OD AUTORKI: Kolejna część mojego badziewia Z Południa na Północ, której i tak nikt nie przeczyta. 😀 Dla magiap, Eirene, Lyssy, Luny Tenebris , selene, AriadneNaldari I Clarisse XD.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy czy niedociągnięcia.
Z POŁUDNIA NA PÓŁNOC
Cz. 5.
Will:
– Nico! – wrzasnąłem, biegnąc wśród gęstych chaszczy i gąszczy. – NICO! Jesteś tam?!
Brak odpowiedzi.
Przyspieszyłem biegu, nie zważając na drapiące mnie, ostre gałęzie drzew.
– Nico?
Nagle moje nogi automatycznie zahamowały, napotykając na swojej drodze przeszkodę. Jeszcze kilka metrów i potknąłbym się o leżącego na ziemi brązowowłosego czternastolatka.
– Nico! – Przykucnąłem przy synu Hadesa, rozpaczliwie szukając u niego jakichkolwiek oznak życia. Dzięki bogom, jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała, był jednak nieprzytomny. Wiedziałem, że muszę zanieść go do obozu. Tylko jak? I co go obezwładniło?…
Potrząsnąłem głową. Nie miałem czasu na takie zastanawianie się. Niewiele myśląc, wziąłem Nica na ręce, po czym poderwałem się do jak najszybszego biegu. Cokolwiek czyhało w tym lesie, z pewnością nie było do nas przyjaźnie nastawione. A my musieliśmy uciekać. I to w tej chwili.
Ostre gałęzie upiornych drzew zahaczały o moje ubrania i boleśnie drapały skórę, gęste zarośla torowały drogę, ale nawet takie trudności nie mogły mnie zatrzymać. Jedyną rzeczą, jaka zajmowała mi głowę była ucieczka, okropna myśl, że to coś nawet w tej chwili może za mną podążać, ścigać, śledzić. Możliwe, iż była już niemal metr od swego celu. Nie mogłem przestać uciekać. Inaczej będzie po mnie.
Po dłuższym czasie puszcza zaczęła robić się rzadsza, drzewa rosły w coraz dalszych odległościach od siebie, a gdzieś w oddali słyszałem znajomy chlupot strumyku, który zawsze wyznaczał granicę pól obu drużyn w Bitwie o sztandar. Nieprzytomny Nico ciążył mi w rękach, ale nie na tyle, bym zaprzestał biegu.
Nawet nie wiem, jakim cudem udało mi się dotrzeć do obozu. Cóż, najważniejsze, że dotarłem, a Chejron gdy tylko ujrzał nieprzytomnego Nica, bez żadnych oporów rozkazał zanieść go do skrzydła szpitalnego, a mi samemu opowiedzieć, co się stało. Posłusznie przelałem w słowa wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce od mojej samotnej wędrówki do lasu. Centaur słuchał z uwagą, lecz w jego brązowych oczach mogłem dostrzec pewnego rodzaju… niepokój? Tak, to na pewno była obawa. Tylko czemu akurat u Chejrona?
W końcu skończyłem zdawać relacje i skupiłem całą swą uwagę na instruktorze zajęć. Ten jednak nic nie mówił, ba, nie wykazywał nawet żadnej konkretnej reakcji po wysłuchaniu opowieści. Gładził się tylko po ciemnej brodzie, wbijając wzrok w ścianę za mną. Nie mogąc wytrzymać niezręcznej ciszy, zaryzykowałem:
– Chejronie…? Wszystko dobrze?
– Will – odezwał się po dłuższej chwili centaur. – Przyprowadź tu swoją siostrę.
Jasmine:
Po raz kolejny w tym dniu wraz z Willem siedziałam w Wielkim Domu, omawiając z Chejronem obecnie panujące zagrożenie. Czy to normalne?
– Posłuchajcie mnie. – W drżącym głosie koordynatora dało się słyszeć straszliwą powagę. – Coś dziwnego dzieje się w obozie. I nie są to zwykłe potwory, które zazwyczaj atakują was, herosów. To coś zdecydowanie potężniejszego. Coś, czego nie znamy. I coś, co może sprawić nam kłopoty.
Wbiłam wzrok w drewnianą podłogę. Miliony pytań krążyły mi w głowie, rozpaczliwie próbując się z niej wydostać, lecz im na to nie pozwalałam. Przerażało mnie, co by się stało, gdyby wszystkie wyleciały z moich ust, osaczając, i tak już przerażonego, Chejrona.
Tymczasem centaur kontynuował:
– Nie wiem jak i dlaczego, ale zawsze, gdy dzieje się coś złego wy jesteście w pobliżu. Oczywiście nie twierdzę, że powodujecie te wypadki, lecz najwidoczniej musi to coś znaczyć. Może macie wziąć w tym jakiś udział… Choć nie jestem do końca pewien.
Przygryzłam nerwowo wargę. Jeszcze chwila, a nie wytrzymam tego napięcia i słowa same uciekną z więzienia, jakie tworzyłam. Najpierw sen Willa. Potem strzała z karteczką i przerażenie na twarzy Zeusa. Następnie nieprzytomny Nico oraz to coś ścigające Willa w lesie. Początkowo sądziłam, że po prostu mamy pecha, ale teraz… nie, sytuacja jest naprawdę poważna. Tylko o co chodzi?
– Rozmawiałem o tym z Panem D., ale praktycznie nasza rozmowa nie przyniosła żadnych rezultatów. Sam nie wiem, co robić. Zawsze możemy wzmocnić obronę, ale i tak…
Nie dokończył, gdyż nagle w drzwiach prowadzących do pokoju, w którym się znajdowaliśmy, pojawił się zziajany Percy, syn Posejdona, z roztrzepaną czupryną czarnych włosów i podartym podkoszulkiem Obozu Herosów. Przez chwilę jego zielone oczy patrzyły to na instruktora zajęć, to na mnie i Willa, aż w końcu odezwał się zdyszanym głosem:
– Chejronie! Niedobrze! Musisz koniecznie przyjść!
Centaur zmarszczył brwi.
– Co się tak właściwie stało, Percy?
– Sam nie wiem!
Początkowo koordynator siedział nieruchomo w fotelu, jakby przetwarzając w głowie te słowa, a następnie zwrócił do nas:
– Will, Jasmine, zostańcie tutaj. Ja z Percym pójdę zobaczyć, co się dzieje. Tylko się stąd nie ruszajcie. – Wbił w nas swoje brązowe tęczówki, po czym wyszedł z pomieszczenia, z synem boga mórz u swego boku.
Jednocześnie spojrzeliśmy po sobie, oboje wiedząc, co teraz nastąpi.
– Idziemy? – chciał się upewnić mój brat.
– Oczywiście. – Z uśmiechem na twarzy zeskoczyłam z kanapy, dochodząc do drzwi i przekręcając klamkę. Skończyło się na tym, że już po kilku minutach przepychaliśmy się przez tłum obozowiczów, wpatrzonych w jeden punkt.
– Przepraszam… Możecie nas przepuścić? Przepraszam… – co chwila padało z naszych ust, ponieważ tłok był tak wielki i ciasny, że nie dało się nawet swobodnie oddychać, co dopiero chodzić. W końcu jednak przedostaliśmy się do pierwszego rzędu, gdzie dowiedzieliśmy się, co było przyczyną owego zamieszania.
Będę żałować do końca życia, że nie zostałam wtedy w Wielkim Domu. Nie musiałabym być tego świadkiem.
Wszystkie dwanaście domków stało w ruinie. Nie pozostało po nich dosłownie nic. Tylko gruzy i unoszący się ku zachmurzonemu niebu dym.
Na środku rumowiska siedziała kobieta. Ubrana była w zwiewną, lawendową suknię wyszywaną w śliczne, roślinne wzory. Płakała. Krystalicznie czyste łzy spływały strumieniami po jej gładkich, różowiutkich policzkach, zwilżając delikatny materiał jej odzieży.
Sama nie wiem, czemu to zrobiłam.
Co mnie do tego zmusiło.
W życiu bym tak nie postąpiła.
Ale tamta chwila najwyraźniej była wyjątkiem.
Jak w transie odepchnęłam od siebie resztę obozowiczów, po czym powoli podeszłam do rozpaczającej postaci. Czułam na sobie spojrzenia innych i to okropne, przejmujące napięcie, wręcz przepełniające powietrze.
– Czemu płaczesz? – zwróciłam się cicho do nieznajomej. Ta na chwilę przestała szlochać i ostrożnie podniosła głowę. Moim oczom ukazały się głębokie, ciemnozielone tęczówki, błyszczące od napływających co sekundę łez i opadające kaskadą, kruczoczarne włosy.
– Zadałam pytanie. – Nie miałam zamiaru odpuścić. – Odpowiedz.
Wtedy właśnie kobieta podała mi skrawek papieru, prawie identyczny jak ten, który oddałam Rachel. Chwyciłam go, zupełnie nie wiedząc, co robić. Przeczytać? Raczej.
Przeniosłam wzrok na zgniecioną kartkę i uważnie przyjrzałam się wypisanym na nim literom. Greka. A więc ów nieznajoma musiała znać język grecki. No, chyba, że ktoś ją wysłał.
Następnie całą swą uwagę skupiłam na tekście.
Niedługo świat wasz…
W tym samym momencie poczułam, jak ktoś wbija mi sztylet w bok.
Will:
Nogi ugięły się pode mną, sprawiając, że wylądowałem na wydeptanej trawie. Wokół mnie panował chaos, ale nic nie dorówna temu, co działo się w mojej głowie. Myśli i emocje przeplatały się ze sobą, tworząc to cholerne uczucie, powalające mnie na ziemię i doprowadzające do utraty świadomości. Słyszałem wrzaski i piski obozowiczów, tętent kopyt Chejrona i… coś. Coś podobne do głosu, jednak głosem do końca nie będące. Sam nie wiem, jak to opisać. Po prostu… coś. Coś stanowczego i donośnego.
– Odejdź.
Brak odpowiedzi.
– Odejdź stąd, zdrajco.
Znowu nic.
– Wynoś się.
Zero reakcji.
Przed oczami błysnęło mi jakieś światło, a dziwny głos powtórzył:
– Wynocha. Nie potrzebujemy cię. Przynosisz nam tylko kłopoty i tragedie. Nic tu nie zdziałasz. Znikaj mi stąd. Już.
Co było potem? Niestety, nie odpowiem. Nie wiem. Pamiętam tylko Chejrona mówiącego coś do mnie, i na tym koniec. Nic. Pustka.
Czyli oboje zginiemy. Ja i Jasmine. Tak skończymy. Jako dwójka nic nie wartych bliźniąt, które po prostu nie pomyślały dwa razy i doprowadziły do swojej śmierci.
W sumie jest w tym trochę prawdy.
***
Obudziły mnie złote promienie porannego słońca, padające na moją twarz. Czy umarłem? Raczej nie. Przecież dokładnie czułem pościel mnie okrywającą i słodki smak ambrozji w ustach. Chwila… czy to aby nie przypadkiem skrzydło szpitalne?
Powoli otworzyłem oczy. Nie myliłem się. Białe ściany, firanki w oknach i rząd starannie pościelonych łóżek. Pytanie tylko… Co się ze mną stało?
– Widzę, że już się obudziłeś.
Jak poparzony wyprostowałem się do pozycji siedzącej i odwróciłem za siebie. W drzwiach stał nikt inny jak Chejron, tym razem jednak w swojej bardziej ludzkiej postaci, czyli na wózku inwalidzkim. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja spróbowałem odwdzięczyć się tym samy, lecz gdy tylko poruszyłem mięśniami twarzy, te od razu zaczęły niemiłosiernie boleć. Zaprzestałem więc tej próby, z powrotem opadając na łóżko i próbując ogarnąć mętlik myśli i pytań panujący w pulsującej głowie.
– Pewno zastanawiasz się, co się stało. – Centaur pojawił się tuż przy mnie, jakby dosłownie się teleportował.
– Nie, akurat co nieco pamiętam, jedynie nie rozumiem kilku… – urwałem, przypominając sobie widok zakrwawionej Jasmine. – Gdzie moja siostra?!
Już chciałem opuścić salę i zacząć jej szukać, lecz silna ręka Chejrona kazała mi pozostać na swoim miejscu.
– Spokojnie, Jasmine żyje. – W żaden sposób nie potrafiłem opisać ulgi, jaką poczułem, słysząc te słowa. – Na razie jest pod opieką Argusa i Annabeth, ale miejmy nadzieję, iż szybko powróci do zdrowia. Tym bardziej, że przeczytałem kartkę, którą dostała od… od tej kobiety.
Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o co chodzi. Oczywiście, chciałem, a nawet pragnąłem, by Jas wyzdrowiała, ale co to miało wspólnego z owym listem?
Najwyraźniej koordynator zajęć zauważył moje zdziwienie, ponieważ szybko wytłumaczył:
– Po kilkakrotnym rozmyślaniu nad treścią, wywnioskowałem, iż jesteśmy w niebezpieczeństwie. My, czyli ty, ja, herosi, Olimp, Ameryka. Wszyscy. A skoro otrzymaliśmy takie „powiadomienie”, uważam, że trzeba coś zrobić. Inaczej będzie za późno. Konsultowałem się już z Panem D. i jego opinia jest prawie taka sama. Musimy jakoś zadziałać.
– Tylko jak? – spytałem.
– Ano właśnie – westchnął. – Postanowiłem połączyć wszystkie fakty w całość, mając nikłą nadzieję, że coś mi to da. I rzeczywiście dało. Sam pomyśl, Will – runy, groźby, usilne próby uprzykrzenia nam życia. Odpowiedź sama się nasuwa. Wiesz może, o co chodzi?
Oczywiście, że wiedziałem. Problem w tym, iż bałem się do tego przyznać. A co, jeśli wypowiem te słowa, strach owładnie mną do tego stopnia, że znów zemdleję? Że będę miał ochotę wymiotować? Albo coś jeszcze gorszego?
Jednak chyba nie miałem wyboru. Chejron był zbyt bystry i inteligentny, by nie przejrzeć moich uczuć, a możliwe że nawet myśli.
– Tak – odpowiedziałem cicho. – Musimy tam przybyć. I ich powstrzymać.
– Dokładnie – potwierdził centaur, co jeszcze sprawiło, że koniuszki moich palców jeszcze bardziej pobladły. – A więc gdy tylko Jasmine powróci do zdrowia, wyruszycie na lotnisko. Zresztą szczegóły omówimy później. Teraz odpocznij.
Centaur zawrócił swoim wózkiem w kierunku drzwi, by następnie zostawić mnie samego z promieniami sierpniowego słońca i wszechobecną, szpitalną ciszą.
No pięknie.
Dwójka bezużytecznych dzieci Hestii idzie na misję.
To tak, jakby bez żadnego skafandra ochronnego wysłać kota na Neptuna, by sprawdził, czy istnieje tam jakiekolwiek życie. Wiadomo, że futrzak zdechnie zaraz po wyjściu z pojazdu kosmicznego, bo zwyczajnie nie był zabezpieczony.
I tak prawdopodobnie stanie się z nami.
Bez żadnej ochrony, wiedzy i doświadczenia pojedziemy z Nowego Jorku do Sztokholmu na pewną śmierć.
Z Ameryki do Laponii.
Z Grecji do Skandynawii.
Z Południa na Północ.
CDN.
Świetne! Ja chcę CD, TERAZ =)
Biedne te bliźnięta, cały czas pod górkę :<
I dziękuję za dedykacje ^^
Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak Suuper kocham was ^^
Kocham to opko! Serio, genialne. Brak słów. 😀
CUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUDO :D.
Chcę już CD! 😛
Ojej! Dziękuję Wam wszystkim za pozytywne opinie!
LEOszczuro – jakie „was”? O.o Ale i tak wielkie thanks. 😀
Kochana mam nadzieje, że napisałaś już następna czesc bo chce przeczytać daleeeeeeej <3
JAK cie kiedyś spotkam PAllas to cię osobiście trzepnę za to badziewie to moż e wkońcu zmądrzejesz 😀
Opo genio i dawaj CD bez marudzenia i jak jeszcze raz nazwiesz to cudo badziewiem to nie dostaniesz żadnych spiolerów z niezwyczajnych i wgl tego nie bd kontunuować 😛
wiem to szantaż tak jakby ale no cóż musze cie jakoś wychować <3
Udław się słowami typu „badziewie”!!! Niech Ci w gardle staną!!!
genialne ^^
i końcówka najlepsza 😉
nawet nie pisz ,że to badziwie bo jak ce ktoś z blogowiczów spotka w rl ,który to czytał to bedzie zle
nawet ja się poświece i przyjade do ciebie jak zobacze jeszcze raz jak napiszesz ,że to badziewie .Szykuj się 😉
pisz szybko cd ^^
Napisałam ci już komentarz na twoim blogu, nie będę się powtarzać. Dzięki za dedykację 😀