Kolejna nudna część, którą przeczyta tylko kilka osób. Dedykacja dla wszystkich, którzy to czytają ;). Mam nadzieję, że jednak się komuś spodoba.
Sol
-Sol!!!-niewiem co chiałam mu zrobić. Przytulić czy nigdy się do niego nie odezwać. Widać było, że on też ma mieszane uczucia. Kręcone włosy miał ubrudzone czarną mazią, która była też na jego policzku i ubraniu, czyli pomarańczowym podkoszulku z napisem camp half blood, jeansach, i pasku
z kieszeniami wypchanymi narzędziami. Rysy twarzy miał takie jak zapamiętałam-nadal lekko dziecinne. Mały nos, wąskie usta, i te oczy. Bystre, szalone, głębokie, orzechowe. Byłam ciekawa czy nadal jest takim dowcipnisiem umiejącym wyjść z każdej opresji. Spojrzałam przez jego ramię na pracownie, z której wyszedł i przez dłuższą chwilę zapomniałam jak się oddycha. Wiedziałam, że mógł skonstruować dosłownie wszystko jeśli miałby odpowiednie narzędzia, ale przyznaję, że plany greckiego okrętu wojennego, ba nawet jego szkielet robiły niemałe wrażenie, szczegulnie jak spojrzało się na ich autora. Zobaczyłam inne, mniejsze maszyn i sterty rysunków, kiedy Pachniał jak ogień, ale w przyjemny sposób. Odwzajemniłam uścisk zadowolona, że to on zrobił pierwszy ruch. Zapewne gdyby czegoś nie postanowił stalibyśmy tak do rana.
-Tęskniłem za tobą- wyszeptał mi do ucha, a do moich oczu napłynęły łzy. Wiedziałam, że on to zrozumie. Po chwili, kiedy troche opanowałam wzruszenie wyszeptałam.
-Nawet nie wiesz jak mi ciebie brakowało-znowu zaczęłam płakać, tylko tym razem otwarcie. Oderwałam się od niego, usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach. Moje ciało opanowały drgawki. Już wiedziałam, że potrchwa to długo. Po chwili poczułam jak mnie obejmuje. Po zdziwieniu i wzruszeniu kontrole nademną przeją gniew. Jak on mógł tak poprostu udawać, że nic się nie stało? Poderwałam się z ziemi, a on odrazu się odsunął. Uśmiechnęłam się w duchu. Tylko on mógł wiedzieć co zamierzam zrobić. Otworzyłam usta z zamiarem nawrzeszczenia na niego, ale Leo okazał się szybszy.
-Zanim nazwiesz mnie świnią, debilem, idiotą czy co ci tam jeszcze przyjdzie do głowy posłuchaj mojego wytłumaczenia-zamarłam. Tak naprawdę nie mam pojęcia jakbym go nazwał, ale dzięki moim zdolnością improwizacji byłoby to coś typu śmierdzący bananie. Widząc, że moje zaskoczenie przemija zaczął się tłumaczyć.
-Odeszłem, bo myślałem, że nie żyjesz. A poza tym to Hera przeniosła mnie do innego kraju. Nieważne jakbym chciał wrócić, nie mógłbym. Obiecuję, że już nigdy się na mnie nie zawiedziesz-Uniósł w górę prawą rękę, a lewą położył na piersi. Nie wytrzymałam kto jak kto, ale on wiedział, że tego nie znoszę. Spoliczkowałam go najmocniej jak umiałam. Jego miny nie da się dokładnie opisać, ale wyglądało to naprawdę strasznie śmiesznie. Zapewne gdyby ktoś został zmuszony do biegania po gorących węglach, goniony przez stado os i wściekłął teściową, w pobliżu koncertu jakiegoś beztaleńcia do potęgi, najlepiej Justina Biebera to miałby podobnął minę.
-Za co-zaczął wrzeszczeć.-Jak ty mnie..-nie zdążył dokończyć.
-Za co?!? Za co?!? Ty dobrze wiesz za co. Nie pamiętasz już kiedy ostatnio mi tak obiecywałeś. Powiedziałam ci, że wrócę a postanowiłeś mnie zlekceważyć i zwiać jak trzórz, którym jesteś. Przez ciebie oni wszyscy zginęli, a jeśli to prawda, że to przez Herę to czemu nie napisałeś do mnie?- To wszystko powiedziałam, a raczej wywrzeszczałam patrząc mu głęboko w oczy.
-Już pomijając to, że myślałem, że jesteś zimnym trupem to jak bym to niby zaadresował? Przecież ty nie masz stałego domu, już nie mówiąc o imieniu-musiałam przyznać mu rację. Czasami nie lubiłam tego, że tak dobrze mnie zna.
-Nie możesz mi wybaczyć? Przecież wiem, że chciałabyś żebym znowu był twoim przyszywanym bratem?-uśmiechnął się do mnie w ten łobuzerski sposób. Na niego nie mogłam się długo gniewać.
-No dobra, zgoda. Tylko mam dwa warunki. Musisz mi opowiedzieć wszystko
i oczywiście stawiasz mi lody przez tydzień-wyszczerzyłam do niego zęby, a on wybuchnął śmiechem.
-Nie zmieniłaś się ani trochę-
-Nawzajem-
***
Leo
Nawet nie wyobrażacie sobie jak się zdziwiłem. No wyobraźnię sobie, że wasza mama umarła, a dwa lata później puka do waszych drzwi żywa jak nigdy i zaczyna wrzeszczeć, że nie posprzątałeś pokoju. Może to ja jestem dziwny (no okej, napewno jestem), ale to było lekko zaskakujące, że tak się wyraże. W każdym bądź razie byłem strasznie zadowolony, że Sol jednak nie zginęła. Dorastałem z nią, więc uważałem ją za siostrę, ale nie taką, która jest do mnie podobna charakterem lub wyglądem, czy taką która mnie chwali na każdym kroku, bo takie rodzeństwo dla mnie nie jest tyle wrte co te, z którym można się tłuc i przezywać. Cieszyłem się, że różni się odemnie prawie wszystkim. Ona co prawda zawsze mnie pocieszała w swój dość specyficzny sposób i chwaliła od czasu do czasu, ale nigdy jakoś wylewnie. Zazwyczaj kiwnięciem głowy albo powiedzeniem typu ,,dobra robota” i mi to wystarczało. Przynajmniej nie była sztuczna. A teraz jak szczerzyliśmy się do siebie zauważyłem, że jednak trochę się zmieniła przez ten czas. Jej niesamowicie czarne i gęste włosy były trochę dłuższę i związane w kucyka, a jej rzęsy wydawały się odrobine gęstsze. Jednak najpiękniejsza rzecz jaką miała została taka jaką ją zapamiętałem. Oczy, które przerażały chyba każdego, miały w sobie tyle samo piękna jak i tajemnic. Były takim podsumowaniem całego jej charakteru. Najpierw trzeba było je dobrze poznać dopiero później oceniać. Kiedy Sol oglądała bunkier, zacząłem się jej jeszcze dokładniej przyglądać. Nadal była szczupła tylko, że teraz miała bardziej kobiecą sylwetkę, w sumie nie powinienem się dziwić. Przecież miała już prawie 15 lat. Podarte czrne rurki, czarny top z kremowym napisem ,, never stop dreaming” i ta jej wiecznie blada cera sprawiały dosyć upiorne wrażenie, do którego już zdążłem przywyknąć.
-Po co ci grecki okręt wojenny z pełnym wyposażeniem?-spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Żebyś to zrozumiała muszę opowiedzieć ci wszystko od początku-odpowiedziałem wymijająco.
-No to słucham, mamy czas-uśmiechnęła się. Ach, już zapomniałem jak jest mieć taką ciekawską siostrę. Nie miałem wyjścia musiałem jej to wyjaśnić. Na szczęscie Sol umiała słuchać i nie zadawała mi zbędnych pytań. Kiedy kończyłem opowieść słońce już chowało
się za horyzontem, oświetlając niebo na czerwono.
-Niewiem jak ty, ale ja strasznie zgłodniałem-ozajmiłem. -Jak myślisz zostało jeszcze coś do jedzenia?-
-No mam nadzieję-dziewczyna wstała i podeszła do drzwi, jeśli można tak nazwać otwierane tylko ogniem, trzy metrowe wrota. Podniosłem się z ziemi i wezwałem ogień. Nie wiem na jaką reakcję liczyłem. Na przerażenie, podziw czy zachwyt. W każdym razie nie na obojętne spojrzenie.
-Przecież zawsze umiałeś wzywać ogień, już zdąrzyłam do tego przywyknąć-moja szczęka gdyby nie jej zabezpieczenia, zapewne wylądowała by gdzieś w Hadesie.
-Nie nigdy mi nie pokazywałeś, ale jak byłeś zły to włosy ci płonęły-moje oczy chciały wyskoczyć z oczodołów jak w tych wszystkich kreskówkach. Przecież ukrywałem to od czasów śmierci mojej mamy, nie miała prawa wiedzieć!!! Widocznie znała mnie dużo lepiej niż się spodziewałem.
-To otworzysz te drzwi ?-zniecierpliwiona ponagliła mnie ruchem ręki, a ja jako tako wróciłem do rzeczywistości i podeszłem do wrót. Położyłem dłoń tam gdzie powinna być klamka i metalowe drzwi odskoczyły ze zgrzytem. Sol wyszła i zaczęła podziwiać zachód słońca, który oświetlał drzewa na czerwono.
-Ścigamy się do obozu! Kto będzie ostatni ten stara harpia!-nie dała mi czasu na żaden protest. Musiałem ją dogonić. Do obozu mieliśmy około kilometr, więc nie mogłem się poddać, chociaż było to jak wyścig z wiatrem. Nastolatka biegła nie robiąc najmniejszego hałasu i wtapiając się w tło, ale moją grację diabli wzięli. Jakimś cudem nie wpadłem na żadne drzewo, już nie mówiąc o hałasie jakiego nie narobiłaby nawet cyklopica biegnąca za przekąską. Już widziałem granice lasu, jak przed moją najlepszą przyjaciółką zmaterializował się jakiś chłopak. Zdziwiony nie zdążył nic powiedzieć, zanim wpadła na niego. Dzięki jej sile rozpędu przeturlali się parę razy i wpadli w drzewo. Podeszłem do nich, zataczając się ze śmiechu, za co napewno później mi się oberwie.
-Żyjecie?-zapytałem bezsensownie.
-Zgaduj-odpowiedzieli równocześnie. Pojękując podnieśli się z ziemi.
-Tak wogule jestem Nico di Angelo syn Hadesa-odpowiedział zanim zdążyłem zadać pytanie. Wyglądał, że tak powiem bardzo mrocznie. Ubrany cały na czarno, z czarnymi włosami i świecącą bladą, oliwkową cerą. Już nie wspominając o jego twarzy- brązowych, prawie czarnych, podkrążonych oczach i bliznach, które nie dodawały mu uroku. Był nawet podobny do mojej ,,siostry”.
-Nie przejmujcie się mną, ja już znikam-i jak powidział tak się stało. W jednej sekundzie stał przed nami, a w drugiej było tam tylko powietrze. Chyba powoli zaczynam świrować.
Przypomniałem sobie o wyścigu, który nadal trchwał i póściłem się pędem. Może to nie było moim najmilszym uczynkiem, ale ona zrobiłaby tak samo. Sol lekko zdezorientowana zaczęła protestować.
-To się nie liczy !!! Valdez ty oszuście!!!-nie przejmowałem się jej krzykami i biegłem przed siebie, gdy nagle stało się coś bardzo dziwnego. Dziewczyna zniknęła i wyszła z cienia na lini mety, którą właśnie przekraczałem.
-W takim razie uznajmy to za remis-poszła ze mną kompromis, a ja nadal nie wierzyłem własnym oczom. Czego jeszcze o niej nie wiedziałem? Teraz nie zdziwiłoby mnie nawet jakby powiedziała mi, że jest z przyszłości.
-Jak ty..? Co ty..? Yyy to było poprostu genialne!!! Jak ty to zrobiłaś?-zpeszona machnęła ręką z lekceważeniem.
-Nieważne-spuściła wzrok.-Chodź już na tą kolację. Umieram z głodu . Mam nadzieję, że dadzą nam jakieś jedzenie-widząc jak się zarumieniła postanowiłem nie drążyć tematu i wykazać się jakimiś resztkami taktowości.
Doszliśmy do pawilonu jadalnego w parę minut i to co tam zastaliśmy zdziwiło nas nie na żarty. Na stole leżały talerze przepełnione jedzeniem i kartka z wiadomością napisaną kaligraficznym pismem.
,,Drogi Leo!
Nastąpiła zmiana planów i bitwa o sztandar odbędzie się dzisiaj. Gra skończy się koło 12, więc zostawiam Ci kolację. Mam nadzieję, że zostawiłem wystarczającą ilość jedzenia, i że nie będziesz się długo gniewał.
Pozdrawiam Chejron
PS Nie widziałeś może nowej obozowiczki? Annabeth zgubiła ją podczas oprowadzania po obozie. Ma długie, do pasa czarne włosy, jest chuda i niska. Jeśli tak to zajmij się nią. Z góry dziękuję.,,
-No to wyjaśnia to, że nikogo nie spotkaliśmy w drodze powrotnej-oznajmiłem cierpliwie czekającej dziewczynie.-Wszyscy są na bitwie o sztandar-
Sol pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Dali mi tyle jedzenia, że spokojnie starczy dla dwóch osób-uśmiechnąłem się do niej.- Wcinaj.
***
Annabeth
Możnaby powiedzieć, że to nie był mój dobry dzień, bo kto może zgubić piętnastolatkę i Panią O’leary jednego dnia, już nie mówiąc o moim ukochanym sztylecie i bejsbolówce? Pytam się!!! Kto? Sprawdzałam chyba wszędzie. O ogrzyce bałam się najmniej, bo wielkie psisko dosyć często znikało i pojawiało się po paru dniach, ale myśl o nastolatcę, która nie zna obozu i znika na kilka godzin niepokoiła mnie mocno. Chejron i moje rodzeństwo pocieszało mnie, że nic się jej nie stało, ale w tych czasach nie mogłam być niczego pewna. Logicznie myśląc niepokojenie się rozmyślaniem ,,a co jeśli…”, nie było najmądrzejszym pomysłem, ale odkąd Percy zniknął nie potrafiłam logicznie myśleć ani iść za głosem serca. Pustka, rozpacz i tęsknota oto co czułam przez cały czas. Mimo tego,iż wiedziałam, że jest bezpieczny (nie dla tego, że ludzie mnie zapewniają, tylko dlatego, że czułabym gdyby coś mu się stało) nie potrafiłam przestać się martwić. W końcu byłam jego dziewczyną i załamałabym się jakby coś mu się stało! Ach znowu odbiegam od tematu.
-Hej-usłyszałam za sobą głos Piper i odwróciłam się z uśmiechem.
-Cześć. Gdzie zgubiłaś swojego chłopaka?-spytałam się próbując ukryć ciekawość. Ona i Jason chodzili prawie wszędzie razem. Tak jak ja i Percy-pomyślałam.- Idotko przestań o nim myśleć.
-Chyba ma coś ważniejszego na głowie-spuściła wzrok, a mi zrobiło się jej żal. Kiedy jest się zakochanym ma się obsesję na punkcie tej drugiej osoby i najnormalniejsze jej zachowanie można wziąć za zdradę albo niechęć. Na moje nieszczęście dobrze znałam to uczucie.
-Nie martw się. Pewnie poszedł do Leona albo chce zrobić ci niespodziankę-mrugnęłam do niej, a ona wyszczerzyła do mnie swoje bielskiego ząbki.
-Naprawdę? Dziękuję za pocieszenie-przytuliła mnie prawie zgniatając mi płuca.
-Dobra niestety muszę iść się przygotować do bitwy o sztandar-puściła mnie.
-Zaczekaj czy nie widziałaś może dziewczyny, która ma czarne długie do pasa włosy związane w kucyka i bladą cerę?-
-Tak-odparła ucieszona, że może mi pomuc.-Parę godzin temu wbiegła do lasu. Od tamtej pory jej nie widziałam. Dozobaczenia za pól godziny- odeszła pozostawiając skołowanął mnie samą. Przyznaję się, że nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Co jej strzeliło do łba żeby iść sama do lasu i to bez broni?!? Może i dopiero dzisiaj dowiedziała się, że jest herosem, ale była dużo za mądra by zrobić coś tak głupiego.
-Piper?-
-Co?-
-Czy ona miała przy sobie jakąś broń?-zapytałam pełna najgorszych obaw.
-Miała ze sobą plecak, więc być może tak-odparła wzruszający ramionami i odbiegła odemnie podskakując wysoko i zwracając na siebie uwagę większości obozowiczów. Czasami chciałabym być taka jak córki Afrodyty, (nie mówię o Piper) nieprzejmować się problemami. Nie miałam wyjścia. Musiałam przestać sobie zaprzątać tym niepotrzebnie głowę i przygotować strategię bitwy. Tym razem mój domek był w drużynie z Apollem, Aresem, Afrodytą, Hekate i Hefajstosem, więc mieliśmy spore szanse. Chciałam zastosować całkiem nowy pomysł. Kilka dzieciaków od Apolla będą siedzieć na drzewach jako ukryty patrol graniczny, a ci od Hefajstosa rozstawią jakieś czujniki koło sztandaru, który ukryjemy w miejscu tak widocznym i banalnym, że nikomu nie przyjdzie ono na myśl. Jeśli napastnik zbliży się na odległość mniejszą niż dziesięć metrów to nasza drużyna zostanie o tym poinformowana dzięki opaskom, które będą mieli na nadgarstkach. Dwójka osiłków od Aresa ukryje się za drzewami w pobliżu sztandaru, a reszta będzie uczestniczyć w ,,głównej” bitwie. Dzieci Afrodyty postarają się oczarować wojowników razem z trójką dzieci od Hekate. Najlżejszy z naszej drużyny, potomek boga, który ciągle wymyślał bezsensowne haiku-czyli Michael Yew wdrapie się na najwyższe drzewo i z wysoka będzie obserwować przebieg potyczki informując o nim mnie i moje rodzeństwo, które będzie ukryte we wszystkich miejscach lasu gdzie może być przydatne, no i oczywiście na polu przeciwnika. Miałam wielką nadzieję, że to wypali. Pół godziny potem stałam spięta i gotowa, ubrana w zbroje i ze sztyletem w jednej, a tarczy w drugiej ręce.
-Herosi!-zawołał Chejron.-Znacie reguły. Strumyk stanowi granice. Gra odbywa się na terenie całego lasu. Dozwolone są wszelkie przedmioty
magiczne. Sztandar musi być widoczny i nie może mieć więcej niż dwóch strażników. Jeńców wolno rozbrajać, ale nie wiązać ani kneblować. Niedozwolone jest zabijanie i powodowanie trwałego kalectwa. Ja będę sędziął i lekarzem polowym. Do broni!-Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Odkąd przybyłam do obozu za każdym razem wygłaszał tą samą formułkę.
-Drużyna niebieska, marsz-krzyknęłam najgłośniej jak umiałam. Wszyscy lokatoży tych sześciu domków ruszyli za mną. Kiedy drużyna czerwonych znikła z naszego pola widzenia zatrzymałam pochód.
-Wiecie co macie robić. Łucznicy strzelajcie tylko śmierdzącymi, oślepiającymi, zagłuszającymi i niewiem jakie tam jeszcze macie, ale w każdym bądź razie macie mocno spowolnić nie znokałtować przeciwnika. Zrozumiano?-
-Tak jest-odpowiedzieli zgodnym churem.
-No to na miejsca-i już ich nie było.
-Leo! Gdzie jesteś-zaczęłam wołać, ale nikt mi nie odpowiadał- Gdzie jest wasz grupowy?-spytałam chłopaka od Hefajstosa.
-Nie widzieliśmy go-
-Ale wiecie co macie robić?-spytałam z nadzieją w głosie.
-Tak-
-No to przygotujcie te wasze… No wiecie-przegoniłam ich ruchem ręki, a oni w pośpiechu odbiegli.
-Piper i Jake!-zwróciłam się do cierpliwie czekających-spróbujcie ich powstrzymać jak najdłużej.-
-Clarisse!-
-Czego śmieciu?-zapytała mnie z odrazą.
-Ty i twoja piekielna włócznia będziesz potrzebna przy obronie sztandaru.
-A co jeśli się nie zgodzę?-jak ja nie lubiłam tych jej zastrzeżeń.
-Wtedy przegrasz i nie będziesz mogła się odpędzić od byle jakich dowcipnisiów od Hermesa-postanowiłam uderzyć w jej czuły punkt. Jej oczy zaświeciły niebezpiecznie, więc udało mi się to. Córka Aresa odbiegła bez słowa ciągnąć za sobą swojego brata.
-Reszta dzieci Aresa, walczcie do upadłego! Sześcioro mojego rodzeństwa niech pójdzie, troje ze mną, Greta i zdobądź ten sztandar. Michael nie spadnij z tego drzewa, liczymy na ciebie-no i wszyscy zajęli swoje pozycję. Ukryłam się za grubym pniem dębu. Czekałam, czekałam i czekałam. W końcu mojego ADHD nie dało się już zlekceważyć i wyszłam z cienia drzewa. Wytęrzyłam słuch i do moich uszu dobiegły odgłosy uderzenia stali o stal. Są dość blisko, mogę im pomóc-pomyślałam ruszając w dół. Zdałam sobie sprawę, że jestem widoczna jak na dłoni. Trudno jeśli tak to może pomyślą, że jestem obrońcom sztandaru, wkońcu prawie zawsze nim byłam.
-No tu jesteś sowiogłowa-odwróciłam się na tyle szybko żeby odparować cios, ale na tyle wolno żeby nie zauważyć śliskiej gałęzi i zjechać na niej po pagórku. Po drodze przez przypadek wpadłam kilkakrotnie na walczących, którzy byli zbyt zaskoczeni żeby zaaragować. Moja opaska zaczęła brzęczeć, więc mój plan mógł legnąć w gruzach.
-/Annabeth, Annabeth słyszysz mnie?/-odezwał się głos z miejsca, którego nie mogłam zlokalizować.
-Tak, mów-odpowiedziałam zwięźle i krótko.
-/Jason, ten od Zeusa przed chwilą przeleciał nademną w stronę sztandaru, ale chyba mnie nie zauważył/-
-/Zrozumiałam, bez odbioru/-uciełam rozmowę. Oczywieście ktoś musiał przeszkodzić swoim podstępem. Nagle zobaczyłam blondyna trzymającego sztandar i biegnącego ile sił w nogach, w kierunku strumienia. Nie, nie mogłam pozwolić mu wygrać. Dzięki mojemu sprintowi w kilka sekund go dogoniłam, tylko pozostał jeden problem. Nie miałam żadnego pomysłu jak mu przeszkodzić. Z daleka zobaczyłam jak moja siostra wynurza się z ciemności
i biegnie do strumienia z czymś w ręku. Potrzebna mi była chwila żeby zająć czymś Jasona. Jak na moje życzenie usłyszałam krzyk pełen strachu, bólu, przerażenia i bezradności. Ciemny kształt przemkną mi przed oczami tak szybko, że mogło mi się to przewidzieć. Odwróciłam głowe by spojrzeć na to ,,coś” przed czym uciekał ten ,,ktoś” . Na oko 100 metrów odemnie potwór wydaje mi się, że …. nie to niemożliwe. Przecież ona nie mogła się tu przedżeć. W każdym razie trzeba było jakoś pomuc ofiarze tej oto Chimery. Niewiem, a w sumie wiem jaki obozowicz mógł stać się jej przekąską w mniej niż dwie sekundy. Chejron sięgnął po łuk i strzały, ale go powstrzymałam.
-Ona jest za daleko. Strzała tam nie doleci, a ty nie zdążysz do niej dotrzeć-powiedziałam łamiącym się głosem. Jakaś część mojego mózgu zarejestrowała informację, o tym, że sztandar przeciwnej drużyny znalazł się po naszej stronie, ale teraz nie ucieszyło, mnie to tak jak zwykle. Czy to możliwe żeby ta nierozważna dziewczyna jakimś cudem się obroniła? Szanse był naprawdę małe, jak 1 do 1000000 i nic nie wskazywało na to, że ktoś zdąrzy ją ochronić. Z dalek usłyszałam huk i przez dłuższą chwilę nie mogłam nic zobaczyć przez gęsty dym, który był wszędzie. Zaczęłam kaszleć i walczyć o powietrze, którego było coraz mniej. Kiedy myślałam, że już więcej nie wytrzymam, całe to zamieszani urwało się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po dymie nie było ani śladu. Nie mam bladego pojęcia co, a raczej kto spowodował takie zamieszanie. Spojrzałam w kierunku, gdzie przed chwilą znajdowała się Chimera i serce mi zamarło. Koło ledwie żywej obozowiczki znajdowała się ogromna przepaść, której przed chwilą tam nie było. Dziewczyna machnęła ręką i wyrwa w ziemi zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Nad jej głową pojawił się obłok, w którym znajdowało się berło, trójgłowy pies, czarny hełm i klucze. Córka Hadesa nie zdążyła dowiedzieć się kim jest, ponieważ osunęła się nieprzytomna na ziemię.
Jeśli się podobało/ nie podobało (wybierz właściwą odpowiedź XD) to skomentujcie i wytknijcie błędy, których zapewne będzie duuużo. Musicie mnie zachęcić żebym pisała następną część buahahaha [zaciera ręcę] zobaczymy czy wam się uda 3:).
Mi się bardzo podobało. Masz kilka literówek, a po myślnikach i przed nimi dawaj spację i wszystko będzie idealnie. A i kilka razy jakieś słowo się wdarło do zdania i sensu nie było. A po za tym wszystko okej xD.
potrchwa – potrwa
wrte – warte
bielskiego – szybciej bielutkie
i inne literówki tego stylu.
Czasami też zapominałaś przecinka i w ogóle pisze się oddzielnie (pani od polaka nam mówiła) i przez Ó kreskowane.
PomÓc bo pomocy
Niewiem – Nie wiem
Więcej błędów mi się wytykać nie chcę bo opko mi się bardzo spodobał 😉 Genialny opis walki!
Proszę, proszę, proszę, pisz dalej! Extra opko, fajna akcja, super Sol i Leo, więc piszszszzsszszzsszssss 😉
Podobało się, oj podobało. Nie czytałam poprzednich części wcześniej ale postanowiłam to nadrobić i nie żałuję. Świetne!!! Napisz, szybko napisz co dalej 😀
– Tiaaa -.- na literówki i bezsensowne słowa mam wytłumaczenie, bo pisałam to bardzo zmęczona i po trzech testach: z mamtmy, hiszpańskiego i angielskiego, więc miałam ,,problemy” z zasadami ortograficznymi XD
-bardzo dziękuję za pochwały i poprawy 😉
hiszpański? Dobra nie ważne. Opko świetne, trochę błędów było ale mówi się trudno, sama nie najlepiej sobie radzę z ortografią i interpunkcją pisz szybko CD !!!
Tak hiszpański (zamiast niemieckiego :D)