Tu jest już czwarta część mojej serii. Postanowiłam zmienić tryb
opowiadania z pierwszoosobowego na wszechwiedzący, uważam, że będzie
się je lepiej czytało. A i zapomniałabym, dedykuję opowiadanie
wszystkim fankom ( i żonom, bo takie też się znalazły ) Leo oraz
herosom, którzy śledzą moje opowiadania – Elli, Neptunii,
anabeth9999, carmel, Annabeth Chase oraz Natenie. Zapraszam 😉
Leo postanowił, że już NIGDY w życiu nie będzie próbował zbudować
maszyny do teleportacji. Wszystko zaczęło się od próśb Annabeth.
Gadała mu miliony razy o korzyściach posiadania takiej maszyny,
pokazywała plany i obliczenia.Leo nie był zbyt chętny do budowy i gdy
miał już odmówić, córka Ateny powiedziała jedno, ale znienawidzone
przez syna Hefajstosa zdanie- „Ale jeśli nie dasz rady…”. Wiedziała,
jak bardzo mobilizuje go do pracy. Następnego dnia zaczął budowę. Plan
był dość skomplikowany, ale przecież dla Valdeza nie było rzeczy
niewykonalnej. Córka Ateny zapomniała jednak, że będzie to urządzenie
ELEKTRONICZNE, a potwory będą do niego lecieć jak Grover do burritos.
Natomiast Leo zapomniał, że nie stworzył drugiego punktu
teleportacyjnego i wyląduje najprawdopodobniej na jakimś kawałku lodu
obok Antarktydy lub w środku Afryki.
Dzień był bardzo słoneczny, nawet jak na lato. Większość herosów
siedziała w domkach lub wybierała się na spacery. Nikt nie myślał
nawet o ćwiczeniach. Oprócz Chejrona. Odpuścił Percy’emu wczorajszy
trening, lecz miał zamiar nadrobić go dziś, więc gdy inni drzemali w
domkach lub grali w karty, syn Posejdona ćwiczył formowanie kul z
wody. Pocieszał się, że przynajmniej nie musi stać na Arenie i walczyć
na miecze w ciężkiej zbroi i z Orkanem w ręku, który nie był okropnie
ciężki, lecz swoje ważył. Percy był w swoim żywiole – dosłownie. A
okolica była naprawdę piękna. Centaur wybrał idealne miejsce na
trening. Woda w rzece, która przepływała przez las była bardzo czysta.
Naokoło zielenił się las, z którego słychać było śpierw ptaków. Percy
nagle przypomniał sobie, że jest na treningu, więc przyjął pozycję
bojową. Gdy był już gotowy do walki, z drzew wybiegł minotaur. Percy
uformował większą kulę niż zwykle i cisnął nią w głowę potwora, który
jednak tylko cofnął się otumaniony, po czym wznowił atak . Syn
Posejdona utworzył naraz wiele kul i podniósł ręce. Gdy zacisnął je w
pięści, wszystkie zamieniły się w lód. Potem pchnął nimi w minotaura,
który przewrócił się i zamienił w złoty pył. 1:0 dla Percy’ego.
Po dwudziestu potworach Chejron ogłosił koniec ćwiczeń. Syn Posejdona
zawlókł się do pokoju i padł zmęczony na łóżko. Nie przeszkadzały mu
mokre ubrania, wręcz przeciwnie. Woda zawsze go wzmacniała, ale po
tylu potworach nawet nie czuł jej zbawiennego wpływu. Jackson zamknął
oczy i od razu zasnął. Nie minęły dwie minuty, kiedy ktoś zapukał.
– Percy, to ja! – zawołał głos.
– Otwarte! – Odpowiedział sennym głosem syn Posejdona. Jego pokój
zawsze był otwarty. Percy nie bał się o swoje rzeczy od kiedy Domek
Hermesa , a w szczególności bracia Hood zobaczyli w jaką furię wpadł,
kiedy zabrali mu róg minotaura. Drzwi się otworzyły, a do domku weszła
Annabeth.
– Widziałam jak wracasz z treningu. – zaczęła – Ciężko było?
– Nie pytaj. – Percy już się rozbudził i usiadł na łóżku. Włosy miał
posklejane od potu, a jego oczy były podkrążone, ale uśmiechnął się,
kiedy zobaczył swoją dziewczynę. – A ty, co masz zamiar robić teraz?
– Iść z Tobą do Leo.
– Co? Ale po co? Nie możemy zostać tutaj? – Przez „zostać tutaj” syn
Posejdona rozumiał „spać”.
– Nie pamiętasz? Mówiłam Ci o tym. – córka Ateny zdziwiła się . –
Nieważne. Poprosiłam go, aby zbudował maszynę do teleportacji.
– Tylko jedną? Ale przecież musiał zbudować też drugą, żeby mieć się
gdzie teleportować, co nie?
Annabeth pacnęła się w czoło.
– Nie mów, że o tym zapomniałaś. – Percy się roześmiał. – Przecież w
takim wypadku wylądowałby w …
– Środku Afryki – dokończyła Annabeth. Obydwoje spoważnieli i wybiegli
z pokoju. Nie mogli mieć pewności, ale zwykle tam trafiali zaginieni
herosi, np. Malcolm, syn Hermesa, który próbował wykorzystać tęczę
Iris jako sposobu podróży.
Jednak w pracowni nie znaleźli niczego, nawet maszyny do teleportacji.
-„Pewnie zniknęła z nim” – pomyślała Annabeth.
– No to klops. – Podsumował Percy.
Leo
Leo przypomniał sobie o stworzeniu drugiego punktu
teleportacyjnego, w momencie, kiedy wylądował na tyłku gdzieś w
Afryce. Wstał, rozejrzał się i pierwszą rzeczą jaką zobaczył, była
pewna Afrykanka. Była młoda, miała pewnie tyle samo lat co Leo –
szesnaście. Największą uwagę przykuwały jej oczy – były
jasno-zielone, prawie białe. Stała w ręku ze sztyletem z kości, a za
nią czaił się czarny gepard. Leo postanowił, że miło się uśmiechnie i
zagada, mając nadzieję, że jego nowy tłumacz zadziała. Dostał go dwa
tygodnie temu i miał nadzieję, że w ustawieniach była opcja
rozpoznawania języka mówionego. Wyciągnął go z kieszeni i poszukał
chwilę potrzebnej opcji w ustawieniach. Tak! Była tam. Leo schował
swój prezent do kieszeni, wyciągnął rękę i się przedstawił.
– Witaj, piękna niez.. – Wtedy leżał już na ziemi. Jaką ta dziewczyna
miała siłę!
Syn Hefajstosa obudził się przywiązany do drzewa. Spróbował się
oswobodzić, lecz nie mógł. Więzy były zbyt silne.
– Nawet nie próbuj. – wysyczała Afrykanka. – Teraz jesteś moją
zdobyczą i jeśli nie będziesz się słuchał, Rasha będzie miał obfitszy
obiad, niż zwykle.- Leo zacisnął wargi i przytaknął głową. Nie
przepadał, za pełnieniem roli przekąski dla geparda. -Ale zanim Cię
zabiję, powiedz mi dlaczego wtargnąłeś na mój teren.-Wstała z podłogi
i podłożyła swój sztylet pod gardło syna Hefajstosa. Ten rozejrzał się
po pokoju, mając nadzieję, że nie będzie on ostatnim widokiem w jego
życiu. Był pod jakąś jaskinią z liści, błota i drzew. Przy ścianie
leżał czerwony koc, a na nim zawiniątko, którego pilnował gepard. Leo
przełknął ślinę i zaczął mówić :
– Więc byłem w Obozie Herosów. Heros – zaczął szybko tłumaczyć – to
dziecko olimpijskiego boga, na przykład Hefajstosa, jak w moim
przypadku …
– KŁAMIESZ!- podniosła swój sztylet wyżej. Wiedziała jednak, że mówi
prawdę. Sięgnęła pamięcią do swoich najdalszych wspomnień. Jej
matka… Przytulała ją, przewijała, uczyła chodzić, mówić. A potem
wyrzuciła, jak niechcianą zabawkę. Rose nie cierpiała jej, a
jednocześnie tak tęskniła. Do jej oczu napłynęły łzy. Otarła je szybko
wolną ręką.- Jeśli jeszcze raz zdarzy Ci się taka wpadka…
– Dobrze, dobrze. Udało mi się stworzyć maszynę do teleportacji, wiesz
co to znaczy?
Rose kiwnęła głową. Wiedziała więcej, niż ktokolwiek mógłby wiedzieć.
Każdy jej zmysł był wyostrzony, czuła najmniejszą zmianę w ciele tego
chłopaka, jego przyśpieszone bicie serca, pot spływający po czole.
Czuła nawet jego strach. Była przecież córką natury, czuła ją całym
sercem.
– I przez przypadek znalazłem się tutaj, naprawdę!
– Przez przypadek znalazłeś moje święte miejsce?! Przez przypadek
wtargnąłeś do mojego mieszkania?!
– To ty przecież zaniosłaś mnie do swojego dom.. – rozejrzał się – do
swojego schronienia i związałaś!
Rose czuła podziw. Mógł zginąć w każdej chwili, a i tak bronił
swojego zdania. Rasha obnażył swoje kły, słysząc krzyk. W tym momencie
do domu Afrykanki wbiegł wysoki, czarnowłosy chłopak. – Nie tym razem,
dzikusko. – Powiedział i wyciągnął swój długopis, który po chwili
zamienił się w miecz. Gepard szykował się do skoku, ale Rose kazała
zwierzęciu się zatrzymać. Leo kręcił głową, lecz nie mógł nic
powiedzieć. Otwierał usta, formował słowa, lecz jego gardło nie
wypuszczało żadnego dźwięku. Czyżby został zaczarowany? Czarnowłosy
chłopak nie miał zamiaru zostawić swojego przyjaciela. Gdy pchnął
mieczem w stronę dziewczyny, ta uskoczyła i przywołała całą swoją
magię. Pomyślała o zielonych pędach roślin, które kiełkują powoli w
słońcu. Pomyślała o deszczu, którego tak dawno nie widziała.
Wyobrażała sobie każdy owoc, każdy kwiat. Kazała pędom opleść nogi
chłopaka i przywiązać go do drzewa. Po chwili obydwaj chłopcy byli
przywiązani do tego samego drzewa.
-Widzę, że jestem w mniejszości, ale i tak wygrałam. – córka Demeter
schyliła się do kieszeni czarnowłosego chłopaka i spojrzała w oczy.
Ich spojrzenia się spotkały. Miał niesamowicie niebieskie oczy, niczym
woda. „Ocean” pomyślała Rose. Potem sięgnęła do ręki chłopaka i
zabrała mu miecz. Potem sięgnęła do kieszeni Leo i wyjęła parę śrubek,
kulki i coś, co wyglądało na kalkulator, tyle, że miało napis
„Tłumacz” na odwrocie. – Ułóżcie się wygodnie, ponieważ zostaniecie tu
bardzo, ale to bardzo długo. – Rose uśmiechnęła się szyderczo, widząc
przerażenie w oczach zdobyczy. Nareszcie kolejne linijki przepowiedni
się spełniły :
„dwie zdobycze zostaną pojmane
gdy świat pastwą snu wreszcie zostanie
jedno ocean i morze każde zna
drugie skład każdej maszyny pozna
gdy spotkają się energia i roślina
jedno za drugie życie swe odda”
Fajne opowiadanie, dobrze się czyta, pamiętaj o przecinkach i opisz bardziej tą dziewczynę z kąta widzenia Leona.
Nie wiem co się stało z Annabeth, jeśli Percy był razem z nią. ??
No, idzie ci coraz lepiej, ale nie wiem, czy ten pomysł z opowiadaniem „wszechwiedzącym”, czy to był dobry pomysł. Nie można od tak, zmieniać czasu ani rodzaju. Mogłabyś zostać w tamtym i postarać, opisać to tak samo dobrze. Opisy ci wychodzą naprawdę dobrze.
No, to tyle z mojej strony, czekam na CD, mam nadzieję, że weźmiesz moje uwagi do serca ^^ .
A okolica była naprawdę piękna. – Natomiast okolica była naprawdę piękna.
Sorry, ale przez panią od polaka jestem wyczulona na zadania rozpoczynające się przez ,,A”. To spójnik i on spaja dwa zdania, więc nie można nim go rozpoczynać. Opko jest świetne. Najprawdopodobniej Ann została po drugiej stronie, tak? Kiedy ktoś wchodzi do teleportu to nie powinnaś pisać dopiero jak wyskakuje z drugiej strony tylko jak wchodzi. Wtedy byśmy dokładnie wiedzieli co z Ann, moglibyśmy poznać uczucie kiedy teleport ciebie wciąga… . W następnej części spodziewam się najazdu na obóz. Do prądu potwory lecą jak ćmy do światła. Wielkie dzięki za dedyke ^^
Fajne 😀 ale blędów mi się już nie chce szukać 😛
może żadnych nie ma 😀
może 😀
Uczysz się, uczysz, Melia. To jest jeszcze lepsze od poprzednich części. I wiesz co? Doczepię się tylko formatu, kilku zaginionych przecinków, tego „A” na początku zdania i… to tyle :D.
Superaśne!!!!!!
Super :3
O rany, co dalej? Co dalej?! Super część i ta przepowiednia WOW.
I dzięki za dedyczke (na pewno na nią zasłużyłam).
Dziękuję za dedyczkę (żona Leo). Fajnie się czyta i chyba zgarnęłaś z mojej głowy pomysł o złowieszczym kocie. Tylko ja nie wpadłabym na takie fajne imię „Rasha”
Jakieś tam powtórzenie złapałam, ale ogólnie przyjemnie się czyta. Czekamy na cd!
Świetne, z każdą częścią jest coraz lepiej 😉 Ale muszę się doczepić do tego, że Percy został tak łatwo pojmany. Żadnych innych uwag nie mam ;P