To opko dedykujemy wszystkim blogowiczom, a w szczególności boskim psiapsiółom Lyssie i iris
– Udasz się do szkoły w Kalifornii – oznajmiła stojąca przede mną bogini Amfitryta.
– Jasne – burknęłam – Jakieś specjalne wymagania?
– Nie, chyba żadnych – bogini nie dostrzegła ironii – Chociaż Afrodyta chciałaby się z Tobą zobaczyć.
Zdusiłam jęk. Czego bogini miłości chciałaby ode mnie… oprócz spraw związanych z chłopakami, a konkretnie moim towarzyszem podróży? Ile razy, na wszystkich bogów, mam jej tłumaczyć, że Damon to tylko przyjaciel? Robi się nużąca, kiedy co pięć dni mówi, że wspaniała z nas para!
Afrodyta nagle zrobiła krok w tył. Jej oczy zalśniły srebrem, pełne przerażenia, a głos zrobił się chrapliwy.
– Już czas – wychrypiała – Spełni się przepowiednia!
Zwróciła srebrzysty wzrok na mnie.
– Nie oddawaj mocy! – zawyła.
– Hmmm… Amfitryto? Wszystko w porządku? – spoko, w życiu widziałam dziwniejsze rzeczy, ale srebrne oczy nie wyglądały normalnie.
Uśmiechnęła się nieobecnie i zanosząc straszliwym śmiechem, zamieniła się w krąg wirującego dymu.
Wzruszyłam ramionami. Taa, w życiu zdarzają się dziwniejsze rzeczy.
Razem z boginią stałyśmy na placu w mieście… Oh, nie pamiętam, ale gdzieś w Ameryce. Obok znajdowało się wielkie centrum handlowe. Wjechałam na drugie piętro i skierowałam się w stronę księgarni.
Uśmiechnęłam się, widząc postać stojącą przy mitologicznym regale. Damon ubrany był w sprane dżinsy i szarą bluzę, o parę numerów za dużą. Na nogach miał czerwone trampki. Proste, czarne włosy, krótko ścięte i brązowe oczy, teraz wczytane w „Mitologię” Parandowskiego.
– Nie wszystko jest prawdą – stwierdził, gdy podeszłam – Jak poszło?
– Dobrze – odparłam – Widziałam się z Amfitrytą, Afrodyta też chce nas zobaczyć.
Uśmiechnął się lekko.
– Można się było spodziewać – mruknął.
– A, jedziemy do Kalifornii – dodałam – Tylko nie wiem dokładnie gdzie.
Damon zaśmiał się cicho.
– Będziemy więc błądzić po całym stanie – stwierdził.
– Nie – usłyszałam głos obok nas.
Zaraz… Przecież byliśmy sami, nie?
Obróciłam się w stronę właścicielki głosu. Była to kobieta niezwykłej urody. Kruczoczarne loki opadały jej na ramiona, a długie rzęsy ocieniały fiołkowe oczy. Wyglądała tysiąc razy piękniej niż najcudowniejsza aktorka, a za jej uśmiech wielu mężczyzn oddałoby życie.
– Hej, Afrodyto – burknęłam nieprzyjaźnie – Czego chcesz?
Bogini uśmiechnęła się uroczo.
– Ależ słodziutka – zagruchotała – Czemu tak nieprzyjaźnie? – ciągnęła, nie pozwalając mi przerwać – Przeniosę was tam, gdzie chcecie, ale pod jednym warunkiem.
– Jaki to warunek? – spytał Damon spokojnie.
– Będziecie musieli udawać parę – nasze reakcje były różne. Ja skrzywiłam się z oburzeniem, na twarzy Damona zobaczyłam uśmiech – Wystarczy, jeśli zatańczycie razem na dyskotece – odetchnęłam z ulgą – oczywiście w przygotowanych przez mnie strojach.
Spojrzeliśmy po sobie i jednocześnie pokiwaliśmy głowami.
– To wspaniale – ucieszyła się Afrodyta.
Chwyciła nasze dłonie. Zniknęliśmy w chmurze złotego pyłu. Ciekawe, co pomyśleli pracownicy księgarni, widząc nasze zniknięcie…
*
Pojawiliśmy się na dziedzińcu jakiejś szkoły. Była tam fontanna, a także bogato zdobiony monument. Afrodyta gdzieś zniknęła.
Nasze stroje się zmieniły. Damon miał na sobie… garnitur! Za to ja dostałam zwiewną zieloną sukienkę, czerwone baleriny, a moje włosy zostały ułożone w masę wijących się, drobno ułożonych loczków. Ble! Nie mogła wymyślić czegoś normalniejszego?
Chociaż chyba wyglądałam całkiem dobrze, sądząc po maślanych oczach Damona. Dobra, jak mam być szczera, to on też wyglądał całkiem przystojnie w tych ciuchach.
– Łał – szepnął, patrząc na mnie – ładnie, Michelle.
No właśnie! Tak się rozpisałam, a nawet się nie przedstawiłam. Mam czternaście lat, na imię Michelle. Jestem posiadaczką zwykle lekko falowanych, rudych włosów z czarnymi pasemkami i zielonych oczu. Od małego zajmowali się mną bogowie, od czterech lat mieszkam na ulicy. Porzucili mnie w mało zaludnionym miejscu w Las Vegas, życząc szczęście. No tak, dziesięciolatce bez rodziców przyda się szczęście, nie?
Tak się złożyło, że kiedy zagubiona siedziałam pod drzewem, zauważył mnie Damon. Pomyślał, że miło by było mieć towarzyszkę podróż. Podszedł do mnie, opowiedział o sobie i o swoim życiu na ulicy… Tak zostaliśmy przyjaciółmi.
Przemierzaliśmy świat. Bogowie dawali nam jedzenie, ubrania i pieniądze, gdy ich potrzebowaliśmy. Czasem walczyliśmy na rynku, w różnych miastach, trenując umiejętności ku uciesze tłumu.
Zorientowałam się, że Damon widzi przez Mgłę, kiedy zaatakował nas cyklop. Mój przyjaciel walnął go w oko i próbował mi wmówić, że to jakiś niebezpieczne przestępca, który uciekł z więzienia. Spoko, też chciałam mu to wmówić.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk dzwonka i tłum wylewający się na dziedziniec.
Od razu ją spostrzegłam. Ciemnobrązowy warkocz. Niebiskie, przejrzyste oczy. Czternaście lat, tyle co ja. Szła w towarzystwie przyjaciółki. Lexy. Dziewczyna, którą miałam zabrać do Obozu Herosów, której moce były równie potężne jak moje. No extra! Nie mogłaby być nieco mniej elegancka? I wyglądać na bardziej bohaterską… w ogóle wyglądać na heroskę?
Cóż, tak bywa. Mam nadzieję, że chociaż okaże się miła.
***
– Nie mam się w co ubrać, Lexy! – moja histeryczna współlokatorka i najlepsza przyjaciółka Bella biegała po pokoju i przebierała góry ciuchów rozrzuconych na podłodze. Od tygodnia planowałam w co się ubiorę na dyskotekę z okazji 40 – lecia Internatu, ale ona poświęcała czas tylko na głupoty. W rzeczywistości internat wyglądał o wiele starzej. Tynk odlepiał się od murów na dziedzińcu, a podłoga na korytarzach skrzypiała, jakby miała nas dość. Zresztą nie dziwię jej się. Codzienne „wylewy” uczniów z klas mogły ją trochę uszkodzić. Kolejny krzyk Belli wyrwał mnie z zadumy.
– Lexy, pomóż! – wyczułam w jej krzyku panikę.
– Spokojnie, zaraz się tym zajmiemy – odpowiedziałam wyraźnie uspokajając tchórzliwego byka.
– Dzięki, jesteś wspaniała przyjaciółką – powiedziała, rzucając mi się na szyję.
Przejrzałam stosy ubrań. Były tam szczególnie mundurki szkolne i T – shirty z nalepkami. Nie mam pozytywnej oceny o garderobie Belli, ale nie będę was nudzić. Zajrzałam do szafy oznaczonej literą L i ku mojemu zdziwieniu na miejscu przygotowanej przeze mnie sukienki w czarno – niebieskie paski ,w której miałam pójść na dyskotekę, leżała paczuszka zawinięta w różowy papier. Szybko rozwinęłam prezent oznaczony literą A. Była tam sukienka. Zatkało mnie, taka była piękna. Miała niebieskawy odcień przechodzący w fiołkowy fiolet. Odnalazłam w szafie starą sukienkę i podałam ją Belli. Praktycznie jest mieć te same numery.
Nieobecna z zachwytu założyłam cudo i przejrzałam się w lustrze. Z dali słyszałam krzyk i radość Belli, ale nie obchodziło mnie to. Sukienka pasowała jak ulał, ale zastanawiało mnie, od kogo dostałam ten strój. W końcu doszłam do wniosku, że nawet jeśli był to jakiś psikus mojego szkolnego wroga, Nicholasa, była za ładna, by jej nie ubrać. Przejrzałam ją, ale nie znalazłam żadnych śladów zbrodni. W końcu trzeba korzystać z uroków życia.
Właśnie, jak już do tego, doszłam, to może powiem coś o sobie. Urokiem życia jest to, że tu trafiłam, Internat noże wydawać się więzieniem dla niechcianych nastolatków, ale trafienie tu przyniosło mi wiele radości. Poznałam Bellę, w domu w Las Vegas nie miałam żadnych przyjaciół. Moi rodzice są bogaci – pracują jako aktorzy. Nie mieli dla mnie czasu – ciągle uczyli się roli. Wynajęli dla mnie nauczyciela, ale źle się to skończyło. Po dwóch tygodniach wybiegł z krzykiem z naszego domu. Potem próbowałam w normalnych szkołach, ale uwierzcie mi – zwariujesz po kilku dniach słuchania pisków na twój temat, a nie zawsze są dobre tematy i proszenia o autografy swoich rodziców. Miałam tego dość więc rodzice wysłali mnie tu. Szybko przyzwyczaiłam się do internatu i poznałam Bellę. Ona i ja dopełniamy się wzajemnie. Jestem wyluzowana, cierpliwa, uparta i znam się na stylu. Moje włosy – głęboki brąz z rudawymi pasemkami są zwykle ułożone w długi warkocz. Mam błękitne oczy i wydaje mi się, że mogę z ich pomocą sterować ludźmi. Jestem średniego wzrostu, tak jak Bella i dlatego możemy zamieniać się ubraniami. Tak było i dzisiaj. Gdy wysłuchałam i odczekałam, aż przeminie podniecenie przyjaciółki, powiedziałam:
– Tak, nie ma za co. Chodźmy już na imprezę!
Obie szłyśmy przez korytarz – ja, ubrana w niebiesko – fioletową sukienkę z warkoczem ozdobionym, Bella w mojej sukience w czarno – niebieskie paski i z lokami na całej głowie – wyglądałyśmy świetnie. Gdy zbliżyłyśmy się do dziedzińca, spotkałyśmy coraz więcej uczniów ubranych w garnitury i piękne sukienki. Przed drzwiami wychodzącymi na główną część dziedzińca stał dyr. Internatu i patrzył na zegar. Jeszcze dwie minuty. Czekałam na tę imprezę od kilku miesięcy i nic nie mogło mi jej popsuć. Widziałam niepewny wzrok dyra. Dzwonek zadzwonił i wylecieliśmy przez drzwi, jeśli można powiedzieć, że w strojach balowych można biegać. I wtedy ich zobaczyłam : ładną dziewczynę z burzą długich rudawych loków, ubraną w zieloną sukienkę podobną do mojej i przystojnego chłopaka z krótko ściętymi czarnymi włosami. Wyglądali, jakby na coś czekali. Kiedy ich zobaczyłam, poczułam dziwny chłód na karku. Intuicja podpowiedziała mi, że jeszcze ich zobaczę. Nie wyglądali jak uczniowie internatu – podobni byli do tych lizusów, prymusów, których widziałam w normalnych szkołach. Nie zastanawiałam się nad tym, bo Bella wzięła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku sali balowej, która wypełniała się uczniami. Sala była wielka – zajmowała jedną trzecią internatu. Zwykle była schowkiem albo salą do ćwiczeń fizycznych, lecz dziś nie wyglądała jak zwykłe pomieszczenie. Wszędzie wisiały ozdoby, a kula dyskotekowa świeciła na wszystkie strony oślepiając swym blaskiem. Na ścianach wisiały serpentyny, a na podłodze leżało mnóstwo kolorowych balonów. Po jednej stronie sali znajdowały się stoły pełne przekąsek – owoce, przystawki, chipsy, ciastka, czekolada oraz napoje – wszystkie rodzaje soków, wody, coli, sprite. Po drugiej stronie sali leżał sprzęt grający. Było tam tyle głośników, że bałam się o nasze uszy, ale gdy włączona została muza i piosenka ” Call me maybe” wypełniła salę, nic się nie stało, a raczej odwrotnie – wszyscy zaczęli tańczyć i śpiewać. Byłam pod wrażeniem. Nigdy bym nie pomyślała, że szkoła trzyma taki sprzęt. Śmiałyśmy się z siebie, gdy Bella przypomniała o naszym kursie tańca. Piosenka zmieniła się z szybkiej na wolną i poszłyśmy coś przegryźć. Nie mogłam się zdecydować, ale w końcu wzięłam kawałek jabłka, trzy winogrona kilka chipsów i moje ulubione czekoladowe ciastko. Spałaszowałam szybko moje smakołyki i pomyślałam o tajemniczej parze. Pewnie byli gdzieś w tłumie. Nagle zauważyłam ich – tańczyli wolnego kilka metrów ode mnie. Dziewczyna nie wyglądała na zachwyconą, a chłopak wręcz przeciwnie. Gdy piosenka się skończyła rozłączyli się powoli, jakby zastanawiając się, co dalej. Kiedy chwila osłupienia minęła, wymienili parę zdań i zaczęli szukać czegoś albo kogoś w tłumie. Gdy już znaleźli, skierowali się w stronę celu. Szli do mnie.
Nagle poczułam nóż na gardle. Zamarłam.
Prosimy, nie ocenajcie zbyt surowo, to nasze pierwsze opko na blogu!
Lexy i Ella
Ooo, to w Ameryce znają książkę Parandowskiego? 😀
Obie świetnie piszecie, do tego bardzo podobnie. 😀 Pomysł genialny, do tego bardzo dobry opis sali balowej. Czekam na CD!
Dziękujemy bardzo, z Parandowskim to tak jakoś wyszło…
KKKoooocham! Bardzo genialne bardzo świetne bardzooooo że bardzo
Dzięx
No bardzo ładnie napisane. Jednak ja widzę wyraźne różnice w stylach, jednak obydwa dobrze się komponują. Czekam na cd.
Fajnie, że się podoba 😉
Świetny pomysł, jestem pod wrażeniem. Piszcie szybko cd 😀
PS. która z was jest którą dziewczyną?
Ja – Michelle,
Lexi – Lexi 😉
Czasem coś mi się nie zgadzało z imionami, spójnością i logiką oraz przecinkami (ale istnieje też opcja, że jestem po prostu nieogarnięta i dlatego czegoś nie rozumiem 😛 ), lecz poza tym… Opowiadanie intryguje.
Jestem ciekawa, jak to się dalej rozwinie…
Co ty! Ty nieogarnięta?
Pewnie nasze błędy
Niedługo wstawimy następne części
Jak na nowicjuszki jest zdatne, ale nie perfect
Gdzie strumyk płynie z wolna…!
Pfff… Pierwsze opowiadanie, a i tak lepsze od moich x.x Po raz setny zadaję sobie pytanie: co ja robię pośród Waszych talentów?
chyba co ja robię pośród talentów takich jak twój!
Ooooooo czasowe !!!! Wątek miłosny …..ach …. fajne , pisane ładnym , ciekawym opisem , powiem wam , że kiedy widzę Wasze prace to już rozpoznają , że są wasze Piszecie w jedyny i charakterystyczny sposób
dziex też już chyba Twoje rozpoznaję (podkreślam chyba!) 😉
Nuuuuudne ( bez urazy )