Witam, to znowu ja Melia i na początek mam trzy wiadomości
1 – Cała historia dzieje się w Obozie Herosów, ale są tam też herosi z Obozu Jupiter, mam nadzieję, że nie będzie to zbyt psuło opowiadania.
2 – Tym razem nie zapomniałam – dedykuję to opowiadanie Chione, która zapoznała mnie z tą stroną i zaraziła uwielbieniem do książek Ricka Riordana i Neptunii – siostrze 😉
(Punkt 3 ninja – przepraszam za wszystkie błędy, które mogą wystąpić mimo, mam nadzieję, że w końcu ich nie będzie)
Percy
Nigdy w życiu nie sądziłem, że zobaczę coś takiego. A chciałbym zrobić to drugi raz. Poszedłem do jadalni, spodziewając się ujrzeć to, co zwykle – Jeremiasza podjadającego ciastka z ambrozją (jak to możliwe, że zjadł ich tyle i jeszcze nie spłonął?!), stolik Ateny, który przeniósł swoje plany na stolik, ponieważ w pokoju nie było już miejsca ani dziewczyn z pokoju Afrodyty i paru herosów – to co zwykle. Jednak dość sporo się przeliczyłem. Przy bocznych ścianach stały dwie pomarańczowe sofy a za każdą z nich stali satyrowie. Nagle usłyszałem głos, jakby znajomy.
-NIE STOSUJE SIĘ PRZEMOCY NA UCZNIACH! – krzyknął jeden satyr z brązowymi kędzierzawymi włosami. Chwila, czy to był Grover?!
-BZDURA, TE LENIWE CHŁYSTKI ZASŁUGUJĄ NA TO!-Odpowiedział drugi, niższy i starszy, rzucając brukselką w przeciwną sofę. No nie, to nie może być trener Hedge! Pacnąłem się w czoło, wiedząc w co się zaraz wpakuję. Podbiegłem do Grovera i schyliłem się.
-Stary, o co chodzi? I dlaczego bijecie się na brukselki, a nie na … w sumie to kontynuujcie.
-Ten stary, mały, śmierdzący Hegde zaczął swój wykład o jakby on to powiedział „świetnej metody zachęcania uczniów do nauki i ćwiczenia sztuk walki”, na co odpowiedziałem mu brukselką. A raczej rzuceniem brukselką w twarz. Za to on oddał mi kijem w głowę. – powiedział wskazując na fioletowy siniak na czubku głowy.
-Ale po co to zrobiłeś? Kiedy stali w kolejce po mózg ty chyba stałeś po włochate nogi.
-Bo z satyrami się nie dyskutuje! A teraz PADNIJ!
-Percy, biegasz z nas najszybciej, więc pobiegniesz do kuchni po zapasy. – powiedział wskazując na swoich towarzyszy, w tym wypadku – żołnierzy, obydwaj byli szatynami, jak większość kozłonogów. Grover miał takie szczęście i jednocześnie pecha, że był rudy. Można go było rozróżnić najłatwiej od innych, a minusem było to, że był rudy (pozdrawiam z góry wszystkich rudych :D). Co miałem zrobić, złapałem ostatnie zielone świństwo, rzuciłem w trenera i pobiegłem do piwnicy. Było to małe, drewniane pomieszczenie. Wszędzie poustawiane były warzywa i owoce, ale w sumie niepotrzebnie, bo i tak każdy talerz był magiczny. Najprawdopodobniej były wystawione do sprzedaży. Złapałem worek, który stał najbliżej i pobiegłem na górę. Jeden z przyjaciół satyra miał zieloną papkę na twarzy, a trener Hedge miał brudną koszulkę.
-Tu jest amunicja, – powiedziałem z kamiennym wyrazem twarzy.
-Dzielnie się spisałeś, synu Posejdona. – odpowiedział głównodowodzący akcji.-A teraz idź, dzielnie służyć ojczyźnie.
Wybuchnęliśmy śmiechem, ale w tym momencie dostałem brukselką w twarz.
-1:0 dla mnie, próbujcie dalej. – krzyknął trener. Wstałem, gdy nagle w drzwiach stanęła Annabeth. Miała twarz umazaną czerwonym lakierem, włosy wychodzące z kucyka i podarte ubranie. Wszyscy zamarli patrząc na nią.
-Annabeth! – podszedłem do niej z otwartymi ramionami. – Co tam u Ciebie, co się stało?
Niestety, nie udało mi się do niej podejść, bo wyciągnęła rękę przed siebie, wykonując gest STOP.
-Nie dzisiaj skarbie, mogłabym Ci coś jeszcze zrobić.-Uśmiechnęła się szelmowsko.
-To może czekolada? – zapytałem się ze sztucznym uśmiechem, to była moja ostatnia szansa przeżycia, niczym koło ratunkowe, kciuk u Cezara podczas bitwy gladiatorów.
-Dobry pomysł, idziemy!
Grover dopiero co ocknął się z szoku. Wziąłem Annabeth pod rękę i zaczęliśmy iść, ale kiedy tylko przestała na mnie patrzeć, odwróciłem się do kozłonoga. On uśmiechał się z politowaniem, a jego koledzy przejeżdżali dłońmi po szyi. To był mój koniec.
Melia
druga część lepsza od pierwszej 😀
Tylko tak dalej!
^^
Fajne
Dzięki za dedykację
Wojna na brukselki? Jestem na tak! A opko mi się podoba, choć mogło być dłuższe.
Super! Z satyrami sie nie dyskutuje xD
Super!! Lepsze trochę od poprzedniej części. A wojna na brukselki – the best<33!!
O wiele lepsze od poprzedniej części :D. I dłuższe!
Znalazło się trochę powtórzeń, kilka zaginionych przecinków… Ale chrzanić to! Mam tylko jeszcze dwie uwagi:
– Nie stawiasz spacji po myślnikach czasami.
– „Poszedłem do jadalni, spodziewając się ujrzeć to, co zwykle – Jeremiasza podjadającego ciastka z ambrozją (jak to możliwe, że zjadł ich tyle i jeszcze nie spłonął?!), stolik Ateny, który przeniósł swoje plany na stolik, ponieważ w pokoju nie było już miejsca ani dziewczyn z pokoju Afrodyty i paru herosów – to co zwykle.”
To zdanie trochę nie ma sensu… Poza tym mogłoby być przedzielone na dwa zdania, wtedy lepiej by wyglądało ;).
Ale tak poza tym, opko jest cudne! 😛
Aha i muszę się jeszcze czegoś czepnąć! Grover nie miał rudych włosów. A poza tym nie stawia się emotikonów w tekście :P.
Dziękuję Ci bardzo za dedykację i naprawdę przepraszam, za czepianie się ;).
jesteś okrutna 😀
Wiem ^^
Opko super, pisz dalej!
Brukselki są okropne! Ja bym wolała dostać kijem po głowie niż brukselką! Super pomysł na opko!!!