Dla Chione, Pallas Ateny, Olishii, Annabeth1999, Arachne i Eireny.
Koszmar… zwyczajność herosa. Niestety. Moje są jeszcze gorsze. Ten był okropny. Boję się go do dzisiaj. Najgorsze są jego ostatnie fragmenty.
Szłam. Po prostu szłam. Nagle wokół mnie zawirowały cienie dusz. Owionął mną chłód. Słyszałam krzyki ludzi z całego świata, błagania o pomoc. Nie mogłam się zatrzymać. Chciałam się cofnąć, ale gdy próbowałam dźwięki były jeszcze głośniejsze. W końcu poddałam się. Powiew wiatru uniósł mnie w górę. Przede mną pojawiła się piękna kobieta. Miała włosy w odcieniu karmelowego brązu, jej oczy były zaskakująco zielone, idealne usta pomalowane delikatnym błyszczykiem. Jej sukienka była różowa. Nie jakoś przesadnie. Był on delikatny i spokojny- usypiał.
-Witaj pani.-powiedziałam i dygnęłam. Po moich słowach znaleźliśmy się w złotej sali bez ozdób. Tylko ściany i podłoga.
-Kochana, mów mi po imieniu. Jestem Afrodyta.- powiedziała bogini z miłym uśmiechem.
-Afrodyto, dziękuję ci za wyciągniecie mnie z koszmaru.
– To nic. Mamy mało czasu. Zaraz świt, a ty masz misję. Powiem ci coś, co kiedyś ci się przyda. Will cię kocha.
-Afrodyto wiem to.- powiedziałam i poczułam, że świat wiruje. Bogini zaczęła się rozmywać.
-Teraz tak, ale kiedyś zwątpisz.-zdążyła krzyknąć i zniknęła, a ja obudziłam się z okropnym uczuciem i bólem głowy. Dotknęłam ręką czoła i zmartwiłam się.
-Cholera.- mruknęłam.
Znowu gorączka. Wstałam, aby pójść po termometr, ale kiedy zeszłam z łóżka miałam uczucie jakby świat usuwał mi się spod nóg. Złapałam się szafki, a potem drugiej i tak doszłam do łazienki. Chwyciłam termometr i zjadłam trochę ambrozji. Gdy go wyciągnęłam załamałam ręce. Słupek rtęci wskazywał na czterdzieści stopni. Boski pokarm uśmierzył ból głowy i spowodował, że świat znowu wyglądał normalnie, ale on nie ulecza moich chorób zupełnie. Tylko częściowo. Znikają objawy. Postanowiłam olać chorobę. Tak jak olewałam wszystko. Czułam się źle, ale miałam misję. Ubrałam się, chwyciłam plecak i poszłam pod sosnę. Moi przyjaciele już tam byli.
-Agnieszka, wszystko dobrze? Źle wyglądasz.- powiedziała Annabeth.
-Nie nic. Tylko jestem zmęczona.- uspokoiłam ją.
-Ach, dobrze.- jej mina wskazywała na to, że nie uwierzyła zupełnie.
Jednak wyruszyliśmy. Przed lotem Percy pomodlił się do Zeusa i weszliśmy do samolotu. Czułam się coraz gorzej. Moje oczy same się zamykały. Oparłam głowę na ramieniu Willa i zapadłam w półsen. Po godzinie byliśmy na miejscu. Już mieliśmy wsiąść do taksówki kiedy zapadłam się w ciemność.
Obudziłam się na jakimś miękkim łóżku z czymś zimnym na głowie. Podniosłam rękę do czoła i wyczułam mokry ręcznik.
– Co się stało?
-Zemdlałaś. Nie mogliśmy udać się do Chione z tobą w takim stanie.
-No racja. Przepraszam.-powiedziałam i rozejrzałam się po pokoju. Był skromnie urządzony. Dwa łóżka, łazienka i okno. Wszystko w beżu.
– Nie przepraszaj. To nic.- powiedziała.
-Ale tu ohydnie. Kto to urządzał?- zapytałam i zmarszczyłam nos.
-Nie wiem i nie patrz się tak na mnie, bo to nie ja.
-Gdzie chłopaki?- zapytałam
-Poszli… no powiedzieli, że wrócą przed zmierzchem.- po tych słowach zmarszczyła czoło jakby się nad czymś zastanawiała.
-Muszę się przespać- powiedziałam i ziewnęłam.
-Dobrze. Śpij- wyszeptała troskliwym głosem.
Zasnęłam. Zero koszmarów. Tylko złe przeczucie. Powtórka z rozmowy z Afrodytą.
Gdy się obudziłam na łóżku leżała kartka ,, Jesteśmy w central parku. Jeśli czujesz się na siłach przychodź szybko’’ . Witać było charakter pisma Annabeth
Ubrałam się w czarną bluzę, biały t-shirt i shorty. Może byłam nieodpowiedzialna. Shorty w zimie. Co by Chejron powiedział. Przestałam o tym myśleć. Tylko podkreśliłam oczy zieloną kreską, ubrałam fioletowe tenisówki i chwyciłam cztery plecaki. Miałam przeczucie. Nigdy już nie pojawię się w tym Hotelu. Wzięłam klucz. Czułam się o wiele lepiej. Wyszłam z pokoju i zdziwiłam się. Obok drzwi znajdowała się recepcja. Dosłownie obok. Mało na nią nie wpadłam.
-Dzień dobry. Pomóc w czymś?- zapytała recepcjonistka. Miała brązowe oczy i fryzurę w stylu Amy Winehouse. Żuła gumę i mówiła lekceważącym głosem.
-Tak. Chciałabym oddać klucz- powiedziałam i położyłam go na ladzie.
-Dobrze. A tera pa, pa.
-Do widzenia- powiedziałam i wyszłam.
W mieście było wiele osób. Typy ciekawe i rożne oraz ci nudni, normalni. Jedni patrzyli na mnie morderczym wzrokiem, inni nie zwracali uwagi. Śmiertelnicy. Oni są najgorsi. Biznesmani rozmawiali przez telefon. Tłum szedł w stronę metra. Nikt nie zapytał czy nie pomóc czternastolatce. Nikt.
Po piętnastu minutach doszłam do Central Parku. Na ławce siedzieli moi przyjaciele. Gdy mnie zobaczyli na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
-No. Jestem.
– Znaleźliśmy jedyny lot na Hawaje dzisiaj. Lecimy?- zapytał Percy z tym głupim szelmowskim uśmiechem.
-Ty? Lecisz?- zapytałam z niedowierzeniem
-No . Muszę przełamać strach- powiedział i wypiął pierś.
-Annabeth- po tych słowach posłałam znaczące spojrzenie córce Ateny, a ta kopnęła swojego chłopaka tak, że znowu siedział na ławce.
-Nie świruj- powiedziała.- To co ruszamy?
Po trzech godzinach byliśmy na Hawajach. Przywitał nas mróz i śnieg oraz mój kaszel. Znikąd miałam zawroty głowy.
-Idę do toalety. Zaraz będę.
Nigdy nie wchodźcie do toalety na lotnisku. Śmierdzi, jest cała brudna i śmierdzi. Na szczęście nikogo nie było. Zdjęłam plecak i wyciągnęłam ambrozję. Zawroty minęły, kaszel ustał. Na razie. Przed drzwiami łazienki czekał Ann.
– Nie ucieknę wam. Jasne?- powiedziałam zażenowana.
– Nie o to chodzi. Znalazłam pałac Chione na mapie.
-Co? Na mapie? Pałac bogini?
-Pokarzę ci.
Po chwili byłyśmy przy chłopakach i wielkiej mapie. Podobnej do tych spotykanych w galeriach.
-Tu- powiedziała Annabeth i wskazała białą kropkę na mapie. Była zaopatrzona napisem: PAŁAC CHIONE.
-Rzeczywiście. To co? Idziemy?- zapytałam i wyszłam z lotniska.
super czekam na C.D. !!
Fajne pisz dalej!!!
Fajne, ale znalazłam pewną nieścisłość. Oni wsiedli do samolotu w NY i ona obudziła się też w NY? Nie kumam. Aha, jeszcze jedno z nowego jorku na Hawaje w 3 godziny? O.O nie chcę się czepiać, ale… Z samego LA na Hawaje się leci 6 h (nie pytajcie skąd wiem). Poza tym walka z Chione zapowiada się wyśmienicie, więc czekam z niecierpliwością na CD. 😀 A co do cd to ma być jak najszybciej, bo się nie mogę doczekać. 😀
Ja zawsze coś sknocę. Kurcze. Taki błąd. Powiedzmy, że… samolot z powodu śniegu musiał zawróciić? Nie mam pomysłu. Dobra mój błąd. Miło, że się podoba.
Dziękuje bardzo za dedykację. 😀
Nic się nie stało. Wypadek przy pracy 😉
Super. Pisz dalej, bo świetnie ci wychodzi