Dedykacja dla wszystkich, którzy to czytają
– Teraz przepiszcie to do zeszytów – nakazał pan Hoffmann.
Dwadzieścia pięć głów pochyliło się nad książkami. Tylko Emily, zerkała cały czas na trzy puste miejsca, to obok niej i dwa w przedostatniej ławce. „Czemu nie przyszli?” – ta myśl nie dawała jej spokoju. Ukradkiem sprawdziła telefon. Żadnych wiadomości i nieodebranych połączeń. Cicho westchnęła. „Mogli chociaż mnie powiadomić”. Nie zauważyła, że również nauczyciel łaciny, całą lekcję spogląda na miejsca nieobecnych i robi przy tym, prawie niezauważalnie, zatroskaną minę. Wreszcie, z jakimś trzydziestominutowym spóźnieniem, do klasy wpadli Olivia, William i Jerome. Razem wydukali przeprosiny i usiedli na swoich miejscach. Profesor spojrzał ulotnie na tego ostatniego, chłopak skinął uspokajająco głową. Cała klasa patrzyła na nich, oczami wielkimi jak spodki. Było na co patrzeć. Olivia miała potargane włosy, krzywo zapiętą koszulę oraz bardzo pobrudzone martensy, co nigdy się jej nie zdarzało. Will oprócz równie rozczochranych włosów, miał świeże draśnięcie na ramieniu i poszarpane nogawki spodni. Jerome też wyglądał zjawiskowo. Jego prawa ręka wyglądała jakby podgryzały ją myszy. Cała była w drobnych, czerwonych skaleczeniach. Do tego zabłocone trampki i nieokrzesana fryzura. Cała trójka udawała, że nic się nie stało, oraz unikali spojrzeń ciekawskich kolegów. Emily patrzyła na przyjaciółkę pytającym wzrokiem.
– Co wyście robili? – szepnęła
– Uciekł nam autobus – odparła spokojnie brunetka, przepisując z tablicy notatkę.
– Nie rób ze mnie idiotki – syknęła Emily. Co się stało naprawdę?
– Przecież mówię ci prawdę. Uciekł nam autobus, to znaczy mi i Willowi. Akurat przejeżdżał na skuterze Jerome i …
– Dziewczęta! – przerwał jej nauczyciel. Rozumiem, że macie sobie dużo do powiedzenia, ale prosiłbym o dokończenie tej rozmowy po lekcji.
Olivia pokiwała głową i znów pogrążyła się w pisaniu. Emily skręcało w środku. „O co tu chodzi?”
Gdy zabrzmiał dzwonek wszyscy wypadli na korytarz.
– Więc? Emily stanęła nad przyjaciółką.
– Więc – zaczęła Olivia, podnosząc torbę. Nadjechał Jerome i zgodził się nas podwieźć. Było trochę ciasno, ale cóż… – dziewczyna wzruszyła ramionami. Potem skończyła się benzyna i po kolei pchaliśmy skuter. Jerome się poślizgnął i wpadł ręką w mrowisko, stąd te ugryzienia. A jak dotarliśmy pod szkołę, rzuciliśmy wszystko i pędem pobiegliśmy do klasy. Koniec – zakończyła Olivia.
Emily nie uwierzyła w ani jedno słowo. Nie chciała jednak drążyć tematu. I tak wszystko wyciśnie z Will’a…
Jednak nie dane jej było porozmawiać z chłopakiem. Na przerwach znikał, nie wiadomo gdzie. Po szkole od razu udał się do domu i odwołał próbę, tłumacząc się wyjazdem z mamą. Nie zamierzała się poddać. Zasypała Jeroma wiadomościami i telefonami. On jednak uparcie powtarzał wersję Olivii. W końcu się poddała. Co nie zmieniało faktu, że nadal nie wierzyła w tę historię.
Wieczorem usiadła przy oknie, czytając książkę o mitologii. Pan Hoffmann zadał kazał im scharakteryzować dwa wybrane potwory. Dziewczyna na początek wybrała hydrę.
Przebiegła wzrokiem po tekście : „Hydra lernejska – w mitologii greckiej potwór, wielogłowy wąż wodny, spłodzony przez Tyfona i Echidnę. Hydra podobna była do psa, lecz miała 8 lub 9 wężowych łbów. Jeden ze łbów hydry był nieśmiertelny. Na miejscu odciętej odrastały dwie nowe głowy. Hydra była bardzo jadowita, a nawet zapach jej śladów miał powodować śmierć.
W podświadomości Emily pojawiła się wizja. Wielkie, gadzie cielsko, pokryte zielono-brązowymi łuskami. Osiem ohydnych łbów o żółtych ślepiach i ostrych kłach, osadzone na długich, grubych szyjach, wisiały nad twarzą jakiegoś chłopaka. Potwór trzymał go łapą i syknął plując jadem. Nagle odwrócił się i czyjaś ręka ścięła dwie głowy.
Dziewczyna upuściła książkę. W skroniach zapulsował znany ból. Oszołomiona tym co przed chwilą zobaczyła, nie mogła drgnąć. Wpatrywała się jedynie w ścianę. Co się ze mną dzieje? – wyszeptała. Zmusiła się do wstania. Opadła na łóżko i zasnęła.
Will długo bił się z myślami. Za wcześnie? Może jednak nie? Wreszcie postanowił to zrobić. Podszedł do szafki, w której ukrywał książeczkę. Wyjął ją delikatnie i zawinął w czarny materiał. Stał chwilę na środku pokoju i wyszeptał : bogowie miejcie mnie w swojej opiece. Potem wyszedł z domu. Rozejrzał się czy nikt nie patrzy i pobiegł aż nie pochłonął go cień.
Emily usiadła na materacu. Ból głowy ustał, ale nadal czuła się nieswojo. Wtedy zdała sobie sprawę, że ktoś jest w pokoju. Nie mogła to być mama, bo pojechała w delegację dziś rano. Przy oknie, tam gdzie sama siedziała jakieś dwie godziny temu, stał Will. Szok odebrał jej mowę, za to on wydawał się całkowicie rozluźniony.
– Od jak dawna tu jesteś? – zapytała wreszcie mieszkanka tego pokoju.
– Z jakieś dziesięć minut – odparł z uśmiechem na twarzy.
– A mogę wiedzieć czemu jesteś w moim pokoju? I… jak się tu dostałeś? – w jej głosie wyczuwało się niepokój.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie.
– Od kiedy się mnie boisz?
– Nie boję się.
Will posłał jej najmroczniejsze spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziała. Musiała przyznać, to było z lekka przerażające. Podszedł do niej i usiadł obok.
– Chciałem ci o czymś powiedzieć.
Serce zabiło szybciej w piersi dziewczyny. William wziął głęboki oddech i już otworzył usta, kiedy na oknie przycupnął wielki kruk. Miał czarne, wręcz atramentowe pióra, ogromny dziób i świecące oczy. Ręka chłopaka powędrowała do lewego boku.
– Emily…
– Tak?
– Uciekaj.
Wtedy kruk zaskrzeczał i powiększył rozmiary. Wleciał do pokoju, wyciągając wielkie szpony. Dziewczyna wrzasnęła, a Will nagle wyciągnął czarny sztylet. Ptaszysko rozłożyło skrzydła zwalając mnóstwo rzeczy na podłogę. Chłopak natarł na stwora i dźgnął go w nogę. Kruk w odpowiedzi chwycił go dziobem za koszulkę i rzucił na drzwi. William walnął w nie całym ciałem, po czym opadł na podłogę. Był lekko oszołomiony. Emily oglądała całe to wydarzenie, z szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Potwór skierował na nią swe ślepie. Zaskrzeczał i drasnął pazurem jej przedramię. Po ręce spłynęła krew. Coś drgnęło w podświadomości Emily. Chwyciła leżące na biurku nożyczki i jakimś cudem wbiła je w brzuch ptaka. Ten od razu rozpadł się w pył. Dziewczyna drżała, ściskając w ręce nożyce. Will stwierdził, że wygląda dokładnie jak te sto czternaście lat temu. Wstał, podszedł do niej i opiekuńczo przygarnął do siebie. Emily z wdzięcznością wtuliła się w pierś chłopaka. Stali tak z dwie minuty, a potem chłopak opatrzył skaleczone ramię rudej.
Siedzieli na dywanie w salonie. Oboje milczeli, ściskając kubki z herbatą.
– Co to było? – spytała cicho Emily.
Brunet zamknął oczy i powiedział:
– Tak zwany Kruk z Hadesu.
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach.
– Czyli?!
– Potwór z czasów starożytnych.
– Nie rozumiem… – dziewczyna wyszeptała z rozpaczą w głosie. Will nie mógł tego znieść.
– Zacznę od początku. Opowiedział jej o bogach, potworach, herosach, Obozie Herosów, o wszystkim co sam wiedział. Gdy skończył, Emily wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami.
– Skąd o tym wszystkim wiesz.
Chłopak przejechał dłonią po włosach.
– Jestem jednym z nich… Jestem półbogiem.
Dziewczyna przymknęła oczy i zagryzła wargi.
– A dokładnie? – spytała łagodniej.
– Synem Hadesa.
Nie powinna się zdziwić. Taki mroczny, tajemniczy chłopak nie mógł być synem kogoś innego. A jednak była zszokowana. Syn Hadesa…
– A ja…Co wiesz o mnie?
Chłopak westchnął.
– Tu… zaczyna się nasza historia. Spojrzał jej głęboko w oczy. Jednak za nim ci ją opowiem… William uśmiecha się i nagle przyciąga ją do siebie, znienacka całuje w czoło, a kiedy Emily, zdumiona, chce podnieść głowę i spojrzeć mu w oczy, jego usta jakby siłą bezwładu zsuwają się po jej nosie prosto na wargi. Dziewczyna przymknęła powieki i oddała pocałunek.
– Teraz mogę ci wszystko wyjaśnić – syn Hadesa uśmiechnął się.
Ja cie… Co ty robisz, że twoje opowiadania mają taką aurę? Błędów albo nie ma albo nie zwróciłem na nie uwagi. 5+!
Zakochałam się w tym opku! Pisz szybko CD!
No z dwa, trzy razy nie było lub był źle ustawiony ,,-”. Ale tak to super! Pisz jak najszybciej się da kolejną część!!!!!
O i dzięki za dedykacje 😉
Ja chcę ciąg dalsz!!!!! Ty jesteś…no i co tu powiedzieć? Genialna, cudowna super nic nie opisuje twojego geniuszu !
Ja, niestety, znalazłam trochę niedociągnięć:
-Można spojrzeć PRZElotnie, nie Ulotnie.
-Sporo powtórzeń.
-Brak myślników.
-Przy odmianie imienia Will apostrofy nie są konieczne, gdyż kończy się ono spółgłoską.
-„Czarny jak atrament” brzmi ok., ale „czarny i atramentowy” już chyba nie do końca…
-Przydałoby się więcej wyrazów wprowadzających i komentarzy do wypowiedzi (przykład: „-Blablabla, bla blabla, bla.- stwierdził, z zadumą przyglądając się dostojnie falującej za oknem chełbi modrej.”).
Ale mną się nie przejmuj- czepiam się wszystkich opowiadań, nawet tych absolutnie za***istych, wychełbistych, pięknych, porywających, arcyciekawych i wspaniałych. Czyli takich jak to 😀
Parę myślników Ci zwiało, ale generalnie to było GENIALNE, SUPERZASTE, WCIĄGAJĄCE i nie wiem co jeszcze. Wszystkie pozytywne przymiotniki pasują. 😀
Boże to jest cudowne !!!! było parę powtorzeń ale klimat opka niesamowity !!!
No i co dalej? Jeden myślnik jedynie wychwyciłam, tak mnie wciągnęło! CD proszę w trybie natychmiastowym 😀