Jak to jest, gdy po raz pierwszy spotykasz swoją matkę, boginię mroku? Wkońcu mam okazję ją zobaczyć, porozmawiać z nią. Jednak, nie tak wyobrażałam sobie te „pierwsze” spotkanie się z matką.
Po całym moim ciele przeszły ciarki , ale zrobiłam niski ukłon I odpowiedziałam.
-Matko, usłuchałaś mojej prośby.Dziękuję.
-Jesteś taka podobna do twego ojca.-stwierdziła, przymykając przy tym na chwilę oczy, jakby sobie coś przypominała, coś dobrego.- Nie martw się już o niego. On wie co się stało. Z uwagi na to ,że za pięć dni są twoje urodziny daję ci to.-kobieta przybrała postać niższego wzrostu I podarowała srebrny kompas.
-Dziękuję matko.-po czym ,przyjęłam prezent.
Przyrząd nawigacyjny? Pewnie przyda się do misji. Schowałam kompas do kieszeni bluzy po czym postanowiłam usłuchać dalej swej matki.
-Wiem ,że nie spodziewałaś się mnie w takich okolicznościach. Porozmawiamy kiedy indziej,teraz dostajesz ode mnie zadanie.Każdy już chyba wie ,że Gaja się próbuje obudzić. Jeden z jej synów ,niedawno poczętych ,Fenatos, chce pokrzyżować plany bogom. Wysyła swe wojska pod Olimp, zakłóca nasz spokój.Ten gigant często prowokuje bogów do zaczęcia wojny.Atena całe szczęście panuje jeszcze nad sytuacją i uspokaja furiata Zeusa.-nagle znikąd pojawił się grom, który (nie wiem jak), był wymierzony w stronę samej Hekate. Piorun trafił w coś nad głową mojej matki, wyglądało to tak, jakby miała na sobie jakąś ochronną powłokę.-Co stary durniu?! Wybacz Zeusie, ale to prawda! Nie panujesz nad sytuacją! Każdy to już wie!-kpiła , śmiejąc się do nieba, następnie zwróciła rozbawioną twarz ku mnie.-No więc Fenatos ma swoją siedzibę w Meksyku.Ale uważaj, bo gigant ma w całym mieście swoich szpiegów. Twoim zadaniem będzie unicestwienie giganta. Tylko, bądź ostrożna, ten gigant…Ma za zadanie zabić mnie. Gaja była mądra, nie zapominając o najsilniejszej bogini. Stara matka Ziemia.Mam nadzieję ,że spełnisz to ,czego od ciebie oczekuję, Lyro. Bądź dzielna córko. Nie zawiedź mnie!
Potem bogini zniknęła w czarnej mgle.No tak, czy ja zawsze muszę mieć jakichś wariatów w rodzinie?W sumie , sama nie jestem lepsza, w szkole zawsze mówili na mnie dziwak. Gdy po paru dobrych minutach, zorientowałam się , że każdy gapi się na mnie jak na idiotkę, zauważyłam Leona , który stanął obok mnie.
-Co, nie macie się na co patrzeć? O tam! Jezioro, tam jeszcze las. Macie dosyć widoków! No już, do swoich domków!
Dzieci (o dziwo!) się posłuchali i odeszli w różne kierunki świata. Ja natomiast, odwróciłam twarz do przyjaciela z domku Hefajstosa.
-Słuchaj, nie wiem jak ci dziękować, wiesz…
-Yy, Lyra, muszę iść, pa.-obrócił się na pięcie i odszedł.
Czy ja przed chwilą zobaczyłam obrażoną minę? Ach…Leo, gdybyś mógł mnie zrozumieć, że nie chcę się zakochać…Przymknęłam oczy. W mózgu powróciło dawne, smutne wspomnienie.
Siedziałam jak co dzień w szkole, na lekcji matematyki. Była to ostatnia lekcja, więc humor mi dopisywał. Roger z ławki obok puścił do mnie oko, po czym odpowiedziałam mu uśmiechem. Ach,Roger, pamiętam go. Przystojny chłopak, z długimi , prostymi włosami koloru brąz. Szkliste, zielone oczy i kremowe usta pięknie podkreślały jego wygląd. Tak, to był mój pierwszy (kiedyś myślałam , że jedyny) chłopak. Dryyyń! Dzwonek zadzwonił. Razem z Rogerem pomaszerowaliśmy do szatni po ubranie. Była jesień, piękna , złota jesień. Kiedy się ubraliśmy , pognaliśmy do budynku The Platinum. Zawsze po lekcjach wchodziliśmy po kryjomu na dach wieżowca i oglądaliśmy zachód słońca w Nowym Jorku. Usiedliśmy na bloku cementu. Trzymaliśmy się za ręce , przytulacjąc się do siebie. Wkońcu Roger odwrócił się do mnie i wyznał mi coś, czego od dawna pragnęłam:
-Kocham cię.
Doszło do pocałunku. Po raz pierwszy się zakochałam. Nie czułam żadnych motyli w brzuchu, tylko odrętwienie głowy. Czy to mogły być motyle w głowie? Nie wiem.
Wtedy to się nie liczyło. Po prostu cieszyłam się chwilą z moim najlepszym przyjacielem, moim chłopakiem.
-Ja też cię kocham.-wyznałam.
Wstaliśmy i podeszliśmy do krawędzi budynku.
-Patrz, jaki piękny widok-stwierdził.-Kiedyś, zbuduję tam dom.-wskazał na przeciwległą , pustą łąkę.-Dla ciebie i dla mnie, i dla naszych dzieci. Będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce.-zaśmiał się.
Zachichotałam, marząc o tym samym.
-Roger, zobaczysz, kiedyś tak będzie, pogładziłam go po policzku.
Razem się zaśmialiśmy, ale nagle coś poszło nie tak. Poczułam mocne szarpnięcie za rękę, Roger się zachwiał. Próbowałam go złapać i przywrócić mu równowagę, ale sama zadygotałam z poczucia bezwładności.
-Roger, Nie!!!-wrzasnęłam, po czym odrzuciło mnie do przodu.
Chłopiec trzymając mnie jeszcze za rękę i zwisając z gmachu wieżowca wyszeptał:
-Pamiętaj Lyra, kocham cię.-widziałam , jak łza spływa mu po policzku.
Jego oczy tłumaczyły mi , w jak beznadziejnej sytuacji się znaleźliśmy. Moja ręka coraz bardziej się osuwała z jego ręki. Usłyszałam wrzaski przechodniów. Łał, nareszcie nas zauważyli ze 150 metrów. Koniec żartów, to nie było zabawne.
-Roger, ty nie możesz…rozumiesz?!Trzymaj mnie mocno!-wmawiałam mu.
Spięłam rękę, cały ból przełożyłam na nogi, zaczęłam wciągać chłopca na górę. Z całej siły starałam się mu pomóc. Miałam już coraz więcej nadziei,wciągając go coraz wyżej i wyżej. Pod koniec ręce mi odmówiły posłuszeństwa. Na dole słychać było wycie syren straży pożarnej i policji. Strażacy rozkładali bezpieczne lądowisko, w zawrotnym,ślimaczym tempie. Nie mogłam dalej utrzymywać ciężaru Rogera, moje ręce i mięśnie przeszywał ogromny ból. Podświadomość mówiła sama za siebie, nie uniosę go dłużej. Nie dam rady.
-Nie pozwolę…nie pozwolę, słyszysz?!
Chłopiec załkał, wiedziałam , że nie jest w stanie już dłużej trzymać mnie za rękę.
-Kocham cię.
Puścił.
-ROGER!!! NIEEE!-wrzeszczałam.Łzy same cisnęły mi się do oczu.
Bezradnie patrzyłam , jak chłopiec spada z odległej wysokości na posadzkę z cementu. Strażacy nie zdołali w porę zorganizować lądowiska. Było za późno. Roger nie żył. Policja i pogotowie(które przyjechało moment po policji),pobiegli do chłopca. Widziałam jak mierzyli puls dziecku, po czym pokręcili negatywnie głowami. Ich twarze niespodziewanie zwróciły się ku mnie, bezradnej , jeszcze wyczerpanej dziewczynie w wieku 12 lat. Z otwartych drzwi na dach wkroczyli funkcjonariusze . Podeszli do mnie i zabrali mnie na dół. Ze szlochem składałam zeznania, które utknęły mi w pamięci już na zawsze.
Otworzyłam oczy , zdając sobie sprawę, jak jest już późno i że powinnam być już na kolacji. Otarłam łzy z policzków, po czym poszłam do Pawilonu.
Wiem , że te wspomnienie jest napisane w akcji bardzo szybkiej, ale to nie miało raczej być długie wspomnienie. :3
Dobre! Stary durniu buahahaha ale reszta wzruszająca i smutniejsza
Super, dzięki za dedykacje 😉
Wspaniałe opowiadanko : D pod koniec bardzo smutne i wzruszające (aż mi się oczy pociły :’C )
Mam nadzieję że CD będzie szybko : )
😀 cieszę się , że wam się podobało ^.~
Napisane super tylko fragment „Roger, zobaczysz, kiedyś tak będzie, pogładziłam go po policzku” wygląda tak jakbyś mu mówiła „pogładziłam go po policzku” bo nie dałaś myślnika. I jeszcze nie zostawiaj jednej litery na końcu zdania. Mam nadzieję, że to poprawisz. Po za tym wszystko jest super. Pisz dalej!!! Szybkoooo!!!
Dzięki za info , ale nie wiem gdzie ty widzisz tą ostatnią literę na końcu zdania?
Opko naprawdę dobre. Polecałabym pisać wspomnienia pochyłym pismem.
Dzięki, na przyszłość zastosuję :*
Fajne. =D
…
Jak się ogarnę z zachwytu, to napiszę…
O nowy rozdział.
Szczerze zawiodłam się…
Mogłaś się lepiej postarać, ale jest… ok.
naprawdę dobre 😉