Zemsta Gai
Cz.2
Zaginiony Trójząb(5)
Dla Boginki, Nyxi i Chione(Siostrzyczka);*
Tej nocy nie przyśniło mi się zupełnie nic. Nie to żebym narzekał, ale wydawało mi się to dziwne, przecież codziennie nawiedzały mnie przedziwne sny. Swoją drogą bardzo wygodne to łóżko.
Poczułem lekkie szturchnięcie. Niechętnie otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącego obok mnie Johna.
-Spadamy stary-powiedział.
-Która godzina?- zapytałem.
-Szósta, już za długo jesteśmy w jednym miejscu- powiedział- jeśli potwory nas wyczują, to zrujnujemy Mortowi życie.
Szybko wstałem z łóżka. Przeczesałem palcami moje rozczochrane włosy, przetarłem oczy i chwilę później byłem już w pełni sił. Spojrzałem na Charlottę, która opierała się o ścianę i grzebała w plecaku. Wyjęła z niego kartkę i długopis, po czym podeszła do nas.
-Chodźcie już- szepnęła.
Otworzyłem drzwi i wyszliśmy na korytarz. Nasze kurtki wisiały na wieszaku, a buty leżały obok drzwi. Najciszej jak to było możliwe ubraliśmy się i wyszliśmy z domu. Zostawiliśmy tylko kartkę z podziękowaniami i pięćdziesiąt dolarów. Byliśmy bardzo wdzięczni za pomoc, jaką okazał nam Martin. Gdyby nie on, zapewne teraz bylibyśmy lodowymi rzeźbami przy ulicy, gdzieś w okolicach Nowego Jorku.
Dzień dopiero się zaczynał, zza horyzontu leniwie wyłaniało się słońce. Wiatr ucichł, więc nie było czuć już takiego zimna, co przy wczorajszej zamieci. Śnieżny krajobraz jest naprawdę piękny, przysypane dachy domów, zamarznięte ulice i chodniki… sople połyskujące w blasku słońca. Oczywiście przy takim stanie chodników lepiej nie ruszać się z domu, bo szybko można trafić do szpitala z połamanymi nogami, co nie jest zbyt fajnym doświadczeniem. No, ale misja to misja.
Ruszyliśmy przed siebie, brak kierowców na ulicach sprawiał, że czuliśmy się trochę bezpieczniej.
Raczej nie liczyliśmy już na kolejnego autostopa, bardziej już spodziewałem się „przypadkowego” patrolu policji, który by nas zgarnął na komisariat, za to, że idziemy poboczem drogi szybkiego ruchu… prawą stroną( chodzenie poboczem takich ulic jest raczej niedozwolone).
Tak, jeszcze tylko.. 173 mile do celu, w takim tempie za dwa dni dojdziemy… nie no, kogo ja oszukuję, potrzebujemy transportu.
Zagwizdałem jak na taxówkę w Nowym Jorku, może Szafir i spółka przylecą. Z nadzieją w oczach rozejrzałem się do okoła i…. no i nic, oprócz tego, że wystraszyłem wszystkie ptaki z okolicy. Czasem minęła nas jakaś ciężarówka, jej kierowcy mieli świetny ubaw trąbiąc na nas, tym samy powodując, że odskakiwaliśmy na bok.
Ręce i nogi chyba mi odmarzły, a mój nos dosłownie był soplem lodu.
Jedna z ciężarówek zatrzymała się kilkanaście metrów przed nami, na początku myślałem, że kolejny kierowca robi sobie z nas jaja, ale na szczęście się pomyliłem. Wyszedł z niej wysoki facet w okularach przeciwsłonecznych, miał na sobie lekko przetarte dżinsy i skórzana kurtkę(taak symbol motocyklistów i kierowców ciężarówek).
-Wo gehst du hin?*- zapytał.
-Yyyy…- mruknąłem nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.
-Przerhaszam, jestem niemcem- powiedział- dokąd jedziecie?
-Pensacola beach, podrzuci na span?
-Shybko, wsiadajcie, bo mi zimno.- oznajmił.
Wpakowaliśmy się do tira… w środku był większy niż się wydawało z zewnątrz. Amerykańskie ciężarówki mają to do siebie, że oprócz dwóch przednich siedzeń, mają jeszcze łóżko, toaletę i mini kuchnię na tyle. No skoro ci kierowcy muszą przemierzać całe USA wzdłuż i w szerz, to muszą gdzieś spać.
Wydaje mi się, że mamy „tydzień dobroci dla herosa”. Jak to możliwe, że zawsze, gdy tego potrzebujemy znajdzie się jakiś transport… Nie żebym narzekał, ale jest to trochę dziwne… Może to zasługa tego, że jestem wnukiem Boga, który patronuje wszystkiemu, co porusza się po ulicach.
-W Stanach widziałem już różne dziwne rzeczy, w sumie to jest naprawdę dziwny kraj, ale dzieci podróżujące w zimie poboczem autostrady.. nowość, chyba zapisze to sobie w notatniku- powiedział kierowca tym razem bez problemów z wymową – Po co chcecie jechać do Pensacola? Przecież tam zimą nie ma nic ciekawego, wszystkie plaże zamknięte.
-Musimy tam coś załatwić- mruknąłem- jak panu na imię?
-Hans- odpowiedział.
-Ja jestem Max, to jest John, a to Charlotta.- powiedziałem.
-Charlotta? Ładne imię… moja szefowa też się tak nazywa… straszna kobieta-oznajmił- czasem ma zastrzeżenia do mojej pracy, zanim jeszcze zdążę zacząć pracę.
-Zupełnie jak nauczyciele- powiedziałem- jest przerwa, a oni już się czepiają.
-No dokładnie.- odpowiedział.
Zerknąłem do tyłu, John i Charlotta siedzieli na łóżku i rozmawiali między sobą. Wygodnie oparłem się o siedzenie i zamknąłem oczy…
** **
Zobaczyłem błękitne wody oceanu, jaki on jest piękny zimą! Tak czystej wody już dawno nie widziałem… No tak, w Nowym Jorku są dwie rzeki, jedna bardziej brudna od drugiej, East River i Hudston. Od razu wybijcie sobie z głowy pomysł kąpania się w nich, oprócz śmieci i ścieków można tam też znaleźć odpady radioaktywne i zmutowane ryby… takie z trzema oczami i dwoma ogonami.
Wracając do snu. Oprócz tej błękitnej wody , centralnie przede mną stała jakaś zrujnowana świątynia… coś na kształt tego o czym mówił mi John, taka pięć razy mniejsza kopia Partenonu , w dodatku w podobnym stanie. Też trochę podburzona, tyle, że prowadziła do niej kilkumetrowa dróżka, zbudowana z oddzielonych od siebie wyszlifowanych i kolorowych kamieni. Śmiertelnicy przechadzający się po plaży nie zwracali na tę budowle uwagi. Może mgła powodowała, że widzieli drewniany domek… albo w ogóle jej nie widzieli.
Chwilę potem sen przeniósł mnie ośrodka świątyni. Z tej strony raczej nie była podobna do Partenonu. Znajdowały się tam posągi Posejdona i wyrzeźbione na ścianie scenki z jego życia. W centralnym punkcie stała fontanna z posągiem konika morskiego, który wypluwałby wodę, gdyby fontanna działała,
Obraz zaczął się rozmazywać… Znowu mnie budzą.
-Ała!- krzyknąłem, gdy ktoś mnie spoliczkował.
Szybko otworzyłem oczy.
-Gdzie jesteśmy?- spytałem.
-Już na miejscu- odpowiedział John.
Wyszedłem z ciężarówki i znowu odczułem przeszywające na wylot zimne powietrze. Podziękowaliśmy kierowcy i ruszyliśmy w swoją stronę. Przynajmniej wiedzieliśmy, czego mamy szukać: zrujnowana świątynia na plaży… jest jeden problem. Ta plaża jest ogromna!
Odwróciłem się do Charlotty.
-Mogę się przytulić?- zapytałem.
Spojrzała na mnie.
-Chyba zwariowałeś, mózg ci zamarzł?
-Pytam, bo mi zimno- mruknąłem.
-Uhhh, no dobra.
Położyłem jej rękę na biodrze.
-Centymetr niżej i nie żyjesz.- zagroziła, a jej gróźb trzeba się bać.
Cieplej mi się raczej nie zrobiło, ale było przyjemnie. Taaa, dopiąłem swego.
Szliśmy chodnikiem, miasto nawet zimą było piękne, widać, że nie tylko plaże przyciągają turystów. Wielogwiazdkowe hotele przyciągały uwagę. Przechodząc obok dobrych restauracji można było poczuć zapach przepysznych potraw, a przechodząc obok McDonalda czuć było olejem… W końcu dotarliśmy do plaży.
-Czego my dokładnie szukamy chłopaki?- zapytała Charlotta.
Rozejrzałem się dookoła.
-Tego!- wskazałem na świątynie z mojego snu, znajdującą się kilkadziesiąt metrów przed nami.
-Dobra… Max, możesz mnie już puścić wiesz?
-Wiem.- mruknąłem.
-To puść.- powiedziała.
-Yyy ok.
Zaśmiałem się, Charlott również zaczęła chichotać.
-Z czego się śmiejecie?- zapytał zdziwiony John.
-A nie, nic takiego. Chodźmy już.- powiedziałem.
** **
Weszliśmy do świątyni, w połowie mokrzy… a raczej zamarznięci, ponieważ każdy przynajmniej raz spadł z tej śliskiej pseudodrogi.
Zaczęliśmy rozglądać się po ścianach, po płytkach na podłodzie. Przejrzeliśmy wszystkie freski, Charlotta przeczytała pismo starogreckie na ścianach…, Ale i tak nic nie znaleźliśmy.
-Hej tu nic nie ma… – mruknął John.
-Sprawdźmy jeszcze posągi, może jest tu jakiś przycisk albo coś…- oznajmiłem i spojrzałem na Charlottę, która właśnie „badała” fontannę.
-Pięknie wyrzeźbiona- powiedziała- inaczej niż wszystko inne tutaj.
-Jak to inaczej?- zapytałem.
-Zobacz na styl tego posągu i tej fontanny. Tutaj widać wyraźnie, że robił to inny artysta… a może… patrz!- krzyknęła.
Podbiegłem do niej jak najszybciej, a ona wskazała palcem na grecki napis, znajdujący się na brzuchu rzeźby konika morskiego. Było tam napisane „Atlant”… czyli imię mojego miecza. Poniżej napisu był otwór, taki jak na pieniądze w automacie od coca coli, tyle, że trochę szerszy.
-Włóż tu Atlanta- powiedziała Charlotta.
-Mam dźgnąć tę rzeźbę w brzuch? –spytałem.
-Nie wygłupiaj się- oznajmiła.
Włożyłem ostrze mojego miecza w otwór… i nic się nie stało.
-No i co teraz?
-Może przekręć?- zaproponował John.
Zrobiłem jak kazał. Usłyszałem dźwięk mechanizmów, bardzo starych urządzeń… Zaczęliśmy się rozglądać po sali, bo z każdej strony zaczęły dochodzić dziwne dźwięki. Wyjąłem Atlanta z otworu i trzymałem go w gotowości. Nagle posąg konika morskiego się rozpadł, a w miejscu gdzie powinna się zbierać woda pojawił się zielony wir. Spojrzałem niepewnie na moich towarzyszy.
-Nie ma już odwrotu, nie?- mruknąłem i wskoczyłem do wiru…
A potem już tylko ciemność…
*Dokąd jedziecie?
Podobało się? Podobało się? 😀
Nie ma to jak superfajne opko na początek dnia ;* Wartka akcja i ciekawi bohaterowie a przy okazji szczypta humoru. Charlottę lubię, bo ma niemal takie same reakcje jak ja. Popieram!
Zakończyłeś opko w najciekawszym momencie, więc czekam na dalszy ciąg, bo jak nie… przyjadę do Ciebie z moją armią Amazonek i będzie koniec 😛
Ciocia Lia ;*
Już piszę następną część;*
Jasne, że się podobało! Bardzo fajne. Szybko wrzucaj CD 😉
Czytałam już heheh i wiesz co Ci mówiłam!! Masz pisać dalej bo inaczej Cię znajdę i zabije (wiem gdzie mieszkasz mój drogi)
Musiałeś skończyć w najciekawszym momencie dlatego Cię nienawidze ;___; tyle przegrać. A więc pisz Dalej JASNE?!?!? <3
D-Dobra Nyxiu kochana 😀 (mam się bać? Ona wie gdzie mieszkam xd)
Kocham to <3
Błędów, mimo że szukałam, nie znalazłam :). Uwielbiam ten Twój styl pisania.
Pozdrawiam
Siostrzyczka
Super 😀
Będzie hejt.
Na początku miałam podjarę, że dobrze zapisujesz dialog. Cóż, tak było na początku, bo potem było źle.
Narodowości pisze się dużą literą! Niemiec, Polak, Rosjanin- dużą literą, jasna cholera. Już na skajpaju Nyx mówiła o „taxówce”, więc czemuś tego nie poprawił. Do tego od kiedy McDonald PACHNIE olejem? On śmierdzi, a fe .
No dobra, żeby nie było, że jestem śpiąca i dlatego jestem chamska, wymienię plusy:
-mniej błędów interpunkcyjnych (jestem pod wrażeniem, były z trzy błędy na całe opowiadanie)
-zdania nie są długie i nawiązują do siebie (czyżby ktoś Ci betował opowiadanie?)
-był romans, więc miałam czym się jarać.
No i przypomniał mi się jeden błąd, który skalał moje piękne oczy: „Może to zasługa tego, że jestem wnukiem Boga, który patronuje wszystkiemu, co porusza się po ulicach”- nie mieszaj do pogańskich fanfików Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi! W wypadku greckich bóstw, boga jako np. Eola piszemy małą literą!
Jestem zła, wiem i będzie foch za ten komentarz, ale ja idę się kąpać i potem lecę spać, bo mi mózg paruje.
Jeśli chcesz poznać odpowiedź na pytanie „podobało się?”, wyślij SMS o treści „idź spać i nie pisz durnot” pod numer 69 13 666.
Mam nadzieję, że docenisz mój wysiłek włożony w ten komentarz, bo dobrze wiesz, iż nie napiszę tylko „super”, bo to tylko strata czasu i mojego i twojego, gdyż nie masz pewności czy w ogóle przeczytałam to opowiadanie.
A teraz znowu wrócę do opowiadania- mam nadzieję, że zrobisz coś z tym fantem, iż ta podróż tak łatwo im poszła, bo ja Ci nie daruję tego, że mieli takie „szczęście”. Nic nie jest za darmo.
Dobra, pewnie jutro jak się wyśpię, to złapię się za głowę, patrząc co Ci tu powypisywałam. A więc good night i masz trzymać za mnie kciuki jutro na sprawdzianach.
Tak, dzień dobroci dla herosa to niesłychane. Za łatwo im idzie. Czuje, że coś szykujesz. Dlatego nie mogę doczekać się cd.
PS Juhu! Nareszcie przebrnęłam przez zaległości. 😀
„…czasem ma zastrzeżenia do mojej pracy, zanim jeszcze zdążę zacząć pracę.” ja bym napisała: zanim jeszcze zdążę ją zacząć
„Odwróciłem się do Charlotty.
-Mogę się przytulić?- zapytałem.
Spojrzała na mnie.
-Chyba zwariowałeś, mózg ci zamarzł?
-Pytam, bo mi zimno- mruknąłem.
-Uhhh, no dobra.
Położyłem jej rękę na biodrze.
-Centymetr niżej i nie żyjesz.- zagroziła, a jej gróźb trzeba się bać.
Cieplej mi się raczej nie zrobiło, ale było przyjemnie. Taaa, dopiąłem swego.” najlepszy moment <3 jebłąm normalnie
"-Dobra… Max, możesz mnie już puścić wiesz?
-Wiem.- mruknąłem." – hie hie hie ja i moja bujna wyobraźna do obu momentów xd
"Zaczęliśmy rozglądać się po ścianach, po płytkach na podłodzie" po ścianach i po płytkach na podłodze.
Podziwiam Maxa ze tak szybko był w pelni sił bo ja na jego miejscu poruszałabym się wolniej od ślimaka 😛
Resumując poza kilkoma szczegółami naprawdę fajne i interesujące. Bardzo niecieprliwie będę czekać na ciąg dlaszy i lepiej dla Ciebie żeby pojawiło się to jak najszybciej.
Z Bogiem i niemciem zgadzam się z Eir
I jak dla mnie mak pachnie ale frytkami a nie olejem, no ale co kto woli 😛
A i jakbyś dał więcej scenek M + C było by miło 😉
Ale ja Bogów Greckich piszę z dużej.