Rozdział IV
Annabeth
Siedziałam w lesie i próbowałam rozgryźć kim był naprawdę Alfa. Powinnam była w tej chwili spać, ale nie dawało mi to spokoju, a na plaży zawsze lepiej mi się myślało. Niestety, zaraz po mnie przyszła Page. Zanim zdążyła mnie zauważyć, schowałam się na skraju lasu i zaczęłam się jej dyskretnie przyglądać. Miałam przeczucie, że wydarzy się coś ważnego, więc cierpliwie czekałam. Page właściwie nie robiła niczego ciekawego. Po prostu siedziała na piasku i gapiła się w morze. Po dziesięciu minutach czekania, zirytowałam się. Już miałam sobie pójść, gdy Page szybko się podniosła. Zaczęła cofać się w moją stronę, ale na szczęście zatrzymała się, zanim zdążyła mnie zauważyć. Spojrzałam na plaże, zaciekawiona co się stało i ze zdumieniem zobaczyłam, że siedzi na niej nikt inny, jak Alfa.
– Robi się ciekawiej… – mruknęłam pod nosem. Upewniłam się, że mnie nie widać, po czym usadowiłam się wygodnie, czekając na rozwój wydarzeń. Alfa właściwie nie nie robił, podobnie jak wcześniej Page, po prostu siedział na plaży. Dziewczyna wyglądała na spanikowaną. Chłopak w każdej chwili mógł się odwrócić i ją zobaczyć. Prawdę mówiąc, na jej miejscu też byłabym lekko zdenerwowana. Page zdecydowała się chyba na bezgłośną ucieczkę, ale ku jej nieszczęściu wdepnęła na gałęzie. Usłyszałam, jak cicho klnie.
– Γαμώτο, ότι αυτοί οι κλάδοι δεν θα μπορούσε να γαμημένο ψέμα αλλού! Γαμώτο, γαμώτο, γαμώτο … – Uniosłam brwi. Dziewczyna miała gadane. Gdzie ona się tego nauczyła? – Ja, ja.. – zaczęła się jąkać. – Ja nie chciałam. Ja tylko przechodziłam, ja… – uciszył ją gestem ręki. Posłusznie zamilkła.
– Nie musisz się bać, nic ci nie zrobię. To, że na spotkaniu byłem trochę… ostry, nie znaczy, że zawsze się tak zachowuje. Na co dzień jestem miłym gościem. – Uśmiechnął się do niej, a ona wyraźnie się uspokoiła. Po chwili wahania, podeszła do niego i usiadła na piasku. Dołączył do niej i przez chwilę, tkwili w ciszy. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Myślałam, że Alfa to bezduszny palant. Zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie, ale niestety nie byłam w stanie powiedzieć, o czym rozmawiali. Fuknęłam ze złością. Page przyciągnęła, jednak moją uwagę. Zaczęła podwijać rękaw, a zaraz po niej to samo zrobił Alfa. Co oni, do cholery robią? Chwycił ją za rękę i przez chwilę siedzieli tak. W pewnej chwili Alfa zdjął kaptur z głowy. Oszołomiona, gwałtownie wciągnęłam powietrze. Zanim zdążyłam mu się przyjrzeć, znowu nałożył kaptur na głowę, a po chwili już obejmował mocno Page. Zdezorientowana wstałam i powoli wróciłam do swojego domku. Każdy nieśmiertelny miał własny, co bywało bardzo przydatne w chwilach takich, jak ta. Usiadłam przy biurku i zaczęłam się gapić w pustą kartkę papieru. Po głowie krążyło mi mnóstwo pytań. Kim był Alfa? Czemu ujawnił się przed Page? Czy się znali? A jeśli tak, to skąd? I co chodziło z tym podwijaniem rękawów?Page. No tak, uśmiechnęłam się. To ona była kluczem do wszystkiego. Trzeba będzie ją tylko trochę docisnąć.
Następnego ranka wcześnie wstałam i zaczęłam szukać Page. Tak, jak myślałam, była w drodze na pierwsze poranne śniadanie. Ponieważ, było nas teraz o wiele więcej, wszystkie posiłki były powtarzane dwa razy i szło się na nie grupami. Page była rannym ptaszkiem i dlatego zawsze jadła w pierwszej turze, gdy było jeszcze cicho i wszyscy spali. Dużą zaletą tego było to, że Dionizos i Chejron jedli później i nikt cię nie pilnował. Mogłeś sobie siadać, gdziekolwiek chciałeś. Zakradłam się cicho do Page i zaśmiałam się w duchu. Rano ludzie byli tak nieprzytomni i nie uważni, że po prostu chciało się śmiać.
– Widziałam was wczoraj. – wyszeptałam jej do ucha. Page gwałtownie ode mnie odskoczyła i zaczęła szybciej oddychać. Spojrzała na mnie i zobaczyłam, jak próbuje ukryć przerażenie. Wpadłaś po uszy, kochanie. Uśmiechnęłam się.
– Annabeth? Eee…o czym ty mówisz? – zapytała nerwowo.
– Dobrze wiesz o czym, droga Page. – Uśmiechnęłam się do niej jeszcze szerzej, a jej ciało zatrzęsło się ze strachu.
– Nie, raczej nie. – zaprzeczyła trzęsącym się głosem. – Zupełnie nie wiem o co chodzi. – Wyprostowała się i dzielnie się we mnie wpatrywała, choć wiedziałam, że w środku jest spanikowana.
– Ty. Plaża. Alfa. Uścisk. – Każde słowo wymawiałam mocno, przyprawiając ją o kolejne dreszcze. – I co, jeszcze? – zapytałam z sarkazmem. – Ach, tak! Alfa ujawnił swoją tożsamość. Tobie. – Położyłam jej dłoń na ramieniu.- A ja muszę powiedzieć radzie kim on jest, prawda Page?
– Annabeth, proszę! – spojrzała na mnie, a w jej oczach czaiło się błaganie. – Nie możesz im powiedzieć kto to jest! Nie możesz im powiedzieć, że Alfa to… – Rybeczka połknęła haczyk. – … to Chejron!
– Co? – Ogarnęło mnie zdezorientowanie. Natomiast w oczach Page dało się dostrzec złośliwy błysk. Zrozumiałam.
– Myślałaś, że uda ci się mnie przechytrzyć, co sowia głowo? – Tym razem to ona położyła dłoń na moim ramieniu. – Od początku wiedziałam, że nie wiesz kto to jest. Gdybyś wiedziała, to po co byś do mnie przychodziła? – spojrzała mi w oczy i zaczęła teatralnie kręcić głową. – Oj Annabeth, Annabeth… Następnym razem nie bądź taka sprytna, bo jeszcze przechytrzysz samą siebie. – I odeszła w stronę pawilonu zostawiając mnie osłupiałą, zszokowaną i rozzłoszczoną.
– A ty nie bądź taka pewna siebie! – zawołałam za nią. – I tak wszystko powiem i będziesz się musiała tłumaczyć. Jak nie mnie to radzie!
– Tak, tak! – Nawet z daleka zobaczyłem ten jej przemądrzały uśmieszek. Tupnęłam nogą ze złości i wróciłam do domku. Pożałujesz tego Page, oj pożałujesz
Tego samego dnia, dokładnie w południe odbyło się kolejne spotkanie rady. Niedługo będą to spotkania klubu, a nie rady, pomyślałam z sarkazmem. Ostatnio spotykaliśmy się tak często, że nikogo już to nie dziwiło. Ja, prawdę mówiąc, cieszyłam się. Dzięki kolejnej naradzie w Wielkim Domu, wszyscy członkowie rady byli w jednym miejscu i mogłam im przekazać ważne wiadomości. Weszłam do pokoju, gdzie jak zwykle stał stołem pingpongowy ( o ile dobrze wiedziałam, w ciągu tych setek lat, nikt nigdy na nim nie grał,) a wokół niego siedziała rada składająca się z : Dziesięciu Nieśmiertelnych, Chejrona, i pozostałych obozowiczów, którzy także zostali uczynieni nieśmiertelnymi, ale nieco później, niż nasza Dziesiątka. Byli to Jason, Leo, Piper, Frank, Hazel i Reyna, no i mała Page. Jason i Reyna byli pretorami w obozie rzymskim, dlatego też bogowie zmienili ich w nieśmiertelnych. Pozostała czwórka przysłużyła się w walkach, a Page… no cóż o niej się nie mówiło. To był temat tabu. Nie na długo, uśmiechnęłam się złośliwie. Przywitałam się ze znajomymi i usiadłam, jako ostatnia. Chejron spojrzał na mnie karcąco. Nasze stosunki zmieniły się od czasu, gdy odszedł Percy i teraz mój drugi ojciec traktował mnie z wyraźną rezerwą. Zresztą, nie tylko on. Thalia, Nico i Grover także się ode mnie odwrócili. Winili mnie za zniknięcie ich kuzyna i przyjaciela. Wszystko przez tego głąba, pomyślałam ze złością.
– Dzisiejsze spotkanie zostało zwołane na prośbę Daniela, dlatego to on będzie przemawiał. – Centaur spojrzał wyczekująco na mojego chłopaka. Ten uśmiechnął się i wstał.
– Witajcie! Zwołałem to zebranie… – Zawołał. Gdzieniegdzie pojawiły się kpiące uśmiechy. Zagotowało się we mnie ze złości. –… zwołałem to zebranie, żeby porozmawiać o naszych nowych sojusznikach. – Ludzie nagle się ożywili i zaciekawieni pochylili się w stronę mojego chłopaka. – Mówię oczywiście o Wojownikach Chaosu. – uśmiechnął się pobłażanie, a ja poczułam… irytację? Prawdę mówiąc, od pewnego czasu syn Posejdona mnie mocno denerwował. Spojrzałam na niego i do głowy wpadł mi pewien pomysł. A może by tak, się z nim rozstać? No bo w końcu, jak długo można z kimś chodzić? W myślach zaczęłam liczyć lata 23… 47… 187… 372… 583… 846… 987… Bogowie, jęknęłam w duchu. Jak mogłam z nim chodzić 987 lat! Spojrzałam na Daniela przerażona i podjęłam decyzję. To koniec. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy.
– Nie wiemy o nich za dużo, a tak właściwie to nic. Skąd możemy mieć pewność, że to nie są nasi wrogowie, że nie są szpiegami Gai? – Daniel kontynuował, nie świadomy decyzji, którą właśnie podjęłam. Obozowicze wymieli niepewne spojrzenia. – Spójrzmy na ich dowódcę, Alfę. Chce żebyśmy zginęli! Sami słyszeliście. – rzucił, a ludzie zaczęli potakiwać. – Może nie powinniśmy przyjmować ich rzekomej pomocy, tylko natychmiast ich stąd wyrzucić. Pomyślcie nad tym. – Daniel spojrzał wyczekująco na zgromadzonych, po czym usiadł koło mnie i uśmiechnął się do mnie z wyższością. Odpowiedziałam mu słodkim uśmiechem, choć tak naprawdę, już nie chciało mi się na niego patrzeć. Na Sali zapanowała cisza, gdy wszyscy rozmyślali nad słowami mojego przyszłego ex – chłopaka. Chejron westchnął, po czym wstał, zwracając na siebie uwagę.
– Czy ktoś chce coś jeszcze dodać, czy mogę uznać zebranie za zakończone? – spytał zmęczonym tonem głosu. Poczuło mi się go żal, ale odepchnęłam od siebie nieprzyjemne myśli. Musiałam działać. Zaraz ta mała Page pożałuje, że ze mną zadarła.
– Właściwie to ja chciałam coś dodać. – Tym razem to ja wstałam. Chejron usiadł spowrotem zrezygnowany, a ja zaczęłam mówić. – Zeszłej nocy, nie mogłam spać, więc wyszłam na spacer na plażę. – zaczęłam. Page poruszyła się niepewnie na krześle, a ja poczułam, jak na moją twarz wpełza uśmiech. – Na plaży pojawił się ktoś jeszcze. Zgadnijcie kto. Nasza mała Page i…– spojrzałam na dziewczynę z zadowoleniem. – … i Alfa. – Nagle przykułam uwagę wszystkich. W powietrzu dało się wyczuć zaciekawienie. – Okazuje się, że mała Page skradła serce Alfie, który … – urwałam, czując na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. -… który po dłuższej rozmowie, wyjawił jej swoją tożsamość. Okazuje się, że Page dobrze go zna. Nawet bardzo dobrze. – Przez chwilę panowała cisza. Ludzie byli oszołomieni, tym co usłyszeli. Zaraz jednak zaczęły się krzyki. Wszyscy chcieli wiedzieć, kim jest Alfa.
– Znasz go? – Nico krzyknął ze zdumieniem.
– Kto to jest ? – zapytali jednocześnie bracia Stoll.
– Czemu akurat tobie się przedstawił? –chciała wiedzieć Reyna. Page wyglądała, jakby się chciała zapaść pod ziemie. Ludzie wciąż krzyczeli w jej stronę. Popatrzyłam na nią złośliwie. Rzuciła mi spowrotem tak nienawistne spojrzenie, że gdyby mogło zabijać, to już dawno leżałabym trupem.
– CISZA! – Huknął Chejron. – Wszyscy mają się w tej chwili uspokoić, albo naśle na was harpie i one to za was zrobią. – Tłum natychmiast zamilkł. Chejron rzucił nam ostatnie ostrzegawcze spojrzenie, po czym swój wzrok skierował na Page, która stała przy drzwiach i chyba próbowała się niepostrzeżenie wymknąć. – Page… – Centaur spojrzał na nią wyczekująco. Dziewczyna westchnęła i wróciła na swoje miejsce. – Czy możesz nam to wyjaśnić? – Page siedziała przez chwilę cicho.
– To, co powiedziała Annabeth, to prawda. – wyszeptała. – Wiem, kim jest Alfa. – Ludzie zamarli w oczekiwaniu. – Ale nie powiem wam, kto to.
– Musisz Page, to twój obowiązek siostrzyczko. – odezwał się Daniel. Page wyraźnie się wzdrygnęła, gdy chłopak nazwał ją siostrzyczką. Spojrzała na niego ze wstrętem
– Nie jestem twoją siostrzyczką, ty paskudo. – warknęła na niego. Cała sala zamarła w oczekiwaniu. Nikt, tak się nie odzywał do Daniela. Nikt. Chłopak wciągnął powietrze z oburzeniem i już się szykował do kontrataku, ale Page nie dała mu tej szansy. – Jesteś tylko bezmózgim palantem, który nawet nie potrafi się przyznać do winy, a jego ego jest jeszcze większe od ega samego Zeusa. – Thalia i Jason wyglądali na obrażonych.
– Chodzi o to Chejronie… – Dziewczyna spojrzała na centaura – …że Alfa naprawdę jest naszym sojusznikiem. Owszem, nienawidzi bogów za to co mu zrobili, ale wie, że osobiste urazy nie mogą za niego decydować. Jest prawym człowiekiem i jeśli mówi, że nam pomoże, to tak zrobi. Jeśli tylko będziemy go słuchać i robić co każe, to gwarantuje wam, że nie przegramy tej wojny. Co ja mówię. – Page rozświetliły się oczy i pojawił się w nich błysk. – My nie tylko nie przegramy tej wojny. My ją wygramy. Zmiażdżymy gigantów i sama Gaja będzie nas błagać o litość.- Chejron milczał przez chwilę.
– Czemu Alfa właśnie tobie wyjawił swoją tożsamość? – zapytał. Ludzie zamarli w oczekiwaniu.
– Bo go znałam. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi i tak jakoś wyszło, że powiedział mi kim jest naprawdę. – Wzruszyła ramionami, a ja w myślach tworzyłam listę osób, z którymi kiedyś się zadawała, próbując wymyślić kim jest Alfa. Niestety nie za bardzo mi to wychodziło.
– Czemu tak bardzo nienawidzi bogów? – Chejron chciał wiedzieć. Page wzięła głęboki wdech, jakby przygotowywała się do powiedzenia czegoś ważnego.
– Bo go porzucili. Zapomnieli o nim, po tym wszystkim co dla nich zrobił. – z jej oczu promieniował smutek. – Nie miał już dla nich żadnego znaczenia, a jego rodzic go porzucił.
Na twarzach zebranych widać było współczucie. Ja jednak po raz kolejny zastanawiałam się kim jest Alfa. Czułam, że powinnam to wiedzieć, że odpowiedź mam tuż przed nosem, ale po prostu nie byłam w stanie jej wychwycić. Czemu tak bardzo nienawidzi bogów? Słowa Chejrona dźwięczały mi w uszach …a jego rodzic go porzucił… Nie dawało mi to spokoju. …a jego rodzic go porzucił … a jego rodzic go porzucił… a jego rodzic go porzucił… rodzic… To jest to!
– Jak to jego rodzic go porzucił? – zapytałam zdumiona córkę Posejdona. – Czy to oznacza, że on… że bogowie…
– Tak. – Page spojrzała mi w oczy. – Alfa jest synem jednego z olimpijczyków. Jest herosem.
– To, znaczy, że go znamy! Musiał być na obozie! – krzyknęła zdumiona Thalia.
– Niekoniecznie. – zaprotestował Nico.
– A to niby czemu? – Thalia spojrzała ze złością na kuzyna.
– A dlatego, – odparł Nico – że Page wcale nie musiała go spotkać na obozie. Page?
– Nie spotkałam go na obozie. Właściwie to nigdy przedtem nie widziałam go na obozie. – czułam, że Page mówi prawdę, ale chyba nie całą prawdę.
– Widzisz? – Nico odwrócił się w stronę Thalli z zadowolonym uśmiechem. Zanim dziewczyna zdążyła się odszczeknąć Nico powiedział coś co wszystkich zdumiało.
– Myślę, że powinniśmy sobie dać spokój z tym całym– Kim jest Alfa? – cyrkiem. Mamy coś innego do roboty. Mianowicie wojnę. Na razie powinno nam wystarczyć to, że Alfa jest naszym sojusznikiem.
– A skąd mamy tą pewność? – zapytał Daniel, obrażony.
– A to, że powiedziała nam to Page. Jeśli mówi, że Alfa i jego wojownicy są naszymi sojusznikami to ja jej wierzę. – spojrzał na dziewczynę i oboje zarumienili się. No, no, pomyślałam. Ktoś się chyba w kimś zadurzył. Nico wstał razem z Page, Thalią i Groverem.
– Chejronie, czy możemy już uznać posiedzenie za zamknięte? Musimy iść i przygotować się do pokazu sił. Wojownicy zapytali nas czy możemy z nimi odbyć na arenie pokazową walkę.
– Tak, Nico możecie iść. Posiedzenie rady uważam za zamknięte. Rozejść się!
Thalia.
Szybko wyszliśmy z Wielkiego Domu i skierowaliśmy się w stronę areny. Dziwnie się czułam. Ta cała rozmowa o Alfie, tylko przypomniała mi o Percym. Wierzyć mi się nie chciało, że minęło tyle czasu od tamtego dnia, a my wciąż nie wiedzieliśmy, gdzie jest. Jednego byłam pewna. Nie był martwy. Nico już dawno powiedział mi, że nie ma go w Hadesie i od tamtej pory nic się nie zmieniło.
– Hej Nico, nieźle sobie poradziłeś w Wielkim Domu. – uśmiechnęłam się do kuzyna, a on odpowiedział mi tym samym. Ja i on, tak, jak kiedyś ja i Percy, mieliśmy skomplikowaną relację typu nienawiść-miłość ( kuzyńska miłość, powtarzam kuzyńska.) W jednej chwili skakaliśmy sobie do gardeł, a w drugiej, tak jak teraz, szczerzyliśmy się do siebie. Dodatkowo zastanowiłam się nad zachowaniem chłopaka, w stosunku do Page. Ostatnio w jej towarzystwie był taki… nieśmiały? Nagle do mnie dotarło. Spojrzałam na Nica i uśmiechnęłam się złośliwie.
– Page jest bardzo ładna, prawda? – wyszeptałam mu cicho do ucha.
– Bardzooo… – Chłopak wyraźnie się rozmarzył. Po chwili, dotarła do niego co właśnie zrobił. Spojrzał na mnie z przerażeniem. – Ja… ja wcale nie… mi chodziło o to, że…
– Nie martw się nie powiem jej, że się w niej zadurzyłeś.
Nico zarumienił się.
– Wcale się w niej nie zadurzyłem! – zaprotestował. – Ja tylko…
– Page, chodźże tutaj! Nico chciał cię o coś zapytać, a wy strasznie się wleczecie! – pomachałam do kuzynki, która szła parę kroków za nami, pogrążona w rozmowie z Groverem. Nico rzucił mi nienawistne spojrzenie, jednak po chwili uśmiechnął się do Page, która szybko podbiegła do nas z satyrem.
– O co chodzi, Nico? – zapytała się, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Poczułam radość. Ta dwójka idealnie do siebie pasowała. Page była śliczna i miała w sobie buntowniczą żyłkę, podobnie jak jej brat, natomiast Nico, przez te ostatnie lata wyraźnie dojrzał i musiałam przyznać, zrobił się całkiem przystojny. Nie był już tym chuderlawym synalkiem Hadesa, tylko młodym mężczyzną, który wiedział czego chce i nie bał się po to sięgnać. Ponadto bogowie, sprawili, że wszyscy starzeliśmy się, aż osiągniemy wiek, w którym będziemy u szczytu naszych możliwości. Większość zatrzymała się na dziewiętnastu latach, a Nico i Page oboje zostali przy osiemnastce.
Patrzyłam na nich, tak uroczo stojących i zaczęłam obmyślać w głowie plan, jak ich do siebie zbliżyć, jeśli Nico nie zacznie myśleć i sam się do tego nie zabierze. Miłość nie stanowiła dla mnie teraz żadnego problemu, odkąd dwieście lat temu odeszłam od Artemidy. Pozostałyśmy w przyjacielskich kontaktach, ale nie widywałyśmy się za często.
– Właśnie mówiłem Thalii, że powinniśmy się ciebie zapytać, jak bardzo dobrzy są ci wojownicy. Może obmyślilibyśmy strategię, jak nie zrobić z siebie kompletnych głupków na oczach bogów. – głos Nica wyrwał mnie z rozmyślań.
– Jak nie zrobić z siebie kompletnych głupków? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. – Mów za siebie, ja zamierzam skopać parę wojowniczych tyłków.
– Ach tak? I myślisz, że ci się uda Sosnówko? – Wiedział, że nie lubię tego przezwiska.
– Na pewno mi się uda ty Martwa głowo.
– Raczej w to wątpię.
– A ja nie!
– A ja tak!
– A ja nie!
– A ja tak!
– Och zamknijcie się! Przez was dostaję migreny, a satyrowie z natury nie miewają migren! Zupełnie, jak z nimi !– Grover w końcu przerwał naszą sprzeczkę. Na jego twarzy pojawiło się coś na kształt tęsknoty. Zupełnie, jak z nimi , wychwyciłam. Spojrzałam na jego twarz i postanowiłam nie drążyć tematu.
– Boże, jacy wy wszyscy jesteście dziecinni! – Page zaśmiała się. – Chodźcie, ścigamy się do areny. Ostatni jest starą harpią!
Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić puściła się biegiem, wciąż się śmiejąc.
– I kto tu jest dziecinny! – krzyknęłam, ale też rzuciłam się do biegu.
– To nie fair! – zaczął krzyczeć z tyłu Grower.
Brakowało tylko Percy’ ego.
Alfa
Wokół areny zgromadzili się wszyscy. Naprawdę wszyscy. Obozowicze, driady, nimfy wodne. Satyrowie, a gdzieś nawet wiedziałem jakieś pegazy. No i oczywiście bogowie.
– Spora widownia. – Tabiti zauważyła. Uśmiechnąłem się do niej.
– Im więcej tym lepiej. Po naszym małym pokazie, nikt już nie będzie podważał tego, czy jesteśmy w stanie walczyć z Gają.
Tabiti zadrżała z ekscytacji. Zauważyłem, że przysunęła się do mnie i teraz lekko się o mnie opierała.
– W takim razie kto idzie na pierwszy ogień, kapitanie? – uśmiechnęła się do mnie. Zaśmiałem się w duchu. Tabiti miała ducha flirciary. Prawdopodobnie dlatego, że była córką Afrodyty. Była też bardzo atrakcyjna, ale w niczym innym nie przypominała matki. Była twarda, zdecydowana i nie chciało się jej mieć za wroga.
– Może ty?
Wyprostowała się i spojrzała na mnie z radością.
– Mogę?A z kim będę walczyć? Z córką Afrodyty?
Kiwnąłem głową.
– Świetnie, w takim razie zaraz wracam. Moja siostrzyczka nie będzie wiedział, co w nią uderzyło. – I odeszła kręcąc biodrami. Zaśmiałem się, czym wzbudziłem zainteresowanie obozowiczów. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła trzecia. Świetnie. Możemy zaczynać. Tabiti kiwnęła mi głową z daleka, dając znać, że jest gotowa. Wszedłem na arenę i zapanowała cisza.
– Dzisiaj ma się odbyć mały pokaz sił zarówno waszych, jak i naszych, żebyśmy wiedzieli na czym stoimy. – Zacząłem. Zeus stojący po drugiej stronie areny, przyglądał mi się z uwagą. – Pomyślałem, że może najpierw pojedynek stoczy jedna z moich poruczniczek Tabita. – Spojrzałem na dziewczynę, a ona podeszła koło mnie ze sztyletem z dłoni i niczym poza tym. – Tabiti jest córką Afrodyty i dlatego chce się zmierzyć ze swoją nieśmiertelną siostrą. – spojrzałem na oszołomioną dziewczynę, która stała koło blondyna, przed wejściem na arenę. – Piper Mclean, tak? – Dziewczyna kiwnęła głowa i powoli podeszła do nas. Ja natomiast usunąłem się z pola walki i pozwoliłem, by Tabiti zrobiła swoje.
Piper zaatakowała jako pierwsza. Także miała sztylet, ale na niewiele jej to pomogło. Po kilku zręcznych manewrach, Tabiti wytrąciła jej nóż z ręki, a swój własny przyłożyła jej do gardła. Drugą ręką przytrzymała jej plecy, żeby dziewczyna nie mogła uciec. Zapanowała pełna zdumienia cisza. Piper posługiwała się sztyletem najlepiej na całym obozie, nie licząc Annabeth. Afrodyta wyglądała na wytrąconą z równowagi pojedynkiem córek.
– Dobrze walczysz siostro, ale musisz popracować nad obroną. Masz świetny atak, ale pamiętaj, że obrona też jest ważna. – Tabiti podała dłoń zdumionej Piper. Ta bezwładnie ją potrząsnęła i obie zeszły z areny, na którą wszedłem ja. Mijając Tabiti ścisnąłem jej dłoń i bezgłośnie powiedziałem : dobra robota.
– To był poziom walki, który opanowali nawet nasi najgorsi wojownicy. – powiedziałem, ku zdumieniu obozowiczów. – Teraz chciałbym poprosić Thalię i Nico do walki z moimi zastępcami.
Tanya i Ethan stanęli koło mnie i widziałem, jak moi kuzyni już się podnosili z miejsc, gdy Daniel zaczął protestować.
– Czemu to oni mają walczyć? Wcale nie są najlepsi!
Chciałem mu posłać zabójcze spojrzenie, ale przypomniałem sobie, że nie widzi mojej twarzy.
– Z tego co ja słyszałem, to są. – zamknąłem mu tym usta. Na twarzach moich kuzynów pojawiła się duma i zakłopotanie. Natomiast Page uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
– A czemu ty nie walczysz? – Chłopak zaczynał działać mi na nerwy.
– Ja nie będę dzisiaj walczył. – oznajmiłem, a ludzie jęknęli zawiedzeni.
– Czemu? Walcz ze mną! Chyba, że boisz się, że przegrasz! – Daniel uśmiechnął się do mnie złośliwie. Wszyscy zdawali się czekać na moją odpowiedź. Ja natomiast poczułem coś dziwnego…
– Potwory! – krzyknął za nami Chejron. Miał rację. Na wzgórzu Herosów stała armia potworów z gigantem na czele. Pięknie…
Thalia
Strach. Niedowierzanie. Strach.
Przez chwilę staliśmy sparaliżowani. A potem rzuciliśmy się w wir walki. A przynajmniej próbowaliśmy.
Większość z nas nie miała przy sobie żadnej broni, chodź byliśmy na arenie. Magazynek z uzbrojeniem stał czterysta metrów od nas. Zanim zdążylibyśmy do niego podbiec, potwory już dawno by nas zaatakowały. Kątem oka zobaczyłam, jak bogowie cicho znikają. No tak, pomyślałam, starożytne prawa. Wokół mnie ludzie szaleli ogarnięci paniką. Potwory zbliżały się w zastraszającym tempie, a obozowicze byli rozproszeni. Nie mieliśmy żadnych szans. Spojrzałam na Nico i Page. Jako jedni z nielicznych mieliśmy broń. Podjęliśmy niemą decyzję. Trzeba walczyć.
– Obozowicze, którzy nie potrafią walczyć, niech schowają się w lesie. Reszta po broń i do ataku! – krzyknął Chejron. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Zaczęłam biec w stronę potworów. Kątem oka zauważyłam, że Wojownicy nie ruszyli się z miejsc. O co kurde chodzi? Potrzebują specjalnego zaproszenia, czy co?
– Ej, może byście pomogli! – krzyknęłam w stronę Tanyi.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Nie ma takiej potrzeby? – nie wierzyłam własnym uszom. – Zaraz zginiemy! – Krzyknęłam histerycznie.
– Nieprawda, spójrz.
Jak na komendę wszyscy zamarli i spojrzeli na potwory stojące już jakieś dziesięć metrów od nas. Dziewczyna miała rację. Nie musieli pomagać nam w walce. Ba, nawet my nie musieliśmy sobie pomagać. Potwory jeden po drugim, po prostu rozsypywały się w pył. Pomiędzy nimi krążyło coś na kształt trąby powietrznej, za której dotknięciem umierały. Nie było widać żadnej walki. W jednej chwili stała armia potworów, a w drugiej po prostu ich nie było. Zobaczyłam, kto jest sprawcą tego wszystkiego. Alfa. Czemu nie jestem zdziwiona?, pomyślałam sarkastycznie. Skakał, ciął, robił uniki i atakował. Zrozumiałam, czemu nie chciał z nami walczyć. Był dla nas za dobry. Gdyby ktokolwiek z nim walczył, to byłoby tak, jak gdyby niemowlak walczył z Kronosem. Alfa w jednej chwili uciął głowy czterem ogrzycom, zabił dwa olbrzymy i starł na proch dziesięć drakain. Patrzyłam na to z niedowierzaniem. Niemożliwe, nie może ich tak wszystkich zabić w mniej niż minutę. Przecież, nikt nie mógł być tak dobry. Nikt. Ale Alfa najwyraźniej postanowił o tym zapomnieć. Po minucie, w czasie której wszyscy wpatrywali się w Alfę z szeroko otwartymi buziami, nie został już absolutnie nikt poza gigantem, który wydawał się być równie wytrącony z równowagi, jak my.
– Kim jesteś? – ryknął. – co zrobiłeś z moją armią?
– To samo co zaraz zrobię z tobą, Polybotesie – Nawet stąd zobaczyłam uśmiech chłopaka. Zaatakował, a czas zwolnił. Oglądaliśmy, jak w zwolnionym tempie, jak Alfa walczy z gigantem. Chłopak ani razu się nie zawahał. Robił uniki i ciął. Nie minęła minuta, a zranił giganta w brzuch. Zaczął wymawiać, jakieś starożytne zaklęcie.
Στο όνομα του Δημιουργού σου και Κυρίου σου κάτω από όλα τα στοιχεία, σας παραπέμπω στην άβυσσο, όπου θα παραμείνει για πάντα.
Rozbłysło czarne światło. Przez chwilę nic nie było widać. Gdy odzyskałam wzrok giganta już nie było. Przed nami stał Alfa z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Chyba nie musimy już kontynuować naszego małego pokazu, prawda?
*W imię Stwórcy twego i Pana twego na mocy wszystkich żywiołów, odsyłam cię, do otchłani, gdzie pozostaniesz już na zawsze.
Czytałam twoje opowiadanie na fanfiction.net 😀 uwielbiam je. Bardzo się ciesze, że będzie tutaj. Jest cuuudowne 😀
Super! Przesyłaj kolejne, najlepiej codziennie!
Extra! Świetne! Dopisz sobie wszystkie inne pozytywy!
Genialne opo 😀 piszszybko CD
Przez ciebie moj mózg wysiadł!!!! Nie nogę zrobic nic równie wspaniałego jak teoje opowiadanie! Uwielbiam to i oczywiście ze będę czytać dalej!!! Pisz szybko szybko szybko <3
Percy stał się hardkorem. pisz szybko cd 😀
Część genialna ( po raz drugi oświadczam to wszem i wobec :P) kiedy dodasz następny na ff?
Właśnie dzisiaj dodałam, kochana.
A kolejny pewnie gdzieś 23-24.02. Może trochę wcześniej…?
Dziękuję nawet nie wiesz jak się cieszę, 😀 :*
dobra, wychwyciłam jeden błąd (po setnym przeczytaniu 😀 )
naisałaś:
„Przed nami stał Alfa z nieodgadnionym wyrazem twarzy.”
W gruncie rzeczy jest to niepoprawne, ponieważ jego twarzy nie mogli zobaczyć. Chyba że widzieli usta czy inny kawałek, to spoko.
po prostu umieram, ze szczęścia 😀
Jejku jakbyś mogła dodawać tu rozdziały częściej, to by było zaje*iście *.* chociaż i tak robisz to dosyć często
Uwielbiam cię i padam przed tobą na kolana. Nikt jeszcze nie wymyślił tak fenomenalnej historii jak ty ;*
Twoja fanka( choć brzmi to trochę tandetnie, ale naprawdę Cię podziwiam)
Buziaczek :***
*.* *.* *.*
Pamietam jak zakochałam sie w tym opowiadaniu na fanfiction. Zakochuje sie od nowa ;3
Kocham to, ze sa tu smutne momenty (to co sie stało Percy’emu, „Brakowało tylko Percy’ego) i czasem cos co rozbawi czytelnika („nie jestem twoja siostrzyczką, ty paskudo!”, „-Page jest bardzo ładna, prawda? – Baaaaaaardzo”). Ogółem pomysł (jak juz pisałam na ff) jest genialny, Alfa jest wspaniały (moj kolejny mąż <33333) i wykonanie fenomenalne. ^^
Podsumowując: cud, miod i ambrozja *.* Pisz szybko 14 rozdział!
Widziałam to na FF tak jak Hestia ale i tak czytam to jeszcze raz!!!
To jest wspaniale… Cały dzień o tym myślałam, nawet na klasówce z niemca. Opko jest tak wciągające jak nic i do tego mega ciekawe. Czytając w mojej głowie pojawia sie z milion scenariuszy jak sia to wszystko rozwinie. Nadal nie mogę się przyzwyczaić do Alfy a nie Percy’ego oraz tego Fantazy z kosmosu. Fakt, ze niektórzy tęsknią za Percy’m strasznie mnie wzroszyl.
To opowiadanie… Jesteś mi winna zarwaną noc. Gdy tylko usłyszałam, że było publikowane gdzie indziej, od razu po tej części zaczęłam czytać. Skończyłam o dwudziestej trzeciej. A potem nie mogłam spać przynajmniej do trzeciej…
Opowiadanie, mimo pojedynczych błędów, którym kazałam się solić i pieprzyć, jest… Wprost cudowne. Zawiera pełny obraz psychologiczny bohaterów, ich zachowania i lęki, smutki i radości. Choć staram się jak mogę, nie umiem oddać słowami tego, co czuję… Postacie dojrzewają, nie są dziecinne i płaskie. Wiele wątków jest rozwijanych powoli, ale nie ma chaosu. Jest masa wyjaśnień, ale jeszcze więcej niedopowiedzeń.
Osobiście czułam się, jakbym czytała jedno ze starych blogowych opowiadań, o których pamięta garstka osób. Chylę czoła przed talentem i sądzę, że nie jestem jedyną osobą, która chciałaby tak pisać…