Hej!
Kolejne opowiadanie mojego autorstwa, mam nadzieję, że się spodoba, bo ja osobiście jestem napalona na tę serię ^^
Miłego czytania.
Rosja, 15 czerwca rok 1899.
W pałacu carskim w Petersburgu trwał kolejny cudowny bal. Zaproszeni szlachcice tańczyli, żartowali i rozmawiali. Roześmiana dziewczyna ukłoniła się i podała rękę kolejnemu partnerowi. Miała piękne miedziane loki upięte w kok. Porcelanowa cera wspaniale komponowała się z zielonymi oczami. Uroku dodawały jej także delikatne piegi na nosie i długie rzęsy. Niebyło też młodzieńca, który nie spojrzałby na różane, pełne usta dziewczyny. Miętowa suknia zawirowała gdy panienka obróciła się wokół własnej osi. Chłopak, który z nią tańczył, patrzył oczarowany. Właściwie cała sala obserwowała niezwykłej urody pannę. Lecz najbardziej przyglądał się jej młodzieniec stojący pod ścianą. Jasna cera kontrastowała z jego gęstymi, ciemnymi, prawie czarnymi włosami, ale najpiękniejsze miał oczy. Tajemnicze oraz pociągające, w kolorze brązu. Biła od niego szlachetność, chłodna powaga oraz siła. Każda dama znajdująca się na tym balu pragnęła żeby poprosił ją do tańca. On jednak cały wieczór stał i patrzył na dziewczynę. Gdy skończyła się muzyka i pary przestały tańczyć, ruszył ku nieznajomej. Ta dostrzegła go i rumieńce pojawiły się na jej twarzy, szybko spuściła wzrok. On skłonił się i pocałował dłoń dziewczyny. Oniemiała również dygnęła, a chłopak poprowadził ją do walca. Był to najwspanialszy taniec w życiu obydwojga. Ludzie zgromadzeni w sali balowej patrzyli na parę zachwyceni. Wirowali na parkiecie, wpatrzeni w swoje oczy. Nieśmiałość i zakłopotanie zniknęły a choć to niedorzeczne, miłość zakwitła w ich sercach. Nie wiedzieli jak długo trwało to wszystko, może zaledwie pięć minut, a może całe godziny… Młodzieniec zatrzymał się nie spuszczając wzroku z twarzy swojej partnerki.
– Dymitr.
– Mariszka.
Po paru godzinach dziweczyna znów podeszła do Dymitra i szepnęła mu do ucha:
– Spotkajmy się we wschodnim ogrodzie za dziesięć minut. Chłopak uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Serce dziewczyny zabiło szybciej.
Dotarłszy na miejsce miedzianowłosa rozejrzała się za chłopakiem. Zza zakrętu dobiegały dziwne dźwięki, jakby ktoś siłował się z jakimś dużym zwierzęciem. Popychana dziwnym przypływem odwagi i instynktu poszła w tamtą stronę. Krzyknęła przerażona. Dymitr upadł na ziemię przygnieciony łapą jakiegoś dziwnego stworzenia z mnóstwem głów. Przedmiot wyglądający na miecz leżał na trawie niedaleko od miejsca, w którym stała. Hydra syknęła tuż nad głową jej ukochanego. Wiedziona impulsem, a może czymś innym chwyciła miecz i podbiegła do potwora. Zamachnęła się i ścięła dwie głowy. Hydra odwróciła się w jej stronę puszczając młodzieńca. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony. Szybko wstał i rzucił się na stworzenie. Walczyli oboje, Mariszka cięła w nogi a Dymitr wyciągnąwszy sztylet uderzał w kark. Wreszcie straszliwe gadzisko padło na ziemię, by rozpaść się w pył. Młodzi byli podrapani, brudni i w obszarpanych szatach. Dziewczyna upuściła miecz żeby rzucić się Dymitrowi na szyję. Była naprawdę przerażona, chłopak gładził ją po plecach starając się ją uspokoić.
– Już spokojnie. Wszystko jest w porządku.
– Co to było?
– Hydra. Potwór z czasów starożytnej Grecji – odpowiedział spokojnie.
– Ale… jak to możliwe. Skąd miałeś miecz i skąd wiedziałeś jak walczyć?
– Zaraz ci wyjaśnię tylko znajdźmy jakieś ustronne miejsce.
I wtedy zaczął padać deszcz…
Rosja, 28 sierpnia rok 1900.
Trumna z ciałem młodej kobiety opadła na dół. Powoli zaczęto zakopywać grób. Przygnębienie i smutek panowały wśród zgromadzonych ludzi. Kobiety pochlipywały, a mężczyźni zwieszali głowy. Kapłan powiedział jeszcze parę słów i oddalił się.
– Taka młoda osóbka i taka piękna! Co za los, co za los – szeptał do siebie.
Bliscy i znajomi zmarłej powoli odchodzili od miejsca spoczynku dziewczyny. Został tylko jeden młodzieniec. Dymitr stał nad grobem ukochanej. W ręku trzymał bukiet białych róż, który złożył wśród pozostałych kwiatów.
– Kocham cię. I będę cię kochać przez wieczność Mariszko. Przez wieczność… Po tych słowach odwrócił się i podążył w stronę wyjścia z cmentarza.
Fairfield, Kalifornia, rok 2013
Promienie słońca wpadały do pokoju przez duże okno. Pomieszczenie było dość duże aby pomieścić spore łóżko, stojącą przy nim lampę z kloszem w stylu dziewiętnastowiecznym, biurko, krzesło obrotowe, pufę w kolorze chabrów, dwie szafy i wysoką ale wąską biblioteczkę. Ściany pokoju pomalowano na zielono, malutki dywan leżący na jasnych panelach był brązowy, a pościel biała w czarne i beżowe kropki. Mieszkanka tego pokoju spała dopóki nie obudził ją głos dobiegający z dołu:
– Emily, obudź się! Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia szkoły co?!
Dziewczyna jęknęła i zakryła głowę kołdrą. Czy mama musi ją budzić w ten sposób? Niedobrze jej się robi jak pomyśli o szkole. Odkryła twarz i zerknęła na drzwi szafki. Wczoraj powiesiła tam swój „mundurek” jak nazywała białą koszulę, bordową marynarkę z rękawem 3/4, czarną spódniczkę i szare zakolanówki. Jako uczennica „Fairfield Academy” musiała się tak ubierać na wszystkie ważne okoliczności typu akademie i święta państwowe. Niechętnie wstała i zeszła na dół, do kuchni. Mama krzątała się szykując jednocześnie grzanki, kawę i sprawdzając coś na laptopie. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem siadając na krześle przy stole. Przyciągnęła do siebie talerz z gotowymi już grzankami i zaczęła smarować je dżemem. Kobieta spojrzała na swoją córkę.
– Nie nastawiaj się na złe już pierwszego dnia.
– Kiedy ja wiem, że będzie źle. Doskonale zdajesz sobie sprawę, iż tylko dlatego, że śpiewam i tańczę nie wywalili mnie jeszcze z tej szkoły. No może jeszcze dlatego, że jestem dobra z historii.
Mama Emily westchnęła. Faktycznie, tak właśnie było. Nie chcąc ciągnąć tej dyskusji, również usiadła wziąwszy laptopa. Nastolatka spojrzała na mamę. Bridget Evans była czterdziestoletnią kobietą o długich brązowych włosach, zwykle związanych w luźnego koka. Miała mądre błękitne oczy, jasną cerę z kilkoma piegami i kształtne usta. Właściwie nie były do siebie podobne, bo Emily miała długie miedziane włosy, porcelanową cerę, zielone oczy z długimi rzęsami i pełne usta. Podejrzewała, że urodę odziedziczyła po tacie, ale nie mogła tego sprawdzić, gdyż nie miały w domu żadnych jego zdjęć. A mama nie lubiła o nim mówić. W milczeniu dokończyła śniadanie i poszła się uszykować.
Godzinę później Emily wychodziła z auli po zakończonej akademii. Jak zwykle wszystko przebiegło dokładnie tak samo. Przemowa dyrektorki, występ szkolnego chóru (plus solowy występ Emily), krótki występ uczniów, znów kilka słów od dyrekcji i przewodniczącej rady rodziców. Koniec. Wszyscy z ulgą wychodzili z sali. Dziewczyna doszła do swojej sali, nacisnęła klamkę i oczywiście okazało się, że jest zamknięta. Oparła się o ścianę obserwując ludzi przechodzących obok niej. Nagle jej uwagę przykuł chłopak stojący po przeciwnej stronie korytarza. Ubrany był w białą koszulę, bordową marynarkę oraz czarne spodnie i krawat. Czyli normalny mundurek tej szkoły. Miał bardzo ciemne włosy, ale nie czarne, krótko ścięte, lekko rozczochrane. Miał jasną karnację, choć lekko opaloną. Jednak najbardziej przyciągające uwagę były oczy chłopaka. Brązowe, skrywające jakąś tajemnicę, pełne jakiegoś dziwnego doświadczenia. Emily nie mogła oderwać od nich wzroku, gdy ktoś zawołał:
– Emily! W jej stronę szła żwawym krokiem jej najlepsza przyjaciółka, Olivia Duncan. Miała krótkie, ścięte na boba czarne włosy, niebieskie oczy podkreślone delikatną granatową kreską i tuszem do rzęs. Usta pomalowała błyszczykiem. Założyła mundurek ale, jak ona to określała, chcąc podkreślić swoją osobowość założyła dodatkowo krawat, zamiast zakolanówek miała cienkie szare rajstopy i czarne martensy. Dziewczyny uściskały się i zaczęły rozmawiać o nudnej akademii (Emily), nowej woźnej wyglądającej jak troll (Olivia) oraz o nowym chłopaku. Emily niesamowicie intrygował ten chłopak. Wtedy nadeszła wychowawczyni ich klasy, pani Sharon Romero, nauczycielka fizyki. Dwudziestka dwójka uczniów weszła do sali, ku zdziwieniu dziewczyn nieznajomy również. Rozsiedli się w ławkach. Przyjaciółki jak zwykle zajęły miejsca w trzeciej od końca ławce w rzędzie pod oknem. Panna Sharon stała przy tablicy i z uśmiechem powiedziała:
– Zanim zaczniemy, chciałabym przedstawić wam nowego ucznia naszej klasy. William Brown. Po czym wskazała nowego chłopaka. Cała żeńska część klasy wpatrywała się urzeczona. William uśmiechnął się, pomachał ręką i usiadł na wolne miejsce w przedostatniej w ławce rzędu pod ścianą, koło Jeroma Clarck’a. Klasowego komedianta i spryciarza. Obaj szybko przypadli sobie do gustu. Emily chwilę obserwowała obcego i powróciła do notowania nowego planu lekcji. Zapowiada się niezły rok szkolny – pomyślała.
„Niebyło”- „nie” z czasownikami piszemy osobno!
„Miętowa suknia zawirowała gdy panienka obróciła się wokół własnej osi.”- przed „gdy” powinien być przecinek.
„Każda dama znajdująca się na tym balu pragnęła żeby poprosił ją do tańca.”- przed „żeby” też powinien być przecinek.
Dalej nie chciałam już szukać błędów, bo oczarowało mnie to opowiadanie, mimo że przypomina mi to trochę „Spętanych przez bogów” (znaczy tyle, ile wyczytałam z opisu książki).
Cudowne *.* Bardziej mi sie podobały te fragmenty ze wcześniejszych czasow mimo, ze to była Rosja. Ale wszystko było piekne i strasznie mnie wciagneło. Dawaj szybko cd 😉
Intrygujące opowiadanie, Kiro! Naprawdę zniewalające, wciągające, a styl pisania bardzo przypadł mi do gustu 😉
Eirene w Spętanych przez Bogów dziewczyna nienawidziła chłopaka, a tu jest inaczej. Boskie opko! Niezwykle mi się podoba! A i długość odpowiednia! Emily to chyba córka Posejdona, a William Hadesa? Czekam z zapartym wdechem na następną część!
Nie czytałam książki, ale w opisie pisało coś on łączącej ich miłości, więc jakoś tak mi się to skojarzyło ;p
Kira dawaj szybko cd, albo to ja cię zabije :3 .
Opowiadanie naprawdę fajne Miałam ten sam problem co Eirene – po kilku zdaniach nie zważałam dalej na jakieś durne inty czy błędy stylistyczne, zauważyłam niestety powtórzenia, tam gdzie opisywałaś wygląd Emily i jej matki
Bardzo zaciekawia. Na błędy nie zwraca się uwagi, chociaż tak czy inaczej nie ma ich dużo. Mam nadzieję, że szybko napiszesz następną część! 😉
Cd!!!!! CCCDDDD!!!!! Super!!!!!
cudo :* pisz kolejne
Och… To było takie piękne… Dzięki tobie na chwilę zapomniałam jak się beznadziejnie czuję (gorączka, głowa, brzuch i kark…) i zatraciłam się w tych pięknych opisach, tak ładnie opisanych bohaterach, ciekawym pomyśle i TEJ magicznej atmosferze… *.* Chciałam wysłać swoje opowiadanie, ale wpędziłaś mnie w spore kompleksy… 😉
Dziękuję wszystkim za komentarze, bardzo podniosła mi się samoocena Faktycznie wyłapałam wszystkie swoje błędy, postaram się uniknąć ich w następnych częściach.
Uwielbiam twój styl. Jest taki ciepły, przyjazny. Po zaczęciu czytania natychmiast wydaje mi się, że siedzę w fotelu owinięty kocem i popijam kakao. Co prawda zauważyłem kilka błędów, ale wymienili je inni, woęc nie ma sensu się czepiać. 😀
CD i to szybko bo mentalnie Cię uduszę!!! Fantastyczne, wprost niesamowite geniuszu. Koffam.
haha super ! napewno pzreczytam zastępną czesć , obyś nie zdasła pisząc to opko !nie pozwalam !!!!!!!!!!!!!!!!!!;D