Chyba ostatnia część (będzie jeszcze króciutki epilog) mojego pierwszego dłuższego opka. Ale tak łatwo się ode mnie nie odpędzicie 😉 Mam w planach jeszcze z dwa następne, i oczywiście
kilka jednoczęściówek
Proszę o wytknięcie błędów (załóżmy że niepasujący tytuł to nie błąd)
Nagle gdzieś za mną zapaliła się świeczka. Jedna, druga, trzecia… Szybkim ruchem odwróciłem się od bramy i stanąłem oko w oko z Hadesem, panem Podziemia. Plecak, który trzymałem za pasek, wypadł mi z dłoni.
Hades miał majestatyczną sylwetkę. Był ubrany w grecką togę o kolorze, no, ciemnym. Nie był to ani czarny, ani granatowy, ani fioletowy. Był najzwyczajniej w świecie ciemny. Wyglądał jak aktor, który całe życie poświęcił wyłącznie graniu w dramatach. Miał krótkie, hebanowe włosy i piwne oczy, zupełnie niepodobne do moich idealnie białych włosów czy jasnoniebieskich oczu. Byliśmy podobni tylko pod jednym względem – obaj byliśmy tak bladzi, jakbyśmy pół wieku siedzieli pod ziemią. Tyle że on naprawdę siedział z pół wieku pod ziemią.
Wyglądał jak… hmmm, jak bóg. No i trochę strasznie. Głupio by było, gdyby władca krainy umarły nie był straszny.
Wykonałem najlepszy ukłon, jaki byłem w stanie zrobić, by niczego nie zbić w panującym wkoło półmroku.
– Witaj, yyy, najjaśniejszy panie. – wydusiłem, starając się jak najlepiej dobrać słowa. Chyba mi się nie udało, bo Hades skrzywił się nieco.
– Może nie najjaśniejszy, dobrze? Wystarczy panie.
Wziąłem głęboki oddech i zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości:
– Czy to pan jest moim ojcem?
– Ja? – twarz Hadesa przybrała dziwny, niezrozumiały wyraz, aż się skuliłem, w obawie przed wybuchem jego gniewu. Zamiast tego Hades zarechotał gromkim śmiechem, od którego zatrząsł się pałac. Dosłownie się zatrząsł – musiałem się podeprzeć o stojącą obok komodę, by się nie przewrócić. Gdy wreszcie się uspokoił, oznajmił:
– Nie, oczywiście, że nie! – to by wyjaśniało nasz brak podobieństwa. Ale skoro nie on, to kto?
– To dlaczego nazwał mnie pan synem? – byłem coraz bardziej zdezorientowany, jeśli było to w ogóle możliwe.
– Zobaczysz, chłopcze, zobaczysz. Ale chyba nie po to tu przyszedłeś, prawda?
Przypomniałem sobie o Miriam i ogarnął mnie wszechobecny smutek. Wydukałem cicho:
– Panie, ja… chciałbym prosić, no… jest taka dziewczyna, Miriam. Ona umiera, i Hestia chce, żebym ją uratował, a Tyche mówiła, że pan mi pomoże, i…
– Czekaj… Chcesz uratować swoją dziewczynę, tak? – raptownie obok boga pojawił się plik kartek i długopis. Wziął je do ręki, przerzucił kilka kartek i przejechał długopisem po kartce. Zajrzałem mu przez ramię i zobaczyłem dłuuugą listę najróżniejszych imion: Ifigenia, Achacjusz, Petronela… Bogowie, biedni ludzie! Kto tak nazywa swoje dzieci?
Hades jeszcze raz przerzucił kartkę i stuknął długopisem w papier.
– O, tu jest! Miriam Jenson, zgadza się?
– Tak – odpowiedziałem z bijącym sercem.
– Ajjj. – Hades pokręcił głową. – Przykro mi, nie żyje.
– Słucham?! – wtedy moje serce przestało bić.
Hades zmarszczył brwi.
– A nie, to nie ona. Twoja Miriam jeszcze nie umarła, ale to nie potrwa długo.
Odetchnąłem.
– Panie, chciałbym cię prosić, byś…
– Bym oddał ci ją. Domyśliłem się. – Hades pokiwał głową, skreślając coś z listy. – Nie ma sprawy. – rzucił długopis i kartki za plecy, a te natychmiast rozpłynęły się w powietrzu.
– Tak po prostu?
– Ponieważ jesteś z mojej rodziny, przyjąłem twoją prośbę bez kolejki, ale jeśli ci to nie odpowiada, to…
– Nie, jest super! Dzięki, to już chyba sobie pójdę… – podniosłem z ziemi plecak i odwróciłem się na pięcie w stronę wyjścia, które zdążyło się już otworzyć.
– Stój!
Zatrzymując się, wyprostowałem się nienaturalnie. Przekręciłem się z powrotem do Hadesa.
– Tak? – zapytałem niepewnie.
– Pewna osoba chce się z tobą spotkać. Powinieneś się ucieszyć.
– Nie no, proszę! – jęknąłem. – Czy wszyscy bogowie gadają zagadkami?!
Hades pogroził mi palcem.
– Nie mów tak o bogach, bo to może mieć niemiłe konsekwencje.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zniknął w snopie światła, jak przedtem Tyche.
„Czy żaden bóg grecki nie korzysta czasem z nóg?!” – pomyślałem.
Kryształowy żyrandol, wiszący nade mną, zapalił się, trochę lepiej oświetlając otaczającą mnie przestrzeń.
Stałem w czymś w rodzaju holu – o wysokim, rzeźbionym suficie, białych, szerokich schodach naprzeciw bramy i ciemnobrązowych meblach, zdobionych kością słoniową, stojących pod ścianami.
Niespodziewanie u szczytu schodów pojawiła się kobieta. Piękne, białe włosy miała uplecione w warkocz, związany czarną wstążką. Ubrana była w długą do ziemi kremową suknię, spiętą na ramionach srebrnymi klamrami. Miała łagodne rysy, błękitne oczy i marmurowo białą cerę. Wyglądała na zaniepokojoną. Gdy mnie zobaczyła, niepokój zniknął z jej twarzy, ustępując miejsca radości. Uniosła krawędzie sukni i zbiegła po schodach, śmiejąc się. Przytuliła mnie, szepcząc:
– Och, kochanie…
Dziwnie się poczułem, biorąc pod uwagę, że widziałem ją chyba pierwszy raz w życiu.
Odsunęła się ode mnie na kilka kroków.
– Przepraszam, malutki, przecież ty nawet nie wiesz, kim jestem! Jestem…
Nie musiała kończyć. Zrobiłem to za nią.
Była taka podobna do mnie.
– Mama?
Tym razem to ja do niej podbiegłem. Objęła mnie, szepcząc:
– Tak długo czekałam na ten moment, synku…
Nie odpowiedziałem, tylko odwzajemniłem uścisk. Gdy wreszcie mnie puściła, zapytałem:
– Ale jak to możliwe? Przecież znam moją mamę.
– Widzisz, kochanie – zaczęła moja prawdziwa mama. – Bella, którą uważałeś za matkę, jest czymś w rodzaju mojej śmiertelnej znajomej. Gdy byłeś mały, oddałam cię jej, by się tobą zajęła. Opiekowała się tobą przez te kilka lat, zanim wreszcie mogłeś trafić do Obozu. Chejron myśli, że to ona jest twoją mamą, a twoim boskim rodzicem jest któryś z bogów, nie bogiń.
– A tak naprawdę… – zacząłem. Wciąż nie byłem pewny, jaką boginią jest moja matka.
– Jest nią Persefona. – podpowiedziała.
– A mój tata?
– Opowiem ci o nim kiedy indziej. – mama machnęła ręką.
– Jeszcze jedno. Zor.. Charon mówił coś o Proserpinie. – chciałem jak najlepiej to wszystko sobie poukładać w głowie.
– Ach, to inna wersja mojego imienia. – skwitowała mama.
– Ostatnie pytanko – przypomniałem sobie. – Czy Hades nie powinien mnie nienawidzić?
Wzruszyła ramionami.
– Przyjął to zadziwiająco spokojnie. Traktuje cię jak jedno ze swoich dzieci.
– Swietnie. Nie chciałbym, by bóg śmierci mnie nie lubił.
– Kochanie – Mama posmutniała. – Chyba musisz już iść.
Obdarzyła mnie pożegnalnym uśmiechem, podszytym melancholią.
– Miriam na ciebie czeka.
Pocałowała mnie w czoło. Uściskałem ją po raz ostatni i wyszedłem z pałacu.
Gdy odwróciłem się, stała na schodach, machając mi. Odmachałem i ruszyłem biegiem przed siebie, by oprzeć się pokusie wrócenia do niej.
Super. Pierwsza rozmowa z moim boską mamą trwała dwie minuty i wyglądała bardziej jak quiz.
Wbiegałem właśnie do jaskini Cerbera, gdy znienacka wpadłem, a raczej przeniknąłem, przez nie nikogo innego, jak Beatrice!
– Co ty tu, u diabła robisz, mała?!
Beatrice uśmiechnęła się szelmowsko.
– Pomyślałam, że chętnie spotkam tą twoją dziewczynę.
I tak, ramię w ramię, ruszyliśmy do Obozu Herosów. Zastanawiałem się, do którego domku trafię, ponieważ szczerze wątpię, by specjalnie dla mnie zbudowano domek Persefony.
Super 😉
Błędów nie wyłapałam, a zresztą byłam zbyt zaapsorbowana czytaniem, by coś zauważyć
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiłaś Persefonę (ciężko się przyznać, ale do tej pory nie potrafiłam się uwolnić od jej filmowego wizerunku gotyckiej Dody…). Me gusta!
Geniuszu ty jeden 😉
Hestia ślubowała wieczne dziewictwo, więc nie może mieć dzieci!
Ale po za tym szczegółem to opko super.
Wiem, że tak jest napisane w wikipedii, ale potrzebowałam kogoś, kto nadawłby się na mamę Miriam, a Hestia mi po prostu pasowała 😉