Dla Neptunii (;p) i nwm… kogo jeszcze
Płomienie w ognisku wesoło trzaskały, oświetlając istoty zgromadzone w okół źródła ciepła. Wilczyca, pegaz, dziewczyna i chłopak, tworzyli zadziwiająco milczące towarzystwo. Herakles i Andromeda próbowali oświetlić nie przenikniony mrok dżungli. Srebrne światło księżyca przedzierało się leniwie przez gąszcz. Nad miłym ciepłem ogniska, poświęconego Hestii przyjemne rozmyślania oraz ważne pytania nie dawały rodzeństwu spokoju. W końcu przełamałam to przyjemne milczenie, serią pytań.
-Niran? Hypnos się z Tobą kiedykolwiek spotkał?
-Nigdy- odparł zmęczony chłopak.
-To… dziwne. Bo ja… co roku go spotykam. W swoje urodziny.
-Jaki on jest? -spytał z kamienną twarzą.
– Okropnie do ciebie podobny. Twarz ma bardzo podobną. Ma perłowe tęczówki obramowane czarną linią. Ma muskulaturę -zachichotałam, ale po chwili umilkłam- Czemu bogowie nas rozdzielili? Czemu trzymali nas wzajemnie w tajemnicy?
-Wiem tyle co i ty. Nie mam zielonego pojęcia. Masz…jakąś dziwną moc czy coś? -z ciszył głos.
-Mam… Przemieszczam się -w moich oczach zaiskrzyły łzy- Jak zasypiam… I budzę się zupełnie gdzie indziej… To wcale nie jest fajne. Wszystko przez ojca. Taki „dar”.
-Ja… nie. Ale mogę, gdy się zezłoszczę uśpić kogoś. I w snach widzę rzeczy które się dopiero wydarzą. To o wiele lepszy dar. Czy będę mógł się z Tobą zabrać, no wiesz jak zaśniesz?
-Tak. Ale będziesz mnie musiał trzymać za rękę, bo inaczej nie da rady. -Spojrzałam na niego- Dziękuję.
Coś trzasnęło w trawie. Niran i ja obróciliśmy się jedonocześnie.
-Kto tu jest?- spyta łam z mieczem Akteona w ręku.
Po chwili z mroku wyłonił się mężczyzna. W ciemno-brązowym płaszczu i czarnej tunice, wyglądał dziko i obco. Ale mimo tego, że miał kaptur na głowie rozpoznałam go.
-Hypnos…-wyszeptałam.
Opuściłam broń, ale Niran nadal trzymał ją w górze. Podszedł do ojca i spróbował zajrzeć pod kaptur. Jednak udało mu się dopiero gdy Hypnos go opuscił. Nadal miał swoją twarz. Długowłosego meżczyzny o perłowym spojrzeniu. Ale wyraz był zupełnie inny. Był po prostu wściekły. Niran trzymał miecz w pogotowiu, jednak na widok twarzy ojca osłabła mu chęc do walki.
-Dlaczego? -wyszeptał tylko.
-Przepowiednie się sprawdziły. Chciałem Was chronić! Ale, nie! Wy musieliście wylądować na tej samej wyspie! Niran, na świecie jest tyle miejsca! Musiałeś przylecieć akurat tu?!
-Jaka przepowiednia?- spytał twardo mój brat.
-Wygłoszona przez samego Apolla! Chciałem go zabić! Ale akurat musiała się przypałętać Lisa!
-Jak brzmiała ta przepowiednia?- odezwałam się.
– Płomienie w ognisku wesoło trzaskały, oświetlając istoty zgromadzone w okół źródła ciepła. Wilczyca, pegaz, dziewczyna i chłopak, tworzyli zadziwiająco milczące towarzystwo. Herakles i Andromeda próbowali oświetlić nie przenikniony mrok dżungli. Srebrne światło księżyca przedzierało się leniwie przez gąszcz. Nad miłym ciepłem ogniska, poświęconego Hestii przyjemne rozmyślania oraz ważne pytania nie dawały rodzeństwu spokoju. W końcu przełamałam to przyjemne milczenie, serią pytań.
-Niran? Hypnos się z Tobą kiedykolwiek spotkał?
-Nigdy- odparł zmęczony chłopak.
-To… dziwne. Bo ja… co roku go spotykam. W swoje urodziny.
-Jaki on jest? -spytał z kamienną twarzą.
– Okropnie do ciebie podobny. Twarz ma bardzo podobną. Ma perłowe tęczówki obramowane czarną linią. Ma muskulaturę -zachichotałam, ale po chwili umilkłam- Czemu bogowie nas rozdzielili? Czemu trzymali nas wzajemnie w tajemnicy?
-Wiem tyle co i ty. Nie mam zielonego pojęcia. Masz…jakąś dziwną moc czy coś? -z ciszył głos.
-Mam… Przemieszczam się -w moich oczach zaiskrzyły łzy- Jak zasypiam… I budzę się zupełnie gdzie indziej… To wcale nie jest fajne. Wszystko przez ojca. Taki „dar”.
-Ja… nie. Ale mogę, gdy się zezłoszczę uśpić kogoś. I w snach widzę rzeczy które się dopiero wydarzą. To o wiele lepszy dar. Czy będę mógł się z Tobą zabrać, no wiesz jak zaśniesz?
-Tak. Ale będziesz mnie musiał trzymać za rękę, bo inaczej nie da rady. -Spojrzałam na niego- Dziękuję.
Coś trzasnęło w trawie. Niran i ja obróciliśmy się jedonocześnie.
-Kto tu jest?- spyta łam z mieczem Akteona w ręku.
Po chwili z mroku wyłonił się mężczyzna. W ciemno-brązowym płaszczu i czarnej tunice, wyglądał dziko i obco. Ale mimo tego, że miał kaptur na głowie rozpoznałam go.
-Hypnos…-wyszeptałam.
Opuściłam broń, ale Niran nadal trzymał ją w górze. Podszedł do ojca i spróbował zajrzeć pod kaptur. Jednak udało mu się dopiero gdy Hypnos go opuscił. Nadal miał swoją twarz. Długowłosego meżczyzny o perłowym spojrzeniu. Ale wyraz był zupełnie inny. Był po prostu wściekły. Niran trzymał miecz w pogotowiu, jednak na widok twarzy ojca osłabła mu chęc do walki.
-Dlaczego? -wyszeptał tylko.
-Przepowiednie się sprawdziły. Chciałem Was chronić! Ale, nie! Wy musieliście wylądować na tej samej wyspie! Niran, na świecie jest tyle miejsca! Musiałeś przylecieć akurat tu?!
-Jaka przepowiednia?- spytał twardo mój brat.
-Wygłoszona przez samego Apolla! Chciałem go zabić! Ale akurat musiała się przypałętać Lisa!
-Jak brzmiała ta przepowiednia?- odezwałam się.
– Syn snu z przeznaczeniem się zmaga, Nie dane mu będzie uniknąć Fata, Niedoceniona wybranka Tyche w szaleństwie zostanie pogrążona, przez śmierć brata, fala tego nie unikniona, Za pokój zapłacą krwią, za życie bliskich śmiercią … Zginą w imię miłości i pokoju, ofiary w bólu pogrążone W obiekcie spisku ślepo utkwione- zakonczył bóg- byłem głupi. Nie da się oszukać Fata.
– Czyli będę miała happy end – próbowałam rozjaśnić ten poważną atmosferę.
Nie chciałam stracić Nirana, ani tym bardziej popadać w szaleństwo. I nie chciałam ginąć… Ale to chyba lepsze niż nieśmiertelność.
-Odwróćcie się -rozkazał ojciec.
Wykonaliśmy zadanie. Senna aura oplotła nasze umysły. Niran zwalił się na ziemię, po chwili poszłam w jego ślady lądując na Alien.
Kufle wesoło trzaskały o stół. Piwo przelwało się bez rzadnych granic ani umiaru. Jasno oświetlona „Gospoda pod czarnym koniem” sprawiała takie samo wrażenie jak pijani mężczyźni siedzący przy stołach. Wśród całego harmidru, leżałam ja i Niran.
-Niran… Niran… Gdzie Alien i Miriam? – Miriam była pegazem brata, o umaszczeiu w kolorze cappucino. Jednak klacz nie załapała że wygląda jak kawa z mlekiem.
-Na zewnątrz… Lepiej stąd chodźmy…
Zgodziłam się. Zataczjący się mężczyzna oparł się o ścianę najwyraźniej próbując coś nam powiedzieć ale z jego gardła wydobywał się jedynie nie wyraźny bulgot. Szybko przemknęliśmy się przez tłum. Muszę przyznać, że ubiór ludzi był dosć nietypowy. Płeć męska miała sztywne, szorstkie koszule, podobne spodnie i skórzane buty. Za to kobiety ustrojone w sukienki najróżniejszych kolorów przemykały pomiędzy waśnią, zabierając puste kufle i stawiając pełne. O ile się nie myliłam to znajdowaliśmy się we wczesnym średniowieczu. Przemknęliśmy się do drzwi i z ulgą wciągnęliśmy świeże powietrze.
-Chodźmy w jakieś mniej zaludnione miejsce. Wyglądamy dziwnie w tych strojach.
-Ok. Tylko ostrożnie.
Skierowaliśmy się ku granicy wsi, zmierzając do lasu. Domy były drewniane, pokryte strzechą. Często towarzyszyły im chlewy, obory i stajnie oraz stodoły. Psie budy stały niemal wszędzie. W końcu dotarliśmy do skupiska drzew. Z ust leciała para. Założyłam kurtkę Łowczyń, ale Niran drżał w swoim T-shircie. Dotarliśmy do małej polanki i nazbieraliśmy drzewa na ognisko. Podpaliłam zapalniczką stosik i usiedliśmy blisko siebie, grzejąc się przy jęzorach ognia. Wyciągnęłam paczkę pomarańczowych landrynków i zaczęliśmy chrupać i ssać łakocie. Objęłam ramiona chłopaka. Uśmiechnał się. Dawno nie czułam takie ciepła i szczęścia jak w tej chwili. Mimo morderczej przepowiedni, mimo czekającego szaleństwa i śmierci cieszyłam się tą chwilą, jak nigdy w życiu. Coś zaszeleściło.
-Słyszysz? – spytał Niran.
-To pewnie tylko drzewa… – wyszeptałam.
Ale drzewa nie chodzą, nie skradają się i nie kichają. Poderwaliśmy się oboje na dźwięk donośnego ludzkiego kichnięcia.
-Kto tu jest?- spytaliśmy jednocześnie pamiętając spotkanie z Hypnosem.
Niepewnie, zbliżyła się do nas dziewczyna w szarej, haftowanej brązowo, sukience do kostek. W ręku trzymała łuk, a rude loki opływały delikatną twarz.
-Kim jesteś?- spytałam.
-Aria, pani – powiedział z lekkim ukłonem.
-Chodź- powiedział łagodnie Niran- nie bój się.
Podeszła i usiadła obok nas. Wpatrywała się długo w miecz Akteona, który trzymałam przy boku. Piękna to była broń! Niebieski szlachetny kamień w rękojeści, owinięta rzemykiem. Miecz był półtora ręczny tzn. że można go było trzymać w jednej dłoni lub dwóch. Prosta, metrowa klinga, była lśniąca jak lustro. Obejrzałam łuk i strzały Aryi. Wykonane były z niezwykłą zwinnością. Łuk był zwykły i wcale nie najgorszy. Uśmiechnęłam się.
-No, chyba pora trochę zapolować! -roześmiałam się.
Kolejne kilka nocnych godzin spędziliśmy na kąpieli w rzece i tropieniu zwierzyny. Zjedliśmy upolowanego zająca (Niran go przygotował, ja wytropiłam a Arya zastrzeliła) . Szczęśliwy połów ukoronowaliśmy jeszcze dwoma dla Aryi. Później zmęczeni zasnęliśmy nieopodal strumyka.
Przzepraszam że początek się powtarza Przy wysyłaniu tego nie było, nie wiem co się stało w kaśżdym razie to nie moja wina… Przepraszam jeżeli wydaje się wam że jest za mało opisów dialogów akcji za szybka akcja bądź co kolwiek innego 😉 Tak więc z góry PRZEPRASZAM !!!!!!!!!
Fajne, fajne, super! Pisz CD Please 😀
Fajne czekam na CD
Super^^
Świetne czekam na CD
wow <33
Fajne :*
_________________________
I added cool smileys to this message… if you don’t see them go to: http://s.exps.me