Długo mnie nie było, co? 😀 Ale ferie + płyta Three Days Grace „Transit of Venus” = wena ^^
Z dedykacją dla Pallas Ateny, Eireny i Boginki. I wielka, specjalna dla Moore za pomoc <3
Ekechejria – święty pokój, czyli jednym słowem – nie dla dzieci Aresa. A przynajmniej wszystkich z wyjątkiem Idalii. Greczynka zawsze mogła mieć napad agresji, jak każdy normalny heros z ADHD, ale bójki na każdym kroku jej nie kręciły, natomiast było to coś co reszta jej rodzeństwa uwielbiała. Jednak nawet Idalia w chwilach słabości ograniczała się do walnięcia kogoś w twarz, zamiast po prostu porozmawiać. Prawda była jednak taka, że niewiele różniła się od rodzeństwa, które wszystkie problemy rozwiązywało siłą. Czasami wydawało jej się, że jest spokojniejsza i inteligentniejsza od innych mieszkańców domku boga wojny, jednak w niektórych momentach jej dziecinność i nierozwaga sprawiały, że miała dość wszystkiego. Dzień przed nastaniem świętego pokoju chodziła po Obozie razem z rodzeństwem i rzucała się na każdego kogo tylko spotkała. Nie była z tego dumna, gdyż zrobiła to pod wpływem nagłego impulsu.
Dionizos z samego rana powiadomił Obozowiczów o tym, że wieczorem rozpocznie się uroczystość, która trwać będzie do rana. Bóg wina musiał też dodać jak zwykle coś złośliwego od siebie na temat zachowania dzieci Aresa poprzedniej nocy, przez co Idalia miała jeszcze bardziej zepsuty humor.
Albert radził sobie coraz lepiej, nie tylko w sprawach Igrzysk, ale również sercowych. Spartanka nawet nie zauważyła, że chłopak poznał kilku obozowiczów, w tym swoją nowa dziewczynę – Jasmine, córkę Demeter. Jego stosunki z Idalią polepszyły się i dziewczyna mogła go już śmiało nazwać przyjacielem, jednak nie aż tak bliskim jakby się wydawało. Ciągle miała do niego żal o to że był bratem Roberta. To nie była jego wina, w końcu rodziny się nie wybiera, ale to trochę psuło ich znajomość.
Robert został w Obozie zachęcony tym co się stało w lesie. Spartanka nadal uważała go za drania, jednak nie mogła nic poradzić, kiedy na jego widok drżały jej kolana, a serce łomotało jak szalone. Afrodyta musiała się świetnie bawić sprowadzając syna Zeusa z powrotem na Wzgórze Herosów. Idalia była prawie całkowicie pewna, że ta od siedmiu boleści bogini miłości maczała palce w jego nagłej odmianie. Dziewczyna przywykła już do unikania byłego chłopaka, ale ten nie dawał się zbyć. Ostatnio nawet próbował włamać się do jej domku, żeby wnieść bukiet róż o pięknym srebrzystym kolorze. Oczywiście system zabezpieczeń zadziałał, a Robert musiał przez długi czas uciekać przed wściekłymi dobermanami gubiąc po drodze kwiaty. Idalia zachowała jedną z róż, gdy urzekła ją jej niezwykła barwa.
Lea polubiła walkę, gdyż nie miała obowiązku ciężkich ćwiczeń takich jak Idalia. Dodatkowo zajęcia z Felixem musiały być całkiem fajne, zwłaszcza że syn Hermesa, jak wiele jego braci i sióstr, był zabawnym człowiekiem, który robił z siebie debila bez względu na to co powiedzą inni. Te cechy ceniła w nim bardzo Idalia, gdyż wiedziała że coraz rzadziej spotyka się ludzi prawdziwych. Jej samej wydawało się, że jest pełna tajemnic i nie opowiada o sobie nikomu.
Idalia nie marnowała czasu, tylko pilnie przykładała się do ćwiczeń. Igrzyska zbliżały się na prawdę nieubłaganie, więc dziewczyna musiała wziąć się w garść i udowodnić ojcu, że jest coś warta. Nie miała co prawda pewności czy obraz Aresa jaki ukształtował się w jej głowie jest prawdziwy, czy po prostu różne plotki sprawiły, że Spartanka postrzegała swojego ojca za bezdusznego drania, jednak miała nadzieję, że bóg w końcu zauważy jej wysiłek. Od wielu lat starała się być najlepsza, ale Ares najwidoczniej nie miał ochoty się z nią zobaczyć. Ona sama próbowała się z nim skontaktować wiele razy, jednak jak dotąd bez skutków. Nadal miała nikłą nadzieję, że fakt iż ojciec posłał ją na wychowanie do Obozu Herosów już w dniu narodzin, na prawdę znaczył, że kiedyś będzie chciał walczyć z nią przy boku. To by było dla niej największym zaszczytem, gdyż rzadko się zdarzało, aby Ares chwalił swoje dzieci.
Gdy wszyscy zebrali się przed Wielkim Domem była już noc. Niebo usiane było lśniącymi gwiazdami przypominającymi srebrzyste brosze przypięte na ciemnym aksamicie nieba. Duży, jasny księżyc wisiał wysoko na sklepieniu niebieskim sprawiając wrażenie jakby wóz Selene zatrzymał się w połowie swej odwiecznej trasy, by bogini mogła obserwować otwarcie ekechejrii.
Był to widok niezwykły, zapierający dech w piersiach – nimfy i co niektóre półboginie włożyły w to wiele pracy. W ziemi tkwiły wysokie pochodnie stanowiące nikłe odbicie lśniących na niebie gwiazd. Złoto i szkarłat płomieni przyciągały wzrok swoimi cudownymi barwami. Domki były przykryte śnieżnobiałymi płachtami, przez co wyglądały niemal identycznie. Bliźniacze płótna wisiały również na gałęziach drzew przypominając perłowe wstęgi. Zewsząd dobiegały słodkie nuty, których źródła nikt nie mógł dostrzec. Swoimi kojącymi dźwiękami pieśni uspokajały herosów i porywały ich w krainę marzeń.
Tłum ludzi stał przed Wielkim Domem, a jedyne co odznaczało się w półmroku to ich mlecznobiałe, greckie szaty. Nie wszyscy byli zadowoleni z tego stroju, ale większego wyboru nie mieli. Co prawda dzieci Afrodyty koniecznie chciały ustroić swoje szaty klejnotami, ale Chejron stanowczo im zabronił. Pomiędzy tłumem chłopców w niedbale zarzuconych na siebie togach stali również synowie Apolla, Zeusa i Afrodyty, których sylwetki emanowały siłą i dostojnością.
Idalia stała wpatrzona w to wszystko jak w cud zesłany przez bogów i nie mogła uwierzyć, że bierze udział w tak wyśmienitej uroczystości. Widziała, że również jej rodzeństwo rozglądało się zachwycone i z każda chwila coraz więcej osób poprawiało swoje szaty, żeby nie psuć ważnego dla wszystkich momentu. W takich chwilach czuło się dumę i szczęście z bycia herosem. Naturalnie, były potwory i każdy dzień mógł być ostatnim, jednak warto było tak żyć, żeby zobaczyć to, czego śmiertelnicy nigdy nie ujrzą.
Spartanka ubrana była jak reszta półbogów. Starała się wyglądać porządnie i chciała godnie reprezentować swojego ojca. Rozczesała swoje długie, brązowe włosy co było nie lada wyczynem, gdyż jej fryzura nigdy nie była starannie ułożona. Dziewczyna związała włosy w luźny kok i miała nadzieje, że wygląda znośnie. Jej brązowe oczy lśniły w ciemności z ekscytacji i zdenerwowania. Bała się Igrzysk, a ten dzień przypominał jej tylko, że już niedługo stanie do walki o wygraną.
Chejron stanął przed swoimi wychowankami. Nie wyróżniał się niczym szczególnym, jednak wszyscy traktowali go jak starego, poczciwego przyjaciela. Centaur był dla nich niczym brat, który wspierał w najtrudniejszych chwilach i dawał mądre rady, był jak ojciec, który opiekował się nimi i pomagał uzyskać cel oraz zachowywał się jak dziadek – kochał ich bez względu na wszystko. Kto patrzył uważnie mógłby ujrzeć w oczach nauczyciela łzy radości, które jednak szybko zniknęły, a twarz mężczyzny przybrała poważny wyraz.
-Moi drodzy, dzisiaj nadszedł ten długo wyczekiwany przez nas wszystkich dzień. Dziś rozpoczynamy święty pokój, który obowiązuje wszystkich, bez wyjątków. Już za miesiąc rozpoczną się Igrzyska Olimpijskie. Arena zostaje zamknięta dla wszystkich z wyjątkiem uczestniczących w Olimpiadzie.
Chejron zrobił krok w tył kończąc swoje krótkie przemówienie. Koło niego pojawiła się znikąd kobieta, która zachwyciła wszystkich swoją niezwykłą urodą. Umilkł chór głosów, a wszyscy z wyczekiwaniem patrzyli na boginię, którą rzadko się widywało. Cudowna istota nie brała udziału w żadnych uroczystościach, ani nie pokazywała się na Olimpie. Niewidzialną ręką opiekowała się śmiertelnikami, zwłaszcza tymi, którzy brali udział w zawodach sportowych. Jej włosy były związane w długi, czarny warkocz, dzięki czemu nie wpadały jej do bursztynowych oczu. Ubrana była jak półbogowie, jakby chciała wtopić się w tłum niezauważona. Było to jednak niemożliwe, gdyż wyróżniały ją pierzaste skrzydła, sprawiające że wyglądała jak anioł. Jej rysy były łagodne, a twarz pogodna, jakby kobieta cieszyła się ze zbliżających się Igrzysk. Jej usta były czerwone niczym krew, a cera lekko ciemna, jakby bogini długo siedziała na słońcu.
Uśmiechnęła się do zgromadzonych, a w ich sercach pojawiła się ulga i nadzieja. Niewidzialne śpiewaczki powoli po kolei zaczęły nucić chwalebną pieśń dla nowo przybyłej.
-Jestem Nike – odezwała się spokojnym głosem piękność. – Przybyłam, aby rozpocząć ekechejria.
Nikt nie odpowiedział, gdyż wszyscy urzeczeni wpatrywali się w boginie. Starsi obozowicze przypominali sobie jej wcześniejsze wystąpienia na poprzednich Igrzyskach. Również Idalia pamiętała piękną Olimpijke, która pojawiała się wyłącznie w czasie Igrzysk. Spartanka pamiętała Nike w dwóch postaciach: dziesięciolatki z rudymi włosami i piętnastolatki z brązowym warkoczem, jednak oba te wcielenia były podobne do tego, które wszyscy teraz widzieli.
-Prosiłabym, aby biorący udział w zawodach podeszli tutaj. – wskazała ręką miejsce obok siebie. – Chciałabym dać wam moje błogosławieństwo.
Pierwszy ruszył się Malcolm Oldman, syn Ateny. Powolnym krokiem szedł w kierunku bogini z uniesioną głową. Stanął obok niej starając się wyglądać równie dostojnie jak ona. Powoli reszta podeszła do Nike, ale Idalia wciąż nie była pewna. Za nią pojawił się Albert, który uścisnął ją w ramię, jakby dając znak, że powinni już iść. Po chwili obydwoje byli już wśród innych uczestników i patrzyli na pozostałych herosów. Dziewczyna Alberta, Jasmine spoglądała na nich niepewnie, ale uspokoiła się, gdy Spartanka odsunęła się od syna Zeusa.
Idalia nie wiadomo czemu zaczęła szukać wzrokiem swojego byłego chłopaka, Roberta, który gdy tylko zauważył jej spojrzenie uśmiechnął się wyzywająco wyglądając jakby chciał podejść i błagać ją przy wszystkich o wybaczenie. Dziewczyna wiele razy doświadczyła uczucia nienawiści i miłości jednocześnie do tego półboga. Nie umiała wyjaśnić, dlaczego widok Roberta sprawia jej przykrość, ale chce, żeby podszedł i z nią porozmawiał. Wydawało jej się, że wszystko da się jeszcze wytłumaczyć i może trzeba przeprowadzić z byłym chłopakiem poważną rozmowę. Dodatkowo wiedziała, ze skończyłaby się ona albo kolejną kłótnią albo pocałunkiem.
Nike po kolei przyjrzała się uważnie każdemu z nich. Jej spojrzenie było poważne, a jednocześnie dziecinne i pełne energii. Uśmiech bogini był radosny i dodawał otuchy, zwłaszcza w tym trudnym dla nich okresie. Słowa, które wydobyły się z ust Nike były melodyjne i delikatne, niczym muzyka, która wszystkim dała ukojenie.
-Παραχωρεί σας με τη χάρη και την ευλογία μου. Είθε οι θεοί σας ευνοούν.* – rzekła spokojnie unoszac ręce ku niebu i spogladając na płomienie tańczące na polanie.
Śpiewy rozbrzmiały z podwojoną siłą zaznaczając, że to co się działo nie było wytworem wyobraźni, a jednocześnie dodając magii do czegoś tak wspaniałego. Obozowicze poczuli jakby przenosili sie do innego świata, jakby ich dusze, niczym już nie martwione, wędrowały najspokojniejszą drogą do Wysp Błogosławionych. Nikt nie pamiętał o swoich lękach i przeszłości. Czuli się zjednoczeni tą cudowna uroczystością, ktσra nie zdarzała sie wcale tak często. Otaczała ich mgła błogiej nieświadomości trudσw z jakimi będzie się im zmierzyć. Jakaś nieznana starożytna moc dała im tego wieczoru nadzieje na lepsze życie i rozjaśniła ich umysły. Mieli wrażenie, że są puści, nieograniczeni rzeczami przyziemnymi, wolni. Tej nocy byli bogami. Na tej uroczystości to oni się liczyli, a nie Olimpijczycy. To było ich niepowtarzalne święto. Nic innego nie miało znaczenia.
Widok zaprzątał ich świadomość. Widzieli piękne miejsce ozdobione ziemią, wodą, ogniem i powietrzem. Żywioły tańczyły ze sobą nieznany nikomu innemu taniec, ktσry oczarowywał.
Słuch prowadził ich na granice śmiertelności. Melodia śpiewana przez chσr porywała ich biedne śmiertelne dusze na podrσż pełną prawdy, a przewodnik opowiadał o życiu i śmierci, ktσrej wszyscy sie bali. Czuli się jak bogowie, ale ich możliwości były ograniczone ciałem smiertelnikσw.
Pierwsze pary zaczęły tańczyć, a innym spodobał się ten pomysł. Kołysali się do tego kojącego, nieprzerwanego niczym śpiewu i rozmyslali. Nie dbali o to jak sie poruszają, ani z kim to robią. Wiedzieli, że teraz nie jest to ważne i nie mysleli o tym.
Idalia przytulała Alberta nie czując zdenerwowania ani wstydu. Tak oboje wybrali, gdy tylko zaczęto tańczyć. Czuli jakby kołyszac się, unosili sie w powietrze i latali wśrσd gwiazd i wozu Selene. Spartanka domyślała się dlaczego wybrała syna Zeusa, a on ją. Było to dla niej jasne, ale nie zaprzątała sobie tym myśli. Zapewne zakochała się w kolejnym potomkiem Zeusa. Możliwe, że było to jej przekleństwo. Jednak wśrσd tego oszałamiającego widoku i zadziwiajacej muzyce nie martwiła sie tym.
Kochała Alberta, ktσry był z Jasmine. A Albert kochał Idalię.
Cσrka Demeter rσwniez nie przejmowała się Albertem ani jego partnerką. Sama tańczyła ze swoim dawnym wrogiem, a żadnej ze stron to nie przeszkadzało. Robert stał przed jakąś cσrką Hermesa i szeptał jej do ucha czułe słσwka. Jeszcze przed chwila pilnował się i starał pokazać Idalii, że tylko ją kocha, jednak najwyraźniej to już nie było takie ważne.
Dla niektσrych uroczystosć zakończyła się zbyt szybko, gdyż czuli się cudownie w tej boskiej nieswiadomości. Niektσrzy jednak chcieli już odzyskać panowanie nad swoimi czynami i otwarcie ekechejrii zakończyło się w idealnym momencie.
Idalia przysypiała z głową położona na ramieniu Alberta do ktσrego zaczynało dochodzić co się wydarzyło. Rozejrzał się szukając wzrokiem swojej dziewczyny, starając się jednocześnie nie strącić Idalii, jednak nigdzie jej nie widział. Do herosσw wracała świadomość. Niektσrzy uciekali z płaczem, inni rzucali się sobie do gardeł.
Spojrzał na Spartankę z uśmiechem starając się, żeby jego policzki nie poczerwieniały za bardzo. Idalia, jakby obudzona jego spojrzeniem, podniosła zdumiony wzrok na Alberta. Po dwσch sekundach wszystko do niej dotarło. Jej twarz płoneła ze wstydu, a usta poruszały się w niemych przeprosinach, jakby dziewczyna odmawiała niemą modlitwe. Albert nie wytrzymał spojrzenia Idalii i spσścił wzrok oglądając z nagłym zainteresowaniem swoją togę. Przełknał ślinę, żeby rozpocząć wyjaśnienia, jednak dziewczyna go ubiegła.
-Bogowie… Albert! Przepraszam! – pisneła rozglądając się szukając ratunku. – Wiem, masz dziewczyne i to pewnie wyglądało jak…. No wiesz… – zaczeła się jąkać i gryść w zdenerwowaniu dolną wargę. – Ale… Jesteśmy kumplami. Więc… To nic takiego…. Jasmine na pewno zrozumie….
Syn Zeusa w zastanowieniu pokiwał głową. Nie pomyślał co mogła w tym momencie czuć jesgo dziewczyna. Powoli dochodziło do niego rσwnież to, że jego brat będzie się strasznie awanturował o ten taniec.
Idalia czując, że zaraz wybuchnie ze zdenerwowania przed Albertem rzuciła mu szybkie “cześć” i pobiegła do lasu. Wzięła głeboki oddech prσbując wszystko sobie ułożyć. Ona i Albert mieli teraz spory problem, a chłopak zapewne od razu zacznie się tłumaczyć Jasmine. To przekreślało jej szanse na związek z Albertem. O Robercie nawet nie myślała. Może trochę pomęczyć brata, ale liczyła, że ma trochę rozumu i nie zrobi mu krzywdy. Przypomniała sobie rσwnież, że Robert nawet na nia nie spojrzał w trakcie otwarcia ekechejrii, gdyż był zajęty oczarowywaniem innej dziewczyny.
Spartanka zakryła twarz palcami, jakby prσbując obudzić się po jakimś koszmarnie nieprzyjemnym śnie. Załkała cicho w dłonie jednak szybko się otrząsnęła, gdy usłyszała grzmot i poczuła goraco na całym ciele. W następnej chwili lezała już na ziemi z szeroko otwartymi oczami.
*
W mroku stał mężczyzna ubrany w prążkowany garnitur. Miał czarne włosy i elegancko przyciętą brodę w tym samym kolorze. W jego oczach płonęła energia i wściekłość. Patrzył prosto w oczy Idalii nie dając złudzeń na kogo skierowany jest jego gniew. Zaciskał usta przygladając się Spartance z wrogością.
–Idalia Statopulos, czyż nie? – mruknął siląc się na uprzejmy ton.
–Tak… – Spartanka skłoniła nisko głowę. – Wszechmocny pan Zeus, nieprawdaż?
–Tak. – warknął bσg.
W ręce pana niebios pojawiła się świecąca broń – piorun piorunσw. Idalia przeszedł zimny dreszcz, gdy przygladała się atrybutowi boga.
–Już drugi raz pokazuje ci moją złość. Mσgłbym cię zabić, ale mσj syn, Ares, uważa że jesteś cenna. – westchnął. – Nie podoba mi się to, że jakaś panna niepokoi serca i umysły moich dwσch śmiertelnych synσw. Nie powinnaś zadawać się z żadnym z nich, a już na pewno nie z dwoma na raz! Zostaw Roberta i Alberta w spokoju.
Idalia ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć czegos bardzo niemiłego najwyższemu z bogσw. Sam płodził jedno dziecko za drugim, a ona nie mogła się nawet zadawać z jego synami. Nie mσwiąc o tym, że Robert ją zdradził, a Albert miał dziewczyne. Nie rozumiała dlaczego Zeus miał z tym taki problem. Sama nie wiedziała co robić, ale wątpiła czy kiedykolwiek będzie się spotykac z Robertem lub Albertem.
–Oczywiście, panie. – skłoniła się jeszcze raz, siląc się na skruszoną minę.
Mężczyzna machnął tylko ręką, a dziewczyna zaczeła spadać. Lecąc w dσł przyżekła sobie, że odpuści sobie znalezienie chłopaka.
*
Felix bawił się z Leą w chowanego. Był to oczywiście pomysł małej i chłopak zaczynał żałować, że sie zgodził, gdyż dziewczynka zniknęła w lesie i nie miał pojęcia gdzie mσgłby iść jej szukać. Łatwo można było się zgubić, ale syn Hermesa miał nadzieje, że w razie konieczności driady pomogą Lei w powrocie do domku. Mimo wszystko przedzierał się między drzewami myśląc, że mała zaraz się znajdzie.
Zamiast Lei zauważył natomiast Idalię, leżącą na ziemi jakby bez życia. Podbiegł do niej i sprawdził puls. Żyła, co było najważniejsze. Brązowe oczy Spartanki były szeroko otwarte ze strachu, a jej ciało było nienaturalnie sztywne. Po chwili dziewczyna zaczeła drżeć i wyglądała jakby miała napad padaczki, co dodatkowo przeraziło Felixa. Nagle Idalia sie uspokoiła i spojrzała na niego ze strachem. Jej wargi nadal drżały, ale wyglądało na to, że wszystko jest już w porzadku. Dopiero, gdyż Spartanka wypowiedziała pierwsze słowa, wiedział już, że naprawde jest źle.
-Kim jesteś? – jęknęła.
-Jestem Felix, twσj kumpel. Nie pamiętasz? – patrzył w jej oczy ze zdenerwowaniem.
Idalia pokręciła głową i sprσbowała wstać. W głowie jej się kręciło, a w uszach huchało, czyli czuła się jakby przejechał po niej czołg. Gdy nareszcie udało jej się stanąć, ledwo utrzymywała rσwnowage.
-Może pobiegne po pomoc? – spytał syn Hermesa.
Spartanka znσw zaprzeczyła ruchem głowy i opierając się na ramieniu przyjaciela ruszyła w kierunku, ktσry wydawał się jej dobry. Rozglądała się, powoli przypominając sobie gdzie jest. Pamiętała Obσz Herosσw, Chejrona, driady, Igrzyska i swoje ćwiczenia. Jednak pamiętała bardzo mało osσb, w tym Astrid, Leę i Malcolma. Wysilała swoja pamięć, ale nie wiedziała czy ma jakiegoś chłopaka, wroga czy najlepszą przyjaciσłkę.
Chłopak, ktσry jej pomagał zaprowadził ją pod domek Aresa, ktσry Spartanka doskonale pamiętała. Felix uważał, że powinna iść do Wielkiego Domu, ona jednak poprosiła go tylko, żeby powiadomił Chejrona o tym co się stało.
Dziewczyna pamiętała swσj sen w ktσrym pokazał jej się Zeus. Nie wiedziała kim był Robert, nie pamietała Alberta, wiedziała tylko, że byli synami krσla bogσw i, że są dla niej ważni. Robert…. Zmarszczyła czoło rozmyślając nad tym imieniem. Czy to nie z nim tańczyła podczas uroczystości otwarcia ekechejrii? Ale w takim razie kim był Albert? Jej przyjacielem?
Usiadła na swoim łσzku i zapatrzyła się w niebo. Wydawało jej się przez chwile, że jego błękit cos jej przypomina, jednak nie wiedziała co.
*
Siedziała na plaży z jakimś chłopakiem. Nie widziała go, jednak czuła jego obecność i słyszała jego śmiech. Pogoda był cudowna. Słoneczko świeciło, morze uspakajało swym szumem, a w oddali słychać było wesołe głosy pσłbogσw. Idalia położyła się i patrząc w niebo coś mσwiła. Błękitne oczy patrzyły na nia z gσry pośrσd chmur. Oczy? Przyjrzała sie uważniej źrenicom, w nią wpatrzonym. Zdecydowanie były to piekne, niebieskie oczy, ktσre skądś znała. Robert? Albert? A może to po prostu Zeus, ktσrego pamiętała z wcześniejszego snu?
*
*Παραχωρεί σας με τη χάρη και την ευλογία μου. Είθε οι θεοί σας ευνοούν – Daje Wam moją łaskę i błogosławieństwo. Niech bogowie Wam sprzyjają. (tłumacz Google ;/)
Muahahahahahahaha! 😀 Dobra, najpierw pochwały, potem groźby xP To jest wspaniałe, wspaniałe, wspaniałe! No tak, ale ja wręcz MARZĘ o tym, żeby Ida była z Albertem 😀 Czy tylko ja uważam, że jak na blondyna jest wyjątkowo miły? No i dlatego oni muszą być razem. I nie słyszę żadnego ale XD Jak nie teraz, to w drugiej księdze <3
No Ida jest genialna – uwielbiam ją! ;D Nie wiem czemu, ale zawsze wydawała mi się blondynką o.O Jejuuu, a teraz wygląda jak ja! 😀 Haha, jaram się tym jeszcze bardziej. Dobra, dobra, co tam jeszcze chciałam? A, no tak. Zeus. Weeeeź :C Już go coraz mniej lubię. Stary zgred. Co się czepia? Co się czepia? Chyba z każdą panną ma dziecko (i żeby to jedno!), a na biedną Idusię się wnerwia. Wrrrr… No, ale musi mieć jakiś ważny powód, żeby prześladować moja kuzynkę. Ja sobie teraz tak spokojnie to wszystko obserwuję, ale Zeusa ostrzegam, że jeżeli zrobi COKOLWIEK, co stanie na drodze Idalii i Albertowi to NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE I JAK BABCIĘ KOCHAM, WEJDĘ NA OLIMP I MU PRZETRZEPIĘ TEN PRĄŻKOWANY GARNITUR! I to by było na tyle jeżeli chodzi o moje apelacje do wszechmocnego pana nieba 😀
Ufam, że mnie zaraz piorun nie trafi (TYLKO SPRÓBUJ) ^.^
Jestem przecież niewinną dziewczynką, wnusią z nieprawego łoża ;D Czy ktoś taki jak ja mógłby zrobić coś złego? HADESIE, NIE MUSISZ MÓWIĆ, ŻE ZEPSUŁAM CI LICZNIK DUSZ. TO NIE BYŁO ZŁE. TO BYŁ PRZYPADEK. I W OGÓLE, TO NIE BYŁAM JA.
Cos mi się dzieje… O.O Dobra, mam nadzieję, że ogólny sens załapałaś XD Ale jakbyś go nie wyłowiła z tego bełkotu, to powtórzę: kocham cię, pisz dalej, zabiję cię jak Ida nie będzie z Alkiem ^.^
Gnę się w ukłonach szacunku i podziwu, oddana Moore_
Muszę się wybrać do psychiatry…
Dzięki za dedykację!
Łaa, zakochałam się. *w* Piszesz fenomenalnie, no! Tak lekko, sprawnie, swobodnie. Mhmm… <3 No i oczywiście fabuła! Jeju, jeju, jeju, Ida MUSI być z Albertem, MUSI (heh, przyłączma się do Ciebie, Moore XD)! Naprawdę pomysł na opowiadanie genialny, dziwię się, że wcześniej nikt jeszce na to nie wpadł. No, ogółem część wywarła na mnie ogromne wrażenie, imponujesz mi swoim stylem i prowadzeniem ciekawej akcji i masz mi migiem pisać CD. ^.^ Okej?
PS.: PRECZ Z Z(E)USEM.
Zeus jest okropny! Niezły zwrot akcji. Opko świetny, ale wrzucę ciebie do Tartaru jeśli jeszcze raz zrobisz taką przerwę… . Dobra, żartuję. Szkoda takiego talentu 😉
Bardzo extra 😀 pisz SZYBKO cd
Wydawało mi się, że to jest bardzo długie, a tu taki zawód ;o
Naprawdę, nie licząc jednej literówki i kliku błędów interpunkcyjnych, opowiadanie jest wspaniałe! Nie przywykłam za bardzo słodzić innym, ale w twoim przypadku nie da się inaczej. Nie pamiętam, kiedy była poprzednia część, ale warto było tyle czekać. Niektórzy powinni wziąć z Ciebie przykład i zamiast wysyłać codziennie króciutkie opowiadania z praktycznie żadną akcją, powinni poświecić jednej części więcej czasu i energii.
Twoje opowiadanie jest naprawdę jednym z lepszym, które tutaj ostatnio czytałam. Zaskoczyłaś mnie maksymalnie pozytywnie.
Obiecuję, że kiedy pojawi się kolejna część, to przeczytam ją jako pierwszą.
Niech los Ci sprzyja w pisaniu 😉
No i dziękuję za dedykację