Chciałam podziękować za tyle wspaniałych i entuzjastycznych komentarzy. Naprawdę się ich nie spodziewałam i no po prostu nabuzowaliście mnie energią
Rozdział III
Nico
– Przecież sami słyszeliście! To był on! To musiał być on! – Dzisiejszy dzień był koszmarem, ale i jednocześnie błogosławieństwem – Page dokładnie go opisała! Po za tym na miłość boską przedstawił jej się! – Siedziałem w Wielkim Domu domu na zebraniu z pozostałymi Nieśmiertelnymi Obozowiczami i z Chejronem i próbowałem wyjaśnić tej bandzie matołów, że musimy wyruszyć na poszukiwania Percy’ego. Ale najlepiej będzie, jak wyjaśnię wszystko od początku. Przez cały miesiąc, do obozu trafiło z czternaścioro herosów, którzy twierdzili, że wysoki, zielonooki brunet, uratował ich przed potworem, a następnie przyprowadził tutaj. Wszyscy byli w wieku od 8 do 14 lat i zaklinali się, że chłopak wszystko im wyjaśnił o bogach i mitologii, i że gdyby nie on, to już dawno by nie żyli. Wszyscy obozowicze byli zdumieni i automatycznie myśleli o Percym. Problem był taki, że obrażeni bogowie oświadczyli, że Percy już nie należy do społeczności i zakazali w ogóle o nim wspominać. Dlatego wszyscy siedzieli cicho i nikt nie wyrażał swoich przypuszczeń. Chrzanić bogów. Nic mnie nie obchodziły ich zakazy i nakazy. Próbowałem prowadzić śledztwo na własną rękę i podpytywałem się nowych herosów o Percy’ego, ale wszyscy ze smutkiem stwierdzali, że zielonooki chłopak nie przedstawił się. Aż do dzisiaj, gdy pojawiła się Page. Page była ośmiolatką i co jeszcze bardziej zadziwiające, córką Posejdona. To właśnie ona powiedziała, że przyprowadził ją Percy Jackson. Była wszystkim czego potrzebowałem. Była dowodem na to, że Percy, gdzieś tam jest i ciągle nam pomaga. Nie wiedziałem co spowodowało, że to właśnie jej Percy się przedstawił. Czy to, że była jego siostrą, czy to, że była taka mała, czy po prostu to, że była tak urocza. Nie obchodziło mnie to. Najważniejsze było to, że to zrobił. Teraz musiałem tylko zmusić moich nieśmiertelnych braci, żeby zaczęli szukać mojego przyjaciela. Jak się okazywało, nie było to wcale proste. Uparcie twierdzili, że to nie był on.
– Nico, musisz się uspokoić. – Chejron spojrzał na mnie ostrzegawczo. Powstrzymałem się od rzucenia się wszystkim do gardeł i wziąłem głęboki oddech. Nie możesz ich zabić, powtarzałem sobie. Nie możesz ich zabić.
– Proszę tylko, żebyście o tym pomyśleli. – zacząłem, próbując się uspokoić. – Jeśli się pośpieszymy, to jeszcze będziemy szansę na znalezienie go. – Obozowicze wymielili niepewne spojrzenia. Uśmiechnąłem się w duchu. Może udałoby mi się ich przekonać. – Wszyscy wiemy, że to Percy nam pomagał. Jestem też pewien, że wszyscy wstydzimy się za nasze wcześniejsze zachowanie. – Zrobiłem nacisk na to szczególne słowo, a moi koledzy spuścili głowy. – Wszyscy za nim tęsknimy. Co stoi na przeszkodzie, żeby go odnaleźć i tu sprowadzić? – Przez chwilę panowała cisza. Przez chwilę naprawdę wierzyłem, że się uda. Że to całe szaleństwo się skończy. a Percy pojawi się i wszystko wróci do normy. Ale oczywiście Annabeth przerwała to wszystko, jak bańkę mydlaną.
– Nieprawda -odezwała się, wstając i zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Nie jesteśmy pewni, ze to Percy nam pomagał. Nie wszyscy wstydzimy się za nasze wcześniejsze zachowanie, zwłaszcza, że nie zrobiliśmy niczego złego. Nie wszyscy za nim tęsknimy. I wiele rzeczy stoi na przeszkodzie, żeby go tu sprowadzić. – Jej przemądrzały ton sprawił, że miałem ochotę ją udusić.
– Może ty tak uważasz, ale inni czują inaczej, Annabeth. – wymówiłem jej imię, jak obelgę. – To nie ty jesteś tu liderem i to nie ty tu decydujesz, wiec się przymknij. – Warknąłem na nią. Annabeth była tak zszokowana, że zabrakło jej języka w gębie. – Chejronie. – skierowałem się do centaura, stojącego po drugiej stronie stołu. – Wiesz, że to był Percy. Czy pozwolisz nam wyruszyć na poszukiwania i sprowadzić go tutaj? – Wszyscy spojrzeli na centaura wyczekująco. Na twarzach niektórych, takich jak moja i Thalii, widać było nadzieję. Na twarzach niektórych, takich jak Daniela, pogardę. A na twarzach niektórych, takich jak Annabeth, strach przed decyzją mężczyzny. Chejron wpatrywał się przez chwilę w nas w milczeniu.
– Nie. – To jedno słowo zamroziło mi krew w żyłach. – Jeśli go tu sprowadzimy, bogowie zabiją i jego i nas. – Annabeth i Daniel uśmiechali się do siebie z triumfem. – Zebranie uważam za zamknięte. Rozejść się. – Obozowicze po kolei wstali i wyszli, cicho rozmawiając. W końcu w sali zostałem tylko ja i Chejron. Wpatrywał się we mnie błagalnie, prosząc bym zrozumiał.
– Nico, dobrze wiesz, że nie mamy wyboru. Jedyne co możemy zrobić, to modlić się, że kiedyś do nas wróci i nam wybaczy. – Wpatrywałem się chwilę w niego, aż w końcu kiwnąłem głową i wyszedłem bez słowa. Skierowałem się w stronę wiecznie płonącego ogniska, gdzie nikogo nie było. Musiałem się uspokoić. Tak bardzo chciałem iść i odnaleźć Percy’ego! Był dla mnie, jak brat i zawsze przy mnie był i starał się mnie ochronić, pomimo, że ja chciałem go zabić. A teraz po prostu przepadł. Kopnąłem ze złością stertę gałęzi.
– Nie ma sensu się złościć. – usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. – To i tak nic nie da. – Odwróciłem się z prędkością gazeli i zobaczyłem, że przede mną stoi Hestia, wyglądająca dokładnie tak samo, jak miesiąc temu.
– Pani Hestia? Ale co ty tu robisz? – zapytałem się, kłaniając się przy okazji. Lubiłem Hestię. Była jedyną z bogiń, która była dobra. Dobroć promieniała z niej, jak ogień, czy dom. Bogini uśmiechnęła się.
– Zachowujesz się dokładnie, jak Percy. Chyba, jako jedyni półbogowie naprawdę mnie szanujecie. – zarumieniłem się, ale wzmianka o Percym sprawiła, ze zasypałem boginię gradem pytań.
– Percy? Widziałaś się z nim, pani? Czy ma się dobrze? Czy wraca? Czy jest bardzo zły? – Hestia uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła rękę w moją stronę.
– Chodź herosie. Musimy porozmawiać.
– Czyli kiedyś wróci? – zapytałem z nadzieją w głosie. Hestia opowiedziała mi o jej spotkaniu z moim kuzynem i o swoich przypuszczeniach.
– Nie wiem, mój drogi Nico… – odpowiedziała smutna, jednak uśmiech po chwili zagościł na jej twarzy. – Ale myślę, że to zrobi. W końcu obiecał mi, że będzie pamiętał. – I z tymi słowami wstała i rozpłynęła się w powietrzu.
987 LAT PÓŹNIEJ…
Alfa
Całe moje życie stało się treningiem. 987 lat to dużo czasu na myślenie… albo jak kto woli na walki. Codziennie ćwiczyłem szermierkę i moje moce. Chaos każdego dnia dawał mi po trochę swojej siły, aż w końcu pięćset lat temu stałem się drugą najpotężniejszą istotą w całym wszechświecie. W każdym razie tak twierdził Chaos. Ja w to nie wierzę i nie zamierzam uwierzyć. Zamiast tego skupiam się na trenowaniu moich Wojowników. Chaos poprosił mnie o wyszkolenie grupy osób, aby stali się jego armią. W każdym razie, tak to wygląda z zewnątrz. Tak naprawdę to po prostu grupa osób, którym tak jak mnie, nie zostało już nic w życiu. Teraz byliśmy rodziną. Chroniliśmy się nawzajem i żyliśmy ze sobą. Co prawda czasem nie wiedzieliśmy prawie nic o sobie, bo nikt nie chciał przywoływać smutnych wspomnień, ale to było w porządku. Wszyscy to rozumieli i szanowali. Na przykład ja. Nikt nic nie wiedział o mojej przeszłości. Wiedziano, że Alfa nie jest moim prawdziwym imieniem, ale to im wystarczało. Nie potrzebowaliśmy wyjaśnień. Nasze życie polegało na treningu i walce, treningu i walce. I to nam wystarczało.
– Generale, pan Chaos cię wzywa! – usłyszałem jak Tabiti mnie woła. Była moją dobrą znajomą, tak jak wiele innych Wojowników, ale w godzinach pracy mówiliśmy do siebie oficjalnie.
– Dziękuje poruczniku Tabiti . – Podziękowałem jej, i jednocześnie puściłem do niej oko. Powstrzymała się od zaśmiania i zasalutowała, odchodząc. Wyszedłem z mojej komnaty i skierowałem swe kroki do sali tronowej. Chyba powinienem coś wyjaśnić. Ja i Wojownicy, razem z Chaosem mieszkaliśmy w przestrzeni międzygalaktycznej w jego pałacu. Można się było stąd dostać absolutnie wszędzie, poprzez teleportację, tylko z powrotem mógł być pewien problem, dlatego używaliśmy specjalnych statków, które były wolniejsze, ale za to miało się pewność, że będzie można wrócić. Pałac Chaosu był absolutnym dziełem sztuki, ale nie brakowało tu sal do ćwiczeń, czy więzień. Sala tronowa mieściła się na parterze, a nasze sypialnie na piętrach, dlatego musiałem się pośpieszać. Chaos nie lubił, gdy musiał na mnie czekać. Mieliśmy skomplikowaną relację. Mówiłem do niego, jak do znajomego, ale wciąż miał nade mną władzę. Nie zmieniało to faktu, że byliśmy ze sobą zżyci po wspólnie spędzonych prawie tysiącach lat. Byliśmy ze sobą związani moją przysięgą i dlatego z czasem zacząłem go traktować, jak ojca, a on mnie jak syna.
Zapukałem do sali, po czym wszedłem i się ukłoniłem bóstwu. Czułem, że chodzi o coś ważnego i trzeba się należycie zachowywać.
– Wzywałeś mnie? – zapytałem, starając się nie patrzeć na boki. Za każdym razem sala wyglądała inaczej i o dziwo, dzisiaj wyglądała jak sala tronowa na Olimpie. Poczułem gniew. Wyniosłem stamtąd niemiłe wspomnienia. – I czemu ten wystrój? – Spojrzałem badawczo na mojego ojca. Chaos spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Wracasz na Ziemię. – Z zaskoczenia prawie się wywróciłem.
– Co? – zapytałem z niedowierzaniem. – Ale jak to?
– Wybuchła wojna. Gaja sprzymierzyła się z tytanami i gigantami. – Chaos zaczął bez żadnych wstępów. – Bogowie i herosi nie mają żadnych szans na przeżycie. Żadnych. Chyba, że wyruszę im na pomoc. Wiążą mnie starożytne prawa, ale ty możesz iść razem z Wojownikami. – Wpatrywałem się w niego w zdumieniu. Jak mógł mnie wysyłać na Ziemię? Przecież, po tym co zrobili… Nie chciałem tam wracać. Jednak spojrzałem na Chaos i coś we mnie drgnęło. Zrozumiałem. Nie wysyłał mnie. Wysyłał swojego następcę. Nie ma miejsca na osobiste urazy, gdy jest się władcą świata. Pamiętaj o tym synu. Powiedział mi to tego samego dnia, w którym przybyłem do pałacu. Teraz zrozumiałem. Nie wysyłał Percy’ego, załamanego herosa. Wysyłał Alfę, swojego przyszłego następcę. Wyprostowałem się i spojrzałem mu prostu w oczy.
– Kiedy wyruszamy? – zapytałem hardo, a Chaos uśmiechnął się.
– Już.
Annabeth
Dzisiaj miało się odbyć zebranie w sprawie Gai. Potrzebowaliśmy pomocy. Nie chciałam tego przyznawać, ale Chejron miał rację. Obóz Jupitera, o którym powiedzieli nam bogowie dwadzieścia lat temu, był teraz połączony z naszym obozem i dlatego było nas dwa razy więcej, ale nie zmieniało to faktu, że potrzebowaliśmy pomocy. Chejron powiedział nam, że na dzisiejszym spotkaniu pojawią się bogowie, którzy mają nam powiedzieć coś ważnego. Wszyscy byliśmy podekscytowani. Wszyscy 14 Olimpijczykowie razem byli na obozie ostatnio w dniu, w którym stałam się nieśmiertelna. Czyli w dniu,w którym odszedł Percy. Na początku było mi głupio, ale teraz wiem, że nie był wart zachodu. Świetnie sobie radziliśmy bez niego. W każdym razie do teraz… Otworzyłam drzwi i weszłam do Wielkiego Domu. Przywitałam się z bogami i usiadłam. Zauważyłam, że w kącie sali stoi ciemna postać, ale nikt mi jej nie przedstawił, więc choć moja ciekawość rosła, powstrzymałam się od pytań i spokojnie poczekałam, aż przyjdzie ostatnia osoba.
– Mamy dobrą wiadomość. – Rozpoczął Zeus zebranie, wywołując uśmiechy na twarzach zebranych. – Zyskaliśmy potężnego sojusznika, kogoś nawet potężniejszego od bogów. – dodał cicho, starając się przełknąć dumę. Obrócił się w stronę ciemnej postaci. – Może sam się przedstawisz? – Postać wyszła z kąta i w końcu ujrzałam ją w pełnym świetle. Był to wysoki, ciemnowłosy chłopak. Nie wyglądałby jakoś szczególnie inaczej, gdyby nie jego oczodoły. Zamiast oczu miał dwie płonące na srebro kule, które widziałam już wcześniej u Aresa, czy Hestii. Natychmiast wiedziałam kto przed nami stoi. Niemożliwe…
– Nazywam się Chaos, stwórca wszechświata i najpotężniejsza w niej istota. – Jak makiem zasiał. Po chwili wszyscy już klęczeli razem z bogami. Chaos uniósł dłonie. – Nie klękajcie dzieci. Mam wam do przekazania ważną wiadomość, a jest mało czasu. – Jak na komendę, wszyscy podnieśli się z klęczek i spojrzeli wyczekująco na Chaosa. – Jako, że ograniczają mnie starożytne prawa, nie będę mógł wam pomóc w wojnie z Gają. – zanim ktokolwiek zdążył choćby jęknąć Chaos dodał. – Ale moi Wojownicy będą mogli. – Ludzie wymienili zdumione spojrzenia, a pewien chłopak zapytał.
– Kim są ci Wojownicy?
– Wojownicy są to moi towarzysze, z którymi żyję od wielu lat. – zaczął wyjaśniać Chaos – Uprzednio straciwszy wszystko, dołączyli do mnie i teraz są bardzo potężni. Ich życie polega przede wszystkim na treningu i walce. – oznajmił u zdumieniu wszystkich. – Z łatwością by was pokonali.
– Nieprawda! – Ktoś zaczął krzyczeć z tyłu.
– Moje drogie dziecko, oczywiście, że by to zrobili. Ćwiczą, już od wielu wielu lat. – Chaos oznajmił spokojnym tonem
– Ile lat ma twój najstarszy Wojownik? – zapytała się Katie Garden. Wszyscy zamilkli, ciekawi odpowiedzi.
– Ponad tysiąc lat. – zapanowała jeszcze większa cisza. Jeśli ktoś dzień w dzień przez tysiąc lat ćwiczył to musiał być naprawdę dobry. – Jest to Alfa, mój pierwszy i najlepszy Wojownik. – Chaos wstał. – Moi wojownicy przybędą za jakąś godzinę, o ile oczywiście uda mi się przekonać do tego Alfę.
– Jak to o ile uda ci się go przekonać? – zapytał się Zeus. – Czy on automatycznie nie musi cię słuchać? – Chaos zaśmiał się, wprawiając nas wszystkich w osłupienie
– Alfa nie słucha nikogo. A zwłaszcza jeśli chodzi o was.
– Dlaczego? – zapytał niepewnie Zeus.
– Bo no cóż, szczerze was nienawidzi i sam chciałby was zabić. – I z tymi słowami Chaos zniknął, zostawiając nas zdumionych i jednocześnie przerażonych.
Godzinę później cały obóz z bogami na czele zebrał się na polanie przed wejściem do lasu. Byliśmy podenerwowani i jednocześnie przerażeni. Jacy byli Wojownicy? Kim był Alfa? I najważniejsze : czemu nas nienawidził? Te pytania krążyły po głowie mi i wielu innym. Rozejrzałam się. Razem z moim chłopakiem Danielem staliśmy na czele obozowiczów. Po naszej lewej znajdował się Chejron. Bogowie stali nieco z tyłu, żeby zbytnio nie ingerować. Po dłuższej chwili nic się nie działo. Ludzie zaczynali być niecierpliwi. No bo za kogo ci Wojownicy się uważają, żeby tak się spóźniać? Bogowie pokręcili głowami i już mieliśmy się rozejść, gdy usłyszeliśmy świst. Podniosłam głowę i zobaczyłam…
– Poduszkowiec! – krzyknął Travis Stoll z zachwytem, przerywając ciszę. W sumie miał rację. Nad naszymi głowami unosił się gigantyczny pojazd, zręcznie manewrując, pomiędzy drzewami.
– Patrzcie, jaki wielki!
– A jaki szybki!
– I jakie robi manewry!
– Lubią mieć wielkie wejście, co? – Daniel uśmiechnął się do mnie krzywo. Objęłam go ramieniem i zrobiłam minę w kierunku poduszkowca.
– To pewnie zwykli palanci Daniel. Jestem pewna, że jesteś w stanie ich wszystkich pokonać. – Udobruchałam go, a on pochylił się nade mną i mnie pocałował. Hmmm… muszę przyznać, że był w tym całkiem niezły. Rozmarzyłam się i dopiero gdy usłyszałam chrząkniecie, oderwałam się od mojego chłopaka i zobaczyłam o co chodzi. Poduszkowiec właśnie wylądował, nie robiąc przy tym najmniejszego hałasu. Zapadła cisza. Słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy. Powoli mijały sekundy. 1…2…3…4…5…6… Klik! Drzwi poduszkowca otworzyły się i na zewnątrz wyszło około pięćdziesięciu ludzi. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że byli to nastolatkowie mający najwyżej dwadzieścia lat, zarówno chłopcy, Jak i dziewczyny. Mieli na sobie zwykłe ubrania i wcale nie wyglądali na wielkich wojów. Prowadził ich wysoki blondyn, o ponurej twarzy i czarnoskóra dziewczyna z łukiem na plecach. Wokół mnie rozbrzmiały szepty. Zastanowiłam się. Ten chłopak musiał być Alfą. Tylko kim była dziewczyna?
– Witajcie w Obozie Herosie! – Chejron odezwał się, jako pierwszy. Alfa i tajemnicza dziewczyna skinęli głową, nie odezwawszy się ani słowem. Chejron spojrzał nieco nerwowo na Zeusa. Ten chrząknął i wysunął się na przód.
– Jesteśmy bardzo wdzięczni, że zgodziliście się przybyć i pomóc nam w walce z Gają – Zaczął niepewnie. Ktoś z wojowników prychnął. Poczułam gniew. Za kogo oni się uważają? Jako, że Alfa wciąż nic nie mówił, Zeus postanowił kontynuować. – Nazywam się Zeus, a ty pewnie jesteś Dowódcą, Alfą. – Na twarzy blondyna wreście pojawiło się coś na kształt złośliwego uśmiechu. Zresztą na twarzach pozostałych Wojowników widać było lekkie rozbawienie.O co im chodziło?
– Mi też miło poznać. – odezwał się w końcu chłopak. – Ale nie nazywam się Alfa i nie jestem dowódcą. Razem z Tanyą – wskazał na ciemnoskórą dziewczynę – jesteśmy jego zastępcami. Nazywam się Ethan i jestem pierwszym zastępcą , a Tanya jest drugim. – wyjaśnił. Wymieniłam zdumione spojrzenia z Danielem. Kto w takim razie był głównym dowódcą? I gdzie był?
– W taki razie gdzie on jest? – Zeus wypowiedział moje pytanie na głos. Chłopak spojrzał w stronę nieba.
– Tam. – Jak na na komendę podnieśliśmy głowy i utkwiliśmy wzrok w niebo. Z prędkością światła zbliżała się do nas mała kometa. Dopiero po chwili spostrzegłam, że to człowiek. Rozległy się przerażone okrzyki obozowiczów.
– Zabije się!
– Zwariował?
– To już trup! – Człowiek zbliżał się w zastraszającym tempie. Wszyscy odsunęli się i po chwili Wojowników okryła gęsta chmura. Nie słychać było żadnego uderzenia. Gdy chmura się rozsunęła, przed nami stali nienaruszeni wojownicy z nieznanym chłopakiem na czele. Był wysoki, ale niczego więcej nie można było o nim powiedzieć, ponieważ miał nałożoną bluzę z kapturem, która całkowicie zasłaniała jego twarz. Widać było tylko usta chłopaka, który zacisnęły się w cienką linię. Kilka osób krzyknęło ze zdumienia. Chłopakowi nic się nie stało i stał tam sobie, jakby nigdy nic, jak gdyby wcale przed sekundą nie uderzył w ziemię z prędkością światła.
– Witajcie. – powiedział zimnym głosem. Gdyby głos mógł zabijać, to już dawno bylibyśmy martwi. Kątem oka zobaczyłam, jak Zeus przełyka ślinę. Pięknie! Pozostali bogowie wyglądali na równie zaniepokojonych. Jednak ja poczułam coś dziwnego. Uczucie, jakbym znała tego chłopaka. Jego głos brzmiał dziwnie znajomo. Jednak zanim zdążyłam się zastanowić, kontynuował. – Nazywam się Alfa i jestem Dowódcą Wojowników Chaosu. – Wciąż panowała cisza. Chłopak westchnął i powiedział coś cicho do Tanyi. Ta kiwnęła głową. – Powinniśmy chyba porozmawiać węższym gronie. – Zeus pośpiesznie kiwnął głową.
– Przejdźmy do Wielkiego Domu. – zaproponował Chejron. Chłopak kiwnął głową. – Rozejść się i wrócić do poprzednich zajęć! – Chejron zawołał do zawiedzionych obozowiczów. Tanya natomiast machnęła ręką na Wojowników i po chwili wszyscy zniknęli, oprócz Ethana i Alfy.
– Gdzie oni zniknęli? – spytał zdumiony Nico.
– Tanya przeniosła ich przed wasze domki, żeby zbudować tam nasz własny. – wyjaśnił Ethan. Przez chwilę nikt nic nie mówił.
– To może chodźmy porozmawiać. – Odezwałam się. Alfa natychmiast obrócił się w moją stronę.
– Tak. – odezwał się, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. – Chodźmy.
Alfa
Cisza. Gdyby trzeba było opisać jednym słowem atmosferę, jaka była w Wielkim Domu podczas naszego spotkania, to było by to słowo. Cisza. Także niepokój, strach, lekkie podekscytowanie i niepewność. Ale przede wszystkim cisza. Nikt się nie odzywał. Bogowie najwyraźniej nie chcieli zaczynać i czekali na to, aż ja zacznę mówić, ale prawdę mówiąc, to wcale mi się do tego nie śpieszyło. Wiem, że brzmię trochę, jak małe dziecko, ale to ich wojna, a nie moja. Po wyrazie twarzy Annabeth, domyśliłem się, że ma do nas mnóstwo pytań, ale najwyraźniej bała się je zadać, aby nie urazić bogów. Mnie to nie obchodziło. Mogłem sobie tak siedzieć i gapić się w sufit cały dzień. Zeus wyraźnie zauważył moją postawę, bo chrząknął i zaczął rozmowę.
– A więc jesteś pierwszym wojownikiem Chaosu, tak? – Powstrzymałem się westchnienia z irytacji. Na początek dobre i to.
– Tak. – Krótko i na temat. Zeus pewnie spodziewał się, że to rozwinie, ale ja siedziałem cicho. Zobaczyłem, jak rzuca zrozpaczone spojrzenie Atenie. Muszę przyznać, że wyglądało to komicznie. Czternastu Olimpijczyków, Dziesięciu Nieśmiertelnych, Chejron, parę innych obozowiczów i ja z Ethanem, siedzący razem przy wielkim stole bilardowym. Prawie się roześmiałem. Kątem oka widziałem, że jakaś ciemnowłosa dziewczyna podziela moje zdanie, bo z trudem powstrzymywała uśmiech. Miała zielone oczy i do złudzenia przypominała mi … Page. Ale to niemożliwe…
– Więc Alfa, ile czasu już służysz Chaosowi? – Głos Ateny przywrócił mnie do rzeczywistości.
– Chciałaś powiedzieć : ile lat już pracujesz z Chaosem. – Poprawiłem ją. Nie lubiłem, gdy ludzie twierdzili, że komuś służę. Zresztą nikt z Wojowników nie służył Chaosowi. My razem żyliśmy i nie byliśmy niczyimi poddanymi. Wyraźnie wytrąciłem wszystkich z równowagi. No cóż… lepiej, żeby zaczęli się przyzwyczajać…
– Właśnie. – Atena potwierdziła, choć ją także zadziwiłem.
– Prawie tysiąc lat. – Tu i ówdzie rozległy się zduszone okrzyki zdumienia.
– Więc ile masz lat? – Atenę kontynuowała. Ludzie pochylili się nad nami, ciekawi odpowiedzi.
– Ponad tysiąc. – Uśmiechnąłem się złośliwie. Nie zamierzałem się z nikim spoufalać. Atena wyglądała na wytrąconą z równowagi moją bezczelną odpowiedzią. Natomiast Annabeth nie wytrzymała i zasypała mnie gradem pytań.
– Kim jesteś? Dlaczego przyłączyłeś się do Chaosu? Kto jest twoim rodzicem? Jak się naprawdę nazywasz? – Bogowie i obozowicze byli wyraźnie zszokowani jej bezpośredniością, ale sami chcieli znać odpowiedzi na jej pytania, dlatego zamilkli, czekając.
– Nic, z tych rzeczy nie powinno cie interesować, córko Ateny. – Annabeth spojrzała na mnie ze złością.
– Skoro jesteś naszym sojusznikiem, to chyba jednak powinno mnie to interesować. -odparła, z przebiegłą miną.
– Jestem waszym sojusznikiem, tylko dlatego, że jesteście mniejszym złem. – Wstałem, a za mną podniósł się Ethan. Wszyscy spojrzeli na mnie z oburzeniem. Jak śmiałem ich obrażać?
– Mniejszym złem? – powtórzyła Annabeth, także wstając. – Jak śmiesz! Wcale nie jesteśmy mniejszym złem!
– Właśnie! – poparł ją Daniel, przyłączając się do niej. – Po za tym, skąd mamy wiedzieć, że nie jesteście naszymi wrogami? Nawet nie pokazujesz nam swojej twarzy! – Oskarżył mnie. Bogowie wymieli zaniepokojone spojrzenia. Chłopak miał rację w jednym. Nic o nas nie wiedzieli. – Nawet nie wiemy, jak dobrzy jesteście i czy w ogóle jesteście w stanie walczyć z Gają! – Zapadła cisza. Wiedziałem, że bogowie szykują się do dyskusji. Jedynie Hestia siedziała spokojnie i z uwagą się we mnie wpatrywała. Ona wie, pomyślałem. Oczywiście, że wiedziała.
– Jutro zrobię pokaz mojej mocy na arenie. – powiedziałem spokojnie. – A co do tego, czy jestem waszym wrogiem, to musicie mi uwierzyć na słowo. – Podszedłem do drzwi i razem z Ethanem wyszliśmy na zewnątrz. Obróciłem się jeszcze ostatni raz w stronę bogów. – A jeśli nie to proszę bardzo, walczcie sobie sami. Z radością oglądnę, jak wszyscy umieracie. – Zatrzasnąłem drzwi prosto przed ich zszokowanymi twarzami. Obróciłem się do Ethana.
– Nie za ostro? – zapytał się mnie z niepewną miną.
– To ich postawi na nogi. – uśmiechnąłem się do niego krzywo. – Chodź, zobaczymy co u Tanyi.
Była już późna noc. Przechadzałem się na plaży, starając się uspokoić. Fale cicho oblewały brzegi, a ja poczułem coś na kształt tęsknoty. Od 987 lat nie byłem na żadnej plaży. Położyłem się na piasku i zacząłem oglądać niebo. Już zaczynałem czuć, że odpływam, gdy usłyszałem trzask łamanych gałęzi. Usłyszałem, jak ktoś cicho klnie. Poderwałem się i zobaczyłem, że na dwa metry ode mnie stoi Page z miną, jakbym był krwiożerczym potworem.
– Ja, ja.. – zaczęła się jąkać. – Ja nie chciałam. Ja tylko przechodziłam, ja… – uciszyłem ją gestem ręki. Posłusznie zamilkła.
– Nie musisz się bać, nic ci nie zrobię. To, że na spotkaniu byłem trochę… ostry, nie znaczy, że zawsze się tak zachowuje. Na co dzień jestem miłym gościem. – Uśmiechnąłem się do niej, a ona wyraźnie się uspokoiła. Po chwili wahania, podeszła do mnie i usiadła na piasku. Dołączyłem do niej i przez chwilę, tkwiliśmy w ciszy.
– Co tu robisz o tej porze?- zapytaliśmy jednocześnie. Page zaśmiała się nerwowo. – Ty pierwszy.
– Plaża pozwala mi się uspokoić. – odpowiedziałem prosto. Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
– Mnie też. – Znowu zapanowała cisza. Siedzieliśmy tak, z pięć minut , zanim postanowiłem się odezwać.
– Dlaczego bogowie zrobili cię nieśmiertelną? – zapytałem zaciekawiony. Na jej twarzy pojawiło się zdziwienie i … ból.
– Skąd wiesz?
– Potrafię to wyczuć. – wyjaśniłem. Page westchnęła i wbiła wzrok w ziemię.
– Żebym się zamknęła – wymamrotała. – Przez pewien czas byłąm … nieposłuszna i Atena wymyśliła, że jak będę nieśmiertelna, to nie będę sobie robić bogów za wrogów, żeby potem przez całą wieczność mnie nie karali. – Po dłuższej pauzie dodała. – Miała rację.
– Co takiego robiłaś? – spytałem ciepłym tonem.
– Mówiłam o Percym Jacksonie. – Obróciłem się gwałtownie w jej stronę.
– Co? – zapytałem z niedowierzaniem. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawiło się coś na kształt… tęsknoty.
– To był mój brat. Jak miałam osiem lat, to uratował mnie przed atakiem smoka. Został mi ślad. Chciano mi go usunąć, ale jest jedyną rzeczą, która mi o nim przypomina. – zanim zdążyłem zareagować, zaczęła podwijać rękaw, aż w końcu ukazała się jej ręka, na której widniały trzy poszarpane blizny ciągnące się od palców u dłoni do łokcia. W niektórych miejscach były przerwy, jakby to był tylko fragment blizny. Spojrzałem na jej twarz. Cicho płakała. Nie myślałem co robię. Zanim zdążyłem się zastanowić, podwinąłem swoją bluzę i chwyciłem za rękę siostry i obróciłem ją pod odpowiednim kątem. Page ze łzami w oczach patrzyła na nasze splecione ręce. Nasze blizny idealnie do siebie pasowały. Gdzie kończyła się moja, tam zaczynała się jej. Przypomniałem sobie walkę ze smokiem. W ostatniej chwili chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem, ale potwór zdążył nas jeszcze dosięgnąć i zranić, zanim odbiegliśmy.
– To niemożliwe. – wyszeptała Page. – Wolną ręką zdjąłem kaptur z głowy. Spojrzała na moją twarz i wydała z siebie zduszony okrzyk. – To niemożliwe, to niemożliwe. -zaczęła kręcić głową. – Przecież ty nie żyjesz, ty…
– Też za tobą tęskniłem siostrzyczko. – uśmiechnąłem się smutno do niej. W następnej chwili już rzuciła się w moje ramiona i zaczęła szlochać w moją pierś.
Nie zdawałem sobie sprawy, że zza lasu obserwują nas burzowo-szare oczy.
o.O
Zawiesiłam się
Zawiesiłam się
Zawiesiłam się
Zawiesiłam się
Zawiesiłam się
Cudowne! Dodawaj kochana szybko kolejną część bo nie radzę za siebie!
Kochana ty wiesz co o tym myślę ;* Komentowałam już późniejsze części, ale dobrze się to czyta jeszcze raz ^^
PS A mówiłam, że warto wysłać? 😀 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i na FF, i tutaj.
Jakie fajne! Dawaj CD! My czekamy!
GENIALNE powtórze po raz kolejny xd bo nic bardziej konkretnego mi do głowy nie przychodzi 😛
Ile to ma cześci? 😀
Ponad 12 rozdziałów 😛
byłąm – byłam
Extra! Extra! Niesamowite! OMG i ta końcówka! Pisz dalej!
Łał. To jest… Wspaniałe. Serio.
to jest niesamowite !!!!!! i percy taki ….. władczy i no …. ja chcę noeskończoniśc roździałów to jest fantastyczne !!!!
UMIERAM!!!
jejku,kiedy dodasz kolejny rozdział ?
Jeszcze nigdy tak się nie wciągnęłam w czyjeś opko 😀
poprostu ubóstwiam Cię *.*
A zachowanie Percy’ego poprostu masakra ( w dobrym sensie) rozwaliłaś mnie, ale nie chce by Annabeth do niego wracała i on pewnie też jej nie będzie chciał, i dobrze tak tej szmacie, zdradziła go z jego własnym bratem ;o dobra już kończę dramatyzować ;p
Mam nadzieję, że podniosłam Cię choć trochę na duchu 😀
Buziaczek :***
Po prostu szok w trampkach. Już miałam nie czytać, bo to rani moje wyobrażenie o Percabeth 😀 To jest świetne! (zabijesz Daniela? Proszę proszę proszę proszę, nie cierpię typa 😀 )
pjona Melia !!!
ja też mam nadzieję, że zabije Daniela, bo wkurwia mnie strasznie -.-
Cała się trzęsę i serce mi wali jak młotem! Pisz, pisz , pisz do jasnej cholery jak najszybciej! 😀
Super 😀
Czekam na więcej XD
Zgadzam się z Melią, zabij Daniela. Typ działa mi na nerwy. I jeszcze jedno. Czemu koniec w najlepszym momencie?!?!?! Szybko pisz CD bo inaczej foch.
Gdzie się podziała moja szczęka??? To… To… Brak mi słów… To jest cudne/boskie/wspaniałe/genialne/piękne/niesamowite/zadżemiste (wybierz sobie określenie). I zabij Daniela… Najlepiej w jakiś wredny i bolesny sposób… Wnerwia mnie gościu…
Boże, rozwaliłaś mnie 😉 Nie spodziewałam się, że Percy jako „upadły” heros też może być tak zajebisty ^^ Pisz szybko kochana, bo jestem ciekawa co się stanie 😉 Mam wrażenie, że to nie Anabeth ich widziała, ale mogę się mylić. Czekam na kolejną część!
Pozdrawiam
Isabell 😉
czytając czuje sie jakbym czytała następna książkę o przygodach herosów. No, może tu jest bardziej wymyślne- statki kosmiczne i tym podobne. Napisz szybko cd, błagam 😀