Page
Szok.
To właśnie to czułam, gdy oglądałam, jak mój brat walczy z hordą potworów. To co robił nie mieściło się w głowie.
Bo są rzeczy codzienne i są rzeczy niecodzienne. Dla herosa codziennym jest walczenie z potworami. Niecodziennym jest zmiażdżenie armii, bez żadnego wysiłku.
Bo są rzeczy możliwe i niemożliwe. Dla herosa wojna jest, jak najbardziej możliwa. Obrócenie tej wojny w żart i potraktowanie, jej jak irytującą muchę, jest jak najbardziej niemożliwe.
Bo są zwykli śmiertelnicy i są ludzie, którzy przekraczają wszystkie bariery. Takim kimś był Alfa.
Nie chodziło nawet o to, że zabił te wszystkie potwory i Polybotesa. Nie chodziło nawet o to, że był takim świetnym szermierzem.
Chodziło o tą jego pewność. Chodziło o tą moc, o blask, który z niego bił. To było… piękne? Nie wiedziałam, jak mam to wyrazić. Po prostu chciało się na niego patrzeć. Po prostu chciało się, przy nim być. Świadomość, że taki ktoś istnieje dawała nadzieję. Nadzieję, która czasami była jedyną rzeczą, która pozostała.
Alfa
Musiałem się gdzieś schować. Uciec od tych wszystkich zszokowanych spojrzeń, od tych wszystkich szeptów. Zanim się zorientowałem, stałem w mojej starej kryjówce, w jaskini, przy plaży. Stała teraz zupełnie pusta. Wszystkie rzeczy, które kiedyś tam były, znalazły się w plecaku, z którym wylądowałem dziewięćset osiemdziesiąt siedem lat temu w lesie. No cóż prawie wszystkie.
Skierowałem się do półki skalnej, którą bardzo trudno było dostrzec na pierwszy rzut oka. Zlewała się ze ścianą jaskini i dlatego byłem pewien, że nikt nie będzie mógł jej zobaczyć i wziąć tego co na niej zostawiłem.
Wyciągnąłem rękę i natrafiłem na papier, rzecz teraz tak rzadką, że wątpiłem, by większość ludzi w ogóle widziała go kiedykolwiek na oczy. Wyciągnąłem go i po chwili już patrzyłem na zdjęcie mojej rodziny.
Wspomnienia wróciły i poczułem, jak we mnie uderzają, powodując przeszywający ból.
* Wspomnienie *
Stałem na środku ulicy i z szokiem wpatrywałem się w dziurę pomiędzy budynkami, która powinna być starą kamienicą, w której mieszkali moi rodzice. Nie rozumiałem co się dzieje. Z tyłu podeszła do mnie policjantka.
– Przepraszam bardzo, ale czy nazywa się pan Percy Jackson? – zapytała się mnie mile wyglądająca kobieta. Wciąż oszołomiony kiwnąłem głową. – Wszędzie pana szukaliśmy. Gdzie pan był?
– Na obozie. – zdążyłem wymamrotać. – Co tu się stało? Gdzie jest ta kamienica? Gdzie są moi rodzice? – Policjantka spojrzała na mnie współczująco.
– Przykro mi, ale zdarzył się wypadek. – powiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy.
– Jak to wypadek? – zapytałem zdenerwowany.
– Wczoraj wieczorem, ktoś podłożył ogień, pod kamienice, w której mieszkali pańscy rodzice. Niestety dość długo się palił i …- kobieta wzięła głęboki oddech, przygotowując się do wyznania. – Jak już przyjechała straż pożarna…Niczego nie dało się zrobić… ogień pochłonął wszystko. Przykro nam. – Nie trzeba mi było dalszych wyjaśnień. Spojrzałem przerażony na dziurę i poczułem się, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
– Panie Jackson, wiem, że to dla pana ogromy szok, ale musi pan pójść ze mną.
– Nie. – zacząłem się cofać. Policjantka spojrzała na mnie błagalnie.
– Panie Jackson, jeśli nie pójdzie pan ze mną dobro… – Nie słuchałem. Zacząłem stamtąd uciekać. Miałem jeden cel. Chciałem się zemścić.
* Koniec wspomnienia *
Patrząc na moją mamę, przypominałem sobie ją całą. Jej uśmiech, jej oczy. To, jak się śmiała i to, jak próbowała udawać zagniewaną, choć nigdy jej to nie wychodziło. Chciałem jeszcze, tylko ten ostatni raz ją zobaczyć. Choć na chwilę poczuć, że znów jest przy mnie. Że znów wszystko jest dobrze. Chciałem choć na krótki moment zapomnieć o tym wszystkim co się stało i po prostu pobyć z moją mamą.
– Przepraszam, że nie dodałam tego zdjęcia do rzeczy w twoim plecaku. -Obróciłem się i zobaczyłem, że za mną stoi Hestia, w swojej osiemnastoletnie formie, ubrana w sukienkę, która zdawała się płonąć. Zdawała się uśmiechać, ale uśmiech ten zdawał się nie dosięgać jej oczu, które wyjątkowo nie były płonącymi kulami, tylko po prostu były piwne. Tak mi się bardziej podobała. – Gdybym o nim wiedziała, to na pewno bym to zrobiła.
– Witaj pani Hestio. – uśmiechnąłem się do niej i zdjąłem kaptur z głowy. Nie zawahałem się nawet na moment. To, że Hestia wiedziała kim jestem nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Musiała to wiedzieć. Po prostu niemożliwe było to, żeby nie mogła cię przyjrzeć. To właśnie czyniło ją boginią ogniska domowego.
– Cieszę się, że wróciłeś Perseuszu. – To imię przywołało nieprzyjemne uczucie.
– Teraz inaczej na mnie wołają, Hestio.
– Wiem. Ja jednak wolę zostać przy Perseuszu.
Nie odpowiedziałem. Hestia do mnie podeszła i razem usiedliśmy, przy wejściu do jaskini. Wyglądaliśmy razem po prostu, jak para nastolatków. Zaśmiałem się w duchu. Żałowałem, że było to tak dalekie prawdy.
– Pamiętasz Perseuszu co ci kiedyś powiedziałam? – Hestia odezwała się, wpatrując się w morze, dzisiaj wyjątkowo burzliwe. Przez chwilę nie odpowiadałem.
– Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że ognisko zawsze może zapłonąć ponownie. – Wciąż pamiętałem te słowa i choć wiele razy starałem się je zapomnieć, to nigdy mi to nie wychodziło.
– Czy wierzysz w to? – spojrzała na mnie, a na jej twarzy malowała się powaga.
– A powinienem? – Nie odpowiedziała. Nie wiem ile czasu przesiedzieliśmy, tak bezruchu, w kompletnej ciszy. Kiedyś nie byłbym w stanie, ale po wielu latach treningu nie było to dla mnie problemem.
– Jeśli chcesz, to mogę cię zaprowadzić na ich grób. Wiem gdzie są pochowani. – Hestia pierwsza przerwała ciszę. Spojrzałem na nią zaskoczony.
– Mogłabyś?
Hestia wstała i uśmiechnęła się. Podała mi rękę i gdy do niej dołączyłem, przez chwilę po prostu wpatrywała się we mnie. Gdy mnie objęła, poczułem, jak zmienia się otoczenie. Wiatr zaczął mocno wiać i przestałem cokolwiek widzieć. Zrobiło mi się strasznie gorąco i gdy poczułem, że już dłużej nie dam rady, wszystko ustało. Usłyszałem głos w głowie. Gdy będziesz chciał już wrócić to zawołaj moje imię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że stoję na cmentarzu, przed grobem moich rodziców. Ból zalał całe moje ciało. Zacząłem w nim topić i nie byłem w stanie się z niego wydostać.
Annabeth
Siedziałam na wielkim kamieniu, przy jeziorze i zastanawiałam się, jak to jest kurde możliwe, że Alfa pokonał w mniej niż dwie minuty, armię potworów i giganta. No bo, nawet zwykły nieśmiertelny nie byłby w stanie tego dokonać. Zamyśliłam się. Może Alfa był synem Chaosu, o którym nikt nigdy nie wiedział? Chaos powiedział przecież, że Alfa był jego pierwszym i najlepszym wojownikiem. Tylko wtedy rodziło się pytanie skąd Alfa znał Page? I czemu byli przyjaciółmi? Znałam bogów. Oni nie zaprzyjaźniali się ot tak z jakimiś herosami. Mieli ważniejsze sprawy na głowie.
Jęknęłam z ze złości i z frustracji. To wszystko było zbyt poplątane, choć czułam, naprawdę czułam, że powinnam to wiedzieć. A to tylko jeszcze bardziej mnie irytowało.
Usłyszałam, jak ktoś do mnie podchodzi z tyłu. Obróciłam się i zobaczyłam, że stoi za mną Thalia, z miną jakby powstrzymywała się od wymiocin.
– Hej Thalia co u cie…
– Bogowie zwołali naradę na Olimpie za godzinę. Zbieraj się. – przerwała mi lodowatym tonem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, odwróciła się i już chciała odejść, ale ja szybko się podniosłam i podbiegłam do niej. Chwyciłam ją za ramię, co okazało się być dużym błędem.
– Nie dotykaj mnie, ty podła suko! – warknęła na mnie. Poczułam się, jakby ktoś mnie kopnął w brzuch.
– Thalia proszę cię, czy nie możesz zapomnieć o tym, co kiedyś było i po prostu…
– Zapomnieć o tym, co kiedyś było? – Jej oczy ciskały pioruny. – Mam zapomnieć, że zdradziłaś Percy’ego, choć mieliście szansę być razem szczęśliwi? Mam zapomnieć, że spowodowałaś, że odszedł pozostawiając mnie… nas zupełnie samych, przez ciebie? – W sposób w jaki to powiedziała, sprawił, że po raz pierwszy pomyślałam o tym, że Thalia mogła czuć coś do Percy’ego. Mojego Percy’ego odezwało się coś we mnie.
– Thalia, czy ty i Percy… Czy ty go … czy ty coś czułaś do niego? – W jej oczach dostrzegłam ból.
– Teraz nieważne jest co mogłam czuć, bo go nie ma! I to przez ciebie! Żałuję, że w ogóle uratowaliśmy cię wtedy z Lukiem, zamiast zostawić cię, żebyś umarła! – Poczułam, jak do oczu nabiegają mi łzy.
– Thals, proszę cię… – wyszeptałam, płacząc.
– Nie nazywaj mnie tak! Tak nazywają mnie tylko przyjaciele!
– Ale ja jestem two… – Thalia wyglądała, jakbym doprowadziła ją do ostateczności.
– Nawet nie kończ tego zdania! Nie jesteś moją przyjaciółką! Nienawidzę cię, rozumiesz? NIENAWIDZĘ! – Jej krzyki stawały się coraz głośniejsze. Podbiegł do nas Nico. Rzucił mi spojrzenie pełne obrzydzenia i zaczął odciągać ode mnie Thalię, która wyrywała się i krzyczała, wyzywając mnie od najgorszych potworów. Uświadomiłam sobie, że się trzęsę. Musiałam się stąd wydostać. Natychmiast. Zaczęłam biec na oślep. Poczułam, jak wpadam na kogoś. Ze zdumieniem zobaczyłam, że ten ktoś to Daniel i Lauren, dziewczyna od Afrodyty. Byli na wpół nadzy. Daniel nie miał na sobie koszulki i miał rozpięty rozporek, a Lauren miała już prawie zdjętą spódniczkę, a jej bluzeczka leżała parę metrów dalej.
– Co tu się dzieje? – Spojrzałam na Daniela, który uśmiechał się złośliwie wraz z córką od Afrodyty.
– Naprawdę nie wiesz? – Miałam ochotę zetrzeć im te uśmieszki z twarzy.
– Jak śmiesz mnie zdradzać! Zachowujesz się, jak… jak…
– Jak ty? – Lauren dokończyła za mnie. – Daniel, tylko poszedł za twoim przykładem, skarbie. I to nie pierwszy raz. – uśmiechnęła się do chłopaka, a ja poczułam, jak zbiera mi się na wymioty. Odbiegłam, aż znalazłam się na plaży w miejscu, gdzie nikt mnie nie widział. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem na plaży. Głęboko w piasku leżało coś świecącego. Sięgnęłam po to i ze zdumieniem zobaczyłam, że był to pierścionek, którym Percy chciał mi się oświadczyć. Muszelka z królestwa Posejdona. Symbol miłości jednego z jego synów. To tylko jeszcze bardziej przypomniało mi o Percy’m. Zwinęłam się w kłębek na piasku i zaczęłam gorzko płakać.
Coś we mnie pękło. Ból sprzed lat powrócił, a wraz z nim wspomnienia, które usilnie starałam się wymazać z pamięci.
* Wspomnienie *
Ze złością kopnęłam grudkę piasku, która jak na złość, nie chciała się rozwalić.
Miałam zszargane nerwy i czułam przemożną chęć zemsty. Zemsty na moim chłopaku, Percy’m Jacksonie.
Dzisiaj mijały dwa miesiące odkąd zniknął, a on wciąż nie dawał znaku życia. Pytałam się o niego wszędzie. Na Olimpie, u siedzib bogów, nawet w Hadesie. Ale mówiono mi tylko, że nic mu nie jest i żebym się nie martwiła. Tak, łatwo mówić. Nie martw się. Oczywiście, że się martwiłam! Obozowiczów nic nie obchodziło, gdzie jest Percy, a to sprawiało, że byłam na niego jeszcze bardziej zła. Że go tu nie ma, i że nie może się obronić przed oszczerstwami, jakie w niego rzucają. W jednej chwili płakałam, że coś mu się stało, a w drugiej chciałam, żeby tu wrócił, żebym mogła go zabić.
Teraz właśnie doszłam do nowego wniosku. Pewnie po prostu odszedł i mnie zdradza z jakąś boginią. Kopnęłam mocno skałę gołą nogą. Ałł! Zaczęłam skakać z bólu, aż wywróciłam się na piasek i tak zostałam.
Głupia ja. Głupi Percy. Głupi bogowie.
– Czemu siedzisz, tak sama ślicznotko? – Obejrzałam się i zobaczyłam, że stoi za mną Daniel. Poczułam coś na kształt tęsknoty, gdy go zobaczyłam. Wyglądał, tak podobnie, jak Percy… Którego tu nie ma. Zdecydowałam się. Jak Percy, tak się bawił,to ja też będę się tak bawić. Wstałam i uśmiechnęłam się uroczo do Daniela.
– Czekałam na ciebie, przystojniaku… – To nie jesteś ty! To nie jesteś ty!. Krzyczał głos w mojej głowie. Zignorowałam go.
– Naprawdę? – Daniel uśmiechnął się, a ja poczułam, jak moje serce szybciej bije. Musiałam to przyznać, Daniel był przystojny i na pewno miał jakiś urok. Podeszłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję.
– Jesteś, taki zabawny Daniel! – zaśmiałam się. Daniel pochylił się i mnie pocałował. Pociągnęłam go na piasek.
– Nie wiedziałem, że jesteś taka przebojowa Annabeth. – Daniel wymamrotał, całując mnie w szyję, gdzie miałam łaskotki. Zaczęłam się śmiać i czując się, jak ostatnia świnia, zaczęłam go całować.
Daniel niespodziewanie przerwał pocałunek i podniósł się. Zdezorientowana, także się podniosłam i wtedy go zobaczyłam. Percy’ego. Stał od nas w odległości pięciu metrów, a wokół niego unosiła się woda. Był cały podrapany i wyglądał, jakby dopiero co zaatakowały go potwory. W jego oczach widziałam niedowierzanie, ból i rozpacz.
– Percy, ja … – wyjąkałam, wstając. – To nie jest tak… ja…
– Zamknij się! – uciszył mnie . – Nie wierzę, że mi to zrobiłaś. Jak mogłaś mnie zdradzić? I to z moim bratem – wykrzyknął – myślałem, że jesteś inna! – Poczułam gniew. Nie miał prawa tak się do mnie odzywać. To wszystko była jego wina! To on zdradzał mnie gdzieś na boku!
– Jak śmiesz mnie oskarżać! To tylko twoja wina! Uznałeś, że jak jesteś bohaterem to wszystko ci wolno! – wykrzyknęłam mu w twarz, jak obelgę. – A tak naprawdę to po prostu ci się poszczęściło. Nie jesteś bohaterem Perseuszu! To Daniel nim jest! Pokonał sam hydrę i … – z każdym słowem czułam się lepiej. Niech wie, jak się czułam, gdy go nie było! Percy tak się zdenerwował, że wytworzył wokół siebie małe tornado.
– … i nie wykorzystał do tego innych, tak jak ty to zawsze robisz. Poza tym, przez ostatnie dwa miesiące po prostu sobie gdzieś zniknąłeś, robiąc nie wiadomo co!
– Nie wiadomo co? Walczyłem z potworami na życzenie twojej matki! – Zamarłam. Na życzenie mojej matki? Walczył z potworami? Wcale nie szlajał się gdzieś na boku? – Dzień i noc, bez wytchnienia, bez siły. A wszystko po to żeby… – nagle znalazł się tuż przede mną. Woda opadła, zrobiło się cicho. Serce zaczęło mi mocniej bić.
– Wszystko po to, żeby ci się oświadczyć… – wyszeptał, patrząc mi w oczy. Oświadczyć się! Chciał się oświadczyć! Przez chwilę unosiłam się w radości, ale spojrzałam mu w oczy. Już nie widziałam gniewu. Tylko ból i smutek.
– Wiesz co? Nie było warto. – oznajmił lodowatym tonem. Wciąż patrząc mi w oczy, wyjął pierścionek z kieszeni i położył go na ręce Daniela, który stał koło mnie i oglądał to wszystko ze zdumieniem na twarzy. Gdzieś w głębi umysłu zarejestrowałam, że pierścionek był z muszelką. Symbol miłości dziecka Posejdona. – Masz, jesteście siebie warci. – I tyle. Odwrócił się i odszedł. Stałam tak, nie mogąc się ruszyć. Biegnij za nim! Krzyczał głos w mojej głowie. Ale ja stałam otępiała.
– No cóż, ten pierścionek już nikomu się nie przyda. – Daniel wzruszył ramionami i wrzucił go do morza. Nie zareagowałam, tylko po prostu patrzyłam na to oniemiała. – Na czym to stanęliśmy? – Chłopak zapytał się mnie. Przywołałam na swoją twarz uśmiech i pocałowałam go, choć wszystko w środku mnie krzyczało z bólu. Wszytko co potem zrobiłam było mechaniczne. Schowałam się w środku siebie i założyłam maskę. To wszystko zbyt bolało, a ja musiałam się od tego bólu uchronić. Dawna ja już nie istniała. Percy to dupek, ty i Daniel jesteście wspaniali. Percy to dupek, ty i Daniel jesteście wspaniali. Powtarzałam to, wbrew sobie. Powtarzałam, aż uwierzyłam.
* Koniec wspomnienia *
Wpatrywałam się w ten przeklęty pierścionek. Całe moje życie było oszustwem. Wobec ludzi, których znałam, wobec samej siebie. Nie wiedziałam kim teraz jestem. Przypomniałam sobie twarz Thalii wykrzywionej w odrazie i nienawiści. To moja wina, sama do tego doprowadziłam. Ale może da się to jeszcze wszystko naprawić, pomyślałam z nadzieją. Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać lecące łzy. Jednak nie chciały mnie słuchać. Kogo ja oszukuję? Wszystko spieprzyłam.
Obudziłam się, gdy ktoś delikatnie zaczął szturchać mnie w ramie. Postanowiłam go zignorować, w nadziei, że jak będę udawała śpiącą to sobie pójdzie. Płonne nadzieje. Upierdliwy ktoś nie dawał mi spokoju i w końcu moja ciekawość zwyciężyła. Otworzyłam leciutko prawe oko i spojrzałam przed siebie. Przede mną stał Alfa, a jego usta wykrzywione były w ironicznym uśmiechu, który zdawał się mówić : Ja to mam szczęście! Co on tu do licha robi? Tylko to zdążyłam pomyśleć, zanim Alfa pochylił się nade mną z wyciągniętymi ramionami.
Alfa
Oczywiście, że ja… No bo kto inny nagle znalazłby się na plaży, koło swojej byłej dziewczyny, której chciał unikać, jak ognia, wiedząc, że nie może się dowiedzieć kim jest, co?
Przed chwilą jeszcze siedziałem przy grobie moich rodziców i rozmyślałem o ich śmierci, a w następnej chwili już stałem tutaj. A na piasku leżała śpiąca Annabeth z zapuchniętymi oczami. Patrząc na nią czułem pewnego rodzaju tęsknotę… Jak by nie było, jednak była kiedyś moją najlepszą przyjaciółką i czasami tęskniłem za naszymi wspólnymi misjami, mającymi na celu uratować świat. Za czasami, w których wszystko było prostsze niż teraz.
Zacząłem powoli szturchać dziewczynę w ramię, wiedząc, że nie może tu zostać. Prawdopodobnie właśnie w tej chwili trwała narada wojenna na Olimpie. No cóż, będą musieli się obejść bez Annabeth, która kompletnie nie chciała wstać. Ale ja wiedziałem, że już nie śpi, i że w końcu otworzy oczy, by zobaczyć kim jestem. Miałem rację. Annabeth lekko uchyliła jedną powiekę, a ja uśmiechnąłem się złośliwie. Dziewczyna nie wyglądała jednak na bardziej skorą do wstawania. Westchnąłem w duchu i pochyliłem się nad nią. Czego nie robi się dla bogów?
Annabeth
Co on robi? Co on robi?
Zanim zdążyłam zaprotestować, Alfa wziął mnie na ręce i zaczął iść w kierunku lasu
– Co ty robisz? Puść mnie! – Krzyczałam, wyrywając się. Alfa jednak nic sobie z tego nie robił, choć widziałam, że jego usta były wykrzywione w nienaturalny sposób. – Ej, sama potrafię chodzić! Postaw mnie na ziemi!
Alfa zatrzymał się i przez chwilę stał, tak bezruchu. W końcu jednak bardzo delikatnie położył mnie na ziemi. Zadowolona, że wreszcie się od niego uwolniłam, położyłam się na piasku. Chłopak, przez moment nic nie robił, aż w końcu zrezygnowany usiadł koło mnie. A potem zrobił coś, o co się go w ogóle nie spodziewałam. Zdjął kaptur.
Wyprostowałam się i spojrzałam mu w niebieskie oczy, który patrzyły na mnie wyczekująco. Natychmiast rozpoczęłam oględziny. Alfa był brunetem, i co jeszcze bardziej zaskakujące, był bardzo przystojny. Na jego twarzy malowała się pewna … powaga? I smutek. Smutek i cierpienie. Z rozczarowaniem stwierdziłam, że w ogóle nikogo mi nie przypomina.
– No więc? – zapytał.
– Nie wiem kim jesteś. – powiedziałam z wyrzutem w głosie. Patrzył na mnie, przez chwilę i zaczął się śmiać. – Co jest w tym takiego zabawnego, co?- obruszyłam się.
Chłopak nie odpowiedział, tylko wciąż śmiał się dalej.
– Córka Ateny, która czegoś nie wie…To musi być bardzo frustrujące. – Wciąż się śmiał, a po chwili i ja do niego dołączyłam. Nie wiedziałam czemu. Po prostu czułam się przy nim…jak ja? Nie potrafiłam tego nazwać.
– Powiedz mi, czy jest możliwość, że cię znam? – zapytałam go delikatnie.
– Zmieniłaś się.- stwierdził, wybijając mnie z pantałyku.
– Co? – spytałam zdezorientowana.
– Wcześniej żądałaś, bym ci to powiedział. Teraz prosisz. Dlaczego?- wyglądał na zaintrygowanego.
– Ja… nie wiem. – powiedziałam i jednocześnie poczułam się, jakoś dziwnie wyzwolona. – Po prostu, chyba dotarło do mnie, że jestem wredną jędzą, a kiedyś taka nie byłam. – Wypsnęło mi się.
– Wiem. – powiedział to, tak cicho, że nawet nie byłam pewna, czy w ogóle to zrobił.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Czy wierzysz, że jestem waszym sojusznikiem? – zapytał, nie odpowiadając. Zastanowiłam się.
– Chyba tak. W końcu zabiłeś te wszystkie potwory i w ogóle. Choć nie do końca mogę uwierzyć w to, że masz taką moc. – spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Przez wiele lat, nie robiłem niczego innego, tylko walczyłem.
Zapadła cisza. Alfie najwyraźniej, to nie przeszkadzało, ale ja wciąż miałam ADHD. Nie mogąc uwierzyć, że to robię, przysunęłam się do niego, tak jakbym chciała go pocałować. Cały strach zniknął. Spojrzałam w jego zaintrygowaną twarz i zaczęłam mówić.
– Słuchaj, nie żeby co, ale w ogóle nie rozumiem co ty tutaj robisz. Najpierw pojawiasz się i jesteś, taki niedostępny. Potem okazuje się, że znasz Page, następnie zabijasz armię potworów i robisz coś z Polybotesem, nie wiadomo właściwie co, a na sam koniec bierzesz mnie na ręce i jeszcze pokazujesz, jak wyglądasz, choć to ukrywałeś i zaczynasz ze mną jakąś dziwną psychologiczną gadkę. Możesz mi to wszystko wyjaśnić?
Powiedziałam to wszystko na jednym wydechu i teraz próbowałam uspokoić oddech, w czym wcale nie pomagało mi przenikliwe spojrzenie, siedzącego przede mną chłopaka.
– Słuchaj Annabeth, uznałem, że jaki pokaże ci jak wyglądam, to przestaniesz, wciąż się zastanawiać kim jestem. Bo to w ogóle nie jest ważne. Ważna jest wojna, i choć mnie właściwie nie obchodzi, czy Gaja będzie władać tą planetą, to ciebie powinno. I jeśli wystarcza ci świadomość, że jestem waszym sojusznikiem, to wyrzuć te wszystkie pytania i mi zaufaj. Jeśli jednak, nie jesteś w stanie tego zrobić to… – wstał i otrzepał się z piasku. – … odejdę, a wraz ze mną cała armia i gwarantuje, że ty i twoi bogowie przegracie.
Wstałam i spojrzałam w jego kamienną twarz.
– Musisz się teraz zdecydować, córko Ateny. Czy pozwolisz mi wygrać te wojnę, czy wciąż mi nie wierzysz i chcesz, żebym odszedł?
– Wierzę ci. – powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy.
– Świetnie. – uśmiechnął się, a ja poczułam, jak robi mi się podejrzanie ciepło. – W takim razie, wracajmy do obozu.
– A nie mógłbyś sam wrócić? Ja chciałabym jeszcze troszkę tu zostać. – poprosiłam go, nie wierząc, że to robię.
– Nie.
– Nie? – powtórzyłam zirytowana. – A dlaczego nie?
– Nie byłabyś w stanie sama wrócić.
– Co? – zdenerwowana huknęłam. – Oczywiście, że bym potrafiła! Mieszkam tu przecież, w przeciwieństwie do ciebie!
– W takim razie, gdzie jesteśmy? – uśmiechnął się złośliwie, a ja już chciałam mu odparować, że wiem gdzie jesteśmy, gdy głos w głowie powiedział mi, żebym się rozejrzała. Byliśmy na plaży, ale nigdzie nie widziałam niczego znajomego. Alfa widząc frustrację na mojej twarzy uśmiechnął się z triumfem. – Sama nie wiesz. Zgubiłabyś się i zjadłby cię jakiś potwór. Po za tym o ile wiem, to narada na Olimpie wciąż jeszcze trwa i mamy szansę się na niej pojawić.
I zaczął iść w stronę lasu. Wciąż zirytowana, przyznałam mu w głowie rację i dołączyłam do niego.
– Czemu lasem?
– Idziemy na skróty.
– A skąd to wiesz? – spojrzał na mnie wymownie. – No, tak miałam się zamknąć.
Przez chwilę siedziałam cicho, ale w końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam się go o coś, co mnie dręczyło.
– Gdy mówiłeś, ze nie obchodzi cię co się stanie z Ziemią, to brzmiałeś tak jakby, nie zależało ci bo… – wzięłam głęboki oddech – … czy jest więcej planet… takich jak nasza?
– Mnóstwo. – odpowiedział. – Tutaj rządzą bogowie, ale na reszcie…- urwał. – Tak czy siak, my wojownicy mieszkamy w przestrzeni międzygalaktycznej i stamtąd mamy dostęp do każdego miejsca we wszechświecie.
Oboje zamilkliśmy, a gdy weszłam do lasu idąc za Alfą, poczułam się, jakbym była znowu z Percy’m. Kto by pomyślał, że w ciągu paru godzin, przywróciłam, choć częściowo, dawną siebie?
No w końcu! Wiesz, jak ja długo czekałam na to opowiadanie?! Mam na ciebie focha!
PS. Opowiadanie fajne. Długo czekałam, ale się opłaciło.
tę część uwielbiam *.* Jest taka… lubiana przeze mnie xD i genialna ! Muszę Ci podziękować, za tamtą dedykacje, a tylko tutaj to przeczytasz, a więc bardzo, bardzo dziękuję za dedykację na FF ;D i to za takie dzieło *.*
Opko GENIALNE 😀 serio ale miałabym do ciebie pytanko które na razie musi sobie poczekać bo nie chciałabym innym psuć niespodzianki 😉
Niesamowite. Ja nie mogłam się doczekać i zaczęłam czytać na FF. Właśnie spr. i jest tam następna część! Lecem czytać!
Wspaniałe! Czytałam już na Twoim blogu i dochodzę do wniosku, że to meine Lieblings cześć 😀
Co za idiotka! Jak mogła nie poznać Percy’ego?!!! Oju, pisz szybciej następną cześć proszę!!!!!!!!!!!!! Nie wytrzymam już!!! To jest za dobre!
to jest cudowne/ swietne i co tylko.:) oczywiscie czytlam kolejne czesci na ff i sa cudowne!!! napisalas przy ktorejs czesci ze chodzisz do szkoly muz. mozesz powiedziec gdzie? ja tez chodze to moze sie spotkamy plisssss