Od Autora: No to jako iż zdołałem się uwinąc nad poprawieniem rozdziału, wysyłam go. Liczę na konstruktywną krytykę. Jeżeli hołubisz Clarisse proszę nie czytaj, zamknij tą kartę i zachowaj resztki rozumu.
Dedykowane Gotkq’ce i Cllarisse 😀
20 sierpnia 2009 roku, 23:49, Empire State Building, Nowy Jork.
Empire State Building zmieniło się nie do poznania. Budynek został bardzo poważnie uszkodzony przez Tyfona, jak i dwudniowe, rozpaczliwe walki o Olimp. Wiele pięter zostało kompletnie zawalonych, zaś sama konstrukcja pamiętająca czasy King Konga cudem trzymała się kupy. Wiatr hulał po pustych przestrzeniach, zaś żaden z mieszkańców miasta nie miał ochoty wchodzić do środka, z obawy o własne życie. Śmiertelnicy bali się do tego stopnia, że zamknęli kilka przecznic wokół ogromnej konstrukcji. Gdyby jednak ktokolwiek postanowił zaryzykować wejście, czekałby go zaskakujący widok. Przy ścianie paliło się ognisko, wokół którego siedziała piątka osób. Jakby tego było mało windą zjeżdżały grupki potworów i wychodziły na zewnątrz, rozpraszając się po okolicy miasta. Ostatnim oddziałem dowodził sam Hyperion. Rozkazał zostać herosom grzejącym się przy ognisku, a sam razem z towarzyszami wyruszył w mrok nocy.
Gdy blask złotego hełmu zniknął w oddali cień, dotychczas przyczajony na fasadzie budynku, poruszył się.
Przez wyłom w ścianie dostał się do wnętrza, po czym zdecydowanym krokiem podszedł do klatki schodowej.
Nie musząc się kłopotać otwieraniem nie istniejących już drzwi, ruszył do holu. Przy wyjściu zauważył delikatną poświatę, więc przysunał sie plecami do ściany i delikatnie wystawił głowę za próg.
w przeciwległym krańcu pomieszczenia zauważył ognisko, a wokół niego piątkę ludzi, którzy na szczęście nie spogladali w jego stronę. Lustrując pomieszczenie zauważył parę potencjalnych osłon. Po cichu podbiegł do dziury w posadzce, wskoczył do niej i znieruchomiał. Jego ofiary nic nie usłyszały. Takim samym sposobem pokonał jeszcze parę przeszkód o skrył się za wywróconym biurkiem, pięć metrów od grupy. Zastanawiając się co zrobic usłyszał głos Travisa:
-Jak myślisz będziemy musieli utrzymywać tych, którzy nie chcieli się poddać?
-Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że nie, spodobało mi się to uczucie jak zabijam tym mieczem.-odparła córka Aresa.
-A nie lepiej byłoby ich wystawić na arenę? A zresztą wisi mi to. Idę się odlać.- po tych słowach Connor wstał i ruszył do wyjścia.
Cień wiedział, że to najlepsza okazja jaka mogła mu się przydarzyć. Chwycił nóż i wyskoczył zza osłony, chwytając Hooda za ramię i obracając go w swoim kierunku. Syn Hermesa zareagował szybko i zbił dłoń uzbrojoną w nóż. Spojrzał napastnikowi w twarz i doznał szoku. Tracąc cenną chwilę otrzymał cios w potylicę i bez czucia osunął się na ziemie. W tym czasie reszta towarzystwa zerwała się na nogi i wyciągnęła broń. Parami zaczęli się zbliżać w kierunku postaci w pelerynie. Cień powoli się podniósł po czym spokojnym ruchem wyciagnał miecz. Wiedział, że zastosują najlepszą z możliwych taktyk- podczas gdy jedna osoba w dwójce będzie atakowała, podczas gdy druga będzie ją chroniła. Postanowił więc, że nie da im przejąć inicjatywy. Szybciej niż myśl pokonał trzema krokami odległość dzielącą go od wrogów i wyrzucił przed rękę z ostrzem, wprost w tors Travisa. cios dosięgł celu. W całkowitej ciszy rozległ się okrzyk bólu, gdy Hood zatoczył się trzymając za ranę w piersi. Clarisse skinęła głową Polluksowi, który przytrzymał towarzysza i wybiegł razem z nim na ulice Nowego Jorku. Napastnik nie zatrzymywał ich, lecz skupił swoją uwagę na pozostałej dwójce. Córka Aresa i jej chłopak-Chris stanęli ramię w ramię i rzucili się na zakapturzoną postać. Nie trafili jednak na łatwa ofiarę Cień podskoczył i zawirował w piruecie. Rodriguez zatoczył sie do tyłu, z rany na policzku spływała mu krew. Nie zdążył zareagować i dostał kopnięcie w krocze. Padł na kolana, lecz zdążył jeszcze wyciągnąć rękę i zerwać kaptur z głowy napastnika.
-Percy?!-wykrzyknął i były to jego ostatnie słowa w życiu. Potężne cięcie wyprowadzone oburącz odrąbało mu bark oraz szyję. Buchnęła fontanna krwi ochlapując syna Posejdona.
-ARGHHH! ZABIJĘ CIĘ!-wrzasnęła Clarisse. Uniosła Szerszenia i uderzyła z wysoka. Jackson sparował cios po czym skontrował i ciał płasko w lewe biodro. Ostrze przesunęło się po bloku, więc odskoczył w lewo, by uniknąć szybkiego wypadu przeciwniczki. Zawsze szanował ją za umiejętności walki, lecz wraz z tym przeklętym mieczem stała się jeszcze silniejsza. Uchylił się przed następnym atakiem, i zamłynkował zbijając jej blokadę. Widząc swą szansę Percy przyklęknął i ciął szybko, figlarnie wręcz z lewego łokcia. Nadludzkim prawie wysiłkiem przeciwniczka zetknęła swe ostrze z Anakslymosem chroniąc swe ciało, lecz uderzenie było tak mocne, że zachwiała się. Ostrze przeciwnika nie dało jej odpocząć. Clarisse zauważyła kątem oka błysk i zasłoniła się mieczem, lecz sukces był połowiczny. Atak nie dosięgnął celu, lecz dłoń trzymająca ostrze upadła na podłogę, zaś z kikuta trysnęła posoka. Zaraz też została posłana kopnięciem na najbliższą ścianę. Posejdonowic szybko doskoczył do niej i ciął w jej plecy. Rozległo się nieprzyjemne dla uszu chrupnięcie, zaś córa Aresa zawyła z bólu.
-Dlaczego to zrobiłaś?!-ryknął zwycięzca.-Dlaczego ją zabiłaś? Dlaczego, k***a właśnie ją?!
Usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Oni zwyciężyli. Uświadom to sobie pier****na rozgwiazdo. Ona musiała zginąć. W sumie to nigdy jej nie lubił to się mówiło? Straty ubocz…
-MILCZ!-krzyknął oprawca, po czym chwycił miecz i przystawił jej do gardła.-Teraz będziesz błagać o litość! Co dzień będziesz modliła się o śmierć, ale nikt Ci nie będzie mógł pomóc.
-To będzie dla Ciebie największa kara.-zaśmiał sie szyderczo. Clarisse zemdlała już z bólu.-Już nigdy w życiu sobie nie powalczysz, a to przecież najlepsza rozrywka co nie?
Wstał i rozprostował kości. Nagle potężne uderzenie w głowę powaliło go na kolana, po drugim ciosie w bok znalazł się na podłodze, zaś Orkan został mu wykopany z rąk. W zamglonym obrazie rozpoznał Travisa trzymającego w ręce polano z ogniska. Przetoczył się w bok w panicznym uniku, po czym zerwał się na nogi i wystrzelił w kierunku torsu oponenta szarżując z wprawą godną zawodowego futbolisty. Bark trafił Hooda w brzuch, obaj upadli na ziemię. Percy usiadł na rywalu i zaczął okładać pięściami jego twarz. Nie mogąc przebić się przez gardę wziął potężny zamach i trzasnął łokciem w krtań wroga. Podniósł się i otrzepał nogi patrząc na duszącego się własną krwią Hermesa. Gdy ten dokończył swego żywota, Jackson podszedł do bagaży grupy i zaczął je przeszukiwać. Drachmy, ambrozja, nektar, broń, koce i inne rzeczy-wszystko to było dla niego skarbem nie do opisania. W torbie Clarisse znalazł starą bejsbolówkę oblepioną krwią. Serce w nim zamarło, gdy zdał sobie sprawę, że należała do Annabeth. Dopiero teraz dotarło do niego to co zrobił i to co się zdarzyło przez ostatnie dni. Nogi się pod nim ugięły, lecz znalazł w sobie dość sił, by pozbierać ekwipunek i wyjść w mrok nocy.
Wychodząc nie spoglądał za siebie.
Nie chciał. I nie mógł.
Nowy rozdział jego życia się przed nim otwierał, zaś on nie zamierzał już się załamywać.
Teraz był czas na zemstę.
Według mnie te dwa bluźnierstwa są niepotrzebne. Fajne opowiadanie
Fajne, fajne. Szkoda że zabiłeś tak tylu ale i tak mi się podobało 😀
G – E – N – I – A – L – N – E! Pisz CD! I wspomnij cokolwiek o Nicu. Jestem ciekawa czy jest dobry czy zły… .
ejj a mi wysłałeś mimo, że wiedziałeś, że lubię Clarisse! xD trochę szkoda mi MOJEJ rączki jak juz wiesz no ale trudno xD tak poza tym to ciekawe 😀
Chyba mały bajzel ze spacjami i wielkimi literami jest… Ale kij z tym, bo opowiadanie wywala z butów. Ze skarpetek z resztą też.
1.odważne
2.świetne
3.jestem na prawdę bardzo ciekaw, jak to się skończy
4.jeszcze raz pochwalam pomysł
5.błagam, nie zabijaj przynajmniej Nico.
6.napisz szybko cd 😀
7. Zajefajnie opisałeś przebieg walki, tylko nie rozumiem dlaczego oni przeszli na złą stronę :/
Opko jest bardzo dobre, scena walki miSZCZowsko opowiedziana… 😀
Do czego bym się mogła doczepić? Do przekleństw -.-
I może jeszcze do spacjowego bałaganu? 😉
Tak poza tym to jest GE-NIA-LNE! 😛
Tak trochę nie w stylu Percy’ego, ale opko jest bardzo spoko. Zgadzam się z pozostałymi błędów nie wytykam, bo sama robię ich dużo XD
Kocham cię! Pierwsza osoba, która zrzuciła mi kamień z serca usuwając Ann! ;*
Popieram Agness 😀 I nawet miałam konstruktywną krytykę, ale coś się schrzaniło i nie doszedł -,- (Dzięki mamo za wyłączenie internetu!) A pisać jeszcze raz mi się nie chcę 😛 zrobię to przy kolejnej części. 😀