Dla Pallas Ateny, Reyny i Nożownika7, za wspaniałe opka. Mam nadzieję, iż to się wam spodoba.
Chione
Letnią nocą w rytmie fal
bije serce
bo na spanie nocy żal
na nic więcej…
Pocałunek ktoś mi skradł,
znowu wicher z góry spadł,
i porwał mnie
do nieba!
Ewa Farna – Chwytaj dzień
Obudziłam się. Była noc. Starałam się przywrócić swemu oddechowi normalne tempo. Nad sobą widziałam ciężki baldachim łóżka. Kołdra sprawiała, iż czułam się palona żywcem. Odrzuciłam ją na bok i wstałam. Rose cały czas działała, jak bardzo długi, niskopodłogowy grzejnik. W pokoju panował ukrop. Podeszłam do okna, po czym je otworzyłam – niewiele to dało.
Wystawiłam swoją rozczochraną głowę za granicę drewnianej framugi i odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem. Było takie czyste…
Niezdarnie przerzuciłam jedną nogę przez parapet [to w końcu tylko pierwsze piętro] i zeskoczyłam na ziemię…
Poczułam pod sobą mokrą rosę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zaczynało mi się tu podobać.
Podniosłam się z ziemi i otrzepałam swoją piżamkę z trawy. Zadowolona, wyprostowałam się i rozejrzałam wokół siebie.
Dawno nie byłam świadkiem tak pięknej nocy, takiego cuda natury…
Srebrny blask księżyca igrał sobie w moich włosach, wybielał skórę… Odbijał się od szarych, przypominających dwa świecące dyski, oczu… Raził mnie. Tańczył po ubraniu, muskał delikatnie mą twarz. Dotykał ust, wywołując błogie uczucie szczęścia. Wpadał do szeroko rozwartej buzi. Skakał po plecach. Sprawiał, że zachłystywałam się nim, chcąc go więcej i więcej. Spływał od rzęs, po czubki palców u stóp. Po raz pierwszy, od długiego czasu, przepełniała mnie czysta, wszechogarniająca radość.
Stałabym tak upojona tym księżycem miesiącami, może latami. Nie wiem. Ale wtedy ktoś przyszedł. Przerwał mój Raj.
Usłyszałam trzask łamanej gałązki. Błyskawicznie obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni. Za mną stał Christian.
– Co tu robisz? – Nieomal krzyknęłam.
– Mógłbym zapytać cię o to samo… – Stwierdził. – W końcu to mój dom i ogród.
– No… – Odparłam, jakże wyszukanym słowem.
Usiadłam na kamiennej ławeczce. Syn Hekate ukląkł na ziemi. Poświata księżyca rozjaśniła na chwilę jego czarne włosy. Wyglądał cudownie.
– Kochasz mnie? – Zapytał nagle.
– Tak. – Odparłam bez namysłu.
Wstałam i stanęłam przy Chrisie. Pogłaskałam go po głowie. Włosy sięgały mu już do ramion. Wcale nie chciałam, by je ścinał. Tak mu było do twarzy. Wiem. Gdy myślicie o czarnych puklach, przychodzi Wam na myśl Severus Snape, który boi się szamponu. Mój chłopak dbał o swój wygląd i jak na moje oko – stosował magiczną maź do włosów, zwaną żelem, co jakieś trzy dni.
Znalazł moją rękę i zacisnął na niej swoją dłoń. Tak. To przy nim czułam się bezpiecznie. Nie przy jakimś Danie, nie przy Percy’m, tylko przy NIM.
Usiadłam na trawie, nie zbaczając na wilgoć. Położyłam głowę na jego ramieniu. Dotknął mojej twarzy. Widziałam jego oczy – oczy pełne miłości. Czystej, niezakłóconej niczym miłości.
Schylił się i mnie pocałował. Jego oddech pachniał mleczną czekoladą. Odwzajemniłam pocałunek. A później się odsunęłam.
Oparłam się o niego. Nie pamiętam, kiedy zasnęłam. W każdym razie rano obudził mnie krzyk:
– A to tu jesteście, gołąbeczki!
Przetarłam oczy.
– Czego? – Spytałam niezbyt grzecznym tonem.
Luiza wyszczerzyła się w moją stronę. Wstałam.
Dziewczynka miała na sobie błękitną sukienkę w złote gwiazdki. Na jej włosach tkwił wianek z polnych kwiatów. Loki spływały luźną kaskadą na plecy. Były dokładnie uczesane i zadbane. Prezentowała się prześlicznie. Zazdrościłam Christianowi siostry.
– Witaj, Ewcia!
– Nie nazywaj mnie tak. – Poprosiłam.
– Dlaczego nie?
– Bo nie znoszę zdrobnienia „Ewcia”. – Warknęłam.
Mój chłopak cały czas miał zamknięte oczy. Wpadł mi do głowy genialny plan.
– Przyniesiesz mi butelkę wody?
– Taaak, jasne… – Mruknęła. – A po co ci?
Wskazałam dłonią na syna Hekate.
Pokiwała rozumnie głową. Najciszej, jak potrafiła w podskokach pobiegła do domu, mocząc sobie baleriny na mokrej trawie.
Po chwili wróciła, niosąc w ręku „Żywiec Zdrój”. Gdzieś po głowie obiła mi się myśl, iż to polska marka, ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Wtedy, mój świat zawęził się do Luizy, butelki wody, mojego chłopaka i kawału, który zamierzałam mu wyciąć.
Odkręciłam zakrętkę. Bez opamiętania, trzęsąc się ze śmiechu, wylałam większą część jej zawartości, na biednego Christiana…
Zerwał się natychmiast z trawy.
– O Ty! – Krzyknął. – Pożałujesz!
Skoczył na mnie i przygwoździł do ziemi. Wybuchłam mu kolejną salwą śmiechu w twarz.
– Jak można mieć tak paskudny charakter i być równocześnie taką kochaną owieczką? – Zapytał mnie zgryźliwie.
– Najwyraźniej można. I nie porównuj mnie do jakiejś głupiej owcy. Jestem od niej fajniejsza!
– W to nie wątpię! – Zaśmiał się.
Puścił mnie wolno.
Z boku stała Luiza w wielkim bananem na twarzy.
Otrzepałam się z piasku i podeszłam do niej.
– Idziemy na śniadanie? – Spytałam wesoło.
****************
– Ej, wybierzemy się dziś do miasta? Ja, Ty, Percy i Annabeth? Rose zostanie w domu. – Zabrzmiało to niemal, jak rozkaz.
Obróciłam się, pewna, iż jestem sama. Ale myliłam się. O ścianę stał oparty mój chłopak.
– Taaak… Niech ci będzie, Chris. – Oświadczyłam wesoło.
Staliśmy na korytarzu w jego wielkiej willi, która po prostu przerażała mnie swoją wielkością. Czerwony dywan, wyglądał tak, jakby został przyszykowany specjalnie dla Emmy Watson, a nie dla zwykłej, nieogarniętej córki Ateny. Wiem, pewnie uznacie mnie za dziwną. Wy pewnie w moim wieku chodzilibyście na setki randek, mielibyście masę przyjaciół, bylibyście towarzyscy. Pewnie nigdy nie dowiedzielibyście się czym jest naprawdę ciężkie życie. Dla mnie wyjście do miasta było po prostu i zwyczajnie luksusem, który mogę zapewnić sobie co jakieś sześć lat…
Moja rodzina nie należała do zamożnych. Taki dom, nawet mi się nie śnił. Christian wydawał się idealny, z dobrej, bogatej rodziny, nie musiał się bać, iż zabraknie mu na życie. Jednak był wyrzutkiem. Jego własny brat go nienawidził. Nikt nie powiedział mi tego wprost, ale się domyśliłam.
Nie mam zamiaru się chwalić, ale stałam się jedną z niewielu kochających go osób, może nawet jedyną.
Widać było, iż naprawdę mnie kochał.
– No to fajnie. Chodź! – Podszedł do mnie i szarpnął za rękę. – Za trzy dni jedziemy do Włoch. Trochę się terminy poprzestawiały.
– Yhy. – Pokiwałam głową. – To chodźmy.
*****************
– Jesteśmy na miejscu! – Oznajmił dumnie Percy, otwierając przede mną i Annabeth drzwiczki.
Był niezwykle dumny z tego, iż prowadził samochód. Fakt. Mnie odrobinę bano się powierzyć auto… bo ostatnio wylądowaliśmy w morzu, gdy wzięłam kierownicę w swoje ręce… xD
– To dobrze. – Mruknęłam zgryźliwie. – Już po bardziej wyboistych drogach nas wieść nie mogłeś?
– Yyy… – Odparł, wypowiadając się niezbyt składnie.
Rozejrzałam się dokoła. Ładnie tu było. Znajdowaliśmy się w stanie Dakota, w mieście Grand Forks. To piękne miejsce. Nie dziwiłam się rodzinie Chrisa, iż tu mieszkają.
Nasz pojazd – mitschubitchi [jakby co, to nie jestem pewna, jak się to pisze, więc nie bijcie] zostawiliśmy na parkingu, przed jakąś restauracją.
Weszliśmy do środka. Była to typowo chińska knajpa. Chłopcy zamówili dla nas osobne stoliki, żebyśmy sobie nie przeszkadzali. Usiadłam z synem Hekate w najdalszym kącie. Tak, jak on nie znosiłam tłoku i ścisku.
Annabeth uśmiechnęła się do mnie, znad swojego stolika.
Odwzajemniłam uśmiech, jednak wyglądało to bardziej, jak nędzny grymas.
Podeszła do nas kelnerka.
– Co sobie państwo życzą? – Spytała uprzejmie.
Wyglądała na Chinkę. Czarne loki spływały jej swobodnie na ramiona. Ubrana była w czerwoną, obcisłą sukienkę. Jej talia wyglądałaby, tak jakby kobieta nie potrzebowała dolnych żeber, albo… w ogóle ich nie miała. Przez moment na jej miejscu widziałam kogoś zupełnie innego – szesnastolatkę z wyszczerzonymi kłami. Jednak, gdy zamrugałam wyglądała całkiem normalnie.
To tylko twoja wyobraźnia! – Skarciłam się w duchu. – To nieszkodliwa pani!
Utkwiłam spojrzenie w jej miodowych oczach. Mrugnęła do mnie przyjaźnie.
– Makaron w greckim sosie. – Powiedziałam.
– Co? – Chinka wybałuszyła się na mnie.
– No poproszę, makaron z greckim sosem!
– Ale…
– Nie może pani zrealizować zamówienia?
– To jest chińska kuchnia! Nie ma tu takiego dania…
– Przecież wy i tak podajecie to samo co w zwykłych restauracjach! Ta różni się od innych tylko wystrojem! Chiński sos, to tylko kopia greckiego!
– Warknęłam rozdrażniona.
– Wcale nie, dziewczyno! – Przez chwilę w jej oczach zapłonął ogień.
– Poprosimy makaron z chińskim sosem. Dziękuję. – Chris uśmiechnął się do Chinki pogodnie.
– Ale ja chciałam…
– Wiem. – Przerwał mi. – Po co ta awantura? Zamienię Ci to danie, w inne magią.
Zrobiło mi się głupia. Chłopak ścisnął delikatnie moją dłoń.
– Ty to masz talent do awantur… – Szepnął.
*************
Pół godziny później dostałam swój posiłek. Wbrew wszystkiemu smakował dobrze.
Chris patrzył na mnie, ale w jego oczach widziałam pustkę – znak, iż myślami jest hen, daleko.
– Ej, dlaczego nie mówiłeś mi, że masz brata? – Zapytałam.
Zamrugał.
– Ach to… On mnie nienawidzi. Nie ma tu powodu, żeby się nim chwalić. Zniszczył mi połowę życia. Odbierał po kolei całe szczęście. Zadawał cios, za ciosem, dopóki nie wyniosłem się do Obozu Herosów. Najwyraźniej o to mu chodziło: wyrzucić mnie z domu i odseparować od siostry. Pozbawić bliższego kontaktu z ojcem. Czasami wracam do willi. Ale bardzo rzadko. To nie do końca jest mój dom…
Nachyliłam się nad stołem i pocałowałam go.
– Nie martw się. Masz mnie. – Powiedziałam.
– Wiem. I nie chcę cię stracić.
– Ja ciebie też.
Uśmiechnął się delikatnie.
Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu wyświetliła mi się informacja: „numer prywatny”.
Westchnęłam przeciągle. Nie wiedziałam kto dzwoni, ale byłam zła, iż mi przeszkadza.
– Muszę odebrać, poczekaj moment, za chwileczkę wrócę. – Mruknęłam.
Podniosłam się i ominęłam kelnera niosącego tacę pełną drinków. Rozejrzałam się wokoło – wyglądałam przy tych wszystkich ludziach, jak obszarpaniec. Oni mieli wytworne stroje, a ja – dżinsy, bluzę i trampki…
Wyszłam na dwór, przed restaurację. Owionął mnie lodowaty wiatr. Czułam się, jakby coś mi groziło.
Dotknęłam opcji „odbierz”.
– Halo?
– Witaj, Holt. – Posłyszałam chrapliwy, męski głos. Rozlegał się on w mojej głowie, nie komórce…
– Tak, to ja. Kim pan jest?
– Za chwilę mnie zobaczysz! Będziesz płakać ze strachu! – Niemal widziałam, jak się śmieje…
– CO?!
– Głupia byłaś, że odebrałaś, haha! To służyło tylko temu, żeby cię wywabić na zewnątrz, dziewczynko!
Ogarnęła mnie fala przerażenia. Co on wygadywał???
W tym samym momencie, poczułam, jak ktoś skacze mi na plecy. Nie zdążyłam zareagować. Przyciśnięto mi do twarzy chusteczkę, spryskaną jakimś klinicznie pachnącym płynem…
Zrobiłam się potwornie senna. Wypuściłam z dłoni komórkę. Mimo że nie chciałam odpływać, nie byłam w stanie temu zapobiec. Zalała mnie różowa, słodkawa mgła.
Straciłam przytomność.
Może się wam spodoba, co? Naprawdę się wysiliłam, żeby to napisać…
Buziaczki
Chione
Przepraszam, że nie komentowałam twoich wcześniejszych wpisów, ale niedawno się zarejestrowałam. Jesteś jedną z moich ulubionych pisarek na blogu Chione 😀 a to opko jest genialne. Te twoje genialne opisy i lekki styl.
Już czekam na CD 😀
Mam teraz dużo nauki i prawie zero czasu wolnego, ale w najbliższej przyszłości… Spróbuję napisać kolejną część ;).
Poczekaj… Zbiorę myśli…
JUŻ
Chione, jak ty śmiesz mówić , że piszę lepiej od ciebie?! JAK… TY… ŚMIESZ !? Przecież to opko to jest MISTRZOWSTWO ! Idealne opisy, idealny humor, idealna akcja, idealna długość, idealne słowa… To opowiadania po prostu wbija w podłogę! Do Słodkorożca! Ja też chcę tak pisać! Biję pokłony twemu majestatowi.
Wyrazy szacunku dla geniuszki pod pseudonimem Chione przesyła Nożownik7
Jakiej geniuszki? Ty jesteś geniusz.
Do Słodkorożca? Oglądasz Kucyki Pony?
Chodzi o Słodkorożce z Pingwinów z Madagaskaru. 😀
Kooocham „Pingwiny z Madagaskaru” <3
A odcinek o Słodkorożach oglądałam :D.
Gosiu, mogłabyć z łaski swojej wypowiedzieć się w swoim komentarzu, na temat OPKA, a NIE KOMENTARZY osób trzecich? Nie po to tyle nad tym siedziałam, żeby osoba komentująca nie napisała o nim ani słowa.
No, jeśli w ogóle to przeczytałaś…
Aha. Też oglądam Pingwiny z Madagaskaru i pamiętam odcinek ze Słodkorożcem. Ale mimo to skojarzyło mi się z kucykami Pony, ponieważ moje dwie koleżanki mają totalnego fioła na ich punkcie…
Mam jeszcze w domu zakopane kilka kucyków Pony, gdzieś w starych gratach… O.o
ERROR…
ERROR…
…
…
ok już dobrze( mam nadzieję):) mam szczęście że się powstrzymałam przed krzykiem, bo brat chciał mnie zawieść na pogotowie. A TO WSZYSTKO PRZEZ TWOJE G E N I A L N E OPKO!!!!!!!!!!!!!! Dawaj mi tu kolejną część bo zwariuję!!!
Postaram się ;).
Twój styl jest ABSOLUTNIE boski, Chione. Lekkość dobierania słów, wszystko jest takie idealne 😉
Dziękuję bardzo :).
Jakże to cudowne I ten styl… zabawny, a jednocześnie subtelny, współczesny, ale jednak ma w sobie coś lekkiego, odległego… pięknie *.* Pisałaś mi że włożyłaś w tą część dużo pracy, widać Tak jak Twoje zwykłe opowiadania są świetne, to to wywala z butów xD I nie mogę się doczekać co tym razem nam przygotowałaś… Och CD przyjdź jak najszybciej! 😀 Dziękuję bardzo za dedykacje, miło mi
PS. Dostałam Twojego maila i odpiszę jak najszybciej 😀
Proszę bardzo :).
Chrzanić Szatana z siódmej klasy! TO jest tysiąc-pięćset-sto-dziewięćset razy lepsze od jakiejś tam durnej lektury! Uwielbiam Twój styl! Jest wspaniały! Dawaj CD!
Taki moment?! Czytam sobie spokojnie, wciągam się w akcję, kilka razy parskam śmiechem, a tu nagle bum! i koniec… JA CHCĘ CD
„Poczułam pod sobą mokrą rosę”- rosa to woda, a woda z reguły jest mokra. „Mokra trawa” bardziej pasuje.
„Przerwał mój Raj”- „raj” powinien być napisany małą literą, ponieważ nie jest to biblijny Raj.
„Christian wydawał się idealny, z dobrej, bogatej rodziny, nie musiał się bać, iż zabraknie mu na życie.”- to powinny być dwa zdania. „Christian wydawał się idealny, z dobrej, bogatej rodziny. Nie musiał się bać, iż zabraknie mu na życie.”
CO TU ROBI EMOTKA W TEKŚCIE?
„Już po bardziej wyboistych drogach nas wieść nie mogłeś?”- wieść niesie, że pisze się „wieźć”, bo „wiozłem”.
Jak nie wiesz jak pisze się dany wyraz odsyłam do Google.
Jak większość użytkowników źle zapisujesz dialog. Do tego gdzieniegdzie nadużyłaś przecinków. Zamiast oddzielać różnych sytuacji gwiazdkami, mogłaś pisać coś w stylu „kilka dni później”, „po pewnym czasie”.
Opowiadanie ogólnie jest dobre. Czekam na kolejną część.
Chione, nie wiem jak mam skomentować Twoje opko. Brakuje mi słów. Wszystko zostało napisane we wcześniejszych komentarzach, więc ja nie mam nic do dodania. Mogę ewentualnie podpisać się pod każdym pozytywnym komentarzem.
Super. Genialne. Nie wiem jak wyrazić zachwyt, słodkie po prostu 😉 😀