Ten rozdział jest trochę krótszy niż reszta, które dotychczas wysłałam. Dla wszystkich, których oburzył, zdziwił, przeraził mój popis ortograficzny w poprzednim rozdziale i inne błędy. Dziękuję, mam nadzieję, że dzięki temu robię mniej błędów.
[Miranda]
Poszliśmy na lotnisko. Co prawda, najpierw nie chcieli nas wpuścić. Nie dziwię się- trójka dzieciaków bez paszportów, bez dorosłych. W końcu nas przepuścili. Może to zasługa tej śmiesznej pani kasjerki, która miała dość, dwóch dziewczyn, które kłócą się, negocjują i wygadują jakieś bajeczki, że ich rodzice, zatrzasnęli się w windzie, ale zaraz przyjdą a może nasza, bo w końcu się udało wynegocjować trzy bilety. Tak czy siak, wpuścili nas, pod długich dyskusjach i kiedy wreszcie usiedliśmy na swoich miejscach, byłam padnięta.
-Nigdy więcej- sapnął Mike.- Nigdy więcej sam, za wami dwoma, bez paszportów, nigdzie nie lecę.
-Dobra, następnym razem pojedziemy podciągiem- wzruszyła ramionami Jane.
Mike posłał jej mordercze spojrzenie, na które odpowiedziała pokazaniem mu języka.
-Przestańcie, trzeba wymyślić, co teraz robimy- powiedziałam.
-Dobra. A wie ktoś może, po co lecimy do Nowego Orleanu?- spytała Jane i uśmiechnęła się wrednie.
Zamilkliśmy. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nikt nie wiedział. Jedyny powód był taki:
-Nike, mówiła, że mamy tam iść…- powiedziałam.
-Haha, świetnie- nawet nie wiemy, co mamy zrobić, gdzie iść a nawet jak już odnajdziemy tych wariatów, których szukamy to i tak jedna z nas i tak zginie. Czego chcieć więcej od życia?- spytała ironicznie Jane i odwróciła się przodem do okna.- Wymyślcie coś, a jak skończycie myśleć to mnie obudźcie. Nie wyspałam się dzisiaj.
-To, co- wiesz, co dalej robić?- spytał mój chłopak.
-Nie uczesałeś się- zauważyłam.
-Oj, zapomniałem. Twoja babcia, zawsze mnie stresowała- uśmiechnął się. Dawno nie miałam czasu z nim pogadać tak po prostu. Nie o tym, co mamy zrobić, aby zdobyć sztandar, lub jak pokonać wściekłego centaura. W najgorszym przypadku, jak uciec, przed Panem D… -Możemy pogadać, tak…- zawahałam się nie wiedząc, jakiego słowa użyć.- Tak normalnie… Jak zwykli ludzie…
-Ale ty, nie jesteś zwykła, Mir. Jesteś wyjątkowa, wiesz przecież.
-To, że mam geny dwójki bogów nie czyni mnie jakąś inną- naburmuszyłam się.
-Kobieto, chodzi mi o to, jak jesteś a nie, jakich masz rodziców!
-Aaa… Jakiś ty słodki- wyszczerzyłam się głupio.
-Wiesz, bycie synkiem Apolla ma plusy- pokazał ręką na siebie i z zadowoleniem popatrzył się na mnie.
-Czyli da się wytłumaczyć, dlaczego cię kocham?
-Ej!- uśmiechnął się i rozczochrał mi włosy. Gadaliśmy jeszcze trochę, aż w końcu musieliśmy przejść do tematu, o wiele mniej przyjemnego. Jak mam być szczera, to żadne z nas nie wiedziało, co robić. Nie było to niczym niezwykłym, bo odkąd wyruszyliśmy, brak nam było planu. Ustaliliśmy, że będziemy błąkać się po mieście, a problemy same się znajdą… Podróż minęła dość szybko, może dlatego, że połowę przespałam. Usnęłam z nogami opartymi o stolik, przed moim siedzeniem. Głowę położyłam na ramieniu Mike. Jane, co jakiś czas, gadała coś przez sen ale głównie chrapała. Kiedy wysiedliśmy z samolotu i odebraliśmy plecaki, skierowaliśmy się do centrum miasta.
-Piękne, miasto, prawda?- spytałam Jane.
-No, ładne- mruknęła niechętnie i zaczęła kopać przed siebie kamyki, który ukruszyły się z chodnika.
-Nie wyspałaś się?
-Nie- uśmiechnęła się do mnie ponuro.-Miranda…
-Hmm?
-Jak myślisz, czemu Atena, nie chciała nam powiedzieć, po co nam pomaga?
Milczałam. Nie chciałam wiedzieć.
-Nie wiem. Pewnie, ma to związek z przepowiednią.
-Może- prychnęła. –Nie wiem jak ty, ale cieszę się, że nam pomaga. Może i była sztuczna, bo litowała się nad nami…
-Albo, może nie chce okazywać uczuć, bo się ich boi- dodałam.
-No właśnie. Jednak, cieszy mnie to, że pomogła, że pamięta o nas.
-Wiesz co, siostra?- objęłam ją ramieniem.
-Co znowu?- uśmiechnęła się. Odwzajemniła uścisk.
-Coś czuję, że coś namieszamy, że sprawimy kłopoty.
-Przecież, to norma- prychnęła i spojrzała się przed siebie. Zachód słońca oświetlał jej bladą twarz na różowo i pomarańczowo.
-No, wiem, jednak jeszcze w życiu nie sprawiałyśmy kłopotów bogom.
-Delikatnie to ujęłaś- „sprawiać kłopoty”.
Szłyśmy dalej. Robiło się ciemno, ale nie zimno.
Wszyscy milczeli. Każdy widocznie, zastanawiał się, co ma być dalej…
I co ja mam tu zrobić? Przecież nawet nie wiem, czego szukać… Kurde, to jest bez sensu, a co dopiero, to, że sami, mamy nawrócić, herosów, którzy pragną naszej śmierci i nienawidzą bogów. A my mamy do nich przyjść i powiedzieć „Hej, jesteśmy tymi bliźniaczkami, które mogę uniemożliwić wam powstanie, a jak jedna z nas umrze zanim się nawrócicie, to już prawie nic was nie powstrzyma! To, co, przechodzicie na naszą stronę?”
Szliśmy powoli, nie spiesząc się. Niby po co mieliśmy się spieszyć? Nie wiemy co robić, więc możemy iść wolno, nie?
Mijaliśmy, różne domy. Im bliżej centrum, tym domy stawały się większe, bogatsze oraz nowocześniejsze. Nowy Orlean, wyglądał ślicznie. Nie mogłam nadziwić się jego wspaniałą architekturą. Ale okej- nie będę przynudzać.
Z zamyślenia, wyrwał mnie Mike.
-Dziewczyny, czy tylko ja widzę, że ta kobieta idzie za nami już jakiś czas?- spytał, Mike.
Odwróciłam się. Faktycznie- za nami szła jakaś kobieta.
-No, ale ona może po prostu iść w tym kierunku, co my, nie?- odpowiedziała Jane.
-A to, że ma na sobie grecką szatę i miecz, świadczy o tym, że jest przy zdrowych zmysłach i po prostu postanowiła się przejść i pozabijać paru turystów, nie?- powiedziałam ironicznie i spojrzałam się do tyłu jeszcze raz. Kobieta przyspieszyła kroku.
-Wiecie, proponuję dyskretny odwrót- powiedział Mike.
-Co masz na myśli?- spytała Jane.
-Uciekajmy- rzucił i zaczęliśmy biec, przed siebie.
-Kobieta ruszyła biegiem za nami, krzycząc coś po grecku. Słyszałam tylko pojedyncze słowa, które wcale nie zachęciły mnie bym stanęła: ‘stójcie’, ‘zabiję was’, ‘nie uciekniecie’, ‘skończmy to’ i tym podobne. Każdy normalny człowiek od razu by się zatrzymał, prawda?
-Nie damy rady, jej uciec, jest zbyt szybka- krzyknęła w naszą stronę Jane.
-Dobra, na trzy, zatrzymujemy się i walczymy- powiedział Mike. Spojrzał się na mnie. Widać było, że nie jest pewny tej decyzji, ale również, jest w pełni gotowy na każde wyzwanie.
-Raz!
Zerwałam z wisiorka, jedno z większych piórek. Nadal biegliśmy. Dostrzegłam, że Jane wyjęła swój miecz, a Mike zręcznie zdjął z pleców swój łuk.
-Dwa…
Podrzuciłam piórko do góry, zatrzymując się.
-No, nie ładnie tak uciekać.
Wrzasnęłam a pióro, które zmieniło się w miecz upadło przede mną. Kobieta, stała przed nami i uśmiechała się. To nie fair- ona się przeteleportowała! Jak mieliśmy jej uciec?
Nie powiem, że była brzydka, ale i tak się panicznie bałam.
-Kim pani jest?- spytał Mike, który jako jedyny zachował zimną krew i wyprostowany, z naciągniętą strzałą na łuk, stał przed nieznajomą i celował jej między oczy.
-Spokojnie- powiedziała kobieta i odsunęła palcem strzałę chłopaka.- Na razie, nie chcę zrobić wam krzywdy. To było by nie sprawiedliwe.
-A te słowa, które krzyczałaś do nas? ‘Zabiję was’, ‘skończmy to’? Nie brzmiały przyjaźnie- powiedziałam i szybko podniosłam swój miecz z chodnika.
Kobieta, cały czas stała dumna, poważna, ale jej kąciki ust wyginały się w lekkim uśmiechu.
-Krzyczałam, że nie zabiję was i żebyśmy skończyli tę pogoń.
-Kim jesteś? Mam dość bogów, na te kilka dni, więc daruj sobie wstępy- powiedz, kim jesteś i czego chcesz- powiedziała Jane. Moja siostra umie się zachować kulturalnie, nie?
– Jestem jedną z córek Uranosa i Gai.
-Rea? Tetyda? Fojbe?- zaczęłam wyliczać.
-Jestem Temida, bogini sprawiedliwości.
Świetnie- znamy się już z boginią sprawiedliwości, sprawiedliwej wojny i zwycięstwa. Kto jeszcze? Może jest jakaś od łagodnej śmierci, bo na to również możemy liczyć…
-Czego chcesz?- spytałam niepewnie.
-Zacznijmy od tego, żebyście schowali miecze i poszli za mną. Proponuję usiąść w tamtej kawiarni, co wy na to?
-Dobra, ale pani stawia mi colę- powiedziała Jane i schowała swój miecz.- Zmęczyłam się.
Fajne opko choć wydaje mi się, że wcześniej je wysłalaś.
Ta część już została wysłana.
Wydaje mi się, że to się drugi raz wciepiło…
Też mi się tak wydaje… Dziwne, bo na poczcie mam następna część (13), wysłaną.
Chyba coś się pomyliło. To opko już tu było. Ale mogę napisać, że jest genialne! ” pojedziemy pociągiem ” 😀 . To mnie rozwaliło!
Mówiłam już, że extra? To się powtórzę 😀
Dzięki Na prawdę nie wiem co się stało., ale trudno… XD
Nie skomentowałam poprzedniego, więc teraz mówię, że masz genialny styl
PS Jane żądzi 😉 i mam nadzieję, że cd będzie szybko (,ale ma być dłuższy :))