Wasza ukochana i genialna Bog dostała nagłego natchnienia 😀 Oto jego skutki! Napisałam coś na luzie! Mam nadzieję, że się spodoba. Za wszelkie urazy psychiczne i fizyczne nie odpowiadam.
PS: Nie zapłacę Wam za okulistę i dentystę 😛
Dla: Lili, Ani, Liny, Miny, Gandalfa, Kuby, Agi, Neli, Pauli, Zuzy, Marty i Olki. I wszystkim z klasy, komu podobało się me opowiadanie na histę (swoją drogą – może wstawię)
I dla Pana M. Udław się tym, zboczeńcu.
A z blogowiczów… Eirene i Adiemu J I Kłamczuchowi, za to, że wrócił 😀 I za Emily Poll.
Brokat, zombie i zwierzątka futerkowe vs. nasza paczka
A wszystko zaczęło się od tej durnej Artemidy! Jak można w ogóle złamać przysięgę na Styks i nie spłonąć? Albo chociaż nieśmiertelności nie stracić?
Dobra, sorka za ten wybuch.
To od początku. Mam na imię… E tam, wygada to ktoś inny. Tak jak mój wiek.
Mieszkam w Forks. Takie zad… miasteczko w stanie Waszyngton, gdzie leje przez 360 dni w roku. W pozostałe pięć jest burza/huragan/pada grad/śnieg. Cudownie, co nie?
Tylko i wyłącznie JA mogłam trafić do takiej gnijącej dziury! Głupia Artemida.
„Ojć, przykro mi, złamałam przysięgę, teraz Ty za to płacisz!”
Wspominałam, że nienawidzę tej baby?!
Dobra, widzę, że nieogarniacie, więc – lot kamery! Cofamy się w przeszłość!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwszą rzeczą, jaką uświadomiłam sobie tego dnia była pajęczyna.
To wystarczyło, żebym w rekordowe 5 sekund wyskoczyła z łóżka, pobiegła do piwnicy, ukradła współlokatorce karabin maszynowy i wróciła do pokoju.
Nie, nie jestem córką Ateny! Miałam tylko niezbyt przyjemne spotkanie z Arachne, jasne?
[Emm… Z powodu brutalności tej sceny, zostanie ona zastąpiona interesującym materiałem o langustach]
…
[Dobra, robię sobie jaja, jedziemy z tym koksem!]
Wpadłam do pokoju niczym Rambo podczas okresu, stanęłam w lekkim rozkroku i wymierzyłam Kałachem w stawonoga. Po chwili miałam: plamę z odnóżami, dziury w ścianach i wściekłych współlokatorów na głowie.
A tak na serio…
– MYRRA, RATUJ! – wydarłam się, widząc srebrzysne nitki kilka centymetrów nad twarzą, a na nich pająka wielkości mrówki. Tsa. Nie ma to jak odwaga, co nie?
Czyli jednak powiedziałam Wam prawdę: miałam na głowie wściekłych współlokatorów na głowie. [Tak, mam dwie głowy, uprzedzając pytania. To nie było powtórzenie!]
Myrra przybyła z odsieczą dzierżąc Kałacha (czyt. kurzawkę + gazetę) i przenosząc paskudztwo na okno. Zaspany Stephen w różowej szlachmycy (czy tam szlafmycy, wiecie o co chodzi – taka sffetaśna luziowa ciapećka świętego Mikusia od Cocainy… Sory, Coca –coli(ny)) wczłapał tuż za nią i rozejrzał się po pokoju.
– Znowu pająk? – spytał bez zdziwienia z głosie.
– A zgadnij – warknęła córka Aresa.
– Dziewczyno, jesteś pewna, że nie masz w rodzince Sowy? – spytał syn Notusa ziewając.
– Pozbyłaś się tego? – spytałam schowana pod kołdrą. Dziewczyna pokiwała głową wznosząc oczy ku niebu. Dopiero po upewnieniu się wyskoczyłam z łóżka.
– Nie, Królu*. Moim ojcem jest Hermes, matkę znasz. Mieszkamy u niej – odpowiedziałam rozczesując włosy.
– Okej. Nie wnikam. Mam tylko jedno pytanie: CO MY TU ROBIMY?! – warknął.
– Rozumiem, że wywlekłam cię z wyrka, ale wyluzuj. Kojarzysz Arte? – spytałam zaplatając warkocze.
– Artemidę?
– Nom. Ta głupia baba złamała przysięgę na Styks. – W oddali zagrzmiało, co oznaczało, że: a) zbiera się na burzę; b) ktoś z wyższego piętra się wściekł. Rzuciłam wymowne spojrzenie w górę i kontynuowałam:
– Tak więc…
– Ma dziecko? – wtrącił się Arc, wchodząc do mojego pokoju.
– Nie. A zapukać to nie łaska?! – warknęłam, na co syn Tanatosa się uśmiechnął.
– Nie łaska. I tak byś mnie nie wpuściła. Przy okazji, słodko wyglądasz – uśmiechnął się, a ja strzeliłam buraka, co musiało trochę dziwnie wyglądać. Poza tym co jest takiego słodkiego w porozciąganym szarym podkoszulku ze sparodiowanym logiem Playboya z wąsami (moja robota!) i szortach tego samego koloru, w czym spałam? Normalnie zaraz uszkodzę mu tę jego słodką twarzyczkę!
– Idiota! Zachowujesz się gorzej od całego domku Apolla i moich braci razem wziętych! Czy… – nie skończyłam, bo wrzeszczałam na drzwi. W tej chwili poczułam, że ktoś wkłada mi coś na głowę.
– ARC! – wrzasnęłam, widząc, że Myrra i Stephen leżą ze śmiechu. Szybko zerknęłam na lustro w szafie i wkurzyłam się jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
Tak, zgadliście. Ten dureń zrobił ze mnie wściekłą parodię króliczka Playboya. Przyczepił mi uszy.
– Brak Ci tylko ogona, Fanny – rozległ się głos z drzwi, a do pokoju weszły bliźniaki – Colly i Corin, dzieci Apolla. Oboje mieli szaroniebieskie oczy, blondrude włosy i lekkie piegi. Colly niosła tort.
– Wszystkiego najlepszego! – powiedział Corin, a ja momentalnie zapomniałam o Arcu. Nie na długo.
– No, kochanie, jak się podoba prezent urodzinowy? – usłyszałam nad sobą, a po chwili przed moją twarzą, do góry nogami zawisło czarnowłose indywiduum o uśmiechu, na którym powinna wisieć plakietka – „Uwaga! Grozi trwałą ślepotą!” Jak domyślacie się, chłopk miał na myśli uszy. I jak domyślacie się dalej, oberwał. Ale przynajmniej humor mi się poprawił. I będę miała na czym upiec kiełbaski.
– Dziękuję wam! Skąd wiedzieliście?
– Twoja mama to świetne źródło informacji! – pochwalił się Śpioch, a reszta uśmiechnęła się.
– Dziś sobota, prawda? – spytała bliźniaczka. Reszta potaknęła.
– No to mogę wreszcie skończyć moją opowieść! – odetchnęłam. – Tort poczeka.
– Skoczyłaś na złamaniu przysięgi przez Artemidę – przypomniała córka Aresa.
– Spoko. No więc Artemida, oprócz przysięgi dziewictwa złożyła jeszczę jedną. A mianowicie, gdy ktoś wymyślał jakąś historię, stawała się ona prawdą. Zeus uczynił Artemidę strażniczką tych historii. Przysięgła ona, że nie pozwoli, by istoty z różych światów spotykały się.
– Ale to olała, a my… – kontynuował Corin, gdy przez chwilę się nie odzywałam, a nawet Arc słuchał uważnie.
– My musimy znaleźć kogoś tutaj i sprowadzić go do Obozu. A raczej kilku ktosiów.
– O, nie… – jęknęła Myrra. – Forks…
– Tak. Szukamy Bożonarodzeniowej Choinki – potwierdziłam nasze najgorsze obawy, a w oddali zagrzmiało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cały weekend padało (cóż za zaskoczenie…) i nie było słońca (nie spodziewałabym się!). A w poniedziałek do SZKOŁY (dum, dum, dum, dum) z NIMI (grzmoty w tle.).
Jako świeżo upieczona szesnastka prowadziłam. Chyba nie muszę wspominać, że przez całą drogę pozostała piątka klepała pacierze? Cieszę się.
Udało mi się nikogo nie potrącić/przejechać/wysłać do szpitala, co zostało oficjalnie okrzyknięte w naszym gronie za cud. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego.
Niestety lekcje mieliśmy osobno, gdyż każdy z nas musiał szukać Zombie/ Miedzianowłosego, plującego brokatem, świecącego Adonisa/jeszcze głupszej wersji Racheli (to możliwe?!)/Kotleta/jedynego Normalnego/Futrzaka/blondwłosej Barbie. Czy tam Drew. Na jedno wychodzi.
Jako najmłodszej z naszej paczki przypadło mi odnalezienie Zwierzątka Futerkowego w wersji Max.
Super. Po prostu marzyłam o spotkaniu z włochatą wersją Apolla.
– Przepraszam za spóźnienie, Mr. Turner – powiedziałam wchodząc do klasy.
– Fenesta Aishwarya Krishnaraj Rai Bachchan, jak miemam? – spytał blondyn po trzydziestce.
– Dobrze pan mniema, panie profesorze. Wystarczy Aishwarya – uśmiechnęłam się ciepło.
– Witamy w nowej szkole. Opowiesz nam coś o sobie? – uśmiechnął się miło. Zbyt miło. Ale nie miałam wyboru.
– Emm… am na imię Aishwarya, ale przyjaciele, czyli nikt z was, mówią mi Fanny. Lubię koty i spać. Coś jeszcze?
– Siadaj… – mruknął zrezygnowany pisząc coś w dzienniku. – Masz wolne miejsce koło Carolin.
Klapnęłam koło sympatycznie wyglądającej dziewczyny gdzieś mojego wzrostu. Miała gryczane włosy do łopatek, układające się w miękke fale i duże, błękitne oczy ukryte za wrzosowymi kujonkami. Uśmiechnęła się miło i przewróciła oczami, gdy Mr. PP (Potencjalny Potwór) [nie mylić z Pepe Panem Dziobakiem!] zaczął klepać jakieś bzdury o Szekspirze, czy innym ćwokowatym synu Apolla. Odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam spiżowy pilnik do paznokci.
Przy okazji – fajna rzecz. W każdej chwili mogę zmienić go w sztylet i pozbyć się natręta w postaci Erynii, czy innego dziadostwa.
Ja robiłam sobie manicure, a Carolin słuchała muzyki. W pewnym momencie zauważyłam, że przygąda mi się jakiś chłopak. Taka indiańska wersja Apiego. Napakowany i oczekujący, że kazda laska będzie mdlała na jego widok. Czyli, innymi słowy, moja zguba.
– Jak się nazywa ten chłopak? – spytałam Caroline. Ta zerknęła przelotnie i zarumieniła się jak ja, gdy ktoś mnie przyłapie w kiecce. Albo w uszach królika.
– Jake… Jacob Black… Czyż on nie jest przystojny? – rozmarzyła się.
– Nie. Zdecydowanie wolę rzodkiewki. Nawet Arc jest od niego lepszy – mruknęłam, ale moja misja dnia dzisiejszego spełniona została. W Jedi mistrza zmienię się ja dlatego i nie słuchać Pepe będę ja. [Oto jest spółka ZŁO Dunderszmycla!] Czyż to nie pięknie brzmi?
Musiałam sprawdzić coś jeszcze jedynie. Dlatego zmieniłam pilnik w sztylet i spytałam Carolin, co widzi.
– Emm… Nóż… Nie wiem, jak ty go tu wniosłaś, ale okej… – odpowiedziała, ja wyszczerzyłam się jak Percy na widok Anabeth w bikini…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
– Znalazłam Cukiernię „Edzio”, spółka Z.O.O. – powiedziała na przywitanie Myr. Steph ziewnął coś o Zombie (zbieg okoliczności?), a od bliźniaków dowiedziałam się, że Arc przez całą lekcję paczał się na cztery literki Barbie, czyli siostruni przyrodniej Edzia Brokata, z co oberwał od Niedźwiedzia. Ja pochwaliłam się Kubusiem Puchatkiem i Carolin. Jedyny Normalny i Wyrocznia od siedmiu boleści byli na liście bliźniaków.
– Wreszcie wykombinowałam, czemu wysłali akurat NAS – powiedziałam.
– Oświeć nas, Rabbit – uśmiechnął się szelmowsko Arc, a ja puściłam mu mordercze spojrzenie.
– Arc to syn Tanatosa, Stephen – Notusa. Myrra – córka Aresa. Moim ojcem jest Hermes. Colly i Corin, dzieci Apolla.
– No, i? – spytała siostra Clarisse.
– „Wampiry” i „wilkołaki” są bardzo szybkie i silne. Arc i Stew mają skrzydła, ja szybkość po tatuniu. Myrra jest chyba z nas najsilniejsza. Colly i Corrin pomogą nam ze słońcem. Razem jakoś sprowadzimy ich do obozu. A tak przy okazji, wiecie, że z genetycznego punktu widzenia Edward i cała jego rodzina to rzodkiewki – mają po 25 par chromosomów. Zostało to udowodnione naukowo przeze mnie i innych „amerykańskich naukowców”.
Colly ryknęła śmiechem, a jej brat dodał:
– Krew pochłaniana przez Edwarda potrafi poruszać się po jego ciele bez pracy serca. Siła woli?
– A mnie ciekawi kwestia zachowania Edwarda w momentach, gdy Bella miała okres – wtrącił Arc.
– Ty zawsze tylko o jednym! – stwierdził Stew, po czym sam dodał: – Jeżeli wampiry zmieniają ludzi w wampiry, to czemu Edward Cullen nie zamienia ludzi w warzywa?
– Nie wiem, ale śmiem twierdzić, że Edward nie słyszy myśli Belli głównie dlatego, że ona NIE myśli.
Myrra, zwykle najpoważniejsza z całej naszej paczki, przemówiła głosem radiowego spikera:
– Boski Edward w ciągu 0,01 sekundy przyspiesza do 200 km/h. Pozostaje niewyjaśnioną kwestią, czemu nie zmienia się przy tym w krwawą plamę.
Teraz śmialiśmy się tak głośno, że cała stołówka się na nas gapiła. Łącznie z naszymi „ofiarami”.
– Dobra, a teraz na poważnie. Ma ktoś jakiś pomysł, jak wyłapać nasze ptaszki i zawieść ich do obozu? Chojrak na pewno się ucieszy – powiedziałam, po czym od razu tego pożałowałam.
Bowiem w oczach Stephena zabłysły złośliwe ogniki. (dum, dum, dum, dum)
Koniec Części Pierwszej
Ciąg Dalszy Nastąpi
Albo i Nie 😀
*nawiązanie do Stephena Kinga
Tak w razie pytań – pisane pod wpływem głupawki spowodowanej artykułami o Zmierzchu. Odsyłam na Nonsensopedię. 😀
Mam nadzieję, że nie zraniłam niczich uczuć tym opowiadaniem. Wiem, że jest tu kilka fanów/fanek Zmierzchu, więc z góry ich przepraszam. Napisałam to na poprawę humoru dla wszystkich, nie, żeby kogoś zranić.
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podobało J
Boginka
Niech nastąpi! Proszę! Extra zabawne opko 😀
Boże, dawno się tak nie uśmiałm. Mam nadzieję, że następne będzie i też będzie takie czadowe ;D
Padam do stóp (chichocząc) za (śmieszny) talent 😉
Dzięki za komentarz, Ello Dawno tu nic nie wysyłałam i nie byłam pewna, jak przyjmiecie moje opowiadanie 😉 Gdy czytam takie komentarze, aż chce mi się pisać!
PS: CD już w połowie napisany 😉
PS2: Sorka za literówki (dwie są przynajmniej) i format To drugie nie jest moją winą
PS3: Jeszcze raz Dzięki
Dokończ CD i wyślij jak najszybciej! Proooooooooooooszę 😉
Bog, opko w deche pod koniec sie popłakałem ze zniechu 😀 Genialne :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D:D
Super genialne boskie itd ale więcej nie wykręcvaj numeru z tymi powiększonymi i wyśrodkowanymi literami bo to trochę trudno zajarzyć. Ale i BOSKO
Dzięki za komentarz, ale jak już mówiłam: format zawalił, co nie jest moją winą! Wysłałam, to było normalne…
To jest zaje , oficjalnie moje ulubione opko na stronie , natychmiast pokaże je koleżance xD to jest
NIEWIARYGODNIENIEZIEMSKOZAJEBIŚCIEŚMIESZNE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ps .sprubuj mi tylko nie napisać dalszego ciagu to cie normalnie wypatrosze i sfiletuje !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Świetne, zabawne, oryginalne i z LANGUSTĄ :DD Pisz dalej bo jak nie to dopadnie cię klątwa córy Aresa Wszechmogącego 😛
AAAAAAAAAAAAAAAA! OPOWIADANIE BOGINKI!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAA!!!!! XD
Jaaaaaa….. Ale świetne! Śmiałam się, tarzałam po ziemi. Rozweseliłaś mnie, a wiesz wczoraj skończyłam Znak Ateny, więc byłam w kiepskim humorze ;p
Szybko, szybko, szybko dawaj kolejną część + inne swe dzieła. Proszę! *.*
Super!!! Popłakałam się ze śmiechu. Dawaj więcej! Szybko!
Hue hue hue, pisz ciąg dalszy! Szkoda tylko, że nie dodałaś, iż patent na zabawienie zdobyłaś u Master Ireny.
Moim talentem jest nie pokazywanie uczuć, nie ryczałam kiedy czytałam ” Psa który jeździł koleją ” czy jakoś tak ( kto to czytał wie, że ten pies w końcu wpadł pod pociąg ) [ biedny zwierzak ] ale twoje opko mnie rozbroiło. Czyli podsumowując: pisząc ten koment tarzam się ze śmiechu po dywanie.
Hahahaha dobre :* Ale fajnie napisane opowiadanie !
Jebłam!
To jest genialne pod każdym względem. Z taką treścią, format nie robi problemu