Witam znowu was wszystkich 😉 Mam nadzieję, że się jeszcze nie znudziłam. Błagam, nie zabijcie mnie za nie, wyszło trochę gorsze (tak mi się zdaje) niż poprzednie, pisałam je o 23, słuchając Nyan Cata po trzech kubkach kakao :D. Dedykuję je Chloris, która na razie nie miała żadnych uwag do opowiadań, Chione za trwałe śledzenie ich i innym herosom, którzy je czytają, a ich nie wymieniłam (sorki 😀 ). Chciałam was powiadomić o pewnym tzw. „chochliku literackim”. Percy’ego rośliny nie przywiązały do tego samego drzewa co Leo, tylko „przyszpiliły” do ściany. Proszę, spróbujcie to sobie wyobrazić. To tyle, zapraszam do czytania !
Annabeth była zła. Nigdy nie lubiła rozstawać się z Percym, szczególnie po tych okropnych miesiącach bez niego, przepełnionych strachem i smutkiem. Leo zbudował maszynę do teleportacji – małe urządzenie, przypominające komórkę, o które tak go męczyła. I co? Teraz nie ma w Obozie ani Percy’ego ani Leo. Córka Ateny nerwowo chodziła od ściany do ściany pracowni, jak to miała w zwyczaju kiedy zastanawiała się nad czymś. W tym przypadku było to odszukanie lub uratowanie przyjaciół. Przypominała sobie, co powiedział tuż przed zniknięciem.”Zaraz do ciebie wrócę, nie martw się”. Po czym nastąpił na niebieską perłę i znikł w obłokach pary. Ale mijała już trzecia godzina. Annabeth myślała nad możliwymi sposobami pojawienia się tam, gdzie jej chłopak. Zastanawiała się nawet nad pożyczeniem Ariona od Hazel, ale jednak nie zdecydowała się na ten pomysł – w końcu nigdy nawet nie jeździła konno. Nagle usłyszała głośny, przeciągły dźwięk z konchy. „Kłopoty” – pomyślała.
Córka Ateny szybko wybiegła z pracowni Leo i wyciągnęła swój sztylet. Czuła drżenie ziemi, jakby coś ciężkiego w krótkich odstępach czasu uderzało w nią. Chejron wybiegł, a raczej pogalopował i zawołał wszystkie domki po kolei. Annabeth szybko podbiegła do niego.
-Co się dzieje? – zapytała szeptem, zbliżając się do opiekuna.-Powiedz szybko, zanim inni herosi się pojawią – wiedziała, że trener zdradzi jej więcej niż jakiemukolwiek innemu herosowi.
Chejron zmarszczył brwi, jak miał w zwyczaju. Pogładził ręką brodę i zaczął mówić.
-Potwory się zbliżają, mam nadzieję, że też to czujesz. Wykryły jakieś elektryczne urządzenie o dużej mocy. Nie wiem dokładnie, jak to możliwe, przecież nie mamy tutaj żadnych komórek czy telewizorów – zasępił się. – Musimy się dobrze przygotować.
-Ale przecież mamy barierę ochronną! Jak to możliwe..- Urwała, ponieważ inni herosi właśnie przybiegli. Ich opiekun zaczął swoją mowę, ale Annabeth już go nie słuchała. Zobaczyła głowy potworów, wyglądających spośród drzew. Nie natarły pierwsze, one były czarnymi pionkami w grze w szachy. Córka Ateny klepnęła trenera w ramię, ale ten nie zwrócił na to uwagi.
-Trenerze…- Powtórzyła atak. Ten wciąż nie reagował – Trenerze!
-Słucham cię – odpowiedział odrobinę zdenerwowany. – Co takiego ważnego masz nam do powiedzenia?
– Potwory już na nas czekają. Herosi, do boju! – krzyknęła, a wszyscy wyjęli swoje miecze, sztylety i tarcze. Bitwa się zaczęła.
Annabeth podbiegła do pierwszego „pionka” jakiego zobaczyła – chimery. Ta popatrzyła na nią swoją dużą głową lwa. Zniecierpliwiony, wężowy ogon pacnął o ziemię, a kopyto grzebało ziemi. Zniżyła głowę i podniosła tułów do skoku. Wyskoczyła w stronę córki Ateny, ale ta zrobiła unik, odwróciła się i wbiła sztylet w bok potwora. Ten zawył z bólu i złości, ale nie zamienił się w pył. Szybko podniósł swój długi, gruby ogon i zacisnął go na szyi Annabeth. Pisnęła a sztylet wyleciał jej z ręki. Wierzgała, kopała, ale to nic nie dawało. Miała nadzieję, że ktoś ją zauważy i pomoże jej, ale szanse były nikłe. Każdy zawzięcie walczył i nie zwracał uwagi na nic innego. Więc tak ma umrzeć? Świetnie. Sama, sina z podłużnym odciskiem na szyi. Z każdą chwilą słabła, a z każdym wydechem ogon węża zaciskał się mocniej. Ostatkiem sił uderzyła chimerę łokciem, ale ta tylko na chwilę osłabiła zacisk. Widziała czarne plamki przed oczami. Poczuła niewyobrażalny smutek i żal. Już nigdy nie zobaczy Percy’ego. Już nigdy nie będą razem chodzić na spacery, kąpać się w jeziorze i wychodzić suchym albo mokrym, oni decydowali. Już nigdy nie poczuje jego słonych ust, zapachu morza. Już nigdy się nie spotkają, nie zobaczy tych czarnych, zwykle mokrych włosów i siwego pasemka, które powstało, kiedy dźwigał sklepienie niebios. Nagle, jakby w oddali usłyszała słowa
– Już nigdy więcej… – uścisk zelżał, Annabeth padła na ziemię.
Percy
Percy nigdy wcześniej nie czuł się tak bezużyteczny. Razem z Leo siedział przywiązany do drzewa w schronieniu jakiejś Afrykanki. I to najwyraźniej chorej psychicznie Afrykanki. Ta siedziała na czerwonej macie, oglądając przedmioty z ich kieszeni. Parę kulek, długopis, złote drachmy, czekoladowy batonik i papierek po gumie do żucia. No i parę pereł od ojca. Gdy dziewczyna dotknęła jednej z nich, jej oczy zabłyszczały. Włożyła ją do kuferka stojącego pod ścianą i wyjęła swój sztylet. Podeszła do syna Posejdona.
– Przesłuchiwałam już latynoska, teraz twoja kolej. – powiedziała czarnoskóra przez zaciśnięte zęby, podtykając swoją broń do szyi Percy’ego. – Gadaj, skąd jesteś i jak się tu znalazłeś.
-Nie – odpowiedział syn Posejdona z sarkastycznym uśmiechem.
-Nie? – Afrykanka włożyła swój sztylet za pas, po czym wstała. Położyła swoje ręce na biodrach i uśmiechnęła się w ten sam sposób co Percy – Dobrze. Widać zostaniecie tu dłużej niż miałam w planach. Poprawka – zostaniecie tu głodni dłużej, niż miałam w planach.
Leo zmroził Percy’ego wzrokiem. Był bez śniadania i w sumie już mu burczało w brzuchu. Liny wpijały się w jego ciało, a pot spływał po czole. Miał nadzieję, że gdy Percy zacznie walkę to pokona dziewczynę. Nie wiedział, że ma jakiekolwiek układy z roślinami. Ta wstała, powiedziała parę niezrozumiałych dla więźniów słów, po czym wyszła. Najwyraźniej znaczyło to „pilnuj ich” i było skierowane do Rashy, czarnego geparda, ponieważ ten zbliżył się do nich i obnażył kły.
Rose wyszła ze swojego schronienia. Postanowiła wrócić do polowania. Wyjęła swój sztylet i szybko pobiegła do wodopoju. Gdy już była na miejscu, wspięła się na drzewo i czekała na odpowiednią chwilę na zaczęcie ataku. Wypatrywała słabszych zwierząt, lecz na razie widziała tylko parę drzew, jezioro i piasek. Piasek – wszędzie. Czasami doprowadzało ją to do obłędu. Na jej czoło napłynęły pierwsze krople potu. Było bardzo gorąco, a liście w żaden sposób nie chroniły jej przed palącymi promieniami słońca. Czekała na antylopy, ich mięso było jej przysmakiem. Nagle poczuła przeszywający ból w czaszce, więc mocniej złapała się gałęzi, lecz upuściła swoją broń. Usłyszała ten dobrze znany głos w swojej głowie. Cichy, lecz natarczywy mówił : „Każ herosom zaprowadzić się do ich Obozu. Nie opuszczaj ich nawet na moment”. Rose zeszła z drzewa, po czym podeszła do wodopoju. Nie obchodziło ją to, że niektóre dopiero co przybyłe zwierzęta uciekają. Nabrała wody w swoją dłoń i zwilżyła czoło. Poczuła się trochę lepiej, lecz nie starczyłoby jej sił, aby dojść do schronienia. Zagwizdała najgłośniej jak umiała. Po chwili przybiegł jej gepard. Przybliżył swój pysk do jej ramienia i pokazał na swój grzbiet.
-Nie, Rasha, nie uda ci się. Po prostu bądź przy mnie.
~*~
Syn Posejdona był już bliski obłędu. Afryka była wielką pustynią. Brak jakiejkolwiek wody był koszmarem. Percy był osłabiony i senny. Tracił już nadzieję na ratunek. Próbował połączyć się myślami z Groverem jak dawniej, ale nic z tego nie wyszło. Nawet gdyby miał jakiś nóż i próbował rozciąć liny, obok leżało to wielkie kocisko. Do tego nie mógł porozumieć się z Leo. Ta czarownica co zaczarowała! Gdy syn Posejdona był bliski rozpaczy, Rasha nagle nadstawił uszu, wstał, po czym wybiegł ze schronienia dziewczyny. W Percy’ego wstąpiła nowa siła, ale wiedział, że musi się pospieszyć, ponieważ gepard wróci dość szybko. Myślał nad zebraniem potu z czoła i przepiłowaniu lin, widział to w jakimś serialu. „Nie, to nie mogli <Heroes>, to zbyt okrutne” – pomyślał syn Posejdona. Gdy miał zamiar chociaż spróbować zrealizować swój plan, zobaczył szarpiącego się syna Hefajstosa. Może chciał spalić liny? „Nie, raczej nie – pomyślał – spalił by sam siebie, a poza tym nie może przekręcić tak ręki.”
– Leo, co ty odwalasz, chłopie?
Ten wskazał głową na trzon noża wystającego z jego kieszeni. Jak to możliwe, że Afrykanka go nie zauważyła? Percy musi się go o to zapytać później.
Po paru minutach nóż wypadł z kieszeni. Najbliższą ręką Leo go złapał i przecinał liny. Miał jednak ograniczone ruchy, więc dopiero po dłuższej chwili wstał, rozciągnął się i otrzepał ubrania. Potem rozejrzał się po pokoju, zabrał swoje rzeczy z łóżka czarnoskórej i ruszył w kierunku drzwi. Percy zmroził wzrokiem syna Hefajstosa.
-Leo, ja wciąż czekam.
Valdez odwrócił się i podbiegł do syna Posejdona. Liny ustępowały powoli, ponieważ nóż był dość tępy. Percy widział zawzięcie w oczach Valdeza. W końcu ten rzucił ze złością narzędzie na drugi koniec pokoju. Rzucił synowi Posejdona ostrzegawcze spojrzenie, po czym złapał linę od strony ciała syna Posejdona, a ta zaczęła się żarzyć. W końcu rozdzieliła się na dwie części, uwalniając swojego więźnia. Leo popatrzył na Percy’ego. Ten kiwnął głową i obydwaj wybiegli ze swojego więzienia. Nie przebiegli nawet 500 metrów, kiedy usłyszeli krzyk. Krzyk nie był zły, nie był wściekły. Ten krzyk był błagalny. Percy zatrzymał się i złapał Leo za ramię.
-Zaczekajmy chwilę, teraz mamy przewagę – powiedział to, a potem zdał sobie sprawę z głupoty tych słów. Nie mieli żadnej broni, żadnych sił ani pomocy. A ona kontrolowała naturę! Valdez popatrzył na Jacksona z wzrokiem typu „czy ty sobie ze mnie żartujesz?”.
Córka Demeter podbiegła do chłopców. Najwyraźniej czuła się już lepiej. Rasha biegł za nią, lecz jej nie wyprzedzał. Percy sięgnął do kieszeni i wyjął Orkana. Był gotowy na każdy atak. Afrykanka podbiegła do chłopców i padła na kolana, łapiąc syna Posejdona za drugą dłoń. Zaczęła płakać.
– Proszę, zostańcie – łkała.- Musicie tu zostać. On mnie zabije!
Percy spojrzał zdziwiony na syna Hefajstosa. Spodziewał się ataku, gróźb czy chociaż przepędzenia, a nie próśb. Nie wiedział, co ma myśleć. Najpierw dziewczyna związała go a potem chciała go zabić. Nie mógł jej zaufać. Nawet, gdyby się starał. Jednak w głębi duszy było mu jej żal. Poniekąd wiedział, jak to jest, gdy ktoś miesza mu w głowie. Ares robił to najczęściej. Czuł jednak, że jest to inna siła, starsza, mocniejsza niż inne.
-Proszę, panie – mówiła dziewczyna.- Zrobię wszystko, co zechcesz, ale nie odchodźcie stąd.
-Jeśli chcesz, żebyśmy zostali – Percy postanowił negocjować – to odczaruj mojego przyjaciela.
Dziewczyna machnęła ręką w stronę Leo, a ten zaczął chrząkać.
-Pełny głos wróci mu za jakąś godzinę. Czy pomożecie mi teraz?
Percy zwrócił się w stronę Valdeza. Ten kiwnął głową, jednak nie od razu. Musiał się zastanowić, nawet jeśli dziewczyna mu się podobała.
-Pomożemy ci, jeśli nam powiesz, kto ma cię zabić. – Afrykanka pokręciła przecząco głową.
-Nie mogę. Wtedy zabije też was. Nie mogę … Nie tym razem…
Percy był oszołomiony. Prosiła go o pomoc, a nawet nie powiedziała jakiej pomocy potrzebuje. Wiedział, że będzie tego żałować.
-Dobrze.
-Naprawdę? – Dziewczyna się rozpromieniła, wstała i puściła rękę Percy’ego, który zaczynał czuć zażenowanie. W zamian rzuciła mu się na szyję. – Dziękuję… Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
Fajne 😀 ciekawe, kto ją kontroluje… I jak zabijesz Annabeth, to będzie z Tobą BARDZO ŹLE.
,,Ta czarownica CO zaczarowała”- chyba GO xD
opko jest super! przeczytałam już wszystkie części i od teraz będę komentować regularnie czekam na CD i jeśli zabijesz Annabeth, to Cię znajdę, przywiążę do krzesła i będziesz miała ją odzabić xD
PS mówię serio!
Nagle, jakby w oddali usłyszała słowa (na końcu powinni-eń być dwukropek ,,:”)
Wygadałaś czyją jest córką! Nawet nie było uznania! Choć przyznam, że było wiadome, iż to córeczka Demeter.. .
W sumie powiedziałam to w części trzeciej 😀 w
Świetne <3
Jednak jak Ella, oświadczam, iż masz nie ważyć się zabić Annabeth!
Nie chce mi się pisać krytyki, gdyż mam dziś lenia, więc podpiszę się pod Hestią ;).
Opko jest swietne!!! Równiez podpisuje sie pod Hestią. ;]
Opko jak zwykle superowe! Tylko jeszcze jedno:
jeśli zabijesz Ann, znajdę cię, przywiążę do torów, zabiorę jakiś pociąg i cię rozjadę!!
Więc szybko pisz dalej z żywą Ann.
groźba nr. 5 😀