Mam nadzieję, że tym razem trochę lepiej mi poszło 😉 Trochę dłuższe niż poprzednie.
No więc życzę miłego czytania.
Hestia.
Ciemność i cisza. Długie godziny (jak mi się wydawało), w których nic się nie wydarzyło. Chciałam wstać, otworzyć oczy, zrobić cokolwiek, żebym poczuła, że nadal żyje, czego nie byłam taka pewna. Bezwładność, strach, ból- nie wiem jak to określić. Czułam się jakby ktoś zamknął mnie w zamrażarce, a następnie wrzucił do basenu pełnego
wrzątku. Jakby ktoś mnie sparaliżował. Nie mam pojęcia czy spałam, czy byłam nieprzytomna. Prowadziłam nieustanną walkę o… właśnie o co? Moje życie od początku było torturą, na
którą nie zasłużył nikt. Moi rodzice zginęli kiedy miałam rok w niewiadomy sposób i pozostawili po sobie tylko tajemnice. Od tamtego momentu moja starsza siostra Suzan i ja przechodziłyśmy
z rąk do rąk jakichś dalekich krewnych albo kolegów naszych rodziców. Odbijali nas niczym piłkę, której trzeba się jak najszybciej pozbyć. Każdy z nich uważał mnie za głupca, który nie widzi wyraźnych znaków. Suzan poddała się po pewnym czasie i pogodziła się ze swoim losem. Ja też powinnam sobie odpuścić, ale niestety taka już byłam. W pewną majową noc uznałam, że nie mogę tak dalej żyć i uciekłam. Wzięłam ze sobą plecak, w którym schowałam zeszyt ze wszystkimi moimi pracami, ołówek, czekoladę, misia, medalion i dwa wyblakłe zdjęcia. Nie było dnia, w którym nie chciałabym ich spalić. Stały się one moim przekleństwem, ponieważ były one jedyną rzeczą dzięki której wiedziałam kim naprawdę jestem. Po roku samotnej tułaczki trafiłam pod opiekę Rayan’a, który tak naprawdę mnie nie znał. Był to jedyny człowiek, któremu zaufałam w 100 procentach. Był on ubogim, łysiejącym i chorowitym starcem. Kiedy myślałam,
że już znalazłam swój dom życie postanowiło zafundować mi kolejną niespodziankę. Pewnego dnia zmarł on na zawał pozostawiając mnie na pastwę losu. Miałam wtedy prawie sześć lat.
Smutne było to, że nikt nawet nie zauważył małej, bezbronnej dziewczynki chodzącej nocą po ulicach nawet nie wiem jakiego kraju. Tego samego roku jakiś policjant zostawił mnie w domu dziecka. Oczywiście nawet tam mnie nie zaakceptowali. Jednak zanim zdążyłam uciec pewne małżeństwo mnie przygarnęło. Przez pierwszy rok byli dla mnie bardzo życzliwi, ale nic nie trwa wiecznie. Pani Amelia wylądowała w szpitalu i po miesiącu zmarła, a mój ,, tata” stwierdził, że przynoszę mu same kłopoty, ale, że nie jest na tyle bezduszny żeby mnie wywalać z domu bez żadnego jedzenia, więc miałam jakieś marne jedzenie, którego mi zawsze brakowało. Czy naprawdę chciałam tak żyć? Nie, ale śmierć to tchórzostwo, a ja nie mam zamiaru być tchórzem. No dobra muszę wziąć się w garść. Spróbowałam poruszyć ręką i od razu syknęłam z bólu. Zaraz, ja syknęłam. To był już dobry znak, przynajmniej żyłam.
-Chejronie czy ona przeżyje?-usłyszałam głos, który wydał mi się dziwnie znajomy.
-Nie wiem- po krótkiej chwili odezwał się inny jakby starszy, bardziej doświadczony- nikt od Apollina nie potrafi stwierdzić co jej jest, a ja nie mam zielonego pojęcia kim ona może być. –
Co ich obchodziło czy przeżyje, i kim jestem? Nie przywykłam, do tego żeby ktoś się o mnie troszczył, albo opiekował. Czy to możliwe, żeby robili to BEZINTERESOWNIE? Nie, spotkałam dotąd nikogo, kto jest po prostu bezinteresowny. No dobra prawie nikogo. Chyba się skrzywiłam, bo głosy znowu wróciły do rozmowy.
– Budzi się- stwierdził ten pierwszy -Co z nią teraz zrobimy?-
-Powinniśmy się czegoś o niej dowiedzieć-odezwał się stary głos .
Spróbowałam otworzyć oczy i po kilku sekundach wysiłku udało mi się to. Byłam w dużym pokoju urządzonym w dość dziwny sposób. Leżałam na kanapie w cętki. Koło mnie stał wielki, mahoniowy stół, na którym leżały porozrzucane karty i puste puszki po dietetycznej coli. W oddalonym rogu sali znajdował się stół Ping-pongowy, a naokoło niego stały i leżały krzesła opuszczone, jak mi się wydawało w pośpiechu. Na ścianach wisiało parę obrazów i ruszająca się głowa lamparta? No dobra, nie chcę wiedzieć o co z tym chodzi. Na krześle przy mahoniowym stole siedział mężczyzna z puszką w jednej ręce i kartami w drugiej. Miał duży brzuszek, czerwoną twarzą i trzymał w ustach cygaro. Ubrany był w strój, w którym przypominał mi hipiso-hawaiczyka. Koszule w palmy, żółte spodnie,czerwoną opaskę na czoło, a i jeszcze miał falowane włosy. Jego wygląd nie zdziwiłby mnie jakoś szczególnie, gdyby nie to, że jego oczy były fioletowe.
-Śpiąca królewna nareszcie się obudziła- prychnął- Oj tym herosom brakuje oryginalności. Od zawsze każdy leci po tym samym schemacie. Na początku śpi sobie na MOJEJ kanapie i wszyscy myślą, że to będzie właśnie ten półbóg, który ocali ich przed niewiadomo czym. Potem budzi się, dowiaduje się kim jest i w to nie wierzy. Na koniec przyzwyczaja się i BAM. Jest zwykłym szarym herosem- utkwił we mnie swoje nabiegłe krwią oczy- Nie myśl sobie, że będziesz jakimś wyjątkiem.-
Już wiedziałam, że go nie polubię. Zlustrowałam spojrzeniem pokój po raz drugi. W pokoju oprócz mnie i tego pijaka było jeszcze dwoje ludzi.Jeden był konio-człowiekiem,wydaje mi się, że taki ktoś nazywa się centaur. Jego koński zadek pokrywała biała sierść, a na jego starej twarzy malował się uśmiech. Miał brązowe oczy, które były jakby wszech wiedzące i zbyt doświadczone żeby należeć do młodej osoby. Drugi to tak na oko 16-/17-letni chłopiec, już prawie mężczyzna, z czarnymi włosami i głębokimi brązowymi oczami. Był średniego wzrostu i miał wątłą budowę choć domyślam się, że umie świetnie walczyć.Jeśli się nie mylę to właśnie jego widziałam na ulicy.
– Gdzie ja do cholery jestem?-miałam tak ochrypnięty głos, że sama siebie ledwie słyszałam. Centaur już otwierał usta żeby odpowiedzieć, ale głos znowu zabrał pijak.
-Witaj w Obozie Herosów. Obozie dla dzieci bogów, mają one takie same problemy jak ty-powiedział to jak formułkę, której uczył się przez całą wieczność- ze sztucznym uśmiechem i głosem robota. Zaraz czy on powiedział ,,problemy takie jak ty”? Zagotowała się we mnie złość. Nie lubię jak ktoś nie uważa na swoje słowa. Nie sądzę, że każda z osób na obozie żyła kryjąc się przed policją, uciekając od swojej przybranej rodziny, no i głodując. Mogłam powiedzieć to chociażby widząc tego nastolatka. Nawet jeśli przeżył wiele bitew to zawsze miał kogoś kto by się o niego troszczył. Momentalnie złość zmieniła się w smutek.
-Domyślam się, że masz dysleksję lub ADHD, a może i to, i to? -odezwał się chłopiec. Prychnęłam w duchu. Owszem miałam ADHD i dysleksję, ale nie było to moim jakimś szczególnym problemem. Szkoła obchodziła mnie tak samo jak to co się dzieje w krainie jednorożców. Spojrzałam w oczy Centaura.
-Kim wy jesteście ? To jest takie przytulne więzienie, czy jakiś obóz wojskowy lub przetrwaniania ? Kiedy mnie wypuścicie?-wydusiłam cienkim głosem. Mam małe wrażenie, że nie sprawiłam, wrażenia opanowanej. Konio-człowiek uśmiechnął się do bruneta i powiedział.
-Ja jestem Chejron, a to jest Jake- wskazał na chłopca- Jak to określiłaś to jest taki obóz przetrwaniania dla półbogów. Jak się lepiej poczujesz to Jake i Annabeth ci wszystko dokładnie wytłumaczą i pokażą obóz .
-Czuję się dobrze- lekko minęłam się z prawdą- Mam tylko jeszcze jedno pytanie. Skąd wiedzieliście, że jestem herosem?-
-Dlatego, że nektar cię nie zabił-powiedział to nastolatek takim tonem, jakby to wszystko wyjaśniało. Oczywiście dla mnie było to mniej więcej takie wytłumaczenie jak na pytanie ,,Co robisz w sylwestra” odpowiedzieć ,,gazeta”, ale uznałam, że nie będę pytać.
-Okej to oprowadźcie mnie po tym waszym obozie-wstałam powstrzymując syknięcie. Jake uśmiechnął się jakby wiedział, że coś ukrywam i wyszedł na zewnątrz. Ruszyłam za nim tak szybko jak mogłam. Na werandzie stała ta sama blondynka, którą widziałam na ulicy. Spojrzała za siebie i uśmiechnęła się do Jake’a. Musieli być przyjaciółmi. Widać to było w ich oczach. Pewnie zastanawiacie się co ja mam z tymi oczami. No można powiedzieć, ze jeśli całe życie obserwowało się ludzi to trochę zna się ich reakcje, a oczy są takim jakby lustrem odbijającym dusze.
Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła do mnie rękę
-Cześć jestem Annabeth, a to jest ten, przez którego kulejesz. Syn Hekate.
Ja jestem córką bogini mądrości, Ateny- ruszyła przed siebie nie czekając na nas i po chwili się zatrzymała.-Idziecie?-posłusznie podeszłam do niej starając się nie kuleć.
-No to ruszamy-
***
Annabeth
No dobra gdybym powiedziała, że ta dziewczyna była normalna (jak na herosa) po prostu bym skłamała. Jej czarne jak noc, długie do pasa włosy były ciągle w lekkim nieładzie. Duże oczy nie miały stałego koloru. To była taka mieszanka wszystkich kolorów, ale zazwyczaj dominował w niej zieleń. Zielone oczy… czarne włosy… czemu wszystko mi go przypomina? Ach nieważne. Na czym to ja skończyłam?A już wiem. No, więc na skróty mówiąc była strasznie śliczna, chociaż pewnie ona tego nie dostrzegała. Była strasznie skryta w sobie i ostrożna, jakby obawiała się, że wszystko co powie będzie jej wyrokiem śmierci. Kiedy spytałam kim są jej rodzice odpowiedziała tylko tyle, że nie ma rodziców.
Jak zapytałam czy ją coś boli powiedziała tylko ,, Zaraz przejdzie nie przejmuj się mną”.
Czy to ja zaczynam świrować, czy to naprawdę nie jest normalne?
***
Sol
Po zwiedzeniu całego Obozu Herosów i dowiedzeniu się historii o moim przyszłym życiu,tak niewiarygodnej, że w nią uwierzyłam postanowiłam zwiedzić trochę las. Tak wiem za rozsądne to, to nie było, ale dużo bardziej wolałam zostać zaatakowana przez potwora, niż przez nie przychylne spojrzenia obozowiczów. Wzięłam ze sobą plecak, do którego dopakowałam tylko jabłko i wodę.
Nogi same mnie prowadziły, a ja po momencie stałam się dziwnie spokojna. Mrok mi nie przeszkadzał, a ciszę przerywały tylko odgłosy śmiechu driad. Nie wiem jakim cudem znalazłam się na kwiecistej polanie, ale wiedziałam, że będę tu często bywać. Usiadłam blisko małego jeziorka, z czystą wodą. Zaczęłam oglądać moje prace. Rysunki, które malowałam po nocach wyglądały jak żywe. Nadal nie mogę pojąć czemu wzięłam ten zeszyt z domu. Przecież wtedy ledwie co umiałam pisać. Nieważne, dobrze, że go nie zostawiłam. Zamknęłam go i zaczęłam przyglądać się okładce. Była ona kiedyś obszyta w skórę i lśniąca, ale prawie siedem lat codziennego użytku zrobiło swoje. To był mój jedyny skarb, którego nie oddam za nic. Schowałam go do plecaka. Zaczęłam obracać w palcach medalion i myśleć jakie kolorowe będzie życie w obozie i czy kiedyś zobaczę jeszcze moją siostrę. Lepsze życie w obozie niż na ulicy-pomyślałam. położyłam się na trawie i zamknęłam oczy. Prawie udało mi się zasnąć. Prawie. Odgłosy maszyn obudziły mnie tak szybko jak się da. Zaczęłam iść w ich kierunku zaciekawiona. Po paru minutach stanęłam w miejscu, gdzie słychać było najmocniej.
-Jest tam kto?-rzuciłam nie spodziewając się odpowiedzi, która jednak nadeszła.
-Otwieram, chwile-w powietrzu otworzyły się drzwi i stanęłam oko w oko z kimś kto był moim wrogiem, przyjacielem, bratem, sprzymierzeńcem i kimś na kim zawiodłam się najbardziej. Jego źrenice powiększyły się. Najwyraźniej mnie pamiętał.
-Valdez-
Mam nadzieję, że się podobało.
Jasne, że się podobało! Rzeczywiście, lepsze niż poprzednie, intrygujące i ciekawe. Oby tak dalej! 😀
Podobało!
Nie wiem jednak czemu akapity robiły się w środkach zdań… . Znalazłam małe powtórki… . Tak to były maciupcie błędy (interpunkcja) ale nie warta spojrzenia… .
Wspaniale piszesz opisy! I co z Leo?! Świetnie trzymasz w napięciu i gatka pana D. była w jego stylu! Jednak nie wiem czy jest opis Sol? Może się zagapiłam przez akapity i nie zauważyłam, a może była w tamtej części?
Będzie w trzeciej Leo ją opisze 😀
No to Ok!
aaa niesamowite błagam o CD !!!
Liczby w opowiadaniach pisze się słownie, ale tak poza tym to bardzo fajne opko. Pisz szybko CD!