Od autora: Dziś (tzn. 18 październik) mój młodszy brat Malcolm (może niektórzy z was kojarzą go z chata, jako Malcolm2002) obchodzi 10 urodziny. To opowiadanie jest zadedykowane specjalnie dla niego. 😀 Wszystkiego Najlepszego Braciszku xD.
***
Annabeth zwlokła się z łóżka wcześnie rano. Dzisiaj był bardzo ważny dzień dla mieszkańców domku Ateny. Mianowicie urodziny zastępcy grupowego, Malcolma. Annie dobrze pamiętała jakie piękne przyjęcie ona na swoje urodziny dostała od swojego ukochanego braciszka, więc postanowiła mu zrobić jeszcze ciekawszą imprezę.
Postanowiła najpierw ubrać się, a potem zacząć planować. Kiedy wykonała już tę pierwszą czynność, usiadła przy jednej z małych ławeczek. Naszkicowała lampion. Był w ulubionych kolorach syna Ateny, niebieskim i zielonym. Po środku było napisane: Happy birthday!, a dookoła narysowane były małe sówki. – No dobrze- pomyślała Ann.- teraz trzeba tylko oddać projekt tym od Apolla, myślę, że do południa zdążą wykonać około dziesięciu. A może nawet dzieci Afrodyty po obsypują je szarym brokatem?- zachodziła o głowę.
Teraz pozostała jej sprawa tortu. Percy obiecał, że jej pomoże, więc udała się prosto do jego domku. W chwili, gdy otworzyła drzwi jej pierwszego przystanku, uśmiechnęła się, gdyż pojęła w lot co oznacza „Pomogę Ci” chłopaka. Na łóżku obok okna leżał rozciągnięty Tyson.
Wtedy córka Ateny wpadła na genialny pomysł. Wzięła dzbanek leżący na stole i w łazience nalała do niego chłodnej wody. Podeszła do swojego „narzeczonego” i po kropelce wylała mu wodę na nos. Percy wstał tak gwałtownie, że zaskoczył nawet samą oblewającą go, na której wylądowała cała woda, której nie zdążyła wylać.
– Hahahaha!- zaczął śmiać się syn Posejdona tak głośno, że a jego brat się obudził.
– Co się dzieje?!- wykrzyknął zaskoczony Tyson.
– Miałeś mi pomóc z tym tortem, Percy! – zawołała wściekła Annabeth.
– Aha, to ja idę spać- stwierdził cyklop.
– Nie!- odpowiedzieli jednocześnie.
– Zrobię ten tort z mikroskopijnymi sówkami, Annabeth. Tylko na kiedy?…- zapytał generał armii.
– Na dzisiaj…- odpowiedziała mu Ann, na co zerwał się z ziemi i pobiegł w stronę kuchni. – To znaczy, że musimy tylko przygotować plażę…
***
Malcolm był bardzo smutny. Kiedy obudził się w domku Ateny nie było nikogo. A miał nadzieję, że chociaż w urodziny zaczekają na niego ze śniadaniem.
– No cóż, trzeba iść do nich dołączyć- pomyślał.
Wtem do domku ktoś zapukał.
– Już idę- odpowiedział szczęśliwy, że może nie wszyscy jednak o nim zapomnieli.
Otworzył drzwi i zobaczył, Wyrocznię Delficką, trzymającą na rękach tacę ze śniadaniem.
– Wszystkiego Najlepszego, Malcolm- powiedziała Rachel, po czym wskazała na śniadanie.- Sama je dla ciebie zrobiłam.
Chłopak powiedział dziękuje i spałaszował całe jedzenie. Przedpołudnie i popołudnie umknęło na rozmowie z przyjaciółką.
Wieczorem, Rachel powiedziała:
– Chodź przejedziemy się na plażę.
Odpowiedział, że się zgadza i wyszli z domku.
***
Kiedy doszli do plaży, Malcolm oniemiał z wrażenia.
– NIESPODZIANKA!!!- krzyknęli wszyscy obozowicze, a uśmiech na twarzy Malcolma, rozciągnął się do samych uszu.
KONIEC
Pozdrawiam,
Annabeth1999.
PS Wszystkiego najlepszego! 😀
Fajne opowiadanie i WSZYSTKIEGO NAJ Malcolm.
Dzięki.
Dzięki siostra. ja dla Ciebie mam wiersz:
„Czarne pomarańcze”
Są kuliste, są też czarne,
mają losy bardzo marne.
Wyglądają mi na pomarańcze,
Ciągle krzyczą: Ja tańczę! Tańczę!
Może są to też buraki,
choć od nich słyszę głośne gdaki.
Gdaka gdek, gdaka gdak,
to są jednak kaczki: Kwak!
I’m proud of you.
Fajne!!! Sto lat malcolm!!!
Dwieście dwadzieścia dwa lata, facet!
PS: Nie przygarnąłbyś czasem ciasta bananowego z cukinią?
Extra opowiadanie! 😀
I wszystkiego najlepszego!
Sto lat!!! Wszystkiego Najlepszego Malcolm!!! A opakowań fajne
Wszystkiego najlepszego, bracie Ann :D.
A opko zadżemiste ;).