Gdy codziennie mijał ją na szkolnym korytarzu, nie jawiła mu się w takiej formie.
Miała dziwny styl ubierania – jakby próbowała połączyć różowe spódniczki z gorsetami i bluzami z kapturem. Nigdy nie zdejmowała masy bransoletek, które sięgały jej aż do połowy przedramion.
Nie była tak pewna siebie jak Mary, ani tak wysoka i pełna gracji jak Liliana. Sięgała mu do podbródka, miała jakiś metr sześćdziesiąt trzy. Jej drobna sylwetka i długie nogi były powodem powszechnej zazdrości wśród połowy dziewcząt w szkole. Duże zielone oczy kryła ostatnio za okularami, ale dodawały jej one tylko uroku. Długi do miednicy kasztanowy warkocz spływał swobodnie po prawym ramieniu. Miała jasną karnację, w przeciweństwie do jego śródziemnomorskiej. Duże, malinowe usta często wyginała w uśmiechu. Czasem szczerym, radosnym, ale częściej sarkastycznym lub smutnym.
Na tle klasy wybijała się wyraźnie, nie pasowała tam. Ale na tle dziewczyn z rocznika bladła wyraźnie, choć, pomyślał z przekąsem, gdyby z tych lalek zmyć całą tapetę, to pewnie byłaby najpiękniejsza. Przynajmniej dla niego.
Podczas pierwszych tygodni nie zauważał jej. Zmieniło się to, gdy na basenie nauczyciel kazał im grać w kosza. Byli w przeciwnych drużynach.
Nigdy nie rzucała, ale nie bała się dać mu z łokcia lub zawinąć się wokół piłki całym ciałem, byle tylko inni gracze zdążyli przejąć jej i zdobyć punkty. Włożyła duży wkład w jego przegraną, choć nie wyglądała na to.
Po zajęciach, tak jak on, szukała klucza do szafki. Miała na sobie kremowo-czarną bluzkę z gorsetem i jeansy. Długie włosy napuszyły się wokół kształtnej głowy jak lwia grzywa. Była piękna.
Na kolejnym basenie znów grali w kosza. Tyle, że tym razem nie było Nica. Dziewczyna musiała radzić sobie sama w drużynie o beznadziejnym składzie. Nie dawała mu wrzucić piłki do kosza, ale była za niska – za każdym razem, gdy wyskakiwała w górę, piłka przelatywała dobre dwadzieścia centymetrów na jej wyciągniętymi rękoma. Ale, gdy pozwolił sobie podejść za blisko, nie mógł wrzucić. Czepiała się jego rąk swoimi długimi, delikatymi palcami o niezwykłej sile i ściągała w dół całym ciężarem ciała. Nie była ciężka, ale nad wyraz kłopotliwa. Skinął głową na Mike’a, swojego przyjaciela. Ten chwycił zielonooką w pasie i przyciągnął do siebie, tym samym oddalając ją od kosza. Dziewczynę zamurowało, a chwilę później spiekła raka i zaczęła wić się i rzucać jak ryba wyjęta z wody. Chłopak wrzucił piłkę, którą przejęła Jess. Sam pożerał wzrokiem syletkę w obcisłym błękitnym stroju, który świetnie podkreślał płaski brzuch i wcięcie w talii przeciwniczki. Zauważył, że ma niewielkie piersi, a jest tak szczupła, że widać było jej żebra i kości miednicy.
Gdy wychodziła z wody, ściągając czepek widział jej twarz zaczerwienioną z gniewu i oczy ciskające gromy. Postać ociekała wodą, tylko uwypuklając jej atuty.
– Dwa do trzydziestu! To jakiś absurd! – powiedziała do idącej obok Sue, która tylko uśmiechnęła się szelmowsko. Były w przeciwnych drużynach.
A przez kolejny tydzień znów była płocha, unikała jego spojrzeń, rumieniąc się. Pewnego dnia przyszła do szkoły ze smutkiem w oczach. Wiedział, że się dowiedziała o Sandy. A on sam już nie był pewien, co czuje.
Sandy. Jego dziewczyna. Ale czy tak naprawdę uważał ją za tą jedyną, czy była tylko odskocznią od normalności? Zabawką w jego rękach? A może odwrotnie – on zabawką w jej rękach?
To ona uświadomiła mu, kim jest i kto jest jego ojcem. Ojcem, który go nie kocha, nie chce go.
To ona przeciągnęła go na stronę Gai. Nie chciał mieć z ojcem nic wspólnego. A Gaja mogła dać mu wszystko.
To była jego pierwsza bitwa. Mieli zaatakować nieliczny oddział greckich herosów, którzy jechali z poselstwem do Rzymian. Musieli ich powstrzymać.
Zastawili pułapkę. Kilkanaście drakain, banda Lastyngonów, Sandy i on. Dziewczyna opracowała staranny plan i teraz należało tylko czekać.Trzymał czarne ostrze Agisa w pogotowiu.
W wąwóz wjechały dwie zakapturzone postacie przemieszczające się wierzchem.
– Teraz! – usłyszał i wyskoczył przed postać jadącą na czarnym arabie. Przestraszony koń stanął dęba, wysadzając jeźdźca z siodła.
Postać poturlała się po ziemi i złapała za łydkę z cichym jękiem, który był istną melodią dla jego uszu. Przystawił jej ostrze miecza do gardła i spojrzał na zielone oczy błyszczące w ocienionej twarzy. Tknięty nagłym przeczuciem schylił się i zrzucił postaci kaptur.
– Simon… – wyszeptała z nutą smutku w głosie dziewczyna. – Ty też…
W tamtym momencie chciał podać jej rękę i przyciągnąć do siebie, jak zrobił to Mike, ale delikatniej, przytulić ją i wyszeptać jej, że to wszystko tylko żart, że już wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł. Na szyi poczuł sztylet i zobaczył kilka centymetrów od swoich oczu rozognione tęczówki niedoszłej ofiary.
– Agarthie… – szepnął, patrząc na lśniące czarne skrzydła wyrastające z jej pleców.
– Jeśli ci życie miłe, nie zadzieraj z córką Śmierci – usłyszał głos przepełniony żalem, a potem była już tylko ciemność.
Obudził się w mrocznej celi, skuty kajdanami. Leżał na twardej pryczy. Na ścianie obok zobaczył wydrapane kreski – setki kresek oznaczających spędzone tu dni. Zaschło mu w gardle.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi celi i ledwo powstrzymał się od wrzaśnięcia. Zobaczył szkielet z karabiem maszynowym w rękach iresztkach munduru armii amerykańskiej na sobie. Za nim wsunęła się zakapturzona postać. Opuścił wzrok, by nie musieć patrzeć w pełne nienawiści oczy.
– Weź go – rozkazała zimno szkieletowi. Nie opierał się, gdy kazano mu wstać i iść długimi mrocznymi korytarzami. Co jakiś czas zmieniali się strażnicy, każdy z innej epoki. Postać cały czas szła za nim z mieczem przy jego szyi. W pewnym momencie odprawiła strażników, a gdy jeden z nich próbował zaprotestować, szybko go uciszyła. Nie był to przyjemny widok.
Szli dalej, a on z minuty na minutę czuł się coraz bardziej niepewnie. Może ciągną go do sali tortur? Albo do pana tej twierdzy?
Postać skinęła głową dwóm bliźniaczo podobnym chłopcom. Na oko mieli po dziesięć lat. W oczach paliły im się ogniki wściekłości. Ruszyli przed nimi z zielonymi pochodniami.
– Nasza siostra jest dziś w złym humorze… Nie chciałbym być w twojej skórze – powiedział jeden z nich, uśmiechając się szyderczo. Jego kły były kilka milimetrów dłuższe od normalnych zębów. Syn Hadesa przełknął ślinę.
Doszli do wielkich dębowych wrót okutych żelazem i strzeżonych przez cztery szkielety w strojach rzymskich legionistów. Zasalutowały one i uchyliły drzwi. Bliźniacy posłali mu ostatnie sarkastyczne uśmiechy i został wepchnięty do komnaty.
Na pewno nie tego się spodziewał. Stał na środku czarnej dębowej alejki. Wrota zniknęły. Drobny piasek koloru kruczych piór chrzęścił mu pod stopami. Puste oczy wisielców śledziły każdy jego ruch z gałęzi paresetletnich drzew. Mimowolnie przyspieszył kroku, co nie było łatwe z powodu kajdan krępujących jego kostki i nadgarstki. Niedaleko zawył wilk, a w niebo wzbiło się kilkadziesiąt nietoperzy, piszcząc przeraźliwie.
Gdy wreszcie dobiegł do dworu stojącego na krańcu ścieżki, był oblany zimnym potem i prawie płakał ze strachu. Rozejrzał się i wszedł po szerokich marmurowych schodach. Coś, sam nie wiedział co, powiedziało mu, żeby wejść do komnaty po prawej. Odetchnął głęboko i popchnął drzwi.
Była tam. Siedziała tyłem do niego, a delikatne promienie księżycowego światła zalewały jej postać, sprawiając, że wyglądała jak jedna z sennych mar. Gdy usłyszała skrzypienie zawiasów odwróciła się do drzwi. Na jej zupełnie białej twarzy bez jednej skazy błyszczały łzy.
Była zupełnie inna, niż ją zapamiętał. Kręcone, ale teraz czarne pukle były wycieniowane, mimo to nadal spływały aż o talii. Miała na sobie czarny grecki chiton do połowy uda, a na to narzucony czarny damski rzeźbiony napierśnik, świetnie podkreśniający jej sylwetkę. Na nogach zauważył sznurowane czarne sandały do kolan, a na rękach ochraniacze do łokci. Miecz ze stygijskiego żelaza, tarcza i hełm z niewielkimi skrzydełkami leżały obok niej na łożu.
Z pleców wyrastały krucze skrzydła.
Zdusił chęć podbiegnięcia do niej i pocałowania jej gorących ust z uczuciem, widząc jej prawie czarne spojrzenie. Zamiast tego szepnął:
– Nie wiedziałem…
– Ja też nie – przerwała mu zimno wstając i podchodząc do niego. – Nie wiedziałam, że ktoś taki jak ty mógł do niej dołączyć… Co ci za to obiecała? Władzę? Pieniądze? Nieśmiertelność? Odpowiedz!
W jej głosie słyszał rozpacz, więc milczał.
– Wiesz, co będzie, gdy ona wygra?
– Bogowie przestaną rządzić. Mój ojciec wreszcie sobie o mnie przypomni – powiedział mechanicznie to, co mu wpoili.
– To tylko część prawdy. Ta, którą cię karmili. Gdy Gaja powstanie, strząśnie z siebie wszystko, co ludzkość zbudowała przez ostatnie kilka tysięcy lat. Nikt nie przeżyje. To będzie Apokalipsa.
– Mój ojciec… – próbował się bronić. Przerwała mu z wściekłością:
– Twój ojciec chciał cię chronić. Ja też to robiłam. Pamiętasz tę nauczycielkę biologii? Albo niemieckiego? I tego idiotę z drugiej ”de”? To były potwory. Gdybym się ich nie pozbyła, możliwe, że już by cię tu nie było. Hades kazał mi cię pilnować…
– Więc czemu mnie nie uznał?! Czemu dopiero od Sandy dowiedziałem się, że jestem herosem?! – wykrzyknął z rozpaczą.
– Bo nie chciał, by wiódł trudny żywot półboga! Nie chciał, byś musiał martwić się każdym kolejnym dniem… Byś, tak jak ja, musiał walczyć z potworami, patrzył śmierci w oczy, za szybko dorósł…
Spotkałeś moich braci. Widzisz, co takie życie z nimi zrobiło. Chciał cię przed tym uchronić. Chciał, byś mógł cieszyć się chwilą, nie bojąc się, czy nie jest ona tą ostatnią…
W jej głosie brzmiał taki ból, że Simon aż zadrżał. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów, kilka centymetrów od jej malinowych ust wprost stworzonych do całowania.
Nie zauważył, kiedy zniknęły kajdany. Dotknął jej policzka ręką i otarł łzy. A potem zrobił to, co chciał zrobić już dawno temu – chwycił ją w pasie i, delikatnie podnosząc, przycisnął do swojej piersi. Nie mógł jej pocałować. Znienawidziła by go. Jeszcze nie.
– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał w jej pachnące różami, liliami, ziołami, cynamonem i karmelem włosy. Mimo, iż ta mieszanka wydawała się do siebie nie pasować, to on uznał ją za uzupełniającą się harmonijnie woń, która sprawiła, że miał ochotę nie wypuszczać jej z objęć. Już nigdy.
Słone łzy moczyły jego brudną koszulkę, ale nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Czuł, że dziewczynie jest lepiej, że nigdy nikomu się tak nie zwierzyła. Gdy się uspokoiła, odsunął się o krok, czując się odrobinę niezręcznie.
– Czyją jesteś córką? – spytał, przerywając milczenie. Dziewczyna wytarła łzy i usiadła na łóżku. Na kolana wskoczył jej wielki czarny kocur, który wyskoczył spod łóżka, mrucząc głośno, gdy heroska zaczęła drapać go za uszami.
– Śmierci – powiedziała po prostu.
– Czyli… Jesteś moją siostrą? – spytał, przełykając ślinę. Agarthie uśmiechnęła się blado, kręcąc głową. Chłopak westchnął z ulgą.
– Mój ojciec to syn Nyks, jeden ze starszych bogów. Bogów tak starych jak Tytani, a nawet starszych. Mój ojciec to uosobienie śmierci, śmierć przedwieczna i potężna. Śmierć jedyna i prawdziwa. Brat Snu, syn Nocy. Mój ojciec to Tanatos… – powiedziała zwieszając głowę. Chłopak widział, że czuje potrzebę ruchu, bo zrzuciła kota i zaczęła chodzić po pokoju. Otworzyła drzwi szafy i wyciągnęła z niego manekin o swoich proporcjach. Na jego głowę włożyła hełm, przypasała mu miecz i powiesiła tarczę. Ochraniacze z rąk i nóg położyła obok, na półce.
– Mogłbyś? – spytała nieśmiało, odsuwając z pleców długie włosy. Simon podszedł do niej i rozsupłał rzemienie utrzymujące napierśnik na swoim miejscu. Zrzuciła go lekko i włożyła na manekin. Zauważył, że anielskie skrzydła zniknęły, ale nie przeszkadzało mu to – tak dziewczyna była bardziej realna, a nadal wyglądała jak wysłanniczka niebios. Na alabastrowym czole lśniła srebrna opaska z czarnym kamieniem.
– I co teraz? Znasz moje prawdziwe życie, wiesz, kim jesteś i kim ja jestem. Ale czy przyłączysz się do nas?- zapytała, siadając na łóżku. Miała na sobie tylko długie sandały, koronę i czarny, przylegający, grecki chiton, który opinał jej ciało w ten sposób, że chłopak nie mógł oderwać od niego wzroku. Pragnął jej.
Usiadł koło córki Tanatosa i schował twarz w dłoniach. Bał się odpowiedzieć.
– Zostaję jeszcze przez jakiś czas w Podziemiu. Nie musisz odpowiadać teraz – mówiła łagodnie, podnosząc jego podbródek i zmuszając do spojrzenia w swoje oczy. – Musisz wiele zobaczyć. Ale najpierw trzeba cię ulokować… I koniecznie znaleźć jakąś wannę – żartuje, uśmiechając się lekko.
Chłopak odwzajemnił uśmiech z pewnym ociaganiem, ale szedł posłusznie za córką Śmierci długimi korytarzami twierdzy Hadesa. Skupiał się na jej pełnych gracji ruchach, zmysłowym poruszaniu biodrami i długich nogach. Jednak była równie pewna siebie jak Mary oraz pełna gracji jak Lily. Ale też o wiele lepsza od nich.
Co jakiś czas mijali postacie herosów idących w różnych kierunkach. Każdy z nich kiwał głową na powitanie Agarthie. Widać, że żywili w stosunku do niej spory szacunek. W pewnym momencie wpadł na nich wysoki chłopak, może rok od nich starszy, na oko siedemnasto-, osiemnastoletni. Wymienił on kilka słów po starogrecku z dziewczyną, po czym zwrócił się do Simona:
– Chodź za mną, ojciec chce cię widzieć.
Adresat wiadomości spojrzał niepewnie na ukochaną, ale ona kiwnęła głową.
– Nie martw się, Nico nic ci nie zrobi, on tylko tak groźnie wygląda. Jest łagodny jak baranek – zażartowała sobie, po czym spoważniała. – Idź z bratem, skoro Hades tego chce… Ja w tym czasie przygotuję ci kwaterę. I kąpiel.
Chłopak poszedł za starszym bratem w przeciwną stronę co czarnowłosa.
– Jest piękna, prawda? – powiedział syn Hadesa usmiechając sie lekko do Simona. – Szkoda, że się rozstaliśmy… Ale czujemy się bardziej rodzeństwem, nie parą.
– Byliście ze sobą? – spytał ze zdziwieniem szesnastolatek. Nico wybuchnął perlistym śmiechem.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytał się, chichocząc, a gdy dostał odpowiedź twierdzącą, kontynuował. – Nie wytrzymaliśmy ze sobą nawet godziny! Tak się pokłócilismy, że prawie całą twierdzę zawaliliśmy, a w Los Angeles mieli tsunami!
Słysząc to, chłopak uśmiechnął się po nosem.
W pewnym momencie zatrzymali się przed olbrzymimi wrotami przedstawiającymi sceny śmierci w różny bolesny sposób.
– Nie ma to jak pierwsze wrażenie, co nie? – zapytał z ironią w głosie Nico, otwierając drzwi i ironicznie kłaniając się, zaprosił do środka.
Sala tronowa zdawała się nie mieć końca. Przypominała mu kopalnie Morii z filmu „Władca Pierścieni”. Rząd wielkich kolumn ginął w mroku, a wysoki tron nie przybliżał się z każdym krokiem, wręcz przeciwnie. Wydawało mu się, że idzie do tyłu, lub po bieżni.
Zatrzymał się. „A co, jeśli to kolejna próba? Ten zamek pełem jest niespodzianek.” – pomyślał.
Zboczył z trasy, zagłębił się w cień tak głęgoki, że nie widział ręki trzymanej tuż przed twarzą. I doszedł.
– Twoja matka byłaby z ciebie dumna – usłyszał głos i rozejrzał się.
Wyszedł z cienia na dziedziniec z fontanną skąpany w blasku słońca. Cicho szemrząca woda działała na niego usypiająco.
– Jesteś pierwszą osobą, która tu dotarła – ponownie odezwał się głos. Należał on do czarnowłosego mężczyzny po trzydziestce trzymajacego na palcu wskazującym barwnego motyla.
– Tata? – spytał się Simon nieśmiało. Mężczyzna obrócił się w jego stronę i uśmiechnął się. W jego szarych oczach zatańczyły iskierki radości.
– Simon… – zaczął Pan Umarłych, ale nie skończył, bo syn podbiegł do niego i, prawie zwalając go z nóg, mocno przytulił, cicho szlochając. – Synku…
Gdy później leżał w wannie przygotowanej przez Agarthie, rozmyślał o tym, co powiedział mu ojciec.
Kiedy minęły pierwsze czułości, Hades zaczął opowiadać mu o jego matce.
– Nauczyłeś się myśleć inaczej niż inni, odbiegać od tematu. To dzięki twojej babce, Atenie.
Widzisz, gdy pierwszy raz spotkałem twoją matkę, od razu mnie zauroczyła. Wiedziałem, że jest niezwykła, tak jak nasze dziecko – ty.
Kiedy zginęła z rąk Arachne, myślałem, że zawalił się mój cały świat. I to przez to zgodziłem się, by Tia była twoją strażniczką.
– Tia? – spytał zdziwiony.
– Tatiana. To pierwsze imię Agarthie – wyjaśnił. – Jedno z wielu… Ale niech sama ci o sobie opowie. Synu, chciałem się z tobą spotkać, by powiedzieć ci to, co ci powiedziałem, a także dać wybór: możesz zostać na razie w Podziemiu, a potem pojechać do Obozu Herosów. Tia zostanie twoją nauczycielką i partnerką w misjach. Na początku semestru pójdziecie do szkoły, będziecie prowadzić w miarę normalne życie, tyle, że z całą tą waszą mitologiczną farsą na karku.
Drugą opcją jest całkowite zapomnienie. Wrócisz do szkoły, a ja przydzielę ci nowego strażnika… W końcu Tia cię nie upilnowała…
– To nie była jej wina – odparł Simon. – A ja… Wybieram pierwszą opcję.
– Zastanów się dobrze… Bo potem nie będzie już odwrotu.
– Tato… Ja… Ja kocham Agarthie. I nie chcę stracić też ciebie, gdy wreszcie cię odnalazłem. Tu jest mój dom, moja rodzina. Moje miejsce na tym świecie.
W tym momencie nad jego głową zajaśniał symbol czarnego hełmu.
– Witaj Simonie Green, synu Hadesa – powiedział z uśmiechem Pan Zaświatów.
Chłopak zanurkował w wannie wypełnionej ciepłą wodą z wonnymi olejkami. Czy wybrał słusznie?
– Widzę, że jednak nie boisz się wody – usłyszał głos od progu. Gwałtownie wynurzył głowę na powierzchnie. Stała tam, oparta o framugę drzwi. Rzuciła mu ręcznik i czarny grecki chiton.
– Emm… Nie mam zamiaru łazić w kiecce!
– Nie gadaj, tylko wyłaź. Mamy dużo do roboty.
– Mogłabyś wyjść? Lub chociaż się obrócić? – spytał speszony. Heroska uśmiechnęła się słodko.
– Nie.
– Ale…
– Żadnego ale! – przerwała mu ostro. – To kolejna próba. Jako syn Hadesa potrafisz zmienić się w ciemność. Zwłaszcza jako tak potężny heros. I Dziecko Starszej Krwi.
Simon spojrzał na nią z uwagą. Te same oczy, nos, usta, włosy… Nogi i sylwetka…
– Ty też jesteś częścią próby – stwierdził. – Bo to nie ty jesteś Agarthie.
– Czyli jednak nie jesteś tak niezmiernie głupi, jak myślałam. Jestem Calimene Honey, córka Erosa.
– Że co proszę?! – wykrzyknął chłopak. Dziewczyna posłała mu wściekłe spojrzenie. W dwóch skokach dobiegła do niego i przyłożyła mu sztylet do szyi.
– Wprost marzyłem, by zostać zasztyletowany w kąpieli – mruknął. – Mogłabyś wrócić do swojej postaci? Nie lubię, gdy ktoś psuje wizerunek Agarthie.
Dziewczyna uśmiechnęła się sarkastycznie, ale spełniła jego prośbę. Oczy z zielonych zmieniły się w chłodny błękit, a włosy, kurcząc się do połowy szyi, z czarnych w białe. Urosła jakieś dwadzieścia centymentrów, tak, że była teraz jego wzrostu. Duży biust prawie rozsadził przód koszuli.
Hmmm… Zdecydowanie nie mój typ. Zbyt… ostra, śmiała… Nie jest kobieca – przemknęło mu przez głowę.
– Nie muszę. Muszę po protu dobrze walczyć. Jak wszyscy – odpowiedziała zimno. – Za dziesięć minut na dziedzińcu głównym. Jedziesz na Obóz Herosów.
I kolejne marne romansidło. Gratulacje, jeśli wytrwałeś/wytrwałaś do końca. Najwidoczniej nie umiem pisać już niczego innego x.x Gdybym była ładniejsza, to pewnie uznałabym, że awansowałam na miano córki Afrodyty…
Inspiracje (na poważnie):
- „Upiór w operze”
- „Les Miserables”
- „Taniec Wampirów”
- HEY
- Lenka
- Cassiel
- Życie prywatne
- Pasta do zębów i krówki
- Zmierzch
- Pasjans i inne badziewne gierki z kompa
- Szkoła
Pierwowzory niektórych postaci są mi dobrze znane. To dla nich jest to opowiadanie 😉
I dla Goci oraz Pom, które podniosły mnie na duchu i przeżyły czytanie tego badziewia XD
A na końcu dla Cassiel. Ty już wiesz za co
pełem – pełen Raz nie było ,,-” ale tak to Ok. Fajne opko! Od kiedy pasta do zębów jest inspiracją? 😉
Od kiedy to ja piszę XD Cieszę się, że spodobało się Wam Dawno niczego nie wysyłałam… Bo cokolwiek napiszę, zaraz wychodzi taki oto romans
Dziękuję za pozytywną opinię i wytknięcie błędów, Carmel To naprawdę wiele dla mnie znaczy
Nie Lastrygonów tylko Lajstrygonów 😀 Przeczytałam tylko do połowy bo nie miałam czasu ale jest genialne i ogólnie wciąga 😛
Hahah jakie inspiracje. Nie no spoko nie oceniam tego. Ja wpadam najczęściej na pomysły w trakcie lekcji gdzie muszę się skupić a za Chiny ludowe mi to nie wychodzi. Strasznie fajnie ci to wyszło. Tak lekko się to czytało. Znalazłam tylko jeden błąd ”do połowy uda” chyba powinno być ”do połowy ud”, bo wychodzi z tego, że ten chiton miała do połowy jednego uda. Czy jakoś tak. Udanego w inspiracje końca świata
Dzięki Snakix 😀 Ale na 100% jestem pewna, że mówi się „do połowy uda”. Choć może się mylę… To tak samo jak mówi się w jednych częściach naszego kraju „idę na pole”, a w innych „idę na dwór”. Po prostu sposób wymawiania przez ludzi jest inny 😉
zaje…fajne . Pisz dalej !
Ja ostatnio też cokolwiek zacznę, zamienia się w romasn 😀 Mnie się bardzo podobało, błędów żadnych nie wykryłam. Jesteś pierwszą osobą, która inspiruje się pasjansem 😀 I brawo za tytuł, bo zaciekawił i zachęcił, tak że od razu pomyślałam „Trzeba przeczytać”
Świetne….wytrwałam do końca ale chyba nie wytrwam długo bez cd. Napisz szybko następną, część, błaaaaaaaaaaaagggggaaaaaaaammmm!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
„zapytał z ironią w głosie Nico, otwierając drzwi i ironicznie kłaniając się, zaprosił do środka.” Zastąpiłabym tu jedno słowo „ironia” słowem „sarkazm”, żeby uniknąć powtórzenia. Tak ogólnie to bardzo fajne opko. Pisz dalej!
Cd będzie, już zaczęłam 😉
Bardzo przepraszam za błędy, ale gdy piszesz po nocach takie ilości tekstu nigdy nie wyłapiesz wszystkich powtórzeń… Następnym razem będę bardziej uważać na takie rzeczy 😉
naprawdę fajne i dobrze że długie 😉 czekam na CD
Bardzo dobrze się czytało, wspaniale napisane
Cudne!!!*.*
Wow Boginko… Fajnie ci to wyszło i w ogóle. Inspiracje na podstawie zmierzchu rządzą!!!! XDD
Hohoho nieźle… Podoba mi się. 😛
Świetne <3
Pisz tak dalej i miej na to pisanie więcej czasu, proszę :P.
Chciałabym, Chio Ale oceny same się nie zdobędą, klasówki nie napiszą, a projekty nie zrobią…
wreszcie przeczytałam to romansidło do cdn 😀 Bog postarałaś się, ja nie lubie wiekszości romansideł a to akurat mi się podoba i to bardzo ;)wierze ,że znajdziesz czas na pisanie cd bo niedługo bedą ferie i trochę wolnego;)no ja będe czekać bo córki Tanatosa lubię .Dziękuje za dedykacje ^^