko pokiwał głową i jak gdyby nigdy nic odparł:
-Świetny pomysł. O ile tato mnie wysłucha- poczym odwrócił się do mnie.- Choć Mir, opatrzę ci kostkę.
Oddaliliśmy się od reszty grupy, w stronę plecaków, które zostały zrzucone w pośpiechu i teraz leżały niczym kamienie na środku drogi. Usiadłam na trawie, kiedy Mike, bandażował moją kostkę. Coś jeszcze tam z nią robił, ale nie miałam głowy do tego, aby się tym zabiegom przyglądać.
-Nieźle sobie poradziłaś- powiedział, unosząc głowę i uśmiechając się do mnie.- Jestem pod wrażeniem.
Smutno popatrzyłam się w jego oczy. Nie umiałam się cieszyć, kiedy wiedziałam, że to nie jest ten mój Mike. Tylko marionetka w rękach Emily. Po co jej oni? Nie może sobie znaleźć innych zabawek, tylko akurat nas sobie znalazła?
-Nie musisz odpowiadać. Rozumiem, że jesteś zmęczona- szepnął i wstał. Odwrócił się do mnie przodem i zamknął oczy. Najwidoczniej modlił się do ojca. Szanse, że Apollo go usłyszy były nawet spore, bo zbliżało się południe i słońce świeciło nam nad głowami.
Chłopak stał w swobodnym rozkroku. Ręce delikatnie uniósł. Wyglądał jak młody bóg, ale na szczęście nie znikał jak każdy, którego napotkaliśmy. Siedziałam wpatrzona w niego kiedy nagle usłyszałam dźwięk, jakby w naszą stronę jechał samochód. Odwróciłam się i zobaczyłam czerwone ferrari. Kierowca, z piskiem opon zatrzymał pojazd tuż przed moim nosem i wysiadł z auta. Był to młody mężczyzna w czarnych trampkach, ciemnych spodniach i obcisłym podkoszulku. Wyglądał olśniewająco pięknie i był niesamowicie przystojny.
-Witajcie, dzieciaki- powiedział radośnie zdejmując przeciwsłoneczne okulary i zaczepiając je sobie o bluzkę.
-Ojcze- powiedział Mike i ukłonił się nisko. Wszyscy poszliśmy w jego ślady. Kogo, jak kogo, ale Apolla to ja się trochę boję, ale bardzo szanuję.
-Wstańcie moi drodzy- uśmiechnął się z zadowoleniem, ale uśmiech z jego twarzy znikł, kiedy nas zobaczył.- To wy…- szepnął lekko przestraszony.
-My?- spytałam. Bóg machnął lekceważąco ręką.
-Nie ważne- rzekł, ale uśmiech znikł z jego cudownej twarzy.-Po co mnie wezwałeś?- spytał Mika, który stał wpatrzony w ojca jak w obrazek.
-Eee… ja, ten…no, ten, tego, no…
-Chcemy prosić, by nas pan podrzucił swoją furą do obozu wygnańców- przerwała mu Emily. Spojrzałam się na nią niepewnie. Tak bezczelnie? Nawet Jane siedziała cicho.
Apollo popatrzył się na naszą ‘towarzyszkę’, która patrzyła się na niego dumnie i jej spojrzenie mówiło: ‘Mam cię w dupie koleś nic mi nie zrobisz’.
-Ale genialny samochód!- powiedział Mike, który zdążył oprzytomnieć i już zaczął oglądać samochód Apolla. Znając go, pewnie za chwilę coś wybuchnie, lub odgryzie mu palec. O ile już, czegoś nie rozwalił.
-Mike, proszę cię wyjdź.
Chłopak posłusznie opuścił siedzenie kierowcy.
-Sorka, tato.
-Nic się nie stało. Potem poprowadzisz- powiedział a w oczach jego syna pojawił się wielki entuzjazm.
-To co- pomoże nam pan?- Emily nadal stała nieruchomo i przeszywała boga wzrokiem.
Apollo spojrzał się z smutkiem w oczach na Mike.
-Pomożesz nam, prawda? Jane, połamała sobie chyba coś prawie wszędzie a Mir…- nie dokończył, bo bóg słońca wciął mu się w zdanie.
-Ach, twoja słynna Mir- zawołał entuzjastycznie podchodząc do mnie. Kucnął na ziemi obok mnie i zaczął oglądać moją nogę gadając cały czas.- Wiesz, młoda damo, Mike cały czas o tobie myśli. Nawet mu się śnisz, a to już coś.
Spojrzałam na Mika, który był mniej więcej koloru ferrari ojca.
-Bardzo ładnie to uleczyłeś, synku- powiedział w stronę chłopaka. W końcu odstawił moją stopę i podał mi rękę.
-Apollo, bóg sztuki i wróżbiarstwa- powiedział a ja uścisnęłam jego rękę.- Ty jesteś Miranda Hillewy, moja przyszła synowa.
A więc moim mężem będzie Mike. Te słowa natychmiast poprawiły mi humor.
-Ojcze!
-No dobrze, dobrze, już przestaję- rzucił na odczepne.- Dzieciak, pójdźcie się spakować a ja na chwile pogadam z tą damą, której uroda dorównuje Afrodycie.- Zarumieniłam się. Bóg, nachylił się do mnie i spojrzał mi w oczy. Jego twarz spoważniała i widać było, że w tym momencie jest już śmiertelnie poważny. – Wiem wszystko- szepnął z podziwem.- Jesteś niezwykle dzielna i wytrzymała.
Spojrzałam się na boga jeszcze bardziej uradowana a jednocześnie przerażona.
-Uwolnisz go?- spytałam szybko, a w moim głosie słychać było, że jestem bardzo zdesperowana i niecierpliwa jego reakcji.
-Nie mogę.
-Jak to, jesteś bogiem!- krzyknęłam. Natychmiast tego pożałowałam, bo Apollo wstał i ze smutkiem w oczach powiedział.
– Rozumiem cię. Ale nie mogę. – pokręcił głową i spojrzał na bruneta, który znów dobrał się do jego samochodu. W jego oczach widać było rozpacz.- Ty możesz mu pomóc. Wiesz, wiele bajek, powieści, legend wymyśliły moje dzieci. Czasem również dzieci Ateny, ale one tworzyły i nadal tworzą te poważniejsze i mądrzejsze dzieła. Jednak takie pierwsze, wzory dla innych powstały na podstawie historii z życia wziętych. Ciebie powinien zainteresować ten szczególny rodzaj.
-Nie rozumiem.
-W każdej z tych szczególnych historii, jest coś, co pokonuje zło. To dziwne coś, nazywa się miłość. Kojarzysz te wszystkie love story, pocałunki prawdziwej miłości i inne, co nie?- powiedział i znów utkwił wzrok w Miku. Widziałam jak jego twarz wykrzywia ból i rozpacz.
-Nie chcesz nam pomóc- zauważyłam. Bóg słońca kiwnął głową i odwrócił wzrok od syna.
-A czy ty, chciałabyś zawozić swoje ukochane dziecko do miejsca, gdzie przebywa jego rodzeństwo, które nienawidzi mnie, jego, bogów i każdego, kto jest z nimi związany?
-No, chyba nie. To czemu to robisz?
-Dawno temu, zostało ustalone, że jeżeli któryś z bogów, przybędzie na wezwanie swojego dziecka, to znak, że mu pomoże. Nie mam wyboru- odpowiedział a ja w końcu zebrałam w sobie całą pewność siebie i zadałam to pytanie, które nasuwało mi się na język odkąd go zobaczyłam.
-Panie, Apollo- zaczęłam niepewnie.- Bo, no wiesz… Kiedy na początku misji, w naszym domu spotkałam bab… znaczy się boginie Nike i Atenę, dowiedziałam się o pewnej przepowiedni. Dowiedziałam się również, że jesteś jej autorem i dotyczy ona nas, mnie i Jane…. Ta przepowiednia, przez, którą mama musiała nas opuścić…
-To nie dlatego was opuściła. Olivia była wspaniała, ale mój kochany kuzynek- Hermes, nie pozwolił mi się do niej dotknąć- westchnął rozmarzony, ale szybko się opamiętał widząc moją minę.- Olivia odeszła, bo byłyście wyjątkowe, przez Atenę i Hermesa. Moja przepowiednia była tylko o tym, że się narodzicie i że coś się z wami stanie. Stanie się to jak skończycie szesnaście lat. Wiem, oklepany wiek, ale nie mam wpływu na słowa, które wypowiadam. Przepowiednia powstała, ale Zeus nie chcąc ranić swojego syna, waszego ojca, postanowił mu nie mówić. Chciał mu powiedzieć po tygodniu.
-Czemu?
-Bo widział, że Hermes jest szczęśliwy z Olivią. Wspaniale się uzupełniali- on porywczy, pełen energii i wiecznie roztargniony, ona lubiąca wszystko przemyśleć, również energiczna ale trzeźwo myśląca. Ja na ciebie patrzę, jesteś mieszanką ich genów.
-Nadal nie rozumiem…
-Zeus chciał zapobiec przepowiedni. Ale jak się w przyszłości przekonasz, to nie możliwe i niewykonalne. Nawet dla boga.
-Czego Zeus nie chciał mówić naszemu ojcu?- spytałam. Czułam, że jestem blisko. Tak blisko odpowiedzi.
-Tego, czego i ja wam teraz nie mogę powiedzieć. Jednak tak się złożyło, że Olivia zaszła w ciążę. Hermes przez pięć minut, był najszczęśliwszym bogiem na świecie, ale niestety te pięć minut musiałem zakończyć, wyjawiając mu coś, co sprawiło, że z najszczęśliwszego stał się najbardziej zrozpaczony ze wszystkich. Nawet Hades przy nim wyglądał jak pełnia szczęścia- powiedział Apollo uśmiechając się lekko na to wspomnienie. Jednak szybko na jego twarzy przestał gościć nawet minimalny uśmiech.- Parę miesięcy wcześniej poznał przeznaczenie Luka, okazało się, że pani Castellan spodziewa się dziecka i jeszcze to… Kuzynek i Atena robili wszystko aby temu zapobiec. To był widok. Najmądrzejsza, robiła coś, co wiedziała, że nie ma sensu i jest jak ta robota Syzyfa. A potem jeszcze ten pamiętny dzień…
-Jaki dzień?- spytałam. Informacje, wsiąkały w mój mózg i robiły tam taki zamęt jak nigdy. Trybiki pracowały na przyspieszonych obrotach a ja nadal mało rozumiałam.
-Dzień, kiedy się urodziłyście. Wasi rodzice i Atena zorientowali się za późno, że przypieczętowali wasz los.
-Co zrobili?- spytałam.
-Ustalili coś, co potwierdziło moją wróżbę. Wybacz mi- powiedział spuszczając wzrok.
-Wybaczam, ale czy to jest powiązane ze słowami Rachel?- spytałam. Apollo westchnął i pomógł mi wstać. O dziwo noga już mnie w ogóle nie bolała. Pewnie ją już wyleczył…
-Nie mogę ci powiedzieć. Tak, możesz chodzić, bo wyleczyłem ci nogę- mruknął pod nosem.
-Dziękuję- powiedziałam. Byłam trochę zawiedziona. Nawet bardzo. Za bardzo. Wiecie, jak ma się ADHD, to często nie panuję się nad swoimi słowami. To co powiedziałam potem jest wspaniałym przykładem.- Czemu nie możemy tego wiedzieć? Bo co? Bo zrobimy coś co to zmieni lub się za bardzo przerazimy? Przecież takie są już te cholerne losy i nieomylne przepowiednie, że co byśmy nie robiły i tak one się spełnią. To co nam szkodzi dowidzieć się?!
Apollo tylko uśmiechnął się i pokręcił głową.
-Też tak myślałem, ale przez te tysiące lat doszedłem do wniosku, że na wszystko przyjdzie czas.
-Powiedział facet, który nigdy nie umrze. Dla ciebie ‘czas’ to obce pojęcie nie? Nie ma opcji, byś go nie miał- naburmuszyłam się.
-Może, ale nie dla moich synów i córek. Ich czas przemija- powiedział i ruszył w stronę Jane, żeby jej pomóc.
Westchnęłam. I co ja mam teraz robić?
Podeszłam powoli do Mika. Nie miałam tych zakichanych planów, ani żadnego pomysłu, które tak bardzo ceniła Atena. Chyba wolę improwizować. Uśmiechnęłam się w duchu.
Mój chłopak nadal próbował rozbroić to auto. Chwilowo grzebał coś pod maską ferrari. To było do niego nie podobne. Z każdym razem, jak spotykał któregoś boga, to poważniał, przestawał się tak łobuzersko uśmiechać i mówił do rzeczy. A teraz? Nawet nie męczył ojca pytaniami. Ja bym umarła z wrażenia, gdybym zobaczyła Hermesa. I do tego, gdyby mój tato wyglądał równie świetnie, co jego. Kurcze, co ta suka z nim zrobiła?!
-Mike, możemy pogadać?- spytałam niepewnie.
Chłopak wyprostował się, w rezultacie uderzając głową o podniesiony przód samochodu. Skrzywił się i zamknął maskę auta. Uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam samochodzie. Mike, wytarł smar ze swoich dłoni w spodnie. Przez chwile wpatrywałam się w niego. Nagle zawiał chłodny wiatr. Zadygotałam a moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Mike ściągnął i podał mi swoja bluzę. Posłałam mu spojrzenie „nie jesteś moim ojcem” ale on tylko mnie nią nakrył. Chcąc nie chcąc ubrałam szary kawałek materiału. Pachniał Mikiem. Poczułam, jak coś mnie ściska za serce.
-Dobra. Jasne, o czym chcesz pomówić?- rzekł.
-Tak po prostu. O wszystkim i o niczym. O czymkolwiek.
-No, to może zdradzisz mi co naopowiadał ci mój tatulek?
-No, mówił same oczywiste rzeczy- powiedziałam nie patrząc mu w oczy. Nie mogłam mu powiedzieć, że Apollo nie chce nam pomóc.
-Taaa, dobrze wiem, że to było coś kompromitującego o mnie- powiedział i delikatnie dotknął mojego podbródka. Przesunął moją głowę tak, abym patrzyła się na niego a nie obserwowała swoje trampki.
-Nie, chyba, że kompromitujące jest to, że ojciec się o ciebie martwi.
-Niby czemu?- prychnął z pogardą uśmiechając się.
-Bo on też to widzi. To, że Emily cię omamiła!- powiedziałam trochę głośniej.
Mike znacząco wzniósł oczy w górę i pokręcił zrezygnowany głową.
-Mir, ile jeszcze razy, będę musiał ci tłumaczyć, że dla mnie liczysz się tylko ty. Emily to tylko koleżanka- dziewczyna, która uratowała naszą kochaną Jane i pomaga nam dotrzeć do celu. Widziałaś, że pomagała z tym słoniem i namówiła Apolla na podwiezienie nas do celu- mówiąc to poklepał wóz boga słońca.
-Niestety się mylisz. Ja nie jestem zazdrosna, to na pewno nie. Ona nie pomogła przy słoniu. Tylko stała z boku i czekała, aż ta kupa spiżu nas zeżre. A do twojego taty zwracała się po chamsku- powiedziałam ze z wyrzutem.
-To czemu nam tato pomaga?- spytał odgarniając mi za ucho jeden z moich loków, które wymknęły się z warkocza.
– Mike, ty przestałeś widzieć swoje zasługi -szepnęłam i przyłożyłam mu dłoń do policzka. Chłopak stał przede mną uśmiechając się nadal.
-Znowu bredzisz? Wiesz, jesteś taka słodka jak to robisz- wyszczerzył się do mnie.
– Ojć, ale ty tego nie widzisz chłopie. Musisz się ogarnąć i znów być moim Mikiem, a nie marionetką w rękach tej jędzy.
-A jak się o mnie martwisz jesteś jeszcze słodsza- rozmarzył się.
-Miku Abreem, mógłbyś, choć przez chwile być poważny i spróbować zrozumieć choć część tego, co próbuje ci powiedzieć?!- zdenerwowałam się.
-Kocham jak się złościsz.
-Bogowie, zróbcie mu coś- westchnęłam poirytowana. -Mike, proszę cię. Ja nie mogę być z Tobą, jak ty nie jesteś sobą- powiedziałam dotykając jego twarzy obiema rękami. Chłopak zdjął moje ręce ze swojej buzi i mocno ściskając oparł je o swoja klatkę piersiową. Przysunął się do mnie tak, że dzieliło nas od siebie jakieś pięć centymetrów.
-Mirando Hillewy, mogłabyś przestać przez chwile się zamartwiać i spróbować zrozumieć to, co ja chce ci powiedzieć?- spytał patrząc się na mnie wyczekująco.
Westchnęłam tylko. Pokiwałam głową i znów spojrzałam się w jego brązowe oczy.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że nic mi nie jest. Czuję się świetnie. Jeżeli ci to nie odpowiada, to przysięgam, że nigdy nie wezmę tego cukierka od Emily. I mówię ci po raz setny, że nic na tym świecie nie sprawi, że będę kochał kogoś innego niż cieb…
Nie dokończył, bo go pocałowałam. Najpierw delikatnie, a potem bardziej czule. Może mnie trochę poniosło, ale za bardzo go kochałam… Chciałam mu w ten sposób pokazać ile dla mnie znaczy. Udowodnić mu, jak bardzo się o niego martwię i troszczę. Choć chyba po prostu, chciałam. Najgorsze było to, że on tego nie dostrzegał. Tego, że nie jest sobą tylko tym kimś, kto myśli tak jak chce Emily. Pragnęłam mu przekazać wszystkie swoje uczucia, swój strach, złość, miłość do niego i to jak bardzo mi na nim zależy. Kiedy oderwałam się od Mika, chłopak stał i tępo się na mnie patrzył. Moje serce biło dziesięć razy szybciej niż powinno. A co jeśli on nadal pozostanie zaczarowany? Nie, Apollo wyraźnie powiedział co muszę zrobić…
-Mir, czemu taka się blada zrobiłaś?- spytał niepewnie i przyłożył mi rękę do czoła.
-Nie wiem- powiedziałam pospiesznie odpychając delikatnie jego dłoń. -Wróciłeś?- spytałam bliska płaczu.
-A gdzieś poszedłem?- spytał i znów przyłożył mi rękę do czoła ale i tym razem odpędziłam ją od siebie.
-Co sadzisz o Emily? -spytałam łamiącym się głosem. Mike stał przede mną lekko unosząc jedną brew. Byłam tak przerażona, że musiałam co jakiś czas przypominać sobie, że powinnam oddychać.
– Mówiłem ci już.
Zamarłam. Poczułam lodowate zimno w środku mnie, które ciążyło coraz bardziej i jakby zjadało mnie od wewnątrz.
Moje myśli przestały płynąć a serce bić. No, nie dosłownie, ale tak się poczułam. Czyli to koniec? Nie odzyskam go już nigdy? Cała nadzieja mnie opuściła. Spojrzałam na Apolla, który właśnie rozmawiał z Nathanem, jednocześnie owijając bandażem łydkę mojej siostry. Nagle z odrętwienia, uczucia jakby mi ktoś zabrał najcenniejszą rzecz jaką mam i smutku, wyrwał mnie głos Mika.
-Nie ufam jej. Jest jakaś dziwna i sztuczna.
Gwałtownie spojrzałam się na mojego chłopaka. W tym momencie wróciła do mnie cała energia i czułam się tak jak bym zjadła maksymalną dawkę ambrozji. Poczułam jak po policzkach ciekną mi łzy a w brzuchu ciąży coś, jakby powracające szczęście.
-Bogowie…kobieto, czemu teraz płaczesz?- spytał przerażony.
-Bo cię odzyskałam- szepnęłam ocierając łzy.- Tak, wiem, że gadam bez sensu, jednak wybacz, ale potem ci to wyjaśnię- powiedziałam. Mike tylko wzruszył ramionami i postawił mnie na ziemi.
-Dobra, potem mi wyjaśnisz. Teraz choć, idę pogadać z tatą.
-Świetnie, niech on ci to wytłumaczy, bo ja mam dość powtarzania się.
-Wiesz może, czemu wcześniej z nim nie rozmawiałem tylko próbowałem coś zrobić z tą kupą złomu?- spytał ciągnąć mnie za rękę w stronę pozostałych.
-Nie. Nawet zdziwiłam się, że jesteś taki spokojny-uśmiechnęłam się szeroko.
Nawet nie wiecie jak bardzo byłam szczęśliwa. Z Mikiem u boku było mi o wiele lepiej. Nie czułam się już taka samotna i bezsilna. Teraz musiałam pomóc temu biednemu Nathanowi (o ile jemu da się jeszcze pomóc) no i przede wszystkim Jane. Usprawiedliwiałam jej zachowanie tym, ze Emily ją zaczarowała. Jednak, nawet jako pusta dziewczyna, już niestety bez własnego zdania (po walce Emily znowu nafutrowała ja tymi cholernymi cukierkami), Jane zawsze była, jest i będzie moją siostrą. Do tego bliźniaczką. Więc może się dziać wszystko- spadnie meteoryt, Atena polubi Mika, Pan D. przestanie przekręcać imiona obozowiczów, Jane zacznie chodzić w kolorowych ciuchach lub wiele innych niemożliwych rzeczy, to ta szczupła dziewczyna z czarnymi jak smoła włosami i szarymi oczami będzie dla mnie najważniejsza na świecie. Nawet, jeżeli ona mnie znienawidzi to i tak ja będę przy niej. Tak już, stety, czy niestety jest, że ja ją kocham i nikt, a szczególnie taka kreatura człowieka- Emily, tego nie zmieni. Wybacz Jane, ale tak łatwo nie odpuszczę.
Hah, kocham to. Na telefonie… No ładnie… Dzięki za dedykę i napisz szybko następną cześć <3 <3
Ojej, jakie to wspaniałe *-*. Musisz, musisz musisz, szybko napisać cd. Bardzo brakowało mi Bliźniaczek ;p Jesteś wspaniałą pisarką. Hah, kocham Mika <3
Tez mi brakowało. Dzięki Bogu, że Mike wrócił! Jeszcze tylko Jane i Nathan. Wredny, wredny jedza!
Weźcie, takie fajne opko i tak mało komentów?
Heh, długaśne – to, co lubię! Liczę, że CD będzie takie samo 😀
Jak się ustawia profilowe? Da się tak po prostu, czy trzev=ba mieć jakąś ilość wysłanych prac, czy jakieś kontakty?
Wchodzisz na gravatar.com
Kiedy się tam rejestrujesz, musisz wpisać maila, którego wpisałaś TU przy rejestracji.
Wybierasz obrazek i powinno działać 😉
Oczywiście, że Cię pamiętamy! Jak można zapomnieć?! Świetne opowiadanie, pisz szybko dalej!
Postaram się szybko coś dodać, ale na razie grozi mi szlaban na kompa, więc nie wiem. Najwyżej znowu zamieszkam u Moniki.m, tak jak ostatnio, przez te wspaniałe 3 dni, siedziałam u niej i pisałam opko w trakcie oglądania filmów <3
O bogowie jak mi tego opka brakowało!! Nie mam pojęcia jakbym miała o tym zapomnieć :D!!
A więc od czego by tu zacząć??? hmmm okk chyba już wiem :D. Nawet nie wiesz jak się wściekłąm, kiedy dopiero w niedzielę mogłam przeczytać to opko. To test blablabla zabranie mi laptopa, to jakiś wyjazd blablabla masakra. Dobra już Ci nie marudzę, tylko wychwalam twoje cudne opok :3. Co to za pytanie, czy ktoś to pamięta??? Oczywiście, że pamięta i jeszcze do tego za nim bardzo tęsknił xD. Literówek było kilka, ale no właśnie ale jak na częściowo pisane na telefonie to, to jest chyba idealne xD :P. Jak ja moje pierwsze opowiadania pisałam na tablecie to, to było straszne. jakieś urwane w połowie linijki, zmieniona forma, dziwne słowa od czapy, prawie całkowicie zmieniona treść (połowa tego przez durnego tłumacza) … dobra bardziej poniżać się nie będę :D. Opko (jak zwykle) super 😉 czekam na CD