Dedyka dla Chione, Arachne, Adminki i Annabeth24. Mam nadzieję, że nie było dużo błędów, powtórzeń, oraz literówek 😉 .
Standing in the hall of fame,
And the world’s gonna know your name,
Cause you burn with the brightest flame
And the world’s gonna know your name
And you’ll be on the walls of the Hall of Fame
You can go the distance
You can run the mile
You can walk straight through hell with a smile
~Hall of fame- The Script
Hall of fame. Jakże te słowa odnosiły się do mnie w tej chwili. Hala sławy. Czy nie tego wszyscy pragniemy? Popularności? Zamknęłam oczy. Nie ma to jak odtwarzanie muzyki z MP7. Dziwne? Przecież przeniosłyśmy się do przyszłości, dokładniej do 2100 roku. Tutaj takie cacko kosztuje dwa dolary, bo to jeden najstarszych modeli. Mimo to dla nas, ludzi z 2013 roku, jest to cudo techniki. Takie już te światopoglądy są. Raz grat, raz nowość. Ujmując prościej- zwariować można. Ale cofnijmy się najpierw do naszej podróży.
***
Jerome w jednej chwili zawołał swoją siostrę. Miała ona więź z Nyx, ale to nie było to, czego nam trzeba. Tymczasem mieliśmy skorzystać z pomocy Ateny, matki Annabeth. Róg Minotaura nadal leżał spokojnie w przepastnej kieszeni mojej bluzy. Mimo wypowiedzenia zaklęcia, potrzebna nam była pomoc bogini. W tym właśnie przydała nam się moja siostrzyczka przyrodnia. Nie ukrywam, kiedy patronka rzemieślników ją zobaczyła, zdziwiła się bardzo. Natomiast grupowa domku numer sześć wyjaśniła jej, że jesteśmy z przyszłości (żałujcie, że nie widzieliście jej miny) i potrzebujemy jej pomocy (wyraz twarzy jeszcze śmieszniejszy). Tak czy inaczej Atena stwierdziła:
– Chociaż was nie znam, czuje, że powinnam wam pomóc- wzruszyła ramionami. Klasnęła trzy razy i otworzył się przy niej portal. Tym razem koloru fioletowego. Bałam się wejść do środka, choć wiedziałam, iż muszę to zrobić- dla dobra misji. Chwyciłam więc Ann za rękę i wykonałam krok do przodu.
Dziura dosłownie mnie wciągnęła. Poczułam szarpnięcie w pępku, jakbym przenosiła się świstoklikiem (No co tak na mnie patrzycie? To, że mam dysleksję, nie oznacza, iż nie jestem fanką Harry’ego Pottera!). W jednej chwili oślepiło mnie i ogłuszyło. Równocześnie, miałam wrażenie, że ciśnienie mnie ściska, jakbym była głęboko pod wodą. Ta podróż była zdecydowanie gorsza od naszej pierwszej- pomyślałam.
Nagle zobaczyłam bardzo jaskrawe, jak dla moich przyzwyczajonych do ciemności oczu światło. Blask dnia zdecydowanie nie był przyjemny dla moich narządów wzroku. W szczególności dlatego, że widziałam lepiej w nocy.
Z zaskoczeniem zauważyłam, iż zamiast w wygodne, dżinsowe, krótkie spodenki, byłam w krótkiej, różowej (bleee…) spódniczce i seksownym, błyszczącym srebrnym topie. (Czyżby Afrodyta miała wobec mnie jakieś plany?) Najgorsze ze wszystkiego stanowiła jednak torebka. Koloru wściekłej czerwieni, z ogromnymi czarnym pacyfkami i długim frędzlami. (Co ja jestem hipis, czy co?) Kierowana ciekawością włożyłam rękę do środka. Znalazłam tam dwie pary okularów przeciwsłonecznych firmy Maui Jim (chyba tak to się pisze). Jedną natychmiast założyłam i poczułam ogromną ulgę. Słońce wreszcie przestało mi dokuczać. Wtedy domyśliłam się, do czego służą te okulary. Nie były one zwyczajne. Służyły tylko szczególnym osobom. Chodziło tutaj o ludzi posiadających błogosławieństwo, lub będących dziećmi Nyks. Sprawiały one, że widzieliśmy w świetle dnia tak dobrze jak w nocy.
Sięgnęłam głębiej, aby sprawdzić czy sakwa zawiera też coś dla mojej starszej siostrzyczki. Wyczułam dwa przedmioty. Pierwszą z nich był plik banknotów dwustudolarowych, zaś następną stanowił róg Minotaura. Dziwne, ale dopiero potem rozejrzałam się wokoło. Ponieważ słońce powoli zachodziło (starałam się wmówić sobie, iż pozostało nam jeszcze dużo czasu), neony na witrynach sklepowych zaczynały świecić mocnym światłem. Znajdowałyśmy się na dawnej Dwudziestej Pierwszej ulicy w Nowym Jorku. To oznaczało, tyle, że od Long Island i Obozu Herosów dzieliła nas godzina drogi. Na szczęście, w tym przepięknym, jakże nowoczesnym mieście, system taksówek był bardzo dobrze rozwinięty. Gwizdnęłam, a dosłownie trzydzieści sekund po tym wydarzeniu, nadjechała kanarkowo-żółta Amerykańska taxi. Ledwo mieściła się w wąskiej uliczce. Obejrzałam się na dziewczyny, aby zachęcić je do wejścia, ale ich nie było obok mnie.
– Annabeth! Elene! Gdzie jesteście?- Wołałam bez końca, nie zważając na cieknące ciurkiem łzy przerażenia. – Gdzie one są?- Zastanawiałam się bez końca. Zdębiała uświadomiłam sobie swoją głupotę i egoizm. Przecież, zanim portal się zamknął, powinnam była sprawdzić, czy One wyszły za mną! -Ależ idiotka ze mnie!- Frustrowałam się, a czas mijał.
– Wsiadasz, młoda, czy nie? Nie będę czekał w nieskończoność… – powiedział kierowca, a ja dopiero wtedy „skapnęłam” się, iż stoją jak skończony głupek przy samochodzie i zalewam się łzami, z nieznanego nikomu powodu.
Musiałam podjąć szybką decyzję: wsiąść, czy też nie? Wiele argumentów, przemawiało, za tym by zaryzykować. Chociażby to: Nie miałam czasu. W ogóle. Chciałam zachować afirmację, ale… Byłam zbyt zdezorientowana. Czułam się zagubiona. Zaniosłam modły do Artemis, aby dodała mi otuchy. Właśnie wtedy moja intuicja podpowiedziała mi: wsiadaj. Czyli jednak posiadałam ten szósty zmysł Łowczyni? Matka byłaby ze mnie dumna.
Jednakże, mój instynkt samozachowawczy podpowiadał dokładną odwrotność, tego co zamierzałam zrobić. Facet był młody, maksymalnie osiem lat starszy ode mnie. Miał brązowe-orzechowe oczy, włosy koloru słomy, wydawało mi się też, iż jest wysoki. Ogólnie, mógł spokojnie uchodzić za dziecko Afrodyty, przynajmniej, jeśli chodzi o wygląd.
Stałam tak jeszcze z minutę rozdarta. Podjęłam decyzję. Postawiłam nogę w samochodzie i wsiadłam.
– Na Long Island proszę- powiedziałam suchym tonem wypranym z emocji. Jedyną reakcją kierowcy na moje żądanie było przelotne spojrzenie. Mimo to widać było, że rozbiera mnie wzrokiem, co wcale mi się nie podobało… Na szczęście nie trwało to długo.
Po godzinie jazdy w ogromnych korkach, wysiadłam na Wzgórzu Herosów, podziękowałam, zapłaciłam i już zaczynałam iść w stronę sosny Thalii, kiedy on powiedział:
– Nie tak prędko, kochanie.
Odwróciłam się natychmiast, chcąc uciec, jednak on był szybszy. Złapał mnie w talii i chciał skrzywdzić, kiedy w głowie usłyszałam głos Annabeth: -Graj na zwłokę. Pokaż co potrafisz, siostrzyczko.
To co usłyszałam stanowiło dla mnie rzecz tak niesamowicie dziwną, że aż się wzdrygnęłam. Stwierdziłam więc słodkim tonem:
– Może lepiej najpierw się, choć trochę poznajmy?- Spytałam, z nutą pożądania w głosie.- Wiem, że jesteś porządny. Nie zrobisz mi krzywdy, prawda? Miałbyś wyrzuty sumienia, a przecież wiesz, może coś z tego wyjdzie?- Przy ostatnich słowach wskazałam na niego i siebie zakrzywionym palcem. –Co ja robię?- zastanawiałam się. Ewidentnie zachowywałam się jak niektóre panie z klubów nocnych. Jednakże, chłopak wpatrywał się we mnie z całkowitym poddaniem, które widać było w jego oczach. Wiedziałam, że osiągnęłam skutek.
– Mój drogi, jeżeli chcesz to może jeszcze kiedyś się spotkamy… Ale teraz już czas na mnie. Czeeeść- stwierdziłam przeciągając ostatni wyraz. Z tonu mojego głosu dało się poznać, że dobrze się przy nim czuję. Zrelaksowana, bezpieczna. On chyba miał podobne wrażenie. Nachylił się w moją stronę i lekko pocałował mnie w usta. Miały słodki smak. Odskoczyłam natychmiast, zaskoczona.
– Ty obleśna kreaturo!- Krzyknęłam, a wtedy usłyszałam perlisty śmiech. Taki odgłos potrafiła z siebie wydać tylko Elene. Wtórowała jej Annabeth.
– O co tu chodzi?!- Spytałam zaskoczona i zniesmaczona.
– To był kawał. Taki na początek naszej przyjaźni- odpowiedziała mi córka Nyks.
– Co, kawał? –Spojrzałam w jej oczy i w tym momencie, uświadomiłam sobie, co zrobiły. – Jeszcze pożałujecie…- stwierdziłam, a gdy one zobaczyły pioruny ciskane przez moje oczy, zamilkły. Zaczęłam je gonić. Po krótkiej chwili osiągnęłam zamierzony efekt. Obie wpadły w błoto. A ja tylko zaczęłam się śmiać i robiłam zdjęcia telefonem, który również znalazłam w torebce. Od razu kliknęłam: Post on facebook.
Takie odwdzięczenie się za to, co mi zrobiły.
Kiedy tylko napisałam komentarz do zdjęć i kliknęłam: Post, dziewczyny chwyciły mnie za ręce i nogi, zamachnęły się, a później wytaplały mnie w mokrej trawie.
Jedno wiem na pewno: Wyglądałam wtedy naprawdę komicznie.
CDN
Pozdrawiam i mam nadzieję, że się spodoba,
Annabeth1999.
bo to jeden Z najstarszych modeli (zapomniałaś z)
Nawet jeśli było więcej błędów nie zwróciłam na to uwagi. Opko świetne 😉 Ja jednak bym nie założyła różu i szminkowej czerwieni w ten sam dzień. Choć wtedy rzucasz się w oczy
[umarła ze śmiechu po ostatniej scenie]
Fajne, uśmiałam sie w niektórych momentach 😛
SSSSSSSSSUUUUUUUUUPPPPPPPPEEEEEEEERRRRRRRR!!! Wielkie dzięki za dedyczkę 😉
sorka, napisałam to z konta Moniki, bo jestem u niej. Sorka Annabeth24
Om, już jestem na swoim i potwierdzam prawdziwość XD
Haha, świetne :D. A ostatni moment… Za*isty :P. Czepnę się tylko i wyłącznie długości. I thx za dedyczkę ;).