Część pierwsza: Czyli jak niebezpieczne są ciastka
Budzik wyrwał mnie ze snu. Otworzyłam oczy i wyłączyłam go, po czym wróciłam dalej do spania. Nie miałam najmniejszej ochoty na wstawanie. Za oknem było jeszcze ciemno. Jak zawsze o tej porze zimą. Podniosłam się powoli, przeciągając się i drapiąc po ramieniu. Wyciągnęłam z szafy przygotowane na dziś ubranie: bieliznę, czarne spodnie i białą bluzkę. Założyłam to wszystko dla na siebie, po czym pościeliłam łóżko, układając wszystko idealnie. Na swoje (nie)szczęście, byłam bardzo pedantyczna, więc wszystko musiało leżeć idealnie. Niestety, tata nie chciał mieć idealnie równo poukładanego domu, więc mogłam sobie na to pozwolić tylko w swoim pokoju. Nawet zakazał mi już sprzątać, bo spędzałam pół godziny nad jedną płytką w łazience. Włożyłam skarpetki, dbając, by były na tej samej wysokości, po czym założyłam buty, wiążąc je dokładnie. Usłyszałam łomotanie w drzwi.
-Yerri, wstałaś już? Musisz się pośpieszyć!- mój tata nie wchodził do mojego pokoju, dopóki mu nie pozwoliłam. Szanował moją prywatność.
-Już idę, tato!- krzyknęłam, wiążąc buta i poprawiając kokardki. Po zaczesaniu włosów na obydwie strony, wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Poszłam do kuchni, gdzie tata nałożył mi już na talerz dwie grzanki z jajkami sadzonymi i dwoma paskami bekonu i szklanką soku. To miło, że mój tata akceptował tą moją pedantyczność. Zjadłam śniadanie szybko, pocałowałam tatę w policzek i wyszłam z domu, kierując się na przystanek. Korzystając z przerwy zimowej, pracowałam w cukierni , aby zarobić nieco. Tata uważa, że dzięki pracy nauczę się samodzielności. Nie to, żebym narzekała, nawet lubiłam tą pracę. Weszłam do środka i natychmiast poczułam znajomy zapach słodyczy.
-Dzień dobry, pani Jackson- przywitałam kobietę o brązowych włosach. Ta uśmiechnęła się do mnie ciepło, ale nie miała czasu odpowiedzieć, gdyż właśnie jedno z ciastek upadło jej z tacy. Ubrałam swój fartuch, poprawiłam go jeszcze kilka razy, po czym zerknęłam do lustra. Zobaczyłam blondynkę z błękitnymi oczyma i dość pełną twarzą. Może być. Pracowałam tutaj, aby trochę odciążyć tatę. Od kiedy umarła mama, wiodło się nam niezbyt dobrze. Właściwie nie do końca pamiętam mamę, miałam chyba rok, jak nas opuściła.
Otworzyłam kasę i przeliczyłam dokładnie pieniądze, układając je po równo w odpowiednich rzędach. Nie bardzo szło mi pieczenie, więc pozwolono mi przyjmować zamówienia. To mi szło całkiem nieźle, zważając na to, jakie było tępo pracy. Czasem nawet dostawałam coś za darmo. Jeśli nie próbowaliście niebieskich ciasteczek pani Jackson, nie wiecie, co to prawdziwe ciasteczka! Tłum zaczął napływać, więc przerwałam błądzenie myślami i skupiłam się na klientach. Nie było ich tylu, co w innych porach roku, ze względu na pogodę. Komu by się chciało wychodzić na mróz? Zwłaszcza, gdy jest przerwa świąteczna? Wbiłam się w rutynę dnia i nie wiadomo jak, minął mi on bardzo szybko. Poważnie, stanie na kasie nie jest aż tak interesujące. No i bolą nogi. Zdjęłam swój fartuch i zaczęłam go składać w równą kostkę, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Uniosłam głowę i zobaczyłam wysoką blondynkę, całą opatulaną jakimś ciemnym futrem. Zmarszczyłam nos, gdyż doleciał mnie nieprzyjemny zapach. Kobieta powinna się zdecydowanie częściej myć.
-Przepraszam, zaraz zamykamy – powiedziałam, starając się brzmieć jak najuprzejmiej
-Oczywiście kochana, oczywiście! To ja jeszcze szybciutko się rozejrzę i coś kupię. Nie chce cię zatrzymywać! – nieznajoma powiedziała z widocznym ubolewaniem i brakiem inteligencji w głosie.
Wzruszyłam ramionami. Jak chce to niech kupuje. Chociaż rzeczywiście, robiło się ciemno i nie chciałam zbyt długo zostawać w pracy.
-A co tam u mamusi?
Ręka, którą wyciągnęłam po długopis, zastygła nieruchomo.
-Nie wiem, moja mama nie żyje – odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton
-Oh nie, nie! Bogowie nie umierają. Ale za to rodzą herosów. A herosi są tacy smaczni! – blondynka wyszczerzyła zęby…nie, nie zęby. Kły! Ze strachu cofnęłam się kilka kroków do tyłu, aż wpadłam na stos blach, który przewrócił się i runął na podłogę, czyniąc więcej hałasu niż przejazd opancerzonej kawalerii.
-Cii, cii! Nie chcemy niepokoić innych prawda? Tylko ty i ja!
Chciałam coś powiedzieć, na przykład „Dobra, skończcie już” albo „Nie, nie zjadaj mnie! Jestem za młoda, żeby umierać”, ewentualnie „…ale co?”, jednak nie umiałam wydobyć z siebie głosu. Nagle coś pociągnęło mnie i usłyszałam znajomy głos, który zawołał „Biegnij!”. Nie namyślając się wiele, ruszyłam do przodu. Oczywiście owa potworność ruszyła za nami. Nie ma tak łatwo. Odwróciłam głowę i zobaczyłam…(nie, nie przystojnego bruneta/blondyna/szatyna/rudzielca. Chcielibyście) Sally Jackson, ciągnącą mnie do przodu. Nie byłam do końca pewna, o co tu chodzi, ale to miło, że ktoś mnie ratował z tego wariactwa. Wypadałyśmy z kawiarni, a ja uderzyłam głową o słup latarni. To już nie było takie miłe.
-Co się tu dzieje? – zdążyłam wydyszeć w międzyczasie.
-Nie teraz Yerri, nie teraz!- usłyszałam w odpowiedzi.
Czyli mogę zginąć za chwilę, ale wyjaśnienia, nie są mi za bardzo potrzebne? Logiczne. Przebiegłyśmy przez ulicę, po czym za nami mignęło światło i rozległ się pisk opon oraz krzyk naszej prześladowczyni. Obróciłam się, by ujrzeć, jak rozsypuje się ona w proch. Następnie znów zostałam gdzieś pociągnięta.
***
Okazało się, ze pani Jackson zabrała mnie do swojego domu. Teraz zapaliła światło i szukała swojej komórki.
-Siadaj, siadaj. Percy oczywiście nie ma telefonu, ale Annabeth go posiada i dzwonił do mnie kilka razy z jej telefonu, więc powinnam mieć jej numer. Siadaj, siadaj. Trzeba cię natychmiast zabrać do Obozu Herosów.
-Obozu Herosów?- potwórzyłam automatycznie.
-Tak. Jesteś w połowie bogiem…- tutaj Sally przerwała, gdyż dodzwoniła się pod dany numer
-Annabeth? Przepraszam za porę, ale stało się coś nieprzewidzianego…
Super! Szybko pisz CD, Please!!! 😉
Ciekawie piszesz. Chyba jeszcze nie czytałam nic, co zaczynało się od ratowania przez mamę Percy’ego. Prawie wszystkie opka, zaczyna ją się od ratowania głównych bohaterów, przez innych herosów, a tu proszę- niespodzianka 😉 Wiem, że moje opko też zaczęło się od takiego schematu, ale ni o to teraz chodzi. Fajnie się zaczęło, ale na razie, trudno stwierdzić jakie jest. Nie zrozum mnie źle, zapowiada się interesująco. Napisz szybko cd, długi, jeżeli możesz 😛 to chętnie przeczytam.
Pozdrawiam,
Annabeth24
😀
Opowiadanie jest bardziej niż OK 😀 Pedanteria bohaterki mnie urzekła 😀 😀 😀
Mam jednak pewne zastrzeżenia:
„wróciłam dalej do spania”- albo „wróciłam do spania”, albo „spałam dalej”, miks jest niepoprawny.
„Założyłam to wszystko dla na siebie”- po kij to „dla”?
„tępo”- „tEMpo” się pisze, „tĘpo” to się gapić można.
Zauważyłam również, że zdarza Ci się zjadać kropki i robisz sporo powtórzeń. Popracuj nad tym i będzie super! 😀
Fajne.
Super 😀 Najpierw czytałam drugą cżęść i nwm kto jest jej boskim rodzicem (nadal) AFROdyta? Hestia? Jakaś pomniejsza bogini? Opko super Arachne mnie wyręczyła co do błędów Chwała wam za to!