Tę część dedykuję wszystkim, którzy komentują czyli Luna Tenebris, LEOszczura, Pallas Atena, Asia_48, mazak18 i wszyscy o których nie wspomniałam. Dziękuję, bo to świetnie motywuje 😉
Żeby odgonić od siebie ponure myśli porwałam z talerza kanapkę z pomidorem i wypchałam sobie nią usta.
Spojrzałam na mamę. Przyglądała mi się z troską i niepokojem. Przełknęła głośno ślinę i już wiedziałam. Teraz będziemy się bawić w surowego rodzica, tak? Och jak ja to uwielbiam.
Z opowieści kolegów, doskonale wiem, ze rodzice czasem biorą dzieci na „poważne” pogawędki i rozmawiają z nimi jak na przesłuchaniu, rzucając teksty typu „nie wywieram na ciebie żadnej presji, ale wiesz że i tak się dowiem”. Tyle że moja mama nigdy taka nie była. Dawała mi mnóstwo luzu, ufała mi. Kiedy chciała żebym jej się zwierzyła najczęściej siadała obok mnie na kanapie, podsuwała mi kubek herbaty i czekoladę przez chwile oglądała ze mną w milczeniu telewizję, i zaczynała jakiś temat. Zupełnie naturalnie. Kiedy coś mi leżało na wątrobie potrafiłyśmy tak siedzieć kilka godzin płacząc i śmiejąc się na przemian, a jeśli nie, to po prostu gadałyśmy o filmach czy książkach( tak, pomimo, że jestem dyslektykiem czytam, albo raczej słucham audio-book’ów, Bogowie, jak ja was zaskakuje, co?).
Problem w tym, że niedawno w ręce mamy trafiła książka pt. „Jak wychować nastolatka” podrzucona przez jakąś koleżaneczkę z pracy. Dowiem się, której to sprawka to zamorduję. Mama bowiem, po przeczytaniu pierwszego rozdziału, uznała, że robi mi niewyobrażalną krzywdę dając mi tyle swobody i nie wyduszając ze mnie siłą informacji. Od tego dnia jednym z moich marzeń jest poznanie autora tej książki, pogratulowanie mu, a następnie przywalenia mu tym jego super mądrym dziełem w jego przemądrzały łeb.
Mama westchnęła głośno. Wiedziałam, że źle się czuje robiąc rewizje moich prywatnych spraw, ale może myślała, że mi tym w jakiś sposób pomoże. Spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem i zaczęła swój wywód:
-Lilly, wiesz jak ja tego nie lubię. Po prostu powiedz mi co jest nie tak i będziemy miały to z głowy. W tej książce mówią, ze takie duszenie w sobie problemów może doprowadzić do trwałego zatrucia relacji….bla, bla, bla, bla.
Przestałam słuchać gdzieś mnie więcej po „co jest nie tak”.
Odwróciłam się w stronę szafek z jedzeniem, otworzyłam jedną z nich i zaczęłam prowadzić w swojej głowie niezwykle filozoficzne rozważanie na temat wybrania przekąski do szkoły. Drożdżówka cynamonowa czy batonik czekoladowy, oto jest pytanie. Szekspir byłby ze mnie dumny.
Wybrałam batonika, schowałam go do torby, a kolejnego zaczęłam jeść. Och, co mi tam.
Mama stała do mnie tyłem i robiła sobie kolejną kawę. Ani na chwile nie przestawała mówić sypiąc jak z rękawa tekstami typu „Nie masz się czego bać”. Aż mnie kusiło, żeby jej odpowiedzieć coś w stylu „Tak, mamo masz rację. Jestem w ciąży i zamierzam wyemigrować na Grenlandie z moim sześćdziesięcioletnim chłopakiem. Bardzo się kochamy i niedługo dostaniesz zaproszenie na mój ślub na którym głównym drużbą będzie pingwin”, ale biorąc pod uwagę, że niedługo mogłam jej przekazać wiadomość, że zawaliłam rok, wolałam spasować.
Odwróciła się i chyba na chwile straciła wątek, kiedy zobaczyła, że gapię się na nią jak na wariatkę. Chwyciła się pod boki jakby próbowała dodać sobie odwagi.
-Nie patrz tak na mnie.- powiedziała prosząco- Chociaż przez chwile mnie posłuchaj, dobrze?
Ja w odpowiedzi tylko westchnęłam, demonstracyjnie wkładając sobie palce do uszu i zaczęłam śpiewać mix najbardziej plastikowych i obciachowych popowych piosenek jakie przyszły mi do głowy, robiąc przy tym głupie miny.
Widziałam jak mama walczy z uśmiechem próbującym się wydostać na jej twarz. Zawsze tak reagowała na moje wygłupy. W końcu uniosła ręce w geście poddania się i zobaczyłam, że się śmieje.
Wyjęłam palce z uszu i zaczęłam ścierać okruszki z mojego batonika, które wylądowały na blacie.
Mama pokręciła lekko głową jakby chciała odgonić jakąś myśl i powiedziała cicho:
-Zupełnie jak ojciec.
Zapewne nie miałam tego usłyszeć. Ale usłyszałam.
Jakby to powiedzieć? Zamurowało mnie to za słabe określenie.
Ojciec był tematem tabu. Nie umiem policzyć ile razy o niego pytałam. Czy nas zostawił? Czy mnie zna? Czy on w ogóle żyje?
Mama zawsze mnie zbywała. Później już po prostu nie zadawałam sobie trudu by pytać. Ale nie przestałam o nim myśleć.
Ułożyłam dziesiątki historii, których raz jest brutalem wyżywającym się na mamie, a innym razem szlachetnym strażakiem, który ginie jak bohater, ratując z tysiąc osób.
Nienawidziłam go, później za nim tęskniłam. I tak w kółko. Zwariować można. (Dobra może to nie jest najlepszy komentarz dla osoby, która widzi wokół siebie różne dziwne rzeczy, ale okej)
A teraz mama wyskakuje z jakimś „zupełnie jak ojciec” jakby za chwile miał wyjść z łazienki w szlafroku i kapciach, cmoknąć mnie i mamę w policzek i zacząć jeść śniadanie.
Nie wiedziałam dlaczego mama to powiedziała, zwłaszcza, że nigdy nie opowiadała o tacie. Wiedziałam jedno: teraz nie odpuszczę.
Odwróciłam się i próbowałam wydusić z siebie chociaż słowo. Otwierałam i zamykałam usta jak jakaś ryba, ale to nic nie dało. W sumie, to słowa nie były tu potrzebne. Wiedziałam, że w moich oczach widać dwa wielgachne pytajniki.
Spojrzałam na mamę. Zakrywała sobie usta obiema dłońmi a w jej oczach było widać takie zdziwienie jakby nie do końca kojarzyła, co powiedziała. Nie odrywała ode mnie wzroku. No świetnie, bała się mojej reakcji.
Zdjęła dłonie z ust i spojrzała na mnie tak, że aż mnie zatkało. W jej oczach było tyle bólu czy czegoś innego, że nie mogłam w nie patrzeć. spuściłam wzrok a ona zaczęła mówić:
-Boże, Lilly przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. W życiu bym czegoś takiego nie powiedziała. Błagam, spójrz na mnie. Nie powinnam…
-A może właśnie powinnaś?
Przerwałam jej bo za dużo razy słyszałam to „nie powinnam”. „Nie powinnam o tym mówić”, „nie powinnaś o tym wiedzieć”. O nie, teraz moja kolej. „Kości zostały rzucone”. To nie Szekspir ale chciałam czymś zaszpanować.
-Może właśnie powinnaś mi powiedzieć? Mamo zrozum, ja już nie jestem dzieckiem, zaakceptuje wszystko. Porzucił nas? Nie żyje? Spokojnie, żyłam bez niego prawie szesnaście lat, teraz nie robi mi to już wielkiej różnicy. Ale chcę wiedzieć. Mam do tego prawo.
Mama próbowała przerwać mi w pół słowa, ale się nie dałam. Dzięki bogom za moją gadane.
-Nie, teraz mnie nie zbyjesz. Mamo, ja nawet nie wiem jak się nazywa mój ojciec! To jest ździebka chore!
Mama patrzyła na mnie jakby błagała, żebym nie zadawała tych pytań. Za późno. Teraz się nie wycofam, a ona to doskonale wiedziała. Westchnęła cicho, ale tak ciężko jakby nosiła na plecach wór kamieni.
-Kochanie, to nie jest takie proste. Ja nawet nie wiem czy potrafię Ci to wytłumaczyć. On…on nie był typowym ojcem…
-No to zdążyłam zauważyć przez szesnaście lat. Powiedz i tyle!
W moim głosie usłyszałam ironie. Wiedziałam, że teraz wyleję wszystkie żale związane z ojcem. Ale nie chciałam tego. Nie chciałam obciążać tym mamy. Uspokoiłam głos i wyszeptałam najspokojniej jak mogłam:
-Po prostu powiedz. Tylko tyle.
Spojrzałam jej prosto w oczy, ale nie wytrzymałam długo. Teraz te oczy były tak obce, tak inne od moich i tak bardzo przepełnione bólem, że były wręcz przerażające.
Mama tylko pokręciła głową.
-Nie.
Tego było dla mnie za dużo. Podniosłam głos co zdarza mi się rzadko kiedy z nią rozmawiam.
-I tak się dowiem! Masz szanse powiedzieć mi teraz. Chcesz żebym dowiedziała się tego od kogoś obcego? Nie mogę Ci obiecać, że nie będę miała do ciebie o to żalu, więc mamo, po prostu powiedz!
Patrzyłam na nią wyczekująco zaskoczona tym, że w ogóle coś takiego powiedziałam. Ale to była prawda.
Mama odwróciła twarz, ale ja i tak zobaczyłam coś czego nigdy wcześniej nie widziałam. Ona płakała.
Poczułam się tak podle, jak nigdy w życiu się nie czułam. Doprowadziłam ją do płaczu. Przez to moje oczy też zaczęły mnie piec. Nie tylko nie to. Nie dzisiaj. Nie w tej chwili. Nie przez niego.
Opuściła mnie cała złość, ale nie determinacja. Nie odpuszczę. Mimo wszystko.
-Przepraszam mamo.
Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się słabo.
-Kochanie, ty nie masz mnie za co przepraszać. Po prostu….obiecaj, że nie będziesz o niego pytać.
Co mam wam powiedzieć? Może i jestem wyrodną córką, ale się wkurzyłam. I to cholernie. Dobrze, zgadzam się. Odbierzcie mi różową szarfę z napisem „idealna córeczka”, którą dostałam w jakimś durnowatym konkursie w przedszkolu. Nie wiem jak to przeżyję, ale dobrze, zniosę ten ból.
No ale przecież widzi jak mi na tym zależy. Co jej szkodzi powiedzieć? Jedno imię i nazwisko.
Pokręciłam przecząco głową .
-I tak się dowiem.
Spojrzałam na zegarek. Była 8:27. To wszystko trwało tylko pięć minut, a ja miałam wrażanie jakby pół dnia. Ale miałam tylko 3 minuty na dojście do metra. A dzisiaj nie mogłam się spóźnić.
Wzięłam torbę i bez słowa wyszłam trzaskając drzwiami.
Może gdybym zamknęła je normalnie usłyszałabym jak mama szepcę do siebie:
-Tak, dowiesz się. Boję się, ze nawet szybciej niż myślisz.
Genialnie *.* Cudowne *.*
Dziękuję za ded 😉
O.O
Świetne!
Dosłownie miałam wszystko przed oczami. To wciąga! Bardzo! Aż sama nie wiem, co dalej napisać… Po prostu mnie się to w cholerę podoba! 😀 Ja chcę CD!
Taaak podoba się …. urzeka… czaruje dzięki za dedykacje
Ta część… Świetnie opisujesz odczucia bohaterki. Aż chce się czytać 😀